Wpisy z tagiem "św Franciszek Ksawery":
Św. Tomasza Apostoła
Żył około roku Pańskiego 75.
(Żywot jego wyjęty jest z Pisma Bożego i z żywotu jego przez Metafrasta.)
Święty Tomasz, który nazywał się także Dydymus, co po grecku znaczy to samo co po hebrajsku bliźniak, był rodem z Galilei. Pochodził z ubogiego stanu, i jak wielu Apostołów rybołówstwem się trudnił. U Żydów był zwyczaj nawet małym dzieciom dawać do rąk księgi święte. Dla Tomasza gdy bardzo był jeszcze młodym stanowiło to najmilszą rozrywkę, a kiedy podrósł ciągle czytywał Pismo Boże i co mu tylko zbywało czasu, stroniąc od płochych zabaw swoich rówienników, spędzał na modlitwie w świątyni Pańskiéj. Takim był, zanim go jeszcze Pan Jezus za Sobą powołał. Skoro téż Syn Boży naukę Swoję głosić zaczął, przyłączył się on do liczby Jego uczniów, a gdy z nich Pan Jezus dwunastu na Apostołów wybrał, łaska ta spotkała i świętego Tomasza. Od téj chwili już on Boskiego swego Mistrza nie odstępował; był obecny wszystkim cudom Jego, a gdy jeszcze za Swego życia Pan Jezus wyuczywszy dostatecznie Apostołów, kazał już im rozpoczynać niebieskie posłannictwo do którego ich powołał, nasz Święty, jak i wszyscy jego towarzysze, z największą gorliwością i poświęceniem, urząd apostolski sprawował. Od téj także pory zasłynął wielu cudami, a najbardziéj mocą wyganiania złych duchów.
W następującém zdarzeniu które opowiada nam Ewangelia święta, dowiódł Tomasz jak gorąco Pana Jezusa miłował. Zbawiciel odebrał był wiadomość o chorobie Łazarza, ukochanego Swego ucznia. W parę dni potém powiedział Apostołom że Łazarz umarł i że Sam chce iść do Betanii, gdzie on mieszkał, aby go wskrzesić. Apostołowie, widząć że niedawno w téjże okolicy Żydzi chcieli ukamienować Chrystusa Pana, i dla tego ztamtąd był się oddalił, odradzali Mu aby tam nie szedł i na niebezpieczeństwo się nie wystawiał. Pan Jezus mimo to powiedział że tam pójdzie, a gdy inni Apostołowie jeszcze wtenczas małoduszni, obawiali się Mu towarzyszyć, święty Tomasz dodał im odwagi, mówiąc: „Idźmy za Mistrzem, chociażby nam przyszło z Nim razem umrzeć.”
Wzmianka w inném znowu miejscu o świętym Tomaszu w Ewangelii, dowodzi poufałości szczególnéj do jakiéj Zbawiciel tego Apostoła przypuszczać raczył. Podczas ostatniéj wieczerzy, którą Pan Jezus odbywał z Apostołami przed męką Swoją, dając im różne nauki aby ich pocieszyć i utwierdzić w wierze, widząc ich zasmuconych gdy im zapowiedział że stanie się zgorszeniem dla wszystkich, przydał „Niech się nie trwoży serce wasze. wierzycie w Boga i we mnie wierzcie, W domu Ojca mojego, jest wiele mieszkań ….. idę przygotować wam miejsce, a jeśli odejdę i zgotuję wam miejsce, przyjdę potém i wezmę was do mnie Samego, iżbyście gdziem ja jest i wy byli, a dokąd ja idę wiecie, i drogę wiecie”. A nato rzekł mu Tomasz, w prostocie a jakby poufale. „Panie nie wiemy dokąd idziesz, a jakże możemy drogę wiedzieć?” Wtedy Pan Jezus ucząc ich, iż Sam jest drogą, przez którą idzie się do Nieba, odpowiedział: „Jam jest droga i prawda i żywot, żaden nie przychodzi do Ojca jedno przeze mnie” 1.
