Citatio.pl

Wpisy z tagiem "stygmaty":

2020-09-17

Święto Cudownych Blizn św. Franciszka Serafickiego

Otrzymał je około roku Pańskiego 1224.

(Szczegóły te wyjęte są z jego żywota przez świętego Bonawenturę i z kroniki średniowiecznej pod tytułem Fioretti.)

Święto cudownych blizn błogosławionego Franciszka Serafickiego, które dziś cały Kościół Boży szczególną uroczystością obchodzi, jest uczczeniem jednego z wielkich cudów, jakim spodobało się Panu Bogu, uświetnić i wywyższyć tego wielkiego sługę Swojego. Całe życie tego Serafina ziemskiego, jak go powszechnie nazwano, było pasmem nieprzerwaném najszczególniejszych dowodów nadzwyczajnych łask jakiemi go Pan Bóg w wyjątkowéj mierze, obdarzył; lecz łaska cudowna, której dziś pamiątkę święci Kościoł, jest bezwątpienia jedną z najprzedziwniejszych i największych. Powtórzymy tu prawie co do słowa, to co o tém napisał święty Bonawentura Kardynał i Doktor Kościoła, który żył za czasów Świętego Franciszka, i pewna kronika średniowieczna, którą niektórzy temu świętemu Bonawenturze przypisują.

Roku Pańskiego 1224, święty Franciszek Asyżki, Patryarcha Braci-mniejszych, złożywszy w ręce ojca Piotra z Katany, urząd generalnego Przełożonego nad swoim zakonem, a w różnych zdarzeniach objawiwszy moc Bożą przez swoje kazania i cuda, udał się na samotną i wysoką górę Alwernii, aby tam odbyć swój zwykły ścisły wielki-post do świętego Michała Archanioła, trwający od uroczystości Wniebowzięcia Matki Bożéj, do końca Września. Górę tę, znajdującą się na granicach dawnéj Toskanii, i należącą do pasma Apeninów, jeszcze w roku Pańskim 1213, Orleando Katanio, wielki pan tego kraju i jej właściciel, przeznaczył był dla Braci-mniejszych, i wybudował na niéj mały kościołek dla świętego Franciszka i kilka celek dla jego braci.

Ogromne skały znajdujące się na téj górze, w wielu miejscach miały wielkie rozpadliny. Gdy dnia pewnego przypatrywał się im święty Franciszek, objawione mu zostało, że te skały tak popękały jeszcze w chwili śmierci na krzyżu Syna Bożego, i że Pan Bóg chciał aby cud ten widoczniéj spełnił się na téj właśnie górze, bo na niéj miał zajść i inny wielki cud, przypominający ludziom mękę Pana Jezusa.

Gdy tedy razu pewnego, trwał tam na modlitwie sługa Boży, Pan Jezus objawił mu, że roztworzywszy księgi Ewangelii dowie się jakie Pan Bóg ma względem niego zamiary. Święty kazał bratu Leonowi, będącemu wtedy przy nim, otworzyć Pismo Boże, i trzy razy natrafił na opis Męki Pana naszego. Z tego zrozumiał, że starając się dotąd jak najwierniéj naśladować całém życiem swojém Pana Jezusa, powinien szczególnie wziąść Go sobie za wzór do naśladowania, w męce Jego, przez uczestniczenie w Jego cierpieniach. W wigilię więc uroczystości Podwyższenia Krzyża Świętego, gdy sam jeden modlił się w celce, stanął przed nim Anioł Pański i rzekł: „Przychodzę od Boga najwyższego, polecić ci abyś pokornie przygotował się do tego co Mu spodoba się zesłać na ciebie.” – „Gotów jestem, odpowiedział Święty Franciszek, przyjąć wszystko z poddaniem się, cokolwiek Pan zeszle na mnie,” poczém Anioł zniknął.

Nazajutrz w sam dzień podwyższenia Krzyża świętego, Święty dobrze przed wschodem słońca, modlił się na dworze przed swoją chatką, a zwróciwszy się ku wschodowi mówił: „O! Zbawco mój Jezu Chryste! proszę Cię, daj mi jeszcze przed Śmiercią tę łaskę, abym i na duszy mojéj i na ciele, doznał tych cierpień, któreś Panie mój, poniósł podczas okrutnéj męki Twojéj; a także abym doznał o ile to możliwe jest stworzeniu, téj miłości niezmiernéj którą gorzałeś Synu Boży, i która przywiodła Cię do poniesienia dobrowolnie tylu mąk ciężkich za nas nędznych grzeszników.” Owóż, gdy takie uczucia zalewały jego serce ujrzał niespodzianie, z szybkim pędem zlatującego z Nieba Serafina, i spuszczającego się nad niego. Anioł ten, miał sześć skrzydeł gorejących i świecących; dwa unosiły się nad jego głową, dwa rozciągnięte były dla utrzymywania go w locie, a dwa pozostałe osłaniały go całego. Lecz co było jeszcze bardziéj zadziwiającem, to że Serafin ten wydawał się ukrzyżowanym, mając ręce i nogi przybite do krzyża.

