Wpisy z tagiem "choroba":
Św. Dydaka Wyznawcy, z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego
Żył około roku Pańskiego 1463.
(Żywot jego był napisany przez Marka Biskupa Lizbońskiego.)
Święty Dydak urodził się z ubogich a bogobojnych rodziców, w małém miasteczku zwanóm Sannikolo w Hiszpanii, na początku XV wieku. Zaledwie lat młodzieńczych dorósł, a czując w sobie powołanie do życia bogomyślnego i pokutnego, postanowił udać się na puszczę. Pod tę porę, w okolicach jego rodzinnego miasta, wśród lasu, na zupełnie osamotnioném miejscu, przy małym kościołku świętego Mikołaja, mieszkał pewien świątobliwy kapłan, wiodący życie pustelnicze. Święty Dydak osiadł przy nim, poddając się jego przewodnictwu duchownemu, i już od téj pory ćwiczył się w wielkich umartwieniach ciała, a Pan Bóg coraz go wyższemi darami bogomyślności wzbogacał. Dnie całe spędzał na modlitwie i pracy ręcznej. Uprawiał ogród przy ich pustelni będący, który aż nadto wystarczał na ich skromne utrzymanie, a nawet pracą około roli, Dydak i ubogich wspierał. Prócz tego, trudnił się wyrabianiem z drzewa łyżek, talerzy i innych podobnych sprzętów domowych, z których zarobek szedł znowu na utrzymanie kościołka.
Rozczytując się w Żywotach Swiętych Pańskich, szczególną czcią się przejął ku świętemu Franciszkowi Serafickiemu, w którym uwielbiał najwięcéj jego zamiłowanie najwyższego ubóstwa. Zdawało mu się bowiem, że kto naśladuje w téj Ewangelicznej cnocie Zbawiciela, łatwiéj Go naśladować będzie i we wszystkiém inném, a oraz daje Mu najwyższy dowód miłości, gdy przez wzgląd na Niego, gardzi tém właśnie, za czém ludzie najzapamiętaléj się ubiegają.
To téż święty Dydak w ubogim zrodzony stanie, nietylko nie utyskiwał na swoję położenie jak to wielu nawet chrześcijan czyni, lecz serdecznie ciesząc się ze swego ubóstwa, gorące składał Panu Bogu dzięki, że go od kolebki uchronił od dostatków, któreby sercę jego łatwo w sidła swoje uwikłać mogły. Chcąc zaś na zawsze zapewnić sobie posiadanie téj perły Ewangelicznéj powziął zamiar wstąpienia do zakonu Braci-Mniejszych, przez Serafickiego Patryarchę ubogich świętego Franciszka założonego. A że wiedział, iż godni jego synowie, brzydzić się powinni pieniędzmi jako najgłówniejszym środkiem do pozbawienia ich ubóstwa, już wtedy, będąc jeszcze na świecie dał dowód jak je za rzecz marną poczytuje.
Zdarzyło się, że wracając ze wsi do swojej pustelni, znalazł na drodze worek ze znaczną sumą pieniędzy. Byłato chwila kiedy on zajęty myślą o świętym Franciszku, właśnie zastanawiał się nad tém, że ten polecał braciom swoim, aby się nawet pieniędzy nie dotykali. To téż święty Dydak tknąć ich nie chciał; przywołał pewnego poczciwego rolnika niedaleko ztamtąd mieszkającego, i wskazawszy mu skarb znaleziony, polecił aby wyszukał właściciela i oddał mu takowy, a jeśli tego nie będzie mógł uczynić, rozdał wszystko na ubogich.
