Citatio.pl

Wpisy z tagiem "ekumenizm":

2021-08-14

Św. Tomasz z Akwinu a poszukiwanie prawdy i dialog międzyreligijny

Na podstawie „Czy święty Tomasz z Akwinu może być patronem dialogu międzyreligijnego?” (Zawsze Wierni nr 4 (215), 2021).

Otóż celem ostatecznym każdej rzeczy jest to, co zamierzył jej pierwszy twó©ca lub poruszyciel, pierwszy zaś twórca i poruszyciel wszechświata jest intelektem jak wykażemy później. Ostatecznym celem wszechświata musi więc być dobro intelektu. Takim zaś dobrem jest prawda. Ostatecznym celem całego wszechświata musi być zatem prawda i przede wszystkim jej rozważaniem musi zajmować się mądrość, dlatego mądrość Boża oświadcza, że przybyła na świat obleczona w ciało, po to by ujawnić prawdę i jak mówi Ewangelia św. Jana (J 18, 37) „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie”.

Summa contra gentiles, I, 1.

Stąd zadaniem mędrca jest przede wszystkim badanie prawdy o pierwszej zasadzie (Bogu) i przekazywanie jej innym, ale i zwlaczanie przeciwnego jej fałszu.

Summa contra gentiles, I, 2.

Wiedza Święta (teologia) przewyższa godnością pozostałe rodzaje wiedzy spekulatywnej, przewyższa także pewnością, bo pozostałe rodzaje wiedzy opierają swą pewność o przyrodzone światło ludzkiego rozumu, który jak wiadomo może błądzić, ta zaś czerpie swą pewność z światła wiedzy Bożej, do której błąd nie może się wcale zakraść.

Summa Theologiae, I-I, q. 1, a. 5).

Tags: św Tomasz z Akwinu ekumenizm
2021-01-18

Mowa 35 na Objawienie Pańskie – św. Leon Wielki

Św. Leon Wielki, Mowy (Księgarnia św. Wojciecha), 1958, s. 151–157.