Po śmierci Pana Jezusa, gdy uderzony został Pasterz rozsypały się i owieczki. Wnet jednak wszyscy Apostołowie zgromadzili się w Jerozolimie, opłakując stratę swojego Boskiego Mistrza, a oczekując zapowiedzianego przez Niego Zmartwychwstania. Święty Tomasz był razem z nimi, jednak ze szczególnego rozporządzenia Opatrzności, nie znajdował się w ich gronie w chwili kiedy Zbawiciel pierwszy raz po zmartwychwstaniu się im okazał. Chrystus Pan, objawiwszy się najprzód przenajświętszéj Maryi Pannie, potém Piotrowi, a następnie Maryi Magdalenie i niektórym uczniom Swoim, objawił się był także i dwom z nich idącym do Emmaus. Ci niezwłocznie wrócili de Jerozolimy, i zastawszy wielu wiernych w jedném miejscu zgromadzonych wraz z apostołami, oznajmili im o tém. Jedni wierzyli, niektórzy jeszcze o téj prawdzie powątpiewali. A wtedy, chociaż drzwi były zamknięte, „stanął Jezus w pośrodku nich i rzekł im: «Pokój wam, Jam jest, nie bójcie się». Gdy zaś oni zdziwieni i strwożeni mniemali iż ducha widzieli, powiedział: «Czemuście się zatrwożyli, a niepokojące myśli wstępują do serc waszych, oglądajcie ręce i nogi, dotykajcie się i przypatrzcie żem ja tenże Sam jest»” 2. Potém chcąc ieh jeszcze lepiéj przekonać o Swojéj rzeczywistéj wśród nich obecności, zasiadł do wieczerzy którą z nimi pożywać raczył, a napełniwszy ich wielką pociechą i radością, oddalił się. — Owóż, z Apostołów jeden Tomasz nie był temu obecny. Gdy przybył, opowiedzieli mu drudzy ukazanie się im Pana Jezusa i że z nimi rozmawiał, wieczerzał, i kazał się przypatrywać przenajświętszym Ranom Swoim. Tomasz, jak to bywa często, że im więcéj jakiego szczęścia pragniemy dostąpić, tém większe chcielibyśmy mieć dowody że je już posiadamy, rzekł na to Apostołom. „Jeśli nie ujrzę w ręku Jego przebicia gwoździ, a nie włożę palca mojego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojéj w Bok Jego: nie uwierzę” 3.
Wszakże ponieważ Pan Jezus dopuścił takowe niedowierzanie w Tomaszu, nie jako brak wiary z jego strony, lecz aby przez niego jeszcze lepiéj wszystkim dowieść Swojego rzeczywistego Zmartwychwstania, więc w ośm dni potém, powtórnie okazał się Apostołom gdy z nimi był już i Tomasz, i przybliżywszy się do niego rzekł mu: „Włóż sam palec Twój w rany moje, a oglądaj ręce moje, i ściągnij rękę twoję, a włóż w Bok mój, a nie bądź niewiernym ale wiernym”. Lecz święty Tomasz nie potrzebował już tego czynić; pełen wiary i wdzięczności za tak wielki dowód szczególnéj dla niego łaski Zbawiciela, padł Mu do nóg i zawołał: „Pan mój i Bóg mój”, a Pan Jezus mu na to odpowiedział: „Żeś mnie ujrzał Tomaszu uwierzyłeś, błogosławieni którzy nie widzieli, a uwierzyli” 4, Przez co nauczał Zbawiciel, że wiara nie nabywa się przez przekonanie czysto ludzkie, lecz jest nadprzyrodzonym darem łaski. Po takim zaś wyjątkowym i szczególnym dowodzie dla świętego Tomasza dobroci Pana Jezusa, nietylko ukrzepiła się wiara jego, lecz oraz i serce jego jeszcze większą przejęte miłością, pobudziło go do tém gorliwszego sprawowania swego apostolskiego posłannictwa.
Prócz tego razu, spotkało i powtórnie świętego Tomasza szczęście oglądania Pana Jezusa po Jego Zmartwychwstaniu był bowiem w liczbie tych Apostołów, którym Pan Jezus objawił się nad brzegiem morza, gdzie Go poznali dopiéro po cudownym połowie, który na rozkaz Jego uczynili.
