Citatio.pl

Wpisy z tagiem "protestantyzm":

2020-11-27

Św. Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Chrystyna, z Zakonu Kamedułów, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 1005.

(Żywot ich wyjęty jest z Historyi polskiéj przez Długosza.)

Święci których na dzień dzisiejszy krótki żywot podajemy, a których Martyrologium Rzymskie 12-go bieżącego miesiąca pamiątkę obchodzi, byli zakonnikami Reguły świętego Romualda, tak zwani Kameduli. Ponieważ onito około roku Pańskiego 1000, założyli w Polsce pierwszy klasztor Zakonu bogomyślnego, i ten rodzaj anielskiego na ziemi życia pierwsi do nas przynieśli, więc czém są dla Kościoła tego rodzaju zakony parę słów tu powiemy.

Wszyscy obowiązani są do modlenia się, i to jest bardzo ścisłym każdego człowieka obowiązkiem, a jednak nie wszyscy spełniają tę powinność jak należy. Jedni opuszczają się w niéj przez niedbałość, drudzy przez mniéj więcéj wymawiającą ich w téj mierze niemożność, a tymczasem jest pewna miara modlitw, które do tronu Boga zanoszone być powinny od całéj masy żyjących w danych czasach ludzi na ziemi. Ztąd téż wynika, że w stosunku jak do téj oznaczonej przez Boga miary brakuje czegoś ze strony ludzi, umniejsza Pan Bóg łask jakie dla nich przeznaczył, i które byłby udzielił gdyby się modlili tyle ile do tego obowiązani byli. I znowu nawzajem: z tém większą hojnością zlewa Stwórca najwyższy na świat Swoje błogosławieństwa, im większa masa modlitw, przed majestat Jego dochodzi.

Toż samo ma miejsce i co się tyczy pokuty należnéj ludziom za grzechy, jakich się po Chrzcie świętym dopuszczają. Tych bowiem pewna miara, chociaż już odpuszczonych przez Sakrament spowiedzi godnie przyjęty, wymaga jednak przed sprawiedliwością Bożą pewnéj odpowiednéj miary pokuty, w któréj, podobnież jak w modlitwie, wielu się zaniedbuje. I ztego więc znowu powodu, nietylko wiele łask Bożych zostaje wstrzymanych, lecz nawet miłosierdzie Boskie dla dopełnienia téj miary pokuty którą oziębli nawróceni grzesznicy zaniedbują, zsyła cięższe powszechne na świat kięski, aby się w nich, i przez nie już jakby powiedzieć chcąc niechcąc, sprawiedliwi lepiéj oczyszczali i uświęcali.

Otóż, Zakony bogomyślne to jest modlitwie i pokutnemu życiu głównie oddane, a jedno i drugie spełniające w wyjątkowo wyższéj mierze jak to spełniać mogą wszyscy w ogólności ludzie, wynagradzają przed sprawiedliwością Bożą, brak tego w innych. Miłosierdzie bowiem Boże, jak to wiemy z nauki Kościoła, raczy nam zaliczać zasługi jednych za drugich, co właśnie stanowi onę świętą wspólność, świętych obcowanie, to jest współuczestniczenie każdego wiernego w zasługach i dobrych czynach wszystkich wiernych razem wziętych. Jak więc Zakony czynne apostolskim pracom albo miłosiernym uczynkom oddane przychodzą w pomoc wiernym, w ich potrzebach i duchownych i doczesnych, tak znowu Zakony bogomyślne podobnież wspomagają tychże wiernych: najprzód własnym przykładem najskuteczniéj ucząc ich potrzeby modlitwy i pokuty, a powtóre modlitwie i pokucie w wyjątkowy sposób poświęcone, wyjednywają u Boga te łaski dla całego świata, którychby ludzie nigdy nie dostąpili, gdyby pewna ich liczba nie poświęciła się wyłącznie na dopełnienie w ogólnym obowiązku modlenia się i pokutowania, tego czego w nim braknie w oczach Boga, z powodu zaniedbywania się w téj mierze ogółu całego społeczeństwa wiernych.

W dziejach téż świata chrześcijańskiego, czyli w dziejach Kościoła, łatwo dopatrzeć, że ile razy chciał Pan Bóg wielkie miłosierdzie swoje okazać nad światem, i z największych zboczeń sprowadzić ludzi na drogi właściwe, na drogi wiary, zawsze wtedy wskrzeszał ducha bogomyślnego i pokutnego, i zsyłał wielkich Świętych którzy zakładając i szerząc Zakony bogomyślne świat od zguby ratowali. A przeciwnie, kiedy tylko ten duch który ożywiać powinien takowe Zgromadzenia ostygał, wtedy chylił się cały świat ku złemu i jakby chwiał się Kościoł Boży na ziemi, według onego widzenia jakie razu pewnego miał Papież Inocenty III, kiedy święci Franciszek i Dominik okazali się mu jako podpierający chylący się Lateran.

