Wpisy z tagiem "monoteletyzm":
Św. Dydaka Wyznawcy, z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego
Żył około roku Pańskiego 1463.
(Żywot jego był napisany przez Marka Biskupa Lizbońskiego.)
Święty Dydak urodził się z ubogich a bogobojnych rodziców, w małém miasteczku zwanóm Sannikolo w Hiszpanii, na początku XV wieku. Zaledwie lat młodzieńczych dorósł, a czując w sobie powołanie do życia bogomyślnego i pokutnego, postanowił udać się na puszczę. Pod tę porę, w okolicach jego rodzinnego miasta, wśród lasu, na zupełnie osamotnioném miejscu, przy małym kościołku świętego Mikołaja, mieszkał pewien świątobliwy kapłan, wiodący życie pustelnicze. Święty Dydak osiadł przy nim, poddając się jego przewodnictwu duchownemu, i już od téj pory ćwiczył się w wielkich umartwieniach ciała, a Pan Bóg coraz go wyższemi darami bogomyślności wzbogacał. Dnie całe spędzał na modlitwie i pracy ręcznej. Uprawiał ogród przy ich pustelni będący, który aż nadto wystarczał na ich skromne utrzymanie, a nawet pracą około roli, Dydak i ubogich wspierał. Prócz tego, trudnił się wyrabianiem z drzewa łyżek, talerzy i innych podobnych sprzętów domowych, z których zarobek szedł znowu na utrzymanie kościołka.
Rozczytując się w Żywotach Swiętych Pańskich, szczególną czcią się przejął ku świętemu Franciszkowi Serafickiemu, w którym uwielbiał najwięcéj jego zamiłowanie najwyższego ubóstwa. Zdawało mu się bowiem, że kto naśladuje w téj Ewangelicznej cnocie Zbawiciela, łatwiéj Go naśladować będzie i we wszystkiém inném, a oraz daje Mu najwyższy dowód miłości, gdy przez wzgląd na Niego, gardzi tém właśnie, za czém ludzie najzapamiętaléj się ubiegają.
To téż święty Dydak w ubogim zrodzony stanie, nietylko nie utyskiwał na swoję położenie jak to wielu nawet chrześcijan czyni, lecz serdecznie ciesząc się ze swego ubóstwa, gorące składał Panu Bogu dzięki, że go od kolebki uchronił od dostatków, któreby sercę jego łatwo w sidła swoje uwikłać mogły. Chcąc zaś na zawsze zapewnić sobie posiadanie téj perły Ewangelicznéj powziął zamiar wstąpienia do zakonu Braci-Mniejszych, przez Serafickiego Patryarchę ubogich świętego Franciszka założonego. A że wiedział, iż godni jego synowie, brzydzić się powinni pieniędzmi jako najgłówniejszym środkiem do pozbawienia ich ubóstwa, już wtedy, będąc jeszcze na świecie dał dowód jak je za rzecz marną poczytuje.
Zdarzyło się, że wracając ze wsi do swojej pustelni, znalazł na drodze worek ze znaczną sumą pieniędzy. Byłato chwila kiedy on zajęty myślą o świętym Franciszku, właśnie zastanawiał się nad tém, że ten polecał braciom swoim, aby się nawet pieniędzy nie dotykali. To téż święty Dydak tknąć ich nie chciał; przywołał pewnego poczciwego rolnika niedaleko ztamtąd mieszkającego, i wskazawszy mu skarb znaleziony, polecił aby wyszukał właściciela i oddał mu takowy, a jeśli tego nie będzie mógł uczynić, rozdał wszystko na ubogich.
