Wpisy z tagiem "św Jan od Krzyża":
Św. Jana od Krzyża, z Zakonu Karmelitów
Żył około roku Pańskiego 1591.
(Żywot jego wyjęty jest z Kronik Zakonu Karmelitańskiego.)
Święty Jan od-krzyża urodził się w Fontybierze w Hiszpanii, z ubogich a pobożnych rodziców, Za staraniem możnéj rodziny, która się nim opiekowała, wyższe szkoły ukończył i w naukach wielki uczynił postęp. Od dziecinnych lat serdeczne miał do Matki Bożéj nabożeństwo i wtedy już szczególnéj Jéj doznawał opieki. Miał lat pięć, kiedy wpadłszy w głęboką studnię, ręką saméj przenajświętszéj Panny został z niéj wyratowany. W dziewiątym roku już ostre zadawał sobie pokuty: ścisłe zachowywał posty, i bardzo krótko sypiając, kładł się na podesłanym chróście. Doszedłszy lat młodzieńczych poświęcił się dozieraniu ubogich w szpitalu w mieście Medynie. Doglądał ich z największą troskliwością najniższe oddając usługi, a przykład jego do wierniejszego obowiązków wypełniania i płatnych przy tym zakładzie ludzi, pobudził.
Lecz że go Pan Bóg do doskonalszego powoływał życia, Jan mając lat dwadzieścia jeden, wstąpił do zakonu ojców Karmelitów. Po wykonaniu ślubów uroczystych, zaczął spełniać umartwienia które wszystkich zakonników w podziwienie wprawiały. Uprosił sobie zamiast celi ciemny składzik, którego ściana dotykała kościoła, a tak nizki i ciasny, że w nim ani stać nie mógł, ani leżeć zupełnie wyciągnięty. Pościł codziennie bez nabiału, nosił włosiennicę uplecioną z ostréj trzciny, i codzień krwawe odprawiał biczowanie. Zostawszy kapłanem, a chcąc wieść życie jeszcze ostrzejsze i bardziéj odosobnione, zamierzał przejść do Kartuzów. Lecz wtedy właśnie poznał się ze świętą Teresą, którą Pan Bóg natchnął był myślą przywrócenia w całym zakonie Karmelitańskim pierwotnéj ścisłości Reguły. Święta ta mając na to od Stolicy Apostolskiéj wszelkie upoważnienia, skłoniła go aby nieprzechodząc do innego Zgromadzenia, w swojém starał się zaprowadzić reformę. Święty Jan, poznawszy w tém wolę Bożą, wziął się do tego wielkiego dzieła. Zaczął tę reformę z jednym tylko towarzyszem, założywszy, za pozwoleniem Jeneralnego Przełożonego Zakonu, nowy klasztor w mieście Derwel, w którym miał zaprowadzić całą surowość pierwotnych Ustaw. Po niejakim czasie, przyłączyło się do niego kilku innych zakonników, z którymi wiódł życie przypominające sposób życia dawnych pustelników na puszczach Egipskich. Lecz że byłato okolica, gdzie lud po górach mieszkający wielce był pod względem religii zaniedbany, musieli ci święci zakonnicy i apostolskim pracom się oddawać. Niekiedy, i to wśród zimy, aby wtedy łatwiéj mieszkańców w domach zastawać, cały dzień po śniegach brodzili bez obuwia i w jednym habicie; gdy zaś po tak ciężkich trudach w nocy zbierali się aby pacierze odmówić, ubogi ich chór był tak źle zaopatrzony, z powodu niedostatku w jakim zostawali, że i tam na nich śnieg padał.
Wkrótce potém i drugi klasztor takiéjże reformy, stanął w Mandzerze, i tam powołano Jana na Magistra nowicyuszów, coraz liczniéj się gromadzących, a którzy pod tak świętym mistrzem, wielkie na drodze doskonałości czynili postępy. W ich liczbie był jeden z najuczeńszych profesorów, ze sławnego uniwersytetu Salamanckiego, a który okazał się niezadowolony, że mało książek znalazł w bibliotece klasztornéj. Święty Jan, który dopatrzył w tém pokusę złego ducha zamierzającego przez zajęcia umysłowe, odwrócić tego nowicyusza od życia wewnętrznego, zabrał mu i te książki jakie miał w celi, a dał tylko mały katechizm dla dzieci, i uczyć się z niego nic innego nie kazał, tylko tego pierwszego pytania: „Czy jesteś chrześcijaninem?” Nowicyusz ten, który potém wyszedł na bardzo świątobliwego i znakomitego kapłana, mawiał, iż ten postępek świętego Jana, wyleczył go na zawsze z próżności do któréj miał wielką skłonność, a stał się dla niego źródłem największych oświeceń Ducha Świętego.