Skoro téż Pan Jezus założył Swój Kościoł na ziemi, wnet ten duch Zakonów bogomyślnych w nim się pojawił: i dopiéro wtedy tenże Kościoł zaczął nabierać wzrostu w świecie pogańskim na Wschodzie, kiedy puszcze Egipskie pod przewodnictwem świętych Antoniego, Pachoniego, Makarego i innych, zapełniły się pustelnikami, tak że jak piszą ówczesni pisarze, miasta się wyludniały, a dzikie puszcze zamieniały się na ludne osady z samych Bogomodlców złożone. Na Zachodzie toż samo: walczył Kościoł z pogaństwem przez świętych Biskupów i święte duchowieństwo świeckie, z którego grona tak wielka liczba Męczenników padła aby w téj części świata zaszczepić i utrwalić wiarę świętą. Lecz nabrała ona wzrostu, i Kościoł wtedy dopiéro się tu osadził, kiedy wielki święty Benedykt, założyciel bogomyślnych Zakonów na Zachodzie, pokrył niemi cały świat chrześcijański.

W średnich wiekach, gdy duch ten przygasł i w tych nawet zakładach które go przechowywać były powinny, któż nie wie w jakim stanie było całe społeczeństwo chrześcijańskie, a które od ostatecznéj zaguby wyratował znowu duch życia bogomyślnego i pokuty, przez dwóch świętych jego odnowicieli wskrzeszony, a którymi byli święci Romuald i Benedykt.

Nakoniec cóż innego, jeśli nie powtórny upadek tego ducha w wieku XVI, dozwolił rozszerzyć się kacerstwu najzgubniejszemu jakie kiedy powstało było w Kościele, i cóż innego jeśli nie brak zesłanników Bożych którzyby go odnowili, jakto miało miejsce w wiekach średnich, jest powodem że kacerstwo to rozwijając swoje następstwa, doprowadziło społeczność chrześcijańską do téj strasznéj ostateczności, w jakiéj ją dziś widzi z przerażeniem każde katolickie serce.

Zakony więc bogomyślne, sąto albo raczéj byłyto instytucye święte, niezmiernie i jakby niezbędnie Kościołowi potrzebne, i takowe każdy naród skoro się do niego światło Ewangelii dostawało, widział powstające na swém łonie.

To właśnie i u nas miało miejsce za czasów Bolesława Chrobrego, za którego tylko co wiara święta na naszéj ziemi krzewić się zaczęła. Wtedy żył jeszcze we Włoszech święty Romueld, a który założył był nowy Zakon właśnie jak najściślejszemu odosobnieniu, wysokiéj bogomyślności i najostrzejszéj pokucie oddany. Klasztory jego Reguły szerzyły się tak szybko, że za jego życia jeszcze, stanęło ich było sto w różnych krajach. Do niego więc udał się król Bolesław, z żądaniem aby mu przysłał swoich zakonników, dla założenia podobnegoż klasztoru w Polsce. Ten przeznaczył na to kilku uczniów swoich, między którymi byli i Polacy. Ci towarzysząc świętemu Wojciechowi w jego apostołowaniu na Prusach, po jego męczeńskiéj śmierci i sami od pogan wiele wycierpiawszy, przybyli do Polski aby klasztor Kamedułów Reguły świętego Romualda, założyć. Bylito: Benedykt i Jan włosi; Mateusz Izaak, Chrystyn i Barnabasz polacy.

W Wielkiéj-Polsce, niedaleko miejsca gdzie późniéj stanęło miasteczko Kaźmierz, ciągnęły się podówczas długie i ciemne lasy, stanowiące jednę z najbardziéj odludnych puszcz w kraju naszym. Tam na górze i teraz zwanéj Bieniszew, Bolesław kazał powystawiać, jakto Reguła świętego Romualda wymagała, osobne ubogie pustelnicze drewniane chatki, i w nich tych świętych pustelników obsadził. Wiedli oni życie tak odosobnione, że nietylko z innymi ludźmi żadnych nie mieli stosunków, lecz i z sobą nie przestawali wcale: na wspólne tylko pacierze zbierali się w ubogiéj kapliczce i schodzili się na roboty około uprawy pola, z którego się żywili. Ciągłe bez żadnej przerwy zachowywali milczenie, dla tém większego skupienia ducha i zatopienia się w bogomyślności. Nietylko rok cały, prócz jednego dnia Wielkiéjnocy, pościli, jadając jarzyny na oleju i chléb razowy, ale nawet silniejsi raz na tydzień brali taki posiłek, a słabsi dwa razy. Za jedyne odzienie i latem i zimą, nosili ostre włosiennice, z szerści końskiéj splecione. Sypiali zaś na gołéj ziemi, kamień biorąc pod głowę.

