Wpisy z tagiem "św Maria Magdalena de Pazzis":
Św. Aloizego Gonzagi, Wyznawcy, Towarzystwa Jezusowego
Żył około roku Pańskiego 1591.
(Żywot jego był napisany przez księdza Aparyna z tegoż zakonu, a jemu współczesnego.)
Święty Aloizy pochodził z panującego domu Gonzagów, książąt Mantuańskich. Urodził się roku Pańskiego 1568, a był najstarszym synem na którego spadała korona książęca, Matka będąc nim brzemienną, tak ciężką odbywała słabość, iż lekarze ją odstąpili bez żadnéj nadziei. Po uczynionym ślubie pielgrzymki do Matki Boskiéj Loretańskiéj jeśli szczęśliwie porodzi, wydała na świat świętego Aloizego, który ochrzczony przed zupełném wyjściem na świat, pierwiéj niejako narodził się Niebu niż ziemi.
Pierwotną niewinność tak doskonale dochował przez całe życie, iż zdawało się jakby w łasce Bożéj od kolebki był utwierdzonym. Skoro przyszedł do rozumu, szczególnego nabożeństwa dawał oznaki. Modlitwa była ulubioném jego zajęciem, a ubogim wszystko co mógł rozdawał. Matkę Bożą czcił w szczególny sposób, w każdéj potrzebie do Niéj z największą udając się ufnością. Mając lat dziewięć, przed Jéj obrazem Zwiastowania uczynił ślub czystości, którąto cnotę ze szczególnéj łaski Boskiej dochował tak dalece nieskazitelną, że przez całe życie żadnéj przeciwko niéj ani w myślach ani w ciele nie doznawał walki. Zbogacony tym darem wyuczył się i nad innemi panować namiętnościami, i w końcu już żadnych, chociażby najlżejszych podniet do złego nie czuł. Nad zmysłami téż panował ciągle, a szczególnie nad wzrokiem, tak że posłany na dwór panującéj królowéj hiszpańskiéj Maryi Austryackiéj któréj przez lat kilka był paziem, widując ją codziennie nigdy na nią oczów nie podniósł. Co większa, piszą że nawet nie zatrzymywał wzroku na obliczu własnéj matki. Słusznie go téż przezwano człowiekiem bez ciała albo aniołem w ciele ludzkiém.
Do takiéj straży nad zmysłami, przydawał umartwienia ciała: trzy razy na tydzień suszył, używając wtedy bardzo mało chleba i wody, a prócz tego prawie ciągle pościł, gdyż nigdy na obiad nie spożywał pokarmu więcéj nad jednę uncyą. Często zadawał sobie krwawe biczowanie, niekiedy trzy razy dziennie. Nie mogąc dostać włosiennicy ani drucianego pasa, uplótł go sobie z ostrogów, i temi na gołe ciało się przepasywał. W łóżko pod prześcieradło kładł deski, aby bez ściągnienia uwagi drugich, sypiać mógł na tak twardém posłaniu, i łatwiéj ze snu się ocknąć, gdyż większą część nocy przepędzał zwykle na bogomyślności, a zimą nawet w nieogrzanym pokoju klęcząc lub leżąc krzyżem w jednéj koszuli na kamiennéj podłodze. Tak dalece starał się modlitwy swoje odprawiać z nieprzerwaną uwagą, że niekiedy cztery i pięć godzin je powtarzał z wielkiém wysileniem, aby przynajmniej jednę godzinę całą odbyć bez żadnego roztargnienia. Wytrwałość téż jego w tém ćwiczeniu, nagrodził mu Pan Bóg tak wielkiém skupieniem, że już późniéj w najdłuższych modlitwach najmniejszego nie doznawał oderwania myśli. Wszystkie jego władze umysłowe, jakby przez ciągłe zachwycenie, były bezustannie zatopione w Bogu. Razu pewnego gdy był cierpiący, lekarz polecił mu aby nie męczył głowy myśląc ciągle o Bogu. Święty chciał go usłuchać, lecz na to taki gwałt potrzebował sobie zadawać, iż o większe jeszcze cierpienie głowy się przyprawił.