Któż pojąć potrafi, jak wielkiém było podziwienie świętego Franciszka, na widok tak cudownego objawienia; kto wyobrazi sobie te uczucia miłości Boga, skruchy i wewnętrznéj uciechy które wtedy zalały jego serce? Kto zrozumieć może, jakiém nadprzyrodzoném światłem rozjaśnionym być musiał w téj chwili jego umysł, jak zjednoczoną z Bogiem jego święta dusza! Poznał on wtedy, mówi święty Bonawentura, że nie przez męczeństwo to ciała, lecz przez rozgorzenie serca i przez płomienie miłości Boga, miał on przekształcić się w najdoskonalsze podobieństwo Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego.

Widzenie trwało przez pewien czas, a potém znikając pozostawiło w sercu jego uczucie niewymowne, a nadzwyczajnéj siły, miłości Boga ukrzyżowanego, na ciele zaś jego ślady jeszcze cudowniejsze. Gdyż w téjże chwili zaczęły okazywać się na jego rękach i nogach, znaki gwoździ, jak je widział w ukrzyżowanym Serafinie, to jest że ręce w dłoniach a nogi w stopach, zostały przeszyte gwoździami cudownemi, podobnemi do grubych sinego koloru nerwów, tak że główki gwoździ były we środku dłoni, u nóg zaś na wierzchu stopy, a same gwoździe na wylot przechodziły tak że gdy je naciskano z jednéj strony, występowały z drugiéj. Przy tém na prawym boku jego okazała się rana zaczerwieniona, jakby od przeszycia dzidą, z któréj często wypływała krew tak obficie, że i habit nią przesiąkał. I te to cudowne rany jego, nazwano Bliznami świętego Franciszka.

Wtedy cała góra Alwernii, okazała się gorejąca ogromnemi płomieniami, które odbijały się na górach i dolinach okolicznych. Zdawało się że samo słońce zstąpiło na nią! Pasterze okoliczni opowiadali późniéj braciom Franciszka, że światłość ta trwała przez godzinę, a podróżni którzy pędzili muły do Romanii, nocujący w zajeździe u stóp góry będącym, sądząc że już słońce zeszło, puścili się byli w drogę, i dopiéro późniéj gdy światłość ta znikła, ujrzeli słońce w istocie wschodzące.

Od téj pory bracia zauważali, że święty Franciszek starannie ukrywał ręce i stopy, gdyż pragnął zataić przed ludźmi tę nadzwyczajną łaskę. Lecz oczyszczając jego habit, znajdowali na nim przy prawym boku ślady krwi, i widzieli że mu coraz trudniéj przychodziło stawiać stopy po ziemi. Po usilnych więc prośbach, wymogli na nim że im odkrył tę cudowną łaskę, lecz nigdy nie chciał wyjawić co wtedy Pan Jezus mu oznajmił mówiąc, że za jego życia nikt o tém wiedziéć nie będzie.

Po uroczystości świętego Michała, Franciszek wrócił do klasztoru swojego przy kościele Matki Bożéj Anielskiéj, i wkrótce, pomimo starania jego aby się to nie rozgłaszało, wieść o cudownéj łasce odebranéj przez niego rozeszła się wszędzie. Musiał nawet dozwalać braciom, i oglądać i ucałować niekiedy te jego święte blizny, a następnie i kilku Biskupów i Kardynałów i sam Aleksander IV, naocznie je podziwiali, jakto tenże Papież publicznie oświadczył, gdy prócz tego Grzegorz IX stwierdził to Bullą wydaną wkrótce potém.

Ponieważ święty ten Patryarcha mawiał że dopiéro po śmierci jego będzie wiadomém co mu Pan Jezus powiedział wtedy gdy go bliznami Swojemi obdarzył, więc po przejściu do Nieba Franciszka, jeden z braci gorąco modlił się do niego, aby mu to objawił. Nie prędko, bo aż po ośmiu latach wytrwałéj modlitwy, razu pewnego okazał się mu Franciszek i tak do niego przemówił: „Kiedy na górze Alwernii, Zbawiciel wyrył na ciele mojém cudowne blizny Swoje, w te słowa raczył odezwać się do mnie: «Abyś się stał moim chorążym (to jest noszącym proporzec Zbawiciela) obdarzyłem cię znamionami męki Mojéj. A jak w dniu mojéj śmierci, zstąpiłem do otchłani i mocą ran Moich, wybawiłem wszystkie dusze tam zatrzymane, tak i tobie udzielam tego przywileju, że gdy po zejściu twojém z tego świata, w każdą rocznicę twojéj śmierci zstąpisz do czyszca, wybawisz z niego dusze wszystkich należących do trzech zakonów przez ciebie założonych, a nawet i tych którzy na świecie Żyjąc do ciebie szczególne mieć będą nabożeństwo, i sam wprowadzisz je do raju.”