Taki nadzwyczajny rodzaj życia, sławę ich świątobliwości wokoło roznosił, a przykład ich niezmiernie umartwionego życia, najzbawienpiéj wpływał na lud, świeżo z obyczajów pogańskich wychodzący. Odwiedzały ich niekiedy na puszczy różnego stanu osoby, przychodzące podziwiać ich pokutę i polecać się w różnych potrzebach ich modlitwom, których skutków cudownych wszyscy coraz więcéj doznawali.

Razu pewnego, przybył do nich z licznym dworem i sam król Bolesław, aby ich świętym modlitwom i siebie i cały naród swój polecić. Spędziwszy tam dni kilka na pobożnych ćwiczeniach, mając wracać do Gniezna, chciał obdarzyć tych sług Bożych wielką ilością złota, któréj oni, miłośnicy ubóstwa ewangelicznego, w żaden sposób przyjąć nie chcieli. Król wielce zbudowany taką cnotą zaparcia się, gdy wyruszał z pustyni, rzekł do dworzan otaczających go, którzy chcieli wziąść te pieniądze napowrót: „Złoto raz ofiarowane na cześć Bożą w sługach Jego, już nie powinno być na inne cele użyte”, i kazał je zostawić w chatce, w któréj go pustelnicy gościli.

Gdy odjechał, a święci zakonnicy obaczyli pieniądze i to w wielkiéj ilości pozostawione, zafrasowani tém jakby ich jaka krzywda spotkała, postanowili aby jeden z nich, a tym był ojciec Barnabasz, zabrał te skarby, i co prędzéj odniósł je królowi, przedstawiając mu najpokorniéj, że się im z hojności jego w żaden spogób korzystać nie godzi: gdyż dar królewski był tak wielki, że ich raz na zawsze z ubóstwa wyprowadzał. Barnabasz tedy udał się z pieniędzmi do Gniezna, a bracia jego, odetchnąwszy nareszcie po kłopocie jakiego ich one nabawiły i odzyskawszy ciszę swojéj pustelni przerwaną na dni kilka pobytem królewskim, wrócili do swych zwykłych zajęć opiewania chwały Bożéj.

Tymczasem, kilku z niższych sług królewskich, w których jeszcze pogańskie usposobienie tlało, a którzy widzieli że Bolesław odjeżdżając wielką ilość złota. zostawił w jednéj z chatek, oddzieliwszy się od orszaku królewskiego, tejże nocy napadli świętych pustelników aby ich zrabować. Przybyli tam, kiedy słudzy Boscy o północy śpiewali właśnie Jutrznię, a już dawno Barnabasza z pieniędzmi wysłali byli do Gniezna. Wywlokłszy zakonników z kaplicy, domagali się aby im pozostawione przez króla skarby oddali. Napróżno mówili ojcowie że je odesłali Bolesławowi: złoczyńcy sądząc że ich wydać żałują, zaczęli ich w różny sposób męczyć, aby ich do tego zmusić. Najprzód poprzywiązywali ich do słupów, i podłożywszy ogień wolnym płomieniem ich palili, domagając się ciągle owych pieniędzy. Gdy pomimo tego jednę od wszystkich odbierali odpowiedź że ich nie mają, uwiązali ich do kół przy wozach, i z nimi poganiając konie w tak barbarzyński sposób ich dręczyli. To znowu odwiązawszy, bili ich okrutnie kijami, wodząc od chatki do chatki, aby wskazali miejsce gdzie skarby ukryte. Nakoniec nad rankiem, pomordowali na śmierć błogosławionych tych zakonników, którzy z miłości ubóstwa świętego ponieśli takowe męczeństwo, a którego byliby uszli, gdyby z zamiłowania téj cnoty skarbów im ofiarowanych przez króla byli nie odsyłali.

Zbrodniarze chcąc zakryć ślad swojéj zbrodni, umyślili pokłaść ciała Męczenników w ich chatkach, i roznieciwszy ogień spalić je, aby pozór że zakonnicy zgorzeli z wypadku, nie dał poszlaki ich czynu. Wzięli się więc do podpalenia chatek, z chrustu prawie ulepionych; lecz moc Boża zamieniła ściany tych lepianek jakby na marmurowe, tak że pomimo wszelkiéj usilności, ani ich zatlić nie mogli; i tak odeszli.

Wiadomość o téj zbrodni doszła wkrótce do Bolesława, i winowajcy wykryci i ujęci zostali. Król chciał wyjątkowéj surowości karą, tak wyjątkowo bezbożny i okrutny czyn ukarać. Skazał więc winowajców na śmierć głodną, i wydał wyrok aby w kajdanach póty przy trumnach zamęczonych przez nich świętych zakonników stali przykuci, aż od głodu pomrą: chyba że jakim cudownym znakiem, ciż sami Męczennicy, objawią chęć aby ta kara na inną zmienioną została.

