Wpisy z tagiem "męstwo":
Św. Tymoteusza i św. Maury żony jego
Żyli około roku Pańskiego 304.
(Żywot ich był napisany przez Metafrasta.)
Święty Tymoteusz przyszedł na świat w Perapie, niewielkiém miasteczku w Tehaidzie położoném. Biskup miejscowy widząc w nim od lat najmłodszych wzorową pobożność, skłonił go do przyjęcia niższych święceń. Ponieważ według praw Kościoła, ci którzy tylko niższe święcenia mają mogą się żenić, więc Tymoteusz pojął w małżeństwo młodą chrześcijankę, zacną dziewicę, lecz ozięble Panu Bogu służącą.
W trzy tygodnie po ich ślubie, wszczęło się w Tebaidzie prześladowanie wiernych. Przybyły do Perapy Wielkorządca cesarski Aryan kazał wyszukiwać wyznawców Chrystusowych i z tych jednym z pierwszych był uwięziony Tymoteusz. Wielkorządca, zawezwawszy go przed siebie, spytał jakiego jest wyznania i z jakiego stanu. „Jestem chrześcijaninem, odpowiedział mu Tymoteusz, i przy kościele tutejszym jestem Lektorem, to jest do czytania ksiąg świętych przed ludem przeznaczonym.” – „Czy wiadome ci, spytał go znowu Aryan, wyroki cesarskie, wymierzające kary na tych którzy nie oddają czci bożkom naszym?” — „Znam je, odpowiedział Święty, i wiem nawet że ktoby tego uczynić nie chciał, ulegnie śmierci i ciężkim mękom: gotów téż jestem na wszystko, byle Boga mojego nie odstąpić.” – „A czy widzisz, zawołał znowu Wielkorządca, te narzędzia męczeńskie”, i wskazał mu takowe. „Gdy cię wezmą na tortury, przestaniesz tak zuchwale odpowiadać.” — „Widzę te barbarzyńskie narzędzia, odpowiedział Tymoteusz, ale ty czy widzisz Aniołów Boga wszechmogącego, którzy mnie otaczają, aby mi wśród męczarni dodać męstwa.” Po téj odpowiedzi, tyran kazał mu włożyć w uszy długie żelazne trzpienie do czerwoności rozpalone, w skutek czego oczy mu krwią zaszły, i zaślepł. Lecz wśród tak strasznéj męki, głośno dziękował Bogu za łaskę męczeństwa i odmawiał psalmy. Wielkorządca kazał go uwiesić u słupa za nogi, z kamieniem uwiązanym u szyi i z kneblem w ustach, aby nie przemawiał. A gdy i po tak barbarzyńskiéj katuszy, nie mógł wymódz na nim oddania czci bożkom, dowiedziawszy się że niedawno się ożenił, posłał po jego żonę, wnosząc że przez nią prędzéj go do tego przywiedzie.
Gdy nadeszła powiedział jéj, że jeśli nie skłoni Tymoteusza do złożenia ofiary bożkom, poniesie on śmierć nieochybnie, i dla tego radzi jéj, aby się ubrała jak najwykwintniéj i olejami wonnemi namaściła, jakto było wówczas zwyczajem, aby tym sposobem prędzéj do serca męża trafiła. Maura, która była młodą kobietą słabéj jeszcze wiary, a namiętnie kochała męża, usłuchała téj rady. Wpuszczono ją tedy do więzienia Tymoteusza, któremu rzuciwszy się do nóg, prosiła go i zaklinała na miłość Jaką miał dla niéj, aby dla uratowania sobie życia, pozornie oddał cześć bożkom. Tymoteusz odsunął się od niéj, mówiąc, iż znieść nie może zapachów które od niéj wychodziły, dając jéj przez to poznać, jak nie właściwie w takiéj chwili przystroiła się w ten sposób. Gdy zaś ona nie przestawała nalegać: „Mauro, rzekł do niéj z wielką powagą chociaż bardzo rozrzewniony; czy ja słyszę chrześcijankę czy pogankę? Cóż się stało z tobą? gdzie się podziała wiara święta, w któréj wychowaną byłaś? Zamiast żebyś mnie zachęcała do przeniesienia dla Chrystusa cierpień chwilowych, po których czeka mnie wieczne szczęście, ty ośmielasz się namawiać, abym za krótkie życie dostał się na wieczne męki. Czyż na to mnie miłujesz abyś mnie zgubiła, i na to stałaś się moją małżonką, aby mnie kusić? Jesteś chrześcijanką jak i ja chrześcijaninem jestem, bądź więc podobnież wierną Chrystusowi.”
Gdy tak Tymoteusz przemawiał, Pan Bóg łaską swoją serce Maury dotknął. W tejże chwili inna się z niéj zrobiła kobieta: „Przebacz mi, zawołała, mężu najdroższy, przebacz mi moję bezbożność, nikczemność i małoduszność: już nietylko nie nakłaniam cię abyś Wielkorządcy słuchał dla uwolnienia się od mąk które cię jeszcze czekają, lecz owszem proszę cię i błagam, nie odstępuj Chrystusa, chociażby cię w kawałki poszarpano. A i sama za najszczęśliwsząbym się poczytała, gdybym śmiercią za wiarę, odpokutować mogła mój upadek, i wraz z tobą pozyskać koronę męczeńską. Cóż więc mam czynić abym tego dostąpiła?” — „Droga Mauro, odpowiedział jéj na to uradowany Tymoteusz; pociecha jaką mi sprawiasz tém co mówisz, zatarła w mojéj pamięci wszystko com wycierpiał. Dziękujmy Bogu za łaskę którą nam wyrządza, trwajmy stale w Jego wyznaniu; nie ma czasu do stracenia, idź do Wielkorządcy i oświadcz mu że nietylko nie chcesz mnie przywodzić do oddania czci bożkom, lecz i sama gotowa jesteś przenieść największe męki dla Chrystusa.” To przeraziło Maurę: „Nie śmiem tuszyć sobie, rzekła do męża, abym się na to zdobyła; może lepiéj czekać aż mnie powołają przed Aryana.” Lecz święty Tymoteusz nie był tego zdania, przypomniał jéj że nie na siebie samę lecz na łaskę Chrystusa liczyć powinna, pomodlił się z nią, pobłogosławił ją, a Maura poszedłszy do Wielkorządcy, wręcz mu oświadczyła, iż żałuje tego że za radą jego poszła, że jest także chrześcijanką, i gotową na śmierć i na męki za wiarę.