Mając lat szesnaście zamyślał o wstąpieniu do zakonu, i aby rozpoznać w tém wolę Bożą, przymnożył pobożnych ćwiczeń i umartwień ciała, prosząc aby mu Pan Bóg wskazał do jakiego zgromadzenia ma wstąpić. Czytając listy ojców towarzystwa Jezusowego, pisywane z Indyi gdzie byli na misyach pomiędzy poganami, postanowił wstąpić do ich zakonu. A gdy jeszcze się wahał, przyjąwszy Komunią w téjże intencyi, prosił Matkę Boską aby mu wyraźniéj wskazała wolę Bożą, i otrzymał od niéj objawienie wskazujące mu właśnie to zgromadzenie o którém zamyślał. Aloizy z pierwszego razu nie uzyskał pozwolenia ojca, lecz ten po pewnym czasie widząc stateczność powołania synowskiego, dał mu swoje błogosławieństwo. Całe jednak trzy lata musiał wytrwale walczyć o to święty młodzieniec.
Zrzekłszy się na brata swego Rudolfa praw książęcych, wstąpił do towarzystwa ojców Jezuitów. Przywdział najprzód habit w Mantui, a potém udał się do Rzymu. Gdy odjeżdżał z domu jeden z dworzan rzekł do niego: „Wyobrażam sobie jak brat waszéj książęcéj mości, uszczęśliwionym być musi, że po tobie księstwo odziedzicza.” A. Aloizy mu na to: „Pewnie nie jest on szczęśliwszym ode mnie, który się téj marności dla królestwa niebieskiego wyrzekłem.” Od chwili wstąpienia do nowicyatu, darami coraz wyższemi, jeszcze go hojniéj Pan Bóg obsypywał. Odbywając nauki w kolegium rzymskiém, wielki w nich postęp uczynił, a współuczniowie jego przykładem jaki im dawał, najdzielniéj do Boga pociągani byli. Taka bowiem skromności świątobliwość w saméj już jego postawie jaśniała, że zbiegano się nieraz na miejsce gdzie miał przechodzić, aby się mu przypatrzeć tylko, jak wielkiemu Świętemu. Gdy go zaś wszyscy za takiego mieli, on w głębokiéj utwierdzony pokorze, za najlichszego się poczytywał, za ostatniego z ludzi chciał uchodzić i wszelkie jakie go kiedy spotkały upokorzenia, nie tylko chętnie lecz wesoło znosił. Gdy go razu pewnego spotkała dotkliwa miłości własnéj pokuta od przełożonego naznaczona, a drudzy się temu dziwili, odpowiedział: „Przecież przyszedłem do zakonu jako żelazo skrzywione; pokuta więc konieczna, aby mnie przez nią prostowano.” Gdy znowu niektórzy chcieli go powstrzymać od zbytecznych umartwień ciała, mówiąc że doskonałość zawisła na umartwieniu serca więcéj niż zmysłów, odpowiadał: „Te rzeczy trzeba czynić, i tamtych nie opuszczać” 1.
Przebywając w kolegium Medyolańskiém, miał sobie w objawieniu powiedziane, że mu tylko rok jeden do życia pozostaje. Od téj chwili już całkiem w Bogu zatopiony, o niczém inném jak o Bogu nie umiał mówić. W roku 1591 głód i powietrze morowe, jak w całych Włoszech, tak i w Rzymie grasowało. Święty Aloizy tam podówczas mieszkał. Ojcowie Jezuici otworzyli dla dotkniętych zarazą Szpital, i sami w nim obsługiwali chorych. Z początku, pomimo usilnych próśb jego, nie pozwolili Aloizemu tego poświęcenia się, znając iż w niém miary nie położy, i żadnych ostrożności nie zachowa. Przeznaczyli go tylko do żebrania po mieście jałmużny dla szpitala. Po niejakim jednak czasie pozwolili i jemu podzielać trudy jego braci, którzy zarażając się od słabych, byli przedmiotem pobożnéj jego zazdrości. Pan Bóg zaś który mu już koronę niebieską gotował, dopuścił na niego zarazę. Zapadł tak ciężko, iż siódmego dnia zdawał się dogorywać. Jednak po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, tak mu się polepszyło, iż go nakłaniano aby prosił Boga o przedłużenie życia. Lecz on odrzekł: „Lepiéj jest być rozwiązanym i dostać się do Chrystusa”, a pamiętając na objawienie jakie był odebrał i że rok się skończył, z pewnością twierdził iż go Bóg powoła.
