Wpisy z tagiem "żołnierz":
Św. Floryana, Męczennika
Żył około roku Pańskiego 280.
(Żywot jego znajduje się w dziełach świętego Wincentego Feraryusza.)
Święty Floryan przyszedł na świat w pierwszéj połowie trzeciego wieku. Z młodych lat jego żadnych nie mamy szczegółów: to tylko wiadomo że był gorliwym chrześcijaninem, z czém starannie ukrywać się musiał, tém bardziéj że służył w wojsku cesarzów Dyoklecyana i Maksymina, najzawziętszych wrogów imienia chrześcijańskiego. Posiadał wyższy stopień wojskowy i dowodził niewielkim oddziałem, kiedy wybuchło pod panowaniem tych dwóch tyranów, jedno z najsroższych prześladowań wyznawców Chrystusowych. Wyśledzano ich najstaranniéj w jakimkolwiek byli stanie, wyszukiwsno po lasach i jaskiniach gdzie się ich wielu kryło, i dla zmuszenia do oddania czci bożkom pogańskim i wyrzeczenia się wiary świętéj, zadawano im najsroższe męki. Wszędzie lała się krew męczeńska, i tysiące wiernych ponosząc najstraszniejsze katusze oddawało życie za Chrystusa.
W żadném inném prześladowaniu, ani z czasów poprzednich ani późniejszych, nie padło tylu Męczenników pod okrutnemi razami pogan ilu wtedy, gdyż nigdy z większą pilnością i zajadłością nie wyszukiwano ich wszędzie, tak że jak się wyrażają współcześni pisarze nie było najodludniejszego zakątka wielkich i licznych podówczas puszcz i lasów najdzikszych, gdzieby nie dosięgali siepacze pogańscy, w pogoń za chrześcijanami wielkiemi gromadami wysyłani.
Święty Floryan znajdował się w mieście Tecya, kiedy doszła go wieść że w Noryku rzymskim w mieście Laureaku wielkorządca nazwiskiem Akwilinus, odznaczający się nienawiścią do chrześcijan i najokrutniejszém z nimi obchodzeniem się, pojmał czterdziestu żołnierzy z oddziału którym on właśnie dowodził. Bylito bowiem chrześcijanie o których wierze wtedy dopiéro dowiedzieli się poganie, a których ów Wielkorządca zamknąwszy w więzieniu najokrutniejszemi mękami zmuszał do wyrzeczenia się wiary. Wiadomość o tém rozbudziła we Floryanie pragnienie osiągnięcia korony męczeńskiéj za którą oddawna wzdychał, któréj nie śmiał jednak dotąd dobijać się wystawiając się dobrowolnie na męczeństwo, gdyż obawiał się aby to nie było z jego strony zuchwałą zarozumiałością i zbytniém rachowaniem na swoję wytrwałość, za co mógłby mu Pan Bóg ująć potrzebnéj do tego łaski. Lecz gdy posłyszał że jego podwładni żołnierze już święty bój toczą, zdało ma się obowiązkiem jak w każdéj innéj walce, tak i w téj w któréj chodziło o zdobycie Nieba być przy nich i im przewodzić. Gdy więc wyjeżdzał z miasta Tecya, żegnając się ze swoimi współwyznawcami, których tam pewna liczba była jeszcze przez pogan niewyśledzona, rzekł do nich: „Módlcie się za mnie, bo udaję się do Laureaku, dla Chrystusa mojego męki ponieść i życie za Niego oddać.”
W drodze będąc spotkał żołnierzy także z jego oddziału będących ale pogan, i spytał ich dokąd i poco idą. „Iżali nie wiesz. odpowiedzieli mu, że cesarz ponowił rozkaz do Wielkorządcy Akwilinusa aby chrześcijan wyszukiwał jak najstaranniéj, i albo najsroższemi mękami zmusił ich do oddawania czci bogom naszym, albo śmiercią ukarał. Przeto i my wysłani jesteśmy w tym celu.” Słysząc to święty Floryan, uniesiony żądzą otrzymania korony męczeńskiéj, i jak wnosić należy ze szczególnego natchnienia Ducha Świętego rzekł do nich: „Nie macie potrzeby dłużéj się trudzić i daleko szukać takich jak wam potrzeba: oto mnie macie, bo i ja jestem chrześcijaninem.” Zdumieli się żołnierze słysząc tak śmiałe jego wyznanie; zawahali się nawet przez chwilę eo im czynić wypada, gdyż dowódcę swego bardzo szacowali i miłowali, lecz obawa srogiéj odpowiedzialności jakąby ściągnęli na siebie gdyby rozkazu Wielkorządcy nie wykonali, przemogła. Ujęli świętego Floryana, zaprowadzili do Laureaku i stawili go przed Akwiliniuszem, mówiąc: ,„Nie trzeba nam było tą razą długo szukać, oto jest Floryan nasz dowódca, który sam wyznaje iż jest chrześcijaninem.”
Wielkorządca który go znał, a nie przypuszczał aby był wyznawcą religii tak surowo zakazanéj przez cesarzów i którą tak srogo prześladowano, zdziwiony powiedział do Florpana: „Cóż to ja słyszę! Czyżby to prawda była żeś ty chrześcijaninem?” — „W istocie tak jest” odpowiedział Święty. — „A więc zawołał Akwilinius, musisz niezwłocznie złożyć ofiarę bogom naszym, bo w przeciwnym razie na okrutne cię męki wydam. a jeżeli to cię nie przywiedzie do spełnienia woli cesarzów śmiercią cię ukarzę.” — „Ofiary bogom fałszywym, odrzekł żołnierz Chrystusów, nigdy nie złożę; a ty czyń ze mną co chcesz i postąp jak ci rozkazano.” Wtedy tyran skazał go na zbicie kijami, do czego kaci niezwłocznie się wzięli, z największém barbarzyństwem pastwiąc się nad nim aby jak mówili pomścić zniewagi cesarskiéj, jakiéj według nich dopuszczał się jeden z wyższych jego wojskowych, wyznając religią przez niego zakazaną. Wśród téj katuszy Święty nie wydał ani jęku, ani najmniejszéj nie objawił niecierpliwości, a gdy zajadle okładali go kijami on głośno w te słowa się modlił: „Boże Tyś nadzieja moja! zaprzeć się Ciebie Stwórcy i Odkupiciela mojego nie mogę. Twój jestem żołnierz, niech mnie broni ręka Twoja, nie od katów, którzy tylko ciało moje katować mogą, o co nie dbam, ale od braku męstwa w poniesieniu mąk za Ciebie, Daj mi mocne serce ku przeniesieniu ich wytrwale a policz mnie pomiędzy wierne sługi Twoje którzy przede mną wytrwali aż do śmierci przy wyznawaniu Imienia Twojego i podeptaniu szatana i zdrady jego.” Słuchał tego Akwiliniusz, a sądząc że Święty zachwiał się na duchu kiedy pomocy Bożéj wzywa, zawołał znowu: „Ofiaruj bogom, a wnet cię uwolnię.” A Święty Floryan na to mu odpowiedział: „Miniemasz żem ja dopiéro w Chrystusa uwierzył i żem świeży w służbie Jego? Dawno jestem sługą Jego chociaż wiernie służę w wojsku cesarskiém. Przetoż szatan mocy nade mną mieć nie może. Ty także z ciałem mojém możesz czynić co ci się spodoba, ale duszy ani tknąć nie masz władzy, bo nią sam Bóg rządzi. We wszystkiém co się tyczy wojskowéj służby gotów jestem słuchać cię jako mojego zwierzchnika, ale abym się szatanom kłaniać miał, do tego mnie nigdy nie zniewolisz.” Na te słowa Wielkorządca srożéj bić i katować go kazał, a Floryan znowu do niego: „Napróżno pastwisz się nade mną; możesz jeszcze większy gniew twój i okrucieństwo wywrzeć na mojém ciele, a jednak nie wymusisz na mnie tego, czego niegodziwie wymagasz. Możesz nawet rozniecić stos palący się, a ja w Imię Pana naszego Jezusa Chrystusa wnijdę w ogień śmiało, lecz ofiar szatanom nie złożę.” Wtedy tyran kazał go żelaznemi hakami targać, tak że mu cały grzbiet w jednę ciężką ranę wnet zmienili, lecz Święty z wesołém obliczem wszystko to znosił i głośno Chrystusa chwalił. Widząc Akwiliniusz tak wielką stałość i wytrwałość jego, niespodziewając się jéj przemódz dłuższemi mękami, osądził go na śmierć przez wrzucenie w płynącą tam rzekę Anizus zwaną.