Z klasztoru w Mandzerze, Jan powołany został znowu na Magistra nowicyuszów do klasztoru w Pastrana, tejże reformy, a ztamtąd na Przełożonego do klasztoru w Awilla. Gdy tam przemieszkiwał, a według swego zwyczaju nigdzie z klasztoru nie wychodził, zrobiono mu uwagę, że wypada koniecznie aby oddał wizytę gubernatorowi tego miasta, bardzo zakonowi przychylnemu. Uczynił to Święty, a gdy przybywszy do gubernatora, przepraszał go że dotąd nie był u niego, ten mu odpowiedział: „Szanowny ojcze, bardzo szczęśliwi jesteśmy gdy nas zakonnicy nawiedzają; ale najwięcéj ich poważamy, gdy z klasztoru nie wychodzą.” Święty Jan, często tę odpowiedź przytaczał braciom, aby ich zachęcić do tém większego stronienia od świata.
Lecz zły duch nie mógł pozostawić w pokoju, tak wielkiego sługi Bożego. Wydał mu téż zawziętą wojnę: najprzód zaczął go trapić strasznemi widziadłami, w których niekiedy bił go dotkliwie; dręczył go pokusami nieczystemi, a gdy w tém wszystkiém zwyciężał go Jan święty, nasyłał na niego po kilka razy kobiety nierządne, którym nie tylko oparł się nasz Święty, lecz i one same nawrócił, i do najszczerszéj przywiódł skruchy.
Widząc szatan, że tym sposobem nic z nim wskórać nie może, do innego uciekł się środka, żeby go prześladować. Dotąd, na wielkie dzieło reformy, przez świętego Jana prowadzone, zakonnicy którzy jéj nie przyjęli, patrzyli obojętnie; lecz nagle powstali na niego, i do tego przyszło że go poczytano za apostatę, a nawet zarzucano mu kacerstwo. Uwięziony, trzymany był przez dziewięć miesięcy w ciemnéj piwnicy o chlebie i wodzie, nabawiwszy się przez to w skutek wilgoci, chorób dolegliwych, których już potém nigdy się nie pozbył. Tam, objawiła mu się przenajświętsza Marya Pannna oznajmując iż go z więzienia wyprowadzi. Święty Jan, zamiłowany w krzyżu, w upokorzeniach i cierpieniach, prosił Ją pokornie aby tego nie czyniła. Wszakże musiał przyjąć tę łaskę, i Matka Boża, wywiodła go z więzienia, wysyłając w tym celu Anioła, jak to było niegdyś ze świętym Piotrem, gdy go Herod uwięził. Cud takowy, utwierdził Jana tém bardziéj że dzieło reformy za które cierpiał, było z woli Bożéj. Wziął się więc do niego z tém większą gorliwością. W krótkim czasie wiele za jego staraniem stanęło klasztorów i w kilku z nich był on Przełożonym.
Pomimo wysokich cnót jakiemi jaśniał, pomimo nadzwyczajnych łask któremi go Pan Bóg obdarzał, pomimo nawet licznych cudów, jakie już był uczynił, dopuścił Pan Bóg aby popadł powtórnie prześladowaniu, i to od własnych swoich synów. Kilku zakonników z klasztorów przez niego samego założonych, powstało przeciw niemu, i niegodziwemi swojemi zabiegami i oszczerstwami dokazali tego, że gdy się zebrała jeneralna Kapituła Karmelitańska, na któréj zdawało się że Jan zostanie Jenerałem Zakonu, tak się zaślepiono i uprzedzono przeciw niemu, że mu odjęto wszelkie urzędy zakonne. Przeznaczono mu na mieszkanie mały klasztorek w górach, aby w nim pozostając, z nikim nie miał stosunków; a gdy tam kazania jakie miewał i cuda które czynił, wielu ludzi gromadziły, postanowiono wysłać go na missyą do Indyi, aby się go raz pozbyć.
Wszystko to, mąż Boży znosił nietylko z niezachwianym spokojem, lecz z najżywszém weselem ducha, i pragnął więcéj jeszcze cierpieć i więcéj być upokorzonym. Razu pewnego, gdy trwał na modlitwie, stanął przed nim Pan Jezus, i spytał: jakiéj pragnie nagrody za tyle trudów i cierpień, które dla chwały jego poniósł? „Panie! odrzekł święty Jan, cierpieć i być wzgardzonym dla Ciebie.” Wysłuchał go téż Pan Jezus, i coraz większe dopuszczał na niego prześladowanie.