Zdziwiony tém Aryan, według zwyczaju pogan tak nagłą zmianą w Maurze przypisywał sztuce czarnoksięzkiéj Tymoteusza; a chcąc ją od śmierci zachować, rzekł do niéj: „Widoczném jest, że mąż twój jest czarnoksiężnikiem. Posłuchaj więc mojéj rady, i pozostaw go w jego szalonym uporze: już go nic nie upamięta, musi śmierć ponieść; a ty jeżeli oddasz cześć Bogom naszym, wydam cię za mąż za jednego z wodzów wojsk cesarskich, z którym będziesz żyła szczęśliwie, i będziesz jedną z pierwszych pań tego kraju.” Maura odpowiedziała mu na to z oburzeniem, że jeśli męża jéj zamordują, nie będzie ona miała innego oblubieńca jak Chrystusa, w którego królestwie niebieskiém ma nadzieję i sama nie długo połączyć się ze swoim kochanym Tymoteuszem. Aryan wpadł we wściekłość, a widząc ją jeszcze w owych wykwintnych strojach w których poszła była do męża i włosy jéj nadzwyczaj długie i piękne kazał katom obecnym aby je w tejże chwili z głowy jéj oberwali. Podczas téj męki, Święta w głos dziękowała Panu Bogu, że jéj daje sposobność od pokutowania za grzechy, jakie popełniła z upodobaniem pielęgnując włosy dla przypodobania się drugim.
Wtedy tyran bardziéj jeszcze rozgniewany, kazał jéj palce po palcu odcinać, a Maura znowu dziękowała Bogu, spodziewając się, iż przez tę mękę odpokutuje lekkomyślność jakiéj dopuszczała się gdy palców używała głównie do trefienia włosów, i przystrajania nędznego ciała swojego. Aryan kazał ją wrzucić w kocioł wrzącéj wody. Ogień pod kotłem podżegano, lecz Święta jakby najmniejszego nie czuła bolu, prosiła Pana Boga aby ten ukrop obmył jéj duszę ze wszelkich skaz grzechu, i wyszła z kotła żywa i zdrowa. Wielkorządca nadzwyczaj cudem tym był uderzony, który nawet późniéj był głównym powodem jego nawrócenia się i poniesienia męczeństwa za wiarę. Lecz wtedy, daleko jeszcze od tego było. Chciał on wprawdzie świętą Maurę, już po tej katuszy odprawić do domu, lecz inni będący przy nim urzędnicy cesarscy ostrzegli go, że tym sposobem nie spełniłby swego obowiązku, i uzuchwaliłby chrześcijan. Podwoił przeto okrucieństwa: kazał lać na Świętą Męczenniczkę wrzącą siarkę ze smołą. Barbarzyństwo to zgrozą przejęło nawet pogan obecnych, lecz Maura szydziła z téj katuszy, jakby jéj wcale nie czuła. Wtedy Aryan wydał wyrok, aby oboje tych Świętych małżonków rozpięto na krzyżu i pozostawiono na nim aż skonają, chyba że nakoniec skłonią się do oddania czci bożkom.
Gdy ich na miejsce ukrzyżowania prowadzili, matka świętéj Maury, którą ona nadzwyczaj kochała, przebiwszy się przez tłumy pogan otaczających Świętych, i w chwili gdy już byli blizko krzyżów, z wielkim płaczem rzuciła się na szyję córki. Wszystkich ten widok rozczulił, a i sama Maura nadzwyczaj wzruszona, wyrwała się z objęć matki, pobiegła do krzyża i przyczepiła się do niego, prosząc Pana Jezusa aby ją nie pozbawiał szczęścia poniesienia tegoż rodzaju śmierci, jaką On z miłości ku ludziom, ponieść raczył.
Przystąpili nakoniec kaci do ukrzyżowania, i z rozkazu tyrana uczynili to w ten sposób aby Święci dłużéj żyć mogli, a przez to dłużej wystawieni na tak ciężką próbę, skłonili się wreszcie do oddania czci bogom. Rozpięci na krzyżach obok stojących, pozostawali na nich przez dni kilka, a w ciągu téj strasznéj męki razem się modlili, naprzemian psalmy głośno odmawiali i jedno drugiemu dodawało ducha.
Przed samém ich błogosławioném skonaniem, Maura miała widzenie, w którém ujrzała w Niebie tron bardzo wyniesiony, a nad nim koronę dla niéj przeznaczoną, nieco zaś wyżéj drugi takiż tron, z koroną dla jéj męża. Gdy spytała dla czego te dwa trony nie stoją na równi, usłyszała odpowiedź: że ponieważ po Bogu gorliwości to, namowie, przykładowi i modlitwie męża, zawdzięcza ona swoje nawrócenie i swoję wytrwałość, słuszném jest, aby jéj męża wyższa w Niebie spotkała nagroda. Po tém widzeniu, święta Maura ujrzawszy wielu chrześcijan obok jéj krzyża zgromadzonych, przemówiła jeszcze do nich, polecając im wytrwałość w wierze, ufność w łasce Bożéj i aby za nic poczytywali dobra tego świata, byle wiekuistego szczęścia w Niebie dostąpić. Nakoniec, oboje Święci poleciwszy się Panu Bogu, prawie w jednéjże chwili oddali w ręce Jego ducha. Ponieśli śmierć męczeńską dnia 18-go Grudnia, około roku Pańskiego 304. W późniejszych czasach, w Carogrodzie na przedmieściu zwanym Pera, był wspaniały kościoł pod ich wezwaniem zbudowany, z czego wnosić można iż tam ich ciała zostały przeniesione.
Pożytek duchowny
W uderzający i budujący sposób, sprawdziło się na tych świętych Męczennikach to co Pismo Boże zapowiada: że jedno z małżonków gdy jest świątobliwe, i drugie do tego przywieść łatwo może. Bierzcie ztąd naukę i zachętę chrześcijańscy małżonkowie, abyście i przykładem i słowem, jedno drugie do jak najgorliwszéj służby Panu Bogu nakłaniali, i pamiętajcie, że najczęściéj, jeśli które z was ubolewa nad niechrześcijańskiém potępowaniem drugiego, i sobie powinno przypisywać winę, że go nie nawraca.