W ten więc oto sposób, opowiadają nam cudowne naznaczenie Franciszka świętemi bliznami współcześni, a wysokiéj powagi bo święci, pisarze, ale jeszcze wyższém nad to świadectwem, jest to co o tém mówi Grzegorz IX w Bulli kanonizacyjnéj tego wielkiego sługi Bożego. W niéj Papież ten wyliczając w ogólności cuda przez Patryarchę Asyżkiego czynione, tak się wyraża o jego cudownych bliznach: „Lecz zdało się nam właściwém, zawiadomić was w szczególności, o cudownéj i niewymownéj łasce którą go zaszczycił Pan nasz Jezus Chrystus: a tą jest że mocą Bożą otrzymał on blizny na rękach nogach i w boku, czego i my sami i bracia nasi Kardynałowie, jesteśmy najdokładniéj świadomi. Prosimy przeto was i upominamy, abyście dla tego świętego Wyznawcy z wielką czcią byli, a mieli do niego szczególne nabożeństwo któreby pozyskało dla was jego pośrednictwo przed Bogiem, aby za jego zasługami i modlitwą, dał wam Pan łaskę pobożnego życia na tym świecie, a na tamtym wieczną szczęśliwość.”

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 790–792.

Tags: św Franciszek „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna stygmaty krzyż św Michał Archanioł
2020-07-09

Św. Weroniki Dżuliani (de Giuliani), Kapucynki

Żyła około roku Pańskiego 1727.

(Żywot jej był napisany przez Ojca Krywellego Jezuitę, jéj spowiednika.)

Święta Weronika przyszła na świat 27 Grudnia, roku Pańskiego 1660, w Merkatello, małém miasteczku księstwa Urbińskiego, w Państwie Kościelném. Ojciec jéj Franciszek Dżulani (de Giuliani) był mieszczaninem bardzo zamożnym, matka Benedykta z Mancyniów, wysokiéj pobożności kobietą. Nasza Święta na Chrzcie odebrała imię Urszuli.

Od lat pierwszego dzieciństwa objawiało się w niéj coś nadzwyczajnego. Będąc przy piersi, we środy, piątki i soboty, ledwie kilka kropel pokarmu brała, i okazywała radość, gdy w te dnie, matka karmiła inne ubogie dzieci. Miała pięć miesięcy, gdy wniesiono do pokoju gdzie była obraz przenajświętszéj Trójcy: dziecina wyrwała się z rąk matki, i pobiegłszy do wizerunku, cześć mu oddała. Mając półtora roku była ze służącą w sklepie, w którym kupiec fałszywą miarą mierzył. Mała Urszulka zawołała na niego: „Co robisz! pamiętaj że Bóg na cię patrzy.” W trzecim roku życia urządziła sobie przed obrazem Matki Boskiéj, mały ołtarzyk, który przyozdabiała czém tylko mogła. Rozmawiała tam z Matką Boską i z Panem Jezusem, jakby przed nią żywi stali. Często składała na ten ołtarzyk owoce, które jéj na śniadanie dawano, i mówiła do Pana Jezusa z przedziwną prostotą: „Jeśli ich jeść nie będziesz, i ja ich nie skosztuję.” Zdarzało się iż Matka Boska podawała jéj na ręce Pana Jezusa; a Pan Jezus biorąc część owoców dla siebie, drugą téj świętéj dziecinie oddawał. Cuda zaś te poświadczone zostały późniéj, przez starsze osoby, które na to patrzały. Razu pewnego gdy modliła się przed tym obrazem, Matka Boska powiedziała do niéj: „Pamiętaj córko moja, że masz być oblubienicą Syna mojego,” a Pan Jezus zwracając się do przenajświętszéj Panny rzekł: „Chcę abyś tą naszą przyjaciółką, Sama kierowała.” Miała cztery lata, kiedy umierającéj jéj matce przyniesiono Wiatyk. Po przyjęciu go przez chorą, Urszula przyczepiła się do ust jéj, i zaledwie ją od nich oderwać można było. Matka umierając, najusilniéj poleciła córkom których pięć pozostawiała, aby miały szczególne nabożeństwo do Ran Chrystusowych; w tym celu pomiędzy nie je rozdzieliła, a naszéj Świętéj dostała się rana boku Pańskiego.