Nieprzyjaźni mu zakonnicy, widząc iż dla słabości zdrowia nie można go było wysłać do Indyi, rozgłaszali o nim wieści najbardziéj mu uwłaczające. Oskarżono go o podejrzane stosunki z kobietami, nie pozwolono mu z nikim się widywać, zabierano jego listy i inne pisma i palono takowe jakoby w sobie heretyeckie zdania zawierały. W ciągu tego, prowincyał który chciał go jednak oszczędzać ile możności, dał mu do wyboru klasztor, w którym sam obrawszy sobie mieszkanie, byłby spokojniejszym i mniéj na obelgi narażonym. Święty obrał ten klasztor, w którym wiedział że Przeorem jest zakonnik jemu najnieprzychylniejszy. Trudno téż wypowiedzieć, co wycierpiał gdy do tego klasztoru przybył. Zapadł tam gorzéj na zdrowiu, całe ciało jego pokryły wrzody, najsroższe zadające mu boleści. Z sił zupełnie był opadł. Pomimo tego, niegodziwy Przeor obchodził się z nim bez litości, mszcząc się na nim za słuszną karę, jaką był niegdyś odebrał od świętego Jana gdy ten był jego Przełożonym. Umieścił go w najgorszéj celi, tak ciężką chorobą dotkniętego zostawiał bez najmniejszego dozoru; nie pozwolił nawet innym braciom aby go nawiedzali, a gdy sam to czynił, przychodził tylko po to, aby go obelgami okryć.
Jan zaś nigdy nie okazywał się szczęśliwym i weselszym jak wtedy, a po każdéj dolegliwszéj tego rodzaju próbie, z całego serca dziękował za nią Panu Jezusowi i z całéj duszy powtarzał: „Panie cierpieć i być wzgardzonym dla Ciebie.” Nigdy słowo skargi z ust jego na nikogo nie wyszło, a gdy razu pewnego, powiedziano mu że ma przybyć Prowincyał do tego klasztoru i przenieść go ztamtąd, lub zmienić przełożonego, zasmucił się tém wielce, i rzekł: „oby tak nie było” i powtórzył te słowa Pisma Bożego: „To miejsce odpoczywania mojego 1, aż do końca życia.”
Lecz nie dość na tém: tę wielką duszę spodobało się Panu Bogu oczyszczać i uświęcać i ogniem wewnętrznych utrapień i ucisków. Zapadł ten wielki sługa Boży w największe oschłości, niepokoje, opuszczenia i ciemności umysłu, tak że mógł poniekąd powtórzyć te słowa Boskiego Mistrza swojego: „smutną jest dusza moja aż do śmierci” 2. Stan taki trwał już w nim prawie aż do końca życia, a w ciągu tego święty Jan najobfitsze właśnie nagromadził sobie przed Bogiem zasługi.
Nareszcie, objawił mu Pan Bóg nie tylko dzień, lecz i godzinę w któréj miał go powołać do Siebie. Gdy się ta chwila zbliżała, zażądał ostatnich Sakramentów świętych, które przyjął z uczuciami najwyższéj pobożności i skruchy. Po nich już ciągle się modlił, trzymając w ręku krucyfiks, który już to do ust, już do serca przyciskał, i wymawiając te słowa: „Boże mój! w ręce Twoje oddaję duszę moję,” zasnął w Panu, 14 Grudnia roku 1591. W chwili gdy konał, ujrzano nad głową jego ognistą kulę tak świecącą, że na nią patrzeć nie można było, a z ciała jego wychodziła woń przecudna. Po śmierci objawił się wielu świętym duszom, a jednéj z nich przedstawiając się w szacie litéj złotem, i osypanéj brylantowemi gwiazdami i ze świetną koroną na skroni, rzekł: „O! jak wielkiéj ceny w Niebie, są cierpienia poniesione na ziemi.”
Wszystkich którzy go prześladowali za życia, najsmutniejszy spotkał koniec: wielu z nich wyszło z Zakonu, a inni pozostawszy w nim, pokazali się najgorszymi zakonnikami.
Święty Jan pozostawił kilka pism tyczących się życia wewnętrznego wysokiéj wartości, które go stawiają w rzędzie pierwszych Teologów Mistycznych. W poczet Świętych wpisał go uroczyście Benedykt XIII.
