Wpisy z tagiem "śmierć":
Adama i Ewy, pierwszych rodziców naszych
Żyli na początku świata.
(Żywot ich wyjęty jest z ksiąg Pisma Bożego.)
Pan Bóg, który Sam w Sobie jako najwyższa i przedwieczna Istota posiada największe szczęście i dla Siebie nikogo nie potrzebuje, jedynie z dobroci Swojéj postanowił stworzyć Aniołów i ludzi, aby były i inne istoty, któreby szczęściem podobném do Swojego obdarzył. Gdy tedy nadszedł czas, w którym Stwórca miał ten dobrotliwy Swój wyrok spełnić, najprzód stworzył ziemię i na niéj wszystkie twory, a potém rzekł Bóg Ojciec do Boga Syna i Ducha Świętego: „Uczyńmy człowieka na wyobrażenie i podobieństwo nasze” 1, i dajmy mu panowanie nad całym światem. Wtedy, wziął Pan Bóg mułu z ziemi, i ukształtowawszy z niego ciało ludzkie, „natchnął w oblicze jego ducha żywota, to jest dał mu duszę nieśmiertelną, i stał się człowiek pierwszy”, którego nazwał Adamem. Potém aby mu dać towarzyszkę „dopuścił Pan Bóg” 2 sen na Adama, (który, jak piszą Ojcowie święci, był rodzajem zachwycenia w jakie wpadł on rozpływając się w uczuciach miłości Boga i Jego dobroci dla niego) i wyjąwszy z boku jego jedno żebro, z niego stworzył pierwszą niewiastę, któréj Adam dał imię Ewa.
Stwórca obdarzył tę pierwszą parę ludzką wielkiemi przywilejami: stworzeni bowiem byli wstanie łaski i niewinności co do duszy, w stanie niecierpiętliwości co do ciała, i podległym mieli sobie świat cały. Z przywileju łaski i niewinności to wypływało, że byli oni mili Bogu, a niewinność ich była taką że nietylko byli Świętymi, lecz oraz żadnéj skłonności do złego nie czuli i nic ich nie kosztowało stawać się coraz doskonalszymi. Rozum ich panował nad wolą bez żadnéj walki, a zmysły ulegały woli, bez żadnego oporu. Z przywileju zaś niecierpiętliwości co do ciała, wynikało to: że żadnych zgoła nie mogli doznawać cierpień, żadnéj nie potrzebowali ponosić pracy, żadnéj nie podlegali chorobie, ani nawet śmierci. Po bardzo i bardzo długim i najszczęśliwszém jakie tylko być może na ziemi życiu, mieli być przeniesieni do Nieba, aby tam patrząc już ciągle na Boga, jeszcze większego i już na wieki, na łonie Samego Stwórcy, zażywać szczęścia, miłując Go i od Niego będąc miłowanymi.
Dwoje tych pierwszych ludzi, umieścił Pan Bóg w najpiękniejszéj części ziemi zwanéj Rajem ziemskim, w któréj nagromadzone były największe powaby natury dla uciechy człowieka, i panował tam stale najmilszy stan powietrza, żadnym zmianom niepodlegający. Że zaś pierwsi nasi rodzice, stworzeni byli na obraz i podobieństwo Samego Boga, co właśnie ich wyższość nad wszystkiemi innemi tworami ziemskiemi stanowiło, więc obdarzył ich Stwórca wolną wolą, aby nic nie czynili inaczéj jak z własnego wyboru, a nie tak jak zwierzęta, które czynią to tylko do czego ich popęd przyrodzony zmusza. Lecz, aby téż i oni pamiętali sami o tém iż wszystko to Bogu zawdzięczają, oprócz prawa na ich sercu wyrytego, które im nakazywało czcić i miłować Boga i kochać bliźniego, Stwórca dał im także przykazanie, żeby mając do użytku wszystkie płody ziemskie, z jednego tylko drzewa nie pożywali owocu, a to na to, aby tym sposobem Boga uznawali zawsze najwyższym władcą i Panem wszystkiego. Zapowiedział im tedy Pan Bóg, a w osobie ich całemu rodzajowi ludzkiemu z nich wyjść mającemu, że jeżeli zachowają w tém wolę Stwórcy swojego, wszystkie te przywileje któremi ich obdarzył zleje On i na potomstwo ich na zawsze, a potém weźmie i ich samych i wszystkich ludzi do Nieba, aby zapełnić duszami ludzkiemi te miejsca, które źli Aniołowie przez grzech swój utracili, — jeśli zaś przestąpią to przykazanie Boże, wtedy i sami i potomstwo ich ulegną śmierci, postradają łaskę Bożą i zostaną potępieni na wieki.
Czy długo Adam i Ewa, w Raju zostając, spełniali to przykazanie Boże, o tém ani Pismo święte, ani żadne podanie nie wspomina. To tylko wiemy, że po pewnym czasie, Lucyper, wódz złych duchów, to jest odpadłych Aniołów, zazdroszcząc szczęścia jakiego pierwsi nasi rodzice zażywali, postanowił przywieść ich do przeniewierzenia się Bogu. Pan Bóg zaś dopuścił to, aby posłuszeństwo Adama i Ewy zostało wyprobowane, i żeby oni, pomimo pokusy szatańskiéj, pozostając wiernemi Bogu, tém większą nagrodę w chwale wiekuistéj odebrali. Przybrawszy tedy zły duch postać węża, i wdawszy się w rozmowę z Ewą, spytał ją: „dla czego wam Bóg zabronił pożywać owocu z tego drzewa.” Ewa, zamiast przerwania téj rozmowy, w któréj powinna już była dopatrzyć zdradę, odrzekła mu: „Wolno nam ze wszystkich owoców używać, ale tego jednego Pan Bóg nam zakazał, i za przestąpienie tego zakazu śmiercią zagroził.” Szatan, widząc iż się z nim w rozmowę Ewa zadaje, odważył się i co więcéj jéj powiedzieć, i Samemu Bogu fałsz zadać. „Śmierci za to nie będzie, rzekł do niéj, Pan Bóg tylko przez zazdrość, zabronił wam tego owocu: bo skoro go skosztujecie, staniecie się jak Bogowie: otworzą się oczy wasze, i poznacie złe i dobre.” Nieszczęśliwa Ewa uwierzyła szatanowi, a ulegając podnietom pychy obudzającéj w niéj pragnienie zostania bóstwem, a razem i zmysłowości, żeby skosztować owocu który nadzwyczaj pięknie wyglądał, ściągnęła po niego rękę i skosztowała takowego. Co większa: skłoniła do tego i męża, i tak oboje przestąpili przykazanie Stwórcy i Boga swojego najwyższego ich dobroczyńcy.
W tejże chwili dotknęła ich zapowiedziana przez Boga kara: umarli na duszy, gdyż stracili łaskę Bożą która jest jakby duszą duszy naszéj, bo jak ciało bez duszy jest martwém, tak i dusza bez łaski i miłości Boga umarłą jest. Także i ciało ich stało się odtąd takiém że miało podlegać śmierci, a więc zaczęli doznawać różnych cierpień, chorób, głodu, pragnienia i innych dolegliwości. Nie dość na tém: rozum ich i wola, skażonemi zostały. Rozum już niełatwo poznawał co prawdziwie dobre a złe, a wola skłonniejszą do złego niż do dobrego się stała. Zmysły woli i rozumowi posłuszeństwo wypowiedziały, i ciągnęły ich ku zwierzęcym chuciom i wszelkim sprośnościom. Cały świat stworzony przestał im także być podległym, jak to było wprzódy. Nakoniec, stali się niewolnikami szatana którego usłuchali, a przez podobnąż jemu pychę zgrzeszywszy, zostali i uczestnikami wiecznego jego potępienia.
Przyszedłszy do tak opłakanego stanu, Adam i Ewa zasmuceni i skruszeni, okryci wstydem i obawiając się Boga przed którego obliczem wprzódy poufale chodzili jak dzieci przed Ojcem, pojmując już winę swoję, kryli się pomiędzy drzewami w Raju i gorzko płakali. Wtedy, objawił się im Pan Bóg, i zawołał na Adama: gdy zaś on przestraszony, stanąć przed Bogiem nie śmiał, zawołał go Pan Bóg powtórnie, a on tłómacząc się dla czego na pierwsze wezwanie nie okazał się, rzekł cały struchlały: „Zląkłem się głosu Twojego Panie, i skryłem, się dla tego żem oto nagi.” — „A któż cię obnażył, rzekł na to Pan Bóg, czy nie grzech twój? poznałeś więc teraz czém jesteś sam z siebie, gdyś dobrowolnie łaskę Moję utracił, ośmieliwszy się zjeść owoc zakazany.” Lecz Adam chcąc się jeszcze uniewinniać: „Niewiasta, powiedział, którąś mi dał za towarzyszkę, podała mi owoc i zjadłem go.” Więc rzekł znowu Pan Bóg do Ewy: „Dla czegoś to uczyniła?” która odpowiedziała: „Wąż mnie zwiódł i zjadłam.”
Przyznali się więe jednak, i prawdę powiedzieli. Pan Bóg téż, w nieprzebraném miłosierdziu Swojém, postanowił ukarać ich, bo tego koniecznie sprawiedliwość Jego się domagała, lecz oraz obmyślił i środek, aby jeśli za grzech swój pokutować będą, napowrót do łaski Jego powrócić mogli: to jest postanowił zesłać na ziemię Syna Swojego, w wyznaczonym na to przez Jego wyroki czasie, który stawszy się podobnymże im człowiekiem i przyjmując na Siebie zadośćuczynienie za winy ludzkie, pojedna ludzi z Bogiem, i Raj im niebieski nanowo otworzy.
Najprzód tedy, Pan Bóg za wielką złość Szatana przeklął go, mówiąc: „Przeklęty jesteś między zwierzętami: po ziemi czołgać się będziesz, a z tą niewiastą którąś zdradził i z jéj potomstwem walczyć będziesz.” A potém zapowiadając przyjście Zbawiciela, mówiąc do szatana przydał: „Ale przyjdzie Niewiasta, która zetrze głowę twoję (a tą miała być Marya), i wyda na świat Syna, który wszelką moc twoję skruszy.” Do niewiasty znowu rzekł Pan Bóg, wyznaczając jéj i wszystkim następującym po niéj niewiastom pokutę. „Odtąd rozmaitéj nędzy podlegniesz: z ciężką boleścią rodzić będziesz dzieci, i poddaną zostaniesz władzy męża twojego, któregoś do grzechu przywiodła.” Adamowi zaś powiedział: „Ponieważ usłuchałeś żony twojéj przywodzącéj cię przeciwko mnie do nieposłuszeństwa, i zjadłeś z drzewa zakazanego, odtąd nie będziesz pożywał żadnych płodów ziemskich inaczéj jak w pocie czoła twojego około niéj pracując, a po pewnym czasie, ulegniesz śmierci i powrócisz do téj ziemi, z któréj mułu cię stworzyłem: abyś wiedział żeś z prochu powstał, i w proch się obrócisz.” Ponieważ zaś to miejsce, gdzie umieszczeni byli pierwsi nasi rodzice, było najpiękniejszém ze wszystkich miejsc na ziemi, więc wygnał ich Bóg ztamtąd niezwłocznie, i Raj ziemski zamknął na zawsze przed ludźmi, obsadzając nawet przy bramie do niego wiodącéj Anioła z płomienistym mieczem, aby nikt tam dostać się nie mógł.
Tak tedy wygnani z Raju Adam i Ewa, osiedli niedaleko niego, a pozbawieni nietylko tego szczęśliwego i roskosznego miejsca, lecz ogołoceni z tych wszystkich przywilejów jakiemi ich Pan Bóg, w nieprzebranéj dobroci Swojéj, tak hojnie przy stworzeniu obdarzył, wiedli już odtąd życie wśród ciężkich trudów, prac, różnych nędz, cierpień i frasunków jakim wszyscy ludzie po dziś dzień, w skutek ich właśnie grzechu, nazwanego pierworodnym podlegają. Wszakże sobie samym winę tego przypisując, pomni na wielkie dobrodziejstwa jakie od Boga odebrali, a szczególnie przejęci dla Niego najżywszą wdzięcznością, że pomimo ich złości i niewdzięczności, przyrzekł im zesłać Syna Własnego aby im utracone prawo do Nieba wysłużył, nie tyle już z konieczności, ile z gorącéj miłości Boga, chętnie tę ciężką, na jaką zasłużyli, pokutę znosili. Oddawali cześć Bogu modląc się do Niego, składając Mu różne ofiary, prosząc Go o przebaczenie ich winy przez zasługi zapowiedzianego Zbawiciela, i błagali aby Go co prędzéj na ziemię zesłać raczył.
Po niejakim czasie, doczekali się i potomstwa. Pierwszym ich synem był Abel, drugim Kain, trzecim Set. Mieli téż późniéj i wielu innych synów i córek, których imion Pismo święte nie podaje, a z których z czasem całe się pokolenie ludzkie rozmnożyło. Żyli bardzo długo, bo w początkach rodzaju ludzkiego, ciało człowieka było silniejszéj budowy niż dzisiaj, ziemia przed potopem powszechnym, który późniéj nastąpił, zdrowsze wydawała płody, a powietrze było czystsze i bardziéj ożywcze. Adam téż umarł mając lat dziewięćset trzydzieści, a i Ewa mało co krócéj od niego żyła. Oboje zaś odeszli z téj ziemi pełni zasług z uczynionéj za upadek swój pokuty, którą Pan Bóg w miłosierdziu Swojém, przez wzgląd na zasługi Syna Swego mające nastąpić, przyjął łaskawie, a dziś już w Niebie im je nagradza, gdzie się dostali a nawet z ciałem i duszą, wskrzeszeni zostawszy w chwili skonania Pana Jszusa na krzyżu.
Jest podanie, oparte na wielu dowodach, że pomarli na téj części świata, którą późmiéj Ziemią świętą, albo Palestyną zwano, i że grób Adama był na górze Golgota, w témże miejscu gdzie Pan Jezus na krzyżu za nas umęczony otworzył nam Raj niebieski grzechem pierwszych rodziców zamknięty i wysłużył nam łaski jeszcze obfitsze niż te, które oni postradali: bo mówi Pismo Boże: „Gdzie obfitował grzech, jeszcze obfitazą stała się łaska” 3.
Pożytek duchowny
Żywot pierwszych naszych rodziców nauczający nas zasadniczego dogmatu wiary katolickiéj o skażenia natury ludzkiéj w skutek grzechu pierworodnego, niech rozżywi w umyśle twoim pamięć téj prawdy, że człowiek jakim jest dziś, skłonniejszym jest do złego niż do dobrego. Nie dowierzaj więc sobie w niczém i proś Pana Boga o niezbędne łaski niebieskie, które jedne mogą cię uchronić i od ślepoty na umyśle i od dopuszczenia się złego.
Modlitwa
Boże Stwórco i Odkupicielu! wejrzyj miłościwie na nędzę naszę upadkiem pierwszych rodziców spowodowaną, a łaską Twoją wspierając nas zawsze, zbaw tych, których z miłości i stworzyć i krwią własną odkupić raczyłeś. Który żyjesz i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1113–1116.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 1007
Adam i Ewa zgładzili pokutą swą winę, ale grzech ich i skutki jego przeszły na całą ludzkość. Każdy człowiek przychodzący na świat dźwiga na sobie brzemię grzechu Adamowego. Pismo święte wypowiada to wyraźnymi słowami: „Któż jest wolny od skazy? Nikt, nawet dziecię, liczące dopiero dzień życia” (Job. 14, 4). Prorok królewski Dawid mówi w psalmie przepełnionym żalem: „Narodziłem się w nieprawości i w grzechach poczęła mnie matka moja” (Ps. 50). Św. Paweł apostoł (Rzym 5, 12. 18. 19) pisze: „Jak przez jednego człowieka grzech wszedł na ten świat, a przez grzech śmierć, i tak śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy (w Adamie) zgrzeszyli… jak przez grzech jednego spadło potępienie na wszystkich ludzi, tak skutkiem sprawiedliwości jednego (tj. Chrystusa) spłynie na wszystkich usprawiedliwienie. Jak bowiem przez nieposłuszeństwo jednego człowieka stało się grzesznymi wielu, tak wskutek posłuszeństwa jednego wielu stanie się sprawiedliwymi”.
Słowa Pisma świętego, że wszyscy ludzie zgrzeszyli w Adamie i stali się spadkobiercami jego grzechu a wskutek tego i kary śmierci, stwierdzają podania najdawniejszych narodów, a oprócz tego i nasze własne doświadczenie. Skądże bowiem pochodzi ta dziwna mieszanina dobrych i złych skłonności, prawdy i błędu, cnót i zdrożności, jaką w sobie widzimy od lat dziecinnych? Skąd ta ustawiczna walka pomiędzy złym a dobrym? Wszakże Bóg wszystko stworzył jak najlepiej, a więc i człowieka uczynił dobrym! Grzech zepsuł człowieka i strącił go z wysokości, ale sprawiedliwy i miłosierny Bóg ulitował się nad podupadłym rodzajem ludzkim. Zesłał Zbawiciela, jednorodzonego Syna swego, którego przyjście zapowiedział już pierwszym rodzicom naszym. Ten Zbawiciel, Jezus Chrystus, stał się człowiekiem i odpokutował swą męczeńską śmiercią na krzyżu grzechy nasze, zwyciężył śmierć, uchylił wyrok potępiający. Wszyscy, którzy w Starym Zakonie uwierzyli w obiecanego Zbawiciela i przestrzegali przykazań Boskich, pozyskali zbawienie; wszyscy, którzy po przyjściu Zbawiciela uwierzyli w Niego, przyjęli chrzest święty, zachowywali przykazania i korzystali z sakramentów świętych, ocaleli i dostąpili szczęścia wiekuistego. Pan nasz i Zbawiciel jest oswobodzicielem naszym. Cieszmy się więc, chrześcijanie, w dniu dzisiejszym jako w przededniu Narodzenia Pańskiego i dziękujmy Bogu za Jego niezmierną i niewysłowioną łaskę i dobroć, że nam raczył zesłać Syna swego, aby nas zbawił i odkupił.
Św. Barbary, Dziewicy i Męczenniczki
Żyła około roku Pańskiego 236.
(Żywot jéj napisany był przez Piotra Gallessyna, Proto-notaryusza przy Aktach męczeńskich.)
Święta Barbara była rodem z Nikomedyi, miasta w Bitynii położonego. Przyszła na świat w połowie trzeciego wieku. Ojciec jéj Dyoskorus, był nietylko poganinem, lecz i zagorzale przywiązanym do zabobonów bałwochwalczych, a przytém dziwakiem skłonnym do okrutnego barbarzyństwa. Miał tę jednę tylko córkę, którą Pan Bóg obdarzył wielu przymiotami. Była nadzwyczaj zdolna, roztropna, zamiłowana jedynie w poważnych zajęciach, a przytém nadzwyczaj powabnéj urody. Ojciec kochał ją nadzwyczajnie, a ulegając swojemu dziwactwu i powodowany jakby zazdrością, postanowił ukryć ją przed ludźmi, i ile możności oddzielić od świata. W tym celu wybudował dla niéj umyślnie wysoką wieżę: a że był bardzo bogaty, urządził tam przepyszne mieszkanie i zamknął Barbarę, przydając jéj kilka dziewic do posługi. Jednak, widząc w niéj wielką do nauk pochopność, sprowadzał biegłych mistrzów, którzy ją w naukach ćwiczyli.
Barbara była także poganką: lecz w miarę jak kształciła się w naukach, poznawała coraz lepiéj niezasadność religii pogańskiéj. Bywały chwile, a szczególnie gdy wśród nocy z samotnéj wieży swojéj zapatrywała się na bieg gwiazd po niebie rozsianych, że myśl jéj wznosiła się do pojęcia jedynéj najwyższéj Istoty, która stworzywszy i rozrzuciwszy po przestrzeni te światy, utrzymuje je w porządku i niemi kieruje. Wtedy zatopiona w myślach o jedności Bóstwa, z obrzydzeniem przypominała sobie brednie pogańskie o wielości bożków, a wzdychała za światłem prawdy.
Zdarzyło się, że od jednego ze swoich nauczycieli chociaż poganina, dowiedziała się, że pojawił się pewien chrześcijanin nazwiskiem Orygenes, który na całym Wschodzie uchodził za najuczeńszego męża swojego czasu. Wielki ten świecznik Kościoła wtedy jeszcze nie zapadł był w błędy, które go późniéj zgubiły. Barbara tyle przyłożyła starania, że przybył do niéj. Nauczył ją artykułów wiary świętéj, i ochrzcił. Święta, od téj chwili już Pisma Bożego z rąk nie wypuszczała, a nie tylko w prawach Ewangelii, lecz i w jéj radach tak się rozmiłowała, że uczyniła dozgonny ślub czystości.
Tym czasem Dyoskorus, znaglony do tego wymaganiami krewnych Barbary, gdy ona już dorosła, niechętnie wprawdzie, lecz postanowił wydać ją za mąż, i wkrótce przedstawił się z prośbą o jéj rękę najbogatszy w tym kraju i z najznakomitszego rodu młodzieniec. Ojciec powiedział to Barbarze, a widząc że nie była za tém, wcale na nią nie nalegał, owszem ponieważ to dogadzało jego chęci zatrzymania jak najdłużéj przy sobie córki, chcąc jéj swoje zadowolenie okazać, spytał czy nie życzy sobie jakich zmian w swojém mieszkaniu. Święta, powiedziała mu iż prosi aby u dołu wieży kazał jéj wybudować łazienki, według planu jaki sama poda. Dyoskorus zgodził się na to najchętniéj, i zrobiwszy w tym celu rozporządzenia, sam w daleką podróż odjechał. Wtedy Barbara kazała przyśpieszać robotę i sama nią kierowała, gdyż jéj wcale nie chodziło o łazienki, lecz chciała urządzić sobie tajemną kaplicę. Jakoż ta wkrótce stanęła: a że nie sposób było umieszczać w niéj świętych wizerunków, więc pobożna dziewica w miejscu ołtarza, kazała tam zrobić trzy okna wyobrażające dla niéj tajemnicę Trójcy przenajświętszéj, do któréj miała szczególne nabożeństwo.
Dyoskorus, po powrócie do domu, w pierwszém widzeniu się z córką spytał czy nie zmieniła swojego postanowienia co się tyczy zamęścia, o któróm jéj poprzednio wspominał. „Nie zmieniłam, odpowiedziała mu Barbara, i proszę ojcze, pozwól abym cię już nigdy nie odstępowała, tém bardziéj że zapuszczając się w lata, potrzebujesz troskliwéj około siebie opieki.” Uradowany tém Dyoskorus nabrawszy przekonania że go już córka nie opuści przez wyjście za mąż, przestał ją trzymać w samotnéj wieży, i przeniósł do swego pałacu.
Barbara, z wielkim żalem opuszczała swoję samotność, w któréj szczególnie rozmiłowała się odkąd została chrześcijanką, a w któréj i to jéj dogadzało, że pozostając tam, nie miała stosunków z poganami i nie patrzała na ich bezbożne zwyczaje. Lecz skoro weszła do mieszkania ojcowskiego, nadzwyczaj bolesnego doznała wrażenia. Dyoskorus który był najgorliwszym poganinem, cały dom swój napełnił bożyszczami, bałwanami i pogańskiemi posągami. Na ten widok, święta Barbara nie mogła się powstrzymać od objawienia wstrętu, jaki w niéj obudzają bożyszcza pogańskie i smutku że ojciec jéj nie poznaje się na błędach téj religii. Zdziwiony tém Dyoskorus spytał ją i to już groźnie, czy jéj w téj mierze wyobrażenia są inne od ojcowskich i czy ona w bogi nie wierzy. Wtedy, Barbara pełna ducha Bożego, zaczęła z przedziwną trafnością wyświecać ojcu błędy pogańskie, dowodzić że religia chrześcijańska jest jedyną prawdziwą religią, i prosić i zaklinać go, aby i on jedynego i prawdziwego Boga uznał. Lecz próżném to było. Słysząc to Dyoskorus wtadł jakby we wściekłość, a ulegając barbarzyńskiemu i okrutnemu swojemu usposobieniu, porwał za miecz, i przysięgając na bogi swoje że sam ich zniewagę pomści na córce, rzucił się na nią. Barbara znając jego gwałtowność, i niewątpiąc że téj zbrodni dopuścić się może, uszła co prędzej, a że za ich mieszkaniem blizko były lasy, ku nim zdążała. Lecz tuż za nią gonił Dyoskorus z mieczem, i przyparłszy ją do skały już miał nim ugodzić, kiedy oto skała cudownie się rozstąpiła na schronienie Barbary, i ta w jego oczach znikła.
Cud ten jednak żadnego na tym okrutniku nie zrobił wrażenia. Wrócił do siebie, i wziąwszy wielu sług, poszedł do lasu szukać Barbary. Tą razą dopuścił Pan Bóg że ją odkrył. Rzucił się tedy na nią, porwał za włosy, i bijąc bez miłosierdzia zawlókł do domu. Lecz miarkując że gdyby córkę własną ręką zabił, odpowiadałby za to przed władzą, umyślił zaskarżyć ją jako chrześcijankę i albo przez to zmusić do odstępstwa od wiary, albo gdyby przy niéj mężnie obstawała, ściągnąć na nią karę śmierci.
Niezwlekając przeto zbrodniczego zamiaru, kazał ją skrępować powrozami jak zbrodniarkę, i poprowadził przed Wielkorządcę Nikomedejskiego Marcyana. Ten widząc to, i sam był zdjęty litością nad Barbarą, a zdziwiony postępkiem wyrodnego ojca, kazał ją z więzów rozwiązać, i ubolewając nad surowością z jaką z nią postępował Dyoskorus najłagodniejszemi słowy, najpochlebniejszemi obietnicami, nakłaniał ją aby się wyrzekła religii najsurowiéj zakazanéj przez Cesarza w całém jego państwie. Na to święta Barbara, która w ciągu tego co ją spotkało z ojcem, słowa nie wyrzekła, powiedziała do wielkorządcy: „Najpochlebniejsze przyrzeczenia, nie odwiodą mnie od wiary, w któréj prawdziwego Boga poznałam. Sama z tego nad wszelki wyraz uszczęśliwiona, pragnę abyście i wy Wszyscy tego szczęścia dostąpili.” I to rzekłszy, z taką mocą i świętém namaszczeniem zaczęła wyświecać błędy pogaństwa, a dowodzić prawdziwości wiary chrześcijańskiéj, że i na wszystkich obecnych, i na samym Wielkorządcy wielkie to uczyniło wrażenie. Lecz widząc to Dyoskorus, zagroził Marcyanowi, że go oskarży do cesarza, jeśli niespełniając swego obowiązku, oszczędzać będzie tę jak ją nazywał wyrodną córkę jego, która publicznie, w obecności najwyższego urzędnika, ośmielała się znieważać bogi cesarskie. Uląkł się tego Marcyan, i wydał wyrok aby świętą Barbarę najprzód okrutnie zsieczono rózgami, a gdy ciało całe już w ranach było, kazał włożyć na nią włosiennicę z ostréj szczeciny, i zaprowadzić do więzienia. Owóż, skoro tam zamknięto Barbarę, objawił się jéj Pan Jezus, przyrzekł wspierać ją w tych mękach jakie ją jeszcze czekają, i w tejże chwili jéj rany zleczył.