Modlitwa
Boże! któryś błogosławionych Tymoteusza i Maurę męczenników Twoich, wzajemnym przykładem wytrwałości, w wierze świętéj utwierdzić raczył; spraw prosimy za ich pośrednictwem, abyśmy jedni drugich, i słowem i przykładem do cnoty zachęcając, wszyscy razem w Niebie chwalili Cię na wieki. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1093–1095.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 995–996
Czy namawiając męża do porzucenia oporu, nie dopuściła się Maura ciężkiego grzechu? Jej chęci były wprawdzie dobre, gdyż pragnęła ocalić Tymoteusza, ale pozory często mylą. Ten, kto drugiego namawia do grzechu, albo mu daje dobrowolnie i umyślnie do niego sposobność, dopuszcza się zgorszenia. Dopuściła się go Maura, boć przecież jako chrześcijanka powinna była wiedzieć, że nie godzi się jej zabijać męża na duszy, by go ocalić cieleśnie; powinna była wiedzieć, że większa miłość należy się Bogu niż mężowi.
- Zgorszenie jest wielkim grzechem. Poświadcza to sam Pan Jezus u święte go
Marka, mówiąc: „Biada zgorszycielowi! Kto jednego z tych małych, co we Mnie
uwierzyli, zgorszy, temu lepiej by było przywiązać kamień młyński do szyi i
wrzucić go w morze”. Gorszyciela nazywa Pan Jezus wprost szatanem. Przebaczył
Piotrowi, gdy Go się wyparł, ale uniósł się gniewem przeciw niemu, gdy Go
Piotr chciał odwieść od pójścia na mękę do Jerozolimy. Słusznie złajał go
gromkimi słowy: „Odstąp ode Mnie, szatanie, gorszysz Mnie!” Jeśli Pan Jezus
nazywa szatanem ulubionego Piotra, który z miłości i przywiązania pragnął Go
uchronić od śmierci krzyżowej, jakże nazwać takiego, który umyślnie do złego
namawia? Każdy gorszyciel, Każdy podżegacz do złego, jest rzeczywiście
wrogiem i przeciwnikiem Boga, gdyż stara się przyprawić o wiekuistą zgubę
dusze, którym Bóg przelewem swej krwi przenajświętszej chciał zapewnić
wieczne szczęście i zbawienie. Często jest on nawet gorszy od szatana, bo swą
złość stara się okryć płaszczykiem cnoty i uczciwości.
- Iluż mamy gorszycieli i jak częste jest zgorszenie! Iluż mamy takich, którzy plugawymi i bezwstydnymi słowy, blużnierstwami i bezbożnością starają się szerzyć zgorszenie? Okazują oni swoje moralne zepsucie ubiorem, szerzą książki polecające rozpustę i wszeteczeństwo, wieszają po ścianach obrazy wywołujące rumieniec wstydu na licach i otwierają swe domy pijakom, szulerom, bezbożnikom i szydercom z wiary i religii. Zgorszenie sieją przełożeni, którzy zamykają oczy na nadużycia podwładnych, zgorszenie sieją rodzice ślepi na wady i zdrożności dzieci, nauczyciele zbyt pobłażający uczniom. Jak mało mamy naśladowców Tymoteusza, a jak wielu naśladowców Maury, która przynajmniej swym dalszym postępowaniem i męczeńską śmiercią powetowała wyrządzone zło!
Św. Kornelego Papieża i Cypriana Biskupa
Żyli około roku Pańskiego 256 i 261.
(Żywoty ich pisane były przez świętego Damaza Papieża i świętego Poncyana ucznia świętego Cypryana.)
Święty Korneli Rzymianin, syn Kastyna zamożnego obywatela tego miasta, przeszedłszy wszystkie stopnie kapłaństwa, na których odznaczał się wielką świątobliwością, został Papieżem po świętym Fabianie Męczenniku, roku Pańskiego 251. Były to czasy prześladowania Kościoła przez cesarza Decyusza, a prześladowania tak ciężkiego że po męczeństwie świętego Fabiana, przez półtora roku nie można było przystąpić do wyboru jego następcy.
Gdy srogości wymierzone przeciw chrześcijanom, cokolwiek złagodziły się w Rzymie, duchowieństwo zgromadziwszy się, jednogłośnie obrało Papieżem świętego Kornelego upatrując w nim te cnoty, jakie w najwyższym sterniku całego Kościoła, niezbędne były, bardziéj niżeli kiedy w czasach gdy Papieże jeden po drugim śmiercią męczeńską musieli przepłacać wierne sprawowanie swojego Boskiego namiestnictwa. Takim był i święty Korneli, o którym pisząc współczesny mu Biskup święty Cypryan tak się wyraża: „Wyniesiony na Biskupstwo Rzymskie, bez zabiegów, bez gwałtów z woli samego Boga który jeden ma prawo kierować takim wyborem, ileż objawił cnót, jakie męztwo i jak żywą wiarę, już przez to samo że śmiał zasiąść na stolicy Apostolskiéj w czasach kiedy tyran, wróg zawzięty Kościoła wolałby widziéć współzawodnika dobijającego się o jego cesarstwo aniżeli Stolicę Apostolską obsadzoną Papieżem. Czy już ztego tylko powodu, nie powinniśmy wysławiać jego wiary i odwagi? Jakżebyśmy nie umieścili w rzędzie świętych Wyznawców i Męczenników tego, który objąwszy stolicę Piotrową, tak długo wyczekiwał na swoich katów, mających pastwić się nad nim mieczem, ogniem i innemi okrutnemi mękami, a właśnie za to że on mężnie oparł się niecnym wyrokom tyrana, i nie uląkł się gróźb jego, ani męczarni jakie go czekały. A tak, chociaż przez pewien czas, dobroć i potęga Boża ochraniała tego Papieża, którego Duch Święty obrał, można jednak powiedzieć, że Korneli przez swoją gotowość na wszystko, dla obrony praw Kościoła, cierpiał męczeństwo już od początku swojego Papieztwa, i swojém męztwem jako Biskup Rzymski, zwyciężał tyrana, zanim tenże pozbył go się gwałtem i siłą oręża.”