Po Wniebowstąpieniu Pańskiém i zesłaniu Ducha Swiętego, gdy Apostołowie rozeszli się po całym świecie dla głoszenia Ewangelii, świętemu Tomaszowi dostały się w udziale kraje na Wschodzie położone. Skoro tam przybył, zgłosili się do niego Trzéj Królowie, którzy ze Wschodu przyszli byli do Betleem oddać cześć Bogu nowonarodzonemu, a którzy jak to w ich Żywocie powiedzieliśmy, rozmiłowawszy się w pokorze i w ubóstwie Syna Bożego, zrzekłszy się tronów, żyli na bogomyślności. Zawiadomił ich Tomasz o wszystkiém co się stało po ich odejściu z Ziemi świętéj aż do téj pory, wyuczył zasad wiary chrześcijańskiéj, przypuścił do współuczestnictwa w swoich pracach apostolskich, a gdy się tam Kościoł szerzyć zaczął, wyświęcił na Biskupów.
Mąż Boży przebiegł Etyopią, Abissynią, krainy Partów, Medów, Persyą, Indyą, dotarł do wyspy Ceylon, a następnie aż do Chin. Co większa, Brezylijczykowie nawet, według przechowującego się u nich najdawniejszego podania, jemu pierwszemu przypisują przyniesienie do nich Ewangelii. Jeden z podróżujących w ostatnich wiekach po Chinach, znalazł tam pomiędzy chrześcijanami stary Brewiarz w języku Syryackim ułożony, gdzie się znajdowały następujące antyfony: „Przez świętego Tomasza, Chińczyki i Etyopianie przywiedzeni zostali do uznania prawdy.” I druga: „Przez świętego Tomasza, Królestwo niebieskie, ogłoszone zostało aż w Chinach, a w uroczystości to tego Apostoła: Panie, Etyopejczykowie, Indyanie, Chińczyki i Persy, składają Imieniowi Twemu cześć i ofiary.”
We wszystkich tych krainach, a tak rozległych i ludnych, pozakładał święty Tomasz kościoły. Najdłużéj jednak zdaje się przebywał w Indyach, gdzie najobfitsze żniwo dał mu Pan Bóg zebrać. Przechowuje się tam dotąd wiernie następującego zdarzenia podanie. W mieście najgłówniejszém gdzie przebywał król z całym dworem swoim, święty Tomasz nie mógł otrzymać od niego pozwolenia na wybudowanie tam kościoła, czemu głównie sprzeciwiali się Brahmani: to jest poganścy Indyjscy kapłani. Zdarzyło się, że morze wyrzuciło na brzeg belkę nadzwyczajnéj wielkości. Król który wtedy budował wspaniały pałac, kazał aby tę belkę do tego budynku użyto. Gdy się Indyanie zabrali do jéj przywiezienia, żadną siłą ludzką z miejsca poruszyć tego ogromnego drzewa nie mogli, tak dalece, że napróżno użyli nawet w tym celu wielką liczbę słoniów. Z tego powodu, zbiegło się było mnóstwo ludu na brzeg morza gdzie belka leżała, i przybył tam i król z dworem całym. Wtém nadszedł święty Tomasz, a przystąpiwszy do króla rzekł: „Jeśli mi królu pozwolisz wybudować kościół, ja sam tę belkę zawlokę na miejsce które mi na to przeznaczysz.” Król przystał, wyznaczając na kościoł pole bardzo od morza odległe, a sam i wszyscy zgromadzeni z wielką ciekawością czekali na czém się to skończy. Święty Tomasz poszedł do belki, i do jednego z jéj sęków przywiązał pas swój: przeżegnał się i powlókł ją za sobą, jakby lekki pręcik. Król, cała jego rodzina, prawie wszyscy dworzanie i większa część miasta, na widok takiego cudu wiarę chrześcijańską przyjęli. Święty Tomasz wybudował kościoł, i przed nim na wielkim kamieniu umieścił krzyż, który według świadectwa podróżnych dotąd się tam znajduje, i przepowiedział wtedy że nadejdzie czas, kiedy w Indyach wiara Święta prawie zupełnie upadnie: lecz kiedy morze, a bardzo ztamtąd odległe, tak wyleje, że aż do tego kamienia dojdzie, przybędą do Indyi z Europy Apostołowie, którzy tę wiarę którą on im teraz ogłosił, na nowo głosić będą. Co się w przeszło tysiąc pięćset lat potém sprawdziło, gdyż właśnie w roku w którym święty Franciszek Ksawery, z kilku swoimi towarzyszami przybył do Indyi aby tam powtórnie przynieść światło Ewangelii, morze tak nadzwyczajnie wylało, że wody jego doszły były aż do owego kamienia.