Nazajutrz Marcyan kazał ją znowu stawić przed sobą, a niewidząc żadnych śladów ran w wigilią przez Świętą poniesionych, dowodził że to bogowie pogańscy ten cud uczynili, i skłaniał ją żeby ich wyznawała. „Tak nie jest, odpowiedziała mu Barbara, bałwany ręką ludzką ukute, nadludzkiéj siły mieć nie mogą. Jezus to Chrystus Bóg mój, a którego i ty jedynie Bogiem wyznawać powinieneś, Onto mnie wyleczył. Możesz ciało moje poszarpać w kawałki, możesz mi i życie odebrać, lecz jeśli je wydam z miłości ku Niemu, z Nim na wieki w Niebie żyć będę.” Wtedy wielkorządca kazał ją drzeć hakami żelaznemi, i do boków przykładać rozpalone pochodnie, a mężna dziewica wzniosłszy oczy do Nieba, w te słowa głośno się modliła: „Panie! który znasz tajniki serc ludzkich, wiesz że moje Ciebie tylko miłuje, Ciebie tylko pragnie, i w Tobie tylko pokłada nadzieję. Racz mnie wspierać w téj ciężkiéj walce, i niech mnie Twój Duch Święty, do końca nie opuszcza.”
Marcyan więc podwoił okrucieństwa, przydając do niego i zniewagę skromności dziewiczéj. Kazał najprzód wyrwać Barbarze piersi, a potém obnażoną prowadzić po ulicach miasta, i na placu na to przeznaczonym ściąć jéj głowę. Lecz oto gdy jéj tę straszną przez rwanie obcęgami piersi zadawaną mękę, okazał się jéj znowu Pan Jezus, i taką ją napełnił pociechą wewnętrzną, że téj katuszy prawie nie czuła. Gdy zaś obwodzono ją obnażoną po mieście, ogarnęła ją światłość niebieska tak jaskrawa, że nikt na nią nie mógł podnieść oczu.
Nakoniec przyprowadzono ją na plac stracenia. Wtedy Dyoskorus w okrucieństwie swojém niekładący granic, przyskoczył do sędziego domagając się aby mu dozwolono własną ręką spełnić wyrok śmierci na córce. Sami poganie wzdrygnęli się na tak niesłychane barbarzyństwo, a Święta uklękła, i po krótkiéj modlitwie w któréj ponowiła Panu Bogu ofiarę swojego życia, wyciągnęła szyję pod miecz, a wyrodny ojciec ściął jéj głowę od razu. Poniosła śmierć męczeńską, roku Pańskiego 236 4 Grudnia, w którymto dniu Kościół Boży pamiątkę jéj obchodzi.
Nie pozostawił wszakże Pan Bóg długo bezkarnie, strasznéj zbrodni któréj dopuścił się Dyoskorus. Zaledwie schodził ze wzgórza na którém śmierć córce zadał, pomimo że dzień był najpogodniejszy, padł piorun i na miejscu go zabił. Takiż los wkrótce i Marcyana spotkał.
Święta Barbara, jest szczególną pośredniczką w Niebie do otrzymywania dla ludzi łaski przyjęcia ostatnich Sakramentów przy śmierci, co wiele zdarzeń stwierdziło. Między innemi w roku Pańskim 1448, pewien mieszczanin w Holandyi, który miał wielkie nabożeństwo do świętéj Barbary, ogarnięty płomieniami podczas pożaru wszczętego w jego domu, bez żadnéj nadziei wyratowania się, wezwał jéj pomocy. Tak był spalony, że już prawie cały jak węgiel wyglądał i ostatni dech miał oddać. Wtedy stanęła przed nim święta Barbara, i przyrzekła mu że nie umrze bez przyjęcia wszystkich Sakramentów świętych. Jakoż, po ugaszeniu pożaru wygrzebano i jego zpod popiołów, tyle jednak jeszcze życia mającego że wszystkie Sakramenta przyjął i dopiéro umarł.
Pożytek duchowny
Jedna z największych łask, o którą powinieneś często i gorąco modlić się do Pana Boga, jest, abyś w stanowczéj chwili śmierci, mógł przyjąć z dostateczną przytomnością umysłu i z godném usposobieniem, ostatnie Sakramenta święte. Dla wielu i bardzo wielu, od tego zawisło zbawienie. Proś więc świętéj Barbary, aby ci tę wielka łaskę uprosić raczyła.
Modlitwa (Kościelna)
Wstawienie się za nami świętéj Barbary Panny i Męczenniczki Twojéj, prosimy Cię Panie, niech nas od wszelkich przeciwności zasłoni; abyśmy za jéj pośrednictwem przenajświętszy Sakrament Ciała i Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa, w zbliżającéj się chwili zejścia naszego, przez prawdziwą pokutę i szczerą spowiedź, przyjąć byli godni. Który z tobą żyje i króluje…. i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1073–1076.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 957
Bądźmy wdzięczni świętej Barbarze za jej wstawienie się do Boga o łaskę, ażebyśmy w godzinie śmierci zdążyli przyjąć sakramenta święte. Śmierć jej była nadzwyczaj przykra i bolesna, Bóg przeto obiecał być miłosiernym dla tych, którzy w niebezpieczeństwie życia lub w godzinę śmierci błagać będą o jej przyczynę. I my w godzinie śmierci tęsknić będziemy do miłosierdzia Bożego i przyjęcia sakramentów świętych, przeto rozważajmy dokładnie stan ciała i duszy naszej.
- W godzinę śmierci, o której tyle tylko pewna, że jedynemu Bogu jest wiadoma i że prędzej wybije aniżeli myślimy, w tej godzinie ciało nasze strasznie cierpieć będzie, gdy przyjdzie chwila rozłączenia z duszą, z domownikami, z rodziną, z mieniem doczesnym i z nie wykonanymi planami; straszne też będą boleści tego przymusowego rozdziału ciała i duszy, gdy ciało pocznie stygnąć, ćmić się w oczach, gdy pot śmiertelny zacznie występować na czole, usta schnąć, oddech ustawać, w gardle chrobotać. Jakże wtedy zatęsknimy za przyjacielem, wszechmocnym pocieszycielem, który by nas pokrzepił i dodał nam siły do poniesienia ofiary życia! Jedynym takim pocieszycielem jest Jezus utajony w Przenajświętszym Sakramencie. Oby nas w godzinie śmierci raczył pocieszyć i po krzepić!
- W godzinie śmierci westchnie dusza nasza z psalmistą Pańskim: „Objęły mnie bóle śmiertelne, niebezpieczeństwa piekła mnie opadły, opanował mnie smutek i utrapienie”. Sumienie ukaże nam popełnione grzechy, nie dotrzymane śluby, zaniedbane obowiązki względem Boga, siebie i bliźnich. Diabli kusić się będą o zachwianie naszej wiary, nadziei i odniesienie nad nami zwycięstwa. Święty Franciszek Salezy mówi: „Grzechy, które dotychczas wydawały ci się małymi, spiętrzą się w twych oczach jak wysokie góry, a coś tylko uczynił uczciwego, zda ci się drobnym i niedostatecznym”. Już minęła pora poprawy; wieczność otwiera przed nami swe wrota, czeka nas sąd i wyrok nieodwołalny. Któż nas w tej strasznej godzinie zdoła pocieszyć, ocalić, pokrzepić? Nikt inny, jak tylko Bóg-człowiek, Pan nasz Jezus Chrystus, utajony w Przenajświętszej Hostii. Błagajmy więc, aby za przyczyną świętej Barbary w tej ważnej chwili do nas zawitać raczył.
Św. Saturnina, Biskupa i Męczennika
Żył około roku Pańskiego 80.
Żywot jego był napisany przez Gwidona Biskupa Lodewskiego.)
Święty Saturnin pierwszy Biskup Tuluzki, we Francyi był rodem z Peloponezu z miasta Patras, i pochodził z rodu królów tamecznych. Żył on za czasów świętego Jana Chrzciciela, a gdy zasłyszał o jego apostolstwie, udał się do Ziemi Żydowskiéj, gdzie ten przesłannik Zbawiciela zapowiadał przyjście Pańskie, i przyłączył się do liczby jego uczniów. Aby swobodniéj nowo obranemu zawodowi oddać się, wielkie swoje majętności rozdał ubogim, i już świętego Jana nie odstępował.
Gdy przyszło do tego, że święty Jan Chrzciciel okazał uczniom swoim Zbawiciela, do którego przyjęcia ich przygotował, a było to wtedy kiedy spostrzegłszy Pana Jezusa rzekł do nich: „Oto Baranek Boży! oto który gładzi grzechy świata” 1, święty Saturnin wraz ze świętym Andrzejem i świętym Piotrem Apostołami, którzy także byli uczniami świętego Jana Chrzciciela, poszedł za Chrystusem Panem, stał się uczniem Jego. Od téj pory już go nie odstępował, i piszą, że kiedy Pan Jezus przyjmował Chrzest w Jordanie, świętemu Saturninowi, stojącemu na brzegu, dał do trzymania suknię swoję, kiedy w rzekę wchodził. Jako więc jeden z najpierwszych uczniów Zbawiciela, był obecny późniéj cudowi pomnożenia pięciu chlebów przez Syna Bożego, a także znajdował się w Wieczerniku, kiedy Chrystus Pan postanowił przenajświętszy Sakrament. Następnie wraz z Apostołami miał szczęście ujrzeć Pana Jezusa, gdy on po Zmartwychwstaniu, okazał się im w mieszkaniu w którém zamknięci byli. Nakoniec był jednym z dwóch uczniów wspomnianych przez Ewangelią, którzy znajdowali się przy Piotrze, kiedy się mu Pan Jezus przy morzu Tyberyadzkiém objawił i należał do liczby tych którzy wtedy na rozkaz Zbawiciela zarzuciwszy sieci w morze, dla wielkiéj liczby złowionéj ryby wyciągnąć ich z wody nie mogli.
Nieodstępując tym sposobem Apostołów znajdował się także wraz z nimi w Wieczerniku, w chwili kiedy na nich zstąpił Duch Święty. Po otrzymaniu téj łaski, wysłany został ns ogłaszanie Ewangelii Chrystusowej ludowi pogańskiemu. Najprzód puścił się ku Wschodowi, przebiegł Palestynę, doszedł aż do Hierapolis miasta w Azyi położonego, i dotarł nawet i do krainy Medów graniczącej z Persyą. Wszędzie gdzie przechodził, na stwierdzenie wiary którą głosił, uzdrawiał chorych, oczyszczał trędowatych, z opętanych czartów wyganiał, i inne podobne czyniąc cuda wielu pogan nawrócił.
Wróciwszy z téj wycieczki udał się do Antyochii, gdzie przebywał święty Piotr, aby dalsze od niego odebrać rozkazy. Ten święty Apostoł wtedy właśnie udając się do Rzymu, wziął z sobą i świętego Saturnina, i ztamtąd wysłał go do Francyi dla: nawracania pogan w téj części świata.
Sługa Boży przybył najprzód do miasta Arlu w Prowancyi, a kazaniami swojemi nawróciwszy i ochrzciwszy wielu pogan, udał się do miasta Nym (Nimes) w Langwedocyi, a i tam zaszczepiwszy wiarę świętą, puścił się z kilku już uczniami którzy się z nim połączyli, do miasta Karkasony. Tam poganie upartszymi się okazali, i świętego Saturnina wraz z dwoma jego uczniami wtrącili do ciemnego więzienia. Lecz z tego cudownie wyprowadził ich Pan Bóg i poszli do Tuluzy. Skoro do tego wielkiego miasta przybył Saturnin, wszystkie wyrocznie pogańskie umilkły. Zdziwiło to mieszkańców, a następny wypadek zwrócił ich szczególną na niego uwagę. Żona najbogatszego mieszkańca Tuluzkiego Agatona, od lat wielu dotknięta była najstraszniejszym trądem. Zdarzyło się że spotkawszy się z Saturninem i wdawszy się z nim w rozmowę, nawróciła się, ochrzczoną; została, i w téjże chwili od trądu uleczona. Na widok cudu tego, nietylko całą rodzina i domownicy Agatona nawrócili się, lecz i większa część miasta Chrzest święty przyjęła.
Wkrótce potém Saturnin poszedł do krainy Gaskońskiéj, a gdy tam przebywał, dowiedziawszy się o śmierci męczeńskiéj świętego Piotra wystawił na cześć jego kaplicę w miejscu gdzie teraz jest miasto Osz (Auch). Przybywszy zaś do miasta Eouzu, nad rzeką Duzą, i nawróciwszy tam wielką liczbę pogan, wybudował kościół na cześć przenajświętszéj Maryi Panny, już wtedy wniebowziętéj i wyświęcił na pierwszego Biskupa téj krainy, Paterna jednego z uczniów swoich.
Potém wrócił do Tuluzy, i gdy sam zajmował się obsługą około chrześcijan przez niego w tém mieście nawróconych, świętego Honetta ucznia swojego, do miasta Pampeluny w stolicy królestwa Nawareńskiego posłał, aby tam zaniosł światło Ewangelii. Gdy w téj krainie wtedy Święty ten zaczął głosić słowo Boże, a niewielu pogan mógł nawrócić, dowiedział się od nich, że gdyby do nich przybył sam święty Saturnin, o którego cudotwórstwie wiele już słyszeli, a i pomiędzy niemi cudami potwierdził swoję naukę, prędzéjby w nią uwierzyli. Święty Honett pośpieszył z powrotem do świętego Saturnina, i przybywszy zdał mu sprawę z tego co go pomiędzy Nawarejczykami spotkąło. Święty Saturnin, puścił się niezwłocznie w drogę, i w dni parę z tymże uczniem swoim stanął w Pampelunie. Po kilku kazaniach i wielu cudach jakie tam uczynił, tak Pan Bóg jego apostolstwu pobłogosławił, że jak to czytamy w lekcyach Brewierza o tym Świętym, w przeciągu jednego tygodnia czterdzieści tysięcy pogan Chrzest przyjęło, a w ich liczbie święty Firminian, który był potém pierwszym tego miasta Biskupem. Mieszkańcy takim przejęci zostali wstrętem do błędów pogańskich, że sami porozwalali dawne świątynie i pogruchotali bożyszcza.
Z Pampeluny, święty Saturnin zrobił dalszą wycieczkę: udał się do Hiszpanii i tam przebiegł Galicyą i krainę Toledańską, wielką liczbę dusz pozyskując Chrystusowi Panu.
Wróciwszy znowu do Tuluzy po dwuletniéj nieobecności, znalazł Tuluzanów nierównie gorzéj dla wiary chrześcijańskiéj usposobionych. Niektórzy z nawróconych przez niego do pogaństwa wrócili, a kapłani pogańscy wzburzywszy lud przeciw świętemu Papulowi, którego na swojém miejscu zostawił był Saturnin, zadali mu śmierć męczeńską. Przewidując że i jego taki los czeka, Święty postanowił mimo tego, już się ztamtąd nie wydalać. A że z obawy oburzonych coraz groźniéj na niego pogan, w samém mieście nikt mu nie chciał dać przytułku, osiadł w małéj chatce za miastem. Lecz ztamtąd, ciągłe robił wycieczki dla miewania nauk i kazań któremi nawróconych w wierze utwierdzał, coraz nowe zdobycze wyrywając szatanowi, i jak mu to zwykłém było czyniąc różne cuda. Między innemi wyzwolił od złego ducha córkę Wielkorządcy Tuluzkiego Marcelusza, który tak mu się okazał niewdzięcznym, iż wkrótce potém skazał go na śmierć męczeńską.
Kapłani pogańscy dopatrzyli się że ich wyrocznie milczały ile razy Saturnin był w mieście, a wydawały swoje wyroki, gdy się z niego wydalał. Widząc zaś że Święty, zamierza już tam stale zamieszkać, postanowili go zgładzić. Gdy dnia pewnego Saturnin szedł ulicą do swojéj kapliczki aby w niéj Mszę świętą odprawić, jeden z kapłanów pogańskich, wskazując na niego, zaczął wołać do ludu: „Oto główny wróg bogów naszych, schwytajcie go: potrzeba nam pomścić na nim zniewagi jaką im czyni, niech zginie jeśli im nie odda czci należnéj.” Po tych słowach, poganie z krzykiem i tłumnie rzucili się na Świętego, otoczyli go zewsząd, zaczęli go tłuc, policzkować, i nakoniec kijami uderzać, a potém odarłszy go z odzienia, okrutnie ubiczowali. Święty wiedział z objawienia że go w tym dniu męczeństwo czeka, i wychodząc z domu wziął był z sobą trzech księży z tegoż miasta rodem, którzy mu towarzyszyli, i których prosił aby go nie odstępowali, gdy go poganie zamęczać będą. Lecz trzéj ci księża, jak tylko ujrzeli motłoch rzucający się na Biskupa, uciekli. Boleśnie tém dotknięty mąż Boży, zawołał do Pana Boga. „Panie! niech Biskupem téj dyecezyi, nigdy nie będzie ksiądz rodem z tego miasta.” Co dotąd się spełnia.
Tymczasem zbiegło się coraz więcéj pogan, którzy niepoprzestając na mękach już Świętemu zadanych, związali go sznurami i powlekli do głównej swojéj świątyni Tuluzkiéj, gdzie wszystko było przygotowane, do składania ofiar bożkom. Stanąwszy z nim przed ołtarzem, rzekli do niego: „Więc to ty szydzisz z naszych bogów, i okrywasz niesławą religią ojców naszych; musisz teraz uklęknąć przed temi bogami, i palić im kadzidła. Jeśli tego nie uczynisz, w miejsce wołu który miał im być zaofiarowany, sam tu zabity zostaniesz.” – „Jakże chcecie, odpowiedział im Święty, abym oddawał cześć bałwanom, albo raczéj szatanom, którym wy się kłaniacie, kiedy oni się mojéj obecności lękają, i jakto sami wiecie, ile razy jestem w mieście wyroczni swoich wydawać nie śmią.” I po tych słowach, zwracając się do Pana Boga, i prosząc go o potrzebne wsparcie do przeniesienia mąk jakie widział że mu przygotowują, wzniosłszy ręce i oczy do Nieba rzekł: „Panie! teraz to potrzeba jest abyś wyciągnął do mnie prawicę Twoję, i silnie mnie nią ujął, abym się nie potknął na drodze świętych praw Twoich. Racz mi udzielić siły, do chętnego przeniesienia męczarni które mi mają zadać Twoi i moi wrogowie.” A gdy tę modlitwę skończył stanął przed nim Anioł przecudnéj postaci, upominał go aby był wytrwałym, i upewnił o nagrodzie którą mu Pan Bóg przeznaczył w Niebie. Wzmocniony na duchu święty Męczennik, gdy powtórnie znaglali go poganie do oddania czci bożkom, podobnąż jak pierwiéj dał im odpowiedź, przydając że i oni wiedzieć powinni, że cześć jakiéj się od niego domagają, należy się tylko Bogu prawdziwemu Stworzycielowi Nieba i ziemi i Synowi Jego równemu mu we wszystkiém, Jezusowi Chrystusowi.
Wtedy barbarzyńcy podwoili okrucieństwa nad sługą Bożym: darli mu skórę żelaznemi hakami, ćwiczyli go rózgami, i jak Panu Jezusowi dawali policzki i w twarz jego pluli. Potém związali go sznurami, i znowu przed bałwana przywiedli, aby się mu pokłonił. Wszystko to nie zachwiało jego męstwa: „Wszak już wam oświadczyłem, rzekł znowu do nich, że nie pokłonię się waszym bałwanom, bo nie mogę i nie powinienem czcić innego Boga, jak Boga chrześcijańskiego. Od Niego oczekuję nagrody za trudy moje i korony chwały, którą zaszczyca wszystkich którzy aż do końca w służbie Jego wiernie wytrwają. Otom gotów za Niego życie moje położyć, chociażbyście mi zadali wszelkie męki, jakie okrucieństwo wasze wymyślić potrafi. O! gdybyście przezto przynajmniéj sami przejrzeli i uznali prawdę, a pozbywając się ciemnoty pogańskiéj, uwierzyli w tego Boga, który jeden tylko jest Bogiem prawdziwym. Uznajcie go, błagam was i nawróćcie się, abyście nie poszli na potępienie.”
Nie poruszyły te słowa wcale tych nieszczęśliwych zaślepieńców, ani nawet to, że gdy je Saturnin wymawiał, bałwany pospadały same z ołtarzów, i przy nogach jego w gruz się porozsypywały. Poganie i na cud ten nieczuli, temiż gruzami go obrzucali, a chcąc go ukamienować wołali wściekle: „Zabić go, zamordować co prędzéj.”
Przy świątyni był byk młody i bystry, przeznaczony na ofiarę: do jego tedy nóg tylnych przywiązali sznurami Saturnina, i z nim dzikie to zwierzę popędzili po skalistéj górze, kłuciem, bielem i paleniem pobudzając je żeby gwałtowniéj leciało. Po chwili téż, z roztrzaskanéj czaszki Świętego mózg i krew wytrysnęły, i dusza jego uleciała do Nieba. Poniósł śmierć męczeńską 29 Listopada około roku Pańskiego 80.
Pożytek duchowny
Święty Saturnin, jest uważanym w Kościele Bożym jako jeden z głównych Patronów dobrej śmierci. Przejmij się żywo tą prawdą że od stanowczéj chwili przejścia twojego z tego świata na tamten, zależy los całéj dla ciebie wieczności. Proś więc tego Świetego, aby w godziną twojéj śmierci wstawieniem swojém cię wspierał.
Modlitwa
Boże! który nam pamiątkę przejścia do Nieba błogosławionego Saturnina Męczennika Twojego, obchodzić dozwalasz, racz nas za jego zasługami, zawsze, a szczególnie w godzinę śmierci naszéj, łaską Twoją wspierać Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1030–1032.
Footnotes:
Jan I. 29.
Św. Stanisława Kostki
Żył około roku Pańskiego 1563,
(Żywot jego był napisany przez ojca Sakiniego, tegoż zgromadzenia kapłana.)
Święty Stanisław był synem Jana Kostki, kasztelana Zakroczymskiego, i Małgorzaty Kryski z Drobnia. Przyszedł na świat roku Pańskiego 1550, w dziedzicznéj wsi rodziców swoich Kostkowie, dziś Rostkowem przezwanéj. Najprzód pobożnie w domu wychowany, gdy miał lat piętnaście, z bratem swoim starszym Pawłem posłany został do szkół ojców Jezuitów w Wiedniu przez nich prowadzonych, i w konwikcie ich umieszczony został. Lecz niedługo tam przebywał gdyż zakład ten zniesiono, a uczniowie w mieście zmuszeni byli szukać sobie pomieszczenia. Młodzi Kostkowie zajęli mieszkanie w domu pewnego lutra.
O ile święty Stanisław był pobożnym, i głównie tém co się Boga i Jego służby tyczy zajętym, o tyle brat jego starszy Paweł, lubił świat i jego rozrywki, i temu się namiętnie oddawał. Z tego téż powodu, wiele miał do cierpienia z jego strony Stanisław, którego świątobliwe postępowanie, było ciągłą i żywą naganą płochości Pawła. Ten téż w rozmaity sposób dokuczał młodszemu bratu: wyszydzał jego pobożność, a nawet przychodziło do tego iż go bił bez miłosierdzia. Stanisław cierpliwie wszystko to znosił, i z wszelkiém uszanowaniem dla Pawła, jako dla starszego brata zachowywał się. Uczył się pilnie, a chociaż mu z początku nieco trudno przychodziły nauki, wezwawszy w tém pomocy Matki Bożéj, do któréj miał serdeczne nabożeństwo, w krótkim czasie wielkie postępy uczynił. Wywdzięczając się więc Jéj za to, i dogadzając własnemu sercu, wszystkie wypracowania szkolne, których przedmiot pozostawiono do woli uczniów, obracał na pisanie pochwał Panny przenajświętszéj. Wpisany do Bractwa świętéj Barbary, między współuczniami jego założonego, obrał ją za szczególną swoję patronkę, a do Komunii świętéj starał się jak najczęściéj przystępować. Nagrodził mu téż to wszystko Pan Bóg, łaską powołania do Zakonu. Chciał wstąpić do Towarzystwa Jezusowego, lecz że od rodziców pozwolenia na to pozyskać nie mógł, i z tego powodu przełożeni tego Zgromadzenia robili mu trudności, odłożył to na późniéj, lecz zobowiązał się ślubem aby to w końcu dopełnić.
Pod tę porę nawiedził go Pan Bóg ciężką chorobą; a gdy mu się zdawało że umrze, zapragnął przyjęcia ostatnich Sakramentów świętych. Lecz napróżno o to prosił: brat lekkomyślny zająć się tą usługą nie chciał, a gospodarz domu luteranin, najprzeciwniejszy był temu. Strapiony tém Stanisław, zaczął serdecznie modlić się do świętéj Barbary, pomnąc iż czytał w jéj żywocie, że kto ma do niéj nabożeństwo, bez przenajświętszego Sakramentu nie umrze. Jakoż, cudownie doznał tego na sobie: gdyż objawiła mu się święta Barbara, a przy niéj dwaj Aniołowie niosący przenajświętszy Sakrament, który mu ze czcią podali. Tak posilony spokojnie czekał śmierci, i w istocie bardzo już był osłabł, kiedy oto znowu okazała mu się Matka Boska i w tejże chwili go uzdrowiła, polecając przytém, aby wstąpienia swego do zgromadzenia Jezuitów, już dłużéj nie odwlekał.
Wyszedłszy z choroby, święty Stanisław widząc iż Prowincyał Jezuitów Wiedeńskich, z powodu iż nie miał pozwolenia od rodziców, przyjąć go nie chciał, za poradą światłego i pobożnego spowiednika, postanowił udać się do innéj zakonnéj Jezuickiéj prowincyi, aby tam być przyjętym. W tym tedy celu, sprawił sobie prostą ubogą siermięgę, noc całą na modlitwie przetrwał, a rano bardzo, kiedy jeszcze wszyscy w domu spali, przybrawszy się w oną suknię, poszedł do kościoła, wysłuchał Mszy świętéj, posilił się Ciałem Pańskiém, i puścił się w drogę, z tym zamiarem, że póty od klasztoru do klasztoru chodzić będzie, aż przyjętym zostanie. Tymczasem brat jego Paweł widząc dnia tego, iż pomimo spóźnionéj pory, Stanisław do domu nie wraca, zdjęty żałością że swojém złém postępowaniem dać mu mógł powód do ucieczki, szukając go po mieście a nie znalazłszy, gdy powziął jakiś ślad którędy się udał, puścił się konno z kilku sługami aby go dogonić. Owoż, blizko już niego nadjeżdżali, gdy nagle konie ich jakby skamieniałe stanęły, i ani kroku naprzód ruszyć nie chciały. Zdumieni więc i przerażeni tym cudem, powrócili, a Święty w dalszą poszedł drogę.
W téj drodze, pewnego poranku, Stanisław ujrzał kościoł otwarty. Wszedł do niego chcąc Mszy świętéj wysłuchać, i Komunią świętą przyjąć. Lecz jakże boleśnie ujrzał się zawiedzionym, gdy poznał że przez pomyłkę, wszedł był do Zboru luterskiego. Rozpłakał się zasmucony i widokiem miejsca gdzie Bóg był znieważany kacerskiemi obrzędami, i myślą że Ciała Pańskiego nie będzie miał szczęścia przyjąć. Lecz go i tu Pan Bóg, jak dawniéj gdy w Wiedniu chorował. łaskawie pocieszyć raczył. Ujrzał liczne grono zbliżających się Aniołów, z których jeden przystąpiwszy do niego, dał mu Komunią świętą.
