Wpisy z tagiem "miłość":
Św. Rozalii Dziewicy, Patronki od morowego powietrza
Żyła około roku Pańskiego 1160.
(Żywot jéj znajduje się u Bolandystów pod dniem dzisiejszym.)
Święta Rozalia pochodziła z cesarskiego rodu Karola Wielkiego. Ojciec jéj Sinibaldo, zamożny pan słynący z wielkiéj odwagi i świetnych czynów rycerskich, był potomkiem książąt włoskich, których ten cesarz po zdobyciu Włoch, w tym kraju obsadził. Roger II, król sycylijski, przyciągnął go na dwór swój, a chcąc go lepiéj do siebie przywiązać, wydał za niego blizką swoję krewnę, i uczynił go udzielnym panem księstwa Kwistwina, Rose i Pelegryno, przydając do tego i przepyszny Zamek w okolicach Palermo zwany Oliwella, lecz wymagał aby w jego własnym pałacu mieszkał, jako należący do jego rodziny. W tymto więc królewskim dworze przyszła na świat święta Rozalia, około roku Pańskiego 1130. W objawieniu jakie miała matka przed jéj urodzeniem, Anioł zapowiedział jéj że będzie miała córkę wielkiéj świątobliwości, i kazał nadać jéj imię Rozalia, podówczas jeszcze prawie nieznane, a które było tych dwóch wyrazów Roży i Lilii połączeniem, w którém róże wyrażały męczeństwo pokutnego życia jakie miała wieść ta Święta, a lilie zapowiadały nieskażoną czystość jéj duszy.
Młoda księżniczka odebrała wychowanie odpowiedne wysokiemu swemu stanowi. Piszą że nawet była biegłą i w łacinie, któryto język, podówczas jak i teraz, tylko uczeni posiadali. Obdarzył był ją Pan Bóg uderzającą urodą, którą dwór cały podziwiał, lecz gruntowne zalety jéj duszy, przewyższały w niéj powaby ciała. Od najmłodszych téż lat cieszyła się obcowaniem Aniołów którzy się jéj często okazywali, obchodząc się z nią jakby ze swoją godną towarzyszką. Matka Boża, ze swéj strony czuwała nad tą duszą wybraną. Kiedy kilku najpierwszych panów Sycylijskich ubiegało się o jéj rękę, i zanosiło się na to że ją rodzice za mąż wydać mieli, pewnéj nocy objawiła się jéj przenajświętsza Panna, i doradziła aby się ratowała ucieczką, jeżeli chce i nadal pozostać Oblubienicą jéj Syna. Święta księżniczka nie zawahała się ani chwili, chociaż wtedy miała lat dopiéro czternaście. Wstała tejże nocy, i wyrzekając się na zawsze i rodziny, i zaszczytów, i bogactw jakie ją na świecie czekały, wyszła z pałacu, unosząc z sobą za cały majątek, krucyfiks, koronkę, włosiennicę i inne narzędzia któremi ciało swoje trapiła.
Skoro za bramą pałacową stanęła, ujrzała przed sobą dwóch Aniołów: jednego uzbrojonego jak rycerz, drugiego w odzieniu pielgrzyma. Ci, wśród ciemnéj nocy, wyprowadzili ją za miasto Palermo, i zawiedli na górę zwaną Kwiskwina, w ziemiach do jéj ojca należących położoną. Na wierzchu téj góry, wśród gęstego lasu, była jaskinia, którą jéj wskazali. W téjto pieczarze wilgotnéj, zasypanéj śniegiem, który na szczycie téj góry prawie cały rok leży, święta Rozalia spędziła kilka lat na bogomyślności i pokucie, żywiąc się korzonkami leśnemi, za napój używając śnieg roztajały, i obcując tylko z Niebem. Lecz za to Aniołowie nawiedzali ją często w téj samotni, przynosili jéj kwiaty rosnące w raju niebieskim, i co większa, jak świętą Maryę Magdaleną, unosili czasem aż do Nieba, gdzie ich przecudnych śpiewów słuchała. Okazywał się jéj także i Pan Jezus, a jak piszą, koronował ją kwiatami i drogiemi perłami.