Indyanie nieprzychylni świętéj wierze, lecz widząc się pod władzą króla który i sam został chrześcijaninem, skrycie tylko świętego Apostoła prześladowali, jawnie zaś przeciw niemu występować nie śmieli i nie mogli targnąć się na niego. Lecz Brahmani, którzy mając już małą liczbę pogan pod sobą, wszystkie prawie swoje dochody postradali, postanowili pozbyć się go koniecznie. Probowali najprzód zaszkodzić mu u króla, i w tym celu różne na Świętego rzucali oszczerstwa, a gdy tym sposobem zamiarów swoich dopiąć nie mogli, umyślili go zamordować skrycie. Wiedzieli iż w nocy mąż Boży udawał się pod krzyż o którym wyżéj była mowa, i tam długo trwał na modlitwie. Pewnego więc razu, napadli w takiéj chwili na niego, obaliwszy na ziemię okrutnie go stratowali nogami, i w końcu kilka razy włócznią przeszywszy, zabili. Poniósł męczeństwo 21 Grudnia, roku Pańskiego 75.
Uczniowie znalazłszy jego ciało, pochowali je w kościele przez niego zbudowanym, włożywszy do trumny kawałek dzidy którą był przebity, a która przy nim leżała, laskę z którą zwykle chodził, i naczynie z ziemią zbroczoną krwią jego. Święty Grzegorz Turoneński wspomina że za jego czasów, przy grobie świętego Tomasza wiele cudów miało miejsce, a miądzy innemi i ten, że do lampy która się przed jego grobem paliła, nigdy nie potrzeba było dolewać oleju, gdyż i bez tego ciągle gorzała. Zaś ojciec Rybadeneira pisze, że w roku 1,120, Jan Patryarcha Indyjski, przybyły do Rzymu, opowiedział Papieżowi Kalikstowi II-mu, iż w dzień swojego Święta, święty Tomasz w kościele w którym jest pochowany, okazuje się widocznie zgromadzonemu na nabożeństwie ludowi, a sam rozdając Komunią wiernym, omija tych którzy niegodnie do niéj przystępują.
Pożytek duchowny
Gdybyś miał przyjmować Komunią świętą w tym kociele i wtedy kiedy tym cudownym sposobem rozdawał Ją błogosławiony Tomasz, omijając tych którzy niegoinie do niéj przystępowali, czy wiedząc o tém zbliżyłbyś się do kratek? Pamiętaj, że ile razy przyjmujesz przenajświętsze Ciało Pańskie, tenże Pan i Bóg, a przyszły Sędzia najwyższy, wie dokładnie czy godnie lub niegodnie do niéj się zbliżasz.
Moditwa (Kościelna)
Daj nam prosimy Cię Panie, godnie obchodzić uroczystość błogosławionego Tomasza Apostoła Twojego, abyśmy zawsze i skutków pośrednictwa jego przed Tobą doznali, i pobożnie, według wiary przez niego głoszonéj, żyli. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1102–1105.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 1000–1001
Jeśli święty Tomasz zwątpił i został za to przez Pana Jezusa łagodnie złajany, nie godzi się nam powątpiewać bez wpadnięcia w grzech przeciw wierze. Kto bowiem z umysłu i dobrowolnie powątpiewa, czy prawda przez Boga objawiona, a przez Kościół do wierzenia podana zasługuje na wiarę, ten przypuszcza, że Bóg i Kościół Jego, filar i fundament prawdy, może się mylić, coby rzeczywiście zakrawało na grzech ciężki. Od takich powątpiewań odróżnić należy wątpliwości mimowolne, nawiedzające niekiedy dusze najpobożniejsze; takie wątpliwości uważać należy za pokusy i nagabywania szatańskie. Jeśli nas dręczą bez winy i przeciw woli naszej, niech nas to nie trwoży, gdyż ustąpią wobec gorącej modlitwy i szczerego aktu wiary.