Po stracie matki, którą Urszula najwięcéj uczuła, przez lat kilka, swobodnie oddawać się mogła ćwiczeniom pobożnym, gdyż dom ojca jéj mało był przez obcych uczęszczanym. Lecz gdy został on wysokim urzędnikiem w mieście Plezancyi, zaczął żyć bardzo wystawnie i po światowemu. Pomimo tego Urszula nietylko swojego sposobu życia nie zmieniała, lecz coraz większych przydawała sobie umartwień, szczególnie od czasu gdy po przyjęciu pierwszéj Komunii świętéj, kilkakrotnie Pan Jezus objawił się jéj biczowany i okryty ranami. Odtąd już codzień biczowała się ostrą dyscypliną, a niekiedy pokrzywą.

Ojciec który ją nad wszystkie dzieci miłował, chciał ją koniecznie wydać za mąż: lecz Urszula oświadczyła mu, iż postanowiła wstąpić do zakonu. Dżuliani długo na to nie chciał zezwolić, i tém się składając, że już dwie córki miał w klasztorze. Wtedy Urszula zapadła ciężko na zdrowiu, a lekarze i pojąć jéj cierpienia nie mogli, i żadnéj jéj ulgi nie przynosili. Zauważano tylko że skoro mówiono jéj o klasztorze, lepiéj się miała. Przyszło w końcu do tego że stracono nadzieję aby żyć mogła. Przerażony ojciec pozwolił jéj zostać zakonnicą, i Urszula w tejże chwili ozdrowiała.

Wstąpiła do klasztoru Kapucynek, w mieście Czytta di Kastello (Citta di Castello). Miała lat ośmnaście gdy przywdziała habit świętéj Klary, przybierając imię Weroniki.

Lecz na samym wstępie zawodu w którym do wysokiéj miała dojść świątobliwości, zły duch uderzył na tę wybraną duszę. Zaledwie weszła do nowicyatu, rozbudził w niéj tęsknotę za ojcem, rodziną a nawet i światem, w którym nigdy póki wśród niego żyła, nie podobała sobie. Co większa i mistrzynią nowicyuszek tak źle przeciw niéj usposobił, iż o mało co ją nie wydalono z klasztoru.

Wsparta jednak łaską Bożą i opieką Maryi do któréj ciągle uciekała się, przezwyciężyła Weronika te ciężkie pokusy. Po wykonanych zaś uroczystych ślubach, trudno wyrazić jak rączym krokiem szła po najszczytniejszych drogach doskonałości, i jak nadzwyczajnemi łaskami i darami obsypywał ją Pan Jezus, lecz oraz w jakim ogniu wszelkiego rodzaju cierpień, probował i uświęcał tę, szczególnie przez Siebie wybraną, duszę. Umartwienia czyniła nadzwyczajne: ostrą włosiennicę któréj sam widok przerażał, nosiła ciągle. O chlebie i wodzie prawie ciągle pościła, a kilka lat przebyła bez żadnego zgoła pożywienia, zasilając się tylko pokarmem który cudownie z jéj dziewiczéj piersi wypływał. Na modlitwie niekiedy całe noce spędzała, odbierając wtedy cudowne objawienia. Co więcéj: razu pewnego Pan Jezus ukoronował ją koroną cierniową, włożył na jéj palec na znak zaślubin, pierścień który z rany boku swojego wyjął, i nakoniec obdarzył ją swojemi bliznami w rękach, nogach i boku, od wszystkich widzianemi. Zdarzało się iż widywano ją doznającą na sobie wszystkich szczegółów męki Pańskiéj, tak że w oczach drugich w powietrze uniesiona, ukrzyżowaną zostawała.

To wszystko stało się powodem, że siostry zakonne posądziły ją o czarodziejskie sztuki, i przyszło do tego, iż jako czarownicę i opętaną zamknięto ją do ciemnego więzienia, i polecono jednéj z sióstr, aby się z nią jak najsurowiéj obchodziła. Weronika zniosła tę niezasłużoną ciężką karę z największą radością przez miłość cierpień Pana Jezusa, który okazując się jéj wtedy, kilkakrotnie kładł swój krzyż na jéj barki mówiąc: „Przekonaj się córko moja, że mój jeszcze cięższy od twojego.” Razu pewnego, wśród jéj najstraszniejszych wewnętrznych ucisków, objawił się jéj także Zbawiciel i tak do niéj przemówił: „Święta Teresa mawiała: Panie cierpieć albo umrzeć. Święta Magdalena de Pazis: Nie umierać ale: cierpieć, a ty córko moja co obierasz?” – „Ani cierpieć, ani umrzeć, tylko wolę Twoję spełniać,” odrzekła Weronika.