Pożytek duchowny
Otóż jak ciężka i ciernista droga prowadzi do Nieba, a całą tajemnicą aby się na niéj utrzymać jest, aby z miłości Jezusa, który nią Sam pierwszy poszedł, krzyże i cierpienia przez jakie chce Pan Bóg duszo nasze uświęcić, z poddaniem się woli Jego znosić. Chcesz-li w istocie prędko Świętym zostać? Zapragnij na wzór świętego Jana z całego serca cierpieć, i być wzgardzonym dla Chrystusa.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! któryś świętego Jana Wyznawcę Twojego, doskonałego zaparcia się i krzyża przedziwnym miłośnikiem uczynił; spraw prosimy, abyśmy starając się go naśladować, chwały wiekuistéj dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1012–1015.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 930–931
Święty Jan od Krzyża mówi: „Nie postąpisz kroku naprzód, jeśli nie będziesz naśladować Chrystusa, który jest drogą, prawdą i bramą, którą wejść winieneś do Królestwa niebieskiego, gdyż duszy, która stroni od naśladowania Chrystusa, nie uważam za duszę dobrą. Staraj się, aby pierwszą twą myślą było pragnienie naśladowania Chrystusa. Wyrzeknij się wszelkich przyjemności, jakie się nastręczą twym zmysłom, jeśli nie będą zmierzały do chwały Boga. Chrystus w tym życiu ziemskim dążył jedynie do tego, aby pełnić wolę Ojca swego. Nie bierz sobie za przykład żadnego człowieka, choćby i najświątobliwszego, gdyż szatan wskaże ci jego ułomności; naśladuj Chrystusa, ten wzór doskonałości i świętości, a nie omylisz się. Żyj na wewnątrz i na zewnątrz na krzyżu wespół z Chrystusem, a osiągniesz spokój duszy. Chrystus ukrzyżowany niech ci wystarczy, z Nim cierp, z Nim spocznij, bez Niego nie cierp i nie spoczywaj. — Staraj się pozbyć miłości własnej; kto siebie ceni, nie zaprze się siebie samego i nie idzie za Chrystusem. Nade wszystko miłuj cierpienia i nie myśl, że znosząc je, zyskasz wielką zasługę wobec Tego, który nie wahał się za ciebie umrzeć. Jeśli chcesz posiąść Chrystusa, nie szukaj Go bez krzyża. Kto nie szuka krzyża, nie szuka chwały Boga. Każdy pragnie mieć udział w skarbach i rozkoszach wiekuistych Boga, ale niewielu jest, co chcą ponosić trudy i cierpienia z miłości do Syna Bożego.”
Św. Teresy, odnowicielki zakonu karmelitańskiego
Żyła około roku Pańskiego 1582.
(Żywot jej był napisany przez Jepeza, Biskupa Taraskońskiego jéj spowiednika.)
Święta Teresa urodziła się w mieście Avilla w Hiszpanii roku Pańskiego 1515. Była córką jednego ze znakomitych panów tego kraju Alfonsa Sanchez Zepede, i Beatryksy Zachumedy. Wychowana bogobojnie, w dzieciństwie już przedstawiała dowody zapowiadające przyszłą świątobliwość. Miało lat siedem, kiedy czytając z bratem mało co od niéj starszym, żywoty Świętych Pańskich, tak żywo zapragnęła ponieść śmierć za wiarę, że z tymże bratem wyszła potajemnie z domu rodzieielskiego z zamiarem udania się do Afryki pomiędzy niewiernych, aby tam dostąpić korony męczeńskiéj; lecz spotkał ich stryj w drodze, i przywiózł napowrót do domu. Tak ją już wtedy żywo przejmowała myśl o wieczności, że ciągle powtarzała: „A więc na zawsze! a więc bez końca!” Gdy nie powiodła się jéj wycieczka pomiędzy pogany, wybudowała sobie w ogrodzie chatkę jakby pustelniczą i tam kilka razy na dzień udawała się na modlitwę, wśród któréj już Duch Święty napełniał ją wielkiemi pociechami i darami, będącemi zadatkiem tych, które późniéj w tak wielkiéj obfitości miała odbierać.
Lecz co dobrego i świętego w duszy jéj zrodziło czytanie ksiąg pobożnych, wszystko czytanie powieści romansowych, od razu zniszczyło. To stało się powodem, że Teresa po stracie matki, zaledwie wchodząc w lata młodéj dziewicy, polubiła rozrywki światowe, stroje i zbytki. Byłaby niechybnie do smutnéj doszła ostateczności, gdyby nie to że zaraz po śmierci matki, obrała sobie za matkę przenajświętszą Maryą Pannę, i Jéj szczególnéj oddała się opiece. Wyrwała téż ją Marya z niebezpiecznéj drogi na którą wstąpiła. Ojciec człowiek bardzo bogobojny, widząc córkę zbyt światem zajętą, umieścił ją na pensyi w klasztorze panien Augustyanek. Po kilku dniach tam przebytych, Teresa inną się stała i dawna pobożność odżyła w jéj sercu. Przypisując to jedynie opiece Matki Bożéj, jeszcze serdeczniéj poleciła się Jéj macierzyniskiéj pieczy. Wtedy już powzięła myśl wstąpienia do klasztoru, lecz gdy się jeszcze wahała, utwierdziło ją w tém spotkanie w podróży którą z ojcem odbyła, jednego z jéj stryjów, który osiadłszy jakby na puszczy, wiódł życie bardzo świątobliwe a wkrótce potém czytanie listów świętego Hieronima, skłoniło ją ostatecznie, do opuszczenia świata.