Wykonano tedy rozkaz królewski i przywiedziono zabójców do trumny, w któréj wszystkich pięciu sług Bożych złożone były ciała w kościele Gnieźnieńskim. Lecz zaledwie zbrodniarze stanęli przy zwłokach świętych, aż oto kajdany z nich w tejże chwili opadły. W skutek więc tego król ich ułaskawił, a oni cudem tym wzruszeni, gorzkiemi łzami zbrodnię swoję opłakali, i przez szczerą spowiedź pojednani z Bogiem, zadziwiali odtąd wszystkich nietylko przykładném życiem, lecz i najostrzejszą dobrowolną pokutą, w któréj do śmierci święcie wytrwali.

Barnabasz zaś, gdy w dni kilka po dokonanéj zbrodni wracał z Gdańska po odniesieniu tam pieniędzy królowi, już na drodze blizko swojéj puszczy będąc, dowiedział się, że od dnia tego w którym puścił się on był w drogę, nad miejscem gdzie były chatki pustelnicze w lesie, widziano podczas każdéj nocy, światłość niebieską i słyszano w górze śpiewy anielskie, a nikt jeszcze nie wiedział że święci pustelnicy już pomordowani byli, i że nad ichto błogosławionemi ciałami, ponawiającym się takowym cudem, raczył Pan Bóg uświetnić ich śmierć męczeńską. Przybywszy Barnabasz na miejsce, domyślił się wszystkiego zanim jeszcze wykryci zbrodniarze wyznali szczegóły śmierci jego braci, a upadłszy na kolana, zdjęty ciężką żałością nie tyle z ich straty jak że ich korony męczeńskiej nie dostąpił, zawołał: Panie! jako bez woli Twojéj nie się nie dzieje na świecie całym stworzonym, tak że listek z drzewa bez Twojego rozkazu nie spadnie, tak również mocno wierzę, że ten wypadek śmierci męczeńskiéj moich braci, a któréj mnie, jako jéj niegodnemu, dostąpić nie dozwoliłeś, stał się z Twojego dopuszczenia. Korném przeto sercem proszę Cię tylko Boże mój, abyś mnie od wiecznego społeczeństwa w Niebie tych kochanych braci nie odłączał. Pozostał więc sam w jednéj z tych chatek, ćwicząc się ciągle w pokucie i bogomyślności, a przez to utrwalając na naszéj ziemi najdłużéj ze swych świętych towarzyszy ten anielski żywot, do którego z biegiem czasu i wielu innych pociągnął. Po świętym jego zgonie, król Bolesław i zwłoki Barnabasza kazał umieścić w tejże trumnie w któréj były ciała pięciu świętych Męczenników jego braci, aby z tymi z którymi w Niebie się połączył i na ziemi w jednymże grobie spoczywał.

Na miejscu pięciu chatek pustelniczych tych pierwszych założycieli Zakonów bogomyślnych na ziemi naszéj, lud pobożny wzniósł późniéj pięć kapliczek, do których liczne odbywały się pielgrzymki, i wiele tam cudów zaszło. Ciała zaś wszystkich sześciu, we wspaniałym grobowcu przez Bolesława wzniesionym, w katedrze Gnieźnieńskiéj spoczywały tylko do roku Pańkiego 1039, w którym Brzetysław książe czeski, wtargnąwszy do Polski i dostawszy się aż do Gdańska, zabrał te święte Relikwie wraz z innemi, i uwiózł je do Pragi. Późniéj znownu, ciało świętego Chrystyna przeniesione zostało do Ołomuńca, i umieszczone tam w kościele, pod jego wezwaniem zbudowanym.

Pożytek duchowny

Krótkie uwagi poprzedzające żywot który przeczytałeś, powinny ci dać ocenić po katolicku potrzebę Zakonów bogomyślnych w Kościele Bożym. Proś więc Pana Boga, przez przyczynę tych Świętych którzy pierwsi na ziemię naszę ten rodzaj życia nadziemskiego przynieśli, aby raczył ducha bogomyślności i pokuty rozżywiać pomiędzy wiernymi; póki bowiem do tego nie przyjdzie, nie zatrzyma się świat na zgubnych drogach na których zostaje.

Modlitwa (Kościelna)

Prosimy Panie, niech nas Męczenników Twoich: Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Chrystyna, chwalebne dnia dzisiejszego tryumfy tak rozweselają, abyśmy za ich wstawieniem się do téj doszli niebieskiéj ojczyzny, w któréj oni szczęśliwie z Aniołami połączeni, bezustannie Majestatu Twego niewymowną światłością się cieszą. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1022–1026.

