Citatio.pl

Wpisy z tagiem "cuda":

2020-12-03

Św. Franciszka Ksawerego, Towarzystwa Jezusowego, Apostoła Indii

Żył około roku Pańskiego 1552.

(Żywot jego był napisany przez Turselina tegoż zgromadzenia kapłana.)

Święty Franciszek urodził się roku Pańskiego 1506, w Ksawierze, dziedzicznym zamku jego rodziny, w królestwie Nawarry. Ród jego pochodził od królów tego kraju. Wychowany poboźnie, od młodości wielką skromnością obyczajów się odznaczał. Gdy inni bracia jego wojskowy zawód obrali, on oddał się naukom, a mając bystre pojęcie, po ukończeniu szkół w ojczyznie, udał się do akademii Paryzkiéj, gdzie otrzymawszy stopień Magistra filozofii, słuchał wykładu Teologii. Ojciec chciał przerwać jego nauki, aby go posuwać do urzędów wyższych w kraju, do których miał łatwą drogę: lecz siostra Franciszka, będąca wówczas opatką w klasztorze w Gandyi, odradziła to ojcu, duchem proroczym przepowiadając, że go Pan Bóg na apostoła do Indyi przeznacza. Sam jednak Franciszek, wtedy nie myślał wcale poświęcać się takiemu zawodowi. Przeciwnie, marzył o godnościach światowych i w tym celu pilnie kształcił się w naukach.

W Paryżu spotkał się ze świętym Ignacym Lojolą, który wraz z nim uczęszczał na wykład Teologii. Ten, widząc w Ksawerym wielkie zdolności, zapragnął skłonić go do wyłącznéj służby Bogu. Z razu szło mu to trudno; lecz gdy razu pewnego przypomniał mu te słowa Pana Jezusa: „Cóż pomoże człowiekowi, chociażby świat cały pozyskał, a na duszy swojéj szkodę by poniósł” 1, takie one na Franciszka wywołały wrażenie, że odtąd połączył się z Ignacym, który wkrótce potém miał założyć swoje nowe Zgromadzenie, i we wszystkiém szedł za Jego radą. Odtąd téż, oddał się wyłącznie ćwiczeniom pobożnym, uczynkom miłosierdzia, i ostry żywot prowadził. Posty tak ścisłe zachowywał, że niekiedy cztery dni bez żadnego pokarmu zostawał. W modlitwie ustawiczny i przy innych zajęciach ducha od Boga nie oddzielał. Miał lat trzydzieści siedem, kiedy wspólnie z Ignacym i siedmiu jeszcze innymi towarzyszami, zobowiązał się ślubem, że świat opuszczając i w ubóstwie żyjąc, uda się pomiędzy Mahometany, dla opowiadania im Ewangelii. A jeśliby tego wykonać dla jakich przyczyn nie mógł, poświęci się gdzie indziéj temu zawodowi, gdziekolwiekby go w tym celu, władza duchowna wysłała.

Udawszy się do Wenecyi wraz z Ignacym i swoimi towarzyszami, czekając sposobnéj chwili na odpłynienie do Jerozolimy, rozdzielili między sobą szpitale miejskie, aby w nich służyć chorym i około dobra ich dusz pracować. A już wtedy, wszyscy święcenia Kapłańskie przyjęli byli. Święty Franciszek, z największą miłością doglądał chorych i najzbawienniéj na nich wpływał. Lecz doznawał niemałéj w tém trudności, gdyż w nim chorzy ranami okryci, nadzwyczajny wstręt obudzali. Razu pewnego, gdy z téj przyczyny już miał odstąpić od łóżka chorego okrytego smrodliwemi ranami, dla przezwyciężenia się, ucałował je i wszystkie jedna po drugiéj liżąc językiem, pooczyszczał. Od téj pory, nie tylko wszelkiego wstrętu od tego rodzaju nieszczęśliwych pozbył się, lecz szczególne miał upodobanie i zręczność w ich opatrywaniu.

Przeszło rok w tém mieście na tego rodzaju usługach spędził, a gdy wszczęta podówczas wojna z Turkami, postawiła ich w niemożności udania się między Mahometanów, święty Franciszek wraz ze świętym Ignacym udali się do Rzymu, aby wedle uczynionego przez nich ślubu, Papież wyznaczył im miejsce, gdzieby Misye apostolskie odbywać mieli. Franciszkowi dostała się Bolonia, gdzie on swoim zwyczajem w szpitalach obsługiwał chorych, a prócz tego, zbierał po ulicach dzieci i wykładał im katechizm, do ludu miewał kazania i mnóstwo dusz garnął do Boga; a także zachęcał wiernych do częstego przystępowania do Sakramentów świętych, i możniejszych pobudzał do uczynków miłosierdzia: przez co wszystko najzbawienniejszy tam wpływ wywarł. Wezwany od Ignacego do Rzymu, z równym pożytkiem dla bliźnich i tam głosił słowo Boże.

Jan III-ci, król Portugalski, mając już podówczas znaczne w Indyach posiadłości, pragnął między ludnością tameczną w pogaństwie pogrążoną, wiarę świętą zaszczepić. Słysząc o pracach apostolskich świętego Ignacego i jego towarzyszów, polecił swemu posłowi w Rzymie, aby prosił Papieża, żeby mu na ten cel kilku tych świętych mężów przeznaczył. Wybranym tedy został do tego i Franciszek, i niezwłocznie wziąwszy od Papieża błogosławieństwo, wraz z posłem królewskim udał się do Lizbony, nic z sobą niebiorąc prócz Brewiarza, krzyża i medalika Matki Boskiéj, do któréj od dzieciństwa miał szczególne nabożeństwo. W podróży téj, przejeżdzając blizko Zamku w którym mieszkała matka jego, pomimo nalegań posła z którym jechał, zwrócić z drogi nie chciał ani na chwilę, śpiesząc tam, gdzie go Pan Bóg powoływał.

Przybywszy do Lizbony, zastał przygotowane w pałacu królewskim dla siebie mieszkanie, lecz go nie przyjął, a osiadłszy przy głównym szpitalu, zajął się obsługą chorych, a prócz tego miewał i kazania po kościołach. Świątobliwość jego taki mu wkrótce zjednała w mieście tém szacunek, że domagano się aby król innego misyonarza do Indyi wysłał. Wszakże Franciszek oparł się temu, i otrzymawszy i od Papieża i od króla listy do władz tak duchownych jak i świeckich w Indyach, wsiadł na okręt, mając sobie przydanych dwóch innych kapłanów.

Ta jego żegluga więcéj roku trwała, bo musieli często do różnych portów przybywać, tak z powodu nawałności jakie na morzu panowały, jak i chorób któremi dotknięta bywała cała gromada okrętowa. Lecz Święty, przez tę porę czasu nie tracił. Na okręcie apostołował, w szpitalu chorych najtroskliwiéj doglądał, a tak sobie serca wszystkich zjednał, że do każdego z téj licznéj osady trafiając, każdego z nich i od wszelkiego grzechu odwiódł, i do pobożności wdrożył. Zdarzało się, że aby sobie ułatwić przystęp do najniższego stopnia majtków, między któremi wielkie panowało z początku zepsucie, widywano go zasiadającego w ich gronie gdy się zabierali do pijatyki, i potrącającego z nimi, jak to zwyczajem między pijącemi, kieliszek o kieliszek, a to wszystko w tym celu, aby ich sobie ująwszy, Bogu pozyskał, co téż zwykle następowało. Wtedy to także zdarzyło się, że pewien wielki i stary grzesznik z trudnością do spowiedzi nakłoniony z obawy ciężkiej pokuty, gdy nakoniec wyspowiadał się u świętego Franciszka, a ten mu za całą pokutę jedno Zdrowaś Marya naznaczył, tak tém skruszony został, że odtąd przez całe życie, podziwiającą i budującą wszystkich czynił pokutę.

Nakoniec przybył nasz Święty do miasta Goa, stolicy Indyi. Wierny swemu zwyczajowi, osiadł przy szpitalu, i ztamtąd swoje apostolstwo zaczynając, najprzód ponawracał wszystkich chorych pogan, a potém apostołując po całém mieście, a następnie po kraju, tysiącami niewiernych do Chrztu świętego przywodził, tak że w krótkim czasie już czterdzieści tysięcy nawróconych było.

W wielu miejscach pozakładawszy kościoły i kaplice, poobsadzał przy nich kapłanów; a gdzie dla braku ich uczynić tego nie mógł, wyznaczył w każdéj wiosce lub osadzie, jednego lub dwóch z najpoważniejszych mężczyzn, których wyuczywszy najstaranniéj katechizmu, poruczał im dozór duchowny, jakby plebanom, nad wszystkimi innymi mieszkańcami już przez niego nawróconymi. Przebiegł tym sposobem całą tę wielką krainę i wszędzie rozniósł światło Ewangelii świętéj. Prócz niezmiernych trudów, na jakie go to wystawiało, często na wielkie niebezpieczeństwo utraty życia był wystawionym. Kilka razy bowiem, Bonzowie to jest pogańscy kapłani Indyjscy, już mu mieli śmierć zadać, kiedy cudownie z rąk ich wyzwalał go Pan Bóg. Często całe noce przebyć musiał na wysokiém drzewie, aby się ukryć przed ich poszukiwaniem.

Wśród takich zaś prac i niebezpieczeństw, obdarzył go Pan Bóg i niewymownemi wewnętrznemi pociechami i szczególną łaską czynienia cudów. Niekiedy wśród modlitwy, któréj po całodziennych trudach poświęcał większą część nocy, słyszano go mówiącego w słodkiém zachwyceniu do Pana Boga: „Dosyć już Panie, dosyć już tych pociech, albo mi ich ujmij, albo weź mnie już tam gdzie będę miał dość siły aby ich zażywać.” Cuda które czynił wielce przyczyniały się do skuteczności jego apostolstwa, i postawiły go w rzędzie największych cudotwórców. Znajdując się razu pewnego na okręcie, na którym było pięciuset podróżnych, gdy wszystkim groziła śmierć z powodu braku wody do picia, gdyż morska woda jest zabójcza, znakiem krzyża zamienił ją na wodę źródlaną w takiéj ilości, w jakiéj potrzebną była do użycia tak licznéj osady okrętowéj, podczas bardzo długiéj żeglugi. Późniéj, reszta pozostałéj tejże wody wielu chorym zdrowie przywracała. Trzech umarłych i już pochowanych wskrzesił, rozkazując im wstać z grobów dwóch drugich leżących na marach, ująwszy za rękę podniósł i zdrowych oddał rodzinie, wiele przyszłych wypadków najdokładniéj przepowiedział. Posiadał także cudowny dar języków jak Apostołowie Pańscy. W jedném z miast Indyjskich, gdzie dłużéj przebywał, a według swego zwyczaju mieszkał w szpitalu, uzdrowił tam wszystkich chorych, odczytując nad ich głową Ewangelią świętą. Co większa, gdy już sam wystarczyć na to nie mógł, używał do tego młodych chłopczyków ze szkółki którą kierował, aby oni toż samo w jego imieniu czynili, a chorzy podobnież zdrowie odzyskiwali.

Rozniosłszy światło wiary świętéj, po wszystkiéj krainie Indyjskiéj, będąc w Kochinchinie z wielką pociechą zwiedził grób świętego Tomasza Apostoła, a modląc się tam kilka nocy przy jego Relikwiach, powziął myśl udania się do Chin i do Japonii. Puścił się więc do tych krajów, i odbył podróż dość szczęśliwie. Lecz przypłynąwszy do wyspy Sancyanu, a Chin już niedalekiéj, ciężko zachorował i zmuszony był na ziemię wysiąść. Tam na brzegu, gdzie nie było żadnych mieszkań ani szałasów, szukał kogo ktoby go do blizkiego miasta lub wioski w Chinach zawiózł. Lecz nikt tego uczynić nie chciał, wiedząc iż na śmierć się naraża, gdyby chrześcijanina i to jeszcze misyonarza, na ziemię Chińską wprowadził. Znalazł się nakoniec jeden Chińczyk, który za wielką zapłatą miał to uczynić, ale i ten rozmyśliwszy się, z powodu niebezpieczeństwa na jakie go to narażało, odmówił. Święty, przez dni kilka leżąc na polu odkrytém, wystawiony na zimne wichry i wilgoć, gorzéj zapadł na zdrowiu. Nakoniec z litości zaniesiono go dość daleko do nędznego pustego szałasu, gdzie przez dwa tygodnie leżał bez żadnego prawie posiłku. Oddał tam Bogu ducha, wymawiając te słowa: „W Tobiem Panie nadzieję złożył, niech nie będę zawstydzon na wieki” 2. Umarł dnia 2-go Grudnia, roku Pańskiego 1552 mając lat czterdzieści sześć, których dziesięć poświęcił na nawrócenie Indyi. Ciało jego przeniesione zostało do miasta Goa, gdzie dotąd pozostaje. Papież Grzegorz XV-ty w poczet Świętych go policzył.

Pożytek duchowny

Uważaj ze szczegółów życia świętego Franciszka Ksawerogo, że wielkato miłość jego dla cierpiących bliźnich, a szczególnie chorych, ułatwiała mu przystęp do serca pogan i największych grzeszników, których on w tak niezmiernéj liczbie Panu Bogu pozyskał. Niech cię to nauczy, że jeśli chcesz zbawiennie na kogo wpłynąć, zacznij od okazania mu twojéj miłości.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś narody Indyjskie, błogosławionego Franciszka kazaniami i cudami do Kościoła Twojego przyłączyć raczył; spraw miłościwie, abyśmy oddając cześć jego zasługom, cnót przykłady jakie pozostawił, naśladowali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1043–1046.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 953–954

Podajemy na tym miejscu zdarzenie z życia świętego Franciszka, które jeszcze lepiej da nam poznać ducha, jaki ożywiał tego świętego apostoła.