  1. Najmilsi! Dzisiejsze święto słynie, jak wam wiadomo, z objawienia się Pana i Zbawiciela naszego. W tym dniu przewodnia gwiazda doprowadziła trzech Mędrców do naocznego poznania Syna Bożego i złożenia mu pokłonu. Pamiątkę tego zdarzenia przyjęło się obchodzić dorocznym świętem. I słusznie. Razem bowiem ze stale odtwarzaną historią ewangeliczną winna też po wsze czasy wnikać w serca i umysły tajemnica zbawienna, ujawniona tym uderzającym cudem. Wprawdzie już przedtem nie brakło dowodów i momentów, jasno objawiających wcielenie i Narodzenie Pana. Np. zwiastowanie, kiedy to Najświętsza Maryja Panna dowiedziała się i uwierzyła, że pocznie z Ducha Św. i zrodzi Syna Bożego (Łk. 1, 26); albo chwila Jej pozdrowienia, kiedy nie narodzony jeszcze a już duchem proroczym napełniony Jan drgnął radośnie w żywocie Elżbiety (Łk. 1, 40), jak gdyby już wtedy, z łona, chcąc wołać: „oto baranek Boży, oto który gładzi grzechy świata” (Jan 1, 29); albo też gdy anioł przyniósł pasterzom wieść o narodzeniu Pana, a jasność chórów niebieskich otoczyła ich zewsząd (Łk. 2, 8), aby nie wątpili w majestat dziecięcia, mając je ujrzeć w żłobie, i nie sądzili, że tylko zwykły człowiek przyszedł na świat, skoro wojska niebieskie pełniły przy nim służbę. Ale i te, i tym podobne zdarzenia znało zapewne niewiele tylko osób, już to krewnych Maryi Panny, już to z rodziny św. Józefa. Natomiast ten znak na niebie, co z tak skuteczną i nieodpartą siłą pociągnął Magów z dalekich stron ku Panu Jezusowi, był bez wątpienia objawem tej utajonej łaski i początkiem tego powołania, na podstawie których Ewangelia Chrystusa przepowiadana jest i będzie nie tylko w żydowskiej ziemi, ale i po całym świecie. Gwiazda ta, widna dla Magów, a nie widoczna dla wybranego narodu, uzmysławia zarazem jego zaślepienie i oświecenie pogan.
  2. A więc, najmilsi, pierwowzór, zawarty w tych mistycznych zdarzeniach, trwa stale; co rozpoczęło się symbolem spełnia się w rzeczywistości, W blasku gwiaździstej łaski z nieba trzej Magowie, tj. wszystkie narody powoływane światłem Ewangelii biegną oddawać pokłon Królowi Najwyższemu. Nie brak tu i Heroda. W postaci złego ducha wydaje on swój pomruk gniewny i biada, że odbierają mu panowanie w tych, co do Chrystusa przystają. Toć i jemu się zdaje, że gdy maluczkich zabija, samego gładzi Jezusa. A dąży do tego wytrwale, kiedy duszom zaledwie odrodzonym już stara się wydrzeć Ducha Św. i zniszczyć jakby dziecinny wiek młodziutkiej wiary. Ci Żydzi znowu, co woleli pozostać poza królestwem Chrystusa, i dzisiaj znajdują się jakby pod panowaniem Heroda. I kiedy włada nimi wróg Zbawiciela, obcemu służą władcy, jakby nie znali zupełnie Jakubowego proroctwa: „Nie będzie odjęte berło od Judy, ani wódz z biódr jego, aż przyjdzie, który ma być posłan, a on będzie oczekiwaniem narodów” (Rodz. 49, 10). Nie zrozumieli oni dotąd tego, czemu zaprzeczyć nie mogą; nie i ima się ich umysłów, co ze słów Pisma św. jasno bije w oczy. Dla ich rabinów prawda jest kamieniem obrazy, dla ich nauczycieli światło obraca się w ciemność. Kiedy ich zapytasz, odpowiedzą ci trafnie, że w Betlejem narodzi się Chrystus (Mt. 2, 4), ale z wiedzy, swojej – choć innym ją głoszą – sami nie wciągają dla siebie wniosku. Dlatego utracili swoich królów, swoje ofiary przebłagalne, swoje miejsca kultu, i swój stan kapłański. A chociaż życie i