Takowe uczczenie z jego strony woli świętego Franciszka chociaż do tego nie był jeszcze wcale obowiązanym, uzyskało mu i łaskę wstąpienia do jego Zakonu. Wkrótce po tém zdarzeniu, sługa Boży opuścił pustelnię, a otrzymawszy od swego ojca duchownego, owego kapłana z którym przemieszkiwał, pozwolenie i błogosławieństwo na zostanie zakonnikiem udał się do rodziców, aby i od nich to samo uzyskać. Wszakże ci robili mu w téj mierze trudności. Póki przebywał na swojéj puszczy, mieli zawsze nadzieję że niezadługo wróci do nich, i dla tego tamtemu rodzajowi życia mniéj byli przeciwni. Lecz gdy szło o jego wstąpienie do zakonu, w którym przez uroczyste śluby jużby nieodwołalnie od świata i od rodziny się odłączył, nie mogli, a raczej nie chcieli zdobyć się na złożenie téj ofiary Panu Bogu. Bylito jednak ludzie bogobojni: lecz tak dalece to każda miłość ludzka, a nawet miłość rodzicielska, jeśli rodzice dzieci swoich nie miłują tylko w Bogu i dla Boga, lecz głównie dla swojéj dogodności lub pociechy, jest w gruncie samolubną i nie zdobywa się na ofiarę, chociaż takowéj sam Pan Bóg się domaga. W takich téż razach, dzieci nie rodziców lecz Boga słuchać powinne; głosem Boga, powołułującym ich do wyłącznéj służby Swojéj, powodować się są obowiązane, a nie głosem rodziców, powstrzymujących ich od tego. Gdyż do tegoto właśnie stosują się te słowa Pana Jezusa: „Kto ojca albo matkę swoję, więcéj miłuje niźli Mnie, nie jest mnie godzien”. 1
Święty téż Dydak, który był zawsze doskonałym synem, i bardzo miłował rodziców, nie miłował ich jednak więcéj nad Jezusa: Jego więc woli nad ich wolę, dał w tym razie pierwszeństwo. Niemogąc od nich otrzymać pozwolenia na wstąpienie do zakonu, tajemnie opuścił dom rodzicielski, i udał się do ubogiego klasztorka Braci-Mniejszych Obserwantów, u nas Bernardynami zwanych, w wiosce Arydzaffa, niedaleko miasteczka Korduby położonéj, i tam na laika czyli braciszka, do zakonu przyjętym został. Po roku próby podczas któréj zajaśniał wszystkiemi cnotami doskonałego Brata Mniejszego, wykonał śluby uroczyste, i w krótkim czasie tak się odznaczył zachowaniem jak najściślejszém ostréj Reguły świętego Franciszka, że go powszechnie nazywano żywą Regułą Braci-Mniejszych. Obok wysokich darów bogomyślności, której poświęcał co mu tylko zbywało czasu od koniecznych obowiązków i większą część nocy, jaśniała w nim przedziwna roztropność, miłość w obchodzeniu się z drugiemi, i taka trafność w rozwiązywaniu zadań Teologicznych, że wszyscy przypisywali to w nim darom nadprzyrodzonego światła Ducha Świętego.
Wyspy tak zwane Kanaryjskie, należące do Hiszpanii, zaludnione jeszcze podówczas były znaczną liczbą pogan. Przełożeni zakonu w którym był święty Dydak, wysyłając tam kilku swoich kapłanów na misyą, jego przydali im za towarzysza, wprawdzie jako prostego braciszka tylko, lecz z tym zamiarem i poleceniem, aby jeśli na tychże wyspach będą mogli założyć nowy klasztor, Dydaka zrobili przełożonym: co téż i nastąpiło. Na jednéj z wysp tych zastali misyonarze i chrześcijan tam już zamieszkałych, i wielu pogan nawrócili. Założyli więc w tém miejscu swój klasztorek, i święty Dydak został jego Gwardyanem czyli Przełożonym.
Na tym urzędzie, dowiódł sługa Boży, prosty braciszek, jak dalece dary Ducha Świętego zastępują wszelkie inne ludzkie wykształcenie, do obowiązku przełożonego potrzebne. Okazał się on nietylko doskonałym przełożonym, W którym znaleźli podwładni mu zakonnicy, najtrafniejszego przewodnika duchownego, lecz oraz zarządzając tą małą kolonią misyjną, odznaczył się Dydak apostolską gorliwością, jakiéj właśnie po nim wyżsi przełożeni jego się spodziewali. Nietylko kapłanów, którzy mieszkali w tym klasztorze używał do misyi, lecz i sam miewał na nich nauki, pełne ducha Bożego, i najobfitsze owoce przynoszące. Widząc jak Pan Bóg błogosławi jego pracom, umyślił i daléj udać się z niemi. Wyspa Wielka Kanarya była zamieszkała przez samych pogan, a najnieprzyjaźniejszych chrześcijanom, tak że pojawienie się pomiędzy nimi misyonarza, na największe narażało go niebezpieczeństwo. Dla tego święty Dydak sam się tam udał. Lecz gdy okręt przybił z nim do brzegów téj dzikiej krainy, żeglarze tak się ulękli okrucieństwa barbarzyńców tam mieszkających, którzy na ich spotkanie zbiegli się grożąc im śmiercią, że wylądować nie śmieli, pomimo że Dydak chciał aby jego przynajmniéj na ziemię wysadzili.