Otrzymawszy na to błogosławieństwo i pozwolenie ojcowskie, wstąpiła do klasztoru panien Karmelitanek w Avilla, mając lat dziewiętnaście. Krok ten jednak kosztował ją nadzwyczaj wiele, jak to sama późniéj wyznawała, mówiąc że gdy opuszczała dom rodzicielski, zdawało się jej że tego nie przeżyje, tak się jéj serce od żalu krajało. Lecz skoro przywdziała habit zakonny, Pan Bóg wynagradzając męstwo z jakim przezwyciężyła dla Niego uczucia wrodzone, rozpalił w jéj sercu płomienie najgorętszéj Swojéj miłości, zalewając jéj duszę największemi niebieskiemi pociechami i łaskami, któremi wsparta, od pierwszego dnia wstąpienia do nowicyatu, objawiła cnoty doskonałéj zakonnicy. W umartwieniach ciała, posłuszeństwie, zaparciu własnéj woli i w darze modlitwy, wszystkie siostry przewyższała. Zapadła wkrótce potém na zdrowiu: wszakże w niczém to nie wstrzymywało jéj pokutnego życia, i po upłynionym roku uczyniła śluby uroczyste przejęta uczuciami najżywszéj radości i pobożności.
W klasztorze tym, nie było ścisłéj klauzury. Ojciec, dla poratowania jéj zdrowia, wziął ją do jednéj z sióstr rodzonych na wieś. Tam nie opuszczała wcale wszystkich zakonnych ćwiczeń, i coraz ściśléj się z Bogiem jednoczyła. Lecz zdrowie jéj coraz stawało się gorszém. Była już nawet chwila w któréj zdawało się że umrze, gdyż przez dni cztery jak nieżywa leżała, aż nakoniec udawszy się do pośrednictwa świętego Józefa, odzyskała zdrowie, i od téj pory, miała do tego Świętego przez całe życie szczególne nabożeństwo. Upewniała że o co tylko i kiedykolwiek prosiła Pana Boga za Jego pośrednictwem, zawsze wysłuchaną była. Stała się téż najgorliwszą apostołką nabożeństwa do tego świętego Partryarchy.
Lecz gdy odzyskała zdrowie co do ciała, okazało się że na duszy bardzo osłabła. Długi pobyt za klasztorem, jak to zwykle bywa, przygasił w jéj sercu pobożność. Kiedy wróciła do zgromadzenia, zaniedbała się we wszystkich zakonnych obowiązkach, najchętniéj przebywała w mównicy z osobami świeckiemi, a chociaż uchronił ją Pan Bóg pomimo tego od ciężkiego upadku, jednak z jednym z dalekich krewnych swoich utrzymywała stosunki przyjaźni uczciwéj wprawdzie, lecz którą jéj serce zanadto było zajęte. Była już na brzegu przepaści, ale i z téj znowu matka jéj niebieska wyratować ją raczyła. Spotkanie spowiednika, który wymógł na niéj aby bądź co bądź codziennéj modlitwy myślnéj nie opuszczała, czytanie wyznań Świętego Augustyna, objawienie się jéj Pana Jezusa ubiczowanego, nakoniec widzenie które miała miejsca w piekle, jakie ją czeka, jeśli na drodze na któréj się znajduje dłużéj pozostanie, wszystko to najzbawienniéj na nią wpłynęło. Teresa wróciła do wszystkich ćwiczeń zakonnych i pobożnych, i już od nich nigdy nieodstępując doszła do tego wysokiego stopnia zjednoczenia z Bogiem, jakiego mało która dusza na téj ziemi dostępowała, i stała się uczestniczką najszczególniejszych łask i darów niebieskich.
Wszakże na samym do tego wstępie, nową próbę podobało się Panu Boga zesłać na nią. Wysokie dary modlitwy, łaski najszczególniejsze jakie na niéj odbierała, życie nadzwyczaj umartwione jakie pod każdym względem zaczęła prowadzić, niesłychane pokuty jakie sobie zadawała, wszystko to nietylko jéj siostry zakonne lecz i jéj spowiednicy poczytywali za złudzenia i sprawę szatańską. Trudno wypowiedzieć, jakich przykrości, niepokojących ją zwątpień, i wewnętrznych utrapień stało to dla świętéj Teresy źródłem. Pokorna i nieufająca sobie, polegała na zdaniu drugich, a szczególnie kapłanów, ale nie było w jéj mocy. oprzeć się tym wszystkim nadzwyczajnym łaskom które wszyscy właśnie za sprawę złego ducha poczytywali, a któremi w istocie, Sam Pan Bóg co raz hojniéj ją obdarzał. Byłyto więc jak sama późniéj o tém pisała, męki wyobrażenie przechodzące! Aż nakoniec, spotkanie dwóch wielkich Świętych i wielkich mistrzów życia wewnętrznego: świętego Franciszka Borgiasza i świętego Piotra z Alkantary, których przewodnictwu się poddała, uspokoiło ją w téj mierze najzupełniéj i na zawsze.