Takowe uczczenie z jego strony woli świętego Franciszka chociaż do tego nie był jeszcze wcale obowiązanym, uzyskało mu i łaskę wstąpienia do jego Zakonu. Wkrótce po tém zdarzeniu, sługa Boży opuścił pustelnię, a otrzymawszy od swego ojca duchownego, owego kapłana z którym przemieszkiwał, pozwolenie i błogosławieństwo na zostanie zakonnikiem udał się do rodziców, aby i od nich to samo uzyskać. Wszakże ci robili mu w téj mierze trudności. Póki przebywał na swojéj puszczy, mieli zawsze nadzieję że niezadługo wróci do nich, i dla tego tamtemu rodzajowi życia mniéj byli przeciwni. Lecz gdy szło o jego wstąpienie do zakonu, w którym przez uroczyste śluby jużby nieodwołalnie od świata i od rodziny się odłączył, nie mogli, a raczej nie chcieli zdobyć się na złożenie téj ofiary Panu Bogu. Bylito jednak ludzie bogobojni: lecz tak dalece to każda miłość ludzka, a nawet miłość rodzicielska, jeśli rodzice dzieci swoich nie miłują tylko w Bogu i dla Boga, lecz głównie dla swojéj dogodności lub pociechy, jest w gruncie samolubną i nie zdobywa się na ofiarę, chociaż takowéj sam Pan Bóg się domaga. W takich téż razach, dzieci nie rodziców lecz Boga słuchać powinne; głosem Boga, powołułującym ich do wyłącznéj służby Swojéj, powodować się są obowiązane, a nie głosem rodziców, powstrzymujących ich od tego. Gdyż do tegoto właśnie stosują się te słowa Pana Jezusa: „Kto ojca albo matkę swoję, więcéj miłuje niźli Mnie, nie jest mnie godzien”. 1
Święty téż Dydak, który był zawsze doskonałym synem, i bardzo miłował rodziców, nie miłował ich jednak więcéj nad Jezusa: Jego więc woli nad ich wolę, dał w tym razie pierwszeństwo. Niemogąc od nich otrzymać pozwolenia na wstąpienie do zakonu, tajemnie opuścił dom rodzicielski, i udał się do ubogiego klasztorka Braci-Mniejszych Obserwantów, u nas Bernardynami zwanych, w wiosce Arydzaffa, niedaleko miasteczka Korduby położonéj, i tam na laika czyli braciszka, do zakonu przyjętym został. Po roku próby podczas któréj zajaśniał wszystkiemi cnotami doskonałego Brata Mniejszego, wykonał śluby uroczyste, i w krótkim czasie tak się odznaczył zachowaniem jak najściślejszém ostréj Reguły świętego Franciszka, że go powszechnie nazywano żywą Regułą Braci-Mniejszych. Obok wysokich darów bogomyślności, której poświęcał co mu tylko zbywało czasu od koniecznych obowiązków i większą część nocy, jaśniała w nim przedziwna roztropność, miłość w obchodzeniu się z drugiemi, i taka trafność w rozwiązywaniu zadań Teologicznych, że wszyscy przypisywali to w nim darom nadprzyrodzonego światła Ducha Świętego.
Wyspy tak zwane Kanaryjskie, należące do Hiszpanii, zaludnione jeszcze podówczas były znaczną liczbą pogan. Przełożeni zakonu w którym był święty Dydak, wysyłając tam kilku swoich kapłanów na misyą, jego przydali im za towarzysza, wprawdzie jako prostego braciszka tylko, lecz z tym zamiarem i poleceniem, aby jeśli na tychże wyspach będą mogli założyć nowy klasztor, Dydaka zrobili przełożonym: co téż i nastąpiło. Na jednéj z wysp tych zastali misyonarze i chrześcijan tam już zamieszkałych, i wielu pogan nawrócili. Założyli więc w tém miejscu swój klasztorek, i święty Dydak został jego Gwardyanem czyli Przełożonym.
Na tym urzędzie, dowiódł sługa Boży, prosty braciszek, jak dalece dary Ducha Świętego zastępują wszelkie inne ludzkie wykształcenie, do obowiązku przełożonego potrzebne. Okazał się on nietylko doskonałym przełożonym, W którym znaleźli podwładni mu zakonnicy, najtrafniejszego przewodnika duchownego, lecz oraz zarządzając tą małą kolonią misyjną, odznaczył się Dydak apostolską gorliwością, jakiéj właśnie po nim wyżsi przełożeni jego się spodziewali. Nietylko kapłanów, którzy mieszkali w tym klasztorze używał do misyi, lecz i sam miewał na nich nauki, pełne ducha Bożego, i najobfitsze owoce przynoszące. Widząc jak Pan Bóg błogosławi jego pracom, umyślił i daléj udać się z niemi. Wyspa Wielka Kanarya była zamieszkała przez samych pogan, a najnieprzyjaźniejszych chrześcijanom, tak że pojawienie się pomiędzy nimi misyonarza, na największe narażało go niebezpieczeństwo. Dla tego święty Dydak sam się tam udał. Lecz gdy okręt przybił z nim do brzegów téj dzikiej krainy, żeglarze tak się ulękli okrucieństwa barbarzyńców tam mieszkających, którzy na ich spotkanie zbiegli się grożąc im śmiercią, że wylądować nie śmieli, pomimo że Dydak chciał aby jego przynajmniéj na ziemię wysadzili.