Kiedy go Prowincyał nawiedził, prosił go chory, aby mu dyscyplinować się pozwolił: „Nie masz siły ręki podjąć”, rzekł na toze łzami przełożony. – „Więc niech mnie kto inny biczuje” powiedział Aloizy, i póty nalegał, aż mu pod posłuszeństwem zakazano o tém myśleć. W dzień Bożego Ciała rzekł do braci: „Pomóżcie mi odmówić Te Deum laudamus, gdyż za ośm dni mam umrzeć.” Spełniono jego życzenie, a on od téj chwili przez następne dni ośm, trwał ciągle na modlitwie i jakby w bezustanném był zachwyceniu powtarzając często te słowa Pisma Bożego: Pragnienie mam rozwiązanym być i być z Chrystusem 2. W dzień oktawy Bożego Ciała, brat zakonny przy nim będący widząc że nie ma się gorzéj, rzekł do niego: „Widać że Bogu podobało się przydłużyć ci życia, bo oto już ośm dni od twojéj przepowiedni, a żyjesz.” On zaś twierdził iż umrze niezawodnie. Prosił więc ojca Rektora aby mu kazał dać przenajświętszy Sakrament, co gdy spełniono, a ojciec Prowincyał przyszedłszy zapytał: „Cóż porabiamy bracie Aloizy?” on odrzekł; – „Idziemy ojcze” – „A dokąd” spytał prowincyał: „Do nieba” powiedział wesoło Święty i przydał: „Mam nadzieję w miłosierdziu Boskiém iż dziś tam jeszcze będę.” Pod wieczór twarz jego zaczęła się mienić, pot rzęsisty na ciało jego występował i prosił aby go na ziemi położono, a ponieważ miał uderzenie do głowy, więc mu na nią chustę z wodą zimną przykładano. Po niejakim czasie domagał się aby już tego zaprzestali. Spytany dla czego, ledwo już mogąc przemówić rzekł: „Wszak Chrystus na krzyżu umierał z nienakrytą głową.” Poczém zaczął spokojnie konać, powtarzając ciągle coraz ciszéj imiona Jezusa i Maryi, aż nakoniec lekko westchnąwszy błogosławioną duszę Bogu oddał.
Umarł dnia 21 Czerwca, mając lat trzydzieści cztery, roku Pańskiego 1591.
Wkrótce po jego Śmierci święta Marya Magdalena de Pacys, ujrzała w objawieniu chwałę jakiéj święty, Aloizy w Niebie używał a jak się wyrażała tak wielką że jéj sobie nigdy wyobrazić nie mogła. Zabłysnął wkrótce licznemi i wielkiemi cudami. Po ich sprawdzeniu i przeprowadzeniu całéj sprawy jego kanonizacyi, Papież Benedykt XIII w poczet Świętych wpisał tego Anielskiego młodziana, i jako wysoki wzór niewinności i czystości przeznaczył za Patrona szczególnego dla młodzieży.
Pożytek duchowny
Widziałeś z żywotu świętego Aloizego, przez jakie to umartwienie ciała i mężne panowanie nad zmysłami, dochowuje się nieskazitelną święta cnota czystości. Pamiętaj że napróżno chciałby ją zachować ten, kto ciału we wszystkiém dogadza, a zmysłów nie trzyma na wodzy.
Modlitwa (kościelna)
Niebieskich darów najwyższy szafarzu Boże nasz, któryś w anielskim młodzieniaszku Aloizym świętym, przedziwną niewinność życia z podobnąż pokutą połączył; za jego zasługami i pośrednictwem daj prosimy, abyśmy takiéj niewinności nie umiejąc dochować, pokutę jego naśladować potrafili. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 510–512.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 504
Święta Magdalena de Pazzis ujrzawszy w zachwyceniu świętego Alojzego, rzekła: „Nigdy bym nie była sobie wyobraziła, iżby tyle było w Niebie jasności, gdym obaczyła św. Alojzego. To wielki Święty!”
Za przyczyną świętego Alojzego działo się wiele cudów, na jego wezwanie pierzchają duchy nieczyste.
Papież Benedykt XIII w bulli kanonizacyjnej ogłosił świętego Alojzego „patronem młodzieży”. Wzywanie tego Świętego o pośrednictwo u Boga u jego ołtarza, a do tego przystąpienie do Sakramentów świętych, połączone jest z odpustem. Papież Klemens XII udzielił w roku 1737 zupełnego odpustu tym, którzy co niedzielę odbywają nabożeństwo do świętego Alojzego. Nabożeństwo to tak należy urządzać: Przez sześć niedziel, jedną po drugiej, przystępować należy do Sakramentów świętych i odmawiać po sześć „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryja” i „Wierzę w Boga”, na pamiątkę sześciu lat, przez które święty Alojzy żył w zakonie i błogo w nim działał na chwałę Bożą. Owe sześć niedziel obrać można sobie do woli przed dniem 21 czerwca lub też po nim.