Św. Franciszka Ksawerego, Towarzystwa Jezusowego, Apostoła Indii
Żył około roku Pańskiego 1552.
(Żywot jego był napisany przez Turselina tegoż zgromadzenia kapłana.)
Święty Franciszek urodził się roku Pańskiego 1506, w Ksawierze, dziedzicznym zamku jego rodziny, w królestwie Nawarry. Ród jego pochodził od królów tego kraju. Wychowany poboźnie, od młodości wielką skromnością obyczajów się odznaczał. Gdy inni bracia jego wojskowy zawód obrali, on oddał się naukom, a mając bystre pojęcie, po ukończeniu szkół w ojczyznie, udał się do akademii Paryzkiéj, gdzie otrzymawszy stopień Magistra filozofii, słuchał wykładu Teologii. Ojciec chciał przerwać jego nauki, aby go posuwać do urzędów wyższych w kraju, do których miał łatwą drogę: lecz siostra Franciszka, będąca wówczas opatką w klasztorze w Gandyi, odradziła to ojcu, duchem proroczym przepowiadając, że go Pan Bóg na apostoła do Indyi przeznacza. Sam jednak Franciszek, wtedy nie myślał wcale poświęcać się takiemu zawodowi. Przeciwnie, marzył o godnościach światowych i w tym celu pilnie kształcił się w naukach.
W Paryżu spotkał się ze świętym Ignacym Lojolą, który wraz z nim uczęszczał na wykład Teologii. Ten, widząc w Ksawerym wielkie zdolności, zapragnął skłonić go do wyłącznéj służby Bogu. Z razu szło mu to trudno; lecz gdy razu pewnego przypomniał mu te słowa Pana Jezusa: „Cóż pomoże człowiekowi, chociażby świat cały pozyskał, a na duszy swojéj szkodę by poniósł” 1, takie one na Franciszka wywołały wrażenie, że odtąd połączył się z Ignacym, który wkrótce potém miał założyć swoje nowe Zgromadzenie, i we wszystkiém szedł za Jego radą. Odtąd téż, oddał się wyłącznie ćwiczeniom pobożnym, uczynkom miłosierdzia, i ostry żywot prowadził. Posty tak ścisłe zachowywał, że niekiedy cztery dni bez żadnego pokarmu zostawał. W modlitwie ustawiczny i przy innych zajęciach ducha od Boga nie oddzielał. Miał lat trzydzieści siedem, kiedy wspólnie z Ignacym i siedmiu jeszcze innymi towarzyszami, zobowiązał się ślubem, że świat opuszczając i w ubóstwie żyjąc, uda się pomiędzy Mahometany, dla opowiadania im Ewangelii. A jeśliby tego wykonać dla jakich przyczyn nie mógł, poświęci się gdzie indziéj temu zawodowi, gdziekolwiekby go w tym celu, władza duchowna wysłała.
Udawszy się do Wenecyi wraz z Ignacym i swoimi towarzyszami, czekając sposobnéj chwili na odpłynienie do Jerozolimy, rozdzielili między sobą szpitale miejskie, aby w nich służyć chorym i około dobra ich dusz pracować. A już wtedy, wszyscy święcenia Kapłańskie przyjęli byli. Święty Franciszek, z największą miłością doglądał chorych i najzbawienniéj na nich wpływał. Lecz doznawał niemałéj w tém trudności, gdyż w nim chorzy ranami okryci, nadzwyczajny wstręt obudzali. Razu pewnego, gdy z téj przyczyny już miał odstąpić od łóżka chorego okrytego smrodliwemi ranami, dla przezwyciężenia się, ucałował je i wszystkie jedna po drugiéj liżąc językiem, pooczyszczał. Od téj pory, nie tylko wszelkiego wstrętu od tego rodzaju nieszczęśliwych pozbył się, lecz szczególne miał upodobanie i zręczność w ich opatrywaniu.