Po powrocie do klasztoru, zawezwany został od przełożonych do Hiszpanii. Ztamtąd w roku Pańskim 1450 udał się z kilku kapłanami swojego zakonu do Rzymu, gdzie odprawiał się wielki Jubileusz, a oraz odbyć się miała kanonizacya świętego Bernardyna Seneńskiego, tegoż zakonu Reformatora. Zastał tam prócz innych zakonników z całego świata licznie zgromadzonych, Braci-Mniejszych świętego Franciszka Serafickiego około czterech tysięcy. Natłok nadzwyczajny braci w Araczeli, głównym klasztorze Rzymskim ojców Bernardynów, spowodował tam był wtedy chorobę, na którą wielu z nich ciężko zapadło. Święty Dydak, którego znana była szczególna miłość i troskliwość o chorych, chociaż cudzoziemiec i z obcego klasztoru przybyły, wyznaczony został na głównego Infirmiarza, to jest usługującego chorym. Doglądał ich dzień i noc, ostatnie oddawał im usługi, a przynosząc ulgę w cierpieniach ciała, głównie pamiętał o ich duszach. Pocieszał cierpiących braci, pobudzał do cierpliwości, przygotowywał do jak najpobożniejszego przyjmowania Sakramentów świętych, i na ostatnią godzinę przedziwnie usposabiał. Tak go téż wszyscy kochali, szanowali i wysoko poważali, że dla każdego chorego, już sama obecność tego świętego braciszka była najpożądańszą ulgą i największą pociechą. Bo téż w obchodzeniu się z nimi nie kładł granic w miłości. Zdarzyło się, że jeden z chorych miał całe ciało pokryte wrzodami, których wyciskanie nakazane przez lekarza, wielkie zadawało mu cierpienia. Święty Dydak, aby to bez bolu chorego czynić, wysysał ustami ropę z wrzodów. Gdy zaś obecny wtedy zakonnik dziwił się temu, Święty odrzekł mu z prostotą: „Mój ojcze, to jest najwłaściwszy lekarski środek, w cierpieniach tego rodzaju.”
Taką téż miłość jego dla chorych, nagradzał mu Pan Bóg i darem czynienia nad nimi cudów. Przez namaszczania ich olejem z lampy palącéj się przed obrazem Matki Bożéj, do któréj całe życie miał szczególne nabożeństwo, wielką liczbę śmiertelnie chorych uzdrowił, Miało to miejsce szczególnie, kiedy podczas jego pobytu w Rzymie, morowe powietrze grasowało w tém mieście, gdzie wielu niém dotkniętym, Dydak cudownie zdrowie przywrócił.
Podeszły już wiekiem, gdy mieszkał w klasztorze w Alkala w Hiszpanii, lekko zachorowawszy, zapowiedział braciom iż śmierć się jego zbliża. Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych z najżywszą skruchą, odziany w habit pokryty łatami, który mu od wielu lat już służył, trzymając krzyż w ręku i wymawiając z rzewną pobożnością te słowa hymnu kościelnego: „Słodkie drzewo, słodkie gwoździe, słodkie dźwigające brzemię, któreś godne było unosić na sobie Króla Niebieskiego,” oddał Bogu ducha dnia 12 Listopada roku Pańskiego 1463. Papież Sykstus V w poczet go Świętych zapisał.