Z nabożeństwem tym należy połączyć prośby do Świętego, aby się wstawił za osobą proszącą do Boga w najgłówniejszych potrzebach żywota. Przy spowiedzi świętej osoba odbywająca to nabożeństwo winna spowiednikowi objawić cel spowiedzi, aby jej udzielił stosownych rad i polecił książki do czytania.
Od dwóchset przeszło lat miliony ludzi od młodości do późnej starości oddawały się temu nabożeństwu i znajdowały zupełne zadowolenie duszy.
Atoli, pomyśli niejeden, cóż na to powiedzą ludzie, że ja przez 6 niedziel mam chodzić do spowiedzi i Komunii świętej? Powiedzą niezawodnie, że mnie do tego zmuszają ciężkie grzechy. Na to zważać nie należy, ludzie mówią dużo. Zajmują się zwykle bliźnimi, ale gdy przyjdzie stanąć przed tronem Boga, któż stanie za ciebie? Zatem nie pytaj co mówią ludzie, tylko czyń, co ci sumienie wskazuje.
Św. Maryi Magdaleny de Pacys (de Pazzis) Karmelitanki
Żyła około roku Pańskiego 1607.
(Żywot jéj był napisany przez ojca Wincentego Puczyni Karmelitę, jéj spowiednika.)
Święta Marya Magdalena ze znakomitéj włoskiéj rodziny Paców (de Pazzis) spokrewnionéj z panującym domem Medyceuszów, urodziła się we Florencyi roku Pańskiego 1566. Na chrzcie świętym otrzymała imię Katarzyny. Skoro przyszła do poznania Boga, starała się służyć Mu najdoskonaléj. Małém dzieckiem będąc, a nad wiek swój roztropna, wyszukiwała sobie odosobnione miejsca w domu rodzicielskim, aby swobodniéj oddawać się modlitwie. Wstawała wśród nocy dla biczowania się, i potém kładła się na słomianym worku. Gdy dla zbyt młodego wieku, nie mogła być jeszcze przypuszczoną do stołu Pańskiego, czego całém sercem pragnęła, starała się towarzyszyć matce gdy ta szła do kościoła dla przystąpienia do Komunii świętéj, i kiedy matka odchodziła od ołtarza po jéj przyjęciu, mała ta dziecina przysuwała się jak mogła najbliżéj do niéj, doznając wtedy takiéj pociechy na duszy, jakby i w nią wstąpił był Pan Jezus. Do Matki Bożéj uciekała się ze szczególną ufnością we wszelkich swoich potrzebach. Razu pewnego, a miała wtedy lat sześć, gdy z nadzwyczajną gorącością modliła się przed obrazem przenajświętszéj Panny, spytano ją o co tak usilnie prosi. „Proszę Matki Boskiéj, odrzekła, aby mnie nauczyła co mam czynić, aby się Bogu przypodobać.” W dziesiątym roku przystąpiła po raz pierwszy do Stołu Pańskiego, i już wtedy za zezwoleniem przewodnika duchownego ojca Rossi Jezuity, uczyniła ślub czystości. Odtąd téż poczytywała się za oblubienicę Chrystusową, o żadnych uciechach tego świata, chociażby najniewinniejszych, ani myśli nie dopuszczając. W świętéj cnocie czystości tak się przez to utwierdziła, że nigdy nie miała nawet wyobrażenia czém się ona naruszyć może. Od téj także pory zaczęła zadawać ciału rozmaite i ciągłe umartwienia. Miała lat dwanaście, kiedy rozmyślając mękę Pańską, a mianowicie cierniowe koronowanie Zbawiciela, zrobiła sobie wianek z cierni bardzo ostrych, i włożywszy go na głowę, całą noc w nim przepędziła. Spowiednik i matka zmuszeni byli pilnie czuwać nad nią, aby w umartwieniach jakie sobie zadawała, właściwą zachowywała miarę.
Ojciec jéj zamianowany Gubernatorem miasta Kortony, przenieść się tam musiał z Florencyi. Za poradą jéj spowiednika, umieszczono ją na ten czas na pensyi, u zakonnic klasztoru świętego Jana. Tam w pobożności jeszcze większy postęp uczyniła; lecz po powrocie rodziców, z wielkim i jéj saméj i zakonnic, które ją bardzo były pokochały żalem, musiała opuścić to miejsce, gdzie największém dla niéj szczęściem było to, że wszystek czas wolny od nauk, przepędzać mogła w kaplicy przed Przenajświętszym Sakramentem.