Od téj téż chwili już nie postępowała, lecz leciała po drodze najżywszéj doskonałości, a szczególnie gdy razu pewnego na modlitwie, objawił się jéj Pan Jezus i rzekł do niéj: „Córko moja, chcę abyś odtąd żadnéj z ludźmi nie zawiązywała przyjaźni, a tylko z Aniołami obcowała.” Lecz i tu nowe, a ciężkie czekały ją przejścia. Pan Bóg dopuścił na nią najstraszniejsze wewnętrzne oschłości. Wszelako chociaż to trwało aż przez całe lat dwadzieścia, wśród tego Święta w dążeniu do najwyższéj doskonałości nie ustawała wcale, większe jeszcze skarbiła sobie walcząc z takiego rodzaju trudnościami zasługi, a co najszczególniejsza, ślubem nawet zobowiązała się do wykonywania zawsze tego, co doskonalszém i milszém Bogu będzie widziała.
Klasztor do którego należała, jak wszystkie podówczas klasztory Karmelitanek, na mocy otrzymanych od Stolicy Apostolskiéj zwolnień, bardzo był odstąpił od ścisłości pierwotnéj swojéj Reguły. Razu pewnego święta Teresa, ubolewała nad tém rozmawiając z trzema osobami: ze swoją siostrzenicą, która była na pensyi w tymże klasztorze, z pewną zakonnicą która z nią była w ściślejszéj zażyłości, i z obecną wtedy panią świecką, osobą bardzo pobożną. Te podały jéj myśl założenia nowego klasztoru, w którymby pierwotna Reguła Karmelitańska, w całéj ścisłości zachowaną być mogła, i na to też jéj siostrzenica bardzo bogata, ofiarowała cały swój majątek. Święta zrazu nie śmiała podjąć się tak trudnego dzieła. Lecz, gdy na modlitwie objawił się jéj Pan Jezus i nakazał to wyraźnie, a następnie gdy święty Piotr z Alkantary, podówczas jéj spowiednik, utwierdził ją w tém zamiarze, Teresa przedsięwzięła tę wielką i świętą sprawę. Uzyskawszy na to upoważnienie od Stolicy Apostolskiej, nabyła dom i w témże mieście Avilla, pierwszy klasztor odnowionéj ścisłéj Reguły Karmelitańskiéj założyła.
To pobudziło przeciw niéj nietylko wiele świeckich osób, nietylko najwyższych urzędników kraju, lecz i duchownych a nawet zakonników i zakonnice, innych rozwolnionych klasztorów, a w téj liczbie i jéj przełożonych. Nie było téż rodzaju trudności, przeciwności, prześladowania, i to ze wszystkich stron, którychby święta Teresa znosić nie musiała, przeprowadzając to dzieło, do którego ją Pan Bóg powołał. Przyszło nawet do tego, że ją oskarżono jako podejrzaną o wiarę, i karami kościelnemi dotknięto. Wszystko to jednak przezwyciężyła mężnie. Że zaś Sam Pan Bóg natchnął jéj to przedsięwzięcie, więc téż w końcu, tak pokierował sercami Papieża, i Biskupa miejscowego, i jenerała Karmelitańskiego, że w przeciągu kilkunastu lat, nietylko trzydzieści dwa klasztory, téj swojéj reformy i według ustaw które sama nadała założyła, lecz poparta w tém upoważnieniem Stolicy Apostoskiéj, z woli jenerała Karmelitańskiego, za pomocą świętego Jana od Krzyża Karmelity, takąż samę reformę, to jest ścisłość pierwotną Reguły, w wielkiéj liczbie męzkich klasztorów Karmelitańskich wprowadziła.
Wśród nadzwyczajnego natłoku spowodowanych przez to zajęć, nie ustawała w pracy około własnego uświątobliwienia. Przyświecając siostrom, a raczéj córkom i synom swoim duchownym, najwyższémi cnotami zakonnemi, ciało coraz ostrzejszemi umartwieniami trapiła, bez względu na to że na zdrowiu coraz bardziéj upadając, szczególnie przez ostatnie czternaście lat życia, ciężkim i bolesnym chorobom podlegała. Lecz dla niéj cierpień nigdy dość nie było, bo tak święcie rozmiłowana była w krzyżu Pańskim, że często słyszano ją mówiącą do Boga. „Panie! albo umrzeć albo cierpieć.”
Z rozkazu spowiednika napisała własny swój żywot, a także kilka innych dzieł tyczących się życia wewnętrznego, które ją stawiają w rzędzie pierwszych kościelnych pisarzy, a niektórzy nawet nazywają ją matką Kościoła, to jest poczytują że przez pisma swoje i nauki w nich zawarte, podobną się stała do tych wielkich świeczników chrześcijaństwa, których ojcami Kościoła nazywają.