Cały czas jéj zajęty był modlitwą, czytaniem ksiąg świętych i robotą ręczną. Kiedy umysł jéj, po długich zatapianiach się w bogomyślności, potrzebował wypoczynku, dla rozrywki ryła na jednéj ze ścian skały po łacinie te słowa, które po dziś dzień pielgrzymi w tém miejscu czytają: „Ja Rozalia, córka Sinibaldego księcia Kwiskwiny, Roży i Pelegryno, dla miłości Pana mojego Jezusa Chrystusa, postanowiłam mieszkać w téj pieczarze.” Jakiego narzędzia używała do wyrycia tego napisu, i jak go sobie dostarczyła, niewiadomo. Wnoszą jéj życiopisarze, że ponieważ wzięła była z sobą łańcuch żelazny, którym się przepasywała na gołém ciele, więc mogła do tego użyć jednego z ogniw jego, wyostrzywszy takowe. Podobnież można przypuszczać, że tym sposobem wykopała sobie małą studzienkę, w którą zbierały się wody spływające z wyższych miejsc góry. Dotąd także pokazują wewnątrz jaskini, rodzaj ołtarzyka, który sobie tam urządziła z kamieni, długi kawał marmuru na którym sypiała, i przy samém wejściu, rodzaj ławki wykutéj w skale, na któréj jak wnoszą siadywała. Zewnątrz rosną stare winne macice, które według miejscowego podania, jéj rękoma zasadzone były.
Tymczasem rodzina świętéj Rozalii, zasmucona jéj zniknięciem, szukała ją po całéj Sycylii. Niektórzy z wieśniaków, w okolicach góry Kwiskwiny mieszkających, wpadli byli na jéj ślady, lecz Aniołowie ostrzegli ją, że już w téj jaskini bezpieczną nie jest. Wzięła więc w jednę rękę krucyfiks, w drugą kij pielgrzymi, i pod przewodnictwem Aniołów, puściła się gęstemi lasami, ku górze Pelegryno, na któréj szczycie Pan Bóg przeznaczył jéj inne mieszkanie. Byłato jaskinia dość obszerna, lecz do któréj dostać się nie można było inaczéj, jak spuszczając się w nią przez otwór u wierzchu jéj będący, a tak wązki że ledwie przez niego prześliznąć się mogła. Przytém pieczara ta, była ciemna i pełna wilgoci, tak że Święta zaledwie znalazła mały kącik, w którym w nocy mogła spoczywać nieleżąc w błocie, a i na to jeszcze, trzeba jéj było wykopać tam rowek, żeby wody spuścić. Sklepienie było bardzo nizkie, i pokryte ostremi ułamkami skały, tak że ciągle musiała pozostawać schyloną, W tém ciemném i zimném więzieniu, przebyła resztę lat swojego życia, żywiąc się żołędziami które zbierała w małym dębowym lasku blizko tam będącym.
Po ośmnastu latach życia tak cudownego, Pan Jezus uznał już właściwem wziaść do Nieba tę Swoję Oblubienicę, i oznajmił jéj że zbliżała się chwila, w któréj ją powoła na zawsze do Siebie. Wtedy Święta położyła się spokojnie w głębi swojéj jaskini, na prawéj ręce oparłszy głowę, a w lewéj trzymając krucyfiks z Rożańcem: na piersiach miała zawieszony mały krzyżyk srebrny, kształtu takiego jaki nosili krzyżownicy, i w takiéj postawie zasnęła w Panu 4 Września około roku Pańskiego 1160, wśród chorów Anielskich, które do ostatniéj chwili jej pobytu na ziemi przyśpiewywały.