Tags: Pięciu Braci Męczenników św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik modlitwa pokuta św Benedykt św Romuald protestantyzm
2020-07-31

Św. Ignacego Lojoli, Założyciela Towarzystwa Jezusowego

Żył około roku Pańskiego 1556.

(Żywot jego był napisany przez ojca Rybadenaire, tegoż Zgromadzenia kapłana i jego ucznia.)

Święty Ignacy przyszedł na świat roku Pańskiego 1491 w Hiszpanii w Lojoli, zamku swojego ojca Bertrama, i na wielu innych dziedzicznych włościach bogatego i znakomitego rodu pana, który miał kilku synów. Ignacy najmłodszy, został najprzód paziem na dworze króla Ferdynanda, a późniéj wstąpił do wojska. W prowadzonych wtenczas wojnach odznaczył się wielką walecznością, lecz postępowaniem swojém, wiodąc życie bardzo światowe, wcale na pochwały nie zasługiwał. Miał lat trzydzieści, kiedy zamknięty został z oddziałem wojska w którym służył, w mieście Pampelunie, obleganém przez Francuzów. Gdy już Hiszpanie mieli się poddać, Ignacy wstrzymał ich od tego, zagrzał do boju, i w ostatniéj potyczce po któréj zdobyto miasto, sam w nogę ciężko został ranny, w skutek czego już całe życie kulał. Chory długo leżąc w łóżku, nie mogąc dostać książek świeckich które mieć pragnął, rad nie rad czytał Żywoty Świętych. Czytanie to przemieniło go zupełnie. Oświecony łaską Boską, poznał na jak zgubnéj był drodze, i postanowił od téj chwili jak najwierniéj naśladować Świętych Pańskich, którym się zblizka przypatrzył.

Jakoż, wyzdrowiawszy udał się niezwłocznie do miasta Montsferatu, gdzie był kościół przenajświętszéj Maryi Panny słynącéj cudami w całéj Hiszpanii, i tam najprzód przed Jéj obrazem spędziwszy noc na modlitwie, odbył spowiedź z całego Życia, uczynił ślub czystości, zbroję swoję zawiesił na ołtarzu, bogate szaty i wszystko co miał przy sobie rozdał ubogim, a sam odziany suknią ubogiego żebraka, przepasawszy się powrozem, z kijem w ręku, udał się do Manrezy, gdzie z żebrakami zamieszkał. Pościł wtedy tak ściśle, że codzień jadał tylko chléb i wodę, sypiał na gołéj ziemi i to bardzo krótko, biczował się do krwi, i po siedem godzin na dzień klęcząc, trwał na modlitwie. Co tydzień spowiadał się i do Komunii świętéj przystępował.

Napadły go były wtenczas myśli niepokojące jego sumienie co do dokładności w spowiedziach. Przypuszczając że je niedobrze odbywał, powtarzał je ciągle; lecz Pan Bóg zlitował się nad nim, uwolnił go od tych pokus i tak szczególném do tego rodzaju zaniepokojeń obdarzył światłem, że późniéj był on najlepszym na nie dla wszystkich lekarzem.

Za miastem Manrezy, była jaskinia na odosobnionéj górze: Ignacy zamknął się w niéj na czas pewien, i tam ułożył, chociaż zaledwie umiał pisać, małą książeczkę, znaną pod tytułem Ćwiczenia duchowne świętego Ignacego, nieoszacowanéj wartości, natchnioną mu przez samę Matkę Boską, i która odtąd służy za podstawę do tak zwanych Rekollekcyi duchownych. Na téj puszczy, otrzymywał on tak szczególne od Boga oświecenie, że zwykł był mawiać, iż chociażby nie było Pisma Bożego, gotów byłu mrzeć za wiarę, po tém wszystkiém co mu Pan Bóg dał poznać w jaskini Manrezkiéj. Wyszedłszy ztamtąd, powziął zamiar udania się do Ziemi świętéj, o żebranym chlebie. Najprzód poszedł do Rzymu, a potém do Wenecyi, zkąd popłynął do Palestyny.

Tam chciał opowiadać Ewangelią Muzułmanom, lecz przełożony Missyi w Palestynie, nie pozwolił mu na to; wrócił więc do Hiszpanii. Miał wtedy lat trzydzieści trzy, a zamyślając już o założeniu Zgromadzenia kapłanów poświęcających się głównie apostolskim pracom, widząc potrzebę wyższego wykształcenia się w naukach, pomimo wieku niemłodego, wszedł do szkół najniższych, gdzie tak od swoich towarzyszy jak i nauczycieli, na ciągłe upokorzenia był wystawiony.