doświadczenie wykazuje im jasno, że już wszystko to dla nich zamknięte i skończone, nie chcą tego widzieć, że przeszły one na Chrystusa. Co owi trzej mężowie, zastępcy wszystkich narodów, osiągnęli przez pokłon oddany Panu, to staje się własnością ludów całego świata przez wiarę, usprawiedliwiającą bezbożnych (Rzym. 3, 26, 30; Gal. 3, 8). Dziedzictwo Pana, przygotowane przedwiecznie, otrzymują synowie przybrani, a tracą je ci, którym z prawa ono przysługiwać miało. O, opamiętaj się, Judo, i ocknij! Porzuć niewiarę, wróć do Zbawiciela, wszakże On twoim także Zbawicielem! Nie sprawiedliwych przeszedł szukać Chrystus, jeno grzeszników wezwać do zbawienia (Mt. 9, 13; 12, 7). On nie odrzuci i ciebie, niegodnego, bo i za ciebie modlił się na krzyżu (Łk. 23, 34). Zwolnij się z tego strasznego wyroku, co wyszedł z ojców twoich ust nieludzkich: „krew jego na nas i na syny nasze” (Mt. 27, 25). Zerwij te pęta! W złorzeczeń godzinę przerzucili na ciebie zbrodni swojej winę. O, wróćcie wszystkie dzieci Izraela do Tego, co iście jest wcieleniem miłosierdzia! On wam przebaczy, to łagodność sama! Okrutna była niegodziwość wasza, lecz obróciła się w oręż zbawienia. Żyje! Choć z ziemi zetrzeć Go pragnęliście. Więc Go wyznajcie wbrew swemu zaparciu! Oddajcie pokłon sprzedanemu! Niech dobroć Jego będzie wam źródłem zysku, skoro złość wasza nie zdołała przyprawić Go o stratę!
  3. Zatem, najmilsi, gorliwie o to starać się mamy, by i ten naród, acz niewierny duchowemu szlachectwu praojców swoich, na nowo wszczepiony został w swoje drzewo rodowe. Wymaga tego prawdziwa miłość, należna podług modlitwy Pańskiej nawet nieprzyjaciołom naszym. Takie usposobienie nasze, życzliwości pełne, niezmiernie dobrze u Boga jest widziane. Nie po co innego bowiem istnieje ta sposobność czynienia miłosierdzia, nastręczona nam przewiną Żydów, jeno aby wiara nasza przywiodła ich z powrotem do ubiegania się z nami o zbawienie. Życie pobożnych nie tylko im samym, ale i bliźnim winno przynosić korzyść. Czego nie wskóra się słowem, przykładem osiągnąć można. Zważywszy tedy, najmilsi, jak niewysłowienie hojnie obsypuje nas Bóg swymi darami, współpracujmy z działającą w nas Jego łaską. Nie dla śpiących (1 Tess. 5, 6) bowiem przeznaczone jest królestwo niebieskie, ani dla zgnuśniałych w lenistwie i bezczynności – szczęśliwość wiekuista. Ponieważ według wyrażenia Apostoła wtedy „współuwielbieni” będziemy, gdy „współcierpieć” (Rzym. 8, 17) z Nim zechcemy, nie ma dla nas innej drogi, jeno ta, którą Chrystus Pan sam siebie nazwał (Jan 14, 6). A On, choć nie przemawiały za nami jakieś zasługi nasze, przyszedł nam z pomocą i tajemnicą Wcielenia i przykładem własnym. Wcieleniem dźwignął na zbawienne szlaki, przykładem wdrożył do znoszenia trudów wezwanych do przybranego synostwa. A trudy te, najmilsi, dla synów pobożnych i sług dobrych nie tyle są przykre i uciążliwe, co raczej miłe i lekkie. Sam Chrystus tak o nich powiada: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a ja was ochłodzę. Weźmijcie jarzmo moje na siebie, a uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca: a znajdziecie odpoczynek duszom waszym. Albowiem jarzmo moje wdzięczne jest, a brzemię moje lekkie” (Mt. 11, 28). Nie masz przeto, mili moi, trudów nie do zwyciężenia dla pokornych i nie do zniesienia dla łagodnych. Gdy pomoc łaski toruje nam drogę