Przybywszy do Augsburga, gdzie przebywał Kanizyusz, Prowincyał Jezuicki, przedstawił się mu, prosząc o przyjęcie do Zakonu. Ojciec ten, który już wiele o nim był słyszał, a w pierwszém poznaniu ocenił jego świątobliwość, zadość uczynił jego prośbie: posłał go najprzód do konwiktu w Dolingen, dla wyprobowania przez pewien czas jego powołania, a następnie do Rzymu, do Jenerała Jezuitów, którym natenczas był święty Franciszek Borgiasz. Ten przyjął go z otwartém sercem, i na samym wstępie uściskawszy go, rzekł te pełne dla nięgo pociechy słowa: „Drogi Stanisławie, przyjmuję cię bez żadnéj trudności do Zgromadzenia naszego, bo mam wiele dowodów jak cię sam Pan Bóg do tego powołuje.” Umieszczony w nowicyacie, był oddany pod przewodnictwo duchowne Klaudyuszowi Akwawiwie, późniéj z wielkiéj świątobliwości i nauki słynącemu, który poznawszy go bliżéj mówił: „nie ja jego, lecz on moim, na drogach wewnętrznego życia, przewodnikiem być powinien.”
Ojciec Stanisława Kasztelan Kostka, dowiedziawszy się nakoniec co się z jego synem stąło, napisał do niego, silnie go od powziętych zamiarów odwodząc. Święty Stanisław odpowiedział mu na to z wielkiém uszanowaniem i z synowską czułością, lecz oświadczył przytém, że już się Panu Bogu nieodwołalnie poświęcił, że mu się nie godzi ofiary téj cofać, a prosi żeby się i ojciec cieszył, iż Pan Bóg syna jego pomiędzy sługi Swoje policzyć raczył.
Ojciec nie nalegał więcéj, a święty Stanisław budował Rzym cały cnotami jakiemi w nowicyacie zajaśniał. Przedziwna skromność i święty urok okazywał się w całéj jego postawie. Na obliczu jaśniał jakby jakiś niebieski powab. Takie ciągle zachowywał skupienie, że każda jego czynność była jakby modlitwą ustawiczną; a gdy trwał na pobożnych rozmyślaniach i bogomyślności, taki ogień miłości Bożéj wrzał w jego sercu, iż niekiedy musiano chusty zmaczane do piersi mu przykładać. Przenajświętszą Pannę, którą zwał zwykle swoją najmilszą jedyną Matką, w każdéj rozmowie tak mile i wdzięcznie wspominał, że każdego co go słuchał, do szczególnego do Niéj nabożeństwa pobudzał. Wynajdywał dla Niéj coraz nowe prześliczne tytuły, i rzewnie utyskiwał iż nie ma wyrazów na określenie stopnia Jéj chwały i wyrażenia uczuć, jakiemi jest dla Niéj przejęty. Gdy do Niéj się modlił, uważano iż to czynił z tak nadzwyczajną pociechą i z takiém namaszczeniem, że zdawało się iż wtedy widocznie mu się objawia. Przytém różne zadawał sobie umartwienia ciała. W najniższych posługach klasztornych, najbardziéj sobie podobał. W cnocie posłuszeństwa zakonnego celował szczególnie, wiernie wykonywając to co mu nakazywano, chociażby co innego lepszém mu się zdawało. Razu pewnego, gdy nosił drwa do kuchni z drugim współnowicyuszem, zdziwiono się dla czego brał mniéj niż tamten, gdyż zwykle każdego w pracy wyprzedzał. Odpowiedział: iż dla tego że brat kucharz tyle a niewięcéj za każdą razą brać im rozkazał. Gdy mu przełożony nowicyatu skracać kazał rozmyślania, w których największéj doznawał pociechy, najchętniéj to uczynił, najmniejszego nieokazując smutku. Wszystkich wielce poważał, o sobie najniżéj trzymając, dla tego cieszył się serdecznie, że go Pan Bóg do grona zakonnego powołać raczył, mianując się niegodnym tego anielskiego towarzystwa, i wszystkie upokorzenia których mu dla próby nie szczędzono, nietylko bez wzruszenia, lecz z wyraźnie objawiającém się weselem znosił. Tak rączo po drodze doskonałości postępując, w krótkim czasie do szczytu cnót doszedłszy, po zapłatę za nie do Nieba od Pana Boga powołanym został.
Według zwyczaju przyjętego dla młodzieży u ojców Jezuitów, na miesiąc Sierpień przypadł mu za Patrona święty Wawrzyniec. Wigilią uroczystości tegoż wielkiego Męczennika, przepędził Stanisław ze szczególném nabożeństwem, przydając sobie i wiele umartwień ciała. Zaś w sam dzień tegoż swojego na ten miesiąc Patrona, lekko zachorował. Kazano mu się położyć, a lubo wcale na nic groźnego nie zanosiło się, on kładąc się rzekł: „Zdaje mi się że się Panu Bogu podoba, żebym z tego łóżka już nie wstał: w czém niech się stanie wola Jego.” Nazajutrz zapadł w gorączkę, która potém przeszła w zwykłą febrę przemijającą, w której lekarze nic wcale niebezpiecznego nie widzieli; on jednak zapowiedział braciom, że w święto Wniebowzięcia Matki Bożéj, umrze.
Jakoż, w dniu tym po paroksyzmie febry, w mdłości zapadać zaczął, a gdy i to nie zwracało uwagi, on usilnie prosił aby go Sakramentami świętemi opatrzono, a na ziemi położono, dla przyjęcia Komunii świętéj. Gdy mu przyniesiono Ciało Pańskie, zauważano iż jak gdyby mu sił cudownie przybyło, zerwał się na nogi i klęcząc przyjął przenajświętszy Wijatyk z największą gorącością ducha, a obróciwszy się do Rektora, rzekł te słowa z Pisma świętego, z listów błogosławionego Pawła: „Czas jest krótki”, 1 gotujmy się. A potém żegnając i przepraszając braci iż im niedobry z siebie przykład dawał, wziął krzyż w rękę, i jakby rozmawiając z Panem Jezusem, dziękował Mu za wszystkie odebrane dobrodziejstwa, a szczególnie za łaskę powołania do Zakonu. W samém zaś już konaniu, powiedział: „gotowe serce moje Boże, gotowe serce moje”, 2 i powtarzając coraz ciszéj przenajświętsze imiona Jezusa i Maryi, oddał w Ich ręce duszę. Umarł roku Pańskiego 1563, mając lat ośmnaście. a w miesięcy dziewięć po przyjęciu do Zakonu. Papież Benedykt XIII kanonizacyą jego uroczyście odbył.
Pożytek duchowny
Święty Stanisław Kostka jest jednym z głównych Patronów kraju naszego, a oraz szczególnym Patronem cnoty świętéj czystości, którą tak jaśniał. Z tych obydwóch powodów, powinieneś mieć do niego wielkie nabożeństwo.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! który pomiędzy różnemi mądrości Twojej cudami, także i młodocianemu wiekowi dojrzałéj świątobliwości łaskę udzielasz spraw prosimy, abyśmy za błogosławionego Stanisława przykładem, z każdéj chwili czasu zbawiennie korzystając, do wiecznego spokoju wejść pospieszali. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 977–979.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 901
Zwróćmy uwagę na słowa świętego Stanisława w liście do ojca: „Już od dawna staraniem moim było służyć Bogu i wziąć na siebie krzyż Chrystusowy” itd. Słowa te dają nam jasny pogląd na tę czystą, dziewiczą duszę, pełną bogomyślności.
Jakaż jest istota bogomyślności?
- Jest nią silna i żywa radość, jaką Bóg zdobi i obdarza dusze przez łaskę uświęcająca. Za pomocą i przyczyną tej łaski wykonuje człowiek przykazania Boskie ochoczo i rączo, a nadto jeszcze pełni takie dobre uczynki, do których nie jest ściśle zobowiązany. Bogomvślność wiec polega na tym, że obdarzony nią chrześcijanin szybko i chętnie czyni to, co może się przyczynić do chwały Boga, gdv tvmczasem chrześcijanin zwykłej miarv, który nie doszedł jeszcze do tego stopnia doskonałości, ociężale czyni dla Boga to, czego nie może zaniechać bez ściągnięcia na siebie grzechu. Jak niegdyś Pan Jezus garnął do siebie dzieci i swe błogosławione dłonie kładł na ich głowach, tak czyni i dziś. Szczodrobliwość jego zdobi dusze dziecięce darem bogomyślności. Niechaj matki nie omieszkają starannie pielęgnować i rozwijać w swych dziatkach dar bogomyślności, aby się z nich doczekać pociechy na ziemi, i szczęścia w Królestwie niebieskim.
- Jakże słodkie jest życie bogomyślne! Człowiek zamiłowany w zmysłowych i ziemskich rozkoszach z politowaniem potrząsa głową, widząc bogomyślnego oddanego postom, modlitwie, samotności, wybaczającego urazy, hamującego gniew i żądze; nie mogąc zajrzeć w tajniki serca, nie pojmuje, jak bogomyślność to wszystko osładza i ułatwia. Święty Franciszek Salezy trafnie porównuje bogomyślnych z pszczółkami, które w tymianku znajdują sok obfity, ale surowy, a przez ssanie zamieniają go na wonny i słodki miód. Bogobojny i pobożny chrześcijanin spotyka w życiu wiele przeciwności i goryczy, ale przyjmując je ochoczo i z poddaniem się woli Bożej, zamienia je na słodycz. Palonym na stosach i wplatanym w koło Męczennikom wydawało się, że spoczywają na posłaniu z kwiatów; święci Młodzieńcy i Dziewice, krępując się dobrowolnie ślubami czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, chwalili Boga pobożnym pieniem i psalmami.
Św. Marcina, Biskupa Tuoreńskiego (Tours)
Żył około roku Pańskiego 400.
(Żywot jego był napisany przez ucznia jego Sewera Sulpicyusza.)
Święty Marcin urodził się w mieście Sabaczu dawnéj Panonii a dzisiejszych Węgrach, około roku Pańskiego 320. Rodzice jego byli poganami, a ojciec dowódca w wojsku Rzymskiém i syna do tegoż stanu sposobił.
Marcin mając lat dziesięć, pomimo iż rodzice jego byli temu najprzeciwniejsi, został katechumenem, to jest postanowił zostać chrześcijaninem, i z Kościołem się już zewnętrznie połączył. Wkrótce potém zamyślał udać się na życie pustelnicze, lecz że wtedy właśnie wyszedł rozkaz cesarski, aby synowie wojskowych wstępowali w szeregi, musiał i Marcin to uczynić. Trzy lata przed przyjęciem Chrztu świętego na wojaczce strawił, lecz wśród zwykłego obozowemu życiu zepsucia, był i obyczajów najskromniejszych, i wielu już chrześcijańskiemi cnotami się odznaczał, a szczególnie miłosierdziem dla ubogich. Zdarzyło się, że podczas zimy wjeżdżając do miasta Ambis, ujrzał przy bramie żebraka prawie nagiego. Niemając przy sobie pieniędzy, rozciął mieczem swój płaszcz żołnierski, i połową okrył ubogiego. Następującej nocy, ujrzał przed sobą Pana Jezusa w tę połowę płaszcza którą oddał był ubogiemu przyodzianego, i mówiącego do Aniołów którzy go otaczali: „W suknię tę przyodział mnie Marcin, który wkrótce ma być ochrzczonym.”
Po przyjęciu Chrztu świętego, mając lat dwadzieścia, chciał niezwłocznie opuścić szeregi wojskowe. Lecz że wtedy właśnie spodziewano się wielkiéj bitwy z nieprzyjacielem, i sam cesarz posądzał go że to z braku męstwa czyni, więc pozostał jeszcze czekając na potyczkę, i oświadczył że pierwszy bez oręża uderzy na nieprzyjacielskie szeregi, i w Imię Pana Jezusa przebije się przez nie. Wszakże do bitwy nie przyszło, gdyż nieprzyjaciel poddał się naząjutrz bezwarunkowo.
Wyszedłszy święty Marcin z wojska, które podówczas w Galii przebywało, udał się do świętego Hilarego Biskupa Pitkawskiego, którego sława już wtedy wszędzie głośną była, i poddał się jego duchownemu przewodnictwu. Święty Hilary poznawszy w nim wielką świątobliwość, chciał go co prędzéj na kapłana wyświęcić, lecz Marcin wyprosił się od tego, a mając sobie nakazane przez Pana Boga w objawieniu, aby dla nawrócenia rodziców udał się do nich, puścił się do ojczyzny swojéj do Węgier. W drodze téj napadli go rozbójnicy, i związanego, aby potém domagać się za niego wykupu, wiedli w głąb lasu. Ten któremu powierzono straż nad nim, widząc go wśród takiego niebezpieczeństwa, (bo mu i śmiercią grozili), najspokojniéj modlącego się, spytał go kim jest, i dla czego niczego się nie lęka? „Jestem chrześcijaninem, odrzekł na to Marcin, a że wiem iż Bóg mój jest wszędzie obecny, więc się niczego nie obawiam.” Poczém wdawszy się z tymże strażnikiem swoim w rozmowę o religii, tak go sobie ujął, iż ten wraz z Marcinem uszedł, a zostawszy chrześcijaninem przykładne życie prowadził.
Przybywszy mąż Boży do rodziców, matkę tylko miał szczęście przywieść do Chrztu świętego, ojca nie mógł nawrócić; wszelako wielką liczbę innych pogan w kraju swoim, pozyskał Panu Jezusowi. Zastał tam także szerzące się bezbożne kacerstwa Aryanów. Gorliwie powstając przeciw niemu, nasz Święty na wielkie był wystawiony niebezpieczeństwa, a razu pewnego napadnięty przez kacerzy, publicznie a okrutnie został zbity.
Wróciwszy do Piktawy, gdzie chciał się znowu połączyć ze świętym Hilarym, już go tam nie zastał, gdyż go Aryanie siłą wygnali. Schronił się przeto przed nimi, bo i na niego powstawali, w jednym z klasztorów w Medyolanie, lecz i ztamtąd wypędził go Biskup heretycki. Wtedy przybrawszy sobie za towarzysza pewnego pobożnego kapłana, nasz Święty schronił się na dziką i bezludną wyspę Galinaryą, i tam przez czas pewien, wiodąc życie pustelnicze, samemi korzonkami polnemi żywił się.
Święty Hilary wróciwszy z wygnania do Piktawy, zawezwał go do siebie i umieścił w jednym z klasztorów blizko tego miasta będących. Tam powierzono mu do nauki młodego poganina, do Chrztu świętego gotującego się. Ten gdy Marcin na dni kilka wydalił się był z klasztoru, zachorował nagle i umarł. Święty wróciwszy, zastał go już na katafalku. Zdjęty wielką żałością że bez Chrztu zeszedł z tego świata ów młodzieniec, padł na kolana i gorąco modlił się, prosząc Pana Boga aby mu życie przywrócił, i dał dostąpić łaski Chrztu świętego. Trwał na takiéj modlitwie dwie godziny, rzewnemi zalewając się łzami, aż go Pan Bóg wysłuchał: umarły wstał i niezwłocznie ochrzczonym został. Cud ten nawrócił wielu pogan, i rozgłosił jeszcze bardziéj imię Marcina, już i wprzódy z wysokich cnót słynącego.
Pod tę porę właśnie, umarł był biskup Turoneński, a duchowieństwo i lud wybrało Marcina na jego zastępcę. Święty przyjąć téj godności w żaden sposób nie chciał, i pomimo wszelkich usiłowań, wywieść się z klasztoru nie dał, zamknąwszy się w celce. Nareszcie wyprowadzony ztamtąd pod innym pozorem, siłą stawiony przed wielu Biskupami okolicznymi zgromadzonymi w Turonie, uległ ich usilnym naleganiom, i na Pasterza téj Dyecezyi wyświęconym został,
Na Biskupstwie nie zmienił ubogiego i pokutnego życia jakie wiódł przedtém, a tylko cnotami doskonałego Pasterza okraszał godność swoję. Wybudował sobie przy kościele małą chatkę, i w niéj co mu zbywało czasu od służby w kościele i załatwienia spraw dyecezyi, zamykał się na modlitwie i czytaniu ksiąg świętych. Ale że i tam nie dość się widział od napływu świeckich osób wolnym, założył daleko za miastem na ustroniu klasztor nad rzeką Ligerą, i tam jakby na pustyni, z wielką liczbą uczniów i kapłanów na bogomyślności czas wolny od pasterskich obowiązków spędzał. Wiódł z tymi braćmi swoimi, których liczba dochodziła ośmdziesięciu, życie bardzo umartwione, a tak ich doskonalił, że wielu z nich późniéj na Biskupów powołanych zostało, gdyż każde miasto życzyło sobie mieć u siebie którego z uczniów świętego Marcina.
Wszelako nasz Święty nie ciągle w tym klasztorze przebywał: owszem częste odbywał z niego wycieczki apostolskie, tak dla obsługi ludu wiernego, jako téż i nawracania pogan, których jeszcze wielu było. Razu pewnego, znajdując się między nimi, nakłaniał ich aby dąb ogromnéj wielkości bałwochwalczéj czci poświęcony, zrąbali. Zgodzili się na to, lecz pod warunkiem, aby święty Biskup stanął po téj stronie na którą drzewo walić się będzie, gdyż jak mówili: „jeśli Bóg którego nam głosisz jest prawdziwym, to cię od śmierci uchowa.” Zgodził się na to Święty, a poganie nie dowierzając mu czy ustoi na miejscu, przywiązali go tam sznurami. Drzewo olbrzymie podrąbali, na Marcina zwalili, lecz gdy je on przeżegnał znakiem Krzyża świętego, na drugą stronę, jakby pchnięte siłą niewidzialną, padło, W inném miejscu, gdy chciał zburzyć świątynię pogańską, zbiegli się poganie tłumem, aby tego nie dopuścić. Sługa Boży przywołał kilku tylko chrześcijan, a słowem swojém tak ubezwładnił wszystkich niewiernych, że żaden z miejsca ani kroku ruszyć się nie mógł, patrząc jak Święty burzył świątynię i bałwany ich kruszył. Cud zaś tak widoczny wszystkich obecnych do wiary nawrócił.
Do leczenia chorych, taką mu Pan Bóg moc udzielać raczył, iż prawie każdy uzdrowiony od niego odchodził, i wszędzie Słowo Boże przez niego głoszone, takiemi cudami poparte, obfite przynosiło owoce. Pewnego razu, obchodząc swoję Dyecezyą, ujrzał wielki tłum pogan, którzy znając go ze sławy jako wielkiego cudotwórcę, zaszli mu drogę aby go tylko widzieć. Zatrzymał się przy nich i miał kazanie, ale nikt się nie nawrócił: aż oto nadbiega spłakana niewiasta niosąc umarłego syneczka, i padłszy do nóg Biskupa, błaga aby jéj dziecię wskrzesił. Święty wziął je na ręce, pomodlił się i oddał matce żywe. Wszyscy poganie zawołali iż Chrystus prawdziwym jest Bogiem, i po naukach świętego Marcina, nazajutrz Chrzest święty przyjęli.
Miał ważną sprawę do przedstawienia Walentyanowi, lecz cesarz ten, z poduszczenia żony która była Aryanką, nie chciał mu dać posłuchania, i dworzanom nie kazał go wpuszczać do siebie. Marcin po kilku dniach postu i modlitwy, udał się do pałacu cesarskiego, gdzie Anioł wśród straży i pokojowców wolno go przeprowadził aż do komnaty Walentynianina. Ten, obrażony jego śmiałością, miał zamiar nie wstawać z krzesła na jego przyjęcie, lecz ogień pod jego siedzeniem cudownie wszczęty, zmusił go do tego, co takie na nim zrobiło wrażenie, że ze czcią wielką przyjął Biskupa, jego żądaniu zadość uczynił, i do stołu go swojego zaprosił.
Lecz nietylko ludzkim szacunkiem, chciał Pan Bóg mieć uczczonym tego wielkiego sługę Swojego: i duchy niebieskie raczył posyłać do niego. Z Aniołami często obcował, którzy wykonywali jego zlecenia wszystkie, i prośby jego zanosili przed tron Boga. Święci Apostołowie Piotr i Paweł, okazując mu się w widzeniach, rady mu swoje co do sprawowania urzędu Biskupiego udzielali. Stanął téż w rzędzie najdzielniejszych obrońców wiary świętéj przeciw Aryanom, i innym kacerzom.
Mając lat ośmdziesiąt, przepowiedział dzień swojéj blizkiéj śmierci, a pomimo tego, puściwszy się jeszcze na zwiedzanie Dyecezyj, w wiosce Kanda, ciężko zachorował. Uczniowie jego będący przy nim, słysząc jak prosił Boga aby go już uwolnił z więzów téj ziemi, rzekli mu: „Ojcze! czemu nas opuszczasz? komuż powierzysz dzieci twoje zasmucone? Wilki drapieżne napadną twoję owczarnię. Wiemy jak pragniesz być już z Chrystusem: lecz nagrodą twoja w Niebie cię nie minie; zlituj się więc nad tymi których chcesz opuścić.” A Święty poruszony takiemi ich prośbami, w te słowa się modlił: „Panie! jeślim jeszcze ludowi Twojemu potrzebny, nie wymawiam się od pracy. Niech się wola Twoja spełni.” Widząc uczniowie iż ciągle w znak leży, chcieli dla ulgi, zmienić mu postawę, lecz rzekł do nich: „Pozostawcie mnie w tém położeniu, niech raczéj w Niebo a nie na ziemię patrzę, aby dusza moja zdążała do Pana, z którym ma się połączyć." W chwili gdy już konał, ujrzał obok siebie stojącego szatana: „Co tu robisz, zawołał na niego, poczwaro okrutna! sprawco wszelkiego złego, nie znajdziesz we mnie nic coby twoje było.” I to wymawiając oddał Bogu ducha. Wiele osób, a między niemi i święty Seweryn biskup Koloński, słyszało śpiewy Aniołów, duszę jego do Nieba unoszących.
POŻYTEK DUCHOWNY.
Masz oto i w szczegółach śmierci świętego Marcina dowód, z jakim zuchwalstwem zły duch czyha na duszę ludzkie, a najbardziéj w godzinie ich wyjścia z tego świata. Przez całe więc życie ucz się walczyć mężnie z tym piekielnym wrogiem, abyś przy śmierci odniósł nad nim stanowcze na całą wieczność zwycięstwo; ale przedewszystkiém tę godzinę straszną, polecaj częste opiece Matki Bożéj.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! który widzisz że nie naszą mocą istniejemy; spraw miłościwie, abyśmy za wstawieniem się błogosławionego Marcina Wyznawcy Twojego i Biskupa, przeciw wszelkiemu złemu ubezpieczeni byli. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 968–970.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 896
Święty Marcin nie był uczniem gimnazjów ani uniwersytetów, ale nauki jego były skuteczne, bo był na wskroś przejęty wiarą. Nauczał zwykle porównaniami, gdyż wszystko, na co patrzył i co słyszał, pojmował w świetle prawdy Bożej i sercem wznosił się ku Bogu.
Widząc pewnego razu świeżo ostrzyżoną owcę, rzekł do mnichów: „Otóż widzicie owieczkę, która spełniła przykazanie Ewangelii świętej. Miała ona dwie sukienki, z których jedną podarowała temu, co nie miał żadnej. Tak i wy czyńcie!“
Innym razem przechodził przez łąkę, której jedna część była spasiona, druga zryta, a trzecia pokryta licznymi kwiatami. Przystanąwszy, rzekł: „Korzystajmy z nauki, jaką daje nam ta łąka. Spasiona część nasuwa obraz małżeństwa; widzimy tam świeżą zieleń, ale nieurozmaiconą kwiatami. Zryta ziemia przypomina nam szpetność życia wszetecznego, a reszta łąki przedstawia niejako chwałę i zasługę dziewictwa“.
Gdy pewnego razu stanął przed nim szatan, łając go następującymi słowy: „Zuchwale sobie poczynasz, rozgrzeszając tych, którzy przez ciężkie grzechy utracili łaskę chrztu świętego, bo kto raz upadł, temu Pan Bóg odmówi miłosierdzia” — Marcin odpowiedział: „Nieszczęsny kusicielu! Jeśli przestaniesz dręczyć ludzi pokusą, i teraz, gdy nadchodzi pora sądu, żałować będziesz swego odstępstwa od Boga, wtedy nie wątp, że w zaufaniu w miłosierdzie Boże i tobie nawet udzielę rozgrzeszenia!”
Św. Andrzeja Awelini ze Zgromadzenia Kleryków Regularnych
Żył około roku Pańskiego 1608.
(Żywot jego był napisany przez Jana Kastadta, tegoż Zgromadzenia kapłana za jego czasów żyjącego.)
Święty Andrzéj syn Jana Awelini przyszedł na świat w małém miasteczku Kastro-Nuowo (Castro-nuovo), w królestwie neapolitańskiém, roku Pańskiego 1521. Szczególnemu nabożeństwu jakie miał od lat najmłodszych do Matki Bożéj, zawdzięczał nieposzlakowaną cnotę czystości, któréj całe życie dochował. Zaledwie nauczył się mówić, a już codziennie odmawiał na cześć przenajświętszéj Panny Różaniec, i tego nigdy aż do śmierci nie zaniedbał. Miała go téż Królowa niebieska w szczególnéj swojéj opiece, i pomimo ciężkich pokus, na jakie będąc młodzieńcem był wystawiony przez zepsutych obyczajów niewiasty usiłujące przywieść go do grzechu, zwycięzko ze wszystkich prób tego rodzaju wyszedł. Spotkało go było razu jednego podobno niebezpieczeństwo w pewnym zamożnym domu, w którym często bywał. Odpędził od siebie rozpustną kobietę chcącą go uwieść, i odtąd już tam nogą nie postał, chociaż z tego powodu poniósł znaczną stratę na majątku.
Ukończywszy wyższe nauki w Wenecji, wstąpił do stanu duchownego, i wysłany przez swojego Biskupa dla słuchania Teologii i Prawa kanonicznego do Neapolu, otrzymał tam w akademii stopień Doktora, i wyświęcony został na kapłana. Biegły w nauce prawa, i zamianowany Obrońcą spraw w Konsystorzu Archidyecezyi neapolitańskiéj, odznaczał się znakomitą wymową i pilnością w spełnianiu swojego urzędu, który mu otwierał łatwą drogę do wyższych godności kościelnych. Przy wywodzie sprawy któréj bronił, wydarzyło mu się dnia jednego popełnić małe kłamstwo. Delikatne sumienie jego wyrzucało mu to silnie, kiedy wypadkiem, otworzywszy Księgę Pisma Bożego, napotkał te słowa: „Usta które kłamią zabijają duszę” 1. Zrobiło to tak silne na nim wrażenie, że postanowił zrzec się niezwłocznie swojego urzędu Obrońcy, wyłącznie zająć się duchowną obsługą dusz wiernych i własném uświątobliwieniem.
Tak wysoko zajaśniał cnotami doskonałego kapłana i biegłością w przewodniczeniu duszom do wyższéj doskonałości powołanym, że mu Arcybiskup neapolitański: powierzył główny duchowny zarząd wszystkich klasztorów żeońskich w téj stolicy. Nie w każdém zastał on ścisłe zachowanie Ustaw i karności zakonnéj, lecz ją wszędzie w krótkim czasie przywrócił, naraziwszy się przez to nietylko na wiele trudów, lecz na największe ze strony złych ludzi prześladowania, oszczerstwa i obelgi. Raz nawet, życie jego było wystawione na niebezpieczeństwo. Dwóch, najętych przez pewnego niegodziwego młodzieńca zbójców, natarło na niego, chcąc go przeszyć sztyletami. Andrzéj według swego zwyczaju wezwał na pomoc Matki Bożéj, i zbrodniarze ci, zadawszy mu tylko dwie rany w twarz, uciekli, odepchnięci jakąś siłą niewidzialną. Święty Andrzéj był oblicza bardzo nadobnego: rany te zeszpeciły go zupełnie, z czego gdy się inni smucili, on się serdecznie radował, i zaniedbując umyślnie leczenie blizn pozostałych, jeszcze je widoczniejszemi uczynił na zawsze. I drugą razą, prawie cudownie uszedł ręki zbrodniarza, którego nienawiść ściągnął na siebie spełniając wiernie i śmiało, swój obowiązek kapłanski.