Ukończywszy nauki, i wielki w nich, a szczególnie w Teologii uczyniwszy postęp, zaczął po różnych miejscach głosić Słowo Boże. Przebiegał miasta i wioski, zawsze w ubraniu żebraka i o proszonym chlebie, a na nauki jego tłumy ludu się zbierały. Trudno wypowiedzieć, na ile z tego powodu wystawił się był prześladowań, tak ze strony świeckiéj jak i duchownéj władzy. Bywał długo więziony, zbity, a nawet kilka razy tylko co śmierć go nie spotkała. Wszystko to ten sługa Boży z weselem dla miłości Chrystusa znosił, i zwykle władze duchowne uniewinniały go z czynionych mu zarzutów, uznając w nim szczególne działanie ducha Bożego.

Znajdując się w Paryżu, rozpoczął nakoniec wielkie dzieło które miał na sercu. Zawiązał tam pierwszy początek wielkiego Zgromadzenia, które z czasem pod nazwiskiem Towarzystwa Jezusowego, zatwierdzone przez Stolicę Apostolską i przez Sobór Trydencki, niewylilczone usługi Kościołowi Bożemu oddało

Przybrał wtedy dziewięciu towarzyszy, wszystkich w Uniwersytecie Paryzkim Teologii słuchających, i z nimi w małéj kapliczce na przedmieściu Montmartre założył to święte Zgromadzenie, któremu dopiéro późniéj, będąc w Rzymie, nadał Ustawy. Pisząc je przymnożył umartwień, na tę intencys ściślejsze jeszcze niż zwykle zachowywał posty; modlił się gorąco, i drugich o modlitwy prosił. Każdy rozdział napisawszy, kładł na ołtarz kiedy Mszę świętą odprawiał. W ustawach tych, w ktorych określa obowiązki braci co do starania się o własne udoskonalenie i pracowania około zbawienia bliżnich, prócz trzech zwykłych zakonnych ślubów, przydał i czwarty: bezwzględnego posłuszeńswa Papieżowi, gdyby chciał wysyłać ich na Missye, chociażby w pogańskie kraje. Zasiadający podówczas na Stolicy Apostolskiéj Paweł III, zatwierdzając je rzekł: „W istocie jest w tém duch Boży.”

Święty Ignacy, od téj chwili oddając się już z większą swobodą pracom apostolskim, przybierając coraz nowych a liczniejszych towarzyszy, między którymi wielka liczba była mężów już znanych z nauki i świątobliwości w świecie katolickim, w krótkim czasie, apostolskiemi pracami swojemi już prawie wszystkie kraje Europy objął, a trudno wyrazić z jakim dla Kościoła i dusz wiernych pożytkiem.

Pod wpływem tego niezmordowanéj gorliwości Zgromadzenia, nie tylko poprawiały się wszędzie skażone obyczaje, lecz rozbudzała się powszechnie pobożność, bardzo podówczas przygasła; powstawał zwyczaj tak zaniedbany wtedy, uczęszczania do Sakramentów świętych, a głoszenie słowa Bożego, przez wielu ówczesnych kaznodziejów skażone świeckiego ducha formami, przybierało za przykładem uczniów świętego Ignacego, właściwą sobie powagę i namaszczenie. Wszędzie gdzie tylko mógł braci swoich posłać, zakładał szkoły dla młodzieży: w Rzymie założył sławną po dziś dzień Akademią, i tamże kilka domów schronienia dla niewiast narażonych na zepsucie. Otworzył także zakład, przy którym ojcowie dawali Rekollekcye tak publiczne jak i prywatne.

Niezmordowany w zachodach około tylu przedsięwzięć, i obarczony zarządem już bardzo rozszerzonego Zgremadzenia swojego, zawsze zjednoczony z Bogiem, pokoju wewnętrznego ani na chwilę nie tracił. Gdy choremu, dnia pewnego przyzwany lekarz doradzał aby starał się być spokojnym, przypuszczając że jako zarządzającemu całym Zakonem, to mu najtrudniejszém było, odrzekł Ignacy: „Od lat wielu, jak mnie Pan Bóg nawrócił, nie znam co to niepokój.” Taką zaś pałał gorliwością o dusz zbawienie, że jak mawiał, gdyby mu dano do wyboru: czy umrzeć i zaraz pójść prosto do Nieba, czy jeszcze pracować na zbawienie ludzi lecz bez téj pewności, obrałby to ostatnie. A także podziwiając ten jego wewnętrzny spokój spytano go razu pewnego, czyby go nie stracił nawet wtedy gdyby widział całe swoje Zgromadzenie upadłe. Święty zastanowił się na chwilę i odpowiedział: „Odbyłbym półgodzinne rozmyślanie, i za łaską Boską byłbym spokojny.”