Po powrocie do domu, rodzice postanowili wydać ją za mąż. Ponieważ i urody była nadzwyczaj powabnéj, i bardzo bogata, a przytém słynęła ze skromności i świetnego wychowania, kilku młodzieńców z najpierwszych rodzin, przedstawiło się w zamiarze starania się o jej rękę. Lecz Święta oświadczyła stanowczo, że uczyniła ślub wstąpienia do zakonu. Rodzice z początku zezwolili na to bez żadnéj trudności; po kilkodniowym jednak pobycie jéj w klasztorze, kiedy już miała przyjąć suknię zakonną, za naleganiem reszty rodziny bardzo temu przeciwnéj, odebrali ją napowrót do domu: Przez trzy miesiące zmuszona była ta Święta dziewica, bolesne dla jéj synowskiego serca staczać walki, Wkrótce atoli zacni jéj rodzice, widząc jéj niezachwiane powołanie i wolę w tém Bożą, oddali ja ostatecznie Panu Jezusowi na wyłączną służbę. Katarzyna uszczęśliwiona, oblekła suknię córek świętéj Teresy w klasztorze Panien Karmelitanek przenajświętszéj Panny Maryi Anielskiej we Florencyi, mając lat szesnaście, i w zakonie przybrała imię Maryi-Magdaleny.
Jakkolwiek będąc jeszcze w domu, czyniła wielkie umartwienia i to z upoważnienia swego spowiednika, wstąpiwszy do nowicyatu, bez najmniejszéj przykrości zaniechała zupełnie tych które ze sposobem życia jakie prowadziły nowicyuszki, zgodzić się nie mogły, a to dla tego, aby się w niczém nie odszczególniać od nich. Wnet téż stała się wzorem doskonałości zakonnéj, godnym do naśladowania dla tych sióstr nawet które już długi czas w nich się wyćwiczyły. Wykonała śluby uroczyste w dzień świętéj Trójcy 27 Maja, z taką gorącością ducha, że odszedłszy od ołtarza, przed którym zaofiarowała się Panu Jezusowi na zawsze, wpadła była w zachwycenie kilka godzin trwające. Było to zadatkiem tych łask szczególnych, które miała odtąd doznawać w tak wielkiéj obfitości. Od téj chwili przez dwa lata, mało którego dnia nie wpadała w zachwycenia, od czterech aż do sześciu godzin trwające, a podczas których dano jéj było zatapiać się w najgłębsze tajemnice niebieskie. Ogień miłości Boga którym pałała był tak wielkim, że nie raz dla ochłody zimną wodą musiała okładać serce. Gdy wychodziła z zachwycenia, słyszano ją niekiedy głośno wołającą: „O! miłości! miłości! nikt Cię nie zna, nikt Cię nie miłuje!” W podobném uniesieniu porywała czasem za rękę drugą zakonnicę, mówiąc: „Pójdź ze mną siostrzyczko, biegnijmy wywoływać miłość!” Otrzymała od Przełożonéj, po usilnych prośbach i po odbytych próbach jej posłuszeństwa w téj mierze, pozwolenie poszczenia ciągle o chlebie i wodzie, i to przez lat dwadzieścia pięć zachowała bez przerwy, chociaż często zapadając na zdrowiu ciężkich doznawała cierpień.
Lecz spodobało się Panu Bogu, wybraną tę duszę, i w ogniu wewnętrznych utrapień oczyścić, wyprobować i zasługi jéj przymnożyć. Przez lat pięć doznawała wszelkiego rodzaju najcięższych pokus, jakby w ręce szatańskie wydana. Nietylko odstąpiły ją wszystkie łaski nadzwyczajne, jakie odbierała na modlitwie, lecz nawet pamięć takowych zatarła się w jéj umyśle. Wpadła w największe oschłości, czuła nadzwyczajny wstręt do wszelkich ćwiczeń pobożnych, znudzenie na modlitwie; wszystkie złe namiętności natarły na nią, a nawet najszpetniejsze, których dotąd ani wyobrażenia nie miała; mimowolna niechęć do zakonnego powołania, myśli bluźnierskie, rozpaczliwe, pokusy samobójstwa: wszystko to uderzało na nią, a obok tego zapadła i na zdrowiu i w całém ciele gwałtownych i strasznych doznawała boleści. Nakoniec dzień i noc ścigały ją jakieś przerażające widziadła. Wszystko to zaś przygnębiało ją bez żadnéj wewnętrznej pociechy, bez światła na duszy, słowem: przebywała najdotkliwsze i najcięższe do zniesienia męczeństwo. Łaska ją wprawdzie nie odstępowała, bo z tém wszystkiém walczyła mężnie, lecz że tak jest, nie czuła tego wcale.