Lecz od wstąpienia do stanu duchownego święty Andrzéj pragnął wieść życie ile możności od świata oderwane, i wstąpić do jakiego zgromadzenia zakonnego, w którém mógłby wolę swoję ślubem posłuszeństwa związać. W tyn celu wszedł do zgromadzenia Kleryków Regularnych świętego Kajetana Teatyńskiego, od niego Teatynami nazwanych. Od chwili przyjęcia zakonnéj sukni, jeszcze szybszym krokiem postępował po drodze najwyższéj doskonałości Ewangelicznéj, ćwicząc się w ostréj pokucie, i o ile mu tylko zbywało czasu od obowiązkowych zajęć, poświęcając go na modlitwę. Pałający żądzą coraz wyższego na téj drodze postępu, a przekonany iż głównym i najnieodstępniejszym nieprzyjacielem duszy naszej jest własna wola nasza, uczynił ślub nadzwyczaj trudny i heroicznéj wymagający cnoty zaparcia, a tym był ślub ciągłego przezwyciężania własnéj woli. Do tego przydał i drugi jeszcze chociaż on w poprzedzającym niejako się zawierał: bezustannego, coraz wyższego postępu na drodze doskonałości chrześcijańskiéj. Wszakże zobowiązania się tak nadzwyczajne, widać iż były mu natchnione przez samego Ducha Świętego, gdyż nie stały się wcale dla niego powodem jakich niepokojów sumienia, nie potrzebował zwalniać się z nich nigdy, i przez to doszedł on do szczytu doskonałości, w skutek któréj w poczet Świętych został wpisany.
Jakoż, Andrzéj był wysokim wzorem świętego kapłana i doskonałego zakonnika, Wkrótce po wykonanych ślubach zakonnych, został Magistrem nowicyuszów w klasztorze Neapolitańskim, następnie przełożonym tegoż domu, a wkrótce potém Generał Zakonu wysyłał go w różne miasta włoskie, dla zakładania tam nowych. Na wszystkich tych urzędach, odznaczył się jak największą ścisłością w zachowaniu Ustaw swojego zgromadzenia, wielką miłością dla podwładnych ma braci i roztropnością w ich zarządzie, a oraz najgorliwszą pracą w konfesyonale i na ambonie, Kazaniami swojemi w miastach Medyolanie i Placencyi, gdzie pozakładał nowe klasztory Teatynów, odwrócił mieszkańców od wielkich zbytków, które się tam szczególnie w strojach niewiast upowszechniły, i wielką liczbę kobiet złego życia do skruchy i szczeréj poprawy przywiódł. To ściągnęło na niego nienawiść złych ludzi, z których wielu wysoko postawionych, dokładało wszelkich starań u księcia panującego, aby go wygnał ze swojego kraju. Lecz oszczercy okryci zostali wstydem, książe uwieść się nie dał, a sława świątobliwości tego wielkiego sługi Bożego doszedłszy i do Grzegorza X, skłoniła tego Papieża do zamianowania go Biskupem. Andrzéj tak usilnie prosił Ojca świętego aby go tą godnością nie obarczał, i tylu to poparł staraniami, że go ona z wielkiém jego zadowoleniem ominęła. Tak bowiem ten Święty miłował zależność i nigdy nie chciał pozostawać bez niéj, że ile razy był przełożonym jakiego klasztoru, obierał sobie jednego z zakonników za swojego znowu przełożonego, i temu we wszystkiém doskonale był posłusznym. Mawial zaś iż to czyni w tym celu żeby nigdy nie pozostawać bez zasługi cnoty posłuszeństwa, i tém łatwiéj śluby przezwyciężania własnéj woli dążenia ciągłego do doskonałości zachować.
Przytém Pan Bóg i różnemi cudami raczył uświetniać jego gorliwość około duchownéj obsługi wiernych, i jego miłość bliźniego. Pewnego razu, gdy wracał wśród nocy od chorego, któremu ostatnie Sakramenta Święte udzielał, a deszcz wielki lał potokiem, ani na niego ani na człowieka który mu towarzyszył, żadna kropla nie padła. A gdy wiatr silny zagasił latarnię, tak ciemno się zrobiło że kroku postąpić nie mogli, światłość nadzwyczajna któréj promienie wychodziły cudownie z ciała świętego Andrzeja, rozjaśniała im drogę jakby wśród dnia najpogodniejszego. Zdarzyło się także że wracając konno z odległéj od Neapolu wioski w któréj odbywał misyą, gdy spadł z konia, a miał nogę w strzemieniu utkwioną, wlókł go po skalistéj drodze rumak rozhukany. Wtedy widząc się w wielkim niebezpieczeństwie, mąż Boży wezwał pomocy świętych Dominika i Tomasza z Akwinu, których czcił zawsze jako swoich Patronów, i ci obydwaj objawili się mu widocznie: wstrzymali konia, nogę jego ze strzemienia wyjęli, otarli mu twarz całą skrwawioną, i od innych ran poniesionych w tejże chwili zleczywszy, zdrowego na konia wsadzili. Ciż Święci, inną razą gdy ogarnięty był Andrzéj pokusą rozpaczy o swoje zbawienie, okazali się mu, upewniając iż jest w łasce Bożéj.
Na dwa lata przed śmiercią, miał sobie objawionym dzień, w którym ona nastąpi. Kiedy zapadł w ostatnią chorobę, przepowiedział iż za tydzień umrze, co téż i nastąpiło. Przy końcu jednak tygodnia, dobył sił ostatnich aby jeszcze Mszę Świętą odprawić. Stojąc tuż przy Ołtarzu, i wymawiając te słowa rozpoczynające Mszę Świętą Introibo ad altare Dei, tknięty apopleksyą, odniesiony został do celi. I rzecz dziwna! z ciężkiemi pokusami przyszło mu wtedy walczyć, lubo się do téj chwili oddawna a pilnie był przygotował. Szatani bowiem okazali się mu w strasznych postaciach, i wszelkich dokładali usiłowań, aby go przywieść do rozpaczy o zbawienie. Jeden szczególnie, cały palący się smołą, wołał na niego iż przy po jego duszę jako po swoję własność. Lecz Święty uciekł się do opieki Maryi, a ta Matka miłosierdzia, któréj całe życie wiernie służył, rozkazała jego Aniołowi Stróżowi odegnać tego złego ducha. Jakoż Anioł zarzucił mu kolczastą obręcz na szyję i wywlókł go z celi Andrzeja.
Uwolniony od téj strasznéj pokusy, sługa Boży odzyskał wszelką swobodę duszy, zachował całą przytomność umysłu, i po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, ze znakami najżywszéj wiary i pobożności, zwracając ciągle oczy na wizerunek Matki Bożéj, spokojnie Bogu oddał ducha dnia 10 Listopada roku Pańskiego 1608, mając lat ośmdziesiąt ośm. Uroczyście kanonizowany został przez Papieża Klemensa XI.
Pożytek duchowny
Święty Andrzéj którego dziś pamiątkę obchodzi Kościoł Boży, jest Patronem od nagłéj i niespodziewanéj śmierci, dla tego że sam nagłą i gwałtowną chorobą dotknięty, miał jednak czas ostatnie Sakramenta z wszelką przytomnością umysłu przyjąć. Uważaj, że więcéj jest śmierci nagłych niż powolnych, a szczególnie najwięcéj niespodziewanych dla tych którzy umierają, co jest najzgubniejszém dla duszy. Proś więc gorąco Pana Boga, przez zasługi dzisiejszego Świętego, aby cię od takiéj śmierci zachował, i dał łaskę być na tę stanowczą chwilę zawsze gotowym, a tym sposobem niespodziewaną nie będzie ona nigdy dla ciebie.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! któryś serce błogosławionego Andrzeja Wyznawcy Twojego, przez trudny ślub codziennego w cnotach postępu, przedziwnie do Siebie prowadził; spraw prosimy, za jego zasługami i pośrednictwem, abyśmy podobnéjże łaski stając się uczestnikami, co doskonalszém jest zawsze spełniając, do szczytu chwały Twojej szczęśliwie doprowadzeni zostali. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 965–967.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 893
Święty Andrzej tak się przeraził lekkomyślnie wyrzeczonym kłamstwem, że złożył zaszczytny urząd. Nie tłumaczył się, że to uczynił dla przyjaciela, lecz natychmiast porzucił drogę, która go mogła skłonić do ponownego popełnienia grzechu, który w jego oczach był wstrętny. Dlaczego kłamstwo jest tak szpetne?
Duch święty nazywa kłamstwo rzeczą haniebną: „Zelżywość bardzo zła w człowiecze, kłamstwo”. Dla czego? Bo kłamstwo pochodzi od największego nieprzyjaciela Pana Boga: szatana. Do żydów powiedział Pan Jezus: „Wy z ojca diabła jesteście, ojca kłamstwa!” Kłamstwo należy do natury czarta, wszystko, co mówi i czyni, jest kłamstwem, toteż święci Doktorowie nazywają kłamców dziećmi czartowskimi. Jak istotą szatana kłamstwo, tak istotą Pana Boga jest prawda, więc kłamstwo najbardziej sprzeciwia się naturze Boskiej.
Dar nowy na to jest nam dany, abyśmy mówili prawdę, stali się Bogu podobnymi. A nie tylko Bóg brzydzi się kłamstwem, o czym szeroko mówi Pismo, ale i ludzie. Człowiek z natury swojej pragnie prawdy, więc nie może chcieć, by go okłamywano. Kłamcą brzydzą się wszyscy, bo okazuje złe serce. Nawet poganie brzydzili się kłamcą. Cesarz rzymski Marek Aurelian kłamcę zwał bezecnikiem. Mędrzec Arystoteles przyrównuje kłamstwo do jadu żmii, i mówi, że od kłamcy trzeba uciekać jak od węża. Rzymianie wypalali kłamcom znamię na czole. Cóż mają sądzić o kłamstwie chrześcijanie, którzy wyrzekli się na chrzcie ojca kłamstwa, szatana!
Duch święty przepowiada kłamcy rozmaite nieszczęścia i kary. Kłamca traci dobre imię i wiarę u ludzi, bo kto mu zawierzy? Przerażający jest los Ananiasza i jego żony Safiry, którzy dla małego na pozór kłamstwa zostali ukarani śmiercią przez świętego Piotra.
Nie wolno kłamać, choćby nawet w najlepszym celu, bo każde kłamstwo jest grzechem, choć nie zawsze grzechem śmiertelnym. Jest kłamstwo dla żartu, jest kłamstwo dla przysłużenia się komuś, wreszcie kłamstwo złośliwe. — Gdyby ludzie nie kłamali, nie byłoby trzeba zarzekań się i przysięgania. Niestety, kłamstwo bardzo się szerzy, a zwłaszcza wśród prostego ludu wiele jest skłonności do przeinaczania i kłamania. Rodzice powinni dziatki swe oduczać kłamstwa i surowo za nie karać.
Footnotes:
Mądr. I. 11.
Bł. Małgorzaty Maryanny Alakok (Alacoque), Wizytki, Założycielki Nabożeństwa do Najsłodszego Serca Jezusowego
Żyła około roku Pańskiego 1690.
(Żywot jéj był napisany przez księdza Languet, Biskupa Sasońskiego (Soissons).)
Błogosławiona Małgorzata z uczciwych i zamożnych rodziców zrodzona, przyszła na świat w małéj wiosce Lotkur (Lauthecourt) we Francyi w dyecezyi Antonodańskiéj (Anton) roku Pańskiego 1647. Ojciec jéj nazywał się Klaudyusz Alakok (Alacoque).
Przedziwnemi łaskami Bożemi od kolebki prawie uprzedzona, w dziecinnym wieku weszła na drogi wyższéj doskonałości. Miała lat cztery, kiedy uczyniła ślub czystości dozgonnéj. W rok potém umieszczoną została na pensyi w klasztorze Klarysek, i już wtedy spostrzegano w niéj wielką pobożność. Codziennie odmawiała Godzinki o niepokalaném Poczęciu i Koronkę, przy któréj gdy sama była, za każdém Zdrowaś Marya, całowała ziemię, a suszyła w każdą sobotę. Od téj téż pory Matka Boża objawiała się jéj często, rządziła nią jako wyłącznie do Niéj należącą, uczyła ją spełniać wolę Bożą, i nakoniec powiedziała, że sam Pan Jezus polecił ją Jéj szczególnéj opiece; lecz oraz upominała ją za najmniejsze uchybienie. Razu pewnego gdy Małgorzata odmawiała Koronkę siedząc, rzekła do niéj przenajświętsza Panna: „Dziwi mnie to córko moja że mi tak niedbale służysz.” Wskutek téż łask tak nadzwyczajnych, rozbudziła się w sercu Małgorzaty, coraz żywsza miłość Chrystusa, zwłaszcza od chwili gdy okazał się jéj Pan Jezus ubiczowany i ranami okryty, i dał jéj poznać że chce przez cierpienia jakie na nią zeszle, uczynić ją ile można podobną do Siebie. Rozmiłowawszy się tedy w cierpieniach, zadawała sobie wielkie umartwienia ciała, a znosiła z niezachwianą cierpliwością ciężkie i ciągłe obelgi jakich doznawała od pewnéj sługi która po śmierci ojca gdy Matka chora przez lat kilka z łóżka nie wstawała, sama domem rządziła i obchodziła się z nią jak z ostatnią niewolnicą.
Wszakże, zły duch i ze swojéj strony jéj nie oszczędzał. Gdy Małgorzata doszła lat młodéj dziewicy, i w świecie zaczęła popłacać, zaczęła téż podobać sobie w strojach i rozrywkach, a co więcéj, szatan nastręcza jéj myśli że ślub przez nią uczyniony w tak młodym wieku, nie mógł ją obowiązywać. Lecz pomimo tego Pan Jezus téj podarowanéj, prze niego przenajświętszéj Pannie duszy, nie opuszczał. Kołatał coraz silniéj do jéj serca, powołując ją do wyłącznéj Sobie służby, i nakoniec razu pewnego gdy wieczorem zrzucała ubranie, w które z niejaką próżnością była się przystroiła, objawił się jéj cały okryty ranami od biczowania i rzekł „Oto stan do jakiego mnie przywiodła twoja płocha próżność.” Po téj łasce i po wielu innych podobnych, Małgorzata już się więcej nie wahała, i powzięła zamiar wstąpić do zakonu. Wybrała zgromadzenie Panien Wizytek, jako szczególnie Matce: Boskiej poświęcone. Wstąpiła do klasztoru w mieście Paréj (Paray), i po roku upłynionym wykonała śluby uroczyste.
Odznaczyła się zaraz wszysikemi cnotami doskonałéj zakonnicy, a Pan Jezus udzielał jéj darów coraz wyższéj bogomyślności i w objawieniach przypuszczał ją do najgłębszych tajemnic Swojej nieprzebranéj ku ludziom miłości. Najważniejsze spomiędzy liznych widzeń jakie ciągie miewała, było to w którém Pan Jezus stanął przed nią w chwili gdy się modliła przed przenajświętszym Sakramentem, roztworzył pierś Swoję, okazał jéj Boskie Swoje serce gorejące miłością ku ludziom a otoczone cierniami, i pokazał aby dla wynagrodzenia niewdzięczności ludzkiéj, jakiéj On doznaje, dołożyła wszelkich starań do rozpowszechnienia nabożeństwa do najsłodszego Jego serca, przyrzekając najobfitsze łaski dla tych którzy w niém wytrwają. Po czém przydał: „Oto moje serce tak przepełnione miłością ludzi, że niemogąc powstrzymać w sobie płomienia téj miłości chcę z pośrednictwem twojém na świat cały je wylać. Chcę to serce moje, objawić ludziom, ażeby ich obdarzyć skarbami które ci odsłaniam, a które posiadają łaski uświęcające, mogące wszystkich uratować od piekła”. Słysząc to Małgorzata, powodowana głęboką pokorą, wymawiała się od tak szczytnego posłannictwa, uznając się tego niegodną. Wtedy Pan Jezus przyrzekł jéj szczególną w tém Swoję pomoc mówiąc: „Nie lękaj się niczego, Ja będę mocą twoją, pilnie tylko słuchaj głosu mojego, i bądź gotową spełnić wyroki Mojego szczególnego miłosierdzia nad światem”. Potém wskazał jéj w jaki sposób chcę aby serce Jego czczoném było, i znowu przydał. „Przyrzekam ci że serce moje rozszerzy się, aby jak najobficiéj obdarzyć płomieniami Swojéj Boskiéj miłości tych którzy mu szczególną cześć oddawać będą, i starać się aby mu drudzy ją oddawali.”
Od téj tedy chwili wierna ta służebnica Chrystusowa cała się temu oddała: każdém słowem swojém, przykładem, pismami przedziwném namaszczeniem i miłością Serca Jezusowego odznazającemi się, poświęceniem ku temu celowi całego życia swojego – słowem wszystkiém co od niéj zależało, już niczego innego nie szukała, o nic się nie starała, jak tylko aby wszędzie i wszyscy, prywatnie i publicznie, cześć oddawali najsłodszemu Sereu Jezusowemu, w sposób jaki jéj to Sam Zbawiciel objawić raczył.
Lecz obok tego, Małgorzata pamiętna zawsze na to że jéj Pan Jezus kazał naśladować siebie szczególnie w cierpieniach, prosiła Go aby i te nadzwyczajne łaski i zaszczyt do jakiego ją powoływał, obrócił na jéj upokorzenie i na tém większe cierpienia. I wysłuchaną została. Znalazła się wielka liczba osób tak w klasztorze jak i za klasztorem, duchownych i świeckich, uczonych i prostaczków, którzy wszystko to poczytywali za złudzenie albo jéj wyobraźni, albo złego ducha, co jak z jednéj strony utrudzało posłannictwo jakie Małgorzata odebrała szerzenia czci najsłodszego Serca Jezusowego, tak z drugiéj ją samą na najdotkliwsze od swoich i od obcych upokorzenia, a nawet obelgi wystawiło. Lecz wszystko to, posłużyło tylko na objawienie jej niezrównanéj pokory, cierpliwości, miłości nieprzyjaciół, i nieograniczonego dla przełożonych posłuszeństwa, gdyż tego głównie Sam Pan Jezus ciągle w niéj przestrzegał. W różnych bowiem objawieniach, nakazując jéj szerzenie czci Jego najsłodszego Serca, polecał oraz najsurowiéj, aby najuleglejszą będąc przełożonym, wolę ich jakby powiedzieć nad wolę Jego Samego zawsze przekładała. Że zaś błogosławiona ta dziewica stosowała się do tego jak najwierniéj, pomimo częstych i największych trudnosci i wątpliwości w jakie ją to wprawiało, więc dokonał przez nią Pan Jezus zapowiedzianego szczególnego miłosierdzia Swojego, i nabożeństwo do przenajświętszego Jego serca szerząc się w przedziwny sposób, cały już dziś świat chrześcijański ogarnęło.
Pociągnęła najprzód do niego Małgorzata nowicyuszki klasztoru swojego, w którym mistrzynią nowicyatu została, następnie pensyonarki w tymże klasztorze będące, gdy pod jéj dozór oddane zostały. Wkrótce potém zesłał jéj Pan Jezus, jak to był jéj także w objawieniu zapowiedział, wielkiéj świątobliwości kapłana, ojca Kollombiera Jezuitę, którego natchnął szczególną gorliwością w popieraniu tego wielkiego i świętego dzieła. Za jego téż staraniem nabożeństwo do najsłodszego serca Jezusowego upowszechniło się w jednéj z dyecezyi gdzie on najdłużéj przebywał, następnie inne to zaczęły naśladować, powznosiły się ołtarze i kaplice pod tém wezwaniem, założyło się pobożne stowarzyszenie które w przeciągu lat trzydziestu, liczyło ju trzysta bractw w całym świecie, potwierdzonych przez Papieżów i udarowanych wielkiemi odpustami, i nakoniec na pierwsze żądanie, wyszłe od Biskupów Polski, ustanowione zostało uroczyste Święto najsłodszego Serca Jezusowego, obchodzone w piątek po oktawie Bożego Ciała, jako w dniu Małgorzacie na jedném z objawień wskazanym.
Błogosławiona Małgorzata tymczasem z klasztoru swojego niewychylając się wcale, a coraz wyżéj w bogomyślności postępując, rozliczne dary i objawienia od Boga odbierała. Między innemi często na jéj prośby odkrywał jéj Pan Bóg stan dusz po śmierci. Razu pewnego, gdy modliła się za dwie osoby bardzo znakomite, zmarłe po przyjęciu z wielką skruchą ostatnich Sakramentów świętych, miała sobie objawione, że jedna z nich niezmiernie długie lata w czyscu zostawać będzie, chociaż jéj spadkobiercy starali się odprawiać za nią wiele nabożeństw i msze święte za jéj dusze zamawiali. Wszystkie te bowiem modlitwy i pomoce religijne, sprawiedliwość Boska policzyła za dusze tych poddanych, które zmarła owa osoba za życia swojego pokrzywdziła. Druga zaś bardzo prędko przeszła z czysca do Nieba za to głównie, że chociaż miała z czego rachować się przed sądem Bożym, za wielkie jednak zasługi policzył jéj Pan Bóg pokorne i cierpliwe znoszenie różnych upokorzeń, których żyjąc w świecie wiele doznała.
Gdy Małgorzata po upływie pewnego czasu, przekonała wszystkich o prawdziwości swoich objawień, już z téj strony żadnych nie doznawała od ludzi przykrości, owszem oceniając nakoniec jéj wysoką świątobliwość, jak wszyscy tak szczególnie siostry zakonne, z największą dla niéj były czcią i miłością. Lecz wtedy właśnie na tę miłośnicę krzyża zesłał Pan Jezus innego rodzaju ciężkie cierpienia. Zapadła na zdrowiu: doznawała różnych i bardzo bolesnych chorób, a które z dopustu Bożego zwiększały się nawet i to srodze, w skutek lekarstw jakie jéj w celu niesienia ulgi zadawano. Znosiła to wszystko z niezachwianą cierpliwością, owszem wierna swojemu zadaniu, prosiła Pana Jezusa aby jeszcze większe zsyłał na nią cierpienia. Nadzwyczaj bolesną operacyę przeniosła z taką cierpliwością i męstwem i ani stęknąwszy nawet chociaż długo trwała, że zdumiony chirurg powiedział: „Pokazuje się że najlepszym środkiem unieczulenia ciała do operacyi, jest stać się Świętym.”
Pomimo tak wątłego zdrowia, siostry chciały ją obrać przełożoną; wyprosiła się od tego, za główny powód dając że już roku nie pożyje, czego jednak lekarz który ją miał w kuracyi, ani przypuszczać nie chciał. Małgorzata wszelako na mocy tego uwolniwszy się od przełożeństwa, uprosiła sobie u przełożenéj pozwolenie odprawienia rokolekcyi, dla przygotowania się na śmierć. Po ich odbyciu zachorowała silniéj i prosiła o ostatnie Sakramenta święte, lecz opierając się znowu na zdaniu lekarza, odmówiono jéj tego; zrana jednak przyjęła naczczo Komunią świętą. Pod wieczór uczuła się znacznie gorzéj, a wśród ciągłéj modlitwy, nagle myśl sądu Boskiego napełniła ją takim przestrachem, że cała drżąca i łzami zalana, porwała krucyfiks i przyciskając go do serca zawołała: „Jezu miłosierdzia!” Lecz w téjże chwili uspokoiła się i wielkie pociechy niebieskie zalały jéj serce, wśród których powtarzała te słowa psalmu: „Miłosierdzia Pańskie na wieki wyśpiewywać będę”, 1 i prosiła aby przy niéj odmówiono litanią do Serca Jezusowego i do Matki Bożéj, i aby siostry polecały ją Świętemu Józefowi. Domagała się przytém aby wszystkie jéj pisma spalono. Tymczasem nadszedł kapłan, po którego posłano dla dania jéj ostatniego Olejem świętym namaszczenia. W chwili gdy je odebrała na ustach, wymawiając imiona Jezus Marya Józef, oddała Bogu ducha 17 Października roku Pańskiego 1690. Po śmierci wielu zasłynęła cudami, po których sprawdzeniu, Papież Pius IX, dozwolił oddawać jéj cześć jako błogosławionéj.
Pożytek duchowny
„Kościół i całe społeczeństwo w obecnych czasach nadzieję pokładać powinno w Sercu Jezusowém; Ono to, wyratuje was od wszelkich nieszczęść.” Sąto słowa które niedawno wyrzekł Ojciec święty Pius IX. Niech cię to pobudzi ku gorliwemu do najsłodszego Serca Jezusowego nabożeństwa, przez które Pan Bóg zamierzył największe miłosierdzia Swoje zsyłać ns świat tegoczesny.
Modlitwa (Kościelna)
Panie Jezu Chryste, który niezbadane i niewyczerpane skarby łask Twojego Boskiego Serca, cudownie błogosławionéj Maryi Małgorzacie objawić raczyłaś; spraw abyśmy za jéj przyczyną i przez cnót jéj naśladowanie, we wszystkiém i nad wszystko Ciebie miłując, na wieki w Twojém Boskiém Sercu umieszczeni zostali. Który żyjesz i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 932–935.
Footnotes:
Psal. LXXXVIII. 3.
Świętych Aniołów Stróżów
Święto to ustanowione zostało około roku Pańskiego 1610.
(Treść nauki Kościoła o Aniołach Stróżach.)
Święto Aniołów Stróżów w dniu dzisiejszym przypadające, jest uroczystością którą każdy chrześcijanin z najszczególniejszém nabożeństwem obchodzić powinien. Można bowiem pod pewnym względem powiedzieć, że żadne inne święto tak zblizka nas nie dotyczy. W dniu dzisiejszym oddajemy cześć tym świętym istotom, które z liczby błogosławionych niebieskich duchów, są najciśléj z nami złączone, i to od chwili przyjścia naszego ma świat aż do grobowéj deski, a nawet i po śmierci. Są one tak daleko ciągle przy nas, że prócz Boga, który wszech-obecnością Swoją wszystkie miejsca ogarniając, ciągle i wszędzie jest przy nas, albo raczéj my w Nim zawsze, z nikim innym, chociażby nam najbliższym, nie mamy i nie możemy mieć tak nieprzerwanego towarzystwa, jak z naszym Aniołom Stróżem. Nie widzimy go wprawdzie oczami cielesnemi, lecz uczy nas tego wiara; a jak wiemy, to co ona nam podaje do wierzenia pewniejszém jest jeszcze, niż gdybyśmy się o tém własnemi oczami przekonali. Jużby więc to samo dostateczném być powinno aby święto naszego Anioła Stróża obchodziło nas wyjątkowo.