Za życia jeszcze jego, Zgromadzenie przez niego założone liczyło w różnych krajach, dwanaście prowincyi: zawierających w sobie więcéj niż sto kollegiów czyli klasztorów, a w kilkanaście lat potém braci jego było przeszło dwadzieścia tysięcy, i w ich liczbie wybór największych znakomitości świata katolickiego. Nie dziw téż że Papież Grzegorz XV, patrząc z jakim owocem walczyli synowie Ignacego z kacerstwem Lutra i Kalwina powiedział: „że jak w innych wiekach wskrzeszał Pan Bóg różnych Świętych na ratunek Kościoła, tak w wieku XVI, dla walczenia przeciw protestantyzmowi, wskrzesił Iguacego i założone przez niego Zgromadzenie.”

Miał lat sześćdziesiąt pięć kiedy spragniony już Nieba, i często powtarzając te słowa: „O! jak mi brzydnie ziemia gdy w Niebo patrzę,” lekko zachorował. Mając sobie objawiony dzień śmierci, pomimo iż lekarze nie przypuszczali żadnego niebezpieczeństwa, domagał się ostatnich Sakramentów świętych i prosił o błogosławieństwo Papieskie na ostatnią godzinę. Dostąpiwszy i jednego i drugiego, otoczony braćmi, wśród modlitw i aktów pobożnych, wymawiając przenajświętsze Imię Jezus, zasnął w Panu roku Pańskiego 1556 a 1622 kanonizowany został przez Papieża Grzegorza XV.

Pożytek duchowny

Święty Ignacy ponawiając świętą intencyą robienia wszystkiego dla Boga, miał zwyczaj przed każdą sprawą te kilka słów, z uwagą i z całego serca wymawiać Na większą chwałę Boga. Staraj się i ty mieć ten chwlebny zwyczaj, a żadna twoja nietylko chwalebna lecz i obojętna sprawa, nie ujdzie nagrody w Niebie.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który dla większego rozszerzenia chwały Imienia Twego, nowém przez błogosławionego Ignacego wsparciem, Kościół wojujący wzmocniłeś; spraw, abyśmy za jego pośrednictwem i przykładem, walcząc na téj ziemi, z nimże w Niebie korony dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 635–637.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 607

„Ćwiczenia duchowne”. W dziele tym uczy św. Ignacy, jak mamy się krok za krokiem wspinać na najwyższy szczebel doskonałości duchownej. Treść i osnowę tych ćwiczeń można krótko ująć w następujących bardzo trafnych słowach:

  1. Pan Bóg stworzył nas ludzi na to, abyśmy Mu służyli według woli Jego, co powinno nas skłonić do tego, abyśmy Mu się całkowicie oddali. W tym celu potrzeba nam nasamprzód zupełnej obojętności na wszystko, co nie jest wolą Bożą, a zatem na bogactwa i ubóstwo, zdrowie i chorobę, zaszczyty i hańbę, życie i śmierć. Obojętność ta jest główną podstawą świątobliwości, a osiągnąć ją można tylko przez oczyszczenie się z wszelkiej zmazy i grzechu. Poznajmy przeto całą szkaradę i skutki grzechu, jakimi Bóg karze występnego; poznanie tej szkarady pociąga za sobą żal, obrzydzenie i szczere postanowienie wystrzegania się grzechu i pozbycia się trzech głównych do niego bodźców, tj. dumy, chciwości i pożądliwości ciała.
  2. Wyrzekłszy się tym sposobem świata, rozpoczynamy jako żołnierz służbę w Królestwie Chrystusowym. Służba ta polega na naśladowaniu Jezusa w życiu, cierpieniu i umieraniu. Wstępując na tę drogę, dążyć winniśmy nie tylko do unikania grzechu, ale do coraz większej doskonałości w cnocie i chwaleniu Boga. Potrzeba nam jednakże do tego jak najzupełniejszego wyparcia się samego siebie, czego niedościgły przykład dał nam sam Zbawiciel, Jezus Chrystus.

    Zaparcie owo dosięga doskonałości po trzech szczeblach pokory:

    a) jeżeli mamy niewzruszoną wolę znieść raczej wszystko, aniżeli dopuścić się grzechu śmiertelnego;

    b) jeżeli wolimy raczej znieść ubóstwo, hańbę i śmierć samą, aniżeli popełnić grzech choćby najmniejszy, choćby i powszedni;

    c) jeśli mając wolność wyboru, z wyłączeniem wszelkiego względu na nagrodę lub karę, wybieramy dobrowolnie ubóstwo, hańbę i cierpienia jedynie w tym celu, aby się stać podobnymi Bogu. Do powzięcia tego najszczytniejszego postanowienia dodaje nam sił i odwagi rozpamiętywanie Męki Pańskiej, dobrowolne podawanie się na wzgardę dla miłości Chrystusa, w czym zarazem leży szczyt bohaterstwa, do którego wznieść się zdołamy. Tym sposobem dochodzimy do celu, tj. zupełnego zespolenia się z wolą Bożą i najczystszej miłości najwyższego dobra.