Po powrocie do klasztoru, zawezwany został od przełożonych do Hiszpanii. Ztamtąd w roku Pańskim 1450 udał się z kilku kapłanami swojego zakonu do Rzymu, gdzie odprawiał się wielki Jubileusz, a oraz odbyć się miała kanonizacya świętego Bernardyna Seneńskiego, tegoż zakonu Reformatora. Zastał tam prócz innych zakonników z całego świata licznie zgromadzonych, Braci-Mniejszych świętego Franciszka Serafickiego około czterech tysięcy. Natłok nadzwyczajny braci w Araczeli, głównym klasztorze Rzymskim ojców Bernardynów, spowodował tam był wtedy chorobę, na którą wielu z nich ciężko zapadło. Święty Dydak, którego znana była szczególna miłość i troskliwość o chorych, chociaż cudzoziemiec i z obcego klasztoru przybyły, wyznaczony został na głównego Infirmiarza, to jest usługującego chorym. Doglądał ich dzień i noc, ostatnie oddawał im usługi, a przynosząc ulgę w cierpieniach ciała, głównie pamiętał o ich duszach. Pocieszał cierpiących braci, pobudzał do cierpliwości, przygotowywał do jak najpobożniejszego przyjmowania Sakramentów świętych, i na ostatnią godzinę przedziwnie usposabiał. Tak go téż wszyscy kochali, szanowali i wysoko poważali, że dla każdego chorego, już sama obecność tego świętego braciszka była najpożądańszą ulgą i największą pociechą. Bo téż w obchodzeniu się z nimi nie kładł granic w miłości. Zdarzyło się, że jeden z chorych miał całe ciało pokryte wrzodami, których wyciskanie nakazane przez lekarza, wielkie zadawało mu cierpienia. Święty Dydak, aby to bez bolu chorego czynić, wysysał ustami ropę z wrzodów. Gdy zaś obecny wtedy zakonnik dziwił się temu, Święty odrzekł mu z prostotą: „Mój ojcze, to jest najwłaściwszy lekarski środek, w cierpieniach tego rodzaju.”
Taką téż miłość jego dla chorych, nagradzał mu Pan Bóg i darem czynienia nad nimi cudów. Przez namaszczania ich olejem z lampy palącéj się przed obrazem Matki Bożéj, do któréj całe życie miał szczególne nabożeństwo, wielką liczbę śmiertelnie chorych uzdrowił, Miało to miejsce szczególnie, kiedy podczas jego pobytu w Rzymie, morowe powietrze grasowało w tém mieście, gdzie wielu niém dotkniętym, Dydak cudownie zdrowie przywrócił.
Podeszły już wiekiem, gdy mieszkał w klasztorze w Alkala w Hiszpanii, lekko zachorowawszy, zapowiedział braciom iż śmierć się jego zbliża. Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych z najżywszą skruchą, odziany w habit pokryty łatami, który mu od wielu lat już służył, trzymając krzyż w ręku i wymawiając z rzewną pobożnością te słowa hymnu kościelnego: „Słodkie drzewo, słodkie gwoździe, słodkie dźwigające brzemię, któreś godne było unosić na sobie Króla Niebieskiego,” oddał Bogu ducha dnia 12 Listopada roku Pańskiego 1463. Papież Sykstus V w poczet go Świętych zapisał.
Pożytek duchowny
Jak każdy Święty Pański, tak i święty Dydak którego żywot czytałeś, odznaczał się szczególną miłością i litością dla chorych. Czy w téj cnocie ćwiczysz się bo nie bez tego żebyś do niéi nie miał sposobności w jakimkolwiek zostajesz stanie? Pamiętaj: że kto chorym nie okazuje litości szczególnéj, ten dowodzi wielkiego w sobie braku miłości bliźniego.
Modlitwa (Kościelna)
Wszechmogący i wielki Boże, który przedziwném rozporządzeniem Twojém, to co słabém jest według świata, używasz na zawstydzenie tego co wzniosłém; spraw miłościwie za wstawieniem się błogosławionego Dydaka Wyznawcy Twojego, abyśmy w pokorze utwierdzeni, do wiecznéj chwały w Niebie być wyniesionymi zasłużyli sobie. Przez Pana naszego i t, d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 974–976.
Footnotes:
Mar. X. 12.
Św. Marcina I, Papieża i Męczennika
Żył około roku Pańskiego 654.
(Żywot jego był napisany przez Platynę.)
Święty Marcin pierwszy Papież tego imienia, a siedemdziesiąty szósty z rzędu po świętym Piotrze, był rodem z miasta Tudertu (Todi) w Toskanii. Przyszedł na świat w drugiéj połowie VI wieku. Ze znakomitego pochodził rodu, uświetnionego jednak najbardziéj tém iż obdarzył Kościoł Boży tak świętym Papieżem. Wychowany był bardzo starannie, i wysoko w naukach świeckich wykształcony, a Sam Duch Święty zlewając na niego obfite łaski niebieskie, kształcił jego serce. Zasłynąwszy jako jeden z najuczeńszych Teologów swojego czasu, nie wbił się wcale w pychę, gdyż obok tego posiadał i mądrość niebieską. W młodym wieku, wstąpił do stanu duchownego, z całą gorliwością służył Kościołowi serdecznie wzdychając za koroną męczeńską, którą niedawnemi przed nim czasami, tylu wiernych tak mężnie pozdobywało. Lecz Opatrzność, która miała mu powierzyć zarząd całego Kościoła, odłożyła mu tę największą nagrodę, aż ją sobie na téj najwyższéj godności wysłuży.