Lecz nie dość na tém że mamy tą niewymowną pociechę, iż posiadamy ciągle przy sobie Ducha niebieskiego. Przydała go nam nieograniczona dobroć Boska, nie na to tylko aby on nam towarzyszył i był jakby obojętnym widzem wszystkiego, co się z nami dzieje; lecz o! niepojęta troskliwości Stwórcy nad Jego nędzném stworzeniem, Pan Bóg dał go nam głównie, owszem jedynie na to, aby się on nami opiekował, strzegł nas, zasłaniał od wszelkiéj tak na ciele jak i na duszy szkody, odsuwał od nas wszelkie pokusy i napady szatańskie, podawał święte myśli i natchnienia do serca naszego, dopomagał do spełnienia wszelkich dobrych czynów, nasze modlitwy zanosił przed Tron Boga, i w końcu nieodstępował nas nawet kiedy przed tymże Tronem staniemy dla zdania rachunku po śmierci, i tam bronił wedle całej swojéj możności naszéj sprawy, od któréj cała nasza wieczność zawisła. Gdy więc tém jest dla każdego z nas jego Stróż Anioł, gdy takiego każdy z nas ma w nim opiekuna i pośrednika, i to nie na jaki jeden tylko wypadek, nie w jednéj jakowéj potrzebie, lecz w każdém bez wyjątku zdarzeniu i w całym bez żadnéj przerwy ciągu naszego życia od przyjścia na ten świat aż do przejścia na tamten, czyż nie słusznie powiedzieć mogliśmy, że święto dzisiejsze na uczczenie Aniołów Stróżów przeznaczone, jest świętem najbliżéj i najbardziéj nas obchodzącém.
Postanowione ono zostało, a raczéj do dnia dzisiejszego przywiązane, dopiéro przez Papieża Pawła V w wieku XVII, lecz już i wprzód w wielu krajach chrześcijańskich, a szezcgólnie w Hiszpanii obchodzone było. Wszakże postanowienie tego święta, nie było postanowieniem dopiéro wtedy oddawania czci świętemu Aniołowi Stróżowi; gdyż cześć takowa i nabożeństwo do Anioła Stróża, powstały razem a Kościołem. Skoro Pan nasz Jezus Chrystus nauczył wszystkich wiernych, że każdy z nas ma Anioła Stróża, przez to samo nauczył nas z jaką czcią dla nich być powinniśmy. Cześć Aniołom w ogólności była oddawana i w Synagodze to jest pod starym Zakonem, lecz cześć Aniołów Stróżów w szczególności, zdaje się że wzięła swój początek dopiéro z Kościołom; a to co o tém mówią Ojcowie święci dowodzi że za najdawniejszych czasów chrześcijaństwa była bardzo upowszechnioną. „Nic tak wysokiego wyobrażenia nie daje o zacności duszy naszéj, pisze święty Hieronim w pierwszych wiekach Kościoła żyjący, jak gdy zastanawiamy się nad tém, że dla każdéj od chwili naszego urodzenia przeznaczył Pan Bóg Anioła za Stróża.”
Stwórca najwyższy, według powszechnéj nauki katolickiéj, całym światem stworzonym rządzi przez Aniołów, a więc tymże sposobem rozciąga Swoję opatrzność i nad ludźmi, używając tychże błogosławionych duchów do kierowania wszystkiém co się nas w ogólności tyczy. Lecz że człowieka umiłował Pan Bóg nad wszelkie stworzenie, bo nietylko go stworzył jak każde inne dzieło rąk Swoich, lecz nawet odkupił krwią własną, więc ze szczególnego przywileju, prócz Aniołów których używa do kierowania w ogólności wszystkim co się do ludzi odnosi, jeszcze przeznaczył jednego z nich dla każdego z nas zosobna, o czém wyraźnie mówi Pismo Boże: „Aniołom swoim przykazał o tobie, aby cię strzegli w drogach twoich” 1. Objawiając zaś nam to wielkie dobrodziejstwo Boże, Księgi Święte uczą nas także jak względem tych naszych niebieskich towarzyszy zachować się powinniśmy i jakich opiekunów w nich posiadamy. Obraz bowiem jednego i drugiego mamy w tém, co Pan Bóg mówi do Mojżesza o Aniele którego mu zsyłał dla straży ludu wybranego: „Oto ja poszlę Anioła mojego, powiedział Pan Bóg do niego, któryby szedł przed tobą i strzegł na drodze, wyprowadził cię na miejsce którem nagotował. Szanuj go i słuchaj głosu jego, a nie lekceważ go sobie, bo nie opuści cię kiedy zgrzeszysz, i jest imię moje w mim; a jeśli usłuchasz głosu jego, a czynisz wszystko co mówię, nieprzyjacielem będą nieprzyjaciołom twoim, i utrapię tych którzy ciebie trapią” 2. A także ważne usługi jakie Archanioł Rafał oddał młodemu Tobiaszowi, o czém również wspomina Pismo Boże, a oraz i wdzięczność jaką mu za to Tobiasz okazywał, uczą nas czém są dla nas Aniołowie Stróże i jaką my za to wdzięcznością dla nich przejęci być powinniśmy. „Ojcze, rzekł wtedy młody Tobiasz do starego: co mu za zapłatę damy? bo cóż może być godném dobrodziejstw jego” 3.
Zastanawiając się nad Boga naszego dla człowieka dobrodziejstwem w przydaniu mu Anioła za stróża, tako tém pisze święty Bernard Doktor Kościoła: „Aniołom swoim poleci cię, cóż to za łaska! co za dowód wielkiéj miłości! Któż bowiem jest ten co to zlecenie zrobił? komu je dał? o kogo mu tu chodziło?i co nakazał? zastanówmy się nad tém bracia, i nigdy tego nie wypuszczajmy z pamięci. Któż jest ten co to polecił? Oto ten Pan przedwieczny, któremu podlegają Aniołowie; On to im rozkazał, aby cię strzegli we wszystkich drogach twoich. A więc Stwórca najwyższy wydał rozkaz tym wzniosłym duchom, które są ma najbliższemi, które właściwie mówiąc są jego domownikami, a rozkaz przez który głównie ma ciebie no celu. A kimże ty jesteś? Czém jest człowiek o! Boże mój, abyś o nim pamiętał! Jakby człowiek był czém inném jak nędzną zgnilizną. Lecz jak myślisz co o tobie Pan Bóg rozkazał? polecił Aniołom Swoim aby strzeli cię. Jakiémżo więc poszanowaniem, jaką miłością i ufnością słowa te napełniać nas powinny: uszanowaniem dla obecności Anioła, miłością za jego ku nam miość, ufnością w jego możną opiekę. Gdziekolwiek przeto znajdować się będziesz, chociażby w najskrytszém miejscu, miéj uszanowanie dla twojego Anioła. Czyż odważysz się w jego obecności na coś takiego, czegobyś nie śmiał spełnić w obecności jakiejkolwiek poważnej osoby? Czy wątpisz że on jest przy tobie, dlatego że go nie widzisz; a przecież kiedy wiara cię tak uczy, pewniejszym tego być możesz niż gdybyś ma to patrzał. Serdecznie więc miłujmy naszych Aniołów Stróżów, z którymi kiedyś będziemy wspólnie przebywać w Niebie, a których dał nam Pan Bóg za przewodników, opiekanów i mistrzów nieodstępnych na ziemi. Czegóż obawiać się możemy zostając pod strażą tak potężnych obrońców? Ani ich żadne trudności przezwyciężyć nie mogą, ani żadna siła odwrócić od posłannictwa jakie im Pan Bóg przeznaczył, a tém jest aby nas ciągle zwracali do ostatecznego końca naszego, to jest do osiągnięcia wiecznéj chwały w Niebie, bo dla tego właśnie zlecił im strzedz nas we wszystkich drogach naszych. Owoż, w spełnianiu tego posłannictwa są przemądrymi, wiernymi i potężnymi, czegoż więc lękać się możemy? Tylko z naszéj strony powodujmy się wiernie ich przewodnictwem; kochajmy ich bardzo, a ile razy natrze na cię silna pokusa, albo ogarnie cię smutek, udawaj się do Anioła który jest twoim Stróżem, towarzyszem, opiekunem, twoim obrońcą w niebezpieczeństwach, i pocieszycielem w strapieniach. Wzywaj go wtedy wołając: /Panie giniemy, zachowaj nas/”. 4
Lecz głównym naszym obowiązkiem względem Anioła-Stróża, jest doskonałe posłuszeństwo natchnieniom jakie on w sercach naszych rozbudza, a które o ile są dobre, święte i ku pożytkowi duszy naszéj służące, od niego pochodzą. Na to bowiem właśnie i przedewszystkiém, z nieprzebranéj dobroci Swojéj, przeznaczył Pan Bóg za nieodstępnego nam towarzysza tego Ducha niebieskiego, stanowiąc go naszym przewodnikiem, i najbliższym pomiędzy nami z Duchem-Świętym od którego wszelkie łaski pochodzą, pośrednikiem.
Jak z jednéj strony mamy zawziętego wroga duszy naszéj, ciągle zajętego wynajdowaniem sposobów aby nas zgubić, a tém jest szatan; tak z drugiéj mamy wiernego i najtroskliwszego o prawdziwe dobro nasze przyjaciela, a tym jest Anioł-Stróż, wszelkiego dokładający starania, aby nas uświątobliwić i jak najmilszymi uczynić Panu Bogu. Szatan nas prześladuje, z powodu nienawiści jaką pała do Stwórcy; a Anioł-Stróż nas broni i opiekuje się nami, z miłości ku Bogu który go do tego jedynie przeznaczył. Jakimże byłoby to szaleństwem, jaką względem Boga najlepszego niewdzięcznością, jak straszném zaślepieniem, nadstawiać ucha poszeptom istoty piekielnéj, mającéj na celu tylko wieczne nasze nieszczęście, a nie słuchać głosu natchnień tego Niebieskiego zesłannika, którego wszystko co się nas tyczy obchodzi jeszcze bardziéj niż nas samych, który płacze nad każdym naszym upadkiem, a nie zrażając się niczém i nigdy, zawsze nas wspiera, ratuje i do Nieba pragnie zaprowadzić,
Ile razy przychodzi nam spełnić jaki czyn dobry, albo oprzeć się pokusie wiodącej do złego, czujemy w sobie tę walkę przez dwóch tych duchów wszczynaną: bowiem wróg nasz chce nas powstrzymać od dobra, a przywieść do złego; a najdroższy nasz Stróż-Anioł przeciwnie, usiłuje powstrzymać nas od grzechu nakłonić do cnoty. Czyż godzi się wahać się wtedy? Niech Bóg dobry uchować nas od tego raczy. Lecz aby tak było prośmy Go o to właśnie za pośrednictwem Anioła-Stróża, który wszystkie nasze prośby przed tron Jego zanosi, a prośmy bezustannie, aż do chwili śmierci, abyśmy i wtedy skrzydłami naszego Stróża niebieskiego od ostatecznych napaści złego ducha wyzwoleni, mogli na wieki dziękować Bogu za to niewymowna dobrodziejstwo jakiém nas obdarzył w czasie, przeznaczając dla każdego z nas za nieodstępnego opiekuna jednego z błogosławionych Duchów majestat Jego w Niebie otaczających.
Pożytek duchowny
Wyznaj szczerze że albo bardzo słabe, albo żadnego dotąd nie miałeś nabożeństwa do twojego Anioła Stróża, i tak się względem niego zachowałeś, jakbyś nie wiedział wcale o tak wielkiém dobrodziejstwie Boga dla ciebie. Niech więc odtąd będzie inaczéj. Rozbudź w sercu twojém wielkie do świętego Anioła Stróża twojego nabożeństwo, i w każdéj nacierającéj na ciebie pokusie, niezwłocznie a z najzupełniejszą ufnością, uciekaj się pod jego skrzydła.
Modlitwa (Kościelna)
Boże który z niewysłowionéj Opatrzności Świętych Aniołów dla straży naszéj wysyłać raczysz, daj nam pokornie Cię o to proszącym, i skutku ich obrony zawsze doznawać, i wieczną społecznością cieszyć się z nimi. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 841–843.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 792
Na pytanie młodego Tobiasza, odpowiada Kościół święty przez usta świętego Bernarda:
- Winniśmy cześć przynależną tak wzniosłym istotom, które przewyższają wszystkich śmiertelnych mądrością, dzierżą wszystkie dary Ducha świętego i posiadają wszystkie cnoty i szczęście wiekuiste. Uważajmy w nich nie tylko stworzenia godne czci i cieszące się łaską Bożą, ale zarazem wysłańców Ojca niebieskiego i wyobrazicieli Jego miłosierdzia i troskliwości o dobro nasze cielesne i duchowe.
- Winniśmy im wdzięczność. Dobrodziejstwa, którymi nas darzyli od dnia urodzenia naszego, potęga ich wstawiennictwa za nami do Boga, mądrość ich przestróg i napomnień, a nadto ich gotowość pomocy jest tak wielka, że trudno nam odgadnąć, jak im się za to wszystko od wdzięczyć należy. Ubóstwo nasze starczy nam tylko na okazanie im słowami wdzięczności, na wysławianie szczęścia, jakiego doznają w Niebie, na podziwianie gotowości, z jaką nam czynią tak rozliczne przysługi, z których nie zawsze korzystamy na uświęcenie żywota naszego.
- Nasze zaufanie do Aniołów Stróży winno być bezwarunkowe. Z jednej strony są oni skłonni opiekować się nami, ale z drugiej są sługami Boga, poddanymi Jego świętej woli i gotowymi pełnić Jego rozkazy. Wolą Boga jest, abyśmy Go błagali o Jego świętą łaskę i prosili Aniołów Stróży o łaskawe ich pośrednictwo. Gdyby nam udzielali opieki i pomocy bez prośby naszej, nie świadczyliby nam dobrodziejstw, lecz narzucaliby nam się wbrew woli naszej. Słusznie przeto mówi święty Bernard: „Jeśli was nawiedzać będzie pokusa albo utrapienie, proście o pomoc tego, który was strzeże, który jest waszym przewodnikiem, który wam nie odmawia swej pomocy w cierpieniu”. Aby nas do takiego zaufania zachęcić, Ojciec święty Pius VII przeznaczył sto dni odpustu dla tych, którzy z nabożeństwem odmówią następującą
Modlitwę
Aniele Boży, Stróżu mój, mnie Tobie z dobroci Boskiej poleconego strzeż, rządź i kieruj. Amen.
Modlitwa powyższa zapewnia odpust każdemu, kto ją przez cały rok co dzień rano i wieczór odmawia. Odpust ten może być również ofiarowany za dusze pozostające w czyśćcu.
Św. Hieronima, Doktora Kościoła
Żył około roku Pańskiego 422.
(Żywot jego był napisany przez Maryana Wiktoryusza, Biskupa Reatyńskiego.)
Święty Hieronim był rodem ze Strydonu, miasta na granicach Dalmacyi i Pannonii położonego. Przyszedł na świat w roku Pańskim 332, z rodziców gorliwych chrześcijan, którzy go téż bogobojnie wychowywali. Po odbytych w domu naukach, do których nadzwyczajną zdolność okazał, wysłany został na wyższe kształcenie się do Rzymu, gdzie pod najbieglejszym podówczas mistrzem Donatem, wielki w umiejętnościach postęp uczynił, lecz oraz i w ćwiczeniach pobożnych nie ustawał. „Gdym przebywał w Rzymie, będąc młodym, pisze on, często nawiedzałem groby Apostołów i Męczenników, po głębokich pieczarach chowane.” Następnie kształcił się pod innymi jeszcze, najbieglejszymi nanuczycielami, i w krótkim czasie przewyższył wszystkich łacińskich i greckich uczonych, wsławiwszy się przytém znakomitym darem wymowy.
Chociaż zawsze odznaczał się przykładném życiem, jednakże jak sam to w pismach swoich pokornie wyznaje, młodość jego, pod względem obyczajów, nie była bez zarzutu. Lecz skoro ochrzczonym został, co według ówczesnego zwyczaju, nastąpiło dopiero gdy w dojrzałym był wieku, jął się od razu drogi najwyższéj doskonałości Ewangelicznéj. Zerwał prawie zupełnie stosunki ze światem, ścisłemi postami i różnemi umartwieniami trapił ciało, i cały czas obracał na naukę i modlitwę.
Dla większego wydoskonalenia się w Teologii, udał się do Francyi, gdzie podówczas znajdowało się kilku najbieglejszych Teologów; a za powrotem ztamtąd, odwiedziwszy jeszcze Rzym i ojczyznę, postanowił wyłącznie poświęcić się na służbę Bogu, obrać życie zakonne, i w tym celu puścił się na Wschód. Zwiedziwszy Ziemią świętą, zaszedł na pustynią w Syryi, gdzie prócz tu i ówdzie pustelników po chatkach mieszkających, nie było żadnych mieszkańców. Wziąwszy z sobą znaczny zapas ksiąg Świętych, rozmyślając nad niemi, oddany bogomyślności i najostrzejszéj pokucie, wiódł tam żywot pustelniczy. A mając sposobność wyuczenia się hebrajskiego języka, oddał się temu głównie w tym celu, aby lepiéj Pismo Boże zrozumiał. Kosztowało go to nie mało pracy, sam bowiem pisze: „Jakie w téj mierze napotkałem trudności, ilekroć razy, już prawie rozpaczałem, odstępowałem od téj nauki i znowu się do niéj brałem, świadkiem są ci co wtedy ze mną byli. Ale dziękuję Bogu, że z tak gorzkiego nasienia, słodkie owoce zbieram.”
Jakoż, wyuczony hebrajskiego języka, tak Poznał Pismo Boże, i tak dał mu Pan Bóg najtrudniejsze Ksiąg świętych miejsca wyłożyć, że według Świadectwa świętego Augustyna, nikt mu w tém nie wyrównał.
Na pustyni téj, różne ciężkie zesłał był na niego Pan Bóg próby. Z trzech jego towarzyszów, ukochanych od młodości przyjaciół, dwóch tam umarło, a trzeci Heliodor, którego szczególnie miłował, odstąpił go, nie dając się ani łzami jego zatrzymać, ani rzewnemi listami któremi za nim z puszczy długo gonił, napowrót przywołać. I szatan téż pokoju mu nie dał: na wynędzniałego od postów, dawno już na puszczy w bogomyślności tylko i księgach zatopionego, natarł najszpetniejszemi pokusami, rozbudzając w nim tęsknotę do świata który opuścił. Sam tak to opisuje: „Przebywając w pustyni mojéj, w któréj od skwaru słonecznego ledwo wytrzymać można było, bywały chwile, w których wyobraźnia przenosiła mnie do Rzymu, i otaczała wszystkiemi roskoszami światowego życia. Pomimo najsurowszych postów i umartwień ciała, pomimo łez jakie wtedy wylewałem, jęków i szlochów, serce moje pożerały najszpetniejsze żądze. Wtedy padałem do stóp krzyża, zlewałem go łzami; po całych tygodniach nic w usta nie brałem, kamieniem biłem się w piersi, i póty dzień i noc rozwodziłem jęki po całéj pustyni, aż przecież przychodziłem do tego, że przygasały piekielne płomienie które mnie paliły.
Święty Hieronim cztery lata przepędził wtedy na puszczy, w najostrzejszéj pokucie: a gdy szatan wewnętrznemi pokusami wygnać go ztamtąd nie mógł, wysłał na niego heretyckich mnichów, którzy chcieli go odwieść od jedności z Kościołem, a nie mogąc tego dokazać, takie na niego ściągnęli prześladowanie, że w końcu musiał opuścić puszczę Syryjską.
Zanim jednak z niéj wyszedł, miał pewne widzenie, przez które Pan Bóg raczył w nim umiarkować zbyt silne w naukach świeckich upodobanie. Razu pewnego, zdało mu się iż zaprowadzony był na sąd Boży, i tam zapytano go kim jest, na co odpowiedział: iż jest chrześcijaninem. Wtedy usłyszał głos: „Tyś nie chrześcijanin, ale Cyceronianin” 1 i w tejże chwili, tak ciężko zbity został, że wyszedłszy z zachwycenia, długo ślady odebranéj chłosty na ciele nosił. Posłużyło mu téż to na zbawienną naukę, i odtąd pozbył się zbytniego zamiłowania świeckiego piśmiennictwa.
Opuściwszy pustynię, udał się Hieronim do Jeruzalem, i przez czas pewien, w samotniejszych okolicach tego miasta, pustelniczy wiódł żywot. Lecz najdłażéj zatrzymał się w Betleem, gdzie dla wielkiego nabożeństwa jakie miał do tajemnicy Narodzenia Pańskiego, powziął zamiar osiąść na zawsze. Wszakże z polecenia Papieża świętego Damaza, z którym i na puszczy przebywając w piśmiennym był stosunku, udać się musiał do Antyochii, gdzie biskup Paulin, pomimo wielkich trudności jakie w téj mierze czynił święty Hieronim, wyświęcił go na kapłaństwo. Zastrzegł sobie jednak przytém masz Święty, że do żadnego kościoła w szczególności przeznaczonym nie zostanie, i że wolno mu będzie jak dotąd mniszy żywot prowadzić.
Wkrótce potém Papież powołał go do Rzymu, i tam stanął ten wielki sługa Boży, na wysokim świeczniku. Święty Damazy trzymał go ciągle przy boku swoim, używając do załatwiania najważniejszych spraw Kościoła powszechnego, a szczególnie do pisania odezw Papiezkich, przez które ten Ojciec Święty, rządził wszystkiemi kościołami. O czém także wspomina Hieronim w pismach swoich mówiąc: „W listach kościelnych, pomagałem Damazemu Biskupowi Rzymskiemu: odpowiadałem w jego imieniu różnym Synodom, tak na Wschodzie jak i na Zachodzie, bo zewsząd jako do Matki kościołów wszystkich, wszystkie inne kościoły, ze sprawami swojemi do Rzymu się udawały.” Wtedy to także, z polecenia świętego Damazego Papieża, Hieronim wzbogacił Kościoł nieoszacowanym skarbem różnych pism swoich. Przełożył z greckiego języka Stary-Testament na język łaciński, i to jego tłomaczenie równie jak i Nowego Testamentu, po dziś dzień, w kościele, za kanoniczne, to jest najprawniejsze jest uznane. On także z tymże Papieżem ułożył pacierze kapłańskie, takie jakie się dotąd odprawiają, a przytém wiele innych najznakomitszych wydał dzieł treści religijnéj, które go w rzędzie czterech największych Doktorów Kościoła postawiły. Znaczną liczbę pozostawił listów, w których wykłada najgłębsze tajemnice wiary, albo wyjaśnia najtrudniejsze ustępy Pisma Bożego, tak że jak się o nim jeden z Ojców Kościoła wyraża, każdy z listów jego, jest dziełem wysokiéj wartości.
Obok tego rodzaju prac swoich, Hieronim przebywając wtedy w Rzymie, nie mało dusz Panu Bogu pozyskał. Szczególnie wiele ich, pobudzając do doskonałego Ewangelicznego życia, ze świata wyrwał, i do wysokiéj doprowadził świątobliwości: między któremi najznakomitsze były Paula, Brezylia, Marcela, Felicyta, Eustachia i Melania, które wszystkie wielkiemi majątkami i świetnością rodu wzgardziwszy, a pod przewodnictwem Hieronima pokutnemu oddawszy się życiu, w poczet Świętych policzone zostały. Listy jego do nich pisywane, zawierają w sobie niewymowne bogactwa piśmiennictwa kościelnego.
Lecz na wpływ tak zbawienny Hieronima w Rzymie, piekło obojętnie patrzyć nie mogło. Pobudził na niego szatan złych ludzi, którzy prześladując go, a w różny sposób czerniąc i krzywdząc, zmusili do tego że Rzym opuścił. Udał się najprzód do Carogrodu, gdzie przez pewien czas przebył przy Świętym Grzegorzu Nazianzeńskim, w którego nauce bardzo się rozmiłował, a potém udał się do Ziemi świętéj, i tam w Betlehemie już na zawsze pozostał. Połączywszy się z nim Święta Paola, Eustachia, Melania i wiele innych świętych niewiast, założyły w tem mieście klasztor żeński, a wkrótce potém ichże nakładem i staraniem, stanął i drugi męzki w którym zamieszkał Hieronim. Gdy zaś w krótkim czasie, wielka liczba, uczniów się do niego zgromadziła, Święty posłał brata swego Paulina, aby dobra ich jakie posiadali w Dalmacyi sprzedał, i za pieniądze ztąd otrzymane, nowy wielki klasztor wystawił.
Mieszkając w. Betleemie, a słynąc już w całym świecie katolickim z wielkiéj swojéj nauki i wysokiéj świątobliwości, Hieronim i w tém ustroniu swojém, nie przestawał czynnie pracować dla Kościoła. Zewsząd udawano się do niego, jako do najuczeńszego męża, już to po radę w najważniejszych sprawach chrześcjaństwa, już dla poddania się jego przewodnictwu duchownemu. Z całą potęgą genialnych zdolności któremi obdarzył go Pan Bóg, walczył bezustannie pismami, przeciw najgłówniejszym podówczas kacerzom, a szczególnie Oreginistom i Pelagianom.
Wtedyto święty Augustyn, ten drugi wielki świecznik Kościoła, tylko co pojawiać się zaczął. Zawiązał z Hieronimem piśmienne stosunki, w których zaszło było pomiędzy nimi nieporozumienie. Wprawdzie, rozprawiali się żwawo, lecz wkrótce miłość która ich ożywiała, wszystko złagodziła, i święty Augustyn w tak wielkiéj czci miał Hieronima, i tak wysoko cenił jego naukę, iż dzieła swoje dawał mu do rozpatrzenia, jemu niektóre dedykował, i w wielkich trudnościach szczególnie co do zrozumienia Pisma świętego, do niego się uciekał. Był téż Hieronim jakby wyrocznią swojego czasu dla całego Kościoła Bożego. Zjeżdżali się do niego do Betleem, Biskupi i Prałaci, a w listownych stosunkach zostawał z uczonymi i najświątobliwszymi mężami, najodleglejszych części ówczesnego świata.
Lecz i tam przebywając, nie zażywał długiego spokoju. Pelagiusz, upokorzony w porażce, jaką poniósł w rozprawach swoich piśmiennych z Hieronimem, pobudził przeciw niemu jednego z Biskupów Ziemi świętéj, który nieprawnie przywłaszczając sobie nad nim władzę, (gdyż Betleem nie należało do jego Dyecezyi) w różny sposób go prześladował. Aż dopióro wdanie się samego Papieża kres temu położyło.
Prócz pracy nad dziełami których wiele ten Święty pozostawił, czynnie się zajmował zarządem nad braćmi swojego Betleemskiego klasztoru, a przyświecając im wzorem najwyższych cnót zakonnych, prawie codzień miewał do nich nauki, wykładając im Pismo Boże. Zgrzybiałéj już był doszedł starości, i ciągłemi nękany był chorobami; wszakże ani w pracach swoich, ani w umartwieniach nie folgował soie wcale. Czekał śmierci spokojnie, owszem pragnął chwili spoczynku na łonie Boga, a im ta chwila była bliższą, tém się weselszym okazywał. Kiedy na zdrowiu gorzéj zapadł, i widział że koniec jego jest blizki, zwołał braci zakonnych, zachęcał ich i utwierdzał w miłości Boga i miłości wzajemnéj, a pobłogosławiwszy, wśród ich modlitw i sam się modląc poszedł do Pana, po zapłatę za długą i wierną Mu służbę. Umarł w roku Pańskim 422 mając lat dziewięćdziesiąt, z których czterdzieści na puszczy spędził. Ciało jego przeniesione do Rzymu, pochowane zostało w kościele przenajświętszéj Maryi Panny Większéj, obok znajdującego się tam Żłobka Pana Jezusa, dla czci którego, tak długo w Betleemie mieszkał.
Tak się niegodnym poczytywał sługą Bożym, ten wielki Święty, że przez cało swoje życie kapłańskie, ani razu nie sprawował przenajświętszéj Ofiary Ołtarza!