Lecz co było dla niéj najtrudniejszém do zniesienia, to że niekiedy na długie czasy, zdawał się ją Pan Bóg opuszczać, zsyłając na nią największe oschłości i ciemności wewnętrzne. Wśród tych traciła zupełnie pamięć wszystkich łask od Boga odbieranych, wątpiła o sobie saméj, i nic nie mając na pamięci jak tylko to co sobie przez ciąg całego życia za grzechy poczytywała, doznawała pokus najokropniejszéj rozpaczy o zbawienie. Przebyła to jednak ta wielka sługa Boża, z niezachwianą ani na chwilę cierpliwością i ani kroku na drodze doskonałości się nie cofając. Poznały ją nakoniec siostry i prałaci pod zarządem których klasztor ten zostawał, i już Weronikę otoczono tą czcią jaka jéj wysokiéj należała się świętości. Została mistrzynią nowicyuszek i przez lat dwadzieścia w czasie których ten obowiązek spełniała, z pod jéj przewodnictwa wyszło liczne grono zakonnic wysokiéj świątobliwości. Z wielką miłością obchodząc się z niemi, nie przepuszczała jednak bez upomnienia najlżejszych przewinień. Zdarzyło się razu pewnego, iż gdy wychodziła z chóru do refektarza, jedna z nowicyuszek, z uśmiechem powiedziała do niéj, że w czasie pacierzy była trochę roztargnioną. Święta mistrzyni zbladła jak ściana, i gdy usiadły do stołu nic w usta wziąść nie mogła. Nowicyuszka spytała ją czy nie ona była przyczyną jéj smutku: „A czyż możesz wątpić o tém, odrzekła Weronika, kiedyś to straszne słowo: Zgrzeszyłam, chociaż wiem że tylko powszednie, wyrzekła do mnie z uśmiechem!”

Gdy została Opatką, doznała wielkiéj obawy, czy godnie obowiązkom swoim odpowiedzieć potrafi. Wtedy wpadła w zachwycenie, w którém w duchu zaniesioną została przed sąd Boski. Tam ujrzała Pana Jezusa z surową twarzą, i już mającego wydać wyrok jéj potępienia. Lecz wstawienie się Matki Bożéj, wstrzymało Jego groźbę, i Pan Jezus z oznakami szczególnéj łaskawości odprawił ją od Siebie. Widzenie to sprawiło takie wrażenie na Świętéj, iż nazajutrz zdawało się że umiera, i udzielono jéj ostatnie Sakramenta. Pamięć zaś tego, jak sama wyznawała, już potém do saméj śmierci zatrzeć się w jéj umyśle nie mogła. Poczytywała ona to widzenie za szczególną łaskę Boską, przez którą chciał ją Pan Bóg utwierdzić w jéj wysokiéj świątobliwości, a uchronić od szkód, na jakie narażoną mogła być jéj dusza, przy ciągłém już odtąd, aż przez lat trzydzieści trzy, piastowaniu urzędu opatki. Jak była świętą i doskonałą zakonnicą, świętą i doskonałą mistrzynią, taką téż okazała się i przełożoną, a klasztor ten pod jéj zarządem, stał się najwyższym wzorem doskonałego życia zakonnego.

Aby dopełnić miary jéj wysokich zasług, zesłał na nią Pan Bóg przy końcu jéj życia, długą i ciężką chorobę. Pięćdziesiąt lat już przebyła w zakonie, kiedy dnia pewnego, zdrową jeszcze będąc, zażądała aby jéj wcześniéj niż zwykle dano Komunią świętą. Odchodząc od ołtarza, padła tknięta apopleksyą. Zachowała jednak zupełną przytomność i mowę. Wnet rozwinęły się przytém choroby prawie wszelkiego rodzaju. Przez trzydzieści trzy dni cierpiała nadzwyczajnie, do czego przyczyniły się jeszcze najstraszniejsze wysiłki złego ducha, ostateczną swoję wściekłość na jéj duszę wywierającego. Wszystko to znosiła ze spokojem niezachwianym, i anielską cierpliwością.

Po przyjęciu z wieczora ostatnich Sakramentów świętych, około północy wpadła w konanie, które trwało trzy godziny, jak Jezusowe na krzyżu. Spowiednik widząc ją blizką śmierci, rzekł do niéj: „Matko Weroniko, już tedy stajesz u kresu twoich pragnień.” Co Święta usłyszawszy podniosła wzrok na niego i długo patrzała, jakby czegoś żądała. Wtedy przypomniał on sobie, że ona nieraz mówiła iż nie chciałaby umrzeć bez jego rozkazu. Zbliżył się więc do niéj i powiedział: „Jeśli jest wolą Bożą, abym ci kazał świat ten opuścić; idź do twego niebieskiego Oblubieńca.” Święta spuściła oczy, zawarła powieki, skłoniła głowę i Bogu ducha oddała. Umarła 9 Lipca, roku Pańskiego 1727. Ogłoszona błogosławioną przez Piusa VII; w roku 1839 w uroczystość przenajświętszéj Trójcy przez Papieża Grzegorza XVI kanonizowaną została.