Będąc w Indiach zadał sobie Ksawery dużo pracy, aby nawrócić pewnego portugalskiego szlachcica, który chlubił się ze swego niedowiarstwa i bezbożności. Wesołą gawędką udało mu się pozyskać jego zaufanie i przychylność, po czym starał się przemówić mu do serca i wykazać konieczność pokuty i pojednania się z Bogiem. Szlachcic odpowiedział na napomnienia i przestrogi drwinkami i szyderczym uśmiechem. Nie zwątpił jednak Ksawery i nie poprzestał na tym, lecz przy każdej sposobności ponawiał prośby i przestrogi. Wszystkie usiłowania były nadaremne. Pewnego dnia wyszli razem na przechadzkę do pobliskiego zagajnika. Ksawery wznowił rozmowę o miłosierdziu i sprawiedliwości Bożej. Naraz ukląkł, obnażył plecy, wydobył spod habitu dyscyplinę i tak się nią osmagał, że krew zaczęła spływać mu po ciele, przy czym w te słowa odezwał się do szlachcica: „Czynię to dla twej duszy, a uczyniłbym daleko więcej, byle by ją uratować! Ale cóż by znaczyła ta drobnostka wobec tego, co Jezus Chrystus dla ciebie uczynił? Czyż by męka Jego i okrutna śmierć nie miały wzruszyć twego serca?" Po czym wzniósłszy oczy w Niebo westchnął: „O Jezu, nie patrz na to, czym ja biedny grzesznik chciałbym Cię przebłagać, lecz na własną Przenajświętszą Krew, i racz się nad nami zmiłować". — Szlachcic stanął jakby w ziemię wryty. Nie mogąc pojąć ogromu takiej miłości bliźniego, ukląkł obok Ksawerego, prosząc, aby przestał się katować, obiecał poprawę i wiernie dotrzymał słowa.

Footnotes:

1

Mat. XVI 26.

2

Psal. XXX. 2.

Tags: św Franciszek Ksawery „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Ignacy Loyola miłość bliźniego cuda nawrócenie
2020-11-20

Św. Feliksa Walezyusza, Wspólzałożyciela Zakonu oo. Trynitarzy

Żył około roku Pańskiego 1212.

(Żywot jego wyjęty jest z kronik Zakonu przez niego założonego.)

Święty Feliks z królewskiego rodu Walezyuszów pochodzący, przyszedł na świat roku Pańskiego 1127. Wigilią jego urodzenia, matka miała widzenie następujące. Ujrzała przenajświętszą Maryą Pannę, piastującą na ręku Pana Jezusa krzyż dźwigającego; przy boku zaś Jéj było drugie dziecię, trzymające w ręku koronę z lilii, którą na zamian za krzyż, podało maleńkiemu Jezusowi. A gdy zdziwiona rozumieć tego nie mogła, objawił się jéj święty Hugo, przed którego ołtarzem wtenczas się modliła i wytłómaczył, że dziecię to które widzi, jest synem którego w łonie nosiła, a który wzgardziwszy zaszczytami świata i oddawszy się życiu pustelniczemu, zamieni lilię, będącą herbem królów Francuzkich do których rodziny należał, na krzyż Chrystusowy. Nazajutrz porodziła syna, i dała mu imię Hugona, które on późniéj, udając się na puszczę, sam przemienił na imię Feliksa to jest Szczęsnego.

Gdy był jeszcze przy piersiach, wielka nastała w całym kraju susza, a w skutek tego głód powszechny. Gdy razu pewnego zeszli się ubodzy do pałacu jego rodziców, a z powodu wielkiéj ich liczby, chleba nie stawało, piastunka obecna temu trzymając Feliksa na ręku, ostatni bochenek rączką jego przeżegnała, i chléb cudownie rozmnożony, dla wszystkich ubogich wystarczył. Co widząc piastunka, wyniosła dziecinę ku polom, i one téż jego rączką trzykroć pobłogosławiła. W tejże chwili puścił się deszcz rzęsisty, i wielki potém był urodzaj.

Zaledwie z niemowlęctwa wyszedł święty Feliks, a już objawiał miłosierdzie swoje dla ubogich, którém poźniéj tak się odznaczył. Dwa lata miał wieku, kiedy widząc jak rozdawano jałmużnę pieniężną ubogim, wyrwał się z rąk piastunki, i co mógł dziecinną ręką zaczerpnąć w worku, brał i rozdawał to biednym, biegając pomiędzy niemi. Odtąd téż przez jego ręce czyniono wszelkie w domu jałmużny. Ta cnota rosła z nim, i gdy przyszedł do lat młodzieńczych, codziennie zanim sam zasiadł do stołu, kilkunastu karmił ubogich, a kiedy którego spotkał, obdarzał go hojnie, czasami nawet szaty swoje oddając, gdy już pieniądze rozdał.

Nauki pobierał w Klarawalli, pod okiem świętego Bernarda. Chciał tam zostać zakonnikiem, lecz mu to odradził święty Bernard, widząc duchem prorockim, że go Pan Bóg do założenia nowego Zgromadzenia powoła; pozwolił mu jednak wieść już wtedy życie zakonne, w którém święty Feliks najstarszych zakonników przewyższył.

Wyszedłszy razu pewnego na przechadzkę, spotkał biednego człowieka na wpół nagiego; zdjęty litością oddał mu swoję koszulę, a wróciwszy do domu znalazł ją w celi przedziwną wonność z siebie wydającą, i objawioném mu zostało, że ów ubogi był jego własnym Aniołem Stróżem. Doszła go była wiadomość o śmiertelnéj chorobie jego matki, a gdy z płaczem błagał Boga o jéj zdrowie przed krucyfiksem, usłyszał te słowa z niego wychodzące: „Synu, ani twojéj matce ani tobie, nie jest to pożyteczném o co prosisz.” Poddał się więc woli Bożéj, a śmierć matki, którą bardzo kochał, zniosłszy najspokojniéj, duszę jej polecał miłosierdziu Boga.

Wkrótce potém, król Francuzki udawał się na wyprawę krzyżową, a jak wszyscy książęta krwi panującéj tak i Feliks przyłączył się do niego. Wróciwszy z wojny, postanowił świat opuścić i poświęcić się na wyłączną służbę Bogu. Udał się po radę do świętego Bernarda, i zwierzył się mu iż ma zamiar zostać pustelnikiem. Święty Bernard utwierdził go w tym pobożnym zamyśle, i wymógł na nim aby wprzód jeszcze został Kapłanem. Odebrawszy wyższe święcenia, najprzód zrzekł się prawa następstwa do książęcego tronu, który go czekał po ojcu, i opuszczając rodzinę tajemnie, uszedł w góry Prudelli, a znalazłszy tam kapliczkę Panny przenajświętszéj i chatkę przy niéj przez świętego Fiakra, Szwedzkiego królewicza a także pustelnika, niegdyś zamieszkałą, w niéj osiadł. W postach i wszelkiego rodzaju umartwieniach ciała ćwicząc się, święty Feliks trwał na modlitwie po dniach całych, a niekiedy i w nocy, oka niezamykając. Napadany od pokus i od szatanów, jako niegdyś pustelnicy Tebaidzcy, zwyciężał je jak oni, uciekając się do Boga, a Pan Bóg łaskami go Swojemi coraz wyższemi obdarzał. Nietylko bowiem Święci Pańscy, nietylko Aniołowie, ale Królowa Anielska i Sam Chrystus Pan, w objawieniach swoich często go nawiedzali. Opatrzność téż Boska cudownie czuwała nad nim, gdyż kiedy w zimie brakło mu korzonków leśnych któremi się żywił, zsyłał mu Pan Bóg w każdą niedzielę kruka, który mu bułkę chleba przynosił, a ta mu na cały tydzień starczyła. Niedługo jednak świątobliwość Feliksa przed ludźmi tajną była, gdyż ją Pan Bóg przez pastuszków trzodę pasących, którzy przypadkiem aż do jego chatki zabłąkali się, w całéj téj krainie rozgłosił. I zaczęli garnąć się do niego ludzie błagając go o modlitwy za nimi do Boga i o ratunek w różnych utrapieniach, a Pan Bóg zsyłał im przez niego i cudowne nawet pociechy. Między innemi, pewien wieśniak mający syna ślepego, prowadził go do świętego Feliksa, aby mu wzrok przywrócił. Lecz na przeprawie przez rzekę, wpadł mu ten syn do wody i utonął. Wydobywszy ciało, strapiony ojciec przyniósł je do świętego pustelnika, który wzruszony miłosierdziem, padł na kolana, pomodlił się, i zmarłego wskrzesił. Uradowany ojciec, wrócił z synem do domu, lecz spostrzegł że ślepym jest pomimo tego. Wrócił więc znowu do Feliksa, który przeżegnawszy jego oczy, i wzrok mu przywrócił.

Prowadził już to pustelnicze życie swoje więcéj niż lat dwadzieścia, kiedy razu pewnego gdy się modlił, stanął przed nim Anioł, i objawił mu przyjście przyszłego towarzysza na puszczy, imieniem Jan. Jakoż, wkrótce potém święty Jan z Maty, wielkiéj świątobliwości prałat Paryzki, zupełnie nieznany świętemu Feliksowi, a także mający zamiar wieść życie pustelnicze, zapukał do jego chatki. Feliks przywitał go po imieniu, i odtąd żyli razem na puszczy przez lat trzy, aż im objawił Pan Bóg przez Anioła i przez okazanie się jelenia krzyż błękitny i czerwony wśród rogu mającego, aby udali się do Rzymu, dla założenia nowego Zakonu, przeznaczonego głównie do wykupowania chrześcijan z niewoli pogańskiéj.

Porzuciwszy tedy z rozkazu Bożego wielce sobie ulubioną puszczę, udali się do Rzymu, gdzie od Papieża Inocentego III, który weśnie miał objawienie o ich przyjściu, najłaskawiéj przyjęci, po otrzymaniu od niego zatwierdzenia nowego Zakonu pod nazwą Trynitarzy, wrócili do Francyi. Jakiś czas zatrzymali się w Paryżu, gdzie Regułę swojego Zgromadzenia ostatecznie ułożyli, a przyjąwszy do niego wielu świątobliwych i uczonych mężów, poszli znowu w góry Prudelli, gdzie pierwszy swój klasztor na miejscu na którém przy źródle zimnéj wody objawił się im jeleń, pod nazwiskiem Jelenia zimnego (Cervi frigidi) założyli. Tam Feliks został pierwszym przełożonym, a święty Jan powtórnie udał się do Rzymu, dla założenia i w tém mieście klasztoru swojéj Reguły. Przy rozstaniu, Feliks powiedział mu że się już więcéj nie obaczą, i że pierwiéj od niego umrze, co się téż i stało.

Miał jednak jeszcze czas rządzić Zakonem lat kilka, a wzorem wysokich cnót swoich przewodnicząc braciom, wielu znakomitych ludzi przykładem własnym pobudził do wzgardzenia świata i wstąpienia do jego Zgromadzenia. Wkrótce téż go rozszerzył po całéj Francyi i Belgii, a tak gorliwie zajmował się wykupywaniem więźniów, że za staraniem swojém, przeszło cztery tysiące tych nieszczęśliwych wyrwał zpod jarzma pogańskiego.

Zdarzyło się, że, gdy przebywał w tym klasztorze na puszczy, w wigilią uroczystości Narodzenia Matki Bożéj, ze szczególnego rozporządzenia Boskiego, wszyscy zakonnicy niesłysząc znaku budzenia na Jutrznię o północy odmawianą, nie wstali. Sam tylko święty Feliks według zwyczaju swojego, wcześniéj przyszedłszy do chóru, znalazł w nim na miejscu przełożonego Samę Matkę Bożą w habit jego Zakonu przybraną, tudzież: wielu Aniołów podobnież przybranych, którzy razem z nim całą Jutrznię odśpiewali. Z téj przyczyny ojcowie Trynitarze, święto Narodzenie Matki przenajświętszéj ze szczególną obchodzą uroczystością. Feliks zaś zrozumiał z tego widzenia, iż już niedługo przejdzie do chóru niebieskiego, o czém go wkrótce i Anioł przysłany od Boga wyraźnie zawiadomił.

Pełen tedy już lat i zasług przed Bogiem, w ciężką zapadł chorobę, którą znosząc z największą cierpliwością, troszczył się tylko nieco o swój Zakon i jego przyszłość. Lecz mu się okazała przenajświętsza Panna, polecając aby się o to nie frasował i oświadczyła, iż synów jego w szczególną Swoję bierze opiekę i za Matkę się im daje. Wielce widzeniem tém uradowany Feliks i na ciele nawet cudownie pokrzepiony, zwoławszy wszystkich zakonników, kazał śpiewać Te Deum laudamus i poszedł z nimi do kościoła, gdzie Mszy świętéj wysłuchawszy i przenajświętszém Ciałem Pańskiém posiliwszy się na drogę do wieczności, pobłogosławił braci, najzbawienniejsze dając im nauki. Potém, wrócił do swojéj ubogiéj celki, przyjął ostatnie Olejem świętym namaszczenie, i całując nabożnie wizerunek Pana Jezusa ukrzyżowanego, ucieszony widzeniem Matki Bożéj i Aniołów którzy przyszli po duszę Jego, poszedł do Nieba na ich rękach, dnia 5-go Listopada, roku Pańskiego 1212, mając lat ośmdziesiąt i pięć. W chwili gdy skonał, same dzwony na wieży kościelnéj, bez poruszania ich ręką ludzką, błogosławiony zgon jego ogłosiły, i tejże godziny okazał się on świętemu Janowi, towarzyszowi swojemu w Rzymie podówczas przebywającemu.

Wielu cudami i po śmierci słynącego, Papież Urban IV wraz ze świętym Janem z Matty, w poczet Świętych wpisał.