Przeszło rok w tém mieście na tego rodzaju usługach spędził, a gdy wszczęta podówczas wojna z Turkami, postawiła ich w niemożności udania się między Mahometanów, święty Franciszek wraz ze świętym Ignacym udali się do Rzymu, aby wedle uczynionego przez nich ślubu, Papież wyznaczył im miejsce, gdzieby Misye apostolskie odbywać mieli. Franciszkowi dostała się Bolonia, gdzie on swoim zwyczajem w szpitalach obsługiwał chorych, a prócz tego, zbierał po ulicach dzieci i wykładał im katechizm, do ludu miewał kazania i mnóstwo dusz garnął do Boga; a także zachęcał wiernych do częstego przystępowania do Sakramentów świętych, i możniejszych pobudzał do uczynków miłosierdzia: przez co wszystko najzbawienniejszy tam wpływ wywarł. Wezwany od Ignacego do Rzymu, z równym pożytkiem dla bliźnich i tam głosił słowo Boże.
Jan III-ci, król Portugalski, mając już podówczas znaczne w Indyach posiadłości, pragnął między ludnością tameczną w pogaństwie pogrążoną, wiarę świętą zaszczepić. Słysząc o pracach apostolskich świętego Ignacego i jego towarzyszów, polecił swemu posłowi w Rzymie, aby prosił Papieża, żeby mu na ten cel kilku tych świętych mężów przeznaczył. Wybranym tedy został do tego i Franciszek, i niezwłocznie wziąwszy od Papieża błogosławieństwo, wraz z posłem królewskim udał się do Lizbony, nic z sobą niebiorąc prócz Brewiarza, krzyża i medalika Matki Boskiéj, do któréj od dzieciństwa miał szczególne nabożeństwo. W podróży téj, przejeżdzając blizko Zamku w którym mieszkała matka jego, pomimo nalegań posła z którym jechał, zwrócić z drogi nie chciał ani na chwilę, śpiesząc tam, gdzie go Pan Bóg powoływał.
Przybywszy do Lizbony, zastał przygotowane w pałacu królewskim dla siebie mieszkanie, lecz go nie przyjął, a osiadłszy przy głównym szpitalu, zajął się obsługą chorych, a prócz tego miewał i kazania po kościołach. Świątobliwość jego taki mu wkrótce zjednała w mieście tém szacunek, że domagano się aby król innego misyonarza do Indyi wysłał. Wszakże Franciszek oparł się temu, i otrzymawszy i od Papieża i od króla listy do władz tak duchownych jak i świeckich w Indyach, wsiadł na okręt, mając sobie przydanych dwóch innych kapłanów.
Ta jego żegluga więcéj roku trwała, bo musieli często do różnych portów przybywać, tak z powodu nawałności jakie na morzu panowały, jak i chorób któremi dotknięta bywała cała gromada okrętowa. Lecz Święty, przez tę porę czasu nie tracił. Na okręcie apostołował, w szpitalu chorych najtroskliwiéj doglądał, a tak sobie serca wszystkich zjednał, że do każdego z téj licznéj osady trafiając, każdego z nich i od wszelkiego grzechu odwiódł, i do pobożności wdrożył. Zdarzało się, że aby sobie ułatwić przystęp do najniższego stopnia majtków, między któremi wielkie panowało z początku zepsucie, widywano go zasiadającego w ich gronie gdy się zabierali do pijatyki, i potrącającego z nimi, jak to zwyczajem między pijącemi, kieliszek o kieliszek, a to wszystko w tym celu, aby ich sobie ująwszy, Bogu pozyskał, co téż zwykle następowało. Wtedy to także zdarzyło się, że pewien wielki i stary grzesznik z trudnością do spowiedzi nakłoniony z obawy ciężkiej pokuty, gdy nakoniec wyspowiadał się u świętego Franciszka, a ten mu za całą pokutę jedno Zdrowaś Marya naznaczył, tak tém skruszony został, że odtąd przez całe życie, podziwiającą i budującą wszystkich czynił pokutę.