Pożytek duchowny
Jeśli święty Hieronim, jak to w żywocie jego czytałeś, żyjąc na puszczy, nie był wolnym od najszpetniejszych pokus, i ażeby się ich uchronić, uciekać się musiał do gorącéj modlitwy; miarkuj, czy żyjąc wśród świata, gdzie się tak często na tego rodzaju pokusy jest wystawionym, potrafisz się im ostać, jeśli przez gorącą i częstą modlitwę, nie będziesz sobie wypraszał u Boga, potrzebnych łask do tego.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! któryś Kościoł Twój, dla wykładu Pisma świętego, w błogosławionym Hieronimie wyznawcy Twoim, wielkim mistrzem obdarzyć raczył; spraw prosimy, abyśmy wsparci jego zasługami, to co on słowem i czynem nauczał, za pomocą Twoją spełniać potrafili. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 830–833.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 778–779
Matronę Paulę po śmierci jej córki Blezyli pociesza św. Hieronim w następującym liście: „Cóż poczynam? Mam osuszyć łzy matki, a sam płaczę. Ze smutkiem przyznaję, że cały list ten jest łzami pisany. Wszakże i Pan Jezus opłakiwał Łazarza, ponieważ go miłował. Nie wielki to co prawda pocieszyciel, który nie umie powstrzymać swych westchnień, który może tylko szeptać słowa łzami przerywane. Powołuję się, droga Paulo, na świadectwo Pana Jezusa, w którego orszaku Blezyla obecnie bawi, powołuję się na świadectwo aniołów świętych, którzy ją przyjęli do swego grona, że cierpię na równi z tobą, jako duchowny ojciec i wychowawca twej córki. Ale czemu zasmuca nas śmierć drogich osób? Przecież nie na to się rodzimy, aby tu wiecznie pozostać. Abraham, Mojżesz, Piotr, Jan, Paweł, nawet Syn Boży umarł; a my się gniewamy, gdy się rozstaje czyjaś dusza z ciałem. Może ta dusza drogiej nam osoby dlatego ulatuje z ciała, «aby jej nie skaziła złość».
Tego tylko zmarłego żałować należy, na którego czyha piekło i na którego ukaranie czeka ogień wiekuisty. Wszyscy, których wita po śmierci zastęp aniołów, na których spotkanie idzie Pan Jezus, powinni się raczej smucić, że jeszcze muszą przebywać w namiocie śmierci, smucić ze względu na to, że dopóki tu na ziemi bawią, są dalecy od Boga. Tak jest, ubolewać powinni. «Biada mi, że się pielgrzymowanie moje przedłużyło; mieszkałem z obywatelami Kedaru: za długo przechodniem jest dusza moja» (Ps. 119, 5). Jeśli więc Kedar znaczy ciemność, a świat ten jest ciemnością, gdyż światło w niej świeci, ale ciemności światła nie rozumieją, tedy winszujmy Blezyli, która weszła z ciemności do światła i w pierwszym zapale wiary otrzymała wieniec doskonałości. Gdyby śmierć była ją rychlej porwała, gdy jeszcze miłowała świat i marzyła o jego rozkoszach, wtedy strumienie łez nie byłyby starczyły na pożałowanie jej. Teraz, gdy za sprawą miłosierdzia Bożego przed czterema miesiącami obmyła się za pomocą ślubów jakby chrztem drugim, a potem, pogardzając światem, żyła jakby w klasztorze, czyż cię nie przejmuje obawa, aby cię Zbawiciel za twój żal nie zganił, mówiąc: «Paulo, czy się gniewasz, że twoja córka stała się Moją córką? Gniewasz się i obrażasz Mnie grzesznymi łzami, że teraz mam ją u siebie? Wszakże wiesz, jak jestem usposobiony względem ciebie i twoich. Wstrzymujesz się od jadła, nie z zamiłowania postu, lecz ze strapienia; ale takiej wstrzemięźliwości nie lubię, taki post jest Mi wstrętny. Takimi męczennikami niech się pochlubi mądrość światowa. Moje oko spoczywa z upodobaniem na pokornych i łagodnych, którzy z uwielbieniem drżą przed słowami Mymi. Czyż taki jest owoc twego życia klasztornego, jaki Mi obiecywałaś? Czyż cię mam uważać za świętą i pobożniejszą tylko z powodu odzieży, którą się różnisz od innych niewiast? Duch twój zasmucony pochodzi jeszcze z czasów, gdy nosiłaś jedwabne szaty; trapisz się, unikasz Mnie, surowego Sędziego, jak gdybyś z Mych rąk wymknąć się zdołała! Jeśli szczerze wierzysz, że twa córka żyje, nie skarż się, że przeszła do życia lepszego. Taka jest wola Moja, którą objawiłem przez swych apostołów, że śmierć krewnych i powinowatych nie powinna was zasmucać, jak pogan».
Footnotes:
Cycero był znakomity pogański pisarz, na którego dziełach ś. Hieronim ćwiczył się w łacinie.
Św. Michała Archanioła
Uroczystość ta ustanowioną została w pierwszych wiekach Kościoła.
(Treść nauki Kościoła o świętych Aniołach.)
Uroczystość Świętego Michała. Archanioła, postanowiona jest przez Kościoł Boży nietylko na cześć jego, lecz i wszystkich Aniołów świętych. Obchodzi się zaś pod jego wezwaniem, gdyż święty Michał Archanioł, poczytywany był zawsze za najwyższego wodza wszystkich duchów niebieskich, i za głównego Patrona Kościoła, jak był głównym Opiekunem Synagogi Żydowskiéj, przed przyjściem Zbawiciela.
Kościoł uczy nas, że Pan Bóg stwarzając świat, stworzył najprzód Aniołów; a przeznaczając ich do Nieba, lecz nie inaczéj aż sobie na to zasłużą, obdarzył ich rozumem i wolną wolą, aby z tejże własnéj woli trwając w stanie łaski w któréj stworzeni byli, zasłużyli sobie na pozostanie w chwale wiekuistéj na zawsze. Wielka ich liczba widząc się tak doskonałymi, wzbiła się w pychę: podniosła bunt przeciw Bogu wypowiadając Mu posłuszeństwo, za co strąceni zostali do piekieł i wskazani na wieczne męki, stając się szatanami czyli złymi duchami. Ci zaś święci Aniołowie, którzy w posłuszeństwie Bogu wytrwali, utwierdzeni za to na zawsze w stanie łaski, pozostali w Niebie, gdzie otaczając tron Stwórcy najwyższego, chwalą Go bezustannie, rozpływając się w radościach miłowania Boga i wpatrywania się w Niego na wieki. Są oni sługami Bożymi, gotowymi w każdéj chwili na Jego rozkazy, i Pan Bóg używa ich do spełnienia Swoich wyroków, tyczących się wszystkich stworzeń, a szczególnie ludzi. Aniołowie to także przedstawiają Bogu nasze modlitwy. Pan Bóg używa ich do objawienia ludziom woli Swojéj, albo do spełnienia w pewnych razach cudów. Przytém, każdemu człowiekowi przydał jednego z Aniołów za stróża nieodstępnego. „Aniołom Swoim, mówi Psalmista rozkazał Pan Bóg o tobie, aby cię strzegli na wszelkich drogach twoich” 1, i znowu: „Anioł Pański w około bojących się Go, i wyrwie je.” 2
Księgi Starego i Nowego Testamentu często wspominają o tych Duchach błogosławionych, i o sprawowaniu przez nich różnych poselstw do ludzi. Trzech Aniołów w postaci ludzi objawiło się Abrahamowi, zapowiadając mu narodzenie syna. Anioł Rafał towarzyszył w podróży młodemu Tobiaszowi. Anioł Gabryel oznajmił Prorokowi Danielowi przyszłe wypadki i zapowiedział czas w którym przyjść ma Zbawiciel. Tenże Anioł przepowiadał Zacharyaszowi narodzenie się świętego Jana Chrzciciela, i zwiastował przenajświętszéj Pannie wcielenie się w Jéj przeczystém łonie Syna Bożego, pozdrawiając Ją pełną łaski i Matką Odkupiciela. Aniołowie to podobnież oznajmili Pasterzom Betlejemskim narodzenie Odkupiciela świata. Aniołowie służyli Panu Jezusowi na puszczy, i jeden z nich pokrzepiał Go na modlitwie w Ogrójcu. Aniołowie ogłosili świętym niewiastom przybyłym do grobu Pańskiego, zmartwychwstanie Zbawiciela, a po Jego Wniebowstąpieniu, zapowiedzieli Jego powtórne przyjście na ziemię, jako Sędziego żywych i umarłych w dzień ostateczny.
Wiadomo, pisze święty Grzegorz Papież, że Aniołowie dzielą się na trzy oddziały czyli Hierarchie, a każda Hierarchia na trzy rzędy. Pierwszą Hierarchią stanowią Serafiny, Cherubiny i Trony; drugą Panowania, Mocy i Potęgi, do trzeciéj należą Księstwa, Archaniołowie i Aniołowie. Serafinami są ci którzy więcej od innych gorzeją miłością Boga; Cherubini więcéj od innych posiadają światła, i takowego drugim udzielają. Pismo Boże powiada że po wygnaniu Adama i Ewy z Raju ziemskiego, Pan Bóg postawił przed wejściem do niego Cherubinów z mieczami ognistemi, strzegącemi drogi do Drzewa-żywota. Tronami są Duchy niebieskie, służące Panu Bogu jakby za Stolicę Jego majestatu. Mocami, Aniołowie obdarzeni szczególną mocą do spełniania wielkich cudów. Poęgami są ci, którzy opierają się sprawom złych duchów i niweczą ich działanie, którzy kierują pospolitemi wypadkami na ziemi, i strzegą aby siły przyrodzone w całym stworzonym świecie rozlane, właściwie działały. Zowią się téż Potęgami dla tego, powiada Grzegorz Święty, że przez to objawiają potęgę Bożą. Panowania, są to Aniołowie mający władzę nad ludźmi, a którzy przewodzą nad Aniołami niższego rzędu. Księstwami są ci, którzy głównie opiekują się krajami i państwami.
Chociaż Aniołami nazywamy wszystkie te duchy, wyłączniéj daje się to nazwisko Aniołom należącym do ósmego i dziewiątego rzędu téj Hierarchii niebieskiéj. Wyraz Anioł znaczy posłannik albo posłaniec. Aniołów używa Pan Bóg za posłanników do rzeczy zwyczajnych, a Archaniołów do wypadków nadzwyczajnych i najważniejszych. Z tego rzędu są Archaniołowie Gabryel, Rafał i Michał, i ci trzéj tylko mają własne imiona, określające ich właściwe przymioty, Michał znaczy któż jak Bóg. Gabryel wyraża potęgę Bożą. Rafał przedstawia moc Bożą uzdrawiajacą.
Pomiędzy wszystkimi tymi Duchami, święty Michał zawsze poczytywany jet za najwyższego z całego tego niebieskiego zastępu, i dla tego szczególną cześć do niego mieć powinni wierni. W dziesiątym rozdziale swojego Proroctwa pisze Daniel że tak wyraził się do niego Anioł: „A żaden nie jest pomocnikiem moim w tém wszystkiém, jeno Michał Książe wasze”, a potém przydał mówiąc o ostatecznych dniach świata: „A czasu onego powstanie Michał Książe wielki, który stoi za synami ludu twego.” 3
Lacz i dawno przed Danielem jeszcze, święty Michał objawiał się ludziom, jak o tém dowiadujemy się z listów świętego Judy Apostoła, który powiada że ten Archanioł skrył przez ludem Izraelskim grób Mojżesza, aby mu Żydzi, skłonni do bałwochwalstwa, nie oddawali czci jak Bogu. 4 Święty Jan w swoich Objawieniach, opisuje także walkę jaką święty Michał staczał ze złemi duchami: „I stała się wielka bitwa na Niebie, pisze on, Michał i jego Aniolowie, walczyli ze smokiem: to jest z Lucyferem, i smok walczył i aniołowie jego to jest szatani. I nie mogli się ostać, ani miejsce ich odtąd znaleziono jest w Niebie. I zrzucon jest on smok, wielki wąż starodawny którego zowią dyabłem i szatanem, który zwodzi wszystek świat i zrzucony jest na ziemię i aniołowie jego z nim są zrzuceni.” 5 Święty to Michał także okazał się Jozuemu, gdy on przebył rzekę Jordamu, a zapytany wtedy od niego kim jest, odpowiedział: „Jestem Hetman wojska Pańskiego.” 6 Tenże Archanioł objawił się był Gedeonowi, aby skłonić go do wyzwolenia ludu Tzraelskiego z niewoli Moabitów; a niektórzy pisarze kościelni utrzymują, że on to także przedstawiał Majestat Boski i w krzaku ognistym, który widział Mojżesz, i na górze Synai, gdy tenże rozmawiał z Bogiem. Wszyscy przytém zgadzają się na to, że Aniołem okazującym się Panu Jezusowi w Ogrójcu, był Michał Archanioł. Lecz i od czasów Chrystusa Pana, święty Michał, w wielu miejscach świata chrześcijańskiego objawiał się, na dowód swojéj szczególnéj nad Kościołem Bożym opieki. Najsłajwniejszém jest objawienie się jego na górze Gorgońskiéj we Włoszech, za Papieztwa Grzegorza I, a pamiątka tego cudu obchodzi się uroczyście dnia 8 Maja. Nakoniec, on to głównie powoła świat cały na sąd ostateczny, i w walce jaką wtedy stoczy jeszcze raz z Lucyferem, pokona go i na zawsze zamknie piekle.
Lecz co także powinno pobudzać wiernych do szczególnego nabożeństwa do świętego Michała Archanioła, to że jemu Pan Bóg zlecił obowiązek wprowadzenia przed straszny swój trybunał, każdéj duszy, skoro z togo świata schodzi. Jakże powinniśmy skarbić sobie łaski i względy tego, który tym sposobem jest jakby pierwszym urzędnikiem Bożym, przy roztrząsaniu sprawy, od któréj zawisła cała wieczność nasza, i w którego ręce, można powiedzieć, że wychodząc z tego świata oddajemy duszę naszą! Przy uroczystości téż dzisiejszéj, śpiewa Kościoł w pacierzach kapłańskich: „Michale Archaniele! Pan Bóg postanowił cię nad wszystkiemi duszami, abyś je przyjmował”, i znowu: „Michał Archanioł, którego cześć sprowadza dobrodziejstwa na ludy, a modlitwa wiedzie nas do królestwa niebieskiego”, i także: „Michał któremu zwierzył Bóg dusze świętych, aby je wprowadził do królestwa niebieskiego.” 7 Pismo Boże wyraźnie zapowiada, że w najcięższych przejściach dla Kościoła święty Michał stanie w jego obronie: „A czasu onego powstanie Michał, który stoi za synami ludu twojego.” 8 I jedna z Antyfon święta dzisiejszego głosi: „Michał Archanioł przybędzie w pomoc ludowi Bożemu, stanie na ratunek duszom sprawiedliwych.”
Otóż są powody dla których Kościoł święty, nie ograniczając się na wzywaniu Michała Archanioła i wszystkich Aniołów w różnych modlitwach swoich, postanowił jeszcze i dzisiejsze święto na ich uczczenie odrębne, a nazywa uroczystość tę uroczystością Świętego Michała Archanioła, jako wodza głównego tych wszystkich Duchów błogosławionych.
Pożytek duchowny
Niech to coś czytał o Święcie dzisiejszém, pobudzi cię do nabożeństwa jak do wszystkich Aniołów w ogólności, tak i do świętego Michała Archanioła, jako głównego opiekana Kościoła Chrystusowego. Jenaj sobia względy tego błosławionego Ducha niebieskiego, z którym po śmierci twojéj niezwłocznie i najpierwéj się spotkasz na progach wieczności.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! który w przedziwnym porządku, posługi Anielskie i ludzkie rozporządzasz, spraw miłościwie, aby ci którzy Tobie w Niebie służą bezustannie, życiem naszém na ziemi się opiekowali. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 827–829.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 776
Kościół katolicki wzywa pomocy świętego Michała przy umierających, on bowiem wyznaczony jest od Boga do tego, aby wiódł dusze chrześcijan przed sąd Boży. Dla tych, którzy się w chwili zgonu oddają pod jego opiekę i proszą o jego orędownictwo, jest św. Michał dzielnym pomocnikiem. Dlatego też modli się Kościół przy łożu konającego: „Święty Michale, archaniele, wspomagaj nas w walce, abyśmy na sądzie Bożym nie poszli na zgubę”. A w Mszy żałobnej: „Chorąży Michał święty niech zawiedzie dusze, Panie Jezu, do światła, któreś przyobiecał Abrahamowi i potomkom jego”. Kto przeto pragnie w ostatniej godzinie doznać pomocy tego archanioła, niech się wyrzeknie grzechu, szatana i jego pokus. Hasłem naszym niech będzie święte imię Michała, które znaczy: „Któż jest jak Bóg?” Gdy nas szatan kusi do grzechu, gdy nas łudzi powabami świata, gdy podnieca w nas żądze cielesne i obiecujące nam wszystko, byle byśmy wykroczyli przeciw któremuś przykazaniu, wtedy odegnajmy go tymi słowy: „Któż jest jak Bóg?” Znaczy to: „Któż tak dobry, jak Bóg? Kogo należy się tak obawiać, jak Boga? Kto nagradza tak, jak Bóg? Kto darzy większym szczęściem, jak Bóg? Komu winniśmy większe posłuszeństwo, jak Bogu?” Świat zginie, ciało zgnije, szatan jest kłamcą i oszustem, jeden Bóg tylko jest wiekuisty. Co On przyrzekł, to się stanie; czym On zagroził, to nas nie minie. Miejmy to na pamięci w chwili pokusy. Gdy się tej zasady trzymać będziemy, w ostatniej chwili stanie przy łożu naszym św. Michał i nie dopuści, abyśmy się stali łupem szatana. On nam dopomoże do zwycięstwa, zawiedzie nas przed sąd Boży, przeważy szalę jego na naszą korzyść i wyjedna nam u Boga litość i miłosierdzie.
Footnotes:
Św. Kamila z Lelis, Założyciela Zgromadzenia Kleryków Zakonnych do Obsługi Chorych
Żył około roku Pańskiego 1614.
(Żywot jego był napisany przez jednego z kapłanów jego Zgromadzenia, i znajduje się u Bolandystów pod dniem dzisiejszym.)
Święty Kamill przyszedł na świat w miasteczku Bachianiko (Bachianico) w królestwie Neapolitańskiém roku Pańskiego 1550. Matka jego już sześćdziesięcioletnia kobieta nosząc go w swojém łonie, miała sen, że wydała na świat syna ze znamieniem krzyża na piersiach, za którym wiele dzieci postępowało, z podobnymże znakiem. Byłoto przepowiednią Zakonu który miał założyć.
Wszelako młodość Kamilla nie zapowiadała tego, czém miał być w przyszłości. Wstąpiwszy do wojska, wiódł życie bardzo nieprzykładne. Szczególnie namiętnie oddawał się grze w karty. Spotkawszy dnia pewnego dwóch kapucynów na ulicy, tak był uderzony ich świątobliwą powierzchownością, że uczynił ślub wstąpienia do Zakonu. Lecz po dniach kilku, wrócił do swego lekkomyślnego sposobu życia. Po niejakim czasie tenże ślub ponowił, będąc zaskoczony burzą na morzu trzy dni i trzy nocy trwającą, o czém znowu zapomniał, skoro na ląd wysiadł. Namiętności gry oddał się jeszcze zapamiętalej, i przyszło do tego, że przegrał całą swoję zbroję, potém płaszcz a w końcu i ostatnią koszulę. Zmuszony żebrać, tak się jednak tego wstydził, że wyciągając rękę po jałmużnę, czapką zasłaniał sobie twarz zarumienioną. Aby się więc od tego co jego pychę tak bardzo kosztowało uwolnić, najął się za pomocnika do mularzy pracujących przy klasztorze ojców Kapucynów, budującym się w miasteczku Siponto.
Razu pewnego Gwardyan tego klasztoru, wziął go na stronę, a znając jego przeszły sposób życia, upomniał go z wielką miłością, nakłaniając do szczeréj poprawy. Nazajutrz, Kamill z największą skruchą odbył spowiedź z całego życia, a po niéj upadł do nóg Gwardyana prosząc aby mu ułatwił wstąpienie do jego Zakonu. Przyjęty został do nowicyatu, w klasztorze Trywenckim, do którego wstąpił w święto Oczyszczenia Matki Boskiéj. Budowali się wszyscy jego pobożnością i cnotami zakonnemi, któremi od razu zajaśniał. Wszakże wystąpił przed końcem nowicyatu. Wkrótce potém wstąpił powtórnie, lecz z powodu ciężkiéj rany, która mu się otworzyła na nodze i goić się nie chciała, z wielkim wprawdzie żalem, lecz sami ojcowie zakonni wydalić go musieli.
Wtedy udał się święty Kamill do Rzymu, i poświęcił się na usługi ubogich, w największym tego miasta szpitalu. Tak się tam odznaczył miłością i troskliwością około chorych, że mu główny zarząd całego tego zakładu zwierzono. Najszczególniéj zajmował się konającymi, i Pan Bóg obdarzył go wysokim darem usposabiania każdego do dobréj śmierci.
Widząc jak chorzy niedbale są obsługiwani przez ludzi, którzy się temu dla zysku tylko poświęcają, powziął zamiar zawiązania stowarzyszenia któreby jedynie z miłości Pana Boga, temu rodzajowi usług się oddawało. Gdy zaś przewidując w tém wielkie trudności, wahał się w swoich świętych zamysłach, a gorąco modlił się przed krucyfiksem aby Pan Bóg wolę Swoję w téj mierze wskazać mu raczył, Pan Jezus z krzyża wyciągnął do niego ręce mówiąc: „Nie wahaj się: przyjdę ci w pomoc. To nie twoje, lecz Moje będzie dzieło.” Sługa Boży nabrawszy nowéj otuchy, wziął się do tego, a powodując się zdaniem swojego ojca duchownego, którym był święty Filip Nereusz, postanowił wprzód jeszcze przyjąć święcenia kapłańskie, aby nietylko w doczesnych, ale i to najbardziéj w duchownych potrzebach przychodzić w pomoc chorym. Wtedy był już nie młodym, a w naukach wcale niewykształconym. Pomimo jednak wielkiego upokorzenia na jakie go to narażało, chodził do szkółki wraz z małymi chłopakami, którzy z niego ciągle szydzili.
Nabywszy potrzebnych wiadomości, wyświęcony został na kapłana, i przeznaczony do obsługi kaplicy przenajświętszéj Maryi Panny cudownéj w Rzymie. Tam przybrał sobie za towarzyszy dwóch także kapłanów, i z nimi całe dnie przepędzał w wielkim szpitalu świętego Ducha, usługując chorym. Prześciełali im łóżka, zamiatali sale, opatrywali rany, przyrządzali i rozdawali przepisane przez lekarzy lekarstwa, a wszystko to czynili z taką troskliwością, z jaką pielęgnuje matka najukochańsze swoje dziecię. Lecz przedewszystkiém mieli na względzie potrzeby duszy chorych. Pocieszali ich w cierpieniach, zachęcali do cierpliwości przywodzili do częstego przyjmowania świętych Sakramentów, a najbardziéj nie odstępowali ich w chwili konania, usposabiając do tego stanowczego przejścia. W tej zaś najważniejszéj obsłudze kapłańskiéj, tak im Pan Bóg błogosławi, że jak to często widywał święty Filip Nereusz, Aniołowie poddawali im akty i modlitwy, które z chorymi odmawiali. W krótkim czasie liczba towarzyszy świętego Kamilla znacznie się zwiększyła. Wtedy przepisał im suknię zakonną, z krzyżem na piersiach, w czém sprawdziło się ono widzenie, które miała o nim matka, i nadał Ustawy, przez które stowarzyszeni zobowiązywali się służyć wszelkiego rodzaju chorym, nawet morowém zaraźliwém powietrzem dotkniętym. To dało początek zgromadzeniu Kleryków zakonnych do usługi chorych, zatwierdzonemu w samych swoich początkach, przez Papieża Sykstusa V roku Pańskiego 1586, a którego pierwszym przełożonym został święty Kamill.
Odtąd sługa Boży podwoił gorliwości. Nie ograniczał się na obsługiwaniu chorych w szpitalu świętego Ducha i w kilku innych, lecz wyszukiwał ich po najuboższych i najodleglejszych mieszkaniach, i tam zanosił im pożywienia i lekarstwa, do ostatniéj chwili śmierci najtroskliwiéj doglądał, i we wszelkie pomoce religijne zaopatrywał. Zdarzało się iż znalazłszy chorych na ulicy, na własnych barkach niósł ich do szpitala. Gdy przyszło do tego, że podczas panującego w Rzymie moru, wszystkie szpitale miejskie chorych już pomieścić nie mogły, święty Kamill, dom w którym mieszkał ze swoimi braćmi, zamienił na szpital, i ile tylko można było, umieścił w nim biednych zarazą dotkniętych. Rozdawał na nich co tylko posiadał. Zdarzało się téż że wśród zimy, sam chodził bez płaszcza, bo swój oddał ubogiemu. Razu pewnego, wydał był na nich wszystkie zapasy żywności w spiżarni klasztornéj będące. Jeden z braci zrobił mu uwagę, że i oni sami z tego powodu z głodu pomrzeć mogą. Na co Święty odpowiedział: „Ptaki niebieskie nie orzą i nie sieją, a Bóg je wyżywia, i nam więc sługom Swoim, nie da umrzeć z głodu.” Jakoż, tego samego dnia przybył do nich bogaty mieszkaniec Rzymu, hojnie klasztor zaopatrzył, przyrzekł że na potém zawsze o nich pamiętać będzie, i wiernie dotrzymał słowa.
W dozorze chorych był niezmordowany: żaden z najgorliwszych jego braci w tém mu nie wyrównał. Zwykle na klęczkach usługiwał słabym. Rana na nodze na którą w młodości cierpiał, skutkiem ciągłego zmęczenia, odnowiła się była i wielkie mu zadawała, szczególnie gdy chodził, cierpienia. Pomimo tego służył jak zawsze swoim ukochanym chorym, chociaż nieraz z powodu tego kalectwa upadał na ziemię. Dnia pewnego widząc to chorzy rzekli do niego: „Drogi nasz ojcze, miéj i nad sobą litość, i spocznij aby trochę.” — „Moje dzieci kochane, odpowiedział Święty, jestem waszym poddanym, powinienem ostatnich sił dobywać na wasze usługi.”
W przemowach jakie miewał do nich, a szczególnie gdy ich usposabiał do śmierci widząc mocno chorych, najwięcéj mówił o nieograniczonéj miłości Boga dla ludzi, i o ufności jaką szczególnie w stanowczéj chwili przejścia z tego świata na tamten, mieć powinniśmy w opiece przenajświętszéj Maryi Panny. Gdy téż na jakiém kazaniu nie było o tych dwóch rzeczach wzmianki, powiadał że jestto piękny pierścień, któremu braknie klejnotu.