Pożytek duchowny
Jak każdy Święty Pański, tak i święty Dydak którego żywot czytałeś, odznaczał się szczególną miłością i litością dla chorych. Czy w téj cnocie ćwiczysz się bo nie bez tego żebyś do niéi nie miał sposobności w jakimkolwiek zostajesz stanie? Pamiętaj: że kto chorym nie okazuje litości szczególnéj, ten dowodzi wielkiego w sobie braku miłości bliźniego.
Modlitwa (Kościelna)
Wszechmogący i wielki Boże, który przedziwném rozporządzeniem Twojém, to co słabém jest według świata, używasz na zawstydzenie tego co wzniosłém; spraw miłościwie za wstawieniem się błogosławionego Dydaka Wyznawcy Twojego, abyśmy w pokorze utwierdzeni, do wiecznéj chwały w Niebie być wyniesionymi zasłużyli sobie. Przez Pana naszego i t, d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 974–976.
Footnotes:
Mar. X. 12.
Św. Lidwiny Dziewicy
Żyli około roku Pańskiego 1433.
(Żywot jéj był napisany przez współczesnego jéj Tomasza a Kempis.)
Święta Lidwina, którą i Ludmiłą nazywają szczególna Patronka osób długą i ciężką chorobą złożonych, urodziła się roku Pańskiego 1380 w Hollandyi, w miasteczku Schiedam. Ojciec jéj miał imię Piotr, a matka Petronella: pochodzili ze szlacheckiego rodu, byli wzorowymi katolikami, a niezamożni. Lidwina była dziewiątém ich dzieckiem. Od lat najmłodszych okazywała się bardzo bogobojną; miała szczególne nabożeństwo do przenajświętszej Panny, którą przez całe życie czciła i kochała jak swoję najdroższą Matkę niebieską. W siódmym roku życia uczyniła ślub czystości.
Zaledwie wychodziła z lat dziecinnych, gdy z powodu znakomitéj urody i starannego wychowania, kilku młodzieży z wyższego stanu, ubiegało się o jéj rękę. Rodzice chcieli ją zmusić do zamęścia, lecz odpowiedziała im stanowczo, że ziemskiego oblubieńca nigdy mieć nie będzie, i że jeśli nie przestaną nakłaniać ją do tego, wtedy uprosi sobie u Pana Boga tak szpetną powierzchowność, że dla wszystkich stanie się obrzydzeniem.. Rodzice więc zostawili ją. w pokoju.
Miała lat piętnaście, kiedy razu pewnego, gdy przypatrywała się ślizgającym się na lodzie towarzyszkom, jedna z nich obaliła ją mimo chęci na ziemię, w skutek czego złamała sobie żebro. Odtąd zaczął Pan Bóg próbować ją i uświęcać cierpieniami tak wielkiemi, ciągłemi i nadzwyczajnemi, że trudnoby dać temu wiarę, gdyby nie to że najpoważniejsze świadectwa, stwierdzają te szczegóły.
Od piętnastego roku wieku swojego do pięćdziesiątego trzeciego, życie jéj było jakby bezustannem ciężkiém konaniem, albo raczéj ciągłém męczeństwem. Jeden ze współczesnych jej historyków powiada, że w przeciągu lat trzydziestu, nie zjadła tyle chleba, ile człowiek zdrowy spożywa go przez dni kilka. Ciało jéj wkrótce zamieniło się od stóp do głowy jakby w jednę jadowitą ranę. Lekarstwa w miejscu ulgi, pomnażały jéj cierpienia. Nie mogła chodzić inaczéj jak tylko rękoma i kolanami czołgając się po ziemi, a w końcu i na to już sił nie miała. Trzydzieści lat zupełnie z łóżka nie wstawała, a w siedmiu ostatnich rażona paraliżem, już tylko w głowie i w lewéj ręce miała władzę. Wnętrzności poranione wydawały ciągle zepsutą ropę, którą wraz ze krwią wyrzucała ustami, nosem, uszami, a nawet ciekła ona i z oczu. W głowie doznawała bezprzestannie bolu takiego, jakby w nią ćwieki wbijano. Do tego przyłączyły się cierpienia kamienia i stwardnienie wątroby. W ranach lęgło się robactwo. A gdy tak na wszystkich członkach strasznych bolów doznawała, całe ciało paliła, jakby aż do szpiku kości bezustanna trawiąca gorączka; trapiła ją ciągła bezsenność, a od czasu do czasu miewała mdłości i duszności istnego konania.