Po śmierci Papieża Teodora, święty Marcin jednogłośnie na stolicę Apostolską wyniesiony został. Wybór tak pomyślny, napełnił radością Cesarza, Senat i lud cały: wszyscy bowiem przewidywali szczególne dla całego społeczeństwa chrześcijańskiego błogosławieństwa niebieskie, pod tak świętym Papieżem. Nie zawiedziono się téż wcale. Święty Marcin okazał się Pasterzem wedle serca Bożego, ogarniającym miłością wszystkie owieczki powierzone mu przez Jezusa Chrystusa. Hojności dla ubogich niekładąc granic, prawie wszystkie swoje dochody, obracał jedynie na ich wsparcie. Nad Zakonami tak męzkiemi jak i żeńskiemi najtroskliwszą rozciągał opiekę, z podobnąż ojcowską pieczą rządząc świeckiém duchowieństwem, i w nim utrwalając karność kościelną, a przestrzegając najsurowszych obyczajów. Błądzących właściwie lecz z największą miłością upominał, wszelkich dokładał starań dla przyprowadzenia ich do poprawy, a gdy widział skruszonych, przygarniał do siebie łaskawie, upewniając o nieprzebraném miłosierdziu Ojca niebieskiego, który nie chce śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i żył. Władzy swojéj w karaniu niepoprawnych przestępców, w ostateczności tylko i wedle najściślejszéj sprawiedliwości używał; słowem, byłto jeden z najgodniejszych zastępców Samego Jezusa Chrystusa na ziemi.
Stolica Apostolska, zażywała wtedy zupełnego pokoju, i wierni żyli swobodnie pod opieką tak miłościwego ojca. Lecz piekło nie mogąc patrzeć na to obojętnie, wzbudziło kacerzy, którzy gdyby nie ciągła i czujna pieczołowitość Papieża, byliby wiernych pozbawili wiary.
Tak nazwani Monoteliści, utrzymywali że w Panu Jezusie jedna tylko jest wola, nieuznając że Pan Jezus jako Bóg miał wolę Boską, a jako człowiek, miał odrębną wolę ludzką. Kacerze ci, wciągnęli w swoje błędy i cesarza Konstansa, przebywającego w Carogrodzie, który wydał na piśmie postanowienie nazwane Typem, w którém pod pozorem położenia końca sprzeczkom powstałym z tego powodu w Kościele, zabraniał utrzymywać i to że dwie wole były w Jezusie Chrystusie, i to że jedna tylko, co stawiało katolików w niemożności bronienia prawdy. Skoro święty Marcin został Papieżem, Cesarz przysłał do niego ten swój edykt, domagając się groźnie aby go zatwierdził i zaopatrzył swoją najwyższą władzą Apostolską, jako postanowienie niezbędne dla położenia końca niesnaskom religijnym, wszczętym w cesarstwie. Lecz święty Papież, widząc, iż edykt ten, był tylko zręcznie a zdradziecko wynalezionym środkiem, ułatwiającym szerzenie się błędów Monotelistów, odpowiedział stanowczo, że chociażby mu to życiem przyszło przypłacić, postanowienia tego nie zatwierdzi, poczytując je najzgubniejszém dla Kościoła. Przydał oraz, że gdyby nawet największa liczba chrześcijan, uwiedzionych błędami Monotelistów, odłączyła się od nauki Ojców świętych, którzy zawsze w Jezusie Chrystusie widzieli połączone dwie odrębne natury w jednéj Osobie, a przez to i dwie odrębne wole, on się od téj nauki nie oddzieli nigdy, gdyż ani groźby, ani najstraszniejsze męki, ani śmierć sama, nie mogą przywieść Papieża, do wydania postanowienia przeciwnego czystości wiary świętéj.
Tak stanowczą przesławszy cesarzowi odpowiedź, święty Marcin, aby w samym jego zarodzie przeciąć złe grożąco społeczności chrześcijańskiéj, co prędzéj zgromadził Sobór ze stu pięćdziesięciu Biskupów w kościele świętego Jana na Lateranie, i na takowym, bez względu nato co go spotkać mogło od cesarza, potępił jego reskrypt, jako téż i kacerstwo Herakliusza jego dziada, i za dotkniętych klątwą kościelną ogłosił wszystkich którzyby te błędy podzielali. Następnie, wydał List okólny do wszystkich Biskupów całego świata, przyłączając do niego akta odbytego Soboru. Niezwłocznie zaś, do Carogrodu, gdzie mieszkał cesarz, wysłał swoich posłów, dla wytłómaczenia się przed nim z powodów swojego postępku. Lecz Cesarz, pobudzany głównie przez Patryarchę Carogrodzkiego Pawła, w kacerstwo Monotelistów uwikłanego, posłów papiezkich wygnał, a w taką wściekłą złość wpadł na świętego Marcina, że dla pomszczenia się nad nim, wysłał do Włoch na wielkorządcę Olimpiusza, zagorzałego Monotelistę, z rozkazem aby kacerstwo to wszędzie szerzył, a gdyby Papież opierał się temu, żeby go uwięził, a nawet gdyby potrzeba było, zamordował.
