Citatio.pl

Wpisy z tagiem "ojciec":

2020-08-31

Św. Rajmunda Nonnata (nienarodzonego), Wyznawcy i Kardynała

Żył około roku Pańskiego 1240.

(Żywot jego był napisany przez Ciakoniusza, jemu współczesnego, i znajduje się u Bolandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święty Rajmund przezwany Nonnatus, co po łacinie znaczy nienarodzony, z powodu że przyszedł na świat po śmierci matki z któréj już nieżyjącéj go wydobyto, narodził się roku Pańskiego 1204, w małém miasteczku Portel, w Katalonii w Hiszpanii położoném.

Skoro dojrzał na rozumie, widząc się pozbawionym matki ziemskiéj, obrał sobie za Matkę Niebieską przenajświętszą Pannę, i do Niéj od najmłodszych lat szczególne miał nabożeństwo. Najulubieńszą jego rozrywką było modlić się w jakiéj kaplicy Jéj poświęconej, lub przed Jéj wizerunkiem. Nazywano go téż dziecięciem Maryi. Wychowany bardzo starannie, wielki w naukach postęp uczynił.

Ojciec obawiając się aby nie wstąpił do zakonu, widząc w nim wielką do tego skłonność ażeby go rozerwać dał mu do zarządu jednę ze swoich majętności wiejskich. Rajmund spełnił wolę ojcowską i zajął się gospodarstwem, lecz tak czas swój urządził, że więcéj jeszcze niż gdy był w domu rodzicielskim, mógł się pobożności oddawać. Miał bardzo liczną i wyborową trzodę: przy niéj w polu spędzał dnie całe, biorąc z sobą książki pobożne do czytania. Tęsknił tylko za kościołem Matki Bożéj, którego blizko nigdzie nie miał, gdy razu pewnego przechodząc z trzodą po różnych górach, znalazł na jednéj z nich małą opuszczoną kapliczkę, z obrazem przenajświętszéj Panny. Tam przepędzał najwięcéj czasu, pustelnicze wiodąc życie, a do ćwiczeń bogomyślności, przydawał wielkie umartwienia ciała.

Zły duch, który zawistnie patrzał na tę duszę błogosławioną coraz wyżéj na drodze doskonałości idącą, dnia pewnego przybrawszy postać pasterza, stanął przed nim i zaczął mu przedstawiać niewłaściwość tego rodzaju życia jakie prowadził, będąc synem jednego z najmożniejszych mieszkańców tego kraju. Następnie przypominając mu uciechy jakieby go na świecie spotkać mogły, pozwolił sobie nawet wyrażeń nieskromnych. Wtedy Rajmund przerażony, wezwał przenajświętszéj Panny, a na to Imię, szatan zawstydzony zniknął nagle, pozostawiając po sobie dym najsmrodliwszy.

Nietrafiwszy tym sposobem do Świętego, piekielny wysłannik do innego znowu uciekł, się środka. Pobudził złych ludzi, którzy oskarżyli Rajmunda przed ojcem, że zaniedbuje dozoru całego gospodarstwa, przyjąwszy na siebie pilnowanie trzody, a i téj nie dogląda, całe dnie w kaplicy na modlitwie spędzając. Przybył ojciec na miejsce aby się sam o tém przekonać, a zbliżywszy się do trzody, ujrzał jakiegoś pasterza przecudnéj piękności, który z największą pilnością doglądał bydła. Poszedł więc do kaplicy, gdzie się znajdował Rajmund, a domyślając się że to był Anioł, który w jego miejscu doglądał owiec, nietylko mu żadnych wyrzutów nie robił, lecz uściskawszy, zachęcił aby na pobożnéj drodze na któréj się znajdował, szedł coraz daléj.

Wkrótce potém, objawiła się świętemu Rajmundowi Matka Boża, oznajmując iż w istocie Anioł to go zastępował w dozorze gospodarstwa gdy on pozostawał na modlitwie, lecz oraz przydała, że wolą Jéj jest aby opuścił tę samotność a wszedł do zakonu świeżo wtedy założonego przenajświętszéj Maryi Panny od wykupienia więźniów. Rajmund nie zawahał się ani chwilę: udał się do Barcelony, gdzie był klasztor tego zgromadzenia, i tam przez świętego Piotra Nolasko, do Nowicyatu przyjęty został. Po uczynionych ślubach, na drodze doskonałości wyprzedził nietylko swoich towarzyszów ale i najstarszych zakonników.