Lecz co najstraszniejsze: obok takich okropnych cierpień na ciele, i na duszy słabą była. Przez cztery pierwsze lata upadła była zupełnie na duchu, poddała się smutkowi i prawie rozpaczy; ledwie że nie złorzeczyła chorobie i cierpieniom doznawanym. Wszakże, po upływie tych lat czterech, prawdziwie dla niéj nieszczęsnych, najzbawienniejsza zmiana zaszła co do jej duszy. Zesłał jéj Pan Bóg świątobliwego spowiednika, nazwiskiem Jan Pot, który starał się przywrócić jej spokój wewnętrzny. Rozbudził w sercu jéj żywą wiarę w tę prawdę: że im więcéj cierpień dopuszcza Pan Bóg na kogo na téj ziemi, tém obfiteze przeznacza mu nagrody w Niebie, i polecił jéj szczególnie jak najczęstsze, a pobożne, Męki Pańskiéj rozmyślanie.
Polubiła wielce to święte ćwiczenie Lidwina, i w niém znalazła źródło swojego uświątobliwienia. Z początku odbywała je codziennie razy kilka, a zczasem prawie bezustannie, rozdzielając tajemnice Męki Pańskiéj na siedem części, odpowiadających siedmiu godzinom kanonicznym. Łącząc do tego swoje zwykłe serdeczne do Matki Bożéj nabożeństwo, w krótkim czasie przedziwne na drodze doskonałości uczyniła postępy. Nie tylko cierpliwie i spokojnie znosiła swoje cierpienia, lecz się w nich święcie rozmiłowała, i patrząc na Jezusa tyle cierpiącego w męce i śmierci swojéj, pragnęła cierpieć coraz więcéj. W najsroższych boleściach powtarzała: „Jeszcze więcéj Panie mój, jeszcze więcej cierpień mi zeszlij, jeśli taka wola Twoja, tylko w miarę tego, przymnażaj i łaski Twojéj.” Pan Bóg też hojnie obsypywał niemi tę duszę, właśnie przez cierpienia nadzwyczajne jakich doznawała, do wysokiéj świątobliwości przeznaczoną. Nie tylko opływała już odtąd w niezachwiany spokój wewnętrzny, nie tylko objawiała w sobie najchętniejsze poddanie się woli Bożój w najcięższych chwilach, lecz opływała w wielkie duchowne pociechy. Z Aniołem Stróżem często rozmawiała, widząc go obok siebie, a nawet objawiał się jéj i Pan Jezus pocieszał, nauczał i zachęcał do wytrwałości, i takiemi cudownemi widzeniami pokrzepiał i uświęcał. Lecz najczęstsze widzenia miała Matki Bożéj, i z Nią bardzo długo rozmawiała, różne odbierając łaski. Chociaż więc ciało jéj nie przestawało doznawać mąk ledwie że nie piekielnych, dusza opływała w radości niebieskie,
W miarę odbieranych łask takowych, Lidwina robiła postęp we wszystkich cnotach chrześcijańskich, a szczególnie w pokorze, będącéj probierczym kamieniem wszelkiéj prawdziwéj cnoty. Jak rozmiłowała się w cierpieniach ciała, tak również przez miłość wzgardzonego Jezusa, pokochała upokorzenia. Poczytywała sobie za szczęście gdy ją jakowa najdotkliwsza spotykała obelga, albo oznaki pogardy ze strony osób z któremi miała stosunki. Najbliższą jéj towarzyszką, była pewna kobieta gwałtownego usposobienia i grubiańskich obyczajów. Obchodziła się z biedną chorą bez litości, a niekiedy do tego stopnia unosiła się, że jéj w twarz pluła. Święta, nie tylko nigdy nie uskarżała się na to, ale nawet nigdy jéj nie objawiła najmniejszej niechęci. Gdy na koniec inne osoby w domu spostrzegłszy jak towarzyszka Lidwiny nieludzko się z nią obchodzi, pytały ją jak mogła tak długo znosić to w milczeniu: — „Przecież to dla nas wielką jest zasługa, odrzekła, chętnie znosić takie małe przykrości z miłości Pana Jezusa, a przez to niekiedy łatwiéj i osoby które względem nas zawiniają, przywieść do obżałowania swojéj winy.”