Za czasów to apostolskich rządów świętego Kornelego pojawił się po raz pierwszy Anty-Papież, to jest samozwaniec nieprawnie na Papieża obrany. Był nim niejaki Nowacyan kapłan w kacerstwo zapadły, a z którym trzymało kilku Biskupów jemu podobnych. Święty Korneli, zgromadził w roku Pańskim 251, Sobór w Rzymie, na którym Nowacyan został potępiony, i jego błędy wyklęte, a między innemi i to zdanie że dopuszczający się grzechu ciężkiego po Chrzcie świętym, nie może otrzymać rozgrzeszenia. Korneli wiele poniósł trudów i wiele wycierpiał z powodu rozterków wszczętych Kościele przez tych odszczepieńców, od których jednak zdołał Kościoł oczyścić.
Lecz wkrótce zkąd inąd wystawiony został na największe niebezpieczeństwa. Przesladowanie Kościoła które nieco przycichło było przy końcu panowania Decyusza, wzmogło się pod jego następcą Gallusem. Jednym z pierwszych pomiędzy chrześcijanami, padł ofiarą Papież. Najprzód skazanym został na wygnanie do miasta Czywita-Wekia, (Civita-Vechia) a potém przywołany do Rzymu. Uwięziony przeniósł mężnie najstraszniejsze męki, któremi chciano go przywieść do zaparcia się Chrystusa. Poganie, widząc jego niezachwianą stałość, obawiając się aby przykład tak wzniosły, nie utwierdził jeszcze więcéj chrześcijan w ich wierze, przyśpieszyli śmierć jego. Urzędnik cesarski, który miał zleconą sobie tę sprawę, nie czekając jéj końca, skazał go na śmierć. Poniósł męczeństwo 14 Września roku Pańskiego 252, lecz że w dniu tym przypada uroczystość podwyższenia Krzyża Świętego, więc jego Święto na dzień następny to jest dzisiejszy, przeniesione zostało.
· · ·
Dziś także obchodzi Kościół pamiątkę śmierci męczeńskiéj, świętego Cypryana Biskupa Kartagińskiego, jednego z wielkich świeczników chrześcijaństwa w trzecim wieku. Był on rodem z tegoż miasta, synem bogatego senatora, a tak świetnie został wychowanym, i taki postęp uczynił w naukach, przy wielkich zdolnościach jakie posiadał, że młodym będąc, i wysokie urzęda piastował i uchodził za jednego z uczeńszych mężów swojego czasu. Słynął szczególnie z wymowy i wytwornego pisarstwa. Lecz był poganinem, a żyjąc wśród wielkich dostatków, oddał się rozpuście, chociaż był żonatym.
Pewien świątobliwy kapłan nazwiskiem Cecyliusz, nawrócił go do wiary świętéj, i od téj pory Cypryan stał się innym człowiekiem. Cnotę czystości, któréj dotąd ceny nie znał, zamiłowawszy szczególnie, za zgodą małżonki uczynił ślub, obowiązując się do jéj zachowania już odtąd przez całe życie, pozostawiwszy zaś żonie część swego mienia wystarczającą na jéj przyzwoite utrzymanie, cały swój wielki majątek rozdał na ubogich. Skoro został ochrzczonym, zerwał wszystkie stosunki ze światem i osiadłszy w samotném miejscu, oddał się bogomyślności, pokucie i czytaniu ksiąg świętych.
Wszakże nie długo mógł się tam ukryć, gdyż świątobliwość jego życia i wielka nauka, którą słynął, zwróciły na niego oczy duchowieństwa. Wyświęcony najprzód na kapłana, wkrótce potém został Biskupem Kartagińskim, pomimo że długo opierał się temu, i skrył się był tak że go ledwie odszukano. Prześladowanie Kościoła jak w całéj Afryce, tak szczególnie rozszerzyło się było w saméj Kartaginie. Święty Cypryan chciał się z razu z tego miasta nie wydalać, pragnąc z całego serca coprędzéj dostąpić korony męczeńskiéj. Lecz Duch Święty, natchnął go myślą udania się na miejsce bezpieczniejsze, z którego swobodniéjby zarządzał powierzoną mu od Boga trzodą. Ztamtąd nawiedzał wiernych nawet i po więzieniach trzymanych, pocieszał ich i utwierdzał w wierze. Obmyślił sposób aby ciała pomordowanych Męczenników, z należną czcią chowane były. Tych którzy po przebytych mękach ranami bywali pokryci, i sam doglądał najtroskliwiéj, i wyznaczył do tego osoby pełne miłości i poświęcenia, którzy zaś za wiarę pozbawieni bywali majątku, wspierał ich hojnemi jałmużnami, na jakie mu tylko stało.
Wybuchło było pod tęż porę srogie w Kartaginie powietrze; Święty Pasterz, pośpieszył na ratunek swoich owieczek, i duchowne ich potrzeby i doczesne mając na względzie, a że od tego i pogan nie wyłączał, więc ich przy téj sposobności wielu nawrócił.
Wszelako pomny na obowiązek Biskupów stałego przebywania w miejscu swojéj rezydencyi, odniósł się do Rzymu zapytując, czy mu się godziło za Kartaginą mieszkać, i odebrał odpowiedź upoważniającą go do tego. Także zgłosił się był do Stolicy Apostolskiéj, w kwestyi wyznaczania pokut na chrześcijan, którzy z obawy prześladowania, odstępowali wiary, a potém na łono Kościoła wracali, i z upoważnienia Rzymu takowe pokuty przepisał i określił. To dało powód niejakiemu Felicyssymowi, kapłanowi złych obyczajów, do wszczęcia schyzmy w kościele Kartagińskim, gdzie stronnicy tego odszczepieńca, ogłosili Biskupem Fortunata, księdza także niesfornego a trzymającego z Felicyssymem. Sprawa wytoczoną została przed Papieża świętego Kornelego zasiadającego wtedy na stolicy Apostolskiéj, który przy prawéj władzy utrzymał świętego Cypryana, a zbuntowanych przeciw niemu duchownych wyklął.
Gdy w pierwszych latach panowania Waleryana, i kościół Kartagiński zażywał większego pokoju, Święty osiadłszy w Kartaginie, zajął się gorliwie około wprowadzenia ścisłéj karności kościelnéj w całéj swojéj dyecezyi. Zgromadził był kilka Soborów, na których wydanemi postanowieniami, poznosił wiele nadużyć, które wkradły się były pomiędzy wiernych. Wtedy to, napisał on wiele rozpraw, odezw Biskupich i dzieł, wymierzonych przeciw panującym podówczas błędom, w których pozostawił świetne zabytki, tak swojéj głębokiéj nauki, jak i znakomitego daru pisarskiego.