Szedł Floryan wesoło, radując się iż wkrótce już w Niebie odbierze nagrodę swojéj śmierci męczeńskiéj, a gdy na most nad rzeką będący, z którego zrzucić go mieli, przybyli, uwiązali mu wielki kamień u szyi. Zaś sługa Boży ukląkł i prosił aby mu przez chwilę dozwolili się pomodlić, na co poganie zgodzili się. Wtedy wpadł w zachwycenie, a że się ono przedłużało a kaci nie śmieli przerwać mu tak cudownéj modlitwy, jeden z obecnych przyskoczył do niego, i wyrzucając oprawcom opieszałość w spełnieniu danego im rozkazu, sam go z mostu w rzekę zepchnął. Lecz wnet uczuł nad sobą karzącą rękę Boską: w tejże chwili pękły mu oczy i wyciekły ze strasznym bolem. Ciało zaś Świętego już umarłego uniesione nurtem rzeki, przez wodę wyrzucone zostało na brzeg w miejscu bardzo od miasta odległém, gdzie pojawił się nadzwyczajnéj wielkości orzeł, który je strzegł od innego ptastwa i dzikich zwierząt.
W dni kilka potém święty Floryan.objawił się we śnie pewnéj pobożnéj niewieście na imię Walerya, i wskazując miejsce w którem leżało ciało jego, polecił jej aby je na inném właściwszém pochowała niezwłocznie. Ona chcąc to spełnić a ukryć przed poganami, tajemnie zwłoki błogosławione na wóz włożyła, przykrywszy je chrustem i wiozła. Lecz że odległość od miejsca jéj wskazanego do pogrzebania ciała była znaczna, a upał dokuczliwy, woły u wozu będące, wśród drogi ustały od braku napoju. Wtedy zafrasowana tém owa kobieta, zaczęła modlić się do Boga wzywając pośrednictwa Świętego którego relikwie wiozła, i w téjże chwili wytrysnęło przed nią Źródło żywéj wody, któréj napiwszy się wołki, poszły daléj w drogę i Walerya zwłoki tego wielkiego Męczennika pogrzebała na miejscu przez niego wskazaném.
W dziewięć wieków potém, bo w roku Pańskim 1183, Kazimierz syn Bolesława Krzywoustego na tronie Polskim zasiadający, pragnąc mieć ciało jednego ze słynnych Męczenników w Kościele Bożym czczonych, wyprawił do Rzymu do Ojca świętego Lucyusza III posłów, z usilną prośbą aby mu święte zwłoki którego z mężnych Wyznawców Chrystusowych wsławionych w chrześcijaństwie przysłać raczył. Pobożnemu temu żądaniu zadość uczynił Papapież i przez Epidyusza Biskupa Maryńskiego posłał do Polski kości świętego Floryana. Przyjął je Kazimierz ze czcią wielką a wyszedłszy naprzeciw nich o siedem mil za Kraków i ztamtąd ciągle pieszo idąc z processyą duchowieństwa i ludu, do miasta wprowadził. Umieszczono je najprzód na przedmieściu zwaném Kleparz, gdzie Kazimierz pod wezwaniem tegoż Świętego piękny kościół wybudował, zaopatrzywszy takowy na zawsze w znaczne dochody do utrzymania przy nim Kanoników. Późniéj pozostawiwszy w tym kościele tylko ramię świętego Floryana, resztę zwłók jego przeniósł do kościoła na Wawelu w Zamku Królewskim będącego, gdzie dotąd wielkiemi i licznemi cudami słynie.
Święty Floryan jest szczególnym Patronem przeciw klęskom od ognia pochodzącym, z powodu iż mieszkańcy Krakowa cudownéj jego opieki w téj mierze wielokrotnie doznali.
Pożytek duchowny
Proś świętego Floryana aby cię strzegł opieką swoją od szkód od ognia pochodzących, lecz oraz polecaj jego opiece tych, którzy tą klęską, tak często w czasach naszych zdarzającą się, są dotknięci, A także proś go i dla nich i dla siebie, gdybyś tego rodzaju szkody doznał, o wyjednanie u Boga łaski pokornego poddania się jak każdemu, tak i takiemu dopustowi Jego.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! który nas uroczystością błogosławionego Floryana Męczennika Twojego rozweselasz, daj miłościwie abyśmy obchodząc pamiątkę jego tryumfu na ziemi, dostąpili weselenia się razem z nim w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1037–1039.
Święto poświęcenia Kościoła Laterańskiego w Rzymie i św. Teodora, Męczennika
Poświęcenie tego Kościoła nastąpiło około 330, a święty Teodor żył około 304 roku Pańskiego.
(Szczegóły te wyjęte są z dziejów kościelnych i pism świętego Grzegorza Nisieńskiego.)
W święcie dzisiejszém Kościoł Boży obchodzi pamiątkę pierwszego uroczystego poświęcenia kościoła chrześcijańskiego na ziemi, a tym był wspaniały kościoł wybudowany w Rzymie przez cesarza Konstantego Wielkiego, na początku IV wieku, w miejscu gdzie był pałac bogatego pana Rzymskiego, nazwiskiem Laterana. Najprzód wzniesiony on został pod wezwaniem Zbawiciela; lecz gdy późniéj, wybudowane przy nim zostały dwie przepyszne kaplice: jedna pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela, druga pod wezwaniem Świętego Jana Ewangelisty, więc kościoł ten dziś powszechnie znanym jest pod nazwiskiem świętego Jana Laterańskiego w Rzymie.
Od początku świata, ludzie wznosili Ołtarze dla składania na nich ofiar Bogu najwyższemu. Adam, Noe, Abraham i inni Patryarchowie Starego Zakonu, zgromadzali się ze swojemi rodzinami i pokoleniami na miejsca takowe, by tam Stwórcy wszech rzeczy, oddać cześć wspólną, publiczną i uroczystą. Abraham wkoło ołtarza który urządził w Bersabei, zasadził las gęsty, aby to miejsce było więcéj osamotnione i bardziéj pobudzało do skupienia ducha, z jakiém przy obrzędach religijnych znajdować się każdy powinien. Jakób wybudował ołtarz kamienny w Bethel, namaścił go pobłogosławionemi olejami, poświęcając Panu, i miejsce to nazwał Domem Bożym. Wiadomo z jaką nadzwyczajną wspaniałością odbył Salomon, poświęcenie Bogu ojców swoich wspaniałéj świątyni, którą wybudował był w Jerozolimie. Obrzędy te trwały tydzień cały. Złożono wtedy Panu Bogu w ofierze dwadzieścia dwa tysiące wołów, i sto dwadzieścia tysięcy baranów. Wreszcie sami poganie wszędzie wznosili świątynie dla swoich fałszywych bożyszcz, i słusznie jeden z ich wielkich mędrców pisał: „Podróżując po różnych krajach, napotkasz miasta bez murów któreby je otaczały, bez ludzi uczonych, bez królów, bez szkół i teatrów, lecz ani jednego nie napotkasz bez świątyni”. 1
Owóż, przez lat przeszło trzysta po przyjściu Chrystusa Pana i założeniu Jego Boskiéj religii na ziemi chrześcijanie pozbawieni byli kościołów, właściwie tak nazwanych. Wznosić ich w żaden sposób nie mogli, gdyż wyroki cesarskie zakazywały tego najsurowiéj, i gdyby byli ośmieli się to uczynić, wnet zawziętość pogańska byłaby te święte budynki porozwalała. Przez cały więc ten czas, a tak długi, wierni chcąc uczestniczyć w świętych tajemmnicach i obrzędach, musieli zapuszczać się w głębokie, ciemne i ciasne pieczary, zwane katakumbami, albo w największéj tajemnicy, zgromadzać się do domów prywatnych na modlitwę, co wszystko, z ciągłém i wielkiém, połączone było niebezpieczeństwem. Dopiéro około roku Pańskiego 304, doczekali się wyznawcy Chrystusowi możności wznoszenia kościołów jawnie i publicznie, a to wtedy gdy cesarz Konstantyn Wielki, zostawszy chrześcijaninem, wydał rozkaz aby wszędzie budowano świątynie Bogu prawdziwemu.