Wkrótce téż powierzono mu jedno z najważniejszych dla zgromadzenia zleceń: posłano go do Afryki dla wykupienia więźniów. Przybywszy do Algieru, znalazł tam tak wielu chrześcijan jęczących w niewoli u Muzułmanów, że lubo wydał wszystkie pieniądze jakie miał z sobą na ich wyzwolenia, wielu jeszcze w niewoli pozostało. Wtedy, sam oddał się za nich w zamian, wysyłając zakonników z nim będących do Europy, aby znaczne pieniądze jakie Muzułmanie za niego wyznaczyli, przywieźli. Tymczasem, ci w których ręce się dostał, obchodzili się z nim tak barbarzyńsko, że Basza miejscowy, obawiając się wrazie gdyby umarł, stracenia wielkiéj sumy którą za niego spodziewano się dostać, nakazał aby go więcéj oszczędzano.

Święty, korzystał z jakiéj takiéj swobody, i przebywając z innymi niewolnikami chrześcijańskimi pocieszał ich w strapieniu, zachwianych utwierdzał w wierze, i jakim mógł sposobem wspierał. I nie dość na tém: apostołował Muzułmanów, i wielu z nich do wiary świętéj nawrócił. Dowiedziawszy się o tém Basza skazał go na śmierć przez wbicie na pal, i wyrok ten byłby wykonany, gdyby ci którym chodziło o otrzymanie znacznych pieniędzy za jego wykupienie, nie byli mu uratowali życia. Kara więc przeniesioną została na okrutne bicie pałkami. Święty zaledwie wyleczony z ran po tém męczeństwie poniesionych, znowu jak wprzódy nawracał Muzułmanów. Wtedy Basza kazał go powtórnie katować pałkami na publicznym placu, usta zaś przebić rozpaloném żelazem i zamknąć na kłódkę, któréj klucz u siebie zachował, i którą tylko gdy go karmić trzeba było otwierać pozwalał. Prócz tego wtrącił go do ciemnego więzienia, gdzie w takich mękach przebył ośm miesięcy, aż nadeszły pieniądze za które wykupiony został.

Powróciwszy Święty Rajmund do swoich, spragniony męczeńskiéj za wiarę śmierci, która go ominęła, prosił przełożonych aby go powtórnie pomiędzy Muzułmanów posłano, lecz na to pozwolić nie chcieli. W téj porze Papież Grzegorz IX, chcąc uczcić w tym słudze Bożym, już tak wielkie dowody jego miłości chrześcijańskiéj, zrobił go Kardynałem, pomimo oporu jaki pokora jego stawiła. Godność takowa, nie zmieniła wcale rodzaju życia jakie prowadził będąc zakonnikiem. Po usilnych prośbach uzyskawszy od Papieża pozwolenie, udał się do Barcelony, i tam w klasztorze w którym odbywał nowicyat, zamieszkał. Przygotowano mu odpowiednie do wysokiego jego urzędu w Kościele mieszkanie, a hrabia Kardon, blizki jego krewny, sporządził dla niego paradny powóz, i konie z bogatym zaprzęgiem. Święty, wszystkiego tego przyjąć nie chciał; zamieszkał celkę zakonną, i nieuwalniając się od żadnych obowiązków klasztornych, dla wszystkich był najwyższym wzorem pokory, umartwienia i miłości bliźniego.

Razu pewnego idąc ulicą wśród zimy, spotkał ubogiego niemającego żadnego nakrycia na głowę. Zdjął czapkę i oddał biednemu. Nocy następnéj, w czasie modlitwy, miał widzenie. Objawiła się mu przenajświętsza Marya Panna, i włożyła na głowę koronę z kwiatów przecudnych. Jakkolwiek wielkiéj sługa Boży doznał na duszy pociechy z takiego daru i z takich rąk pochodzącego, ośmielił się jednak powiedzieć, iż dla miłości Chrystusa cierpiącego, wolałby koronę cierniową. Podobało się to Matce Bożéj, i w téjże chwili Sam Pan Jezus stanął przed nim, włożył mu na głowę koronę cierniową podobną do téj jaką Sam był ukoronowany, i przyciskając mu ją do czaszki, uczynił go uczestnikiem téj Swojéj męki.