Zakon jego, przez dwóch następnych Papieżów Grzegorza XV i Klemensa VIII zrównany z przywilejami Zakonów żebrzących, za jego życia jeszcze bardzo się rozszerzył. Założył klasztory swojéj Reguły w kilku miastach włoskich, a mianowicie w Medyolanie, w Bolonii, w Genui, we Florencyi, w Ferrarze, w Messynie, w Mantui i w niektórych innych. Wysyłał braci swoich do Węgier i do dalszych jeszcze krajów, kiedy tam panowało morowe powietrze. Odbywszy piątą generalną kapitułę, któréj przewodniczył roku Pańskiego 1613, zwiedziwszy prawie wszystkie swoje klasztory, gdzie jako ojciec i założyciel, utwierdził braci w ich świętém powołaniu, pożegnał ich z przeczuciem blizkiéj śmierci, i wróciwszy do Rzymu, ciężko zachorował. Przeszedł z kolei pięć długich i bolesnych chorób, które miłosierdziami Bożemi nazywał. Ucieszony zbliżeniem się chwili w któréj przejdzie do szczęśliwéj wieczności, z wielkiém uniesieniem ducha często powtarzał te słowa Psalmu Pańskiego: „Weseliłem się z tego co mi powiedziano: pójdziemy do domu Pańskiego” 1. Dzień swojéj śmierci przepowiedział: a gdy ten nadszedł, z uczuciem najwyższéj pobożności przyjął ostatnie Sakramenta święte. Pod wieczór, gdy już wiedział że idzie do Nieba, rozciągnął ręce jakby na krzyżu, ciągle wzywał przenajświętszych imion Jezusa i Maryi, polecał się świętemu Michałowi Archaniołowi, i spokojnie skonał, wymawiając te słowa z kościelnych modlitw przy konających: „Niech mi się okaże słodkie i świetne oblicze Chrystusa.” Zasnął w Panu dnia 14 Lipca roku 1614 mając lat sześćdziesiąt pięć.
Udzielił mu był Pan Bóg daru prorockiego. A także wielu chorych cudownie modlitwą, lub znakiem krzyża uzdrowił. Odgadywał najskrytsze tajniki serc ludzkich. Kilka razy na jego modlitwy wypróżnione śpiżarnie przy szpitalach, cudownie się napełniały, i gdy zabrakło dla chorych wina, modlitwą swoją wodę w wino zamieniał.
Po śmierci licznemi zasłynął cudami, w skutek czego w poczet Świętych wpisany został, przez Papieża Benedykta XIV.
Pożytek duchowny
Masz w życiu świętego Kamilla, które dopiéro przeczytałeś, dowód nieprzebranego miłosierdzia Bożego: gdy on po kilkakrotném przełamaniu swych dobrych postanowień, w końcu jednak, wielkim Świętym został. Niech cię to pobudzi do ufności w miłosierdzie Boże, i do podobnego zadosyćuczynienia sprawiedliwości Boskiéj za twoje niewierności, na jakie się zdobył dzisiejszy Święty.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! któryś świętego Kamilla, szczególnym darem niesienia pomocy duszom na ostatnią chwilę konania, obdarzył; za jego prosimy zasługami, nas duchem Twojéj miłości obdarz, abyśmy w godzinie wyjścia naszego z tego świata, wroga duszy naszéj zwyciężyć i do niebieskiéj ojczyzny dojść mogli. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 596–598.
Footnotes:
Psal. CXXII. 1.
Św. Henryka, Cesarza
Żył około roku Pańskiego 1024.
(Żywot jego był napisany przez Adelalda Biskupa Utrechckiégo, jemu współczesnego.)
Święty Henryk syn Henryka panującego książęcia Bawarskiego, i Gizelli królewny Burgundzkiéj, urodził się w zamku Abaudzkim roku Pańskiego 972. Ochrzczony był przez świętego Wolfanga, Biskupa Ratyzbońskiego, który mając objawienie o jego przyszłéj wielkiéj świątobliwości, zajął się jego wychowaniem, i od lat najmłodszych w cnotach go chrześcijańskich i bogobojności ustalił. Z latami wzrastała w nim pobożność, i młody książę był już wzorem najwyższéj doskonałości dla całego dworu ojcowskiego, kiedy śmierć Wolfanga, pozbawiła go tego świętego ochmistrza, którego nadzwyczajnie kochał. Często téż udawał się na grób jego, zlewając go łzami i modląc się gorąco. Razu pewnego, objawił się mu ten Święty, i kazał przeczytać napis na będącym tam murze. Henryk tylko te słowa mógł dopatrzeć: po sześciu, reszta zaś była nieczytelna. Wnosząc iż to jest ostrzeżenie że za dni sześć umrze, gotował się na śmierć, przymnażając ćwiczeń pobożnych i dobrych uczynków. Po upływie tego czasu, sądząc że za sześć miesięcy to nastąpi, pół roku jeszcze podobnie przepędził. Gdy i po tym zakresie śmierć nie nastąpiła, myślał że go spotka za lat sześć, i te znowu obrócił głównie, na coraz wyższy na drodze Bożéj postęp i na zapewnienie sobie, szczególnie przez uczynki miłosierne, jak najliczniejszych pośredników w Niebie. Tymczasem Pan Bóg, inne miał w tém widoki, i chciał go przez to tém lepiéj uzdolnić do wysokiéj godności która go czekała, i usposobić aby wyniesiony na nią, łatwiéj mógł opierać się pokusom próżnéj chwały i wyniosłości. Jakoż, po upływie lat sześciu, umarł Otton III cesarz, a Henryk obrany został na jego miejsce i koronowany na cesarza Niemieckiego, przez Wigiliusza Arcybiskupa Mogunckiego.
Kilka lat przed tém, poślubił był świętą Kunegundę, hrabiankę Luxemburską, i z nią, obowiązawszy się do tego ślubem, żył w czystości. Zasiadłszy na tronie cesarskim, nie zmienił w niczém pobożnego trybu swojego życia. Poświęcając się całkiem dobru swoich ludów, znosząc wszelkie gdziekolwiek pojawiały się nadużycia, zaprowadzając we wszystkich gałęziach rządu najściślejszą sprawiedliwość, ojcem będąc sierot, wdów i ubogich, przyświecał przytém całemu światu wysoką świątobliwością, a Kościół Boży we wszystkich jego potrzebach popierał, wpływ jego ułatwiając i szerząc. Wielką liczbę kościołów i klasztorów powznosił i hojnie pouposażał; o ustanowienie nowych Biskupstw w Rzymie się wystarał. Katedry: Hildejzmańska, Magdeburska, Sztrasburska i Merzburska, jemu swoję świetność zawdzięczały. A jak w wewnętrznych rządach, ożywiony Duchem Bożym, zapewniał pomyślność powierzonych mu narodów, tak i na zewnątrz, bronił ich od nieprzyjaciół, których gromił mężnie i z przedziwném szczęściem.
Północni barbarzyńcy, grozili jego granicom, opanowawszy już Polskę i Czechy, i w nadzwyczaj wielkiéj sile występowali. Henryk przedsięwziął przeciw nim wyprawę. Udając się na nią w kościele w Wejbach, wziął miecz świętego Andrzeja Męczennika, przechowywany tam jako Relikwie, a przypasawszy go, w te słowa z psalmów Dawidowych modlił się: „Osądź Panie szkodzących mnie, zwalcz walczących przeciwko mnie. Porwij broń i tarczę, a powstań mi na pomoc” 1. Potém, rozłożywszy się obozem pod kościołem Merzeburskim bardzo zrujnowanym, tak się odezwał do świętego Wawrzyńca Patrona tegoż kościoła: „Wielki Święty umęczony za Jezusa Chrystusa! jeśli wsparty twoją pomocą, te barbarzyńskie ludy podbiję pod panowanie cesarstwa Rzymskiego i wiary chrześcijańskiéj, odbuduję ten kościół, na cześć twoję poświęcony.”
Gdy zbliżył się już do nieprzyjaciół i miał im wydać walną bitwę, ujrzał że była ich dwa razy większa liczba od jego wojska. Zrana kazał całemu wojsku przystąpić do Komunii świętéj, co i sam uczynił. Następnie uszykował je do boju, objechał szeregi zagrzewając żołnierzy do męstwa, a gdy już na ich czele miał uderzać na barbarzyńców, w te słowa modlił się głośno: „Panie! któryś jest Bogiem zastępów 2, podnieś prawicę Twoję, i te dzikie hufce znieś Ty Sam Boże! któryś jest obrońcą naszym; i spraw aby się stały jak słoma, którą wiatr rozwiewa.” Zaledwie te słowa wymówił a oto ujrzano na czele wojsk cesarskich świętego Adryana męczennika, i Anioła z ognistym mieczem w ręku, którzy uderzyli na szeregi nieprzyjacielskie, i stało się to co niegdyś spotkało wojsko Senacheryba. Ta niezliczona liczba barbarzyńców spłoszona, uchodzić poczęła w największym nieładzie, w zamieszce jedni na drugich sami uderzali i w końcu poszli w rozsypkę, a Henryk odnosząc najświetniejsze zwycięstwo, ani jednego żołnierza nie stracił. Na ten widok zawołał cesarz: „Niech Cię o! Boże chwalą wszystkie ludy, boś wspomógł, nadzieję w Tobie pokładających.” I całe jego wojsko powtórzyło te słowa, a okrzyki dziękczynne rozległy się wokoło.
Za jego panowania, zbuntowali się byli Longobardowie, na których czele stanął był Arduin. Święty Henryk, wydał im wojnę, pobił ich na głowę, i na króla Longobardów ukoronował się w Pawii. O ile mężnym był w bojach, o tyle łaskawym dla zwyciężonych. Mieszkańcy miasta Troi w Kalabryi, srodze znieważyli jego dowódców; postanowił przeto dla powstrzymania od tego innych, przykładnie ich ukarać. Winowajcy, znając jego serce, dla ubłagania go, wysłali w poselstwie wszystkie dzieci z miasta, które z płaczem upadły mu do nóg. Przebaczył im mówiąc: „Sam Pan Bóg nie byłby głuchym na prośby i łzy takie, jakżebym ja nie miał dać się przebłagać?”
Gorliwość jego o zachowanie pokoju dla Kościoła, była jeszcze większą jak o byt pomyślny doczesnego państwa. Z powodu nieprawnie obranego na papiestwo Antypapę Grzegorza, przeciw prawnemu Papieżowi Benedyktowi VIII, Kościół był wielce zaniepokojony. Cesarz przytłumił powstającą schyzmę, Papieża obsadził na Stolicy Apostolskiéj, a udawszy się do Rzymu wraz z małżonką swoją błogosławioną Kunegundą, przez Ojca świętego koronowany został na cesarza Rzymskiego. Wracając ztamtąd, kosztowną koronę cesarską, wraz z kulą złotą, ozdobioną drogiemi klejnotami i z krzyżem u wierzchu, które mu dał był Papież jako znamię godności cesarskiéj, złożył na ofiarę Panu Bogu, w sławnym klasztorze Kluniackim, gdzie wtedy był Opatem święty Odylon.
Za jego wysokim wpływem, zgromadzony został we Frankfurcie Sobór z Biskupów Niemieckich, w celu ustalenia w całém cesarstwie, karności kościelnéj. Cesarz wszedłszy na to zgromadzenie ukląkł, i aż na usilne prośby Biskupów zajął tron dla niego przygotowany. W celu przyprowadzenia całych Węgier, podówczas jeszcze w pogaństwie pogrążonych, do wiary świętéj, wydał za ich króla Stefana siostrę swoję Gizellę, która nawróciła męża, a ten stał się Apostołem całego tego kraju, w którym wprowadził religią chrześcijańską i sam kanonizowanym został.
Chcąc wyćwiczyć tego świętego cesarza w pokorze, dopuścił był Pan Bóg na niego dziwne zaślepienie. Uwierzył on niecnym oszczerstwom, i posądził małżonkę swoję o grzech przeniewierstwa. Święta, ufna w pomoc Bożą, ofiarowała się próbą ognia, jak to podówczas nazywano, dowieść swojéj niewinności. Przeszła bosemi nogami po rozpalonych szynach, a cud ten otwierając oczy cesarzowi, sprawił że publicznie wyznał winę swoję, i odtąd jeszcze większą czcią otaczał świętą Kunegundę.
Longobardowie targając się na posiadłości kościelne, powtórnie zmusili go do wojny. Henryk powtórnie ich pobił, wiele miast zdobył, należące do Państwa kościelnego przywrócił Papieżowi, i zwycięzcą jak zawsze z téj wyprawy wyszedł. Zapadł był wtedy na ciężkie cierpienie kamienia. Odbył pielgrzymkę na górę Kassynieńską do zwłók świętego Benedykta. W nocy gdy się tam modlił, Święty ten stanął przed nim, i kamień cudownie wydobyty oddając mu w ręce, w téjże chwili go uzdrowił.
Długo jeszcze potém rządził cesarstwem. Zwiedzając różne kraje sobie poddane dla utrwalenia w nich porządku i sprawiedliwości, zachorował ciężko w zamku Grumskim (Grum) pod Halberstatem. Przyzwał cesarzową, i przed samą śmiercią, wobec zebranych wielu Biskupów i dworzan, dziękował jéj za przykłady świątobliwości jakie mu całe życie dawała, a przy końcu rzekł do Prałatów: „Oto jest ta, którą Pan Jezus, przez wasze ręce, dał mi za małżonkę; oddaję ją Jemu i wam taką dziewicą, jakąm ją pojął.” Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, w ciągu modlitw do Matki Bożéj, zasnął w Panu dnia 15 Lipca roku 1024. Kanonizacyą jego odbył uroczyście Papież Eugeniusz III.
Pożytek duchowny
Objawienie jakie miał święty Henryk w młodości z którego wnosząc że wkrótce umrze, długo gotował się na śmierć, było dla niego źródłem téj wysokiéj świątobliwości jakiéj dostąpił, będąc nawet u szczytu potęgi, gdzie nie tylko świątobliwość lecz i zbawienie trudniejsze. Niech cię to uczy, jak jest zbawienną, żywa i ciągła na rzeczy ostateczne pamięć.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! któryś błogosławionego Henryka wyznawcę Twojego, ze szczytu cesarstwa ziemskiego, do królestwa Niebieskiego przeniósł, Ciebie pokornie prosimy, aby jak jemu, obfitością łask Twoich obdarzonemu, dałeś gardzić uciechami tego świata, tak abyś i nam przez jego naśladowanie, dał nie uwodzić się złudnemi téj ziemi dobrami, lecz z czystą duszą dojść do Ciebie. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 587–589.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 563–564
Słowa „Po sześciu" skłoniły cesarza Henryka do ustawicznego sposobienia się na ostatnią godzinę i oderwania się od wszystkich spraw i rzeczy ziemskich. Jezus Chrystus, Pan i Zbawiciel nasz, napomina nas także słowami Łukasza św.: „Bądźcie gotowymi, gdyż Syn Boży przyjdzie w godzinie, kiedy się tego spodziewać nie będziecie” (Łuk. 12, 40).
Życie twoje jest wystawione na ciągłe niebezpieczeństwo, a sprawiedliwość Boża wisi nad tobą, jak miecz nad winowajcą. Bóg jest jedynowładnym Panem życia naszego. On policzył lata nasze, On ma w ręku życie i śmierć naszą. Jeśli w to wierzysz, jeśli ci wiadomo, że Bóg nienawidzi grzechu i że go karze, czyż nie uwierzysz, że cię może w swym gniewie zabrać z tego świata? Nie polegaj zbytnio na cierpliwości i miłosierdziu Jego, bo ono nie wyłącza wcale sprawiedliwości. Obsypuje cię On łaskami, ale nie obiecał ci, że jutro jeszcze żyć będziesz. Bóg pragnie twego dobra i jest miłosierny, a może lepiej dla ciebie rychlej umrzeć, aniżeli Go obrażać dłuższym życiem i zanurzać się w kałuży złego coraz głębiej!
Św. Aloizego Gonzagi, Wyznawcy, Towarzystwa Jezusowego
Żył około roku Pańskiego 1591.
(Żywot jego był napisany przez księdza Aparyna z tegoż zakonu, a jemu współczesnego.)
Święty Aloizy pochodził z panującego domu Gonzagów, książąt Mantuańskich. Urodził się roku Pańskiego 1568, a był najstarszym synem na którego spadała korona książęca, Matka będąc nim brzemienną, tak ciężką odbywała słabość, iż lekarze ją odstąpili bez żadnéj nadziei. Po uczynionym ślubie pielgrzymki do Matki Boskiéj Loretańskiéj jeśli szczęśliwie porodzi, wydała na świat świętego Aloizego, który ochrzczony przed zupełném wyjściem na świat, pierwiéj niejako narodził się Niebu niż ziemi.
Pierwotną niewinność tak doskonale dochował przez całe życie, iż zdawało się jakby w łasce Bożéj od kolebki był utwierdzonym. Skoro przyszedł do rozumu, szczególnego nabożeństwa dawał oznaki. Modlitwa była ulubioném jego zajęciem, a ubogim wszystko co mógł rozdawał. Matkę Bożą czcił w szczególny sposób, w każdéj potrzebie do Niéj z największą udając się ufnością. Mając lat dziewięć, przed Jéj obrazem Zwiastowania uczynił ślub czystości, którąto cnotę ze szczególnéj łaski Boskiej dochował tak dalece nieskazitelną, że przez całe życie żadnéj przeciwko niéj ani w myślach ani w ciele nie doznawał walki. Zbogacony tym darem wyuczył się i nad innemi panować namiętnościami, i w końcu już żadnych, chociażby najlżejszych podniet do złego nie czuł. Nad zmysłami téż panował ciągle, a szczególnie nad wzrokiem, tak że posłany na dwór panującéj królowéj hiszpańskiéj Maryi Austryackiéj któréj przez lat kilka był paziem, widując ją codziennie nigdy na nią oczów nie podniósł. Co większa, piszą że nawet nie zatrzymywał wzroku na obliczu własnéj matki. Słusznie go téż przezwano człowiekiem bez ciała albo aniołem w ciele ludzkiém.
Do takiéj straży nad zmysłami, przydawał umartwienia ciała: trzy razy na tydzień suszył, używając wtedy bardzo mało chleba i wody, a prócz tego prawie ciągle pościł, gdyż nigdy na obiad nie spożywał pokarmu więcéj nad jednę uncyą. Często zadawał sobie krwawe biczowanie, niekiedy trzy razy dziennie. Nie mogąc dostać włosiennicy ani drucianego pasa, uplótł go sobie z ostrogów, i temi na gołe ciało się przepasywał. W łóżko pod prześcieradło kładł deski, aby bez ściągnienia uwagi drugich, sypiać mógł na tak twardém posłaniu, i łatwiéj ze snu się ocknąć, gdyż większą część nocy przepędzał zwykle na bogomyślności, a zimą nawet w nieogrzanym pokoju klęcząc lub leżąc krzyżem w jednéj koszuli na kamiennéj podłodze. Tak dalece starał się modlitwy swoje odprawiać z nieprzerwaną uwagą, że niekiedy cztery i pięć godzin je powtarzał z wielkiém wysileniem, aby przynajmniej jednę godzinę całą odbyć bez żadnego roztargnienia. Wytrwałość téż jego w tém ćwiczeniu, nagrodził mu Pan Bóg tak wielkiém skupieniem, że już późniéj w najdłuższych modlitwach najmniejszego nie doznawał oderwania myśli. Wszystkie jego władze umysłowe, jakby przez ciągłe zachwycenie, były bezustannie zatopione w Bogu. Razu pewnego gdy był cierpiący, lekarz polecił mu aby nie męczył głowy myśląc ciągle o Bogu. Święty chciał go usłuchać, lecz na to taki gwałt potrzebował sobie zadawać, iż o większe jeszcze cierpienie głowy się przyprawił.
Mając lat szesnaście zamyślał o wstąpieniu do zakonu, i aby rozpoznać w tém wolę Bożą, przymnożył pobożnych ćwiczeń i umartwień ciała, prosząc aby mu Pan Bóg wskazał do jakiego zgromadzenia ma wstąpić. Czytając listy ojców towarzystwa Jezusowego, pisywane z Indyi gdzie byli na misyach pomiędzy poganami, postanowił wstąpić do ich zakonu. A gdy jeszcze się wahał, przyjąwszy Komunią w téjże intencyi, prosił Matkę Boską aby mu wyraźniéj wskazała wolę Bożą, i otrzymał od niéj objawienie wskazujące mu właśnie to zgromadzenie o którém zamyślał. Aloizy z pierwszego razu nie uzyskał pozwolenia ojca, lecz ten po pewnym czasie widząc stateczność powołania synowskiego, dał mu swoje błogosławieństwo. Całe jednak trzy lata musiał wytrwale walczyć o to święty młodzieniec.
Zrzekłszy się na brata swego Rudolfa praw książęcych, wstąpił do towarzystwa ojców Jezuitów. Przywdział najprzód habit w Mantui, a potém udał się do Rzymu. Gdy odjeżdżał z domu jeden z dworzan rzekł do niego: „Wyobrażam sobie jak brat waszéj książęcéj mości, uszczęśliwionym być musi, że po tobie księstwo odziedzicza.” A. Aloizy mu na to: „Pewnie nie jest on szczęśliwszym ode mnie, który się téj marności dla królestwa niebieskiego wyrzekłem.” Od chwili wstąpienia do nowicyatu, darami coraz wyższemi, jeszcze go hojniéj Pan Bóg obsypywał. Odbywając nauki w kolegium rzymskiém, wielki w nich postęp uczynił, a współuczniowie jego przykładem jaki im dawał, najdzielniéj do Boga pociągani byli. Taka bowiem skromności świątobliwość w saméj już jego postawie jaśniała, że zbiegano się nieraz na miejsce gdzie miał przechodzić, aby się mu przypatrzeć tylko, jak wielkiemu Świętemu. Gdy go zaś wszyscy za takiego mieli, on w głębokiéj utwierdzony pokorze, za najlichszego się poczytywał, za ostatniego z ludzi chciał uchodzić i wszelkie jakie go kiedy spotkały upokorzenia, nie tylko chętnie lecz wesoło znosił. Gdy go razu pewnego spotkała dotkliwa miłości własnéj pokuta od przełożonego naznaczona, a drudzy się temu dziwili, odpowiedział: „Przecież przyszedłem do zakonu jako żelazo skrzywione; pokuta więc konieczna, aby mnie przez nią prostowano.” Gdy znowu niektórzy chcieli go powstrzymać od zbytecznych umartwień ciała, mówiąc że doskonałość zawisła na umartwieniu serca więcéj niż zmysłów, odpowiadał: „Te rzeczy trzeba czynić, i tamtych nie opuszczać” 1.
Przebywając w kolegium Medyolańskiém, miał sobie w objawieniu powiedziane, że mu tylko rok jeden do życia pozostaje. Od téj chwili już całkiem w Bogu zatopiony, o niczém inném jak o Bogu nie umiał mówić. W roku 1591 głód i powietrze morowe, jak w całych Włoszech, tak i w Rzymie grasowało. Święty Aloizy tam podówczas mieszkał. Ojcowie Jezuici otworzyli dla dotkniętych zarazą Szpital, i sami w nim obsługiwali chorych. Z początku, pomimo usilnych próśb jego, nie pozwolili Aloizemu tego poświęcenia się, znając iż w niém miary nie położy, i żadnych ostrożności nie zachowa. Przeznaczyli go tylko do żebrania po mieście jałmużny dla szpitala. Po niejakim jednak czasie pozwolili i jemu podzielać trudy jego braci, którzy zarażając się od słabych, byli przedmiotem pobożnéj jego zazdrości. Pan Bóg zaś który mu już koronę niebieską gotował, dopuścił na niego zarazę. Zapadł tak ciężko, iż siódmego dnia zdawał się dogorywać. Jednak po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, tak mu się polepszyło, iż go nakłaniano aby prosił Boga o przedłużenie życia. Lecz on odrzekł: „Lepiéj jest być rozwiązanym i dostać się do Chrystusa”, a pamiętając na objawienie jakie był odebrał i że rok się skończył, z pewnością twierdził iż go Bóg powoła.
Kiedy go Prowincyał nawiedził, prosił go chory, aby mu dyscyplinować się pozwolił: „Nie masz siły ręki podjąć”, rzekł na toze łzami przełożony. – „Więc niech mnie kto inny biczuje” powiedział Aloizy, i póty nalegał, aż mu pod posłuszeństwem zakazano o tém myśleć. W dzień Bożego Ciała rzekł do braci: „Pomóżcie mi odmówić Te Deum laudamus, gdyż za ośm dni mam umrzeć.” Spełniono jego życzenie, a on od téj chwili przez następne dni ośm, trwał ciągle na modlitwie i jakby w bezustanném był zachwyceniu powtarzając często te słowa Pisma Bożego: Pragnienie mam rozwiązanym być i być z Chrystusem 2. W dzień oktawy Bożego Ciała, brat zakonny przy nim będący widząc że nie ma się gorzéj, rzekł do niego: „Widać że Bogu podobało się przydłużyć ci życia, bo oto już ośm dni od twojéj przepowiedni, a żyjesz.” On zaś twierdził iż umrze niezawodnie. Prosił więc ojca Rektora aby mu kazał dać przenajświętszy Sakrament, co gdy spełniono, a ojciec Prowincyał przyszedłszy zapytał: „Cóż porabiamy bracie Aloizy?” on odrzekł; – „Idziemy ojcze” – „A dokąd” spytał prowincyał: „Do nieba” powiedział wesoło Święty i przydał: „Mam nadzieję w miłosierdziu Boskiém iż dziś tam jeszcze będę.” Pod wieczór twarz jego zaczęła się mienić, pot rzęsisty na ciało jego występował i prosił aby go na ziemi położono, a ponieważ miał uderzenie do głowy, więc mu na nią chustę z wodą zimną przykładano. Po niejakim czasie domagał się aby już tego zaprzestali. Spytany dla czego, ledwo już mogąc przemówić rzekł: „Wszak Chrystus na krzyżu umierał z nienakrytą głową.” Poczém zaczął spokojnie konać, powtarzając ciągle coraz ciszéj imiona Jezusa i Maryi, aż nakoniec lekko westchnąwszy błogosławioną duszę Bogu oddał.
Umarł dnia 21 Czerwca, mając lat trzydzieści cztery, roku Pańskiego 1591.
Wkrótce po jego Śmierci święta Marya Magdalena de Pacys, ujrzała w objawieniu chwałę jakiéj święty, Aloizy w Niebie używał a jak się wyrażała tak wielką że jéj sobie nigdy wyobrazić nie mogła. Zabłysnął wkrótce licznemi i wielkiemi cudami. Po ich sprawdzeniu i przeprowadzeniu całéj sprawy jego kanonizacyi, Papież Benedykt XIII w poczet Świętych wpisał tego Anielskiego młodziana, i jako wysoki wzór niewinności i czystości przeznaczył za Patrona szczególnego dla młodzieży.
Pożytek duchowny
Widziałeś z żywotu świętego Aloizego, przez jakie to umartwienie ciała i mężne panowanie nad zmysłami, dochowuje się nieskazitelną święta cnota czystości. Pamiętaj że napróżno chciałby ją zachować ten, kto ciału we wszystkiém dogadza, a zmysłów nie trzyma na wodzy.
Modlitwa (kościelna)
Niebieskich darów najwyższy szafarzu Boże nasz, któryś w anielskim młodzieniaszku Aloizym świętym, przedziwną niewinność życia z podobnąż pokutą połączył; za jego zasługami i pośrednictwem daj prosimy, abyśmy takiéj niewinności nie umiejąc dochować, pokutę jego naśladować potrafili. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 510–512.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 504
Święta Magdalena de Pazzis ujrzawszy w zachwyceniu świętego Alojzego, rzekła: „Nigdy bym nie była sobie wyobraziła, iżby tyle było w Niebie jasności, gdym obaczyła św. Alojzego. To wielki Święty!”
Za przyczyną świętego Alojzego działo się wiele cudów, na jego wezwanie pierzchają duchy nieczyste.