Lecz aby to do tego tém skuteczniéj wszystkich zachęcić i dogodzić własnéj pobożności, sam ten święty Cesarz dał pierwszy przykład. W tym celu, w miejscu gdzie stał wówczas najprzepyszniejszy pałac, będący dawniéj własnością patrycyusza Laterana, a wtedy należał do Fausty żony Konstantyna, wybudował on wspaniały kościoł, któregoto właśnie pamiątka poświęcenia, dziś się obchodzi. Odbył ją z wielką uroczystością Papież święty Sylwester, i wtedy wydał postanowienie, że odtąd Ofiara Mszy świętéj sprawować się powinna, na ołtarzach kamiennych. Umieścił w tymże kościele, ołtarz przechowywany w Rzymie, na którym jeszcze święci Apostołowie Piotr i Paweł odprawiali Mszę świętą, w czasie prześladowania. Dla tego téż ołtarz ten był i pozostał drewnianym, a tenże święty Sylwester obwarował że na nim sami tylko Papieże mogą odprawiać Mszę święta; co się po dziś dzień zachowuje.
Postanowiono zaś uroczystą pamiątkę tego poświęcenia obchodzić w całym Kościele Bożym, gdyż Bazylika świętego Jana Lateraneńskiego, nie uważa się jako kościoł tylko miasta Rzymu, lecz jako Kościół Matka wszystkich kościołów jakie są na świecie, jako główny kościoł wszystkich zostających w jedności ze stolicą Apostolską. I dla tego nad drzwiami głównego wchodu do téj Katedry całego Chrześcijaństwa jest napis: „Matka i głowa wszystkich kościołów”. 2 Jest więc ta Bazylika dla każdego chrześcijanina, jeszcze bardziéj jego kościołem niż jego kościoł parafialny, lub katedra Dyecezalna: bo chrześcijanin może zmienić swoję parafią i swoję dyecezyą, a nie może chcąc pozostać katolikiem, odłączyć się od Stolicy Papiezkiéj, którą ten kościoł przedstawia. Słusznie téż święty Piotr Damian Doktor kościoła powiada: „Kościoł świętego Jana Lateraneńskiego, jak był wzniesiony pod wezwaniem Zbawiciela który jest Głową wszystkich wybranych, tak jest głową, matką i koroną kościołów świata całego. Jest on jakby szczytem całéj religii katoliciéj, i, że tak powiem, kościołem wszystkich kościołów, miejscem najświętszém ze wszystkich miejsc świętych”. 3
Gdy więc w każdej Dyecezyi, w każdéj Parafii, dzień poświęcenia kościoła parafialnego lub katedry Dyecezyalnéj, obchodzi się uroczyście jakże tém słuszniéj, w całém chrześcijaństwie, wspólnie a z wielką pobożnością, obchodzić powinniśmy pamiątkę poświęcenia téj Papiezkiéj Katedry, w któréj jednoczą się w sobie kościoły świata całego, i która przez to, jedność katolicką w sobie przedstawia i utrwala.
Bazylika ta, kilkakrotnie wielkiemu popadała zniszczeniu, jużto w skutek pożarów, już napadów ludów barbarzyńskich, albo trzęsień ziemi, lecz Papieże odbudowywali ją zawsze jak najstaranniéj i najwspanialéj. W roku Pańskim 1726 Bonifacy VIII, uroczyście poświęcił ją nanowo, a dzień dzisiejszy, na obchodzenie téj pamiątki w całym Kościele, wyznaczył.
· · ·
Dziś także przypada doroczna pamiątka śmierci męczeńskiéj świętego Teodora. Był on rodem ze wschodnich prowincyi państwa Rzymskiego, a żył przy końcu III w. Służąc w wojsku cesarskiém, gdy przybył ze swoim oddziałem do miasta Nissy, trafił na tę porę, kiedy ogłaszano wyrok żeby nikt pod karą śmierci nie miał Chrystusa wyznawać. Mężny ten żołnierz, wiernie cesarzowi, lecz jeszcze wierniéj Chrystusowi służący, nie taił wcale iż jest chrześcijaninem; a gdy z tego powodu uwięziono go i przed trybunał Wielkorządcy stawiono, zmuszając aby bożkom cześć oddał, śmiało odpowiedział: „Jestem sługą Boga prawdziwego, a więc niemym i fałszywym bożkom waszym kłaniać się nie będę.” Zdziwieni taką odwagą sędziowie, a chcąc go przez wzgląd na jego w wojsku położone zasługi ocalić, poczytali go za pozbawionego zdrowych zmysłów, i jako takiego wypuścili na wolność.
Święty Teodor który już spodziewał się męczeńskiéj korony, widząc z boleścią iż go ominęła, postanowił pozyskać ją koniecznie, i w tym celu umyślił dokonać pewnego czynu, do którego miał szczególne od Boga natchnienia. Przybywszy tedy do miasta Amaryi, gdy ujrzał tam bałwochwalską świątynię zbudowaną daleko od miasta nad rzeką i z żadnemi budynkami mieszkańców niestykającą się, w chwili gdy silny wiatr wiał od miasta, podpalił ten przybytek bałwanów. Zbiegły się wkrótco całe tłumy pogan, a znalazłszy Teodora przy ogniu, pytali go zkąd się wszczął pożar. On wręcz im odpowiedział, iż sam jest jego sprawcą. Porwali go tedy, i przed sędziów stawili, gdzie on nieczekając aż go badać zaczną, powiedział: „Ja gniazdo bałwanów niemych zapaliłem, dla przekonania się czyli bogowie wasi są w stanie się obronić.” Gdy sędziowie to usłyszeli i z tego poznali iż jest chrześcijaninem, już im nie tyle szło o to aby go ukarać za spalenie świątyni, ile o to aby zmusić do oddania czci bożkom. Obiecali i przeto przebaczenie, jeśli Chrystusa odstąpi, na co on im odrzekł: „Przecież sami pomiarkować powinniście że nie tego szukałem, kiedym dobrowolnie spalił bałwany wasze, a potém, chociaż to mogłem uczynić, nie skryłem się przed wami.” Probowali więc sędziowie, inaczéj zachwiać stałość jego; przyrzekli mu znaczne pieniądze i wysoki stopień w wojsku, jeśli wiary świętéj odstąpi, na co im Teodor odpowiedział: „Zachowajcie to dla tych, których ostatnim celem życia są doczesne uciechy i zaszczyty, ja Nieba tylko pragnę.”
Widząc w nim tak mężną stałość sędziowie, uciekli się do zwykłych im okrutnych środków. Zawiesili go przeto na palach, i szali szarpać żelaznemi grzebieniami. Płynęły ze krwi jego szerokie smugi, ciało odpadało od kości, a on na głos śpiewał te słowa psalmu: „Będę błogosławił Pana na każdy czas, a zawżdy chwała Jego na ustach moich”. 1 Po téj katuszy, tyrani kazali go odprowadzić do więzienia. Tam najprzód około północy objawił mu się Pon Jezus, mówiąc: „Teodorze trwaj mężnie, gdyż Ja z tobą jestem; nie przyjmuj od ludzi żadnego pokarmu ani napoju, a otrzymasz w Niebie życie ze mną na wieki.” Ucieszony tém widzeniem i temi słowy żołnierz Chrystusowy, zaczął opiewać chwałę Bożą, i oto wielka liczba Aniołów otoczyła go wraz z nim śpiewając. Słysząc to straż więzienna nadbiegła, i ujrzała więzienie Teodora światłością niebieską napełnione, a jego otoczonego wielką liczbą młodzieńców w bieli przybranych, wraz z nim przecudnie śpiewających. Zawiadomili o tém sędziego, który i sam świądek tego cudu, przypisując go czarom, a spodziewając się zawsze przywieść świętego Teodora do oddania czci bożkom, kazał go umięścić w wygodniejszém mieszkaniu i dawać lepsze pokarmy. Lecz Święty nic nie przyjął, mówiąc: Iż jego Bóg jego i Pan, Jezus Chrystus, wyżywi go bez tego.