Niedługo jednak święty Rajmund w klasztorze Barcelońskim mógł zażywać cichego i ukrytego życia, którym się tak serdecznie cieszył. Ojciec święty Grzegorz IX, dla niektórych ważnych spraw Kościoła do których chciał go użyć, przywołał go do Rzymu. Święty udał się tam niezwłocznie, lecz przybywszy do miasta Kordony o parę mil za Barceloną, zapadł w gwałtowną gorączkę, i w dni kilka lekarze oświadczyli iż jest bez nadziei. Zdarzyło się iż po spowiedzi i po przyjęciu Olejów świętych, kapłan który miał mu udzielić Wiatyk, opóźniał się, a Święty zbliżał się szybko do śmierci. Spragniony niebieskiego zasiłku, poprosił Pana Jezusa aby go takowego nie pozbawiał. Jakoż, wobec kilku świadków naocznych, sam Pan Jezus przybył i dał mu Kommunią świętą. Po jéj przyjęciu, wśród modlitwy, pełen cnót i zasług, poszedł po nagrodę do Nieba dnia 31 Sierpnia roku Pańskiego 1240, mając lat trzydzieści sześć. Gdy po śmierci jego, zaszła sprzeczka gdzie ciało ma być pochowane, zgodzono się aby je włożyć na muła ślepego, i tam je pochować gdzie on je zaniesie. Rzecz dziwna: muł zaniósł je do téj kapliczki Matki Boskiéj, w któréj w młodości swojéj zwykł się był modlić Rajmund. Tam téż zwłoki jego złożono, a późniéj stanął tam wspaniały kościół i klasztor jego zakonu.

Pożytek duchowny

Święty Rajmund, jak to z żywota jego widziałeś, z miłości, bliźniego zaprzedał się w niewolę do Muzułmanów, dla wydobycia z niéj chrześcijan. Wielbiąc w Świętych Pańskich, tak bohaterskiego miłosierdzia dowody, porównaj je z tém, co ty z miłości bliźniego czynisz.

Modlitwa (Kościelna)

Boże który w wyzwalaniu wiernych z niewoli u bezbożników, błogosławionego Rajmunda wyznawcę Twojego, przedziwnym uczyniłeś; za jego pośrednictwem spraw prosimy, abyśmy z więzów grzechów naszych wyzwoleni, co Tobie jest miłém swobodnie zawsze spełniali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 735–737.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 688

W życiu świętego Rajmunda uderzają każdego dwie rzeczy:

a) Opłakany stan niewolników jęczących w niewoli Saracenów. Biedni jeńcy musieli dźwigać ciężkie łańcuchy, pracować ciężko i bez wytchnienia, znosić szyderstwa i urągania bez nadziei oswobodzenia, gdyż nie mogli się wykupić. b) Miłosierdzie świętego Rajmunda, który sam się oddał w niewolę, aby nieszczęsnym wrócić wolność.

Te dwa punkty są w pewnej mierze wyobrażeniem tego, co Kościół święty codziennie i co godzinę w ofierze Mszy świętej dla nas czyni. W dowód tego zważmy:

  1. Największym nieszczęściem, jakie gnębi chrześcijanina, jest grzech pierworodny. W tym stanie jest jakby wygnańcem, na którym spoczywa klątwa niewdzięczności i nieposłuszeństwa. Jest on niejako więźniem, okutym kajdanami przez szatana. Nie jest on zdolny wykupić się z tej niewoli, wypłacić się z długu obrazy sprawiedliwości Bożej i pozyskać wstępu do Królestwa niebieskiego. Na uznanie tego niepodobieństwa godzi się rozum i objawienie. I rozum i objawienie uczy nas, że tylko sam Chrystus jako prawdziwy Bóg-Człowiek może usunąć to niepodobieństwo.
  2. Pan Jezus jest prawdziwym Barankiem ofiarnym za grzechy nasze. Pan Jezus odzywa się do nas przy Mszy świętej podczas Pod niesienia ustami kapłana: „Oto kielich krwi Mojej, nowego i wieczyste go Zakonu, krwi, która wylaną będzie za nas i za wielu na wybaczenie grzechów”. Chrześcijanin widzi w tym świętym akcie obok siebie Hostię Przenajświętszą i Kielich święty, a wiara widzi w tym odosobnieniu ciała i krwi tajemniczą śmierć Zbawiciela, ponawianą dla odpuszczenia grzechów naszych; śmierć bowiem jest koniecznym następstwem rozdziału ciała i krwi. Ta święta i drogocenna krew woła do Ojca niebieskiego o miłosierdzie i wybaczenie wyrządzonej Mu obrazy, a tego wołania zawsze wysłucha łaskawie Bóg wszechmogący. Podziwiajmy poświęcenie, jakie okazał święty Rajmund w wykupywaniu jeńców, ale podziwiajmy stokroć więcej Jezusa w ołtarzu, który nas ofiarą życia wyswobodził z niewoli grzechu.
Tags: św Rajmund Nonnat „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna kardynał Maryja ojciec św Piotr Nolaska miłość bliźniego
2020-08-16