Tags: św Ignacy Loyola „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna nawrócenie spowiedź protestantyzm
2020-05-04

O protestantyzacji władzy

M Ziętek-Wielomska, Pro Fide, Rege et Lege 2019 nr 1 (81), s. 34–35:

Zasada to została zanegowana przez reformację. W czasie reformacji, zdaniem Konecznego, nastąpiła rejudaizacja chrześcijaństwa, przez co do Europy wtargnęła gromadność. Najdobitniej zaznaczyło się to w kalwinizmie, głoszącym gromadną predestynację: w państwie Kalwina nie było miejsca dla personalizmu wobec surowych strychulców jednostajności. Protestantyzm odrzucił personalizm i przeszedł na pozycje cywilizacji gromadnościowych. Związane to było z przyjmowanym zarówno przez Kalwina jak i Lutra pesymizmem antropologicznym: człowiek rzekomo miał nie być ani rozumny, ani wolny. Teologia Lutra wprost była wymierzona przeciwko Arystotelesowi. Upadły więc teoretyczne podstawy, które kształtowały klasyczny ideał polityki od Platona i Arystotelesa, przez Cycerona do św. Tomasza z Akwinu. Skoro człowiek nie jest ani wolny ani rozumny, to polityka może opierać się tylko i wyłącznie na przemocy. W związku z tym protestantyzm obwieścił, że nie da się moralności stosować w życiu publicznym i że państwo i polityka zwolnione są od moralności.

Idea klasycznego republikanizmu była w świecie protestanckim niemożliwa. Luteranizm rozwinął ideę państwa autorytarnego (Obrigkeitsstaat), zgodnie z krórą państwo było „biczem Bożym”, któremu człowiek miał być absolutnie posłuszny. Wolność mógł człowiek praktykować tylko w swoim wnętrzu — zgodnie z luterańskim podziałem na człowieka zewnętrznego i wewnętrznego. Słuszne jest stwierdzenie Hansa Kohna, który właśnie w tej doktrynie upatruje zablokowania rozwoju idei politycznej w Niemczech na wiele stuleci. Obywatel stał się tam przedmiotem władzy absolutnej, której miał być w sposób bezgraniczny podporządkowany. Idea polityki została wyparta przez ideę administrowania państwem — człowiek stał się obiektem zarządzania przez państwową administrację. Luterańska koncepcja władzy stanęła na całkowitych antypodach klasycznego republikanizmu – do dzisiaj autorytarny pruski konserwatyzm fascynuje przeciwników ideału republikańskiego.

Inną drogą poszedł kalwinizm. Z tych samych założeń antropologicznych Kalwin wyciągnął zupełnie odwrotne wnioski: skoro człowiek z natury jest zły, to władza zawsze będzie zła, dlatego należy ograniczyć ją do absolutnego minimum. Kalwiński republikanizm bierze się więc nie z klasycznego przekonania o państwie jako najdoskonalszym wynalazku ludzkości, lecz z nastawienia antypaństwowego: zorganizowany w republice lud ma trzymać władzę pod własną kontrolą, by nie dokonała ona zamachu na jego wolność i własność. Człowiek nie realizuje się już na agorze czy forum, czyli w polityce, w polis, lecz w życiu prywatnym, w oikos, poprzez pracę i bogacenie się. Kalwinizm dokonał radykalnego odwrócenia całego schematu właściwego dla świata antycznego, w którym praca hańbiła, była czymś zarezerwowanym dla kobiet i niewolników, przynależących do sfery oikosu, w której nie było miejsca na wolność, bo rządziła nią czysta biologiczna konieczność. Wolni i równi realizowali swoją wolność poprzez działalność publiczną. Kalwinizm wprowadził model odwrotny: to praca i bogactwo nobilitują, a polityka jest złem koniecznym. Pojawia się model, w którym mamy do czynienia z hegemonią kategorii ekonomicznych, a nie politycznych. Państwo pełni rolę opresyjną w stosunku do heretyków i ociągających się w praktykowaniu kalwińskich cnót. Jak stwierdza Michael Walzer: powstaje nowy świat dyscypliny i pracy. Przemoc wrargnęła do społeczeństwa w inny niż w luteranizmie sposób.

Reformacja zrodziła więc dwa modele organizacji społecznej, które potem będą się wzajemnie zwalczać: anglosaski liberalizm i republikanizm oraz luterański konserwatyzm i socjalizm. Jedna i druga całkowicie zerwała z dziedzictwem klasycznej res publica, co wynikało z założeń antropologicznych odrzucających koncepcję rozumnej i wolnej natury człowieka.

Tags: M Ziętek-Wielomska protestantyzm polityka władza
Pozostałe wpisy
Creative Commons License
citatio.pl by Citatio.pl is licensed under a Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 Unported License.