Po pewnym czasie, sędziowie kazali go znowu stawić przed sobą: nie mogąc ani groźbą ani pochlebnemi słowy wymódz aby oddał cześć bożkom, skazali go na spalenie. Wrzucony tedy w ogień, wielbiąc Chrystusa, i dziękując Mu za łaskę męczeńskiéj śmierci, upragnioną koronę niebieską otrzymał. Poniósł śmierć za wiarę, roku Pańskiego 304.
Pożytek duchowny
Obchodząc dziś pamiątkę pierwszego uroczystego poświęcenia kościoła katolickiego na świecie, dziękuj z całego serca Panu Bogu, że żyjesz w czasach i miejscach, gdzie masz szczęście widzieć wzniesione domy Boże. Przytém postanów nawiedzać je jak najczęściéj, a zachowywać się w nich z tém najgłębszém uszanowaniem, z jakiém być powinieneś w tych niebieskich przybytkach.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! który nam corocznie ponawiasz pamiąkę poświęcania téj najpierwszéj w świecie wniesionéj na cześć Twoję świątyni, i dałeś nam doczekać dnia dzisiejszego dla jej obchodzenia; wysłuchaj prośby ludu Twojego i spraw, aby ktokolwiek wejdzie do kościoła Twojego dla błagania Cię o Twoje dobrodziejstwa, miał pociechę otrzymania wszystkiego o co Cię prosi. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 962–965.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 892
„Nie obawiam się mąk, choćby i najsroższych, jeśli Bóg zażąda ode mnie tej ofiary”, powiedział św. Teodor. Obyśmy jako chrześcijanie poszczycić się mogli podobnym poświęceniem! Nie ma wątpliwości, że chcąc rzeczywiście być chrześcijanami i uczniami Pana Jezusa, powinniśmy być gotowymi do wszelkich ofiar dla wiary. Łaska Boża uzbroi nas w siłę zniesienia najsroższych mąk i katuszy, gdyby Bóg miał od nas zażądać ofiary z życia naszego. Nie znajdziemy się zapewne w tym położeniu, abyśmy mieli krwią własną stwierdzić siłę wiary, w jakiej się urodziliśmy i wychowani zostaliśmy, okażmy przeto Bogu w inny, a daleko łatwiejszy sposób, gotowość do poświęcenia. Ofiarujmy mu każdego ranka myśli, słowa i uczynki, trudy i prace, cierpienia, smutki i utrapienia nasze. Ofiarujmy Mu pobożne modły, bez których żadnego dnia nie godzi się ani rozpoczynać, ani kończyć. Ofiarujmy Mu walki i zwycięstwa nasze nad namiętnościami i żądzami, jak np. gniewem, niecierpliwością, zazdrością, nienawiścią itd. Ofiarujmy Mu wspaniałomyślne przebaczenie win i krzywd, które nam wyrządzono. Ofiarujmy Mu powstrzymanie się od grzesznych, złośliwych, potwarczych rozmów, od gier, obżarstwa i opilstwa, słowem od wszystkiego, co Bogu jest wstrętne i obmierzłe. Ofiarujmy Mu wszystkie przykrości i przeciwności, jakie tylko nas w życiu spotkać mogą i jakimi spodoba się Bogu wypróbować ofiarność naszą. Ofiarujmy Mu — jak mówi psalmista — serce żalem i skruchą przejęte, gotowe Mu służyć zawsze i gorliwie.
Św. Eustachego i jego Towarzyszy Męczenników
Żyli około roku Pańskiego 120.
(Żywot ich był napisany przez Metafrasta.)
Święty Eustachy, który przed przyjęciem Chrztu świętego miał imię Placyd, żył na początku drugiego wieku. Był za czasów Trajana cesarza Rzymskiego, najdzielniejszym wojsk jego wodzem, wsławionym wielu odniesionemi zwycięztwami, a szczególnie w wojnie z Żydami. Chociaż poganin, był jednak człowiekiem wielkiéj zacności, a tak miłosiernym dla ubogich, że gdy kogo mógł wesprzéć, więcéj się z tego radował, aniżeli żeby nieprzyjaciół pobił. Opływał przytém w wielkie bogactwa; żona jego była także, chociaż poganka, wielkich zalet kobieta, i z niéj miał dwóch synów.
Razu pewnego, na polowaniu puścił się w pogoń za jeleniem. Ten gdy wskoczył na skałę i stanął na niéj, Placyd ujrzał między jego rogami Krzyż jasny, z wizerunkiem Pana Jezusa, a kiedy patrzył na to objawienie, taki głos usłyszał: „Jam jest Jezus Chrystus, który będąc Bogiem, z miłości ludzi na tym krzyżu umarłem.” Placyd tak wzruszonym został tém widzeniem, że spadł z konia; a gdy przyszedł do siebie, jak drugi Paweł Apostoł, uwierzył w Chrystusa, i pytał co ma czynić. Pan Jezus kazał mu udać się do pewnego kapłana imieniem Jan, aby go ten zasad chrześcijańskich wyuczył i ochrzcił.
Wróciwszy Placyd do domu, opowiedział widzenie to żonie, a jakże się uradował, gdy i ją skłonną do przyjęcia wiary świętéj znalazł. I ona bowiem miała sen cudowny, przez który Pan Bóg łaską Swoją raczył ją oświecić. Niezwłocznie więc wziąwszy dwóch synów swoich i kilku sług najwierniejszych, udali się do wskazanego im kapłana, a oznajmiwszy mu swoje objawienia, wszyscy ochrzczeni zostali i przenajświętszém Ciałem Pańskim posileni. Na Chrzcie świętym Placyd wziął imię Eustachego, żona jego Teopisty a syn jeden Agapiusza a drugi także Teopista.
Nazajutrz Eustachy udał się w to samo miejsce gdzie w lesie miał ono widzenie, a ze łzami dziękując Pana Boga za łaski jakie odebrał, pytał znowu co daléj ma czynić. Pan Jezus mu oznajmił, że wiele go cierpień czeka, aby tém większą w Niebie otrzymał zapłatę. Święty wróciwszy do żony, zdał jéj z tego sprawę; oboje tedy gorąco modlili się, prosząc aby ich Duch Święty wspierać raczył łaską Swoją, w tém wszystkiém co ich czeka.
Jakoż, wkrótce dopuścił Pan Bóg na nich ciężką plagę: prawie wszyscy ich niewolnicy wymarli z powietrza, a trzody wielkie które głównie stanowiły ich zamożność, wyginęły do szczętu, tak że Eustachy przedtém jeden z największych panów w Rzymie, przyszedł do ubóstwa. Nie trudno mu było, mając wielkie u cesarza łaski, przyjść nanowo do wielkiego majątku, lecz dla miłości ubogiego Chrystusa, już tego nie chciał, i umyślił z żoną i dziećmi udać się w jakie obce kraje, gdzieby nieznany, żył oddając się tylko pobożnym cwiczeniom. W tym więc celu wsiadł na okręt, i puścił się do Egiptu, lecz go na pierwszym kroku wielkie strapienie spotkało.
Właściciel okrętu na którym płynęli, powziął nieprawą miłość do żony Eustachego, która była nadzwyczaj pięknéj urody. Dnia więc jednego, przybiwszy niespodzianie do brzegów Syryi, wysadził na ląd Eustachego z synami, a Teopistę pozostawiwszy na okręcie, popłynął z nią coprędzéj na pełne morze. Tak ciężką krzywdą srodze dotkniętym się uczuł Eustachy, wszakże przemógł swą boleść, i pokornie ją ofiarował Chrystusowi.