Przez pewien czas był przekonania, że chrzest udzielony przez kacerzy jest nieważnym. Prowadził nawet w téj mierze piśmienną z Papieżem świętym Stefanem rozprawę, który przeciwne utrzymywał zdanie, a które było prawdziwém, i któremu w końcu poddał się i Cypryan.
Święty ten Biskup, pracował gorliwie w winnicy Pańskiéj, kiedy nowo przybyły do Kartaginy Wielkorządca cesarski Aspazyusz Paterna, używszy napróżno świetnych obietnic, a następnie różnych gróźb, aby zachwiać gorliwość i stateczność w wierze Cypryana, najprzód wskazał go na wygnanie, a potém gdy Święty wręcz mu odmówił składać ofiary bożkom, wydał wyrok jego śmierci. Wysłuchawszy go Biskup, rzekł: „Dzięki Ci Panie, że duszę moją już wywieść raczysz z więzów tego ciała.” Gdy przybył na miejsce stracenia, kazał dać katowi dwadzieścia pięć sztuk złota, dla wynagrodzenia go za łaskę jaką mu wyrządzi. Zdjął z siebie dalmatykę, krzyż Biskupi i komżę, które złożywszy oddał księżom będącym przy nim; potém sam zawiązał sobie oczy, ukląkł i kat ściął mu głowę, gdy tymczasem obecni chrześcijanie zarzucili go płachtami, aby na nie zebrać krew jego i zachować jako relikwie. Umęczony został 14 Września roku Pańskiego 261.
Pożytek duchowny
Kiedy święty Korneli Papież, przed swojém męczeństwem zostawał na wygnaniu, święty Cypryan, już wtedy Biskup Kartagiński, pisywał do niego listy z których ten Papież wielkiéj doznawał pociechy. Gdy widzisz kogo w strapieniu, zwłaszcza z osób dla których ze szczególną powinieneś być miłością, nieomieszkaj według możności twojéj przynieść im jaką pociechę.
Modlitwa (Kościelna)
Błogosławionych męczenników Kornelego Papieża i Cypryana Biskupa, niech nam Panie doroczna uroczystość ich pośrednictwo wyjedna, aby oni wstawiając się za nami polecili nas miłosierdziu Twojemu. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 787–789.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 743
Dziwne to i uwagi godne, że wszyscy sekciarze i krzewiciele błędów, którzy z powodu obrażonej dumy i fałszywej ambicji uczynili rozbrat z Kościołem Chrystusowym, nie szukali zwolenników pomiędzy poganami, nawracając ich do chrześcijaństwa, lecz zachęcali do odszczepieństwa chrześcijan, których przodkowie doznawali dobrodziejstw Ewangelii św. Tacy są o tyle niebezpieczni dla Kościoła, że złość i chytrość swoją ukrywają pod płaszczykiem świątobliwości i pozornej troskliwości o cielesne i duchowe dobro katolików i tym sposobem starają się uwikłać ich w swe sieci. Przed takimi obłudnikami ostrzegał Cyprian owieczki swoje, przypominając im słowa, które wyrzekł Pan Jezus do Piotra: „Ty jesteś Piotr (tj. opoka), a na tej opoce zbuduję Kościół, a bramy piekielne nie przemogą go. Tobie oddam klucze Królestwa niebieskiego. Paś jagnięta, paś owce Moje”. Chociaż Chrystus po zmartwychwstaniu swoim dał równą władzę apostołom, to jednak tylko na jednego z nich przelał zwierzchnictwo nad Kościołem i zarządem jego. Piotrowi przyznał najwyższą godność dla dobra jedności Kościoła. Kto nie uznaje jego jedności, czy ma mocną wiarę? Kto się tej jedności opiera, czy należy jeszcze do Kościoła? Wszakże św. Paweł mówi: „Jedno ciało, jedna dusza, jedna nadzieja, jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest, jeden Bóg”.
Tę jedność stwierdzać, za nią walczyć, przy niej silnie stać winni biskupi, naczelnicy Kościoła, aby dać dowód, że cały episkopat jest jeden i niepodzielny. Jeden i jednolity jest episkopat, a biskup jako jednostka ma znaczenie tylko o tyle, o ile się czuje częścią całości. Jeden tylko jest Kościół, chociaż się dzieli na wielość, tak jak jest wiele promieni słonecznych, ale jedno tylko światło, wiele konarów i gałęzi, ale wszystkie z jednego pnia wyrastają. Jeśli odłamiesz gałązkę od drzewa, gałąź ta nie przystroi się liściem i kwieciem, lecz uschnie. Odłącz strumień od źródła, a strumień wyschnie. Tak Kościół oświeca swymi promieniami świat cały, ale światło jego jest tylko jedno; rozpościera swe konary na wszystkie strony świata, ale pień jest tylko jeden. Komu Kościół nie jest matką, temu Bóg nie będzie Ojcem. Nie ma zbawienia poza Kościołem. Kto nie uznaje tej godności, temu obojętna wiara w Boga Ojca i Syna, obojętne życie i wiekuiste zbawienie.
Św. Ludwika, Króla Francuzkiego
Żył około roku Pańskiego 1270.
(Żywot jego był napisany przez ojca Godfryda Dominikanina, jego spowiednika.)
Święty Ludwik, IX tego imienia król Francuzki, syn Ludwika VIII, i błogosławionéj Blanki królewnéj Kastylskiéj, przyszedł na świat roku Pańskiego 1215 w mieście Puasy (Poissy), gdzie rodzice jego z dworem wtedy przebywali. Ojciec człowiek pełen żywéj wiary, wybrał mu świątobliwego ochmistrza, a matka któréj zawdzięczał jak najpobożniejsze wychowanie, pragnąc wyuczyć go jak ma służyć Bogu zanim panować będzie nad ludźmi, powtarzała mu od kolebki że wolałaby go widzieć w grobie, niż splamionego jakim ciężkim grzechem.
Miał lat dwanaście kiedy po śmierci ojca odziedziczył tron Francyi, którą rządził pod opieką świątobliwéj swojéj matki. W tak młodocianym wieku Ludwik, wyniesiony na szczyt władzy potężnego narodu, zajaśniał przymiotami nie tylko młodego monarchy który był godnym takiego dostojeństwa, lecz i cnotami Świętego. Otoczony największym zbytkiem, zaczął zaraz umartwiać swoje ciało i wszelkie namiętności na wodzy trzymał. Nadzwyczaj lubił łowy myśliwskie i grę w szachy: odmówił sobie tego na zawsze, a co mu tylko zbywało czasu od koniecznych zajęć, obracał go na czytanie ksiąg świętych, i na modlitwę. Biegły w łacinie, wysoko wykształcił się w naukach świeckich, a dzieł ojców Kościoła z rąk nie wypuszczał.