Św. Rocha, Wyznawcy, głównego Patrona od morowego powietrza

Żył około roku Pańskiego 1327.

(Żywot jego znajduje się u Bolandystów, pod dniem dzisiejszym.)

Święty Roch przyszedł na świat w Mąpelie (Montpellier) we Francyi, przy końcu trzynastego wieku. Ojciec jego jeden z najznakomitszych mieszkańców tego miasta, wzorowym był chrześcijaninem, również jak i matka która wielkie do przenajświętszéj Panny miała nabożeństwo. Do późnéj starości nie mieli dzieci, aż po wytrwałych i gorących modlitwach do Maryi, pocieszył ich Pan Bóg synkiem, który się urodził ze znamieniem czerwonego krzyża na piersiach.

Jeszcze go matka karmiła, kiedy zaczął pościć, we środy bowiem i w piątki, raz tylko na dzień ssał pokarm. W piątym roku życia już zadawał sobie różne umartwienia ciała. Kiedy miał lat dwanaście, poświęcił się całkiem Bogu i uczynkom miłosierdzia. Hojne ubogim rozdawał jałmużny, a chorym po ich mieszkaniach, sam z największą miłością usługiwał.

W dwudziestym roku życia, stracił rodziców, i stał się dziedzicem ogromnego majątku. Wtedy przypomniał sobie ostatnie polecenia swego ojca, który umierając tak do niego przemówił: „Synu mój, wedle możności twojéj wspieraj ubogich, i bądź przekonany, że jeśli wielkich dostatków jakie ci zostawiam, użyjesz na uczynki miłosierdzia, ściągniesz na siebie łaski Boskie i błogosławieństwo ludzkie.” Gdy prócz tego rozmyślał pewnego razu nad temi słowami Pana Jezusa: „Przedaj co masz i daj ubogim” 1, spieniężył większą część swoich majętności, małą ich cząstkę pozostawił do zarządu wujowi, wszystkie pieniądze rozdał ubogim, a sam pieszo, w odzieniu pielgrzyma, o żebranym chlebie, poszedł do Rzymu.

Przybywszy w Państwie kościelném do miasta Akwapendente, dowiedział się że tam morowe powietrze wybuchło. Udał się prosto do szpitala głównego, prosząc aby mu dozwolono dozierać chorych. Przez wzgląd na młody wiek jego, nie chciano go wystawiać na śmierć niechybną, lecz tak usilnie domagał się tego, że go nareszcie wpuszczono. Zbliżył się do wszystkich chorych, każdego ręką dotknął i przeżegnał, i bez wyjątku wszystkich jacy tylko byli powietrzem dotknięci, uzdrowił. W skutek tego, ludność otoczyła go czcią największą, jakby Anioła na ich ratunek z Nieba zesłanego. Lecz święty Roch dowiedziawszy się że morowe powietrze przeniosło się do Kazeny w Lombardyi, pospieszył tam, i podobnież od klęski téj mieszkańców wyratował. Gdy usłyszał że w Rzymie wybuchła zaraza, pobiegł znowu co prędzéj do tego miasta: najpierw uzdrowił Kardynała Brytanikusa, kładąc mu na czole znak krzyża, który już na zawsze widocznym cudownie pozostał,

W Rzymie przez lat trzy u tegoż Kardynała przemieszkiwał. Przez ten czas i to miasto i niektóre pobliższe uwolnił od zarazy, używając podobnież tylko znaku krzyża świętego. Po śmierci Kardynała opuścił Rzym, a niosąc za sobą wszędzie błogosławieństwo Boże i cudownie uzdrawiając dotkniętych morowém powietrzem, uwolnił od téj klęski wiele miast włoskich, a mianowicie Medyolan, Montferat, księstwa Mantuy, Modeny i Parmy.