Lecz nie na tém był koniec jego bolesnych kolei. Puściwszy się w drogę z swoimi dwoma chłopczykami, przyszedł nad szeroką i bystrą rzekę, przy któréj przewozu nie było, a więc synaczków, pojedyńczo biorąc na barki przenosić przez nią musiał. Gdy już z jednym na drugi brzeg przepłynął, wracając po drugiego, patrzy aż oto lew wypadłszy z lasu, porwał Agapita i z nim uciekł. Z skrwawioném więc sercem wraca do tego którego już przeprawił, tymczasem wilk żarłoczny porywa go w oczach nieszczęsnego ojca, i podobnież z nim uchodzi. Eustachy wypłynąwszy na ląd ukląkł, zalał się łzami i zawołał ze szczerém poddaniem się dopustowi Bożemu: „Pan dał, Pan odjął, niech imię Pańskie będzie błogosławione.” 1 A Pan Bóg, który to wszystko nie dla kary, ale dla doświadczenia tego sługi Swego, jak niegdyś Joba, dopuszczał, jak Jonasza w wnętrznościach wieloryba żywego zachował, tak téż i tych synaczków Eustachego z paszczęki srogich zwierząt wyratować raczył. Bo lew spotkawszy pasterzy, gdy ci na niego napadli, swoją zdobycz nietkniętą porzucił; a wilka, gdy oracze niosącego dziecię ujrzeli, dognali, i zdrowego chłopczyka mu odebrali. Obaj téż oni, po dwóch stronach rzeki, przez litościwych włościan przygarnięci, rośli nic o sobie ani o rodzicach nie wiedząc. Matkę ich także Pan Bóg raczył od wszelkiéj zniewagi zachować; bo łotr ów który ja był na okręcie swoim zatrzymał, ukarany od Boga, w kilka chwil po odbiciu od lądu na którym zostawił Eustachego, nagle umarł, a Teopista wysiadłszy z okrętu w inném miejscu, straciwszy wszelki ślad męża i dzieci, osiadła w jakiejś wiosce, i tam z pracy rąk się utrzymując, pomiędzy uczciwymi mieszkańcami żyła.
Tymczasem, Eustachy nic o tém nie wiedząc doszedłszy do wsi zwanéj Badyzus, osiadł w niéj, i tom lat piętnaście najmując się do pracy około roli, żył, z niezachwianą cierpliwością znosząc wszystko to, co Pan Bóg na niego dopuścił, tak zwykle ma modlitwie powtarzając: „Panie! obrałeś mnie ze wszystkiego, tułam się jak wygnaniec, pracuję jak niewolnik: wszakże to wszystko słodko mi jest cierpieć dla Ciebie! o Zbawco mój, boś Ty mnie do poznania prawdy przywiódł, a tą drogą krzyżów, do Siebie mnie prowadzić raczysz. Czyń więc ze mną co Ci się podoba, byleś mi łaski Twojéj nie odmawiał.”
Pod tę porę, cesarz Trajan będąc w wojnie z Persami, wielce żałował, że nie ma najdzielniejszego swojego wodza Placyda, który ich tyle razy zwyciężył, i kazał go jak najpilniéj, po całém państwie swojém szukać. W tym celu, między innymi wysłał dwóch znakomitych rycerzy, którzy niegdyś będąc zawsze przy boku Eustachego, najlepiéj go pamiętali. Zdarzyło się, że ci przyjechawszy z kolei do wsi gdzie on przebywał, stanęli w tymże domu w którym służył. Zrazu go nie poznali, lecz dopatrzywszy na szyi jego blizny od rany, którą wiedzieli że odniósł był w pewnéj bitwie, poznali go i zniewolili do powrotu do cesarza. Uradowany cesarz obdarzył go od razu wielkim majątkiem, i jako głównodowodzącego całém wojskiem, przeciw Persom wysłał.
Eustachy przybyszy do Persyi, dla dopełnienia szeregów wojennych, nakazał powszechny pobór do wojska. Wzięto więc i jego dwóch synów, którzy chociaż się nie znali, skoro się spotkali zaprzyjaźnili się, a co większa gdy ich razu pewnego spotkał Eustachy, lubo ich wcale nie poznał, tak mu się podobali, że wziął ich do swojego orszaku. Po ukończonéj wojnie, w któréj Eustachy nowemi wawrzynami się okrył, zdarzyło się, że wracając, zatrzymał się z wojskiem na spoczynek w wiosce w któréj mieszkała jego żona. Synowie zaś jego rozbili namiot przy ogrodzie, w którym ona pracowała. Z rozporządzenia Boskiego zdarzyło się, że wieczorem zaczęli nawzajem opowiadać swoją historyę: jak z rodzicami wyszli z Rzymu, jak potém rozstali się z matką na okręcie i tak daléj, a co wszystko Teopista będąca w ogrodzie, wysłuchała. W skutek tego i bracia między sobą się poznali, i matka aż nie wątpiła że to byli jéj synowie. Postanowiła więc pójść do Eustachego jako naczelnego wodza, chociaż nie wiedziała że był jéj mężem, chcąc go prosić, aby z synami swoimi rozmówić się mogła, i dawszy się im poznać udać się z nimi do Rzymu, dla powzięcia tam jakiéj wiadomości o mężu. Gdy stanęła przed Eustachym, opowiedziała mu wszystko, a on poznając w niéj swoją żonę, rzucił się w jéj objęcia wołając: „Tyś jest najukochańsza żona moja; dziękujmy Bogu, za przecudowne miłosierdzie jakie nad nami okazuje.” Wtedy opowiedziała mu Teopista wszystko co z nią zaszło, przywołali synów, i wszyscy upadłszy na kolana, serdeczne dzięki złożyli Bogu.
Gdy to się działo z Eustachym, po jego powrocie z wyprawy wojennéj cesarz Trajan umarł, a na jego miejsce nastąpił Adryan, zawzięty wróg chrześcijan. Kiedy Eustachy odbył swój wjazd tryumfalny do Rzymu, prowadząc wiele jeńców wojennych, sam cesarz naprzeciw niego wyjechał, i gdy zbliżyli się do środka miasta, udał się do Świątyni pogańskiéj, chcąc aby i Eustachy poszedł tam bożkom dzięki złożyć. Lecz Święty śmiało mu odpowiedział: „Zwycięztwo to dał mi Bóg prawdziwy Jezus Chrystus: Jemu tylko dziękować powinniśmy, a nie tym bałwanom.” Zdumiony i rozgniewany cesarz na taką odpowiedź, gdy łagodnemi sposobami nie mógł przywieść Eustachego ani żony jego i dzieci, do odstąpienia Chrystusa, wydał wyrok aby wszyscy na pożarcie dzikim zwierzętom wydani zostali.
Stanęli więc słudzy Pańscy na placu publicznym, przeznaczeni na pastwę zwierząt, wobec licznie zgromadzonego ludu. Wypuszczone lwy, rycząc od głodu rzuciły się na nich; lecz nagle padłszy na ziemię zaczęły się czołgać, i łasić przed ich nogami, a poganie wołali: „Wielki jest Bóg chrześcijański.” Cesarz to widząc, kazał lud rozpędzić, lwy pozabijać, a Świętych wrzucić wewnątrz wielkiego woła z miedzi ulanego a wydrążonego w środku, pod którym kazał silny ogień rozniecić. Wtrącono więc ich wszystkich w ten miedziany tułów potwora rozpalony do czerwoności, i grzbietem jego jakby dachem przywalono z góry. Po trzech dniach, gdy już nakoniec ostygła ta mordercza machina, otworzono ją, chcąc wyrzucić jak mniemano popioły Męczenników. Lecz znaleziono ich ciała martwe wprawdzie, ale tak świeże i nienaruszone, że ani włos żaden nie był spalony. Na widok tego cudu wielu pogan się nawróciło. Chrześcijanie zaś unosząc ich zwłoki, z wielką je czcią pochowali.