Początki jego panowania zakłóciły domowe niesnaski wszczęte przez zazdrośnych książąt, którym się zdawało iż tak młodego króla łatwo im przyjdzie obalić. Ludwik mając lat czternaście stanął na czele wojska, i po cudach waleczności jakie w bitwach sam dokonywał, rozproszył rokoszan i zmusił ich do zdania się na łaskę. Już wtedy podziwiali w nim Francuzi nadzwyczajną waleczność a nawet i biegłość w prowadzeniu wojny, i mawiali: że nie ma mnicha pobożniejszego od króla, ani rycerza równego mu w boju. Powróciwszy z tych wypraw do Paryża, na podziękowanie za odniesione zwycięstwo, wybudował i uposażył sławne Opactwo Rajomonckie (Rayaument), i kościół świętéj Katarzyny, założył klasztor Kartuzów i kilka obszernych szpitalów.
W dwudziestym roku życia objął już sam rządy kraju, i pojął w małżeństwo Małgorzatę, córkę hrabiego Prowancyi, która stała się wzorem świątobliwéj królowéj. Wkrótce potém, Hugo Luzinian, przywoławszy na pomoc króla Angielskiego, zbuntował się przeciw Ludwikowi. Święty, z małą garstką wojska uderzywszy na nieprzyjaciół, pobił ich na głowę, a sam na czele hufca dotarł do namiotów króla Angielskiego, który uratował się jedynie ucieczką a ścigany przez Ludwika, dwa dni i dwie nocy bez przyjęcia posiłku, z konia nie zsiadał.
Na Wschodzie rozpuszczono wieść że król Francuzki, słynny już ze swojéj waleczności, miał się tam udać na wyprawę krzyżową. Wysłano więc ztamtąd do Paryża najętych zbójców, w celu zamordowania Ludwika, który dowiedziawszy się o tém kazał ich przytrzymać, i odprawił z bogatemi darami do niegodziwego Baszalika Tunickiego, z którego polecenia ludzie ci wysłani byli.
W roku 1239, Boduin II, cesarz Carogrodzki chcąc pozyskać pomoc Ludwika przeciw Mahometanom, przywiózł mu do Paryża Koronę cierniową Pana Jezusa. Król otoczony wyższém duchowieństwem i pierwszymi dworzanami, wyszedł o mil kilka za miasto, i tę przenajświętszą Relikwią sam niósł idąc bosemi nogami, i z czcią najgłębszą złożył ją w kaplicy pałacowéj, którą przyozdobiwszy, uczynił arcydziełem sztuki budowniczéj po dziś dzień podziwianej, a znanéj pod nazwiskiem Świętéj kaplicy.
Nigdy Francya nie zażywała większéj pomyślności wewnątrz kraju, i większego bezpieczeństwa w stosunkach z państwami sąsiedzkiemi, jak za panowania tego świętego króla. Surowemi prawami przykrócił wszelkie nadużycia; wytępił bezbożny zwyczaj bluźnienia, powstrzymał pojedynki, zakazał gier hazardownych, poznosił domy nierządu, przeciął drogę do kłótliwych procesów. Na wyższych urzędników i wielkorządców prowincji baczne miał oko, i odjął im wszelką możność uciskania podwładnych, dając łatwy przystęp do siebie każdemu kto na nich ze skargą występował. Gdy był na przechadzce, miał zwyczaj zasiadać pod drzewem i tam dawał posłuchanie najniższemu z poddanych, załatwiając od razu najzawilsze sprawy. Miał przytém szczególny dar bystrości z jaką wykrywał prawdę, chociażby ją kto najzręczniéj ukrywał, i dla tego wszystkie jego wyroki były tak sprawiedliwe, że strona przegrywająca nie śmiała nigdy uskarżać się na nie.
Prowadził życie nadzwyczaj umartwione, Strzegąc jak najpilniéj cnoty czystości, święty król ten w kwiecie wieku na tronie zasiadający, o ile mógł unikał wszelkich światowych zabaw, widowisk i balów. Prócz zwykłych postów kościelnych, które ściśle zachowywał raz tylko na dzień jadając, pościł cały Adwent, a wigilie do świąt Matki Bożéj, suszył o chlebie i wodzie.
Ostréj włosiennicy nigdy nie zrzucał. Codzień słuchał Mszy świętéj, i odmawiał pacierze o przenajświętszéj pannie zwane Officium Parvum. W każdą sobotę zgromadzał trzechset ubogich, umywał im nogi, sam usługiwał przy stole, i hojnie obdarzał. Prócz tego, przy każdym obiedzie miał ich kilku przy sobie. Na jałmużny obracał prawie wszystko co stanowiło dochód do jego własnej osoby królewskiéj przywiązany. W czasach głodu, uwalniał lud od podatków i rozsyłał dla ubogich ogromne zapasy zboża.
W dwudziestym roku swojego panowania śmiertelnie zachorował, co Francyą całą o największy smutek przyprawiło. Wszędzie zasyłano modlitwy za króla, pod którego panowaniem tak wyjątkowéj pomyślności zażywał naród. Tymczasem Ludwik uczynił ślub, że jeśli odzyska zdrowie uda się na wyprawę krzyżową, dla ratowania chrześcijan pod jarzmem Muzułmanów w Palestynie jęczących. Gdy wyzdrowiał, pomimo próśb żony dzieci i dworzan odwodzących go od wojny w któréj obawiali się go stracić, przyjął zbroję poświęconą z rąk Biskupa Paryzkiego, a przez Papieża Inocentego IV zamianowany naczelnym wodzem wszystkich sił krzyżowców, na czele licznego wojska ruszył do Ziemi świętéj.