Po śmierci, gdy wydobyto jéj serce, znaleziono na niém najdobitniéj wyrażone, wszystkie narzędzia męki Pańskiéj, o czém za życia jeszcze, spowiednikowi swojemu powiedziała była.

Pożytek duchowny

Im wyższemi i cudowniejszemi łaskami obdarza Pan Bóg jaką duszę, tém większe objawia się w niéj posłuszeństwo. Dla tego i święta Weronika tak w téj cnocie celowała, iż i do Nieba nie chciała pójść inaczéj jak z rozkazu swego ojca duchownego. Pamiętaj, że pokorna uległość tym którym posłuszeństwo winniśmy, jest probierczym kamieniem, jak prawdziwéj cnoty chrześcijańskiéj, tak szczególnie wyższéj pobożności.

Modlitwa (Kościelna)

Panie Jezu Chryste, któryś błogosławioną Weronikę dziewicę, znamionami męki Twojéj cudowną uczynił; spraw miłościwie, abyśmy krzyżując ciało nasze, radości wiekuistych dostąpić zasłużyli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 569–571.

Tags: św Weronika Giuliani „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pobożność stygmaty noc ducha posłuszeństwo
2020-04-15

Św. Lidwiny Dziewicy

Żyli około roku Pańskiego 1433.

(Żywot jéj był napisany przez współczesnego jéj Tomasza a Kempis.)

Święta Lidwina, którą i Ludmiłą nazywają szczególna Patronka osób długą i ciężką chorobą złożonych, urodziła się roku Pańskiego 1380 w Hollandyi, w miasteczku Schiedam. Ojciec jéj miał imię Piotr, a matka Petronella: pochodzili ze szlacheckiego rodu, byli wzorowymi katolikami, a niezamożni. Lidwina była dziewiątém ich dzieckiem. Od lat najmłodszych okazywała się bardzo bogobojną; miała szczególne nabożeństwo do przenajświętszej Panny, którą przez całe życie czciła i kochała jak swoję najdroższą Matkę niebieską. W siódmym roku życia uczyniła ślub czystości.

Zaledwie wychodziła z lat dziecinnych, gdy z powodu znakomitéj urody i starannego wychowania, kilku młodzieży z wyższego stanu, ubiegało się o jéj rękę. Rodzice chcieli ją zmusić do zamęścia, lecz odpowiedziała im stanowczo, że ziemskiego oblubieńca nigdy mieć nie będzie, i że jeśli nie przestaną nakłaniać ją do tego, wtedy uprosi sobie u Pana Boga tak szpetną powierzchowność, że dla wszystkich stanie się obrzydzeniem.. Rodzice więc zostawili ją. w pokoju.

Miała lat piętnaście, kiedy razu pewnego, gdy przypatrywała się ślizgającym się na lodzie towarzyszkom, jedna z nich obaliła ją mimo chęci na ziemię, w skutek czego złamała sobie żebro. Odtąd zaczął Pan Bóg próbować ją i uświęcać cierpieniami tak wielkiemi, ciągłemi i nadzwyczajnemi, że trudnoby dać temu wiarę, gdyby nie to że najpoważniejsze świadectwa, stwierdzają te szczegóły.

Od piętnastego roku wieku swojego do pięćdziesiątego trzeciego, życie jéj było jakby bezustannem ciężkiém konaniem, albo raczéj ciągłém męczeństwem. Jeden ze współczesnych jej historyków powiada, że w przeciągu lat trzydziestu, nie zjadła tyle chleba, ile człowiek zdrowy spożywa go przez dni kilka. Ciało jéj wkrótce zamieniło się od stóp do głowy jakby w jednę jadowitą ranę. Lekarstwa w miejscu ulgi, pomnażały jéj cierpienia. Nie mogła chodzić inaczéj jak tylko rękoma i kolanami czołgając się po ziemi, a w końcu i na to już sił nie miała. Trzydzieści lat zupełnie z łóżka nie wstawała, a w siedmiu ostatnich rażona paraliżem, już tylko w głowie i w lewéj ręce miała władzę. Wnętrzności poranione wydawały ciągle zepsutą ropę, którą wraz ze krwią wyrzucała ustami, nosem, uszami, a nawet ciekła ona i z oczu. W głowie doznawała bezprzestannie bolu takiego, jakby w nią ćwieki wbijano. Do tego przyłączyły się cierpienia kamienia i stwardnienie wątroby. W ranach lęgło się robactwo. A gdy tak na wszystkich członkach strasznych bolów doznawała, całe ciało paliła, jakby aż do szpiku kości bezustanna trawiąca gorączka; trapiła ją ciągła bezsenność, a od czasu do czasu miewała mdłości i duszności istnego konania.