Olimpiusz przybywszy do Rawenny, miasta Włoskiego w którém zwykle przebywali Wielkorządcy Cesarscy, nagromadziwszy jak największą liczbę podobnych sobie kacerzy, udał się z nimi do Rzymu, i zaczął wszelkiemi środkami, tak duchownych jak i świeckich, a szczególnie Prałatów i znakomitszych panów, nakłaniać aby w toczącym się sporze o naukę Kościoła, nie z Papieżem lecz z Cesarzem trzymali. Wszakże, zawiódł się wielce; świeccy i duchowni odpowiedzieli mu że czują się na sumieniu obowiązanemi to wierzyć i wyznawać co przez Papieża ze stu pięćdziesięciu Biskupami na Soborze Lateraneńskim, orzeczone zostało. Przekonawszy się tedy Olimpiusz, jak dalece poważanym jest święty Marcin od ludu i duchowieństwa, i że póki on Papieżem będzie, kacerstwo popierane przez Cesarza ostać się nie będzie mogło, uznał że najlepiéj dogodzi cesarzowi, gdy go życia pozbawi, i postanowił go zamordować. Wszakże, umyślił to jak najskryciéj uczynić, aby nikt nie domyślał się, że on jest téj zbrodni sprawcą. Obawiał się bowiem aby lud przywiązany do Ojca świętego, oburzony za to zabójstwo, jego samego nie zamordował, W tym tedy celu jął się środka wszelką złość przechodzącego. Najął zabójcę który miał zamordować Świętego Marcina w tejże właśnie chwili, kiedy on podczas Mszy świętéj, w kościele przenajświętszéj Maryi Panny Śnieżnej, na prośbę Olimpiusza, będzie mu dawał Kommunią. Wszystko nastąpiło według tego, jak sobie życzył Wielkorządca. Papież udał się do kościoła Panny Maryi Śnieżnéj, i tam uroczyście Mszę świętą odprawiając, miał dawać Kommunią Olimpiuszowi, kiedy zbliżył się do niego najęty morderca, i wyciągnął sztylet aby go nim przeszyć. Lecz w téjże chwili, olśniony i o ślepotę przyprawiony został nadzwyczajną światłością wytryskującą z osoby Ojca świętego, którego przy Ołtarzu nietylko Aniołowie otaczali, ale i Sam Pan Jezus rękami własnemi zasłaniał. Odszedł więc zbójca bez wykonania swojéj zbrodni, a cudem tym uderzony Olimpiusz, upadł do nóg Papieża, i wyznawszy mu swoję winę, szczerze ją obżałował.
Rzecz wytoczyła się do samego Cesarza, którego i to wcale nie upamiętało. W miejsce Olimpiusza, wysłał on na Wielkorządcę do Włoch Teodora Kaliopę, na którego jeszcze więcéj mógł liczyć, i wydał mu tajemny rozkaz, aby Papieża uwięził, i pod ścisłą strażą przysłał do Carogrodu. Przytém przydał mu Pawła Pelagiusza, swego domownika, aby ten jeszcze dokładniéj spełnienia jego rozkazów pilnował. Teodor, przybywszy do Rzymu, z początku udawał prawowiernego katolika, i nie wyjawiał się ze swojemi zasadami Monotelisty. Lecz dnia pewnego, kiedy Papież chory leżał w swoim pałacu na Lateranie, wszedł do niego z uzbrojonymi żołnierzami, okuł go w kajdany i odesłał pod strażą dowodzoną przez Pawła Pelagiusza, do Carogrodu. Gdy rozeszła się wieść o uwięzieniu świętego Marcina, wielu duchownych chciało mu towarzyszyć, aby mu w téj niewoli służyć; lecz nikomu tego nie dozwolono. Przywiedzionego do Carogrodu, Konstans kazał najprzód uwięzić w ciemnéj piwnicy, w któréj około trzech miesięcy przebył, z nikim się niewidząc; późniéj kazał mu się stawić przed rozmaitych sędziów, którzy mu tysiączne obelgi zadawali. Po czém okutego w kajdany znowu wtrącił do więzienia, wpośród zbrodniarzy, gdzie wiele wycierpiał od zimna, robactwa, zepsutego powietrza i głodu którym go morzyli. Nakoniec, widząc cesarz, iż wszelkie te okrutne środki, nie mogą przywieść świętego Papieża do przychylenia się ku kacerstwu, w które chciał go koniecznie wciągnąć, skazał go na wygnanie do Chersonu, prowincyi podówczas bezludnéj, dotkniętéj klęską głodu, a w któréj przedtém święty Klemens Papież, męczeńską śmierć był poniósł.