W pierwszéj bitwie pobił Saracenów, i zdobył warowne ich miasto Damaszek. Lecz gdy powietrze wyniszczyło większą część jego wojska, w jednéj z potyczek otoczony Saracenami, po dowodach niesłychanéj waleczności, i sam dostał się do niewoli. Ucierpiał tam wiele, lecz okazał tak wielką cierpliwość, zachował się z taką właściwą godnością, i tyle w niewoli nawet będąc czynił dobrego, że sami Saraceni przejęci dla niego czcią, mieli zamiar uczynić go swoim królem. Po zawarciu pokoju, Ludwik uwolniony został, lecz pięć lat jeszcze pozostał na Wschodzie, w ciągu których wielką liczbę wiernych wykupił z niewoli od Turków, mnóstwo Mahometanów nawrócił, poodbudowywał dla chrześcijan wiele miast i pozakładał w nich szpitale, kościoły i klasztory.
Gdy matka jego, która przez czas ten rządziła Francyą, umarła, Święty wrócił do Paryża, gdzie jeszcze z większą gorliwością oddał się ćwiczeniom pobożności, i staraniom uszczęśliwienia swojego ludu. Powznosił różne dobroczynne zakłady we wszystkich prowincyach Francji. W Paryżu założył szpital na trzechset ślepych, na pamiątkę trzechset swoich żołnierzy, którym muzułmanie oczy wyłupili. Sam codziennie odwiedzał ubogich chorych po ich mieszkaniach i szpitalach, i oddawał im najniższe usługi. Nosił szaty bardzo skromne, i tylko z konieczności przybierał oznaki panującego; ciało trapił coraz większemi umartwieniami. U współczesnych monarchów używał tak wielkiego wzięcia, że z najważniejszemi sprawami udawano się do niego po radę, a w zatargach grożących wojną, zdawano się na jego sąd polubowny. Z powodu mądrości jaką jaśniał tak w zarządzie swojém państwem, jak i w stosunkach z postronnemi krajami, nazywano go Salomonem chrześcijańskim.
W roku czterdziestym czwartym od wstąpienia na tron, powtórnie przebył morze dla wydania wojny wrogom imienia chrześcijańskiego, lecz i tą razą nadzwyczajne upały i brak żywności, wywołały w wojsku jego morowe powietrze, którém i sam dotkniętym został. Widząc iż śmierć go czeka, z największym pokojem poddał się woli Bożéj, a przywoławszy syna na którego po nim berło spadało, pozostawił mu w kształcie testamentu święte nauki, streszczające wszystkie obowiązki doskonałego chrześcijanina i doskonałego monarchy, a które zaczynał od tych słów: „Synu mój, pierwszą radą jaką ci daję, jest abyś Boga miłował z całego serca twojego, gdyż bez Niego nic dobrego zrobić nie możemy. Powinieneś być gotowym ponieść wszelkie nieszczęścia, dać się w kawałki porąbać raczéj, niż Go kiedy obrazić grzechem śmiertelnym.” Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych zapadł w powolne konanie, i wymawiając te słowa Psalmu Dawidowego: „Wnijdę Panie do domu Twojego, i pokłonię się ku Kościołowi Twojemu świętemu” 1. oddał Bogu ducha, 26 Sierpnia, roku Pańskiego 1270, mając lat pięćdziesiąt sześć. Kanonizowany został przez Papieża Bonifacego VIII.
Pożytek duchowny
Wyryj na sercu twojém, to upomnienie które świętemu Ludwikowi dawała błogosławiona Blanka matka jego, a on znowu swojemu synowi w testamencie przekazywał, a tém jest „że lepiéj śmierć ponieść, niż dopuścić się ciężkiego grzechu.” Bądź przekonanym, że kto pragnie być zbawionym, powinien według tego prawidła postępować.
Modlitwa (Kościelna)
Boże któryś błogosławionego Ludwika wyznawcę Twojego, z tronu ziemskiego do tronu chwały niebieskiéj wyniósł; za jego zasługami i pośrednictwem, spraw prosimy, abyśmy z Królem królów Jezusem Chrystusem, wspólnie królowali na wieki. Przez tegoż Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 717–719.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 674–675
Do swego syna i następcy Filipa III pisał św. Ludwik w następujący sposób:
- „Najpierwszą rzeczą, jaką ci polecam, miły synu, jest serdeczna miłość Boga, bo bez niej nie ma zbawienia. Zanim byś miał popełnić grzech śmiertelny, bądź raczej gotów dać sobie poobcinać wszystkie członki i postradać życie wśród najokropniejszych męczarni. Jeśli Bóg na ciebie ześle zmartwienie i choroby, dziękuj Mu za to i pomyśl, że to się dzieje dla twego dobra i że zasłużyłeś na gorsze kary, służąc Mu źle i działając częstokroć przeciw Jego woli; jeśli Bóg ześle na ciebie coś dobrego, bądź Mu wdzięczny i strzeż się popaść w pychę lub inną jaką zdrożność, gdyż wielki to grzech odwdzięczać się złym za dobre. Przywykaj do częstej spowiedzi, wybieraj na spowiedników kapłanów uczonych i świątobliwych; uczęszczaj ochotnie na nabożeństwa i módl się sercem i ustami podczas Mszy świętej. Bądź miłosiernym dla ubogich i służ im wedle sił radą i uczynkiem. Unikaj towarzystwa bezbożnych, nie cierp wobec siebie mów gorszących i potwarzy miotanych na bliźniego. Wstąpiwszy na tron, bądź przede wszystkim sprawiedliwy. Jeśli bogacz ma spór z ubogim, broń raczej ubogiego, ale jeśli sprawa jest jasna, przyznaj słuszność temu, komu się należy. Gdy spostrzeżesz, że ty, albo przodkowie twoi niesłusznie coś dzierżą, oddaj natychmiast, czy to drobnostka, czy coś większego. Zasłaniaj wszystkich swych poddanych, a zwłaszcza duchownych przed krzywdą i uciskiem, nie bądź łatwowierny, jeśli ci się ktoś żalić będzie na kapłanów, lecz szanuj i broń ich i przestrzegaj tego, aby mogli bez przeszkody pełnić obowiązki swego świętego powołania. Kochaj i czcij matkę swoją i słuchaj jej mądrych rad, miłuj swych braci i bądź im przychylny, ale strzeż się być z miłości ku nim niesprawiedliwym względem innych. Staraj się o dobrych urzędników i sędziów i często zasięgaj wiadomości o ich życiu i postępkach. Wykorzeniaj w kraju wszelkie jawne zgorszenie, a zwłaszcza bluźnierstwa, grę w kostki, wszetecznictwo i opilstwo, a popieraj cnotę. Bądź pokornym synem Kościoła świętego i oddawaj należną cześć papieżowi i biskupom”.