Gdy miasto Plezancya, nadzwyczajnie silną zarazą dotkniętém zostało, udał się tam sługa Boży, zamknął się w szpitalu, wyleczył chorych według swego zwyczaju, a znużony trudem usnął. Wtedy usłyszał głos z Nieba w te słowa do niego przemawiający: „Rochu, dotąd z miłości ku mnie wieleś się natrudził, lecz teraz trzeba abyś poniósł wiele ciężkich cierpień, przez wzgląd na te które Ja poniosłem dla ciebie.” Po przebudzeniu się, dostał silnéj gorączki, i uczuł w lewéj pachwinie ból gwałtowny, prawie do niezniesienia. Była to właśnie choroba morowa, a że już wtedy nikt na nią nie zapadał, bo wszystkich Roch uzdrowił, więc go wygnano nie tylko ze szpitala, lecz i z miasta nawet. Dopełzał się tedy jak mógł do lasu sąsiedniego, i prosił Pana Jezusa, aby się nad nim zlitował. W tejże chwili otoczył go cudowny obłok, a tuż przy nim wytrysnęło źródło wody, dotąd płynące. Napił się z niego, obmył wrzód morowy, gdyż to była dżuma, i trochę ulgi doznał. Lecz nie miał siły wrócić do miasta, i tam przez długi bardzo czas leżał.

Tymczasem pewien pan mieszkający w téj okolicy, nazwiskiem Gotard, zauważał że jeden z jego psów myśliwskich, brał codziennie ze stołu bochenek chleba, i daleko go gdzieś zanosił. Poszedł w ślad za nim, i ujrzał że pies przychodził do Rocha leżącego w lesie, i składał u nóg jego bochenek, za co go Święty błogosławił. Pan ten, widokiem takim poruszony do litości, zamieszkał w chatce obok Rocha i dozierał go jak najtroskliwiéj. Pies już odtąd się nie okazywał, a święty Roch nakazał Gotardowi, aby wziąwszy jego ubranie pielgrzymskie, poszedł do miasta żebrać dla niego posiłku. Gotard poddał się téj ciężkiéj próbie, lecz w mieście doznał wiele obelg i zaledwie parę bochenków chleba mógł dostać. Roch zachęcił go do cierpliwego zniesienia tego upokorzenia, a sam powrócił do Plezancyi, i oddając mieszkańcom dobre za złe, znakiem krzyża uzdrawiał wszystkich dotkniętych powietrzem, które nanowo było wybuchło, i to nie tylko w szpitalu, lecz i po różnych domach.

Gdy dnia pewnego wracał do swojéj chatki w lesie, usłyszał taki rozkaz z Nieba: „Rochu uzdrowiłem cię: powracaj teraz do twojéj ojczyzny, i czyń pokutę, abyś był przypuszczony do społeczeństwa błogosławionych.” Święty z wielkiém weselem odebrał to zlecenie, gdyż i bez tego pilno mu było Włochy opuścić, ponieważ już tam sława jego świętości i darów cudownych, powszechną mu cześć zjednała. Pozostał jednak czas jeszcze pewien z Gotardem w chatce, aby go wyćwiczyć w życiu pustelniczém do którego go namówił. Potém pożegnawszy go serdecznie, wrócił do Francyi.

Duch Boży zaprowadził go do Mąpelie jego miasta rodzinnego, gdzie postanowił nie dać się poznać kim jest, gdyż już i tam sława jego doszła. Pod tę porę kraj cały dotknięty był klęską trwającéj od niejakiego czasu wojny, i miasto Mąpelie właśnie spodziewało się napadu nieprzyjacielskiego. Święty Roch przybywszy do pewnéj wioski która dawniéj była jego dziedzictwem, wszedł do kościoła w ubogiém i podartém odzieniu, gdzie go wzięli za szpiega nieprzyjacielskiego. Schwytano go więc i odprowadzono do Mąpelie, a własny stryj jego będąc Wielkorządcą tego miasta, nie poznawszy synowca, kazał go wtrącić do więzienia.