Pożytek duchowny

Wielkiéj bez wątpienia doznał święty Feliks pociechy, gdy wspólnie z Matką Bożą i Aniołami, śpiewał w chórze swojego klasztoru Jutrznię. Cóż przeszkadza każdemu z nas, gdy się modlimy, łączyć oddawaną przez nas cześć Bogu z tą chwałą bezustanną jaką mu oddają w niebie Aniołowie i Królowa Anielska Panna przenajświętsza? Staraj się z tą intencyą odmawiać pacierze, a doznasz także niemałéj pociechy.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Feliksa Wyznawcę Twojego, z puszczy do założenia Zakonu na wykup więźniów, cudownie powołać raczył; spraw prosimy, abyśmy za łaską Twoją, z niewoli grzechów naszych, za jego wstawieniem się wyzwoleni, do niebieskiéj ojczyzny doprowadzeni zostali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 999–1001.

Tags: św Feliks Walezjusz św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna cuda jałmużna św Bernard niewola
2020-11-17

Św. Grzegorza Cudotwórcy, Biskupa Neocezaryjskiego

Żył około roku Pańskiego 270.

(Żywot jego był napisany przez świętego Grzegorza Niseńskiego.)

Święty Grzegorz rodem z miasta Neocezarei w Poncie, przyszedł na świat około roku Pańskiego 200, z rodziców pogańskich, i w błędach bałwochwalstwa był wychowany. Wszakże skoro do lat młodzieńczych doszedł, a wysoko w naukach wykształcony zaczął zastanawiać się nad religią pogańską, uznał jéj niedorzeczność i szczerze szukał prawdy. Spotkanie w Cezarei Palestyńskiéj Oryginesa jednego z najuczeńszych Kościoła świętego mężów, dopomogło mu do poznania jéj zupełnie. Oświecony łaską Bożą, został chrześcijaninem.

Nieporzucając jednak zawodu naukowego, w którym słynął jako jeden z pierwszych filozofów swojego czasu, przebywał w Aleksandryi, gdzie wówczas nauki wysoko kwitnęły i gdzie było siedlisko najuczeńszych ludzi. Kształcił się téż i w cnotach chrześcijańskich i jaśniał nieposzlakowanemi obyczajami, wśród młodzieży, która licznie tam ze wszech stron zgromadzała się dla nauk filozoficznych i lekarskich, a życie pogańskie i rozwiązłe wiodła. Najwięcéj zpomiędzy nich zepsuci, zawistném okiem patrzyli na Grzegorza którego pobożność ich rozpustę najsilniéj potępiała; chcąc go tedy okryć niesławą na jaką sami zasługiwali, nasłali na niego znaną w całém mieście nierządnicę, która publicznie domagała się zapłaty, jakoby jéj należnéj, za uczestniczenie jego w jéj wszeteczeństwie. Święty, wcale tém niezmieszany, nieodrywając się od słuchania wykładu profesora który wtedy mówił z katedry, prosił jednego ze swoich towarzyszy, aby tę kobietę niegodziwą uspokoił datkiem jakiego żądać będzie. Młodzież która ją nasłała, miała już swoje za wygrane, ciesząc się że wszyscy poczytają Grzegorza za podobnego im rozpustnika; kiedy oto w téjże chwili, szatan opętał owę nierządnicę, która miotając się po ziemi w strasznych konwulsyach, wyznała publicznie że była zapłaconą, aby oczernić Grzegorza. Ten zaś zdjęty litością nad jéj opłakanym stanem, wezwał nad nią Imienia Pańskiego i wnet ją uzdrowił, chociaż wtedy był tylko katechumenem to jest jeszcze nie ochrzczonym.

Wkrótce potém, przyjął Chrzest święty, i wraz z pobożnym towarzyszem Firmianem z Kapadocyi, udał się do Oryginesa który wtedy filozofią chrześcijańską z wielką sławą wykładał i w naukach świętych biegle młodzieży przewodniczył. Skorzystawszy przy tym wielkim świeczniku Kościoła Bożego niemało, powrócił do ojczyzny mając już sławę wielkiéj nauki męża, a kiedy wszyscy jego krewni i znajomi spodziewali się że wysoki urząd zajmie, który mu na wyścigi z powodu jego znakomitego wykształcenia ofiarowano i będzie starał się o świetny zawód w godnościach światowych, Grzegorz wzgardziwszy tém wszystkiém, udał się na pustynię, z zamiarem spędzenia na niéj całego swojego życia na pokucie i bogomyślności. Lecz inne miał Pan Bóg na niego widoki.

Fedyn Biskup Amazejski, znając jego świątobliwość i wysokie w naukach wykształcenie, postanowił zrobić go kapłanem, a potém co prędzéj wyświęcić na Biskupa. Święty dowiedziawszy się o tém, długo krył się przed nim, przechodząc z jednéj puszczy na drugą. W końcu jednak, ze zrządzenia Bożego Biskup go wynalazł, i chociaż długo Grzegorz wielki stawiał temu opór, wyświęcił go na kapłana, a późniéj postarał się że go zrobiono Biskupem Neocezarei, dyecezyi w któréj wśród licznie osiedlonych pogan, było tylko siedemnastu chrześcijan.

Zanim zasiadł na téj ubogiéj stolicy, uprosił sobie kilka tygodni czasu, do przygotowania się na ustroniu i wyjednania sobie u Pana Boga, przez modlitwę i ostrzejsze jeszcze niż zwykle posty, potrzebne do sprawowania wysokiego urzędu swojego łaski. Pan Bóg zaś, i w sposób cudowny raczył mu przyjść do tego w pomoc. Zesłał mu widzenie, w którém objawiła się mu przenajświętsza Panna otoczona niebieską światłością, a mając obok siebie świętego Jana Ewangelistę, poleciła aby On sam był mistrzem Grzegorza, w tém wszystkiém co do najdoskonalszego sprawowania swojéj Biskupiéj godności, wiedzieć potrzebuje. Ze światła to jakie odebrał ten mąż Boży podczas tego objawienia, ułożył on wyznanie wiary, które późniéj na Soborach powszechnych jako najdoskonalsze streszczenie głównych prawd katolickich przyjęte i odczytywane było. Przytém, powziął wielkie serce na opowiadanie Ewangelii, i udał się do Neocezarei, gdzie miał srogą walkę z pogaństwem rozpocząć i Kościół Boży wśród niego jakby nanowo zakładać.

Przybywszy do swojéj stolicy, zaczął niezwłocznie opowiadanie Słowa Bożego, a Pan Bóg obdarzył go nadzwyczajną łaską czynienią cudów, które widząc poganie, tłumnie się nawracali. Kiedy miał zakładać kościół, nie mógł na to mieć innego miejsca jak szczupły kawałek ziemi, pod samą wielką górą będący. Święty całą noc przetrwał na modlitwie, prosząc Pana Boga aby temu zaradził: a nad rankiem kazał górze ustąpić, i ustąpiła tyle ile potrzeba mu było obszernéj płaszczyzny na wzniesienie kościoła z wielkim cmentarzem i wielkim dokoła placem.

Dwaj bracia, mając dzielić się majętnością po rodzicach im pozostałą, nie mogli przyjść do zgody o jezioro które wśród ich dóbr było, i prosili Grzegorza żeby między nimi sprawę tę rozstrzygnął. Starał się ich pogodzić, lecz napróżno: obaj bracia przybrawszy sobie pewną liczbę ludzi mieli przyjść do krwawéj bójki, którą tylko z powodu nadchodzącéj nocy na dzień następny odłożyli. Grzegorz na całą tę noc pozostał przy jeziorze i pomodliwszy się, nad rankiem rozkazał wodom w imię Pańskie zniknąć a ziemię suchą zostawić, co wnet nastąpiło. Skoro dzień nadszedł, przypadły strony przeciwne z bronią w ręku gotowe do walki, lecz ujrzawszy cud tak wielki zdumieni, wszyscy zostali chrześcijanami, a dwaj bracia osuszoną ziemią bez sporu się podzielili.

Rzeka Likus, w jego dyecezyi płynąca, wylewami swojemi wielkie szkody w polach czyniła. Mieszkańcy tameczni, nie mieli żadnych środków żeby na niéj tamy porobić. Udali się przeto o pomoc do świętego Grzegorza, znając już jego cudotwórczość. Odpowiedział im sługa Boży, iż sam Stwórca zakreślił wodzie jéj granice i że Jego wszechmocności ulegać należy. Jednak ujęty litością nad wielką liczbą biednych rodzin do nędzy przez wylew téj rzeki przywiedzionych, udał się do modlitwy, i wzywając Imienia Chrystusowego poszedł nad brzeg rzeki, gdzie z ufnością w moc Bożą zatknąwszy swój kij pasterski to jest Pastorał Biskupi rzekł: „W Imię Chrystusa Pana, póty twoja granica wodo: wyżéj pod ten kres odtąd nie wylewaj.” Kij ten urosł w wielkie drzewo, i od owego czasu rzeka skoro do niego wzbierze, daléj się nigdy nie rozlewa.

Razu pewnego Żydzi, niewierząc w jego cuda i chcąc pogan o ich fałszu przekonać, kazali jednemu ze swoich położyć się przy drodze którą miał przechodzić Grzegorz, i udawać umarłego; a gdy on nadszedł, prosili go aby im dał czém pokryć trupa, bo nic takiego przy sobie nie mają czémby to uczynić mogli. Chcieli przez to okazać poganom wtedy tam umyślnie nagromadzonym, że Święty nie rozpozna nawet żywego od umarłego, a gdzież dopiéro cuda miałby czynić. Święty Grzegorz zdjął z siebie płaszcz, i oddawszy go im odszedł. A gdy oni uradowani iż go oszukali, kazali wstać temu który umarłego udawał, spostrzegli że w istocie umarł, co znowu wielu pogan nawróciło.

Rozkrzewił już był Grzegorz wiarę świętą w całéj dyecezyi swojéj, gdy wyszedł wyrok cesarza Dyoklecyana aby chrześcijan do ofiar bożkom zmuszano, a opierających się temu śmiercią karano. Radził tedy wiernym swojego biskupstwa, aby ci którzyby nie czuli w sobie dość odwagi do przetrwania męczeństwa, uchodzili w góry i tam ukrywali się póki prześladowanie trwać będzie. Sam téż z dyakonem swoim, ukrył się na górze w jaskini. Urzędnicy cesarscy kazali go pilnie śledzić, a jeden z pogan odkrywszy jego schronienie, przywiódł tam oddział żołnierzy który miał go uwięzić. Widząc ich nadchodzących, Święty kazał będącemu przy nim dyakonowi podnieść ręce na modlitwę i poświęcić się Bogu, co i sam uczynił, Żołnierze do jaskini weszli, lecz ich ujrzeć nie mogli, a wróciwszy powiedzieli że tylko tam dwa wielkie pnie drzewa z suchemi gałęziami widzieli. Uznając w tém cud, Boży ów poganin który świętego Grzegorza wydał skruszony, padł mu do nóg i o Chrzest święty prosił, co téż i otrzymał.

Gdy ucichło prześladowanie, powrócił do swego Biskupstwa Grzegorz. Pomordowanych za wiarę Męczenników ciała wyszukiwał i ze czcią należną grzebał, a imiona ich i szczegóły ich męczeństwa pospisywał, ustanawiając razem dni obchodu ich uroczystéj pamiątki. I rozszerzyła się jego pracą, trudem i gorliwością wiara święta w téj krainie gdzie był Biskupem, tak dalece, że gdy umierał i spytał wielu w dyecezyi jego było jeszcze pogan, a odpowiedziano mu że siedemnastu, rzekł: „Dzięki niech będą Bogu: tylu właśnie było w niéj chrześcijan, gdym na Biskupstwo wstępował.” Umarł roku Pańskiego 270 dnia 17 listopada, i pochowany został w kościele który sam wybudował, a który późniéj pod jego wezwaniem został poświęcony.

Pożytek duchowny

W cudzie dokonanym przez świętego Grzegorza, przez przeniesienie góry z jednego miejsca na drugie, sprawdziły się te słowa Pana Jezusa, w których upewnił nas że ktokolwiek z żywą wiarą górze ustąpić rozkaże, wnet ona ustąpi. Ojcowie święci stosują to i do złego ducha, który wyniesiony pychą, jest jakby górą ciągle nam zawadzającą na drodze zbawienia. Chceszli tę zaporę obalić? Czyń to z żywą wiarą i wzywaj na pomoc Maryi, a za każdą razą tego dokażesz.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, aby błogosławionego Grzegorza, Wyznawcy Twojego i Biskupa czcigodna uroczystość, i w pobożności dała nam wzrostu nabierać i zbawienia dostąpić. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 986–988.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 910–911

Jakkolwiek święty Grzegorz był wielkim cudotwórcą, zawsze był pokorny i lękał się o swe zbawienie. Wiedział dobrze, że Bóg mu na to udzielił siły czynienia cudów, aby burzył królestwo szatana, a szerzył chwałę Boską. Kto dziwił się jego cudom i chwalił go za to, zasmucał go i zawstydzał. Jak dalekim był od uważania swej osoby za świętą, widać stąd, jak mocno się obawiał sądu Bożego. „Boga się lękajcie i sądu Jego” — wołał zawsze na wiernych. Wiedział dobrze, że Judasz apostoł nie osiągnął zbawienia, mimo, że szatanów wypędzał z opętanych. Miał to niewzruszone przekonanie, że świątobliwość nie polega na działaniu cudów, lecz na pokorze, bojaźni Bożej, stronieniu od świata, pogardzie dóbr ziemskich, miłości Boga i bliźniego. Dlatego prawił często swym owieczkom: „Najwyższym dobrem jest trzymać się Boga, żyć z Nim, unikać grzechu. Lękajcie się Boga, zachowujcie przykazania Jego; wierzcie, że staniecie kiedyś przed sądem Jego i że każdy z was odbierze zasłużoną nagrodę lub karę”. Czytając przeto cuda zdziałane przez Świętych Pańskich, sławmy wszechmoc Boga, w którego imieniu ci wybrańcy cuda czynili, ale zarazem zapatrujmy się na ich cnotliwe życie, ich dobre czyny i bierzmy je sobie za wzór. Jest niezawodnie w Niebie wielka ilość Świętych, którzy nie zasłynęli cudami, lecz byli przykładem pokory, bogobojności, ubóstwa ducha, czystości serca, zamiłowania samotności i miłości Boga. O takie cnoty się starajmy, a będziemy świątobliwymi i zbawionymi bez cudów. O to się też starał św. Grzegorz, a cuda swe tak mało cenił, że pragnął przy śmierci, aby pamięć jego zupełnie zginęła na ziemi, a natomiast imię jego zapisanym zo stało w księdze niebieskiej.