Niezwłocznie po jéj śmierci, w różnych objawieniach dowiedziano się o tém wszystkiém, i liczne cuda, za wezwaniem jéj pośrednictwa, rozsławiły imię téj służebnicy Pańskiéj, po całych Włoszech. Modlono się do niéj publicznie, powznoszono na cześć jéj ołtarze, i do niéj Litanie ułożono. Nad obydwoma jaskiniami w których mieszkała, wybudowano wspaniałe kościoły, i przy nich wielu pustelników starało się naśladować jéj pokutne i bogomyślne życie. Lecz ciała jéj, pomimo wielkich starań, nie wynaleziono. Pan Bóg bowiem dopuścił, że woda spływająca z góry Pelegryńskiéj ściekając kropla po kropli na jéj kości, spetryfikowała je niejako, pokrywając powłoką kamienia przezroczystego jak alabaster, twardego jak kryształ, a błyszczącego jak ametyst i hiacynt. Nigdy ludzie bogatszéj trumny zrobićby dla niéj nie mogli. Cała zaś ta bryła, zanurzona była w ziemi, a nawet jeszcze głębiéj przykryta została w skutek poszukiwań jakie czyniono dla wynalezienia jéj ciała, i gdy w tym celu kopano tam ziemię. Po pewnym więc czasie, zaniechano już wszelkich o to starań, tém bardziéj, że w całéj Sycylii, na mocy różnych objawień, rozpowszechniło się przekonanie, że ciało jej nie będzie odkryte, aż w dniu, w którym straszna klęska dotknie miasto Palermo.
Tak upłynęło lat kilkaset, aż w roku Pańskim 1624, zaczęła częściéj objawiać się święta Rozalia, zapowiadając że zbliża się już czas, w którym jéj ciało odkryte zostanie, i w tymże roku przyniesione z Afryki, wybuchło w tymże mieście, straszne morowe powietrze Dżumą zwane. To skłoniło mieszkańców, i to nawet za wiedzą i za rozkazem Arcybiskupa ówczesnego Kardynała Doryi, do ponowienia poszukiwań zwłok świętéj Rozalii, a w tymże czasie pewien mieszkaniec okoliczny, polując na górze Pelgryńskiéj, miał objawienie, w którém ta Święta stanąwszy przed nim, wskazała mu miejsce gdzie jéj ciało spoczywa, poleciła aby doniósł o tém Kardynałowi, i zapewniła że gdy je wydobędą i ku czci publicznéj wystawią, morowe powietrze ustanie. W skutek tego, Kardynał Doria wyznaczył tak duchownych jak i świeckich urzędników, którzy udawszy się na miejsce przez świętą Rozalią wskazane, wynaleźli jéj ciało w onéj bryle skrystalizowanéj o któréj wyżéj wspomnieliśmy. Niektórzy z ludu tam zgromadzonego, unieśli byli z sobą odłamki téj masy otaczającéj ciało sługi Bożéj, do którego skoro przytknięto powietrzem rażonego, każdy niezwłocznie uzdrowionym zostawał. Nakoniec po przekonaniu się jak najdokładniejszém, że bryła ta zamykała w sobie w istocie szczątki ciała ludzkiego, i znalazłszy przy niém te święte przedmioty, z któremi według dawnych objawień, Święta umierała, i w takiém położeniu w jakiém téż objawienia ją opisywały, nie było już wątpliwości, iż to były prawdziwe Relikwie świętéj Rozalii. Takowe więc 22 Lutego, roku Pańskiego 1625, (w którymto dniu przypadało święto Katedry Piotrowéj w Rzymie), Kardynał Doria: wystawił ku czci publicznéj, a morowe powietrze w całéj sile jeszcze grasujące podówczas od tejże chwili od razu i zupełnie ustało. Palermitanie, na pamiątkę wdzięczności za tak miłosierne wstawienie się tej Świętéj za niemi, wybudowali wspaniałą kaplicę, w któréj złożono jéj zwłoki, i za jednę z głównych Patronek i miasta i całéj Sycylii ją obrali.
Cześć świętéj Rozalii, następnie i po całym katolickim rozeszła się świecie, gdy z upływem czasu, i inne miejsca doznawały skuteczności jej pośrednictwa, a szczególnie te miasta które posiadały cząstki jéj Relikwii. W roku 1743 wybuchło było straszne morowe powietrze w Mesynie, bardzo blizko Palermo leżącéj, a które z tém miastem ciągłe miała stosunki. Palermitanie uciekli się niezwłocznie do swojéj Patronki, odbyli procesyą po ulicach z jej Relikwiami, i miasto ich zarazą dotkniętém wcale nie było, równie jak i inne miasta włoskie, które téż święte szczątki posiadały i do opiek świętéj Rozali się udały. Prócz tego zaś, liczne za jéj wezwaniem dzieją się po dziś dzień cuda, w kościołach na górze Kwiskwina jak i Peligryńskiéj będących, to jest w tych dwóch miejscach, na których ta Święta wiodła życie tak pokutne i miłe Bogu.