i z gotowością słuchamy nakazów, łatwo nam każde spełnić przykazanie, nie odczuwamy jego surowości. A przecież nieustannie Bóg do nas przemawia, nie ma dnia, nie ma człowieka, pozbawionego Jego nauki, nieświadomego, co jest miłe w oczach Boskiej sprawiedliwości. Ponieważ jednak ów sąd i z niego ów wymiar „według tego, co każdy uczynił, albo dobre, albo złe” (2 Kor. 5, 10), nie następuje tutaj zaraz, w tej chwili, bo cierpliwy i dobry jest przyszły Sędzia, niewierne dusze obiecują stąd sobie bezkarność dla występków swoich 1. Wyobrażają oni sobie, że w ogóle nie wchodzi to w rachubę Opatrzności Bożej, jak ludzie postępują; zupełnie jak gdyby nie mieli wokół siebie najoczywistszych i tak częstych dowodów, że surowa kara dosięga występnych. Czyż rzadko jeszcze niebo okazuje swą straszliwą grozę? Bodziec to dla wierzących.; dla niewierzących wstrząs i przestroga!
  4. Tymczasem jednak nad wszystkimi unosi się i czeka dobrotliwość Boża; nikomu nie odmawia zmiłowania, wszystkich bez różnicy obsypuje dobrodziejstwami (Mt. 5, 45) i nawet zasługujących na karę pociąga raczej dobrocią. Boć, odkładając karę, pokucie otwiera pole. Nie można wszakże powiedzieć, żeby nienawracanie się uchodziło bezkarnie. Zatwardziałość i niewdzięczność już sama w sobie jest największą karą: gdy dobroć Boża nie śpieszy z wymiarem, robak sumienia nie przestaje dręczyć. Niech więc grzesznicy nie upijają się rozkoszą występków, aż ich śmierć zaskoczy w takim trybie życia. W piekle nie pora myśleć o poprawie! Gdy wolnej woli ustanie godzina, nie będzie pola zadośćuczynić Bogu. „Albowiem”, powiada prorok Dawid, „w śmierci nie masz, kto by o tobie pamiętał (o Panie), a w piekle któż cię wysławiać będzie?” (Ps. 6, 6). Strzeżmy się przeto szkodliwych rozkoszy, zgubnych uciech i pożądań, mających lada chwila zniknąć. Jakiż pożytek, co za korzyść będzie przylgnąć do tego, co opuścić trzeba, choć ono nie chce odczepić się zgoła? Nie do znikomych rzeczy przywiązywać, ale do wiecznych miłość naszą zwracać nam trzeba wszystkim. Do wyższych rzeczy powołany duch nasz niebiańskich niech szuka rozkoszy. Zawrzyjcie przyjaźń z świętymi aniołami! Wejdźcie do Królestwa Bożego, gdzie mieszkać macie według obietnicy, aby obcować z gronem Patriarchów, Proroków, Apostołów i Męczenników! Źródła ich radości waszymi niechaj będą! Ich bogactw pożądajcie; w szlachetnym wyścigu o ich pomoc zabiegając! Jedna wam dola z nimi w tym życiu, Bogu oddanym, wspólna też będzie godności chwała. „Chwalcie tedy Boga w ciele waszym” (1 Kor. 6, 20), póki użycza wam czasu do pełnienia swej woli. „Świećcie”, mili moi, „jak światła na tym świecie” (Filip. 2, 15). Niechaj goreją nieustannie pochodnie umysłów waszych, a nie będzie przymieszki ciemności w sercach waszych (Łk. 11, 35). „Niegdyś bowiem” – powiada Apostoł – „byliście ciemnością, lecz teraz światłością w Panu; jak dzieci światłości postępujcie” (Ef. 5, 8). Niechaj się iści w was, co w trzech Mędrcach tak obrazowo zarysowało się. „Tak niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi, aby widząc uczynki wasze dobre, chwalili Ojca waszego, który jest w niebiesiech” (Mt. 5, 16). Boć jak wielki to grzech, gdy źli chrześcijanie są powodem bluźnierstw na Boga pośród pogan, tak wielka to zasługa, gdy dla świętego życia sług Jego błogosławią Mu ludzie. Jemu cześć i chwała na wieki. Amen.