Pożytek duchowny
Widzisz jak ciężkimi drogami, a które jak wszytko Pan Bóg z miłosierdzia Swojego za dobro dusz wybranych obrócił, spodobał Mu się tych Świętych których żywot czytałeś, przeprowadzić. Niech cię to uczy, że im cięższe utrapienia zsyła za kogo Opatrzność, tém wyraźniejszym jest to znakiem wybrania téj duszy.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! który nam dozwalasz uroczyście obchodzić święto błogosławionych Męczenników Eustachego i jego towarzyszów; daj nam prosimy Cię, cieszyć się w Niebie obcowaniem z nimi. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 799–801.
Footnotes:
Job. 1
Św. Romana, Żołnierza i Męczennika
Żył około roku Pańskiego 258
(Szczegóły jego męczeństwa wyjęte są z Akt męczenników Kościoła Rzymskiego.)
Święty Roman był żołnierzem w przybocznéj gwardyi cesarza Waleryana, i z tego powodu bywał obecny, kiedy tyran ten przesłuchiwał wiernych oskarżonych o wyznawanie wiary chrześcijańskiéj, a następnie patrzał na zadawane im męki i na ich śmierć męczeńską.
Kiedy wielki męczennik święty Wawrzyniec, schwytany został z rozkazu cesarza, poruczono go straży Hipolita także służącego w gwardyi cesarskiéj i Romana. Ten więc ostatni, z urzędu swojego jako główny strażnik świętego Wawrzyńca, nieodstępujac go ani na chwilę, był ciągłym świadkiem wszystkiego co zaszło przy jego męczeństwie. Święty ten badany przez Wielkorządcę Rzymu Korneliusza, tak co do wiary jaką wyznawał, jak i co do skarbów kościélnych, które mu były powierzone, z taką wymową, stałością i męstwem odpowiadał na wszystko, że w samych poganach wzbudzał uwielbienie. Roman który był ciągle obok niego, a który bardzo bystrym rozumem obdarzony, lepiej od wielu innych pojmował prawdy głoszone przez tego wyznawcę Chrystusa, pilną na wszystko zwracał uwagę i zastanawiał się coraz głębiéj nad odpowiedziami jakie święty Wawrzyniec dawał tyranowi. łaska Boska, która z żołdaka pogańskiego miała go przemienić na mężnego żołnierza Chrystusowego, coraz silniéj kołatała do jego serca, oświecając jego umysł, i przyprowadzała go do wniosku, że mądrość jaśniejąca w każdém słowie świętego Męczennika i bohaterskie męstwo z jakiém znosił najstraszniejsze męki, nie byłyto jedynie skutki siły ludzkiéj: czuł on że tylko moc nadprzyrodzona, Boska, przewyższająca moc ludzką, mogła go przywodzić do téj wytrwałości i odwagi, z jaką przemawiając i cierpiąc wprawiał w zdumienie najupartszych w swoich błędach pogan.
Podczas gdy Roman w takich zatapiał się myślach, i tak trafne czynił wnioski, Pan Bóg raczył mu okazać widocznie przez cud wielki, jak szczególną opieką Swoją otacza cierpiących za chwałę Jego Imienia, i z jaką dobrocią, osładza najokrutniejsze męki jakie człowiek z tego powodu ponieść może.
Przed chwilą słyszano co mówił święty Wawrzyniec na rusztowaniu, które było rodzajem tortur, na których rozciągnięty sznurami wisiał w powietrzu. Zostającego w tém położeniu tego świętego Męczennika, sieczono knutami z drutów uplecionemi tak okrutnie, że już i poganie zgromadzeni aby się nasycić widokiem mąk zadawanych chrześcijanom, oburzali się na to, gdy tymczasem Święty ani jęknął, i nie dawał najmniejszego znaku niecierpliwości. Przerażało Romana tak wielkie barbarzyństwo sędziów i katów, lecz go jeszcze więcéj poruszała stałość i nieugiętość męczonego. Nie mógł pojąć, jakim sposobem człowiek złożony z ciała i kości jak każdy inny, mógł znieść tak niesłychane katusze, bez wydawania z ust skargi, a nawet z weselem, i coraz więcéj dziwił się temu, gdy oto ujrzał Anioła w postaci młodzieńca nadzwyczajnéj piękności, który mając w ręku chustę, ocierał pot spływający z twarzy świętego Męczennika, i krew wychodzącą z ran jego. Na widok tak cudowny, Roman osłupiał, oczom własnym nie wierzył, i pytał otaczających go czy widzą jak nieznajomy młodzieniec namaszcza rany Wawrzyńca i ociera pot jego. Przekonawszy się po odpowiedzi jaką odebrał, że on sam miał to widzenie, zdziwił się jeszcze bardziéj i jeszcze baczniéj się nad tém zastanawiał. Gdy zaś działanie łaski, stawało się coraz silniejszém i skuteczniejszém, Roman nie wahał się dłużéj nad tém co mu wypadało uczynić, i postanowił zostać chrześcijaninem. Zbliżył się więc do świętego Męczennika, powiedział mu co widzi i co zamierza uczynić, i ze łzami w oczach błagał, aby mu w tém jak może dopomógł. Święty Wawrzyniec z niewymowną pociechą usłyszawszy o téj niespodzianéj dla Chrystusa zdobyczy, i widząc jak przedziwném było działanie łaski na duszę Romana, powinszował mu tego szczęścia, zachęcił do wytrwałości, utwierdził w wierze w kilku słowach naprędce wyrzeczonych, i z całego serca prosił Pana Boga, aby na nim dokonał ostatecznie sprawę Swojego miłosierdzia.
Lecz cała trudność zachodziła w ochrzczeniu tego nowo-nawróconego. Wody pod ręką nie mieli, a chociażby i była jakże spełnić obrzęd Sakramentu Chrztu świętego, wobec tylu pogan zawziętych na chrześcijan, a prócz tego święty Męczennik leżał na rusztowaniu, z rękoma i nogami silnie zawiązanemi, i nie było podobieństwa aby go ztamtąd odwiązano wprzód zanim skona w tych mękach. Święty téż Wawrzyniec nieczuły na katusze jakie mu zadawano, troszczył się tylko o to jak Roman Chrzest otrzyma. Ten podobnież pragnął tego całém sercem, i drżał aby Wawrzyniec nie skonał na torturach, bo sam nie wiedział do kogoby mógł się udać, nieznając wcale chrześcijan jako poganin, i to jeszcze z przybocznéj gwardyi cesarskiéj. Lecz Pan Bóg wysłuchał modlitwę Swego mężnego wyznawcy którą zanosił za tę duszę szczerze się nawracającą, i przyszedł im w pomoc.
Zawiadomiony cesarz o zadziwiającéj wytrwałości Wawrzyńca, i że nietylko z niezachwianą stałością, lecz nawet wesoło znosił męki, przysłał rozkaz, aby go już więcéj nie katowano i odprowadzono do więzienia, a nazajutrz zamierzał jeszcze okrutniéj z nim się obejść. Uradowało to niezmiernie Romana: okazał się on najskwapliwszym w spełnieniu rozkazu cesarskiego, i niby jako najwierniejszy jego sługa, podjął się sam osobiście odprowadzić Męczennika do więzienia. Zaledwie tam weszli, spragniony co prędzéj być ochrzczonym, i chwili nie tracąc porwał naczynie z wodą, i zamykając się sam na sam ze świętym Wawrzyńcem w więzieniu, upadł mu do nóg i błagał aby go bez odwłoki ochrzcił. Święty spytał go czy wié że go potém, jako chrześcijanina, co chwila spotkać może niebezpieczeństwo życia, i czy zdobędzie się na męstwo wyznawania Chrystusa, chociażby mu męki zadawano aby się go wyparł. Roman tak stanowczą dał mu odpowiedź, iż Święty wątpić nie mógł że mu Pan Bóg téj łaski nie odmówi, i że nawrócenie jego już jest téjże łaski dziełem. Wyuczywszy go więc naprędce głównych artykułów wiary, ochrzcił go, a przycisnąwszy do serca, błagał aby się na męczeństwo gotował i takowe mu zapowiadał.