Pożytek duchowny
Święta Rozalin, jak to sama na ścianach pieczary w któréj się zamknęła, wypisała, dla miłości Pana Jezusa, w kwiecie wieku i gdy świat najwyższe obiecywał jéj uciechy, poświęciła się na życie nadzwyczajnéj ostrości i pokuty. Oblicz się z sumieniem i obacz, na co ty zdobywasz się z miłości Jezusa, a pamiętaj że tylko te czyny policzone ci będą w wieczności, które z takiéj pobudki spełniasz.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! Któryś jest zbawieniem i ratunkiem naszym, prośby nasze racz miłościwie wysłuchać, abyśmy weseląc się z uroczystości błogosławionéj Rozalii dziewicy Twojéj, nabyli wzrostu w duchu pobożności, a za jéj wstawieniem się, wyzwoleni zostali od klęsk, który pa nas słuszny gniew Twój zsyła. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 747–749.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 706–707
Jak silna musiała być miłość św. Rozalii do Pana Jezusa, jeśli szukała odosobnienia i samotności, aby się tym łatwiej móc oddać modlitwie, rozpamiętywaniu i umartwieniom! Jakże słaba w porównaniu z świętą Rozalią musi być nasza miłość Boga, jeśli tak mało dla Niego czynimy i tak trudno nam ponieść dla Niego choćby najmniejszą ofiarę! Nie mamy tu na myśli umartwień i ofiarności, jaką jaśnieją Święci Pańscy, ale z jakąż trudnością nam przychodzi pełnienie najprostszych obowiązków chrześcijanina, walka z namiętnością, pożądliwościami ciała i jego pokusami, znoszenie przeciwności, wyrzeczenie się wygód i przyjemności życia! A czyż to wszystko nie jest drobnostką wobec tego, co Święci czynili dla Boga? My biedni chełpimy się, jeżeli nam się uda oprzeć pokuszeniu, uniknąć sposobności do grzechu, pomodlić się godzinkę, albo ponieść jaką maluczką ofiarę, a cóż to wszystko znaczy wobec olbrzymich poświęceń Świętych Pańskich, wobec bohaterskich ich zapasów i walk z szatanem, wobec niesłychanych umartwień, jakie sami na siebie nakładali! Jeśli oznaką miłości jest ofiarność i poświęcenie, natenczas od nich jedynie nauczyć się możemy, czym jest miłość i jaka jej potęga. Święty Tomasz a Kempis mówi: „Kto miłuje, jest wolny i niczym nie skrępowany. Miłość nie zna ani granic, ani miary, lecz przekracza granice i wyższa jest nad wszelką miarę. Miłość nie wie co ciężar, nie zna trudów i mozołów, gotowa czynić więcej niż może; miłość nie zna niepodobieństwa. Zdolna ona jest do wszystkiego, dokonywa wielu rzeczy i odważa się na niejedno, co człowieka bez miłości utrudza i zniechęca”.
Św. Ubalda Biskupa
Żył z około roku Pańskiego 1160.
Święty Ubald urodził się we Włoszech, w prowincyi Spoletańskiéj, w mieście Gubio, około roku Pańskiego 1084. Pochodził ze starożytnéj i znakomitéj rodziny. Straciwszy ojca w dzieciństwie, oddany został w opiekę stryja, człowieka bardzo pobożnego, który w pierwszych latach trudniąc się sam jego wychowaniem, późniéj umieścił go w konwikcie, przy kościele świętego Maryana, przez kanoników regularnych utrzymywanym. Bystremi obdarzony zdolnościami, wielki uczynił postęp w naukach, odznaczając się obok tego, coraz gorętszą pobożnością. Lecz zakład w którym się znajdował, był bardzo źle prowadzony, i młody Ubald, najskromniéj w domu wychowany, był tam na wielkie narażony niebezpieczeństwa. To spowodowało stryja, iż go ztamtąd przeniósł do innego zakładu szkolnego będącego przy kościele świętego Sekunda, gdzie wyższe nauki świetnie ukończył.