Footnotes:

1

Por. Mowa 50, 1.

Tags: św Leon Wielki Objawienie Pańskie Żydzi ekumenizm
2020-06-16

Św. Jana Franciszka Regis, z Towarzystwa Jezusowego

Żył około roku Pańskiego 1640.

(Żywot jego był napisany przez Ojca Dobentona, tegoż Zgromadzenia kapłana i towarzysza jego prac apostolskich.)

Święty Jan Franciszek przyszedł na świat w małéj wiosce Fąkuwert (Fon-courerte), w dyecezyi, Narboneńskiéj we Francyi, roku Pańskiego 1597, z rodziców zamożnych, szlacheckiego rodu i bardzo bogobojnych. Ojciec jego nazywał się Jan Reżi (Regis), matka Magdalena Dari. Wychowany był w kolegium Jezuickiém w mieście Bezier. Od lat najmłodszych odznaczał się wielką pobożnością, i szczególnym do Matki Bożéj i Anioła Stróża nabożeństwem. Gdy jeszcze był w szkołach, przewidzieć można było czém będzie na przyszłość. Pomiędzy uczniami założył Bractwo pobożne, do którego każdy z należących późniéj całe życie pamiętał, jak zbawienne dawał im wtedy młodziutki Franciszek nauki. Ukończywszy szkoły, zamyślał wstąpić do towarzystwa Jezusowego, lecz przez pewien czas to odwlekał. Zapadłszy w ciężką chorobę, z któréj prawie cudem był wyleczony, już się dłużéj nie wahał. Wstąpił do nowicyatu w Tuluzie, mając lat dziewiętnaście. Tam już wiódł życie tak świątobliwe i tak umartwione, że nazywano go Aniolem klasztoru w którym przebywał, i towarzysze jego mawiali, iż brat Franciszek najzawziętszym jest wrogiem swojego własnego ciała.

Po ukończeniu nauk teologieznych, i pełniąc przez lat kilka obowiązki profesora w szkołach Jezuickich, wyświęcony został na kapłana roku 1630. Byłto piętnasty rok pobytu jego w zgromadzeniu ojców Jezuitów, odbył więc powtórny nowicyat przepisany przez ich Regułę, poczém przeznaczony został na różne prace apostolskie, którym oddając się, wyrównał największym Świętym. Najprzód wysłany był do Tuluzy, o co sam prosił przełożonych gdyż tam panowało morowe powietrze. W mieście tém, z największém narażeniem się oddając usługi chorym i odbywając misyą, przebył kilka miesięcy, dopóki klęska ta nie ustała.

Ztamtąd wysłany został także na misyą do swego rodzinnego kraju. Zdarzyło się, iż dnia pewnego, gdy na własnych barkach niósł siennik dla biednego chorego, spotkany na ulicy przez pijanych żołnierzy, wyśmiany i znieważony został. Bracia jego rodzeni, zamożni panowie téj okolicy, robili mu z tego powodu wyrzuty, że przez takowe, jak je nazywali dziwaczne postępowanie, ściąga na ich ród cały niesławę. „Mylicie się moi drodzy, odrzekł im Franciszek, służyć ubogim chorym, jestto prawdziwym zaszczytem, a jeszcze większym gdy kogo z tego powodu obelga spotyka.” Przebywszy tam czas pewien, a najzbawienniéj wpłynąwszy na całą ludność przez swoję misyą, przeznaczony został na kaznodzieję do Montpellier. W mieście tém podobnież, pracom jego Pan Bóg pobłogosławił z których tém obfitsze zbierał owoce że było to w porze zimowéj, kiedy lud wiejski, wolniejszy od praicy, tém gromadniéj mógł zbierać się na jego nauki.

Ztamiąd wysłano go w góry Wiwaryjskie, gdzie na wycieczkach apostolskich całe trzy lata przebył. Zastał tam lud bardzo pod względem religijnym zaniedbany i w obyczająch zepsuty. Za jego niezmordowaną pracą, cała ta kraina inną przybrała postać. Nie tylko wykorzenił pomiędzy mieszkańcami, wszelkiego rodzaju, a bardzo rozpowszechnione, występki, lecz rozbudził w nich ducha pobożności, i wzwyczaił do częstego przystępowania do Sakramentów świętych. Pewna pani, wielkie w tych okolicach posiadająca włości, była luterką, lecz pomimo tego bardzo dobroczynną. Przez to téż właśnie nie dobry wpływ wywierała na wiernych, a powagą jakiéj używała, swoich współWyznawców utwierdzała w błędach. Święty Franciszek udał się do niéj, a gdy zdziwiona jego przybyciem zapytała go w jaki m celu do niéj przybywa, Święty wręcz jéj powiedział. „Przychodzę aby duszę twoję uratować.” — „Niechże mnie Bóg broni abym ją miała utracić” odrzekła ta pani. — „Trzeba więc zostać katoliczką” powiedział Franciszek. Na co znowu luterka: „To jest trzeba żebym się wyrzekła mojéj religii!” i po chwili przydała: „Rzecz dziwna, nigdym o tém nie myślała, lecz teraz doznaję jakiegoś wewnętrznego natchnienia, z którego sprawy zdać sobie nie mogę, a którego jednak odrzucić nie jestem w stanie. Chcę więc zostać katoliczką, wyucz mnie tego co potrzebném jest dla przejścia do waszego Kościoła.” Jakoż, wkrótce zrobiła wyznanie wiary, a za jéj przykładem wielu odszczepieńców na łono Kościoła wróciło.