Pokora jéj przedewszystkiém ukrywała przed ludźmi szczególne dary, jakiemi ją Pan Bóg coraz hojniéj zbogacał. Dostąpiła była między innemi i téj rzadkiéj łaski, że Pan Jezus wyrył na jéj rękach i nogach, znamiona przenajświętszych Blizn swoich. Lidwina uprosiła u Chrystusa Pana, aby one znikły, a tylko aby bolu od nich doznawała.
Wielką także odznaczaąła się miłością bliźniego, a ztąd litością dla ubogich i cierpiących. Po śmierci rodziców, mały mająteczek jaki po nich odziedziczyła, rozdała biednym. Sama żyła z jałmużny; a że bardzo mało potrzebowała na własne utrzymanie, gdy tymczasem z różnych stron, przysyłano jéj znaczne wsparcie, więc sama będąc biedną, wielu ubogich wspierała. Podczas morowego powietrza, którém szczególnie dotknięci byli ludzie niezamożni, przejęta litością nad nimi, zaofiarowała się Panu Bogu za nich: „Panie, powiedziała na modlitwie, tym biednym ludziom zdrowie niezbędném jest do utrzymania życia i własnego i całych rodzin; zgrzeszyli to prawda, lecz racz mnie nieużyteczną sługę Twoję karać za nich, a ich oszczędź w miłosierdziu Twojém.” Zaraza ustała, a Lidwina dostała trzech bardzo bolesnych wrzodów, z których dwa nadługo a jeden na całe życie jéj pozostał.
Obdarzył ją był Pan Bóg i darem czynienia cudów. Tomasz a Kempis opisujący jéj życie, przytacza wiele takowych, a których naocznym był świadkiem. Jeden z jéj braci, którego szczególnie kochała, umarł był pozostawiając w niedostatku liczną rodzinę, i wielu wierzycieli niezapłaconych, którzy niepokoili biednych spadkobierców. Lidwina serdecznie się nad nimi litowała, pragnęła przyjść im w pomoc, lecz w jakiż sposób mogła to uczynić kiedy nic nie posiadała? Złożyła więc całą swoję ufność w Bogu, pomodliła się na tę intencyą, i wziąwszy woreczek w którym był cały jéj majątek, składający się z ośmiu franków, to jest dwóch rubli, oddała go drugiemu bratu, polecając aby z niego wszystkich dłużników zaspokoił. Ten ją usłuchał, poszedł, popłacił wszystkie a dość znaczne długi zmarłego brata, a gdy ostatniego zaspokoił dłużnika, znalazł jeszcze w woreczku 40 franków, które i Lidwina niezwłocznie kazała rozdać biednym. Na pemiątkę tego cudu, przechowywano ten woreczek i nazwano go Sakiewką Bożą. Miała także i dar proroctwa i wiele przyszłych wypadków przepowiedziała.
Na jakiś czas przed śmiereią, objawił się jéj Pan Jezus, trzymający w ręku wieniec przeznaczony dla niéj w Niebie, lecz w którym brakło kilku kwiatów i powiedział: „Córko moja, potrzeba aby ten wieniec został już wykończony.” Jakoż w dni kilka potém napadli na mieszkanie jéj rabusie, i zabrawszy jéj nawet ubogą kołdrę którą się przykrywała, zbili ją ciężko. Zaraz po zajściu tego zdarzenia, przepowiedziała godzinę swojéj blizkiéj śmierci; w trzeci dzień świąt Wielkanocnych przyjęła ostatnie Sakramenta święte, przeprosiła wszystkich obecnych, i prosiła aby ją pozostawiono samę. Potém modląc się długo, wpadła w zachwycenie, i dnia 14-go Kwietnia roku Pańskiego 1433 poszła do Nieba, po tę już całkowitą i wykończoną koronę, którą jéj zapowiedział i okazał był Sam Pan Jezus.
Gdy ją przebierano dla włożenia na katafalk, spostrzeżono że miała na sobie ostrą włosiennicę, którą ciągle trapiła ciało, i bez tego na tyle cierpień wystawione.