Przepowiednia wkrótce się spełniła. Nowonawrócony nie umiał i nie chciał utaić szczęścia jakiego doznawał, zostawszy chrześcijaninem. Prędko domyślono się tego, albowiem całe jego od téj chwili zachowanie się, objawiało jakiego jest wyznania. Doniesiono téż o tém i cesarzowi, który uniósł się najwyższym gniewem, widząc że najokrutniejsze męki zadawane chrześcijanom, nietylko ich nie przywodzą do odstępstwa od wiary, lecz jeszcze i pogan nawracają, a nawet tych którzy otaczają jego osobę. Kazał więc niezwłocznie stawić Romana przed sobą, z zamiarem wywarcia na nim całego swojego okrucieństwa, jeśli publicznie ofiary bożyszczom nie złoży. Święty zaledwie wszedł do sali w któréj zasiadał na trybunale Waleryan, nie czekając aż go pytać zaczną zawołał głośno: „Jestem chrześcijaninem, jestem chrześcijaninem i to sobie za największe szczęście poczytuję.”
Wyznanie tak śmiałe odjęło tyranowi ochotę probowania jego stałości, gdyż pamiętał jak mu się to ze świętym Wawrzyńcem nie powiodło. Wydał przeto wyrok aby Romana zbito pałkami: a potém niezwłocznie głowę mu ścięto. Kaci zaraz go porwali. Zdegradowano go najprzód jako żołnierza gwardyi cesarskiéj, a następnie przystąpiono do okrutnych razów. Mordowano go z barbarzyństwem największém i długo, a Święty ciągle na głos powtarzał: „Jestem chrześcijaninem, jestem chrześcijaninem, i za największą łaskę Bożą poczytuję to że mi dano jest wylać krew moję za Zbawiciela, który za moje zbawienie wydał życie Swoje.” Skatowali go tak strasznie że ciało od kości odleciało, a następnie głowę mu ścięto. Odniósł koronę męczeńską 9 Sierpnia, roku Pańskiego 258. Zwłoki jego pewien świątobliwy kapłan nazwiskiem Justyn uniósł skrycie w nocy, i ze czcią pochował w piwnicy na polu Werańskiém za Rzymem.
Pożytek duchowny
Męstwo i stałość z jaką święci Męczennicy znosili najokrutniejsze katusze za wiarę, zwykle wielu pogan nawracały i przywodziły do ich naśladowania i zdobywania podobnychże koron w Niebie. Tak bowiem zwykle, przykład jest najskuteczniejszą nauką. Jeśli twoje zbawienne upomnienia nie skutkują, uważaj czy nie dla tego, że ich własnym przykładem nie popierasz.
Modlitwa (Kościelna)
Spraw prosimy Wszechmogący Boże, abyśmy za wstawieniem się błogosławionego Romana Męczennika Twojego, i od wszelkiéj doczesnéj uchowani byli szkody, i na duszy uwolnieni od wszelkich złych myśli. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 663–665.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 631
Jeśli żywa wiara i stałość pierwszych chrześcijan tak silne robiła wrażenie na wielu poganach, że wyrzekali się pogaństwa, to jakże smutny widok przedstawia obojętność w wierze tylu katolików dzisiejszych! Wielu innowierców uznaje bezpodstawność i chwiejność swych przekonań i poglądów religijnych; doznają oni udręk wątpliwości, nie wiedzą co począć i stęsknionym wzrokiem spoglądają na Kościół katolicki, spodziewając się po nim ocalenia i ratunku. Daremne jednak ich oczekiwania, płonne ich nadzieje. Widzą bowiem tylu katolików, którzy nie chcą poznać, jakie łaski Bóg na nich zlać raczył, czyniąc ich członkami swego Kościoła; gorszą się ich obojętnością, pojąć nie mogą, dlaczego niektórzy katolicy drwią sobie i urągają z wiary, w której się urodzili, dlaczego oczerniają papieża i biskupów, szydzą z sakramentów i wyśmiewają się z obrzędów religijnych. Pytają ze zdumieniem, dlaczego tylu członków Kościoła nie żyje według prze pisów wiary i przestępuje przykazania Boskie i kościelne? Nie dziw przeto, że wtedy ogarnia ich wątpliwość, czy Kościół katolicki jest rzeczywiście prawdziwym Kościołem, a zachwiawszy się w swym przedsięwzięciu, cofają się i dalej trwają w błędzie.
Św. Hieronima Emiliana, Założyciela Zgromadzenia Somasków
Żył około roku Pańskiego 1537.
(Żywot jego wyjęty jest z jego Bulli kanonizacyjnéj).
Święty Hieronim ze świetnego rodu Emilianów magnatów Weneckich pochodzący, urodził się w tém mieście roku Pańskiego 1481. W dzieciństwie okazywał bardzo dobre skłonności, a obdarzony bystrém pojęciem, w naukach znaczny postęp uczynił. Zaledwie miał lat szesnaście gdy podczas wojny którą prowadzili Wenecyanie, pomimo łez matki, wstąpił do wojska. Wkrótce pobożne zasady jakie wyniósł z domu, zatarły się w jego sercu, i Hieronim oddał się życiu jakie zwykle, z wielką szkodą i niebezpieczeństwem dla duszy, wiodą wojskowi. Upomnienia nawet matki i starszych braci, nie skutkowały wcale. Po skończonéj wojaczce, wrócił do rodziny, lecz się nie zmienił, i takim zastała go i druga wojna téj rzeczypospolitéj z Niemcami, w któréj powtórnie zaciągnął się w szeregi, mając już lat dwadzieścia siedem. Był bardzo waleczny, więc Senat Wenecki zwierzył mu obronę twierdzy Kastel-nowo, a którą pomimo mężnéj obrony Hieronima, nieprzyjaciel zdobył, i wraz z pozostałą załogą i jego wziąwszy do niewoli, zamknął okutego w kajdany u nóg, rąk i szyi, i z ciężką kulą do nóg uwiązaną, do ciemnego więzienia. Trzymano go przytém o chlebie i wodzie.
Lecz tam właśnie czekała go łaska Boża. Widząc się co chwila zagrożonym śmiercią, przerażony myślą że z ciężkiemi grzechami stanie na sąd Boski, gorzko zapłakał, i zaczął goraco sie modlić do Matki Bożéj, do któréj jako Matki Bolesnéj, pomimo wielkich zboczeń swoich, miał zawsze szczególne nabożeństwo. Skruszony z całego serca, zrobił ślub: że jeśli ujdzie tą razą śmierci, poprawi się zupełnie, i odbędzie pieszo i boso pielgrzymkę, do cudownego obrazu przenajświętszéj Panny w Trewizie. Owóż zaledwie ślub ten uczynił, aż oto więzienie jego napełniła światłość niebieska, stanęła przed nim Matka Boża, dała mu klucz do otwarcia i kajdan i drzwi więziennych, kazała mu wyjść, i sama przeprowadziła go przez straże i wojsko nieprzyjacielskie, aż do bram Trewizy. Wszedłszy do miasta, Hieronim udał się prosto do kościoła gdzie go wszyscy zdziwieni poznali, złożył u stóp ołtarza klucze swego więzienia i kajdany, zawiesił u sufitu ogromną kulę, którą miał przy nogach, a potém kazał urzędowemu notaryuszowi spisać całe to zdarzenie i wymalować obraz który je przedstawia.