Z prowincyi Wiwaryjskiéi do wielu innych miejsc, dla odbywania misyi, posyłali przełożeni Franciszka, a szczególnie w różne góry, gdzie lud więcéj zaniedbany i zdziczały prawie, szczególniejszéj potrzebował uprawy, i tak nadzwyczajnego, jakiém się on właśnie odznaczał, poświęcenia kapłańskiego. Wszędzie najobfitsze łaski zsyłał Pan Bóg na kraje które apostołował, gdyż jego naukom i wszelkiego rodzaju obsługom duchownym, dodawała najbardziéj siły i skuteczności świątobliwość jego życia, Kto na niego patrzał, pojąć nie mógł jak wystarczał tylu pracom, a oraz jak ciało jego nie upadało od nadzwyczajnych umartwień jakiemi je trapił. Zwykle jadał tylko trochę chleba i mleka, albo jarzyny gotowanéj bez żadnéj zaprawy. Często dzień cały zajęty w konfesyonale, na kazalnicy i przy łóżku chorych, w wieeczór dopiéro brał ten nędzny posiłek. Sypiał zwykle dwie albo trzy godziny tylko. Resztę nocy spędzał na odmawianiu pacierzy kapłańskich i innych modlitw, przy których codziennie biczował się do krwi. Pod sutanną nosił zawsze ostrą włosiennicę. Cały zaś dzień od rana do późnej nocy, poświęcał słuchaniu spowiedzi, miewaniu nauk, nawiedzaniu chorych i nauczaniu katechizmu dzieci. Lud téż czcił go jak Świętego, i garnął się do niego wielkiemi gromadami. Zdarzało się, iż po całodziennéj ciężkiéj pracy, gdy już miał wracać późno wieczorem do mieszkania, nadciągały nowe kompanie. Wtedy Święty zatrzymywał się, i nieraz do północy zajęty był dawaniem im nauk i słuchaniem spowiedzi.

Gdy w niektórych porach roku, Francjszek przebywał w klasztorze swojego Zakonu, i tam odbywał jakby ciągłą misyą. Wszędzie gdzie pewien czas się zatrzymywał, zakładał Bractwa miłosierne, urządzał spichrze i składy odzienia, i potrzebnych sprzętów przeznaczonych dla ubogich. Kilkakrotnie zdarzało się, iż podczas panującego głodu, gdy w składach jego zabrakło zupełnie zboża, na jego modlitwę napełniały się one cudownie; a w mieście Piui przez jednę zimę, trzy razy tym sposobem wypróżniony spichrz, trzy razy został nanowo napełniony.