Tags: św Grzegorz Cudotwórca św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup Orygenes cuda
2020-10-30

Bł. Anioła z Akry, kapłana z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego Kapucynów

Żył około roku Pańskiego 1739.

(Żywot jego był spisany przez jednego z kapłanów tegoż zakonu.)

Błogosławiony Anioł od miejsca swego urodzenia zwany z Akry, przyszedł na świat roku Pańskiego 1669 w témże miasteczku, położoném w Królestwie Neapolitańskiém, z rodziców niezamożnych, a w cnoty chrześcijańskie bardzo bogatych. Jak każdy prawie święty tak i on od lat najmłodszych, wielce był do Matki Bożéj nabożny. Miał lat pięć, kiedy łącząc do tego już i umartwienia ciała, na posypanych ostrych kamykach na ziemi klękał, długo się modląc przed obrazem przenajświętszéj Maryi Panny, a wtedy widywano czasem jak z tego obrazu wychodziła światłość, która go ogarniała. Wychowany był bardzo starannie, gdyż go sami rodzice od dzieciństwa do stanu kapłańskiego przeznaczali.

Bardzo jeszcze był młody, kiedy do Akry przybył na misyą ojciec Antoni z Oliwady kapucyn wielkiéj świątobliwości. Na błogosławionym Aniele takie wrażenie zrobiły kazania jego, że odbywszy przed nim spowiedź z całego życia, postanowił wstąpić do tegoż zakonu. Zanim doszedł do lat do tego właściwych, wiódł życie bardzo od świata odosobnione, oddając się tylko naukom i modlitwie. Codzień długie godziny, a niekiedy i część nocy, przepędzał w kościele przed przenajświętszym Sakramentem. Doszedłszy lat ośmnastu wstąpił do nowicyatu ojców Kapucynów, lecz go ztamtąd wywiódł zły duch, przewidując jak świętym zakonnikiem on zostanie. Po niejakim czasie, żałując tego, wstąpił po raz drugi, i znowu wyszedł, ulegając jakiéjś chorobliwéj melancholii, którą piekło na niego zesłało.

Gdy wrócił do miasta rodzinnego, stryj chciał go ożenić, znaczny mu zapisując majątek, lecz Anioł za dar ten podziękował, a ciągle się modlił żeby mu Pan Bóg dał pójść za jego pierwotném powołaniem. Wysłuchanym téż został i postanowił po raz trzeci wstąpić do nowicyatu. Udając się do klasztoru w Montalte, gdzie przebywał podówczas prowincyał Kapucynów, nadszedł nad rzekę nadzwyczaj wezbraną, a nie zastał czółna ani przewoźników. Zakłopotany tém bardzo, zaczął się modlić, i oto stanął przed nim człowiek ogromnéj postawy, który go wziął na barki i na drugą stronę rzeki przeniósł. Anioł chciał mu zapłacić, lecz ten w tejże chwili zniknął. Późniéj objawił mu Pan Bóg że byłto tenże zły duch który go z nowicyatu wyprowadzał, a którego Pan Bóg tą razą zmusił aby mu do wstąpienia do klasztoru dopomógł.

Przyjęty po raz trzeci, jeszcze nie był wolny od pokus odwodzących go od zakonnego życia. Rozbudziły się w nim tęsknoty za światem, za świetnym związkiem jaki mu stryj nastręczał, a w przesadném świetle przedstawiała mu się ostrość Reguły kapucyńskiéj. Lecz Anioł znał się już na tych zasadzkach szatańskich, i uciekł się do gorącéj modlitwy. Pewnego razu, gdy pomimo tego zdało mu się iż téj pokusie ulegnie, idąc korytarzem padł na kolana przed wizerunkiem Pana Jezusa ukrzyżowanego i zawołał: „Panie patrz na moję nędzę, i przybądź mi na ratunek”, i w tejże chwili usłyszał wyraźny głos z krzyża do niego mówiący: „Naśladuj brata Bernarda z Korleonu kapucyna, a wytrwasz.” Dowiedziawszy się tedy iż ten wielki sługa Boży, miał zwyczaj codziennie biczować się odmawiając godzinki o Męce Pańskiéj, wziął się do tego samego i odtąd go już żadna pokusa od powołania zakonnego nie odwodziła.

Po upłynionym roku, przypuszczony został do wykonania ślubów uroczystych, przy których doznał nadzwyczajnéj pociechy wewnętrznéj, i uczuł jakby sznurem jakim ściśnione sobie biodra, a głowę jakby w płomieniach gorejącą, co oznaczało ten dar nieskazitelnéj czystości, przeciw któréj odtąd żadnych nie doznawał pokus, i te nadprzyrodzone oświecenia na umyśle, któremi go późniéj tak obficie Duch Święty obdarzał. Wyświęcony na kapłana, z całą gorliwością oddał się pracom apostolskim, do których go przełożeni przeznaczyli. Do ciągłéj modlitwy łącząc coraz większe umartwienia ciała, trapiąc je trudami, postami, krwawém biczowaniem się, czuwaniem, w krótkim czasie do najwyższéj doszedł doskonałości. Najprzód téż przełożonym klasztoru, a potém Prowincyałem jednéj i drugiéj prowincyi wybrany, tak na tych obowiązkach zajaśniał roztropnością i gorliwością, i z taką miłością o duchownych i doczesnych braci potrzebach pamiętał, tak szczególnie przestrzegał w nich wzajemnéj jedności i zgody, że go Aniołem pokoju przezwali i wszyscy bez wyjątku pragnęli, aby jak najdłużéj swój urząd piastował.

Zostawszy misyonarzem jak tylko kapłaństwo przyjął, już w tym zawodzie aż do śmierci to jest lat blizko pięćdziesiąt pracując, trudno wypowiedzieć ile doznał trudów, a z jak nadzwyczajnym pożytkiem dla dusz wiernych je ponosił. W początkach tego zawodu, pracowicie przygotowywał swoje kazania, i całe pisał. Chociaż miał dobrą pamięć, ile razy wszedł na aszalnicę, jakaś nieprzezwyciężona siła wstrzymywała go wśród kazania, tak że z wielkim wstydem niemogąc go skończyć schodzić musiał z ambony. Razu pewnego, gdy z tego powodu gorąco się modlił prosząc Pana Boga ażeby albo go wyleczył z tego rodzaju jakby choroby, albo skłonił jego przełożonych do uwolnienia go od obowiązku kaznodziejskiego, usłyszał głos wyraźnie do niego mówiący: „Nie lękaj się niczego, udzielę ci daru wymowy, i odtąd pracom twoim błogosławić będę.” – „Kto jesteś który tak do mnie przemawiasz?” zawołał Anioł zdziwiony, i wtedy poczuł że ziemia pod nim jakby podczas trzęsienia zadrżała i usłyszał znowu te słowa: „/Jam jest Którym jest/ 1 i rozkazuję ci abyś odtąd kazywał po prostu, w sposób zrozumiały dla każdego.” Błogosławiony Anioł zrozumiał wtedy, że ową niemożnością kazywania jakiéj doznawał dotąd, chciał go Pan Bóg ukarać za wykwintność w sposobie mówienia, i skłonić do miewania przystępniejszych dla prostego ludu kazań. Odtąd więc gotował się na nie tylko czytaniem Pisma Bożego i modlitwą. Mawiał kazania z największą łatwością, był tak biegłym w wykładzie najtrudniejszych miejsc Pisma Bożego, że najuczeńsi teologowie przyznawali mu w tém wyższość. Miał zaś zwyczaj przy końcu każdéj nauki, mówić coś o męce Pańskiéj, i tém wszystkich do łez i najżywszéj skruchy pobudzał.

Swojemi pracami apostolskiemi objął nietylko Kalabryą, lecz i całe królestwo Neapolitańskie, z niesłychanym wszędzie dla garnącego się ludu na jego nauki pożytkiem. Po ukończonéj misyi odbywał uroczystą z ludem procesyą, i wieki krzyż umieszczał na głównym placu na pamiątkę odbytéj misyi. Gdy po ukończeniu takowéj w mieście Mędyczyno, przygotowano krzyż tak nadzwyczaj wielki i ciężki, że pięciu silnych ludzi podnieść go nawet z ziemi nie mogło, błogosławiony Anioł sam wziął go na barki i niósł na czele procesyi, co widząc lud cały wołał: „Cud, cud.” Nadciągnięto nad rzekę, a gdy wszyscy na most się wtłoczyli, Anioł z tymże krzyżem suchą nogą przez rzekę przebył, i w tejże chwili okazały się na niebie nad nim, trzy podobnegoż kształtu wielką światłością jaśniejące krzyże. Kilkakrotnie widziano go na kazalnicy w stanie zachwycenia, olśnionego światłością niebieską, i w powietrze na stóp kilka uniesionego.

Arcybiskup Kardynał Neapolitański, zawezwał go z kazaniami wielkopostnemi, do głównego kościoła w téj stolicy. Święty rozpoczął je ze zwykłą sobie przemawiając prostotą. Nie podobało się to wybrednym słuchaczom, którzy się do tego kościoła zgromadzali. Na drugie jego karanie przyszło ich bardzo mało, na trzecim prawie nikogo nie było. Widząc to kapłan zarządzający tym kościołem, przeprosił błogosławionego Anioła, i uwolnił od dalszych nauk. Pokorny sługa Boży, ani słowa niemówiąc, wziąwszy kij w rękę, wyszedł z Neapolu. Lecz ledwie się oddalił o milę, przysłał po niego Kardynał aby powrócił, i daléj swoje kazania miewał. Posłuszny błogosławiony Anioł, spełnił to polecenie Arcybiskupa, rad nawet temu, że jak był tego pewnym, nowe go upokorzenia spotkają. Gdy wstąpił na kazalnicę, ujrzał wielką liczbę słuchaczy, a to właśnie najbardziéj ubiegających się o kazania wytworne, gdyż spodziewano że go zastąpi jeden z najkwiecistszych w Neapolu kaznodziejów. Wciągu nauki widział jak go niechętnie słuchają, a szczególnie zauważał pewnego znakomitego literata, który prawie głośno szydził z jego kazania. Przy końcu tak się Anioł odezwał: „Proszę odmówić Ojcze nasz i Zdrować Marya, za duszę tego, który wychodząc z kościoła padnie nieżywy.” Owóż, słowa te mało kogo przeraziły a w większéj części obudziły śmiech i podejrzenie, że ten prostaczek, jak go nazywali, chce proroka udawać. Tymczasem, w chwili gdy ludzie tłumnie wychodzili, przy samych drzwiach padł tknięty apopleksyą tenże szyderca o którym wspomnieliśmy, i niezwłocznie skonał. Wypadek ten nadzwyczajne wywarł w całém mieście wrażenie. Odtąd kościół pomieść nie mógł słuchaczy zbierających się na kazania błogosławionego Anioła. Gdy schodził z kazalnicy taki tłum rzucał się na niego aby się otrzeć o jego habit, albo wziąść kawałek z płaszcza jego na relikwią, że go straż policyjna musiała otaczać, strzegąc aby go nie udusili. Lecz co dla niego było najpożądańszém, najwięksi grzesznicy się nawracali i do jego konfesyonału się garnęli.

Wielu różnemi cudami i w innych miejscowościach raczył Pan Bóg uświetnić tego wielkiego Apostoła Swojego. Widywano go w czasie kazań w stanie zachwycenia okrytego światłością cudowną, wychodzącą z wizerunku Pana Jezusa albo Matki Bożéj, do których zwracał się wtedy z modlitwą. Miał także ten dar cudowny, że przenosił się z miejsca na miejsce, z szybkością jakby błyskawicy, i współcześnie na różnych bywał obecny. Od chwili wyświęcenia na kapłaństwo już do śmierci, to jest przez lat przeszło czterdzieści, poświęcał się zawodowi misyonarskiemu. Każdego roku sześć miesięcy spędzał na misyach, a drugie sześć w klasztorze, oddając się najostrzejszéj pokucie i najwyższéj bogomyślności. W pracach jego apostolskich żadne trudności go nie powstrzymywały. Zdarzyło się razu pewnego, że podczas misyi, złamał był nogę; pomimo tego codzień miewał z kazalnicy na którą go wnosili, po trzy nauki.

Kilku osobom bliższe z nim mającym stosunki przepowiedział dzień swojéj śmierci. Gdy ten nadszedł, przyjął ostatnie Sakramenta święte, i ciągle się modlił. Przed samym skonaniem, okazał się mu zły duch, którego odegnał makiem krzyża świętego mówiąc: ”Milcz szatanie, nie samym chlebem tyje człowiek” 2. Zasnął błogo w Panu, wymawiając te słowa: „Przyjdź już przyjdź dobry Jezu”, dnia 30 Października roku 1739. Papież Leon XII wpisał go w poczet błogosławionych.

Pożytek duchowny

Dwa razy błogosławiony Anioł, ulęgając pokusie złego ducha, występował z zakonu, aż nareszcie uciekając się do modlitwy a szczególnie do rozmyślania męki Pańskiéj, wytrwał w swojém powołaniu. Używaj i ty tychże środków, gdy widzisz się niestałym w dobrych swoich przedsięwzięciach, a wyjednasz sobie łaskę wytrwałości.