Nakoniec przybył nasz Święty do miasta Goa, stolicy Indyi. Wierny swemu zwyczajowi, osiadł przy szpitalu, i ztamtąd swoje apostolstwo zaczynając, najprzód ponawracał wszystkich chorych pogan, a potém apostołując po całém mieście, a następnie po kraju, tysiącami niewiernych do Chrztu świętego przywodził, tak że w krótkim czasie już czterdzieści tysięcy nawróconych było.
W wielu miejscach pozakładawszy kościoły i kaplice, poobsadzał przy nich kapłanów; a gdzie dla braku ich uczynić tego nie mógł, wyznaczył w każdéj wiosce lub osadzie, jednego lub dwóch z najpoważniejszych mężczyzn, których wyuczywszy najstaranniéj katechizmu, poruczał im dozór duchowny, jakby plebanom, nad wszystkimi innymi mieszkańcami już przez niego nawróconymi. Przebiegł tym sposobem całą tę wielką krainę i wszędzie rozniósł światło Ewangelii świętéj. Prócz niezmiernych trudów, na jakie go to wystawiało, często na wielkie niebezpieczeństwo utraty życia był wystawionym. Kilka razy bowiem, Bonzowie to jest pogańscy kapłani Indyjscy, już mu mieli śmierć zadać, kiedy cudownie z rąk ich wyzwalał go Pan Bóg. Często całe noce przebyć musiał na wysokiém drzewie, aby się ukryć przed ich poszukiwaniem.
Wśród takich zaś prac i niebezpieczeństw, obdarzył go Pan Bóg i niewymownemi wewnętrznemi pociechami i szczególną łaską czynienia cudów. Niekiedy wśród modlitwy, któréj po całodziennych trudach poświęcał większą część nocy, słyszano go mówiącego w słodkiém zachwyceniu do Pana Boga: „Dosyć już Panie, dosyć już tych pociech, albo mi ich ujmij, albo weź mnie już tam gdzie będę miał dość siły aby ich zażywać.” Cuda które czynił wielce przyczyniały się do skuteczności jego apostolstwa, i postawiły go w rzędzie największych cudotwórców. Znajdując się razu pewnego na okręcie, na którym było pięciuset podróżnych, gdy wszystkim groziła śmierć z powodu braku wody do picia, gdyż morska woda jest zabójcza, znakiem krzyża zamienił ją na wodę źródlaną w takiéj ilości, w jakiéj potrzebną była do użycia tak licznéj osady okrętowéj, podczas bardzo długiéj żeglugi. Późniéj, reszta pozostałéj tejże wody wielu chorym zdrowie przywracała. Trzech umarłych i już pochowanych wskrzesił, rozkazując im wstać z grobów dwóch drugich leżących na marach, ująwszy za rękę podniósł i zdrowych oddał rodzinie, wiele przyszłych wypadków najdokładniéj przepowiedział. Posiadał także cudowny dar języków jak Apostołowie Pańscy. W jedném z miast Indyjskich, gdzie dłużéj przebywał, a według swego zwyczaju mieszkał w szpitalu, uzdrowił tam wszystkich chorych, odczytując nad ich głową Ewangelią świętą. Co większa, gdy już sam wystarczyć na to nie mógł, używał do tego młodych chłopczyków ze szkółki którą kierował, aby oni toż samo w jego imieniu czynili, a chorzy podobnież zdrowie odzyskiwali.