Były to czasy wielkiego zepsucia obyczajów. Wszakże Ubald wyniosłszy z domu pobożne wychowanie, a szczególnie wsparty opieką Matki Bożéj, do któréj miał wielkie nabożeństwo, stanowił rzadki, wśród rozpustnéj młodzieży z którą się wychował, wyjątek. Doszedłszy do lat dojrzałych, aby się tém lepiéj na drodze wyższéj pobożności, utwierdzić, uczynił ślub dozgonnéj czystości.
Świątobliwość jaką już wtedy jaśniał, wyższe wykształcenie i biegłość w naukach, którym się z upodobaniem oddawał, zwróciły na niego uwagę jego Biskupa, świętego Grameryana. Ten skłonił go do wstąpienia do stanu duchownego, i po wyświęceniu na kapłaństwo, w krótkim czasie uczynił go Przeorem zgromadzenia kanoników świętego Maryana, w których właśnie zakładzie Ubald pobierał pierwsze nauki.
Zgromadzenie to, którego w tak młodym będąc wieku, został nasz Święty przełożonym, od lat kilku w wielkiém żyło rozwolnieniu. Nie było tam ani śladu karności zakonnéj, i prawie każdy z należących do niego, wiódł życie gorszące. Ubald srodze nad tém bolał. Dzień i noc modlił się, prosząc Boga o nawrócenie jego braci, a chociaż widząc ich tak zepsutych iż żadne z jego strony upomnienia skutkować by nie mogły, przykładem tylko świątobliwego życia własnego ich nauczał — przewrótni ci ludzie znienawidzili go od razu, i wszelkich dokładali środków. aby go przywieść do zrzeczenia się przełożeństwa. Lecz święty Ubald nie zrażał się niczém. Zaczął od tego, iż najłagodniejszém postępowaniem i wielką miłością, z jaką był dla wszystkich, pozyskał serca trzech kanoników, mniéj od innych od ducha swojego powołania odbiegłych. Z nimi zaczął prowadzić życie ściśléj zakonne, co do wspólności mieszkania, odzienia, stołu i pacierzy kapłańskich, które w chórze odmawiali. Dowiedziawszy się przytém, o świeżo założoném podobnémże Zgromadzeniu kanoników regularnych około miasta Rawenny, a odznaczającym się ścisłą zakonnością, udał się tam sługa Boży, i parę miesięcy spędził, aby się przejąć duchem i zwyczajem tego wzorowego klasztoru. Wróciwszy do własnego, wprowadził w nim tęż samę karność, i Pan Bóg tak mu pobłogosławił, że w krótkim czasie, wszyscy jego podwładni, ujęci w końcu słodyczą, pokorą i miłością przełożonego, poddali się mu zupełnie. Nie tylko stali się oni dla miasta całego wzorem świątobliwych duchownych, lecz w klasztorze ich, ustaliła się najściślejsza karność zakonna, wszystkim innym zakonom za przykład służyć mogąca.
Niedługo potém, pożar który zniszczył był większą część miasta, spalił i klasztor Kanoników regularnych, których Przeorem był święty Ubald. To mu podało myśl zrzeczenia się przełożeństwa, czego już dawno pragnął, mając zamiar udać się na samotne miejsce. Lecz w tak ważnéj rzeczy, nie chcąc schybić woli Bożéj, zasięgnął rady błogosławionego Piotra z Rimini, na puszczy mieszkającego. Ten skłonił go, aby zawodu do którego go Pan Bóg powołał nie opuszczał, gdyż zamiar jego był pokusą złego ducha, zamierzającego przez jego usunięcie się, przywieść Zgromadzenie które na tak dobréj stopie postawił, do nowego upadku. Święty usłuchał rady: zajął się odbudowaniem klasztoru i uskuteczniwszy to wkrótce, uczynił go klasztorem w całych Włoszech najpierwszym, co do ścisłości zachowania ustaw Zakonnych.