Modlitwa (Kościelna)

Przedziwny w świętych Twoich wszechmogący Boże! któryś serce błogosławionego Anioła do Siebie przyciągnąć raczył, za jego zasługami i wstawieniem się spraw, abyśmy wszystkiém co ziemskie wzgardzając, w miłości wiekuistéj ojczyzny przez ciągłe rozmyślanie rzeczy niebieskich, utwierdzali się. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 929–931.

Footnotes:

1

Exe. III. 14.

2

Mat. IV. 4.

Tags: bł Anioł z Acri „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna powołanie pokusy św Bernard z Corleone czystość cuda wytrwałość
2020-09-27

Św. Kozmy i Damiana, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 285.

(Żywot ich był napisany prze świętego Grzegorza Turoneńskiego i Metafrasta.)

Święci Kozma i Damian byli braćmi rodzonymi, a według świętego Grzegorza bliźniętami, rodem z miasta Eges w Arabii położonego. Rodzice ich posiadali wielki majątek i byli wzorowymi chrześcijanami. Ojciec odumarł ich dziećmi, a matka Teodora, we Wschodnim Kościele czczona jako Święta, wychowała ich bardzo pobożnie. Żyli w drugiéj połowie trzeciego wieku, kiedy jeszcze w ich ojczyznie wieu było pogan. Święci bracia, z wielką gorliwością starali się ich nawracać: a że podówczas w tym kraju sztuka lekarska bardzo zaniedbaną była, umyślili oddać się téj nauce, wcale nie dla zysku, gdyż bogaci byli, lecz aby przez to łatwiejszy przystęp uczyniwszy sobie do pogan, łatwiéj ich mogli Chrystusowi Panu pozyskiwać. Postanowili nabyć sztuki leczenia ciała, mając głównie na celu ratowanie duszy.

Pan Bóg pobłogosławił ich świętym zamiarom: Kozma i Damian tak biegłymi stali się lekarzami, iż równych im w kraju całym nie było. Wzywano ich na wszystkie strony, i z najodleglejszych miejsc zwozili do nich chorych. Bo téż Pon Bóg do ich biegłości w téj nauce, i dar cudów przyłączyć raczył. Nie było chorego, chociażby najcięższą dotkniętego słabością, któregoby nie uzdrowili. Gdy bowiem zawezwani gdzie byli, po wybadaniu, jak to zwykle lekarze czynią biegu choroby, przepisywali wprawdzie lekarstwa, lecz udawali się jednocześnie na modlitwę, a przeżegnawszy chorego, a często i umierającego, wnet go uzdrawiali. Łatwo sobie wystawić, jak cudowne takie uzdrowienia, liczne pomiędzy niewiernymi nawrócenie spowodowały, témbardziéj że Kozma i Damian nie biorąc żadnéj za swoje trudy zapłaty, i przez to jednali sobie pogan, którzy z tego powodu przezwali ich Anargires co po grecku znaczy bezpłatni. Trudno byłoby wyliczyć jak wielu chorych od najcięższych cierpień uwolnili, ilu ślepym wzrok przywrócili, sparaliżowanym władzę, ilu opętanych wyzwolili od złego ducha. A obok tego jeszcze więcéj niewiernych do Chrztu świętego przywiedli: tak że ci dwaj biegli lekarze, stali się wkrótce wielkimi Apostołami.

To rozsławiło ich na całym Wschodzie, lecz téż samo ściągnęło na nich prześladowanie, a w końcu spowodowało i ich śmierć męczeńską. Cesarze Dyoklecyan i Maksymilian, postanowiwszy wytępić chrześcijan, przysłali do Egesy Wielkorządcę Lizyasza, z rozkazem aby używając najsurowszych środków, każdego z wyznawców Chrystusowych zmusił do oddawani czci bożkom; a gdyby tego odmawiali, żeby zadawszy im męki, śmiercią ich karał. Skoro Lizyasz przybył, doniesiono mu że największymi wrogami bożków cesarskich, są dwaj sławni lekarze, wielcy oraz czarnoksiężnicy, którzy na mocy czarów cudownie lecząc, wielką liczbę pogan nawrócili, i że jeśli tak daléj będzie, wkrótce cały kraj chrześcijańskim zostanie. Lizyasz, po takiém doniesieniu kazał ich uwięzić, i przywoławszy przed siebie groźnie rzekł do nich: „Więc to wy jesteście owi zwodziciele, którzy odwracając swoimi czarami lud od czci należnéj bożkom cesarskim, przywodzicie go do oddawania czci boskiej człowiekowi, który na haniebną karę Krzyża był skazany. Wiedzcie, że jeżeli tejże chwili nie wyrzeczecie się tego waszego Ukrzyżowanego Boga, i nie oddacie czci naszym prawdziwym bogom, zadam wam najstraszniejsze męczarnie, żeby was do tego zmusić. Zkąd jeteście i jakiego stanu?” Na to Święci odpowiedzieli mu: „Jesteśmy braćmi rodzonymi, pochodzimy z Arabii, i jak cała rodzina nasza jesteśmy chrześcijanami. Z zawodu zaś naszego, jesteśmy lekarzami. Nie zwodzimy nikogo, jak również nikogo nie zmuszamy aby się po radę do nas udawał. Nie szukamy w tém zysku, bo posiadając majątek, wynagrodzenia nie potrzebujemy. Przywracając zaś chorym zdrowie co do ciała, nie tyle naszą sztuką ile mocą Jezusa Chrystusa, staramy się także wyleczać ich i ze ślepoty duszy, ucząc wszystkich: że jeden jest tylko Bóg prawdziwy, któremu my cześć oddajemy, a wszyscy bogowie pogańscy, są to wymysły szatańskie dla wprowadzenia w błąd ludzi.” Po odpowiedzi tak stanowczéj, Wielkorządca na chwilę zawahał się co ma uczynić, ostrzegano go bowiem, że Święci w tak wielkiém u wszystkich, a nawet i u pogan, są poważaniu, że surowsze z nimi obejście się, mogłoby całą ludność oburzyć. Lecz z drugiéj strony bał się ściągnąć gniew cesarzów, jeśli oszczędzi tych właśnie, którzy w całém mieście wielkiéj używając sławy, tém większy wpływ jako chrześcijanie wywierają na pogan. Probował więc łagodnemi słowami skłonić ich do odstępstwa od wiary, i mówił do nich: „Jesteście znakomitego rodu, majętni, uczeni, przyrzekam wam w imieniu cesarza, pierwsze godności w państwie, jeśli spełniając jego wolę, wyrzeczecie się tych bredni w któreście się uwikłali. Usłuchajcie mojéj rady, gdyż mówię wam stanowczo, że macie do wyboru albo wyrzec się dziwactw waszéj chrześcijańskiéj religii, i opływać w zaszczyty i dostatki, albo jeśli tego nie uczynicie, ponieść śmierć w najstraszniejszych mękach. Zastanówcie się nad tém pilnie.” „Jużeśmy się nad tém dostatecznie zastanowili, odpowiedzieli Święci, groźby mąk najstraszniéjszych, przerazić nas nie mogą. Gotowi jesteśmy oddać życie nasze za wiarę Chrystususa. Inszéj odpowiedzi nie spodziewaj się od nas.”

Jakoż, Lizyasz nie czekał na inną, i kazał ich wziąść na tortury. Wytrzymawszy je nie okazując nawet najmniejszego bólu, Święci rzekli do tyrana: „Jeśli masz jeszcze jakie męki nam zadać, nakaż je niezwłocznie, pewni jesteśmy że łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa, da nam przenieść je nietylko cierpliwie, ale i z radością.” Lizyasz patrząc z podziwieniem że z okrutnych tortur wyszli bez żadnéj szkody, co przypisywał jedynie czarom, nie śmiejąc już innych tego rodzaju katuszy na nich probować, wydał rozkaz oby obu braci związanych w morze wrzucono.

Spełniono ton wyrok jak najwierniéj: lecz w chwili gdy tych sług Bożych wody pokrywały, zstąpił Anioł z Nieba, rozwiązał powrozy. któremi byli skrępowani, i na brzeg ich wyprowadził. Wilkorządca, który na to własnemi oczami patrzał, zdumiał się, ale i to przypisując czarom, zawezwał znowu Świętych do siebie, i jakby poufnie, prosił ich aby mu odkryli tajemnice téj sztuki, mocą któréj takie nadzwyczajne rzeczy spełniają. „Nieznamy żadnych czarów, odpowiedzieli mu na to bracia. Szatani którzy czarnoksiężnikom dopomagają, uchodzą przed nami z bojaźnią. Jesteśmy chrześcijanami, i w imieniu tylko Jezusa Chrystusa i za Jego opieką, wybawieni zostaliśmy i z tortur i z wód morskich. Krzyż święty na którym tenże Pan nasz Jezus Chrystus umarł, jest orężem w którym my całą ufność naszą pokładamy, a na którego sam znak wszyscy wasi mniemani bogowie i piekło całe, ustąpić musi.” – „Wy tedy, rzekł do nich Lizyusz, szydersko, całą waszą ufność w waszym Jezusie Chrystusie pokładacie, a ja moją w naszym bogu Apolinie, i mocą jego będę próbował robić te same sztuki, które i wy dokonaliście.”

Zaledwie to bluźnierstwa wyrzekł, Pan Bóg go ciężko ukarał. Dwóch szatanów niewidzialnych rzuciło się na niego, i tak go bili i ciałem jego miotali, że byłby skonał na miejscu, gdyby nie to że święci Kozma i Damian, uczyniwszy znak krzyża świętego, złych duchów odegnali. A wnosząc iż cud ten na nimże samym dokonany, powinien opamiętać Lizyusza, rzekli do niego: „Czy i po takiém dobrodziejstwie, jakie Krzyżowi świętemu zawdzięczasz, jeszcze wątpić będziesz o potędze naszego Boga, i pozostaniesz w twojém zaślepieniu pogańskiém? Wszak widziałeś jak wezwanie twojego bożyszcza, poddało cię w ręce złych duchów, a znak krzyża na którym nasz Bóg umarł, od nich cię wyzwolił. Wyrzecz się przeto czci bożków, którzy jak ciebie od szatanów uwolnić nie mogli, tak i sami w wiecznych mękach odbierają karę za swoje zbrodnie. Otwórz nakoniec oczy na prawdę, uznaj prawdziwym Bogiem Tego, któremu tylko cześć najwyższa się należy.”

Wielkorządea zdawał się zachwianym w swoim uporze, lecz przez wzgląd na kilku obecnych tam pogan, obawijąc się aby nie sądzili że chrześcijaninem chce zostać, kazał Świętych odprowadzić do więzienia. Tymczasem to co zaszło z Lizyuszem opętanym przez szatana po wezwaniu Apolina, rozeszło się po całém mieście. Najznakomitsi poganie obawiając się aby go to nie nawróciło, przybyli do niego, grożąc mu że go zaskarżą przed cesarzém, jeśli dłużéj Kozmę i Damiana oszczędzać będzie. Kazał więc znowu przywołać ich przed siebie, i jeszcze raz domagał się od nich oddania czci bożkom. Gdy mu tego z oburzeniem odmówili, kazał ich wrzucić w kocioł smoły rozpalonéj, zkąd wyszli nietknięci.

Wtedy Lizyusz słysząc pogan coraz groźniéj domagających się ich śmierci, kazał obydwóch braci uwiązać u osobnego słupa, i przywoławszy cztery roty żołnierzy, wszystkie na nich od razu wypuścić strzały. Lecz ręka Boga, który chciał moc swoją poganom gromadnie tam zebranym objawić, cudownie strzały powracała tak, że wszystkie w ciekawych widzach utkwiły. Cud tak wielki i straszny, rozproszył pogan, którzy z placu pouciekali a Wielkorządca kazał ściąć świętych Męczenników. Ci zaś uklęknąwszy modlili się aby Pan Bóg już więcéj cudem nie odwlekał im korony męczeńskiéj. Wysłuchał ich Pan Bóg: ścięci zostali, a ta ich śmierć męczeńska nastąpiła 28 Września roku Pańskiego 285.

Pożytek duchowny

Święci Kozma i Damian w zawodzie ich lekarskim, stali się wielkimi Apostołami, i mnóstwo dusz pozyskali Chrystusowi. Nich cię to uczy, że w każdym chociażby naczynniejszym zawodzie, nietylko najłatwiéj własną daszę zbawić, ale i drugich do jak najwierniejszego służenia Bogu można skutecznie pobudzać, byle posiadać wielką miłość Boga i wielkie pragaienie dusz zbawienia.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, abyśmy obchodząc pamiątkę przejścia do Nieba Męczenników Twoich Kozmy i Damiana, od wszelkiego grożącego nam złego za ich pośrednictwem uwolnieni zostali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 821–823.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 770

Święci bracia Kosma i Damian, których imiona jako krwawych świadków Kościół św. tak wielką czcią otacza, mogą nam posłużyć za przykład, jak powinien chrześcijanin pełnić obowiązki swego stanu i powołania. Jakkolwiek nie od każdego wymaga się, ażeby te powinności wykonywał bez względu na nagrodę i doczesne zyski, od każdego jednak należy żądać, aby je pełnił z miłości ku Bogu tak, jak mu to nakazuje sumienie, poczucie obowiązku i należne Bogu posłuszeństwo. Tylko tym sposobem można pozyskać błogosławieństwo Boskie i zasługi wiekuiste. Kto pracuje z musu lub w widokach zysku i zbogacenia się, tego dusza nie ma w sobie nic chrześcijańskiego, a choćby zebrał jak największy majątek i we wszystko opływał, daremna będzie praca jego, gdyż utraci nagrodę niebieską. Czyż może być większa niedorzeczność, jak dla marnego grosza, który częstokroć jest jedynym bodźcem naszych zabiegów i czynności, zrzekać się wiekuistej i nieocenionej nagrody niebieskiej, jakiej Bóg obiecał w dniu Sądu ostatecznego udzielić tym, którzy tu na ziemi pracowali uczciwie i z dobrą wolą? We wszystkich naszych pracach i zajęciach nie spuszczajmy nigdy z oka miłości ku Bogu; pamiętajmy zawsze o tym, że obiecane są nam skarby niebieskie, większe aniżeli doczesne zyski, które nam świat dać może jako nagrodę. Hasłem naszym przy każdej pracy niechaj będzie: „Z miłości ku Tobie, Boże, i na większą chwałę Twoją!” a wtedy niezawodnie nie minie nas błogosławieństwo Boże.