Szczególną litość jego, obudzały także nieszczęsne kobiety nierządnemu życiu oddane. Nawrócił ich wielką liczbę, i założył dla nich dom przytułku, w którym wiodąc życie pokutne, ustalały się w poprawie. Razu pewnego, trzech rozpustników za to właśnie zawziętych na niego, umyśliło go zamordować, i w tym celu przybywszy do klasztoru, pod udanym pozorem wywoływali Franciszka, Braciszek będący przy furcie, z saméj powierzchowności przychodniów domyślając się złych z ich strony zamiarów, ostrzegł o tém Świętego. „Wiem po co przychodzą, rzekł on do niego, jednak wpuść ich do kościoła.” Sam zaś poszedł do nich, i oświadczając im iż wie że na życie jego czyhają, przydał: „Lecz mnie nie o moje życie chodzi, ale o wasze dusze, i wyszedłem do was, aby je uratować. Nie odmówcie mi przeto téj łaski.” To mówiąc rzucił się im na szyję, i ściskając ze łzami powtarzał tęż prośbę. Zbrodniarze ci tak tém wzruszeni zostali, że upadli mu do nóg, i jeden z nich zaraz, a dwaj drudzy nazajutrz, spowiedź z całego życia przed nim uczynili. Prócz tego zdarzenia, w kilku innych, podobnież z wielkiego niebezpieczeństwa, na które wiedząc nawet o niém narażał się dla dobra bliźniego, cudownie wybawionym został.

Przez trzy ostatnie lata życia swojego, pracował nasz Święty w mieście Piui i w departamencie Welejskim, gdzie wielu uwikłanych w kalwińskie błędy nawrócił. Gdy w Mątfokonie (Montfaucon) wybuchło morowe powietrze, uprosił znowu u przełożonych aby go do tego miasta posłano. Tam przepędził kilka miesięcy, wielu dotkniętych powietrzem znakiem krzyża uzdrowił, a odchodząc trzy razy przeżegnał miasto, zapowiadając iż w trzy dni klęska ta ustanie, co téż i nastąpiło.

W roku 1640 wśród zimy, odprawił ostatnią swoję misyą w małéj wiosce Luwerk (Louvere) na szczycie gór położonéj. W wigilią Bożego Narodzenia zapadł na zdrowiu, w skutek przeziębienia się w kościele. Nazajutrz miał jeszcze trzy kazania, i szedł do konfesyonału, kiedy omdlawszy upadł. Zaniesiono go. do mieszkania, bardzo chorego na zapalenie płuc. Gdy się choroba wzmogła, przyjął ostatnie Sakramenta święte, po których okazał mu się Pan Jezus i przenajświętsza Marya Panna. Wkrótce potém wzniósł oczy do Nieba i wyraźnym głosem powtórzywszy te słowa: „Jezu Chryste Zbawco mój! w ręce Twoje duszę moję oddaję”, zasnął spokojnie w Panu, mając lat czterdzieści trzy. W poczet Świętych wpisany został, za staraniem królów Francuzkiego i Hiszpańskiego, przez Klemensa XII, roku 1727.

Pożytek duchowny

Ile to pracy i trudów podjął święty Jan Franciszek dla miłości bliźniego! na ile w tym celu narażał się niebezpieczeństw! Porównaj z tém twoję obojętność w tym względzie, a zrób szczere postanowienie wierniéj odtąd spełniać uczynki miłości chrześcijańskiéj. Patrz czy przeciw téj onocie nie zawiniasz z tymi nawet, względem których ściśle i szczególnie cię ona obowiąznuje, i dla tego wymagać może od ciebie i pewnego poświęcenia.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś błogosławionego Jana Franciszka wyznawcę Twojego, obdarzył przedziwną miłością bliźniego, i mężną wytrwałością w ponoszeniu ciężkich trudów dla ich zbawienia, spraw z miłosierdzia Twojego, abyśmy za jego przykładem i pośrednictwem, dostąpili nagrody życia wiecznego. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 495–497.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 496

Uznaj Czytelniku, jak wielkie znaczenie mieć musi dusza człowieka, kiedy św. Franciszek tyle sobie zadawał pracy i starań dla zbawienia bliźnich. Całe swoje życie wystawiał się na troski i umartwienia, aby własną duszę tak przygotować, iżby była godna oglądać Zbawiciela w Niebie. A ty co czynisz, aby duszę ratować od potępienia? Prawda, że nie każdy z nas może kazać i słuchać spowiedzi, ale czyż nie każdy może pielęgnować bliźnich w chorobie lub ubogim dawać jałmużnę?