Lecz co najstraszniejsze: obok takich okropnych cierpień na ciele, i na duszy słabą była. Przez cztery pierwsze lata upadła była zupełnie na duchu, poddała się smutkowi i prawie rozpaczy; ledwie że nie złorzeczyła chorobie i cierpieniom doznawanym. Wszakże, po upływie tych lat czterech, prawdziwie dla niéj nieszczęsnych, najzbawienniejsza zmiana zaszła co do jej duszy. Zesłał jéj Pan Bóg świątobliwego spowiednika, nazwiskiem Jan Pot, który starał się przywrócić jej spokój wewnętrzny. Rozbudził w sercu jéj żywą wiarę w tę prawdę: że im więcéj cierpień dopuszcza Pan Bóg na kogo na téj ziemi, tém obfiteze przeznacza mu nagrody w Niebie, i polecił jéj szczególnie jak najczęstsze, a pobożne, Męki Pańskiéj rozmyślanie.

Polubiła wielce to święte ćwiczenie Lidwina, i w niém znalazła źródło swojego uświątobliwienia. Z początku odbywała je codziennie razy kilka, a zczasem prawie bezustannie, rozdzielając tajemnice Męki Pańskiéj na siedem części, odpowiadających siedmiu godzinom kanonicznym. Łącząc do tego swoje zwykłe serdeczne do Matki Bożéj nabożeństwo, w krótkim czasie przedziwne na drodze doskonałości uczyniła postępy. Nie tylko cierpliwie i spokojnie znosiła swoje cierpienia, lecz się w nich święcie rozmiłowała, i patrząc na Jezusa tyle cierpiącego w męce i śmierci swojéj, pragnęła cierpieć coraz więcéj. W najsroższych boleściach powtarzała: „Jeszcze więcéj Panie mój, jeszcze więcej cierpień mi zeszlij, jeśli taka wola Twoja, tylko w miarę tego, przymnażaj i łaski Twojéj.” Pan Bóg też hojnie obsypywał niemi tę duszę, właśnie przez cierpienia nadzwyczajne jakich doznawała, do wysokiéj świątobliwości przeznaczoną. Nie tylko opływała już odtąd w niezachwiany spokój wewnętrzny, nie tylko objawiała w sobie najchętniejsze poddanie się woli Bożój w najcięższych chwilach, lecz opływała w wielkie duchowne pociechy. Z Aniołem Stróżem często rozmawiała, widząc go obok siebie, a nawet objawiał się jéj i Pan Jezus pocieszał, nauczał i zachęcał do wytrwałości, i takiemi cudownemi widzeniami pokrzepiał i uświęcał. Lecz najczęstsze widzenia miała Matki Bożéj, i z Nią bardzo długo rozmawiała, różne odbierając łaski. Chociaż więc ciało jéj nie przestawało doznawać mąk ledwie że nie piekielnych, dusza opływała w radości niebieskie,

W miarę odbieranych łask takowych, Lidwina robiła postęp we wszystkich cnotach chrześcijańskich, a szczególnie w pokorze, będącéj probierczym kamieniem wszelkiéj prawdziwéj cnoty. Jak rozmiłowała się w cierpieniach ciała, tak również przez miłość wzgardzonego Jezusa, pokochała upokorzenia. Poczytywała sobie za szczęście gdy ją jakowa najdotkliwsza spotykała obelga, albo oznaki pogardy ze strony osób z któremi miała stosunki. Najbliższą jéj towarzyszką, była pewna kobieta gwałtownego usposobienia i grubiańskich obyczajów. Obchodziła się z biedną chorą bez litości, a niekiedy do tego stopnia unosiła się, że jéj w twarz pluła. Święta, nie tylko nigdy nie uskarżała się na to, ale nawet nigdy jéj nie objawiła najmniejszej niechęci. Gdy na koniec inne osoby w domu spostrzegłszy jak towarzyszka Lidwiny nieludzko się z nią obchodzi, pytały ją jak mogła tak długo znosić to w milczeniu: — „Przecież to dla nas wielką jest zasługa, odrzekła, chętnie znosić takie małe przykrości z miłości Pana Jezusa, a przez to niekiedy łatwiéj i osoby które względem nas zawiniają, przywieść do obżałowania swojéj winy.”

Pokora jéj przedewszystkiém ukrywała przed ludźmi szczególne dary, jakiemi ją Pan Bóg coraz hojniéj zbogacał. Dostąpiła była między innemi i téj rzadkiéj łaski, że Pan Jezus wyrył na jéj rękach i nogach, znamiona przenajświętszych Blizn swoich. Lidwina uprosiła u Chrystusa Pana, aby one znikły, a tylko aby bolu od nich doznawała.