Tags: św Kosma św Damian „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik lekarz cuda obowiązki stanu
2020-08-17

Św. Jacka, Zakonu Kaznodziejskiego

Żył około roku Pańskiego 1257.

(Żywot jego był napisany przez ojca Seweryna, tegoż Zakonu z klasztoru Krakowskiego kapłana.)

Święty Jacek ze znakomitego Odrowążów domu, urodził się roku Pańskiego 1183 w księstwie Opolskiém, w dyecezyi Wrocławskiéj we wsi Kamień, dziedzicznéj jego rodziców włości. Od pierwszych lat życia swojego rokował tę pobożność i cnoty, jakiemi późniéj w tak wysokim stopniu zajaśniał. Na jego szczęście, rodzice przydali mu nauczycieli którzy umysł jego kształcąc w nauce, serce do miłości Boga i świętych praw jego zagrzewali. Na słuchanie wyższych nauk posłany został do Pragi, a następnie do najsławniejszéj podówczas Akademii w Bononii, zkąd wrócił otrzymawszy stopień Doktora obojga prawa. Iwo Odrowąż stryj jego, prałat świątobliwy, widząc w nim prawdziwe powołanie, skłonił go do przyjęcia stanu duchownego, a następnie Wincenty Kadłubek biskup krakowski, kanonikiem katedralnym go uczynił.

Gdy tenże Biskup składał swoje rządy Biskupie, mając wstąpić do Cystersów w Jędrzejowie, Iwo Odrowąż wysłany był przez niego do Rzymu, aby na to zezwolenie Papieskie uzyskał. W téj podróży Jacek towarzyszył stryjowi, i w Rzymie zastał świętego Dominika, starającego się o świeżo przez niego założonego Zakonu zatwierdzenie. Zdarzyło się, iż święty Jacek był obecny gdy święty Dominik wskrzesił umarłego. To go ostatecznie skłoniło do wstąpienia do Zakonu tego Świętego Patryarchy. W klasztorze rzymskim, gdzie nowicyat odprawiał, zajaśniał od pierwszéj chwili wszystkiemi zakonnemi cnotami; a gdy Iwo wracając do Krakowa prosił Dominika aby ze swego zakonu posłał braci do Polski, Święty dał mu Jacka, brata jego Czesława i dwóch innych, którzy po trzechmiesięcznym tylko nowicyacie, za zezwoleniem Papieża, śluby zakonne wykonali.

W drodze do Polski, przybyli do Karyntyi, a zatrzymawszy się w mieście Telzaku, Jacek i jego towarzysze gorliwemi kazaniami taką w ludzie rozbudzili pobożność, że mieszkańcy tego miasta w przeciągu pół roku wystawili im klasztor, do którego wstąpiło wielu kapłanów świeckich i młodzieży najpobożniejszéj; a Jacek zostawiwszy tam Przeorem Hermana jednego ze swoich towarzyszów, udał się do Krakowa.

Tu otrzymawszy od stryja, który został Biskupem, kościoł świętéj Trójcy, klasztor przy nim założył, w krótkim czasie napełniony świątobliwymi zakonnikami. Jacek wśród nich przodował wszystkiemi cnotami: pokorą, łagodnością, ubóstwem, gorliwością w służbie Bożéj i wielką dla bliźnich miłością. Co tylko od niezbędnych zajęć miał czasu, ten wszystek w kościele na modlitwie spędzał. Nie miał osobnéj celi, lecz gdziekolwiek w kącie klasztornym, na gołéj ziemi, po całodniowych trudach, krótkiego spoczynku zażywał. Szczególne miał do przenajświętszéj Panny nabożeństwo, a kiedy razu pewnego w uroczystość Jéj Wniebowzięcia, modlił się przed Jéj ołtarzem, objawiła się mu Marya, i rzekła: „Jacku synu mój, o co tylko przez Imię moje prosić będziesz Zbawiciela, wszystko otrzymasz.”

Od tego czasu święty Jacek, ufny w przyczynę Matki Bożéj, taką łaską czynienia cudów zajaśniał, jaka rzadko komu po Apostołach była udzielaną. W roku 1221, gdy obchodzono doroczną pamiątkę przeniesienia zwłók świętego Stanisława Męczennika i Biskupa, zdarzyło się, iż gdy Jacek szedł do Katedralnego kościoła na Zamek, ujrzał nad brzegiem Wisły, wielki tłok ludu zgromadzonego nad trupem młodego szlachcica ze wsi Pleszowa, który był utonął. Matka jego Jalisława rzuciła się do nóg Świętemu, wołając: „Ojcze Jacku, nie tajno mi żeś wielkim sługą Bożym, ulitujże się nad nieszczęściem mojém.” – „Córko Jalisławo, a kiedyż syn Twój utonął?” spytał Jacek. „Wczoraj przed wieczorem, odrzekła, a teraz go dopiéro znaleziono.” Jacek ujął za rękę nieżywego młodzieńca i rzekł: „Piotrze! Pan nasz Jezus Chrystus, za wstawieniem się przebłogosławionéj Panny Maryi, niechaj cię przywróci do życia.” I w tejże chwili młodzieniec wstał żywy.

Po pewnym czasie przebywania w Krakowie, gdzie wielką swoją Świątobliwością i gorliwością, trudne do opisania sprawował w duszach korzyści, wyprawiwszy brata swego świętego Czesława na Szląsk, sam święty Jacek z trzema swemi zakonnymi braćmi, puścił się ku Wschodowi i dotarł aż do Kijowa. Długą tę podroż odbywał pieszo po Apostolsku, ustawicznie ściśle pościł, ostréj włosiennicy nigdy z siebie nie zdejmował, i według swego zwyczaju, trwał na modlitwie, a tymczasem, Pan Bóg uświetniał go ciągle wielkiemi cudami. W téj podróży przybywszy pod Wyszogrodem nad Wisłą, chcąc przeprawić się na drugą stronę, nie znalazł na brzegu ani przewoźnika ani łodzi. Ufny w obietnicę przenajświętszéj Maryi Panny, pomodlił się do Niéj, i rzekł do swoich towarzyszy Floryana, Gaudyna i Benedykta: „W Imię Chrystusa idźcie za mną, i ufajcie potędze Wszechmocnego Boga, któremu posłuszne są niebo, ziemia, morze i rzeki i to rzekłszy przeżegnał Wisłę, wstąpił w nią i poszedł jakby po ziemi. Lecz jego towarzysze, chociaż patrzali na cud ten, wahali się iść za nim. Wrócił więc ku nim, rozpostarł na wodzie swój czarny płaszcz Dominikański, i na nim wraz z braćmi na drugą stronę rzeki jak na łodzi przepłynął.

Dążąc do Kijowa, nasz Święty wszędzie po drodze siejąc słowo Boże, z wielkim pożytkiem kazywał do ludu. W samym zaś Kijowie zabawił lat cztery, i tam założył klasztor Dominikanów, przy kościele przenajświętszéj Maryi Panny, który Kijowianie za jego staraniem wybudowali na przedmieściu zwaném Chreszczatka, a do czego głównie przyczyniła się córka Włodzimierza III książęcia Kijowskiego którego Jacek na łono Kościoła pozyskał, a ociemniałéj córce Jego, wzrok cudownie przywrócił.

W piątym roku swojego w Kijowie pobytu, nawróciwszy wielką liczbę pogan i różnowierców, Jacek zamyślał wracać do Polski. Lecz gdy w tymże kościele, za jego staraniem wybudowanym, Mszę świętą dnia pewnego odprawiał, Tatarzy tak niespodzianie napadli na miasto, iż wkrótce i do klasztoru się dostali. Jacek jeszcze w Ornat ubrany, wziął Puszkę z przenajświętszym Sakramentem, i śpiesznie z bracią swą uchodził. Na idącego przez kościoł, zawołała przenajświętsza Marya Panna z kamiennego posągu około dwóch centnarów ważącego: „Jacku, synu mój, uchodzisz przed pohańcami z Synem Moim; a mnie tu zostawiasz.” Na co Jacek: „O! Panno przenajświętsza! Twój posąg jest zbyt ciężki, żebym go mógł udźwignąć.” Lecz odpowiedziała mu Marya: „Weź mnie, a Syn mój ciężar ten lekkim uczyni.” Wtedy Jacek w jednéj ręce trzymając Puszkę z przenajświętszym Sakramentem, w drugą wziął posąg przenajświętszéj Panny, który stał się lekkim jakby trzcina, i przeszedł z bracią pośród barbarzyńców, którzy już klasztor burzyli i mordów się dopuszczali.

Nadszedł nad rzekę Dniepr, którą podobnież jak Wisłę pod Wyszogrodem przebył, a skierowawszy swą podróż ku Rusi Czerwonéj, przybył do miasta Halicza, i tam dopiéro złożył posąg przenajświętszéj Panny, przeniesiony późniéj ztamtąd do Lwowa, gdzie dotąd się znajduje. W Haliczu także założył klasztor. Z Halicza odbył Jacek misyą w Polskich i w Pruskich prowincyach, a siejąc wszędzie z wielkim pożytkiem pomiędzy ludem słowo Boże, w wielu miejscach pozakładał swoje klasztory, z których główne były w Pradze, w Poznaniu i Gdańsku.

Do Krakowa wrócił roku Pańskiego 1240, gdzie przyjęty przez duchowieństwo i lud z otwartemi rękami jako wielki i święty apostoł, znowu jak wprzód, przyświecał braciom cnotami zakonnemi, a niezmordowanie pracował na ambonie i w konfesyonale, cudami ciągle słynąc. Zdarzyło się iż wkrótce po jego powrocie, dziedziczka włości Kościelca, zaprosiła go aby w jéj dworze czas jakiś wypoczął. Przybywszy tam Jacek, zastał całą ludność strapioną, z powodu iż tylko co grad tak pańskie jak i włościańskie pola do szczętu wybił. Święty, wielką zdjęty litością na widok łez i smutku tylu rodzin do nędzy przywiedzionych, całą noc oka niezmrużywszy, na modlitwie strawił. Skoro słońce weszło, wieśniacy ujrzeli wszystkie swoje pola okryte najbogatszym plonem, jakby nigdy gradu nie było.

Po długich a gorliwych pracach apostolskich, święty Jacek skołatany wiekiem i świętą pracą, miał sobie objawiony dzień swojéj śmierci, którą braciom przepowiedział. W uroczystość świętego Dominika zachorował, a w wigilią Wniebowzięcia przenajświętszéj Panny prosił o święte Sakramenta, które z najżywszą pobożnością przyjął, poczém zwoławszy braci pobłogosławił ich, i najzbawienniejsze udzielił im przestrogi. Odmówił jeszcze z nimi Pacierze kapłańskie, a ku ich końcowi rozpoczynając psalm: „W Tobiem Panie nadzieję miał”, gdy przyszedł do wyrazów: „W ręce Twoje Panie polecam ducha mojego” 1, słodko w Bogu ząsnął. Umarł roku Pańskiego 1257, a 1594 Papież Klemens VIII, z wielką uroczystością w poczet go Świętych zapisał, i święto jego na dzień 16 Sierpnia wyznaczył.

Był święty Jacek jednym z największych cudotwórców, jacy kiedy jaśnieli w Kościele Bożym: pomiędzy wielką liczbą cudów przez niego dokonanych, wyliczają pięćdziesięciu czterech umarłych za modlitwą jego wskrzeszonych.

Pożytek duchowny

Gdy czytasz żywoty wielkich sług Bożych, którzy na ziemi naszéj jaśnieli, niech cię to tém bardziéj pobudza do ich naśladowania, bo na to ich Pan Bóg w każdych krajach i różnych czasach wskrzesza. A także proś Pana Boga, aby i za dni naszych, lud swój Świętymi obdarzał.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! Który nas błogosławionego Jacka wyznawcy Twojego, doroczną uroczystością rozweselasz, spraw miłościwie, abyśmy pamiątkę jego przejścia do Nieba obchodząc, i przykłady jego życia naśladowali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 690–692.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 654–655

Z opisu żywota świętego Jacka widzieliśmy dokładnie, jak niestrudzona była gorliwość tego świętego zakonnika w krzewieniu wiary Chrystusowej. Od lat młodzieńczych do najpóźniejszej starości nie ustawał on w usiłowaniach nawracania pogan, głoszenia prawdy i w zabiegach o zbawienie dusz. Zastanówmy się teraz pokrótce, co my czynimy dla szerzenia Królestwa Bożego na ziemi i krzewienia wiary świętej na tym świecie. Może niejeden odpowie na to: „Nie jestem przecież księdzem, ten obowiązek na mnie nie ciąży”. Mylicie się, kochani bracia! Każdy z nas ma tę powinność, i to:

  1. Z wdzięczności ku Bogu. Prawdziwa wiara, jaką nam głosi ustami sług Kościoła Jezus Chrystus i jaką w nas tenże Kościół odżywia i pielęgnuje udzielaniem sakramentów św. jest najpożądańszym i nieocenionym skarbem. Wiara ta nie jest naszą zasługą, lecz darem Bożym, który nam Pan Jezus wyjednał trudem, cierpieniem i męką. Wdzięczność nasza winna odpowiadać wielkości daru, a najmilszą Bogu odpłatą jest nasza żarliwość w naśladowaniu Chrystusa i pozyskiwaniu Mu zbłąkanych owieczek, których ocalenie sprawia w Niebie najwyższą radość. Wdzięcznymi uczniami Pana Jezusa okażemy się tylko wtedy, gdy według możności i sił naszych gorliwie będziemy się przykładać do krzewienia Ewangelii św. bądź modlitwą, bądź udziałem w pobożnych stowarzyszeniach, bądź ofiarą. Rozważmy, czy czynimy zadość tej powinności wobec dzieci, rodziny i sług, czy ich pouczamy, czy nakłaniamy ich do pilnego uczęszczania na nabożeństwa i uważnego słuchania kazań, czy dajemy im budujące książki do czytania, czy troszczymy się o misje? Tylko tym sposobem może prawy chrześcijanin okazać wdzięczność Bogu za to, że go raczył uczynić członkiem Kościoła i uczestnikiem łask swoich.
  2. Do krzewienia wiary zobowiązuje nas prócz tego dbałość o własne zbawienie. Duch święty mówi w Księdze przysłów: „Pozbądź się grzechów jałmużną, a zdrożności miłosierdziem względem ubogich”. Wiara jest najcenniejszym dobrem, nie masz przeto cenniejszej jałmużny, jak pomaganie bliźnim według sił i możności do przejęcia się wiarą. Obowiązek ten jest tym świętszy, że wiara jest niezbędnie potrzebna do zbawienia wiekuistego; bliźni pozbawiony wiary jest na zawsze stracony. Miłosierdzie względem ubogich jest tak ścisłą powinnością, że według słów samego Pana Jezusa tylko miłosierny może liczyć na miłosierdzie. A któż jest biedniejszy na tym świecie jak poganin, nie mający udziału w łasce Bożej i wystawiony na niebezpieczeństwo utraty zbawienia? Wzgląd przeto na własne zbawienie nakłada na nas obowiązek litowania się nad takimi biedakami, otwierania im oczu na prawdę i jednania ich dla Kościoła. Oby nas świetny przykład świętego Jacka zachęcił do naśladowania!