Święty Marcin, wiele tam ucierpiał, i oto co ztamtąd w jednym z listów tajemnie do Rzymu przesłanych sam pisał: „Składam dzięki Bogu, za utrapienia jakie mnie zsyła, widząc je dla mnie potrzebnemi; lecz donoszę wam, iż zostaję tu w takim niedostatku że po dni kilka nie widzę chleba. Jeśli zkąd nie otrzymam jakiego wsparcia, niedługo pożyję, bo «duch ci wprawdzie jest ochotnym, ale ciało mdłe.»” 1 I znowu w innym liście powiada: „Widzę iż przyjście Pańskie już się dla mnie zbliża; nie mam się więc o co troszczyć; mam nadzieję w miłosierdziu Boga, że się na mnie spełni Jego wola.”
Jakoż wkrótce potém, znękany tylu cierpieniami, umarł jako Męczennik za wiarę, w któréj obronie tak ciężkie poniósł prześladowanie. Powołał go Pan Bóg do Siebie 12 Listopada roku 654. Przy grobie jego zaszło wiele cudów. Obecny temu świadek pisze: że wielu chorych odzyskało zdrowie, ślepi wzrok, głusi słuch, niemi mowę, a opętani wyzwoleni zostali od złego ducha. A i za życia jeszcze będąc trzymany w więzieniu w Carogrodzie, ślepemu wzrok był przywrócił. Późniéj ciało jego przeniesione zostało z Chersonu do Rzymu, i tam umieszczone w kościele pod jego wezwaniem zbudowanym.
Pożytek duchowny
Męstwo i wytrwałość, z jaką święty Marcin Papież bronił nieskazitelności wiary, uczyć cię powinny jakiéj jest ona ceny, i jak ją nieskazitelną w sercu twojém chować powinieneś. Strzeż się przeto dwóch rzeczy, które ją wielce narażają: czytania złych książek, i przestawania z osobami słabéj albo żadnéj wiary.
Moditwa (Kościelna)
Boże! który nas błogosławionego Marcina Męczennika Twojego i Papieża, doroczną uroczystością rozweselasz, spraw miłościwie, abyśmy obchodząc pamiątkę jogo przejścia do Nieba, jegoż pośrednictwem się cieszyli. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 971–973.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 899
Jednym z dowodów Boskości katolickiego Koscioła jest jego swoboda.
Swoboda ta jest mu koniecznie potrzebna, Jezus Chrystus bowiem, dzierżący wszelką władzę na ziemi i w Niebie, ustanowił w dobroci i mądrości swojej Kościół powszechny dla wszystkich ludzi, jako powszechną instytucję zbawienia i powołał do niego wszystkie narody, aby jedną wiarą, jedną nadzieją, i jedną miłością wielbiły Boga. Nikt nie ma ani tyle rozumu ani upoważnienia, aby mógł rządzić tym, co ustanowił Jezus Chrystus, oprócz tych, do których rzeczono, że mają klucze Królestwa niebieskiego i cokolwiek zwiążą na ziemi, będzie związane i w Niebie, a cokolwiek rozwiążą na ziemi, będzie rozwiązane i w Niebie. Ich rzeczą jest zarządzać, ustanawiać i czuwać nad wszystkim, co się odnosi do wiary, i bronić tego nie orężem, ale mieczem słowa Bożego, bronić cierpieniem, ofiarą, a nawet życiem swoim. Jest to zadaniem i obowiązkiem naszego Kościoła, który jak dom zbudowany na skale opiera się wszelkim burzom i nawałnościom, — który jak wojsko uszykowane ma za wodza najwyższą głowę na ziemi i najwyższego niewidzialnego i niepokalanego hetmana w Niebie, Jezusa Chrystusa, niewidzialną głowę Kościoła powszechnego, do którego wszyscy mogą i mają przystąpić i trwać w nim, jeśli zbawienie wieczne nie jest im obojętne.
Footnotes:
Mat. XXVI. 41.
Św. Leona II, Papieża
Żył około roku Pańskiego 684.
(Żywot jego wyjęty jest z dziejów Kościoła Rzymskiego)
Święty Leon drugi Papież tego imienia, rodem z Sycylii, przyszedł na świat na początku VII wieku. Ojciec jego imieniem Paweł, był znakomitym lekarzem, posiadał znaczny majątek, i syna swojego kształcąc bardzo starannie, wychował oraz i pobożnie. Święty Leon obdarzony bystremi z natury zdolnościami, znakomity uczynił w naukach postęp, i już od najmłodszych lat objawiał w sobie wysoką świątobliwość. Zasłynął i wielką nauką i wielką pobożnością. Z nadzwyczajną łatwością wyuczył się wielu obcych języków, i w sztukach pięknych, znakomicie się wyćwiczył, W muzyce był także bardzo biegłym. Na świecie jeszcze żyjąc odznaczał się nieposzlakowaną skromnością, a za młodych lat odziedziczywszy po ojcu znaczny majątek, z wielką hojnością wspierał ubogich.