Pożytek duchowny
Zbawienną naukę i wielką pociechę znaleźć powinny osoby złego zdrowia zażywające, w szczegółach życia świętéj Lidwiny. Naukę: aby z takiém jak ona poddaniem się woli Bożéj cierpienia swoje znosiły; pociechę: bo widzą w tém dowód że i najgorszy stan zdrowia, nie przeszkadza wcale do nabycia najwyższéj świątobliwości.
Modlitwa
Panie Jezu Chryste Boże nasz! Któryś ukazując błogosławionej Lidwinie wieniec chwały w Niebie dla niéj przeznaczony, zapowiedział jéj iż przez poniesienie nowych cierpień wysłuży go sobie tém świetniejszy; daj nam za jéj wstawieniem się i zasługami, z każdego cierpienia w duchu miłości Twojéj pokornie zniesionego, nagrodę wieczną sobie wysłużyć, Który żyjesz i królujesz i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 293–295.
Modlitwa w czasie zaraźliwéj choroby
Dunin, Książka do nabożeństwa dla wszystkich katolików, 1853, Leszno, s. 717–718.
Smutek i trwoga przerażają nas zewsząd, o Boże! gdy tak nagle, a tak wielu przyjaciół i braci zabierasz z pośród nas przez zaraźliwą chorobę. Wszyscy wprawdzie umrzemy, bośmy grzesznicy, przeto wyrokowi śmierci na grzeszników wydanemu uledz musimy. Lecz gdy tak wielu, o Boże! razem zabierasz ludzi, gdy umarły tuż za umarłym wynoszony bywa, i wszyscy prawie jakby w cieniu śmierci chodzimy; gdy się codziennie na lamentujących i płączących braci patrzymy, i trwogą przerażeni sami, tylko wyglądamy zarazy, która i nas ma zgładzić z téj ziemi; ach Boże! jakżeto okropne życie wśród takiej trwogi! Ach! zmiłujże się, Ojcze niebieski, nad nami! Jeżeliśmy zgrzeszyli, patrz, oto się upokarzamy przed Tobą! otośmy gotowi czynić pokutę, a przez poprawę życia pragniemy zasłużyć na Twoję łaskę i przebaczenie. Użycz nam tylko Twojéj pomocy i czasu do prawdziwéj pokuty i poprawy życia, a wtedy ta chłosta i doświadczenie stanie się dla nas przestrogą, że się tém szczerzéj do śmierci sposobić będziemy. Zlitujże się, o Boże! i odwróć od nas ten ciężki bicz Twéj kary. Jeżeli to bydź może, weź ten kielich od nas, o Boże i Ojcze! Jeżeli zaś podług Twoich najmędrszych i najświętszych zamiarów postanowiłeś, aby ten smutny cios dłużéj trwał jeszcze, udzielże nam przynajmniéj cierpliwości, i dodaj odwagi! Ulżyj, pokrzep schorzałe siostry i braci; pociesz umierających, umocnij zdrowych, aby sobie nie przykrzyli w pielęgnowaniu i usłudze chorym, a przyspiesz godzinę wybawienia od tego złego, abyśmy Ci dzięki składać, wielbić Cię znowu, i w radości serc naszych służyć Ci mogli. Amen.
Św. Grzegorza Wielkiego Papieża i Doktora Kościoła
Żył około roku Pańskiego 604.
Pożytek duchowny
Podziwiając jak wielki ten Święty i wielki Papież, pomimo iż całe swoje życie podlegał najdotkliwszym chorobom, będącym bez wątpienia przeszkodą do czynnego życia, nadzwyczajnych jednak i wielkich spraw i tak wiele dokonał, naucz się przezwyciężać wszelkie do przeprowadzenia dobrych twoich zamiarów przeszkody; bo takowe, w każdej chwalebnéj sprawie napotkać się muszą.
Modlitwa (kościelna)
Boże! któryś duszy sługi Twojego Grzegorza, wiekuistéj szczęśliwości nagrody udzielił; spraw miłościwie, abyśmy brzemieniem grzechów naszych obciążeni, za jego za nami do Ciebie pośrednictwem, ulgi doznali. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 204–206.