Na pewien czas przed śmiercią odstąpiły owe oschłości wewnętrzne tak długo ją trapiące, i już jakby bez miary zsyłał na nią Pan Bóg łaski i pociechy, tak że niekiedy wśród nich na modlitwie wołała: „Panie albo serce moje rozszerz, albo pociech Twoich ujmij.” Nie tak chorobą i wiekiem znękana, jak raczéj niepojętemi płomieniami miłości Boga palona, ta wielka Święta doszła była do chwili w któréj od tego uczucia już dłużéj żyć nie mogła. Znajdując się w klasztorze w mieście Alva, nagle upadła zupełnie na siłach. Wtedy przyjąwszy ostatnie Sakramenta święte, utwierdzając córki swoje w ducha powołania, z uczucia najgłębszéj pokory przepraszając je za zgorszenia jakie im w życiu swojém dać mogła, wpadła w zachwycenie, i poszła do Nieba, w dzień świętego Franciszka Serafickiego, do którego właśnie miłością seraficzną którą pałało jéj serce, była tak podobną! Umarła roku Pańskiego 1582. Kanonizowaną została prze Papieża Grzegorza XV.
Pożytek duchowny
Opieka Matki Bożéj którą Święta Teresa za matkę swoję niebieską obrała, nietylko po kilkakroć zatrzymała ją nad brzegiem przepaści w któréj mogła na wieki zgubić duszę swoję, lecz wyjednała dla niéj łaski, z któremi stała się ona jedną z największych Świętych w Kościele Bożym. Obierz i ty przenajświętszą Maryą Pannę za matkę twoję niebieską; jako taką czcij Ją serdecznie, a doznasz skutków Jéj przemożnéj i litościwéj opieki nad sobą.
Modlitwa (Kościelna)
Wysłuchaj nas Boże Zbawicielu nasz, ażebyśmy weseląc się uroczystością błogosławionéj Teresy dziewicy Twojéj, przejęli się niebieskiemi naukami jakie nam zostawiła i w świętéj pobożności nabierali wzrostu. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 882–885.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 832–833
Myśli z pism świętej Teresy:
„Masz tylko jednego Boga, jedną duszę, jedno życie. Jeśli obrazisz Boga, nie znajdziesz pomocy u drugiego. Jeżeli zgubisz duszę, nie będziesz miał drugiej, którą byś mógł zbawić. Jeżeli raz umrzesz, nie będziesz miał drugiego życia na poprawę złego. Ta myśl powinna cię wstrzymać od grzechu. Tęsknij za oglądaniem oblicza Boskiego, nie miej innej obawy, jak obawę utraty Jego, innej boleści, jak boleść, że Go nie masz w sobie, innej nadziei, oprócz nadziei pozyskania Go sobie”.
„Modlitwa jest drogą do Nieba i bramą, wiodącą do łask Pana. Mnie nigdy Bóg nie zostawił bez pociechy, a mówię to z doświadczenia. Kto się zaczął ćwiczyć w modlitwie, niech tego nigdy nie zaniecha, choćby jak najwięcej podlegał ułomnościom: modlitwa jest jedynym środkiem do poprawy”.
„Nie ma większej rozkoszy i pociechy, jak cierpieć dla Boga. Ciernista to droga, ale niezawodnie wiedzie do Nieba. Krzyż przeto winien być naszą pociechą i radością. Biada temu, komu krzyża kiedyś zabraknie”.
„Mów mało, zwłaszcza w towarzystwie. Nigdy nie wdawaj się w spory, zwłaszcza gdy chodzi o fraszki i rzeczy małej wagi”.
„Nie mów nigdy z przechwałką o sobie, swych zaletach, zdolnościach, urodzeniu, pokrewieństwie, chyba, gdy się to może na coś przydać; ale i wtedy nie przekraczaj granic pokory i skromności, pomnąc, że to niezasłużone dary Boże. Nigdy się nie uniewinniaj, chyba w razie konieczności”.
„Tak czyń wszystko, jakbyś miał Boga świadkiem. Jest to najpewniejsza droga postępowania w dobrym. Jeśliś wesoły, nie daj się nigdy uwieść zbytecznemu śmiechowi, radość twoja powinna być skromna, umiarkowana, budująca. Strzeż się dziwactwa, bo to razi w życiu rodzinnym i społecznym”.
„Hamuj swą ciekawość w sprawach wcale cię nie obchodzących, nie mów o nich, ani o nie pytaj. Nie dawaj ucha tym, co źle mówią o innych, ani sam nie mów źle o innych”.
„Nie karz nigdy podwładnych w gniewie, lecz czekaj, póki z gniewu nie ochłoniesz, jeśli pragniesz, aby kara twoja była skuteczna i sprawiedliwa”.