Wielką także odznaczaąła się miłością bliźniego, a ztąd litością dla ubogich i cierpiących. Po śmierci rodziców, mały mająteczek jaki po nich odziedziczyła, rozdała biednym. Sama żyła z jałmużny; a że bardzo mało potrzebowała na własne utrzymanie, gdy tymczasem z różnych stron, przysyłano jéj znaczne wsparcie, więc sama będąc biedną, wielu ubogich wspierała. Podczas morowego powietrza, którém szczególnie dotknięci byli ludzie niezamożni, przejęta litością nad nimi, zaofiarowała się Panu Bogu za nich: „Panie, powiedziała na modlitwie, tym biednym ludziom zdrowie niezbędném jest do utrzymania życia i własnego i całych rodzin; zgrzeszyli to prawda, lecz racz mnie nieużyteczną sługę Twoję karać za nich, a ich oszczędź w miłosierdziu Twojém.” Zaraza ustała, a Lidwina dostała trzech bardzo bolesnych wrzodów, z których dwa nadługo a jeden na całe życie jéj pozostał.

Obdarzył ją był Pan Bóg i darem czynienia cudów. Tomasz a Kempis opisujący jéj życie, przytacza wiele takowych, a których naocznym był świadkiem. Jeden z jéj braci, którego szczególnie kochała, umarł był pozostawiając w niedostatku liczną rodzinę, i wielu wierzycieli niezapłaconych, którzy niepokoili biednych spadkobierców. Lidwina serdecznie się nad nimi litowała, pragnęła przyjść im w pomoc, lecz w jakiż sposób mogła to uczynić kiedy nic nie posiadała? Złożyła więc całą swoję ufność w Bogu, pomodliła się na tę intencyą, i wziąwszy woreczek w którym był cały jéj majątek, składający się z ośmiu franków, to jest dwóch rubli, oddała go drugiemu bratu, polecając aby z niego wszystkich dłużników zaspokoił. Ten ją usłuchał, poszedł, popłacił wszystkie a dość znaczne długi zmarłego brata, a gdy ostatniego zaspokoił dłużnika, znalazł jeszcze w woreczku 40 franków, które i Lidwina niezwłocznie kazała rozdać biednym. Na pemiątkę tego cudu, przechowywano ten woreczek i nazwano go Sakiewką Bożą. Miała także i dar proroctwa i wiele przyszłych wypadków przepowiedziała.

Na jakiś czas przed śmiereią, objawił się jéj Pan Jezus, trzymający w ręku wieniec przeznaczony dla niéj w Niebie, lecz w którym brakło kilku kwiatów i powiedział: „Córko moja, potrzeba aby ten wieniec został już wykończony.” Jakoż w dni kilka potém napadli na mieszkanie jéj rabusie, i zabrawszy jéj nawet ubogą kołdrę którą się przykrywała, zbili ją ciężko. Zaraz po zajściu tego zdarzenia, przepowiedziała godzinę swojéj blizkiéj śmierci; w trzeci dzień świąt Wielkanocnych przyjęła ostatnie Sakramenta święte, przeprosiła wszystkich obecnych, i prosiła aby ją pozostawiono samę. Potém modląc się długo, wpadła w zachwycenie, i dnia 14-go Kwietnia roku Pańskiego 1433 poszła do Nieba, po tę już całkowitą i wykończoną koronę, którą jéj zapowiedział i okazał był Sam Pan Jezus.

Gdy ją przebierano dla włożenia na katafalk, spostrzeżono że miała na sobie ostrą włosiennicę, którą ciągle trapiła ciało, i bez tego na tyle cierpień wystawione.

Pożytek duchowny

Zbawienną naukę i wielką pociechę znaleźć powinny osoby złego zdrowia zażywające, w szczegółach życia świętéj Lidwiny. Naukę: aby z takiém jak ona poddaniem się woli Bożéj cierpienia swoje znosiły; pociechę: bo widzą w tém dowód że i najgorszy stan zdrowia, nie przeszkadza wcale do nabycia najwyższéj świątobliwości.

Modlitwa

Panie Jezu Chryste Boże nasz! Któryś ukazując błogosławionej Lidwinie wieniec chwały w Niebie dla niéj przeznaczony, zapowiedział jéj iż przez poniesienie nowych cierpień wysłuży go sobie tém świetniejszy; daj nam za jéj wstawieniem się i zasługami, z każdego cierpienia w duchu miłości Twojéj pokornie zniesionego, nagrodę wieczną sobie wysłużyć, Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 293–295.

Tags: św Lidwina „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica cierpienie choroba Męka spowiedź Maryja stygmaty zaraza
Pozostałe wpisy
Creative Commons License
citatio.pl by Citatio.pl is licensed under a Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 Unported License.