Footnotes:

1

Psalm XXX. 6.

Tags: św Jacek Odrowąż „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Dominik bł Czesław Odrowąż Maryja cuda
2020-07-27

Św. Pantaleona, Męczennika

Żył około roku Pańskiego 806.

(Żywot jego był napisany przez Metafrasta.)

Święty Pantaleon urodzony w Nikomedyi w drugiéj połowie trzeciego wieku, był synem Kustorga, zamożnego obywatela tego miasta, który był poganinem. Matka jego Eubula, gorliwa chrześcijanka, zaszczepiła w nim zasady wiary świętéj, lecz odumarła go małym chłopaczkiem, a ojciec zajmując się dalszém jego wychowaniem, sam uparty poganin, i w synie zatarł uczucia chrześcijańskie, rozwinięte przez pobożną matkę. Że byłto młodzieniec bardzo zdolny, więc w naukach wielki postęp uczynił, a mając szczególne upodobanie w sztuce lekarskiéj, w krótkim czasie stał się najsławniejszym w Nikomedyi lekarzem. W skutek tego, cesarz Galer Maksyminian, uczynił go swoim nadwornym medykiem.

Pobyt Pantaleona na dworze pogańskiego monarchy, do reszty pozbawił go wiary. Lecz Pan Bóg zesłał mu świątobliwego kapłana, nazwiskiem Hermolaus, który miarkując po nim iż musiał być wychowanym po chrześcijańsku, wdał się z nim w rozmowę. Pantaleon wyznał mu iż w istocie matka usposobiła go była do zostania chrześcijaninem, lecz że po jéj śmierci, oddając się nauce filozofii i medycyny, zatarł w sobie wszelkie religijne uczucia i nie zwracał uwagi na to co się tyczyło jego sumienia. Hermolaus wyświeciwszy mu główną tę prawdę wiary naszéj, że tylko w religii katolickiéj można dostąpić zbawienia, odszedł, odebrawszy od niego przyrzeczenie, że się nad tém głębiéj zastanowi.

W dni kilka potém, Pantaleon zajęty temi myślami, wyszedłszy za miasto, znalazł na polu dziecię umarłe od ukąszenia węża, który przy niém leżał. Wiedział dobrze, jako biegły lekarz, jak śmiertelnym jest jad tego rodzaju gadziny którą miał przed sobą, i poznał że w dziecięciu nie było już życia: przyszła więc mu myśl aby na próbę prawdziwości wiary chrześcijańskiéj, wskrzesić je w Imię Chrystusa. Przystąpiwszy przeto bliżéj do trupa rzekł: „Wstań, rozkazuję ci to w Imię Jezusa Chrystusa” a do gadziny: „a ty zjadliwe zwierzę zgiń natychmiast.” I w téjże chwili dziecię wstało zdrowe, a gadzina zdechła. Uderzony tym cudem Pantaleon, udał się niezwłocznie do Hermolausa i prosił go o Chrzest święty.

Skoro został ochrzczony, pośpieszył do ojca aby i jego do wiary świętéj nawrócić: a że wiedział iż nicby nie wskórał, gdyby wprost domagał się tego, okazał się mu tylko bardzo zasmuconym. Ojciec, który go niezmiernie kochał, spytał o powód tego: „Powodem smutku mojego, odrzekł mu Pantaleon, jest to, że poznaję jaką jest niedorzecznością oddawać cześć bożkom, którzy byli prostymi ludźmi jak każdy z nas, i nie wiedzieć zkąd mieliby potém stać się bogami. Alboli téż poczytywać za bogi bałwany ukute z tegoż samego kruszcu, z którego jak to wiesz ojcze, robią się najpodlejsze naczynia domowe.” Starzec nie wiedział co mu na to odpowiedzić, lecz nawróconym się nie okazywał, gdy oto na jego szczęście zesłał Pan Bóg ślepego, który przyszedł do Pantaleona radzić się na swoje kalectwo, na które żaden lekarz nie mógł znaleźć środka. Święty przyrzekł mu uzdrowić go niezwłocznie, lecz pod warunkiem że zostanie chrześcijaninem. Ślepy zgodził się na to: Pantaleon przeżegnał mu oczy wzywając Chrystusa i człowiek ten wzrok odzyskał, poczém i chory i ojciec przyjęli Chrzest święty.

Niedługo po swojém nawróceniu ojciec Pantaleona umarł, a on rozdawszy znaczny majątek, jaki po nim odziedziczył, na ubogich, oddał się bogomyślności i uczynkom miłosierdzia. Nie zaniechał wprawdzie swego zawodu lekarskiego, lecz leczył już nie tylko ciała lecz i dusze, i gorliwie się temu oddając, wielką liczbę pogan pozyskiwał Panu Jezusowi. Że przytém sława jego jako lekarza, stała się tém większą, iż cudownie leczył najcięższemi chorobami złożonych, pogańscy lekarze powodowani zawiścią, oskarżyli go przed cesarzem podówczas w Nikomedyi przebywającym, że jest chrześcijaninem. Maksymin srodze rozgniewany, że przyboczny jego lekarz był wrogiem jego bożków, aby się o tém przekonać, zawezwał najprzód do siebie owego ślepego którego Pantaleon uzdrowił, i chciał go przekonać że to bogowie pogańscy wzrok mu przywrócili. Lecz on mu na to odpowiedział: „Jakże chcesz cesarzu, aby bogowie twoi mogli komu wzrok przywrócić, kiedy sami nie widzą.” Odpowiedź tak śmiała, wprawiła we wściekłość tyrana, który w téjże chwili kazał ściąć tego świętego wyznawcę i stawić przed sobą Pantaleona.

Ten wyznając otwarcie iż jest chrześcijaninem, oświadczył cesarzowi, iż na dowód prawdziwości wiary którą wyznaje, prosi aby przyniesiono najciężéj chorego w mieście, i aby kapłani pogańscy ze swéj strony udając się do bożków swoich, a on wzywając imienia Jezusa, probowali go uzdrowić. Cesarz chociaż niechętnie, zgodził się jednak na to, gdyż i lud zebrany tego się domagał. Wyszukano więc człowieka oddawna sparaliżowanego, i przyniesiono go Na plac publiczny. Kapłani pogańscy, wysilali się ze swojemi nabożeństwami lecz uzdrowić go nie mogli. Pantaleon przystąpił do niego, pomodlił się, przeżegnał go i rzekł: „W imię Jezusa Chrystusa wstań.” i chory w téjże chwili wstał wołając: „Bogiem prawdziwym jest tylko Bóg chrześcijański.” Cesarz rozgniewany tém do najwyższego stopnia, widząc że na ludzie całym zrobiło to wrażenie i wszędzie głoszono moc Chrystusową, postanowił mękami najokrutniejszemi wymódz na Pantaleonie zaparcie się wiary, i przez to osłabić wrażenie, jakie wywierał na pogan widok jego i wieść o cudach przez niego czynionych. Kazał więc go uwięzić, a nazajutrz na placu, wobec zebranego ludu najprzód ciało jego szarpać hakami żelaznemi, a potém rany palić pochodniami zapalonemi. Tymczasem w chwili kiedy zabierali się katować Pantaleona, on wezwał Pana Jezusa, a katom omdlały ręce tak, że haków podnieść nie mogli, i pochodnie pogasły. Wrzucono go więc z rozkazu tyrana w kocioł napełniony ołowiem wrzącym, z którego wyszedł żyw i zdrów najzupełniéj, głośno opiewając chwałę Chrystusową. Cesarz takiemi cudami jeszcze bardziéj rozwścieklony, kazał mu uwiązać ogromny kamień u szyi, i z nim wrzucić go w morze, z którego Święty nie zanurzywszy się nawet, wrócił na brzeg z kamieniem.

Widząc to cesarz zawołał: „i morze oczarował” a Pantaleon mu na to: „Nie czary to są, lecz dowód że jak ziemia tak i morze i wszystko, posłuszne jest Panu który je stworzył.” „Przekonamy się o tém zaraz,” rzekł cesarz, i kazał wypuścić na niego dzikie zwierzęta. Pantaleon ufny że i tą razą wesprze go Pan Bóg, wszedł pomiędzy nie śmiało, a one upadłszy mu do nóg, lizały je pokornie, i nie odeszły, aż na nie skinął. Poganie patrząc na to wołali „Wielki jest Bóg chrześcijański. Cesarzu wypuść tego sprawiedliwego, bo Chrystus Bóg jego jest Bogiem prawdziwym.” Lecz cesarz i to jeszcze przypisując czarom kazał urządzić co prędzéj straszną machinę, w któréj brzytwami i piłami miał być święty Męczennik w kawałki pocięty; lecz tortury te nie tknęły jego ciała, a machina pękające w chwili gdy w nią wsadzono Pantaleona, zabiła kilka pogan blizko niéj stojących.

Cesarz wtedy, dowiedziawszy się że to kapłan Hermolaus nawrócił Pantaleona, wpadł na myśl że gdy tego świątobliwego starca przywiedzie do zaparcia się wiary, prędzéj jéj odstąpi i jego uczeń. Kazał go więc stawić przed sobą i zagroził mu mękami jeśli bogom ofiary nie złoży. „Czyż mogę, odpowiedział starzec składać ofiarę bałwanom, które nie są bogami lecz podłym kruszcem, łatwo się gruchoczącym?” A kiedy to mówił, powstało wielkie trzęsienie ziemi, i zewsząd się zbiegli poganie do cesarza z wiadomością że w całém mieście bożyszcza pospadały z ołtarzów, i w kawałki się potłukły. Cesarz kazał Hermolausa zamordować, wraz z dwoma jego towarzyszami Hermipem i Hermokretem, także chrześcijanami.

Przez ten czas Pantaleon był w więzieniu trzymany. Wkrótce przyzwał go do siebie Maksymin, i probował tą razą łagodnemi słowy i obietnicami nakłonić aby spełnił wolę jego: „Wielu chrześcijan, rzekł do niego, przywiodłem do oddania czci bogom naszym, i za to wielkimi ich panami poczyniłem.” – „Zaprawdę cesarzu, odpowiedział Święty, wielu uczyniłeś wielkimi panami, ale nie tu na ziemi, lecz w Niebie, gdzie królują na wieki ci, których za wiarę Chrystusa pomordowałeś.” Po téj rozmowie, cesarz wskazał go na ścięcie.

Gdy go przyprowadzono na miejsce stracenia, ukląkł i modlił się, aby Pan Bóg już mu dłużéj nie odmawiał korony męczeńskiéj, i wstawszy szedł pod miecz kata śpiewając Psalm Dawidowy: „Walczyli na mnie od młodości mojéj, wszakże mnie nie przemogli” 1. Kat ciął go z całéj siły w szyję, lecz miecz jakby z wosku zgiął się, a Pantaleon najmniejszego bolu nie uczuł. Wszyscy oprawcy upadli mu do nóg, a on upewniając ich iż nie ma do nich żadnego żalu, tylko błaga aby się nawrócili, rzekł do nich: „Czyńcie co wam kazano” i głowę powtórnie pod miecz poddał.

Kaci się wahali, całowali mu ręce i nogi, lecz wreszcie ścięli mu głowę. Poniósł śmierć męczeńską 27 Lipca roku Pańskiego 305.

Pożytek duchowny

Podziwiaj wielkie cuda, o jakich czytałeś w życiu świętego Pantaleona, lecz w tém nie pragnij być mu podobnym, gdyż to mało komu dano i od nikogo Pan Bóg tego nie wymaga. Lecz staraj się go naśladować w jego żywéj wierze i bądź gotów raczéj umrzeć, jak dopuścić się tego rodzaju odstępstwa Chrystusa jakiego się dopuszcza kto ciężki grzech popełnia.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, abyśmy za wstawieniem się błogosławionego Pantaleona, Męczennika Twojego, i od wszelkiéj szkody zachowani byli na ciele, i od wszelkich złych myśli uwolnieni na duszy. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 623–625.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 598

„Czyny więcej znaczą niż słowa”. Gdy słowa te usłyszał święty Pantaleon z ust Hermolausa, uwierzył, że taki lekarz istnieć może; kiedy jednak sam martwe dziecię przywrócił do życia, przekonał się, że lekarz, o którym mu Hermolaus wspomniał, istnieje rzeczywiście i jest Panem życia i śmierci. To samo mawiał przecież Pan Jezus do niewiernych żydów: „Chociażbyście Mnie wierzyć nie chcieli, wierzcież uczynkom” (Jan 10, 38). Zasadą tą przejął się Kościół katolicki, ale tylko on jeden, gdyż on jeden tylko może poprzeć prawdę nauki Boskiej niezliczonymi cudami. Cuda jednają wiarę prawdziwej religii, są przeto potrzebne.