Nie każdy z nas może odbywać misje, ale zato każdy może naśladować świętego Franciszka w jego łagodności, pokorze, czystości serca, a przede wszystkim w miłości i ufności w Bogu.

Najpewniejszym środkiem do osiągnięcia tego celu jest cześć Sakramentu Ołtarza i częste przystępowanie do Stołu Pańskiego. Dokądkolwiek się udasz, jeśli na swej drodze znajdziesz kościół, nie omijaj go, ale wstępuj doń chętnie i tam przed wielkim ołtarzem uklęknij chociaż na chwilę, wzbudź w sobie szczerą pobożność i zmów modlitwę, tudzież rozważaj tajemnice tego świętego ołtarza. Wkrótce uczujesz, jak błogie uczucie wieje z serca twego, jak będzie się w nim wzmagać miłość do Jezusa Chrystusa, a pogarda dla znikomości świata doczesnego. Zaczerpnij tylko raz tego błogiego uczucia, a przekonasz się, jak ci słodko będzie żyć tak nadal aż do końca dni twoich.

Tags: św Jan Franciszek Regis „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna nawrócenie herezja ekumenizm zaraza
2020-01-26

Św. Polikarpa Biskupa i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 169.

Podczas pobytu swojego w Rzymie, gdzie zawezwany był przez Papieża Aniceta do narady, w ważnéj podówczas kwestyi, tyczącéj się dnia w którym obchodzić się powinna Wielkanoc, widząc jak Marcyan i Walenty, głośni podówczas kacerze, szerzyli błędy swoje, gorliwie ostrzegał wiernych, aby unikali z nimi wszelkich stosunków, i aby ich do tego lepiéj pobudzić, następujące opowiadał im zdarzenie z życia świętego Jana: Razu pewnego ten ulubiony uczeń Pański, przybywszy z kilku uczniami swoimi do łaźni zastał w niéj kąpiącego się heretyka Ceryntego. Święty Apostoł wrócił się niezwłocznie, mówiąc do swoich towarzyszy: „uchodźmy ztąd bracia, i to co prędzéj, abyśmy nie polegli pod gruzami tych łazienek, które się rozwalą, gdyż Cerynt, wróg prawdy, w nich się kąpie”. Zdarzyło się także że Polikarp, spotkawszy wśróð Rzymu Marcyana heretyka, odwrócił twarz od niego aby się z nim nie przywitać. Marcyan bezczelnie przystąpił do niego, mówiąc: „czyż mnie nie poznajesz?” – „Owszem, odrzekł Polikarp, poznałem cię dobrze.” – „A któż ja jestem?” powiedział znowy Marcyan. – „Jesteś, odpowiedział mu Święty, najstarszym synem szatana.” W czasie tego pobytu swego w Rzymie, wielu odszczepieńców na łono Kościoła przywiódł.

Pożytek duchowny

Widziałeś jakim świętym wstrętem przejmowały błogosławionego Polikarpa, mowy przeciwne wierze. Bierz ztąd naukę, abyś sam, pewnie mniéj od tego Męża Bożego w wierze ukrzepiony, nie narażał jéj dobrowolnie, przez nastawianie ucha na zdania i rozmowy niedowiarków.

Modlitwa (kościelna)

Boże, który nas, błogosławionego Polikarpa męczennika Twojego i Biskupa, doroczną uroczystością rozweselasz, daj miłościwie, abyśmy czcząc pamiątkę jego przejścia do wieczności, pośrednictwem jego wsparci zostali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 73-74.

Tags: św Polikarp biskup męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna ekumenizm herezja
Pozostałe wpisy
Creative Commons License
citatio.pl by Citatio.pl is licensed under a Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 Unported License.