Rozniosłszy światło wiary świętéj, po wszystkiéj krainie Indyjskiéj, będąc w Kochinchinie z wielką pociechą zwiedził grób świętego Tomasza Apostoła, a modląc się tam kilka nocy przy jego Relikwiach, powziął myśl udania się do Chin i do Japonii. Puścił się więc do tych krajów, i odbył podróż dość szczęśliwie. Lecz przypłynąwszy do wyspy Sancyanu, a Chin już niedalekiéj, ciężko zachorował i zmuszony był na ziemię wysiąść. Tam na brzegu, gdzie nie było żadnych mieszkań ani szałasów, szukał kogo ktoby go do blizkiego miasta lub wioski w Chinach zawiózł. Lecz nikt tego uczynić nie chciał, wiedząc iż na śmierć się naraża, gdyby chrześcijanina i to jeszcze misyonarza, na ziemię Chińską wprowadził. Znalazł się nakoniec jeden Chińczyk, który za wielką zapłatą miał to uczynić, ale i ten rozmyśliwszy się, z powodu niebezpieczeństwa na jakie go to narażało, odmówił. Święty, przez dni kilka leżąc na polu odkrytém, wystawiony na zimne wichry i wilgoć, gorzéj zapadł na zdrowiu. Nakoniec z litości zaniesiono go dość daleko do nędznego pustego szałasu, gdzie przez dwa tygodnie leżał bez żadnego prawie posiłku. Oddał tam Bogu ducha, wymawiając te słowa: „W Tobiem Panie nadzieję złożył, niech nie będę zawstydzon na wieki” 2. Umarł dnia 2-go Grudnia, roku Pańskiego 1552 mając lat czterdzieści sześć, których dziesięć poświęcił na nawrócenie Indyi. Ciało jego przeniesione zostało do miasta Goa, gdzie dotąd pozostaje. Papież Grzegorz XV-ty w poczet Świętych go policzył.
Pożytek duchowny
Uważaj ze szczegółów życia świętego Franciszka Ksawerogo, że wielkato miłość jego dla cierpiących bliźnich, a szczególnie chorych, ułatwiała mu przystęp do serca pogan i największych grzeszników, których on w tak niezmiernéj liczbie Panu Bogu pozyskał. Niech cię to nauczy, że jeśli chcesz zbawiennie na kogo wpłynąć, zacznij od okazania mu twojéj miłości.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! któryś narody Indyjskie, błogosławionego Franciszka kazaniami i cudami do Kościoła Twojego przyłączyć raczył; spraw miłościwie, abyśmy oddając cześć jego zasługom, cnót przykłady jakie pozostawił, naśladowali. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1043–1046.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 953–954
Podajemy na tym miejscu zdarzenie z życia świętego Franciszka, które jeszcze lepiej da nam poznać ducha, jaki ożywiał tego świętego apostoła.
Będąc w Indiach zadał sobie Ksawery dużo pracy, aby nawrócić pewnego portugalskiego szlachcica, który chlubił się ze swego niedowiarstwa i bezbożności. Wesołą gawędką udało mu się pozyskać jego zaufanie i przychylność, po czym starał się przemówić mu do serca i wykazać konieczność pokuty i pojednania się z Bogiem. Szlachcic odpowiedział na napomnienia i przestrogi drwinkami i szyderczym uśmiechem. Nie zwątpił jednak Ksawery i nie poprzestał na tym, lecz przy każdej sposobności ponawiał prośby i przestrogi. Wszystkie usiłowania były nadaremne. Pewnego dnia wyszli razem na przechadzkę do pobliskiego zagajnika. Ksawery wznowił rozmowę o miłosierdziu i sprawiedliwości Bożej. Naraz ukląkł, obnażył plecy, wydobył spod habitu dyscyplinę i tak się nią osmagał, że krew zaczęła spływać mu po ciele, przy czym w te słowa odezwał się do szlachcica: „Czynię to dla twej duszy, a uczyniłbym daleko więcej, byle by ją uratować! Ale cóż by znaczyła ta drobnostka wobec tego, co Jezus Chrystus dla ciebie uczynił? Czyż by męka Jego i okrutna śmierć nie miały wzruszyć twego serca?" Po czym wzniósłszy oczy w Niebo westchnął: „O Jezu, nie patrz na to, czym ja biedny grzesznik chciałbym Cię przebłagać, lecz na własną Przenajświętszą Krew, i racz się nad nami zmiłować". — Szlachcic stanął jakby w ziemię wryty. Nie mogąc pojąć ogromu takiej miłości bliźniego, ukląkł obok Ksawerego, prosząc, aby przestał się katować, obiecał poprawę i wiernie dotrzymał słowa.