Po zawarciu pokoju z Niemcami, Senat Wenecki wynagradzając waleczność Hieronima w obronie twierdzy Kastel-nowo, na lat trzydzieści oddał w dziedzictwo to miasto rodzinie Emilianów, a jego zamianował Wielkorządcą całéj prowincyi do okręgu twierdzy należącéj. Lecz Święty, niedługo ten wysoki urząd piastował. Postanowiwszy już wyłącznie poświęcić się Bogu, zrzekł się się téj godności, i przybywszy do Wenecyi wiódł życie pokutne, i tylko bogomyślności i miłosiernym uczynkom oddane. Wyrzekł się zupełnie wystawności wśród któréj żył dotąd, i trapił ciało najściślejszemi postami i wszelkiemi rodzajami najostrzejszych umartwień. Wstawał wśród nocy, i większą jéj część trawił na modlitwie. Dnie całe spędzał w kościele, albo na obsłudze ubogich chorych po szpitalach. Podczas klęski ciężkiego głodu panującego w całych Włoszech, rozdał na ubogich co posiadał, i ostatnie sprzęty na ten cel posprzedawał. Dom jego zamienił się w wielki szpital, w którym utrzymywał ogromną liczbę ubogich, i najtroskliwiéj im sam usługiwał. Po klęsce głodu, nastąpiło morowe powietrze. Święty tak się poświęcił usłudze i ratowaniu chorych, że i sam niém rażony został. Przyjął ostatnie Sakramenta i był już umierającym, lecz uprosił sobie u Pana Boga, aby jeszcze dłużéj i ostrzéj mógł pokutować za dawne grzechy swoje. Wyzdrowiawszy, z większą jeszcze gorliwością wziął się do dzieł miłosierdzia, tém bardziéj że po téj nowój klęsce, mnóstwo sierót w ostatniéj pozostało nędzy, i przez to wystawione było na tém łatwiejsze zepsucie. Święty Hieronim najął gmach obszerny, urządził tam dla nich szkoły i zaopatrzył we wszelkie pomoce religijne.
W tym świętym zawodzie, zaczęło przyłączać się do niego coraz więcéj pobożnych towarzyszy, z pomiędzy których pierwszymi byli dwaj jego przyjaciele: święty Kajetan z Tienny i Piotr Karafa (Caraffa) późniejszy Papież Paweł IV. Rada miejska, powierzyła mu zarząd głównego szpitala. Wkrótce zaś, miłosierdzie jego i daléj sięgać poczęło. Poruczywszy dozór założonych przez niego zakładów w Wenecyi swoim towarzyszom, udał się do Padwy, a potém do Werony, i tam podobneż pourządzał. W tém ostatniém mieście, przez długi czas żył wśród żebraków, razem z nimi prosząc o jałmużnę, aby przez to bliżéj się z nimi zapoznawszy mógł zbawiennie wpływać na nich. Ztamtąd przeniósł się do Bergamu, i tam założył dwa domy przytułku dla sierót, jeden dla chłopczyków drugi dla dziewczynek.
Lecz co go najwięcéj kosztowało trudu i zachodu, założył dom schronienia dla kobiet ze złego życia nawracających się. Po wielu trudnościach dokonał tego i nadał dla zgromadzonych tam niewiast mądre i święte ustawy, utwierdzające je w przedsięwziętéj poprawie.
Dziećmi biednemi po miastach i wioskach opiekował się najszczególniéj, i nietylko wspierał ich nędzę, lecz pilnie kształcił ich dusze. Kochał je serdecznie, i taką ufność pokładał w ich niewinności, że gdy miał na sercu jaką ważniejszą sprawę, wybierał czworo sierót niemających lat siedmiu, i z niemi się modląc na tę intencyą, zawsze skutku ich modlitw doznawał.
Mając już znaczną liczbę wspólników w tych swoich czynach miłosierdzia chrześcijańskiego, i widząc jak Pan Bóg błogosławił ich pracom, umyślił zawiązać stałe Zgromadzenie, i przepisać im stosowne do ich zajęć i poświęcenia się Ustawy. W tym celu, osiadł z kilku towarzyszami w małéj wiosce w okolicach miasta Bergamo zwanéj Somasko, i tam urządzili się jako Zgromadzenie kleryków zakonnych, od miejsca swojego pierwotnego pobytu Somaskami zwanych.
Przy tym głównym domu swoim, założył wielką ochronę dla sierót, których bracia pilnowali i kształcili w religii i naukach. Prócz tego chodzili i po okolicznych wioskach dla uczenia dzieci, doglądania chorych, a podzielając pracę z różnymi wyrobnikami, korzystali z téj sposobności aby ich w religii oświecać i do pobożnego życia nakłaniać. Sam święty Hieronim, dawał im w tém wszystkiém przykład, i nikt mu w gorliwości i poświęceniu się nie wyrównywał. Miał zwyczaj w porze robót wieśniaków w polu, przyłączać się do nich. Razem z nimi pracując, uczył ich katechizmu, wykładał najważniejsze tajemnice wiary, usposabiał do dokładnych spowiedzi, a przytém mając głos bardzo dźwięczny, śpiewał z nimi pobożne pieśni, i przez to oduczał śpiewek nieprzyzwoitych, których sobie niekiedy pozwalali. Chorych po chatach doglądał, sam opatrywał ich rany, i szło mu to tak szczęśliwie, że powszechne było przekonanie, iż posiadał cudowną łaskę uzdrawiania najzjadliwszych wyrzutów. Małe dziatki pielęgnował jak najtroskliwsza matka: przewdziewał je, umywał, biedniejszym przynosił odzienie, a obok tego uczył paciorka i zaszczepiał w ich młodych sercach, nietylko wiarę lecz i pobożność, którą mu wielka ich liczba, na całe już potém życie zawdzięczała.
Znalazłszy, w okolicach wioski Somuska, jaskinię na wysokiéj górze w odosobnioném miejscu, przemieszkiwał w niéj od czasu do czasu, i tam wiódł życie dawnych pustelników egipskich. Biczował się do krwi, całe dnie spędzał bez żadnego posiłku, większą część nocy obracał na ćwiezenia bogomyślne, na kamieniu zażywając krótkiego spoczynku, z gorzkiemi łzami opłakując nieprawości młodego wieku. W głębi téj jaskini, po dziś dzień wytryskuje źródło, którego zjawienie się przypisują jego modlitwom. Dotąd użycie téj wody, chorym cudownie zdrowie przywraca.
Zgromadzenie założone przez świętego Hieronima, szybko rozszerzyło się i po innych krajach. Uczniowie jego, z czasem nie ograniczali się już na nauczaniu biednych sierot i obsłudze wieśniaków, lecz powoływani zostali do kształcenia młodzieży po szkołach publicznych, akademiach i seminaryach. Sam zaś Święty ich założyciel, miał szczęście i życie położyć w usługach miłosiernych, którym się z tak niezmordowaną gorliwością oddawał.
Wydalił się był w interesach swojego zgromadzenia do Medyolanu i Wenecyi, gdy w okolicach Bergamu znowu wybuchło morowe powietrze. Wrócił co prędzéj do braci, aby z nimi podzielać niebezpieczeństwo, i dotkniętym powietrzem przyjść w pomoc. Według swego zwyczaju, poświęcił się im na usługi wszelkiego rodzaju. Dzień i noc był przy nich, dogłądając, ratując, a szczególnie o duszy ich pamiętając. Na własnych barkach nosił ich do szpitala przy jego klasztorze będącego, i nakoniec sam morową zarazą dotknięty, w dniu który dawno był przepowiedział oddał Bogu ducha. Umarł 8 Lutego roku Pańskiego 1537, mając lat pięćdziesiąt sześć. W poczet Świętych policzony został przez Papieża Klemensa XIII, który święto jego na dzień dzisiejszy wyznaczył.
Pożytek duchowny
Wczoraj czytałeś żywot ubogiego kapłana, który sam nic nie posiadając, miliony wydał na ubogich i zakładami dobroczynnemi świat cały zbogacił. Dziś masz żywot bogatego pana, który milionów się wyrzekł rozdając je biednym, a potém sam im służył. Jesteś albo zamożny, albo niedostatni, naśladując chociaż w małéj części jednego albo drugiego.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! któryś świętego Hieronima, dla pomocy dusz w chwili konania walczących, szczególnym przywilejem miłości ozdobił; za jego zasługami prosimy, wléj w nas Ducha Twojéj miłości, abyśmy w godzinę śmierci wroga duszy naszéj zwyciężyć i korony niebieskiéj dostanić mogli. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 602–604.