  1. Tworząc człowieka, nadał mu Bóg przeznaczenie, a obdarzywszy go wolną wolą, wskazał mu drogę, co czynić należy, aby osiągnąć cel przeznaczony. Przepisy te i nauki zawarte są w przykazaniach Bożych. Wolę Bożą głosili i objawiali od dawien dawna patriarchowie, prorocy, po nich Jezus Chrystus i ustanowiony przezeń Kościół; wiarę tę stwierdzały liczne cuda, w których i prosty wieśniak i wysoko wykształcony filozof musi uznać dzieła Boga żywego i świadectwa okazujące prawdziwość nauki Jego.
  2. Nie ma naturalniejszego jak to, że Bóg, bądź to gdy błagamy Go o pomoc w biedzie i utrapieniu, bądź, gdy przeciw Niemu wykraczamy i gniew Jego wywołujemy, swą dobroć i sprawiedliwość w cudach okazuje. Gdybyśmy mieli sprawę z Bogiem urojonym, wytworem naszej wyobraźni, nie mogłoby być mowy o cudach, o jakich pisze Pismo święte, a dzieje Kościoła katolickiego przez blisko 2000 lat są wymownymi i dla każdego jasnym świadectwem i dowodem, że założona przez Jezusa Chrystusa religia jest jedynie Boską, świętą i prawdziwą.

Footnotes:

1

Psalm CXXVIII. 2.

Tags: św Pantaleon „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik lekarz nawrócenie cuda
2020-04-02

Św. Franciszka a Paulo

Żył około roku Pańskiego 1503.

Święty Franciszek od miejsca swojego urodzenia nazwany z Pauli, miasteczka położonego w Nespolitańskiego państwa prowincyi Kalabryjskiéj, przyszedł na świat roku Pańskiego 1416. Rodzice jego w ubogim zostający stanie, długo nie mieli dzieci, aż nareszcie za pośrednictwem świętego Franciszka Asyzkiego, uprosili sobie u Pana Boga tego synaczka, uczyniwszy ślub że go do Zakonu oddadzą.

Franciszek od lat najmłodszych okazywał wielką pobożność. Dziecięciem będąc, w rozmaity sposób trapił swoje niewinne ciałko, i długie godziny na modlitwie spędzał. W trzynastym roku, rodzice oddali go do klasztoru ojców Reformatów, gdzie zaraz zajaśniał cnotami w których z czasem nadzwyczaj wysoki postęp uczynił. Wszyscy zakonnicy podziwiali wielką świątobliwość tak młodego chłopaczka, a Pan Bóg już wtedy cudowną Swoją pomocą go wspierał. Razu pewnego, ojciec Zakrystyan posłał go, aby co prędzej przyniósł węgli palących się do trybularza. Franciszek nie mając ich w co zabrać, a pragnąc spełnić posłuszeństwo, przyniósł je w pole od sukni, która pomimo tego nie zatliła się wcale. Inną razą, przeznaczony będąc do kuchni, pogrążony w pobożném rozmyślaniu, przez roztargnienie garnki z jedzeniem mającém się gotować, postawił na kuchni nierozpalonéj. Spostrzegł to dopiéro gdy już czas był wydawać obiad, i znalazł cały ugotowany.

Wyszedłszy od ojców Reformatów dla odbycia różnych pobożnych pielgrzymek, osiadł potém na miejscu bardzo odludném, jakby na puszczy, i tam spędził lat sześć, wiodąc życie nadzwyczaj umartwione, i tylko korzonki polne i owoce leśne używając za pokarm. Nosił odzienie dawnych pustelników, i cały czas spędzał na bogomyślności.

Sława jego świątobliwości wkrótce rozeszła się w odległe strony, w skutek czego przybyło tam kilku pobożnych ludzi, pragnących pod jego przewodnictwem podobne jak on prowadzić życie. Musiał przeto opuścić ulubioną swoję pustelnię, i niedaleko miasteczka Pauli wybudował kościoł i klasztor, w czém Pan Bóg wielu cudami go wspomagał. Z początku brakowało wszelkich zasobów na rozpoczęcie budowli, lecz skoro ją zaczął znalazły się takowe: robotnicy sami przybywali i bezpłatnie brali się do roboty; a co większa gdy który z nich był chory, odzyskiwał przy téj pracy zdrowie. Dnia pewnego przyniesiono mu człowieka ciężkiém kalectwem dotkniętego w nogach. Święty kazał mu dźwignąć belkę, którą ledwie para wołów mogła przyciągnąć. Człowiek ten z wiarą w słowo Franciszka wziął się do tego, uniósł belkę bez trudności i uzdrowiony został w tejże chwili. Cuda podobne, przez które największe ciężary przy budowaniu tego klasztoru stawały się lekkiemi, powtarzały się kilkakrotnie. Lecz trzy następujące zdarzenia były najbardziéj zadziwiającemi.

Razu pewnego, święty Franciszek widzac niebezpieczeństwo jakie groziło z niewłaściwie rozpalonego pieca wapiennego, wszedł weń gdy gorzał najsilniéj, aby co prędzéj pozamykać otwory. Wszyscy obecni struchleli, przekonani będąc że go płomienie w popiół obrócą, lecz Święty wyszedł stamtąd bez żadnéj szkody. Inną razą skała ogromna urwawszy się na górze, leciała już na dół, grożąc śmiercią robotnikom którzy pod nią pracowali, i rozwaleniem murów w tém miejscu stawianych. Franciszek laską swoją zatrzymał ją wpędzie i przytwierdził na pochyłości góry. Późniéj taż skała rozbita, użytą została do ukończenia murów klasztornych. A także gdy robotnicy daleko chodzić musieli po wodę, dotknął laską skały i wnet wytrysnęła woda. Źródła jéj nigdy odkryć nie można było, gdyż zamknięta jest w skale twardéj i z niskąd otworu nie mającéj; posiada dotąd własność uzdrawiania chorych.

Lecz trudno byłoby wyliczyć wszystkie cuda jakie święty Franciszek przez ciąg życia swojego poczynił. Ślepym wzrok przywracał, słuch głuchym, mowę niemym, uzdrawiał kaleki. Można powiedzieć, że nie było choroby chociażby najcięższej, z którejby modlitwą swoją, albo tylko dotknięciem chorego, nie wyleczył. Bardzo czynne wiodąc życie, był ciągle zjednoczony z Bogiem, często wpadał w zachwycenie. Dar wymowy posiadał w wysokim stopniu. Czystość dochował nieskażoną. Pokory był niezrównanéj. Poczytywał się za ostatniego z ludzi; a założywszy nowe Zgromadzenie zakonne, postanowił aby bracia jego dla ćwiczenia się głównie w téj właśnie cnocie, nazywali się Minimi, to jest najmniejsi, najlichsi. Nosił odzienie bardzo ubogie, pod niém zawsze ostrą włosiennicę, i często biczował się do krwi żelazną dyscypliną z haczykami kolącemi u końca. Zimą i latem chodził bez obuwia, i sypiał na gołéj ziemi. Jadał raz tylko na dzień po zachodzie słońca, i nic innego jak surowe jarzyny z chlebem, bez żadnéj okrasy. W nadanéj Regule swojemu Zgromadzeniu, przepisał ścisły post bez nabiału, przez rok cały.

Zdawało się że mu Pan Bóg dał władzę nad całą naturą: na słowo jego jakby w mgnieniu oka lasy wznosiły się na polach, gdzie pierwiéj drzewiny nie było; najdziksze zwierzęta były mu podległe; śmierć była mu nawet posłuszną: gdyż wskrzeszał umarłych. Nad złemi duchami panował wszechwładnie; słuchały go bez oporu. Przy tylu darach cudownych posiadał i dar przewidywania i przepowiadania przyszłości.

Gdy założony przez niego Zakon, z przyczyny coraz liczniéj gromadzących się braci, zaczął się szerzyć, zmuszony był dla zakładania w różnych miejscach klasztorów długie i dalekie odbywać podróże. W tych co krok niemal, Pan Bóg uświetniał sługę Swojego wielkiemi cudami. Przybywszy nad cieśninę Mesyńską dla udania się do Sycylii, gdy właściciele statków nie chcieli go przewieźć na drugi brzeg morza, rozesławszy na wodzie płaszcz, przepłynął na nim z dwoma towarzyszami, i przybył najszczęśliwiéj do portu.

Ludwik XI król Francuzki dotknięty ciężką chorobą, w któréj najbieglejsi lekarze żadnéj ulgi przynieść mu nie mogli, słysząc o cudach czynionych przez Franciszka, posłał do niego z prosbą, aby przybył go uzdrowić. Nie udał się tam Święty, aż na rozkaz Papieża. Ludwik XI przyjął go z wielkiém uszanowaniem, lecz pożądanego powrotu do zdrowia nie otrzymał. Owszem święty Franciszek przepowiedział mu blizką śmierć, i tak go do niéj usposobił, że król szczerze opłakawszy grzechy swoje, w uczuciach najżywszéj skruchy i pełen ufności w miłosierdziu Boskiém, spokojnie i świątobliwie na jego rękach umarł.

Podróż ta posłużyła świętemu Franciszkowi do założenia swojego Zgromadzenia i we Francyi, do czego mu wielce pomogły łaskawe względy króla Karola VIII. Tam właśnie w klasztorze Plessejskim ufundowanym przez tego księcia, zatrzymawszy się przez czas nieco dłuższy, Franciszek wykończył ostatecznie troistą Regułę swoję: to jest dla zakonników przez niego założonych, dla zakonnic i dla osób świeckich do Tercyarstwa tegoż zgromadzenia należących. Wkrótce potém otrzymał zatwierdzenie téj Reguły najprzód ustne przez Aleksandra VI, a nieco późniéj i ostateczne przez Bullę Juliusza II. Nie chciał zezwolić aby zakonnicy przez niego założeni nosili nazwisko swojego założyciela, jak to w wielu innych zakonnych zgromadzeniach bywa, lecz nadał im nazwę Braci najmniejszych po łacinie Minimi, od cze- go nazwani są Minimitami.

Wkrótce potém odbył podróż do Rzymu, gdzie go Papież Syxtus IV przyjął jak anioła z nieba przysłanego. W posłuchaniu jakie mu udzielił, posadził go obok siebie, zasięgał jego rady w najważniejszych sprawach Kościoła i usilnie go nakłaniał do przyjęcia święceń kapłańskich. Lecz głęboka pokora Franciszka, tak trafiła do przekonania Ojca świętego, iż pozwolił mu oprzeć się temu. Z różnych przywilejów jakie chciał mu udzielić Papież, przyjął tylko upoważnienie poświęcania światła kościelnego i koronek.

Zakon Minimitów rozszerzył się już był w wielu krajach jeszcze za życia jego: we Włoszech z woli Papieży u których Franciszek był w wielkim poważaniu; we Francyi po jego tam pobycie; w Hiszpanii za staraniem króla Ferdynanda Wielkiego jego czciciela, a w Niemczech cesarz Maksymilian I, podobnież szczególny jego wielbiciel, Minimitów przyjął i klasztory im pobudował.

Lecz nadszedł już był i koniec pobytu na ziemi tego wielkiego Świętego. Miał wtedy lat dziewięćdziesiąt jeden. Czując się blizkim śmierci, zwołał braci, i w tkliwéj przemowie żegnając ich i błogosławiąc, polecał im wierność w służbie Bożéj, miłość wzajemną, ścisłość w zachowaniu Reguły, a najbardziéj przepisu tyczącego się postu całorocznego. Było to w Wielki Czwartek. Po téj przemowie kazał się zaprowadzić do kościoła, tam się wyspowiadał, przyjął Komunią świętą boso i z pasem u szyi, i wróciwszy do celi nazajutrz w Wielki Piątek, a był to dzień drugi Kwietnia roku Pańskiego 1503, wśród modlitw braci które do ostatka powtarzał, oddał Bogu błogosławionego ducha.

Papież Leon X zaliczył go w poczet Świętych kanonizowanych. Błogosławiony Franciszek z Pauli jest szczególnym Patronem szczęśliwego rozwiązania Matek brzemiennych.

Pożytek duchowny

Jak świętego Franciszka Patryarchy Asyzkiego główną cnotą była cnota najgłębszéj pokory, tak i świętego Franciszka a Paulo jego imiennika i godnego naśladowcy, taż cnota główną cechę świętości stanowiła. Że zaś jest to cnota ściągająca najobfitsze łaski Boskie, więc obaj oni należą do liczby największych cudotworców jacy kiedy jaśnieli w Kościele Bożym. Niech cię to pobudzi do szczerego zamiłowania téj cnoty, bez któréj nie tylko Świętym stać się nie można, ani cudów czynić, ale i zbawienia dostąpić nie podobna.

Modlitwa (kościelna)

Boże pokornych wywyższenie! któryś błogosławionego Franciszka wyznawcę, do chwały Świętych Twoich wyniósł; spraw prosimy, abyśmy za jego zasługami i przykładem, przyrzeczonych pokornym nagród, szczęśliwie dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 260–262.

Tags: św Franciszek a Paulo „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pokora post cuda poród
Pozostałe wpisy
Creative Commons License
citatio.pl by Citatio.pl is licensed under a Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 Unported License.