Św. Jan od Krzyża o oddaniu się Bogu
Współżycie z Bogiem, t. II, s. 560-561:
Swoją powagą jako Doktor Kościoła, św. Jan od Krzyża oświadcza: "Gdy dusza czyni to, co tylko ze swej strony uczynić może, czyli całkowicie wyzuje się z siebie i uwolni się od jakiegokolwiek przywiązania, wówczas jest rzeczą niemożliwą, by Bóg nie działał również ze swej strony i nie udzielał się jej chociażby w ukryciu przed nią i w milczeniu. Jest to bardziej niemożliwe niż to, by słońce nie rzucało swych promieni w przestworza pogodne i czyste. Bo jak słońce podnosi się rankiem, by rzucić pęki światła do twego mieszkania, jeśli otworzysz okiennice, tak i Pan wejdzie do duszy opróżnionej i napełni ją Boskimi skarbami" (Ż. pł. 3, 46).
Od dawna Pan, Boskie Słońce, oświeca twoją duszę jasnym promieniem swojej łaski. Od dawna puka do drzwi twoich: "Oto stoję u drzwi i kołaczę" (Obj 3, 20). Każda spowiedź, każda Komunia, każda Msza św., każda okazja do ćwiczenia się w cnocie, każde natchnienie, każdy rozkaz lub zachęta do posłuszeństwa, czyż nie jest nowym pukaniem Boga do drzwi twego serca? A ty co czynisz? Dlaczego pozwalasz Mu jeszcze czekać? Zbudź się co rychlej z uśpienia i otwórz duszę swoją. "O bramy, podnieście wierzchy wasze i podwyższcie się, wrota odwieczne… bo ma wnijść Król chwały" (Ps 23, 7). Nie zadowalaj się tym, żeś otworzył drzwi do połowy a nawet więcej, lecz otwórz je całkowicie; trzeba podnieść wierzchy, trzeba usunąć wszelką przeszkodę: bo ma wejść twój Bóg.
Jeżeli kosztuje cię zrzec się we wszystkim swej woli, pomyśl, jak wielką i piekną jest rzeczą pozwolić się prowadzić we wszystkim woli Bożej. Jeżeli ci ciężko wyrzec się miłości własnej i przywiązań ziemskich, pomyśl, jak słodko jest posiadać miłość Boga. Jeżeli odczuwasz wstręt, aby umrzeć sobie samemu, pomyśl, jak chwalebną jest rzeczą żyć Bogiem. "Jakże niczym jest – woła pełna entuzjazmu św. Teresa od Jezusa – wszystko, co opuściłyśmy, i wszystko, co czynimy, i co kiedykolwiek uczynić zdołamy dla miłości tego Boga, który tak miłościwie raczy się udzielać takim jak my robakom! A kiedy dana nam jest nadzieja, że już w tym życiu możemy się cieszyć szczęściem tej boskiej społećżności, czegoż jeszcze czekamy? Czego się ociągamy? Jaka siła zdolna jest powstrzymać nas, byśmy choć na chwilę zaprzestały za przykładem oblubienicy szukać tego Pana po ulicach i rynkach?" (T. VI, 4, 10).
Pan pragnie udzielić się duszy twojej, pragnie oddać ci się całkowicie, pragnie przyjść i żyć z tobą: "Jeżeli kto posłucha głosu mego i otworzy mi drzwi, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną" (Obj 3, 20). Obyś nigdy nie utracił tego niezmierzonego daru wskutek własnej winy czy własnego niedbalstwa!
Św. Jan od Krzyża o równowadze między modlitwą a pracą
św. Jan od Krzyża, P. d. 29, 3 (za Współżycie z Bogiem, t. II, s. 419)
Ci, którzy czynnie pracują i pragną świat wypełnić swoim przepowiadaniem i dziełami zewnętrznymi, niech pamiętają, że o wiele więcej pożytku przynieśliby Kościołowi i o wiele milsi byliby Bogu – pomijając już dobry przykład jaki by w ten sposób dali – gdyby połowę tego czasu poświęcili na modlitwę i przestawanie z Bogiem.
Św. Jan od Krzyża o Izraelitach na pustyni
Noc ciemna, księga I, rozdział IX (wyd. oo. Karmelitów Bosych, Kraków, 1949)
Dusze, które Bóg zaczyna podnosić do tych pustynnych wyżyn samotności, podobne są do synów Izraela na pustyni. Pan Bóg zesłał im tam pokarm z nieba, mający w sobie wszystkie smaki i jak Pismo św. podaje, dostosowywał ten smak do upodobań każdego. Oni jednak odczuwali brak smaku mięsa i cebuli, którą przedtem spożywali w Egipcie. Przyzwyczaili się tak do tamtych pokarmów, że mimo słodyczy anielskiej manny płakali i wzdychali za mięsem1. Taka bowiem jest już nasza nędza pożądania, że pragnie tych niskich pokarmów a obojętnieje na owe nieskończenie wyższe dobra niebieskie.
Footnotes:
Księga Liczb, XI, 5: Któż nam da mięsa do jezenia? Przychodzą na pamięć ogórki i melony, i pory, i cebule, i czosnki.