Wśród tak okropnego przejścia, Magdalena nie folgowała sobie w niczém: zawsze tenże rodzaj życia umartwionego prowadząc, wszystkie ćwiczenia pobożne jak najwierniej spełniała. Do Matki Bożéj uciekała się bezustannie, i co miała czasu wolnego, w Jéj kaplicy przebywała, jęcząc i płacząc przed Jéj wizerunkiem. Znosiła to nietylko spokojnie, ale nawet chętnie, z wielkiego pragnienia cierpień dla Jezusa, i powtarzała: „/Nie umrzeć lecz cierpieć/” zmieniając hasło świętéj Teresy która mawiała: „/cierpieć albo umrzeć/.”
Po pięciu latach takiego oczyszczenia, gdy była na modlitwie, objawił jéj Pan Jezus iż próba ta już się skończyła. Oświadczyła to zaraz Przełożonéj, całując jéj ręce i mówiąc: „Burza już przeszła, niech droga matka podziękuje za mnie Panu Bogu.” Odtąd aż do śmierci, opływała jak przedtém w najwyższe pociechy niebieskie, coraz większy w świątobliwości i w jednoczeniu z Bogiem czyniąc postęp.
Jak we wszystkich cnotach zakonnych, tak szczególnie w posłuszeństwie i miłości ku siostrom, celowała. Taką czcią przejęta była dla każdéj, że całowała ich ślady gdy szła za niemi. Stan zakonny poczytywała za najszczęśliwszy na świecie. Całując ściany klasztorne, mawiała: „Gdyby ludzie wiedzieli jak się tu jest szczęśliwym, świat by się wyludnił i wszyscy wstąpiliby do zakonu.” Grzech, jako obraza Boża taki w niéj wstręt obudzał, że doznawała drżenia na całém ciele, na samę wzmiankę o nim. Odosobnienie tak miłowała, że było to dla niéj prawdziwą męką gdy zejść musiała do mównicy przy kracie. Pałała pragnieniem zbawienia dusz wszystkich, i na tę intencyą różne sobie zadawała umartwienia; niekiedy wołała: „O! miłości! miłości! daj mi głos tak silny, abym ludzi wszystkich od Wschodu do Zachodu, zwołać mogła do poznania Cię i umiłowania jako najwyższéj miłości!” W ostatnich latach zamiłowanie krzyża, do tego stopnia wzmogło się w jéj sercu, że dotknięta chorobą, w któréj doznawała tak strasznych boleści że lekarze podziwiali jak żyć mogła, błagała jeszcze Pana Boga, aby jej wszelkie wewnętrzne pociechy odjął, coraz częściéj powtarzając swoję ulubioną zwrotkę: „Ciągle cierpieć, i cierpieć tylko pragnę!”
Nakoniec wyniszczona długą chorobą, z anielską cierpliwością zniesioną, po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, otoczona siostrami których przez lat wiele była Przełożoną, poszła do Nieba dnia 25 Maja, roku Pańskiego 1607.
Klemens IX kanonizacyą jéj odbył ze zwykłą uroczystością roku 1669.
Pożytek duchowny
Widzisz w życiu dzisiejszéj Świętéj, jak wewnętrznemi utrapieniami, Pan Bóg oczyszcza dusze wybrane; a oraz jak one w takich razach mężnie z pokusami walczą. Postanów więc i ty opierać się pokusom jakich możesz doznać, i nie poddawaj się oschłościom w ćwiczeniach pobożnych, a tym sposobem i jedne i drugie, nie przeszkodzą ci do postępu na drodze doskonałości chrześcijańskiej.
Modlitwa (kościelna)
Boże dziewictwa lubowniku! któryś błogosławioną Maryą-Magdalenę dziewicę, Twoją miłością rozgorzałą, niebieskiemi darami zbogacił; daj abyśmy czcząc ją w dniu jéj uroczystości, w cnotach czystości i miłości naśladowali. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 431–433.