Trudno wypowiedzieć, ile tam wycierpiał, przebywając w piwnicy ciemnéj, wilgotnéj i napełnionéj dokuczliwém robactwem. Pomimo tego jednak, jeszcze i wielkie zadawał sobie umartwienia ciała, a po pewnym czasie objawił mu Pan Bóg że z tego więzienia weźmie go już do Nieba. Wtedy Roch poprosił strażnika aby mu sprowadził kapłana, który przybywszy zastał więzienie oświecone światłością niebieską, i promienie wytryskujące z oczów uwięzionego. Skoro nasz Święty wyspowiadał się i przyjął Komunią, niezwłocznie zachorował, a we śnie usłyszał głos z Nieba: „Za chwilę poniosę duszę twoję na łono Ojca Mojego. Lecz kochany mój Rochu, proś mnie jeszcze o co chcesz, a uczynię ci.” Święty podziękował Panu Jezusowi za taką łaskę, prosił o odpuszczenie grzechów, o przyjęcie duszy jego do Nieba i o zachowanie od morowego powietrza, albo o wyratowanie od niego tych, którzyby jego pośrednictwa wzywali. Pan Jezus oświadczył mu iż prośba jego zostanie wysłuchaną, a Roch położył się na ziemi, złożył ręce w krzyż na piersiach, podniósł oczy do Nieba, i spokojnie oddał ducha Bogu.

W tejże chwili znowu więzienie napełniło się światłością niebieską, która wybuchając przez szczeliny drzwi, sprowadziła zdziwionego tym cudem strażnika. Wszedłszy wewnątrz, znalazł ciało sługi Bożego na ziemi, a przy głowie jego i nogach zapalone lampy, wśród których leżała mała deseczka z takim napisem: „Ci którzy morowém powietrzem dotknięci, wzywać będą pośrednictwa Rocha, wyratowani zostaną z téj ciężkiéj choroby.”

Gdy na wieść tych cudów, wielu mieszkańców zbiegło się do więzienia, a między nimi byli i krewni Świętego, poznali go nareszcie. Z wielką więc czcią i wspaniałością, pochowano jego ciało. Późniéj zaś wuj jego wystawił na cześć świętego Rocha kościoł, do którego zwłoki jego przeniesione zostały. Umarł roku Pańskiego 1327.

Cześć jego rozpowszechniła się szczególnie od roku 1414, kiedy miasto Konstancya, gdzie odbywał się Sobór powszechny, dotknięte morowém powietrzem, po wezwaniu pośrednietwa tego sługi Bożego, od téj klęski uwolnioném zostało.

Pożytek duchowny

Pan Bóg, którego wyroki są zawsze dziełem Jego nieprzebranego miłosierdzia, gdy dotyka ludzi klęską morowego powietrza jako karą za grzechy nasze, czyni to przedewszystkiém dla tego, abyśmy wtedy żywiéj na śmierć pamiętając, lepiéj do niéj się przygotowali. Prosząc więc świętego Rocha, aby odwracał od nas klęskę morowego powietrza, proś go przedewszystkiém, aby nas od moru grzechowego na duszy i od śmierci wiecznéj, pośrednictwem swojém zachować raczył.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! Któryś błogosławionemu Rochowi, przez Anioła Twojego tablicę mu przynoszącego przyrzekł, że kto jego pośrednictwa wzywać będzie, żadném morowém powietrzem dotknięty nie zostanie: daj, pokornie prosimy, abyśmy pamiątkę jego pobożnie obchodząc, za jegoż modlitwami i zasługami, od zabójczéj zarazy i ciała i duszy uwolnieni byli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 687–689.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 648–649

Święty Roch jak najsłuszniej może nam służyć za wzór umartwienia, i to nawet pod trojakim względem, naśladował bowiem Chrystusa Pana co do ubóstwa, rozdzielając swe mienie między ubogich, postępował w czynnym posłuszeństwie, pełniąc posługi około rażonych powietrzem, a wreszcie był biernie posłusznym, przyjąwszy kielich gorzkich cierpień z rąk swego wuja. Abyśmy wszakże dokładniej mogli poznać wartość umartwienia, zważmy, że:

  1. Umartwienie napawa duszę radością o tyle, że oswobadza ją od zamiłowania świata, jako też od zmysłowych rozkoszy, a nadto przywraca jej rzeczywistą wolność i usuwa zawady tamujące drogę do Nieba. O ile serce staje się wolnym od umiłowania marności ziemskich, o tyle wstępuje w nie łaska Boża. Największą radością dla duszy zacnej i szlachetnej jest bez wątpienia wspierać ubogich jałmużną, zwłaszcza gdy sami przy tym odmawiamy sobie jakichś przyjemności; czujemy się nadto szczęśliwymi, gdy zdołamy smutek biedaków zamienić w radość, a ich serca napełnić ufnością ku Bogu i wdzięcznością za Jego świętą Opatrzność. Bez wątpienia jest też wielkim zadośćuczynieniem, pielęgnować z miłości ku Chrystusowi Panu chorych, dotkniętych niebezpieczną i wstrętną chorobą. Doświadczenie uczy, że osoby pełniące te cnoty miłosierdzia i poświęcenia, zawsze są wesołe, dobrej myśli, spokojne i zadowolone.
  2. Umartwienie zwiększa i doskonali w nas miłość Boga i bliźniego, wywiera bowiem zbawienny wpływ na serce, oczyszcza je z brudu ziemskiego i użyźnia rolę, na której kwiat miłości pięknie rośnie i zakwita. W przyrodzonym porządku rzeczy okazuje się to jak najdokładniej w przywiązaniu matki do dziecka, wzrastającym w miarę słabości, bólów lub chorób dziecięcia; w nadprzyrodzonym porządku natomiast okazuje się w miłości prawdziwego chrześcijanina do ukrzyżowanego Chrystusa. Miłość ta staje się tym ofiarniejszą i skorszą do czynów, im więcej rozpamiętywanie cierpień Zbawiciela budzi naszą litość i współczucie. Jeszcze skuteczniejsze od rozpamiętywania jest rzeczywiste znoszenie cierpień i bólów z wdzięczności za dobrowolne męki i cierpienia Jezusa. Im więcej tedy Roch święty uczuwał ciężar dobrowolnego ubóstwa, tym większą okazywał ofiarność, poświęcenie i wytrwałość w miłości dotkniętych zarazą i w osamotnieniu więziennym. Kogo przeto oziębłość i obojętność w wierze przejmuje obawą, ten niech się doświadcza dobrowolnym umartwieniem, a żar miłości tlący pod popiołem oziębłości wybije się na wierzch i ogrzeje go dobroczynnym ciepłem.

Footnotes:

1

Mat. XIX. 21.

Tags: św Roch „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna zaraza jałmużna ojciec miłość bliźniego umartwienie
2019-10-26

O apostolstwie świeckich

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, Współżycie z Bogiem, 1960, t. II, s. 429:

Nie przypadkowo Pius XII, w Encyklice Mystici Corporis, mówiąc o współpracy wiernych z apostolstwem Pasterzy, wymienił wyraźnie ojców i matki rodzin, każdy bowiem chrześcijanin, pracujący nad rozszerzeniem ducha Ewangelii we własnym środowisku – w domu, w szkole, w warsztacie, szpitalu itd. – jest prawdziwym współpracownikiem Hierarchii. Owszem, sam Papież twierdzi: "Ta praca apostolska, wykonana według ducha Kościoła, poświęca laika niejako na szafarza Chrystusa, w znaczeniu podanym przez św. Augustyna: /O bracia… również wy, na swój sposób macie być szafarzami Chrystusa, żyjąc pobożnie, czyniąc jałmużny, glosząc Jego imię i naukę/. Tak, również ojciec rodziny bedzie spełniał w swoim domu obowiązek kapłana, a do pewnego stopnia biskupa, służąc Chrystusowi, aby z Nim mogł żyć na wieki" (Enc.: Summi Pontificatus). Właśnie w tym znaczeniu św. Piotr, zwracając się do wiernych, nie wahał się im powiedzieć: Wy jesteście rodzajem wybranym, kapłaństwem królewskim (1 Piotr 2, 9).

Tags: Współżycie z Bogiem apostolstwo rodzina ojciec świeccy
Pozostałe wpisy
Creative Commons License
citatio.pl by Citatio.pl is licensed under a Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 Unported License.