Z wielu powodów, świat mógł łatwo w swoje sidła młodzieńca tego uwikłać: znakomita uroda, dostatki, powszechna miłość ludzka, wysokie wykształcenie i talenty jakie posiadał, wszystko to zapowiadało mu bardzo świetne na świecie powodzenie i mogło serce jego ku ziemskim dobrom i uciechom zwrócić. Lecz go Pan Bóg na Swoję służbę przeznaczał. Święty Leon wzgardził tém wszystkiém co mu doczesną pomyślność mogło obiecywać, a po pilném zbadaniu woli Bożéj i zasiągnąwszy w téj mierze rady świątobliwego kapłana, wstąpił do stanu duchownego.
Od téj chwili już się wyłącznie służbie Pańskiéj poświęcił. Podówczas różne herezye trapiły Kościół Boży. Aby przeciw nim tém skuteczniéj wystąpić, używając w tym celu daru wymowy, który posiadał w wysokim stopniu, święty Leon z wielkim zapałem oddał się nauce i teologii i pisma Bożego. Wkrótce téż wystąpił do walki z wrogami Chrystusa, i tak ją świetnie i korzystnie dla prawdy prowadził, że w krótkim czasie, poczytany został, nie tylko w Rzymie i we Włoszech, ale i w całém chrześcijaństwie, za jednego z najuczeńszych mężów kościelnych swojego wieku, a którému w świętéj wymowie, nikt wówczas nie wyrównywał.
Podobnież i na drogach doskonałości coraz większy postęp czynił. Co mu tylko od jego prac apostolskich i zajęć naukowych, zbywało czasu, cały obracał na modlitwę, na przebywanie w kościele, albo na spełnianie miłosiernych uczynków. Był on zawsze bardzo dla ubogich miłosiernym, lecz szczególnie odkąd został kapłanem, w cnocie téj nie kładł niejako granic. Wszelka nędza, wszelka potrzeba bliźniego, znachodziła w nim najserdeczniejsze współczucie: ratował i wspierał każdego wedle możności. Przyszło do tego, iż całe swoje znaczne mienie rozdał na ubogich, a niekiedy tak się dla nich ze wszystkiego ogałacał, że i sam cierpiał niedostatek i był uboższym od tych których i wtedy jeszcze, udając się o pomoc do drugich, obdarzał jałmużną. Znany w Rzymie szczególnie z tak wielkiego dla biednych miłosierdzia, wybrany został na Jałmużnika kościelnego, a byłto w owych czasach urząd piastowany zwykle przez najznakomitszego z duchownych, w którego ręce składano dochody kościelne na wsparcie biednych przeznaczone, a które on według swego uznania, pomiędzy nich rozdzielał. Że zaś powszechnie wiedziano, iż nikt lepiéj od świętego Leona nie użyje pieniędzy na takowe cele przeznaczonych, i że on jakby ojciec ubogich, wszystkich znał najlepiéj w mieście, jemu więc składano i prywatne jałmużny: tak że prawie wszystkie dla biednych dary, przez jego ręce przechodziły. Sami zaś ubodzy cieszyli się z tego najwięcéj, gdyż i oni uznawali, że miłość jaką im zawsze okazuje, najsprawiedliwszy i najwłaściwszy rozdział jałmużn pomiędzy nich czynić potrafi.
Tak tedy święty Leon jaśniał wśród całego duchowieństwa wszystkiemi temi wysokiemi cnotami, kiedy nastąpiła śmierć świętego Agatona Papieża, zaszła 10 Czerwca roku Pańskiego 683. Byłyto czasy bardzo burzliwe dla łodzi Piotrowéj: kilku z rzędu Papieżów u jéj steru będących mężnie walczyć musiało z powstającemi i szerzącemi się jak na Wschodzie tak i na Zachodzie kacerstwami. Zpomiędzy tych niektóre jeszcze istniały, a w miejsce wytępionych powstawały nowe. Bardziéj przeto niż kiedy, potrzeba było na Stolicy Apostolskiéj, obsadzić znowu wielkiéj świątobliwości Papieża. W wyborze tym jednak, nie zawahano się ani chwili: wszystkich oczy zwróciły się na Leona, i jednogłośnie bez żadnego sporu, wybranym on został na Papieża,
Pierwszą jego ważną w zarządzie Kościoła powszechnego czynnością, było zatwierdzenie Soboru powszechnego, który był trzecim Carogrodzkim, na którym sam Papież święty Agaton jego poprzednik, przewodniczył w osobie swoich Legatów, i na którym pomiędzy wielu ważnemi postanowieniami i orzeczeniami tyczącemi się nauki katolickiéj ogłoszono iż wierzyć i wyznawać powinniśmy, że w Panu Jezusie, w jednéj Jego Osobie Boskiej, dwie były natury: ludzka i Boska.