Lecz na wyższym jeszcze świeczniku, chciał Pan Bóg umieścić tego sługę Swego. Po śmierci Biskupa Peruzkiego, duchowieństwo i mieszkańcy tego miasta, powodowani sławą świątobliwości Przeora kanoników świętego Maryana, obrali go Biskupem. Święty najprzód ukrył się przed wysłanymi do niego z ofiarą téj godności posłami, a dowiedziawszy sę, że się udali do Papieża, sam pośpieszył do Rzymu, i tyle usilnemi prośbami swojemi dokazał, że Ojciec święty nie zatwierdził tego wyboru.
We dwa lata potém, gdy po śmierci Biskupa miasta Gubio, duchowieństwo zgodzić się nie mogło na wybór nowego, święty Ubald, wysłany został do Papieża, aby on swoją najwyższą władzą, położył koniec trwającemu sporowi. Ojciec święty, który poprzednią razą, nie chętnie ulegając prośbom Ubalda, zwolnił go był od przyjęcia Biskupstwa Peruzyjskiego rad był skorzystać z téj sposobności, aby go zamianować Biskupem jego rodzinnego miasta. Napróżno Święty uciekł się powtórnie do prośb najgorętszemi łzami nawet popartych. Papież nie miał już względu na jego pokorne wymówki, i z największém zadowoleniem duchowieństwa jego dyecezyi i ludu, musiał Ubald poddać się wyraźnemu rozkazowi Ojca świętego. Sam Papież wyświęcił go na Biskupa, roku Pańskiego 1129.
Łatwo było poznać niezwłocznie, iż wybór takowy z natchnienia Ducha Świętego nastąpił: dowiódł tego święty ten Pasterz, wysokiemi cnotami jakiemi jeszcze świetniéj zajaśniał i apostolską gorliwością. Przekonany, że wyższa godność na którą został wyniesiony, wyższéj jeszcze świątobliwości wymaga, podwoił pobożności i przymnożył ćwiczeń pokutnych, w których zawsze celował. Jakkolwiek Przeorem będąc, odznaczał się wielką wstrzemięźliwością w użyciu pokarmów, zostawszy Biskupem, jeszcze skromniejszy stół prowadził, i ścisłe zachowywał posty. Mawiał też zwykle: „Biskup powinien odznaczać się nie wykwintnością, lecz właśnie ostrością życia; nie wspaniałością stopy swojego domu, lecz ścisłém ubóstwem, a za to tém większą dla biednych hojnością.” Gdy mu razu pewnego, zwrócono uwagę, iż mając znaczne dochody, więcéj sług trzymać powinien: „Dostałem, odrzekł, większe dochody nie na to, abym więcéj sług płacił, lecz więcéj ubogich wspierał.”
Zpomiędzy wszystkich cnót któremi jaśniał, pokora i łagodność były jego głównemi cnotami. Pewien mieszkaniec miasto Gubio, chciał nieprawnie wznieść mur na gruncie swojego sąsiada. Wszczęła się ztąd między nimi gorsząca całe miasto sprzeczka. Święty Biskup pragnąc ich pogodzić, udał się sam na miejsce, gdzie jeden z nich już mur wznosić zaczął. Był to człowiek nadzwyczaj gwałtowny, i nie tylko nie usłuchał przedstawień Biskupa, z wielką łagodnością czynionych, lecz do tego stopnia się uniósł, że porwawszy się na niego, obalił go na ziemię, i w dół wapnem napełniony wrzucił. Święty bez najmniejszego wzruszenia odszedł, nie chcąc wcale poszukiwać tak ciężkiéj zniewagi. Lecz sam lud upomniał się o krzywdę swojego ukochanego Pasterza, i domagał się od władzy świeckiéj, aby winowajcę jak najsurowiéj ukarano. Ubald dowiedziawszy się o tém, zażądał aby sprawę tę poddano jego własnemu sądowi, jako ściągającą na obwinionego karę klątwy kościelnéj. Stawiono go przeto przed nim. Biskup, spytał czy uznaje wielkość winy swojéj, gdy własnego Biskupa, tak srodze znieważył. Obwiniony odrzekł, iż czuje dobrze jak bardzo wykroczył. „A czy gotów jesteś wszelkiéj poddać się ka- rze?” spytał go daléj. „Gotów jestem na to, odpowiedział znowu winowajca, chociażby mnie na śmierć skazano.” Wtedy Święty zstępując z tronu Biskupiego na którym zasiadał, rzucił mu się na szyję mówiąc: „Uściskaj mnie bracie kochany, i ten pocałunek pokoju niech ci będzie jedyną karą, byleś szczerze obżałował i ten i inne twoje grzechy.”