Papież Benedykt XIII w bulli kanonizacyjnej ogłosił świętego Alojzego „patronem młodzieży”. Wzywanie tego Świętego o pośrednictwo u Boga u jego ołtarza, a do tego przystąpienie do Sakramentów świętych, połączone jest z odpustem. Papież Klemens XII udzielił w roku 1737 zupełnego odpustu tym, którzy co niedzielę odbywają nabożeństwo do świętego Alojzego. Nabożeństwo to tak należy urządzać: Przez sześć niedziel, jedną po drugiej, przystępować należy do Sakramentów świętych i odmawiać po sześć „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryja” i „Wierzę w Boga”, na pamiątkę sześciu lat, przez które święty Alojzy żył w zakonie i błogo w nim działał na chwałę Bożą. Owe sześć niedziel obrać można sobie do woli przed dniem 21 czerwca lub też po nim.
Z nabożeństwem tym należy połączyć prośby do Świętego, aby się wstawił za osobą proszącą do Boga w najgłówniejszych potrzebach żywota. Przy spowiedzi świętej osoba odbywająca to nabożeństwo winna spowiednikowi objawić cel spowiedzi, aby jej udzielił stosownych rad i polecił książki do czytania.
Od dwóchset przeszło lat miliony ludzi od młodości do późnej starości oddawały się temu nabożeństwu i znajdowały zupełne zadowolenie duszy.
Atoli, pomyśli niejeden, cóż na to powiedzą ludzie, że ja przez 6 niedziel mam chodzić do spowiedzi i Komunii świętej? Powiedzą niezawodnie, że mnie do tego zmuszają ciężkie grzechy. Na to zważać nie należy, ludzie mówią dużo. Zajmują się zwykle bliźnimi, ale gdy przyjdzie stanąć przed tronem Boga, któż stanie za ciebie? Zatem nie pytaj co mówią ludzie, tylko czyń, co ci sumienie wskazuje.
Św. Paschalisa Bajlon z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego
Żył około roku Pańskiego 1592.
(Żywot jego napisany przez współczesnego mu zakonnika, znajduje się u Bollandystów pod dniem dzisiejszym.)
Święty Paschalis urodził się roku Pańskiego 1540 w Hiszpanii, w prowincyi Aragońskiéj, w małém miasteczku Torre-Hermoza. Ojciec jego nazywał się Bajlon. Z powodu iż Święty nasz, przyszedł na świat w sam dzień Wielkiéj Nocy, dano ma na żądanie rodziców imię Paschalisa, od wyrazu łacińskiego Pascha, Wielka Noc.
Skoro przyszedł do rozumu, zauważano w nim wielką pobożność. Ulubioną jego modlitwą, była modlitwa Pańska Ojcze nasz, którą często w dniu, małém jeszeze będąc dziecięciem, ukięknawszy i pochyliwszy się do ziemi z największém odmawiał skupieniem. Przebywając w kościele, zapominał o potrzebie brania posiłku, i nieraz matka musiała używać całéj swojéj powagi, aby przerwać jego pobożne ćwiczenia i skłonić go do wzięcia pokarmu.
Rodzice jego byli bardzo ubodzy; gdy więc miał lat siedem oddali go w służbę, do pewnego mieszczanina bardzo zacnego człowieka, który młodego tego chłopaczka, i przykładem i słowy do cnoty i pobożności zachęcał. Przeznaczył go do paszenia trzody, z czego Paschalis był bardzo zadowolony, gdyż mu to zapewniało samotność, w któréj już wtedy bardzo sobie podobał, aby tém swobodniéj mógł się oddawać modlitwie i obcowaniu z Bogiem. Używał téż szczęścia tego z wielkiém weselem duszy. Całe dnie spędzał na bogomyślności, nie tracąc z oczów powierzonéj mu trzódki a gdy z innymi spotykał się pastuszkami, rozmawiał z nimi tylko o Bogu, i lepiéj od nich w religii oświecony, uczył ich prawd świętych. Sam będąc ubogim, wspierał jednak drugich ujmując sobie posiłku jaki mu przynoszono z domu, i rozdając go biedniejszym. Lubo nie pobierał żadnych nauk, sam w nadzwyczaj krótkim czasie, wyuczył się czytać i pisać. Odtąd zawsze z książką w ręku szedł w pole, a nigdy nic innego prócz duchownych dzieł nie czytywał, i spisywał sobie różne pobożne myśli i natchnienia, albo święte postanowienia jakie czynił, usiłując coraz wyżéj w doskonałości chrześcijańskiéj postępować.
Widząc tak wielkie w nim zalety, gospodarz u którego służył, człowiek bardzo zamożny a bezdzietny, chciał go za syna przysposobić. Lecz Paschalis, mając już wtedy około lat dwudziestu, postanowił oddać się Panu Bogu na wyłączną w zakonie służbę, i pomimo nalegań swojego pana, który mu pożądany dla wielu innych zawód doczesny zapewniał, udał się do klasztoru ojców Bernardynów, będącego w okolicach miasta Montfort, z zamiarem wstąpienia do niego. W drodze spotkał jednego ze swoich znajomych, który mu silnie to odradzał. Święty chcąc dowieść prawdziwości swojego powołania, pobudzony do tego przez szczególne Ducha Świętego natchnienie, rzekł do niego: „Oto Pan Bóg uczyni cud, aby cię przekonać że błądzisz odwodząc mnie od życia zakonnego”, i to mówiąc uderzył trzy razy w ziemię na któréj stali, a w téjże chwili wytrysnęły z niéj trzy źródła żywéj wody, dotąd płynące.
Przyjęty do zakonu, i wyjednawszy u przełożonych aby go nie przeznaczali na kapłana lecz na prostego braciszka, po odbytym najprzykładniéj nowicyacie, wykonał śluby uroczyste, i zaraz wybrany został na Infirmiarza, to jest doglądającego chorych. Usługiwał im i doglądał ich z największą miłością, a słowami pokrzepiał i na duszy, obudzając w ich sercu akty poddania się woli Bożéj i cierpliwego znoszenia choroby.
Prócz tego, przełożeni jemu zwierzyli rozdawanie ubogim jałmużny przy furcie. Spełniał święty Paschalis i ten obowiązek w duchu Bożym. W każdym biednym widział samego Chrystusa Pana, i obchodził się z nim nietylko z miłością, lecz nawet z uszanowaniem, jakie w nim obudzało ubóstwo, przypominające mu ubogiego z miłości ku nam Jezusa. Sam większą część roku ograniczał się na jednéj porcyi posiłku, a często poszcząc o chlebie i wodzie, pozostałe pokarmy oddawał biednym, których przez czas ten gdy byli przy furcie, uczył katechizmu i odmawiał z nimi pacierze, dając im najzbawienniejsze nauki.
Gdy jeszcze był pastuszkiem, zdarzyło się iż znajdując się w polu, a w myśli słuchając Mszy świętéj, w chwili gdy upadł na ziemię, aby oddać cześć Hostyi przenajświętszéj podczas podniesienia, taż Hostya ukazała mu się w powietrzu, trzymana przez Aniołów. Od téj pory szczególne miał do przenajświętszego Sakramentu nabożeństwo. Co mu tylko zbywało czasu od obowiązków klasztornych, spędzał go w kościele: tam często wpadał w zachwycenie, i niekiedy widziano go o stóp kilka w górę wzniesionego na powietrzu. Matkę Bożą czcił i kochał jak najlepszą matkę swoję niebieską, i do tajemnicy Jéj Niepokalanego Poczęcia mając wielkie nabożeństwo, pobudzał do niego i drugich. Obdarzył go był Pan Bóg, tak wysokim darem nietylko bystrego pojęcia w rzeczach tyczących się religii, lecz oraz i wyjaśniania najgłębszych tajemnic wiary, że najznakomitsi Teologowie udawali się do niego dla zasięgnięcia jego zdania, w najzawilszych kwestyach. Dwóch uczonych Jezuitów, rozmawiało z nim razu pewnego, a nie wiedząc iż jest tylko prostym braciszkiem, wzięli go za jednego z najuczeńszych Teologów jego zakonu. Żadnych nauk nie pobierając, napisał prześliczne małe książeczki o doskonałościach Boga, o Trójcy przenajświętszéj, o Wcieleniu Syna Bożego, o sposobie odbywania modlitwy wewnętrznéj, o trzech stopniach doskonałości chrześcijańskiéj, o łasce, o Aniołach, i kilka innych tego rodzaju, a w których wszystkie te tajemnice z przedziwną prostotą, namaszczeniem i przystępnie wykłada. Wysłany przez przełożonych do Francyi w ważnych sprawach tyczących się całego zakonu, wszystko najpomyślniéj załatwił. W podróży téj, wpadł był w ręce heretyków, wojnę podówczas prowadzących. Zrazu chcieli oni obejść się z nim okrutnie, mając w ręku braciszka zakonu który nienawidzili. Lecz jego pokora, łagodność, i mądre odpowiedzi jakie im dawał na czynione mu zapytania co do artykułów wiary, złość ich rozbroiły i wyswobodziły go z téj niewoli.
Słynął za życia jeszcze różnemi cudami. Razu pewnego w jedném z miast sąsiednich klasztorowi w którym przebywał, wybuchło morowe powietrze. Święty dowiedziawszy się iż z miejsca tego wielu pouchodziło, a chorzy bez pomocy żadnéj zostawali, uzyskawszy na to pozwolenie przełożonego, udał się tamże dla obsługiwania; zarażonych. Przebywał wśród nich dość długo, a nietylko sam zarazie nie podległ, lecz wielką liczbę już nią dotkniętych znakiem krzyża świętego uzdrowił, i naukami jakie przez ten czas miewał do ludu, poskromiwszy w nim złe obyczaje, odwrócił tę klęskę od miasta, ktorą właśnie Pan Bóg karał mieszkańców za ich grzechy, i nią chciał ich do pokuty przywieść. W procesie jego kanonizacyi i to zdarzenie, i wielka liczba innych cudownych uzdrowień przez niego dokonanych, została dowiedzioną.
Posiadał także dar przepowiadania przyszłości, którego szczególnie używał dla ostrzeżenia różnych osób o zbliżającéj się śmierci, aby się zawczasu do niéj przygotowały. Tak między innemi, znajdując się pewnego dnia u zamożnego mieszkańca Walencyi, gdzie posłany był jako towarzysz z kapłanem jego zakonu udającym się tam za interesem klasztornym, gdy odchodzili, nakłonił gospodarza domu aby co rychléj wyspowiadał się i sporządził testament, gdyż niezadług oumrze. Jakoż tejże nocy człowiek ten tknięty apopleksyą, umarł. Podobne wielkie dobrodziejstwo wyrządził nasz Święty, mnóstwu innych osób, jak o tém także świadczą akta jego kanonizacji.
Lecz o ile ten sługa Boży, opływał w dary i łaski niebieskie, o tyle zły duch wysilał złość swoję na jego duszę. Nacierali na niego niekiedy szatani, a za każdą razą modlitwą, przez którą w takich razach uciekał się do Matki Bożój, odparci, i żadnéj co do duszy nie mogąc mu zadać szkody, nad ciałem się jego pastwili. Zdarzało się iż go tak dotkliwie zbili, że całe ciało miał sińcami pokryte. Niekiedy znowu chcąc go w złudzenie wprowadzić, okazywali się mu przybierając na siebie postać Świętych Pańskich, a nawet i saméj Matki Bożéj, jakoby się mu objawiających. Lecz Paschalis umiał rozróżnić fałszywe od prawdziwych widzenia, i za każdą razą znakiem krzyża święgo złudzenia szatańskie odpędzał.
Mając lat pięćdziesiąt dwa, gdy mieszkał w klasztorze w mieście Willa-Reale w Walencyi, przepowiedział zbliżający się dzień śmierci swojéj. Wkrótce potém zapadłszy na lekką gorączkę, przyjął z najżywszéj pobożności uczuciami, wszystkie Sakramenta święte, i zasnął w Panu dnia 15 Maja roku Pańskiego 1592. Gdy w trumnie był położony, ujrzano podczas Mszy świętéj, przy ciele jego odprawianéj, że w chwili Podniesienia dwa razy otwierał i spuszczał powieki, na znak cudowny iż i po śmierci cześć oddaje przenajświętszemu Sakramentowi Ołtarza.
Gdy licznemi grób jego zasłynął cudami, kanonizowany został przez Papieża Aleksandra VIII roku Pańskiego 1680.
Pożytek duchowny
Święty Paschalis, który szczególne miał za życia do przenajświętszego Sakramentu ołtarza nabożeństwo, jest dla tego szczególnym daru tegoż nabożeństwa Patronem. Proś go przeto z całego serca, aby i tobie tę łaskę wyjednał, abyś Boga i najdroższego naszego Zbawcę, w Sakramencie Jego największéj ku ludziom miłości obecnego, czcił i wielbił w sposób szczególny.
Modlitwa (kościelna)
Boże! któryś błogosławionego Paschalisa Wyznawcę Twojego, prawdziwą ku przenajświętszéj tajemnicy Ciała i Krwi Twojéj, miłością przyozdobił; spraw łaskawie, abyśmy podobnyż jak on z téj Boskiéj uczty posiłek dla duszy naszéj zaczerpywać godnymi się stali. Który żyjesz i królujesz i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 401–403.
Św. Józefa Oblubieńca Przenajświętszej Maryi Panny
Żył z Panem Jezusem.
Święty Józef, Oblubieniec przenajświętszéj Maryi Panny, i zastępujący na ziemi miejsce Ojca Synowi Bożemu, narodził się w ziemi Żydowskiéj, a według najpowszechniejszego mniemania, w małém miasteczku Nazaret, około czterdziestu pięciu lat przed Chrystusem Panem. Pochodził z pokolenia Judy i z rodu królewskiego, panującego w téj krainie od Dawida aż do niewoli Babilońskiéj Żydów, od któréj to epoki już naród ten króla swojego nie miał. Był synem rodzonym Jakóba, a na mocy prawa Starego Zakonu, przysposobionym spadkobiercą Helego, stryja swojego zmarłego bezdzietnie. Według zdania wielkiéj powagi pisarzy Kościelnych, dostąpił tego szczególnego przywileju, że przed przyjściem na świat, w łonie matki uświęconym, to jest oczyszczonym został ze zmazy grzechu pierworodnego, i na zawsze utwierdzony w łasce.
Ponieważ Pan Jezus miał narodzić się, i całe Swoje życie przepędzić w niedostatku, w takimże stanie i świętego Józefa który miał uchodzić za Ojca Jego umieścił; lecz od najmłodszych lat, uprzedzony on najszczególniejszemi łaskami niebieskiemi, coraz w nie stawał się bogatszym, jako ten, który po Matce Bożéj najbliższym miał być Boskiéj osoby Zbawiciela, i po Niéj największy mieć udział w sprawie odkupienia ludzi. Był prostym rzemieślnikiem, wyrobami z drzewa trudniącym się, wszakże w tym nizkim i pospolitym stanie, jakże miłym w oczach Boga, gdy zdobiły duszę jego dary i łaski, które go największym po przenajświętszéj Pannie Świętym uczyniły! Pan Bóg zastosowuje dary i łaski Swoje, do powołania jakie komu przeznacza; z tego wnosić możemy, jakiemi musiały być te, któremi ubogacił duszę świętego Józefa, przeznaczając go na małżonka własnéj Swojéj przenajświętszéj Matki, i na zastępowanie miejsca ojca na ziemi, własnemu Jego Synowi jednorodzonemu! Niektórzy pisarze utrzymują, iż święty Józef od młodych lat uczynił ślub czystości.
Doszedł był już do tego wysokiego stopnia świątobliwości, o którym wyrażając się Ewangelia święta nazywa go sprawiedliwym, to jest posiadającym wszystkie cnoty w wysokim stopniu, kiedy Syn Boży, postanowiwszy stać się człowiekiem, wybrał Sobie Maryą za Matkę, a Józefa przeznaczył jéj na małżonka. Przenajświętsza Panna, od dzieciństwa poświęciwszy się Bogu na służbę w Świątyni Jerozolimskiéj, uczyniła była ślub wiecznego dziewietwa. Gdy więc nadeszła pora, w któréj, jak to podówczas było zwyczajem, powinna była koniecznie wyjść za mąż, chodziło o to, aby zawarła związek, któryby temu jéj ślubowi, nie sprzeciwiał się: a więc trzeba było wybrać dla Niéj małżonka, podobnymże ślubem związanego. Wtedy Wielki Kapłan zgromadziwszy lud do świątyni Jerozolimskiéj, nakazał w tym celu modlitwy, po których z miejsca zwanego Sancta Sanctorum, Święte nad Świętemi, dał się słyszeć głos, aby tego obrano dla Niéj za Oblubieńca, na którego lasce, okaże się spoczywający Duch Święty w postaci gołębicy. Jakoż, cud ten objawił się na lasce świętego Józefa, która oraz i zakwitła w jego ręku, i jemu poślubioną została Marya, związkiem małżeńskim, w którym jak się wyraża jeden z wielkich pisarzy kościelnych: dziewictwo jednego połączone zostało z dziewictwem drugiego, gdyż Marya z Józefem żyć mieli z sobą jak brat z siostrą, jak dwóch Aniołów niemających ciała.
Wkrótce po zawarciu tego błogosławionego związku, kiedy ci najświętsi jacy kiedy byli małżonkowie, mieszkali w ubogim domku swoim w Nazarecie, Anioł Gabryel przysłany został od Boga do przenajświętszéj Panny, zwiastując Jéj, iż Syn Boży, mając stać się człowiekiem, Ją obrał Sobie za Matkę, i w tejże chwili Słowo Boże, za sprawą Ducha Swiętego, wcieliło się w jéj przeczystóm łonie. Gdy dowiedział się o tém święty Józef, w głębokiéj pokorze swojéj, czując się niegodnym przebywania z Tą, która już Boga prawdziwego w Sobie nosiła, umyślił rozłączyć się z Nią, i to skrycie, aby ludzie nie wiedząc o powodach jego rozstania się z Maryą, nie przypisywali tego innym jakowym pobudkom. Lecz gdy to myślał pisze Ewangelia święta, oto Anioł Pański okazał mu się we śnie, mówiąc: „Józefie synu Dawidów, nie bój się przyjąć Maryi małżonki twéj, to jest nie wahaj się mieszkać wspólnie z Maryą, która z woli Bożéj, poślubioną ci została: a gdy ona porodzi Syna, nazwiesz imię jego Jezus, albowiem On zbawi lud swój od grzechów” (Mat. I. 20). Święty Józef, już więc Matki Bożéj nie odstępował, i towarzyszył Jéj nawet, gdy odwiedzała świętą Elżbietę daleko od nich mieszkającą.
W kilka miesięcy potém, udał się z Nią do Betleem, gdzie wszyscy z pokolenia Dawidowego stawić się musieli, dla nowego spisu ludności, podówczas w całéj ziemi żydowskiéj odbywającego się. I tamto był święty nasz Patryarcha obecny narodzeniu się Pańskiemu, pierwszy z ludzi wraz z przenajświętszą Panną przypuszczony został do téj największéj tajemnicy, i z Nią razem pierwsze spływające z niéj na cały ród ludzki, łaski otrzymał. W jego obecności przyszli pasterze, oddać cześć narodzonemu w ludzkiém ciele Bogu, a po nich trzéj Królowie w tymże celu z odległéj pogańskiéj krainy przybywający. Przyszli mówi Ewangelia święta Pasterze z pośpiechem, i zastali Maryę, Józefa i Dzieciątko położone w żłobie (Łuk. II. 16).
W ośm dni po narodzeniu się Pańskićm, święty Józef, jako mniemany ojciec Boskiego Dzieciątka, odbył na przenajświętszém ciele Jego obrządek obrzezania. Dnia 40-go, stosując się do prawa Starego Zakonu, odnoszącego się do każdego pierworodnego dziecięcia płci męzkiéj, zaniósł Pana Jezusa do świątyni Jerozolimskiéj, aby zaofiarować Panu Bogu Jegoż własnego Syna, który ofiarą Swoją miał świat cały odkupić, i potem wrócił do Nazaretu. Lecz zaledwie tam przybył, a oto Anioł Pański, okazał się mu we śnie, mówiąc: Wstań, a weźmij dziecię i Matkę Jego, a uchodź do Egiptu (Mat. II. 13). Dawał mu zaś Pan Bóg taki rozkaz, aby uchronić Dzieciątko Jezus od śmierci, gdyż Herod panujący wtedy w ziemi Żydowskiéj, chcąc zgubić Zbawiciela, wydał był rozkaz, aby wszystkie dzieci wymordowano. Święty Józef, niezwłocznie spełnił rozkaz przyniesiony mu z Nieba; uszedł z Panem Jezusem i Matką Bożą do Egiptu, i tam lat siedem przebywał, aż gdy Herod umarł, a Anioł Pański znowu okazał się we śnie Józefowi w Egipcie mówiąc: „Wstań, a weżmij dziecię i Matkę Jego, a idź do ziemi Izraelskiéj” (Mat. II. 19).
Po powrócie swoim, Józef ostrzeżony i tą razą przez Anioła, aby nie udawał się do ziemi Żydowskiéj, gdzie panował syn Heroda, osiadł już stale w Nazarecie, i tam obok Jezusa i Maryi pędził te najbłogosławieńsze chwile, jakie komu dane było spędzić na ziemi. Tam spełniał najszczytniejszą godność, jaka istocie jakiéj i niebieskiéj i ziemskiéj dostać się mogła w udziale, zastępując Synowi Bożemu Ojca na ziemi, co Ewangelia święta w tém słowie wyraża, gdy mówi że Pan Jezus był mu Poddany! (Łuk. II. 51).
Rodzina przenajświętsza, każdego roku chodziła do Jerozolimy, na uroczystość Paschy. Razu pewnego, zdarzyło się, że gdy ztamtąd wracali, Pan Jezus mający już wtedy lat dwanaście, oddzielił się był od swoich rodziców wśród wielkiego tłumu ludzi, i przez trzy dni, odszukać Go nie mogli, co świętego Józefa, o wielki smutek przyprawiło. Lecz nakoniec, znaleźli Go w świątyni wśród Doktorów, co znowu było dla niego wielką pociechą.
Odtąd już ten wielki Święty, zażywał spokojnie niebieskiego szczęścia tu jeszcze na ziemi, obcując ciągle z Synem Bożym i Matką przenajświętszą. Piastował na swoich błogosławionych rękach Syna Boga najwyższego, i pracą tychże rąk własnych wychował i wyżywił Zbawiciela świata! Z Maryą, któréj jedne odwiedziny uświęciły i Elżbietę i dziecię w jéj żywocie będące, a na cały dom jéj najszczególniejsze ściągnęły łaski, Józef przestawał ciągle, a Synem swoim nazywał Syna Bożego, i tytuł ojca odbierał z ust Tego, który jako Bóg Bogu Ojcu równy, od wieków przez Niego jest zrodzony! Gdy zaś Jezus jest dawcą i źródłem łask wszelkich, a Marya wszystkie łaski jakie tylko na duszę jaką spływają, wyjednywa, i nie inaczéj one jak przez Jej ręce na ludzi spływają — miarkujmyż co za niezmiernéj, co za niepojętéj obfitości łask Boskich dostąpić musiał Józef, Maryi Oblubieniec przeczysty, a nad Jezusem Ojca prawdziwego mający sobie zwierzone prawa!
Po takióm życiu, takaż i śmierć była tego największego Patryarchy. Umierał na rękach Jezusa i Maryi! z Nieba ziemskiego, poszedł na tamten świat czekać, aż mu raj niebieski, otworzy ten właśnie, którego nato sam wypiastował. Marya d'Agredo, w objawieniach swoich utrzymuje, że święty Józef bardzo długo przed śmiercią chorował, a że przez cały dzień przed skonaniem był w zachwyceniu, gdyż śmierć jego nastąpiła nie tyle z upadku sił żywotnych, ile z niezmiernéj miłości Boga, która go jakby spaliła. Zasnął na rękach Jezusa i Maryi, około trzydziestego roku po narodzeniu Zbawiciela, a więc około siedemdziesiątego piątego swojego życia. Jest zaś mniemanie, przez wielu Ojców świętych przyjęte, że gdy przy śmierci Pana Jezusa, znaczna liczba zmairych z grobu powstała, w téj liczbie był i święty Józef, a po Wniebowstąpieniu Pańskiém, został on z ciałem i z duszą wziętym do Nieba.
Do szczególnéj czci świętego Józefa, od najdawniejszych czasów w Kościele upowszechnionéj, zachęcać nas powinno, i to, że w roku 1871, Papież Pius IX, ogłosił Go głównym całego Kościoła katolickiego Patronem.
Pożytek duchowny
Gdy Syn Boży żyjąc na ziemi, nie mógł nigdy nic odmówić świętemu Józefowi, jako temu który mu miejsce Ojca zastępował, jakże tém burdziéj nie odrzuca prośb jego za nami w Niebie zanoszonych. Ztąd po przenajświętszéj Matce, jest on najprzeważniejszym pośrednikiem naszym, i do niego powinieneś żywić w sercu twojém najgorętsze nabożeństwo. A że sam ten szczególny dusz wybranych Opiekun, miał śmierć najbłogosławieńszą jaka kogo spotkać może, więc jest szczególnym Patronem dobréj śmierci, i w téj stanowczéj godzinie, jego wiernych czcicieli. Pan Bóg najpotrzebniejszemi wtedy łaskami obdarza.
Modlitwa (kościelna)
Prosimy Cię Panie, abyśmy zasługami Józefa świętego Oblubieńca przenajświętszéj Rodzicielki Twojéj wspomożeni byli, a czego prośbami własnemi osiągnąć nie możemy, abyśmy to za jego przyczyną i wstawieniem się, otrzymali. Który żyjesz i królujesz i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 222–224.
Św. Jana Chryzostoma Patryarchy Konstantynopola i Doktora Kościoła
Żył około roku Pańskiego 407.
Pożytek duchowny
Kto życie swoje całe poświęca na wierną służbę Bogu, ten tak spokojnie, jak to widziałeś na świętym Janie, chociaż nagłą zaskoczony śmiercią, umiera. Staraj się żyć tak, abyś zawsze na śmierć był gotowym, bo mówi sam Pan Jezus: nie wiecie dnia ani godziny (Mat. XXV. 13.) kiedy was spotka ta chwila, od któréj cała wieczność zależy.
Modlitwa (kościelna)
Prosimy Cię Panie, abyś łaską niebieską wspomagać raczył Twój Kościół, któryś nauką i zasługami świętego Jana Złotoustego Biskupa i Wyznawcy Twojego, uświetnić raczył. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 76.
Św. Teodozego Ceniobrarchy
Żył około roku Pańskiego 430.
Pamiętaj na ostatnie rzeczy twoje, a na wieki nie zgrzeszysz.
Ekli. VII. 40
Pożytek duchowny
Rozmyślaniem śmierci, i siebie i wielką liczbę dusz, których był przewodnikiem, uświęcił błogosławiony Teodozy, którego żywot czytałeś. Pomnąc na to, często nad śmiercią rozmyślaj, jako nad chwilą, od której wieczne twoje szczęście lub wieczne potępienie zależy, a która raz tylko cię spotka; czeka cię niechybnie; a nie wiesz kiedy, może dziś nawet!
Modlitwa
Boże, któryś Sam za środek najpewniejszy do uchronienia się grzechu, wskazał nam rozpamiętywanie rzeczy ostatecznych; daj nam, za przykładem i wstawieniem się świętego Teodozego, tak żywą ich pamięć w myśli naszéj miéć wyrytą, abyśmy przez całe życie strzegąc się grzechu, wolni od niego znaleźli się w godzinę śmierci. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 35.