Wyroki tegoż Soboru, ogłaszając ich za oddzielonych od Kościoła, składały z godności duchownych odszczepieńca Makarego Patryarchę Antyocheńskiego, Anastazego kapłana i Leona Dyakona kościoła Carogrodzkiego, wraz z kilku innymi prałatami i niższymi duchownemi, przy błędach herezyi Monotelitańskiéj upierających się. Wskazani byli oni nawet na wygnanie, lecz poparci swoimi stronnikami u cesarza, uzyskali iż na miejsce wygnania Rzym im został przeznaczony. Papież święty Leon, nietylko takowém z ich strony zuchwalstwem nie był obrażony, lecz pragnąc pozyskać ich dusze Chrystusowi, przyjął ich z największą miłością. W skutek téż tego, w kilku rozprawach jakie miał z nimi, z taką wymową i tak mądrze zbijał błędy które oni podzielali, iż się chwiać w nich zaczęli. Wtedy święty Leon, skłonił ich aby każdy zosobna na dni parę zamknął się w klasztorze, i w spokoju przed Bogiem rozważał to co od niego słyszał. Po takim rodzaju rekollekcyi, prócz nieszczęsnego Makarego, który nie chciał błędów swoich odstąpić, wszyscy inni się ich wyrzekli: uczynili publiczne wyznanie wiary katolickiéj, i święty Leon, z wielką dla ojcowskiego serca swego pociechą, rozgrzeszył ich i na łono Kościoła przywrócił.
Lecz o ile ten święty Papież okazywał się łagodnym dla pokutujących, o tyle okazywał stałości względem tych, którzy należnéj Stolicy Apostolskiéj uległości odmawiali. Już długo przed Papiestwem Leona, Arcybiskupi Raweńscy, popierani w tém przez wielkorządców cesarskich, przywłaszczyli sobie byli wiele praw, samemu Papieżowi służących. Święty Leon odzyskał wydarte swoim poprzednikom przywileje i otrzymał od cesarza wyrok, zakazujący wielkorządcom Raweńskim popierać roszczenia Arcybiskupów przeciw władzy Papiezkiéj. Odtąd téż Arcybiskupi Raweńscy, którzy przedtém przywłaszczali sobie przywileje służące tylko dla Patryarchów Carogrodzkiego, Aleksandryjskiego i Antyocheńskiego, przywróceni zostali pod właściwą względem Stolicy Apostolskiéj zależność.
Święty Leon, przyczynił się także wiele do ozdoby najpierwszych kościołów w Rzymie. Wzniósł własnym kosztem wspaniały kościół obok kościoła świętéj Bibiany, i w nim umieścił ciała świętych Symplicyusza, Faustyna i Beatrycy, i wyświęcił go pod wezwaniem świętego Pawła Apostoła. Wydał wiele ustaw obostrzających karność kościelną, wprowadził potrzebne zmiany w śpiewie zwanym Gregoryańskim, i ułożył kilka hymnów do pacierzy kapłańskich. Wszystkie swoje dochody, według dawnego swego zwyczaju rozdawał na ubogich, a gdy w téj mierze powstrzymywano jego szczodrobliwość, mawiał zwykle: „Za najszczęśliwszego bym się poczytał, gdybym wspierając ubogich, sam umierał wśród nędzy.”
Tylu i takiemi przyozdobionym cnotami, najwyższym Pasterzem, chcieliby byli wierni jak najdłużéj się cieszyć; lecz Panu Bogu spodobało się bardzo prędko powołać go do Siebie. Roku całego nie zasiadał na stolicy Piotrowéj, kiedy Pan Jezus wziął go do Nieba. Umarł dnia 28 Czerwca roku Pańskiego 684. Pochowany został w Bazylice świętego Piotra.
Pożytek duchowny
We wszystkich stanach przez jakie Pan Bóg świętego Leona przeprowadzał, jaśniała w nim szczególnie cnota miłosierdzia nad biednemi. Najprzód rozdał im cały majątek; późniéj był całego Rzymu jałmużnikiem, a na Papiestwie tak wszystkie dochody na nich obracał, iż sam stawał się ubogim. Porównaj to z twoją dla ubogich uczynnością: a pamiętaj, że tylko miłosierni dla bliźnich, miłosierdzia od Boga dostępują.
Modlitwa (kościelna)
Boże! który błogosławionego Leona Papieża do wielkiéj świątobliwości wyniosłeś; spraw miłościwie, abyśmy oddając cześć jego pamiątce, pozostawione nam w życiu jego przykłady, naśladować starali się. Przez Pana naszego i t. d
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 531–533.