Świętość jego, w kilku zdarzeniach wybawiła miasto Gubio od różnych klęsk, grożących mieszkańcom. Gdy cesarz Fryderyk rudobrody, groził téj krainie zniszczeniem, Ubald wyszedłszy naprzeciw niego, skłonił go do odejścia, i takie zrobił na nim wrażenie, że upadłszy mu do nóg, prosił go o błogosławieństwo i polecił się jego modlitwie.
Na parę lat przed śmiercią, bardzo zapadł był na zdrowiu. Ciało jego pokrywało się cią- gle boleśnemi wrzodami. Pomimo tego nie folgował sobie w pracy, i najczynniéj zajmował się swoją ukochaną trzodą. W wigilią Zesłania Ducha Świętego, po odprawieniu obrzędów kościelnych w Katedrze, ciężko zachorował. Lud dowiedziawszy się iż jest umierającym, tłumnie otoczył pałac Biskupi. Swięty kazał wszystkich przypuszczać z kolei do siebie, najczulej się z nimi żegnał, i każdego błogosławił. Wieczorem przyjął ostatnie Sakramenta święte, i wśród gorącéj modlitwy i aktów nabożnych, oddał Bogu ducha roku Pańskiego 1160, 16-go Maja, w którym to dniu Kościół pamiątkę jego obchodzi.
Papież Celestyn III, zaliczył go w poczet Świętych w roku 1192. Wielu i za życia i po śmierci słynący cudami, jest szczególnym Patronem przeciw opętaniu od złego ducha.
Pożytek duchowny
Niech sposób w jakim święty Ubald postąpił z owym mieszkańcem miasta Gubio, który go ciężko znieważył, a którego on ukarał tylko pocałunkiem pokoju, nauczy cię, jak masz zachowywać się z tymi którzy tobie jakąkolwiek krzywdę lub przykrość zadali. Teraz więc zaraz postanów sobie, przy pierwszym z nimi spotkaniu, dać im jaki dowód twojéj miłości,
Modlitwa (kościelna)
Racz nam Panie z miłosierdzia Twojego użyczyć wsparcia, a za wstawieniem się błogosławionego Ubalda Wyznawcy Twojego i Biskupa, przeciw wszelkim złego ducha zasadzkom, prawicę Twojéj wszechmocności nad nami rozciągnij. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 230–232.
Św. Franciszka Salezego Biskupa genewskiego
Żył około roku Pańskiego 814.
Pożytek duchowny
Święty Franciszek Salezy odznaczał się szczególną dla bliźnich miłością, i nadzwyczajną w obcowaniu z każdym słodyczą, przez co tak wiele dusz Bogu pozyskał. Obrachuj się z sumieniem, czy przeciw miłości bliźniego nie wykraczasz, a pamiętaj iż Pismo Boże mówi, że: Jeśliby kto rzekł iż miłuje Boga, a brata by swego nienawidził, kłamcą jest. (Psalm LXXXVIII. 2.)
Modlitwa (kościelna)
Boże, któryś dla zbawienia dusz, błogosławionego Franciszka, Wyznawcę Twojego i Biskupa, dla wszystkich wszystkiém uczynić raczył, daj miłościwie, abyśmy słodyczą miłości Twojéj przejęci, według jego napomnień postępując, i jego zasługami wsparci, radości wiekuistéj dostąpili. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 80.