Do swej córki Izabeli, królowej Nawarry, pisał jak następuje:
„Miła córko, kochaj Boga, który oddał Syna swego na śmierć, aby nas ocalić od wiecznej zguby. Niesłychanie błądzi, kto miłość swą przywiązuje do czegoś innego, nie do Niego. Droga córko, pragnij gorąco coraz więcej Mu się podobać, a lękaj się nade wszystko utracić łaskę Jego. Słuchaj ochoczo rozmów i kazań traktujących o Bogu, a unikaj innych pogawędek, chyba z ludźmi wypróbowanej cnoty. Słuchaj pokornie męża a nade wszystko rodziców; napominam cię, abyś nie łożyła za wiele na suknie, stroje i klejnoty, a co oszczędzisz ponad potrzeby i nieodłączne od stanu i godności wydatki, to obracaj na wspomaganie biednych. Jeszcze raz powtarzam ci, kochana córko, myśl o tym, jak byś się najwięcej przypodobać mogła Panu Jezusowi. Postępuj zawsze tak, abyś zawsze czyniła dobrze, a strzegła się złego z czystej miłości ku Chrystusowi, choćbyś nawet na pewno wiedziała, że za dobre nie odbierzesz nagrody, a za złe kary”.
Footnotes:
Psalm V. 8.
Św. Abdona i Senesa, Męczenników
Żyli około roku Pańskiego 1249.
(Żywot ich wyjęty jest z akt męczeńskich Kościoła Rzymskiego.)
Święci Abdon i Senes, żyjący w Persyi w połowie trzeciego wieku, byli bogatymi panami, i należeli do najpierwszych tego kraju rodzin. Lecz co przedewszystkiém stanowiło ich zaletę i prawdziwy zaszczyt, to że byli chrześcijanami, a pobożnością swoją i miłosierdziem, zbudowaniem dla wszystkich wiernych. Za ich czasów cesarz Rzymski Decyusz, po wojnie którą wiódł z Persami, zdobywszy wiele miast w ich kraju, z największém okrucieństwem obchodził się tam z chrześcijanami. Prześladowanie to było tak srogiém, że jak się wyrażają niektórzy współcześni pisarze, zdawało się że nadeszły te czasy, które przepowiadając Pan Jezus, powiedział że wtedy i wybrani nawet, gdyby to być mogło, w błąd zostaliby wprowadzeni.
Wśród takiegoto więc stanu rzeczy, święci Abdon i Senes z największém poświęceniem się i gorliwością, oddawali wiernym różne usługi, pomimo iż to ich na największe niebezpieczeństwo narażało. Odwiedzali ich po więzieniach, pocieszając i dodając męstwa; a także i po najuboższych mieszkaniach, gdzie się kryli, i wszędzie wspierali ich hojnie. Co większa, widzieć ich można było przy rusztowaniach i torturach, na których męczono wyznawców Chrystusowych, których oni krzepili na duchu, a gdy śmierć za wiarę ponieśli, z należną czcią ciała ich grzebali. Będąc bardzo majętnymi, wiele mogli czynić dobrego, a wysokie poważanie w jakiém oddawna zostawali u wszystkich, sprawiało że za ichto głównie wpływem, w kraju tym wiara chrześcijańska, pomimo prześladowania, krzewiła się ciągle.
Owóż, taka ich święta gorliwość i poświęcenie sprawie Bożéj, wysłużyła im wkrótce nagrodę za którą jedynie wzdychali. Obaj ci znakomici panowie, oskarżeni zostali przed Decyuszem jako główni nieprzyjaciele bogów cesarskich.
Było to właśnie wtedy, kiedy Decyusz skończywszy najpomyślniéj wojnę z Persami, przypisując to zwycięztwo bożkom swoim, postanowił w zaślepieniu barbarzyńskiém, zawdzięczając się im za to, na cześć ich wymordować jak najwięcéj chrześcijan. Dowiedziawszy się że święci Abdon i Senes, byli jakby przewódcami wszystkich wiernych w Persyi, zdało się mu, iż przedewszystkiém należy nad nimi wywrzeć okrucieństwo, tém bardziéj że wnosił iż przywiodłszy ich do odstępstwa wiary, łatwiéj mu będzie z innymi poradzić. Z razu jednak chciał użyć łagodnych środków. Zawezwał ich do siebie, i przyjmując bardzo uprzejmie, jako najznakomitszych obywateli kraju który mu się poddał, rozpoczął z nimi rozmowę. Święci odpowiadali mu z wielkiém uszanowaniem, lecz gdy przyszło do tego że cesarz powiedział im, iż wie że są chrześcijanami, i oświadcza że albo mają odstąpić téj religii, albo ściągnąć na siebie gniew jego, Abdon i Senes odpowiedzieli mu bez wahania się: „Jesteśmy w istocie chrześcijanami, i poczytujemy to za największe szczęście. Jeśli dla spełnienia woli twojéj potrzeba abyśmy się wszystkiego co posiadamy pozbyli, a nawet na służbę twoję się oddali, gotowi jesteśmy na to. Lecz sam osądź cesarzu, czy godzi się nam przekładać człowieka nad Boga, i ściągnąć gniew Stwórcy, byle nie popaść w niełaskę twoję?” Na to cesarz odświadczył im, że on nie uznaje innego Boga, jak tych bogów którym oddają cześć jego poddani, i że wymaga po nich, pod karą śmierci, aby i oni im ofiary złożyli. „Tego uczynić nie możemy, rzekli Święci, gdyż jak wielu najwyższych władców w jedném państwie być nie może, tak i wielu bogów nie ma. Ci których ty cesarzu nazywasz bogami, sąto wymysły szatanów które was łudzą. Jednym jest tylko Bogiem prawdziwym Bóg chrześcijański, Stwórca wszech rzeczy, i Jemuto który jest najwyższym i naszym i twoim Panem, cześć oddajemy.”
Uniesiony największym gniewem cesarz zawołał: „Potrafię ja pomścić bogi moje, których bluźnicie, i pożałujecie tego, że mojéj woli spełnić nie chcecie.” Byłby nawet niezwłocznie zadał im męki, lecz obawiając się aby to w kraju gdzie oni w szczególném byli poważaniu, nie rozburzyło ludu świéżo podbitego, kazał ich zamknąć wraz z jeńcami wojennymi, którzy mieli być prowadzeni do Rzymu, przy jego tryumfalnym wjeździe do tego miasta. A przytém, ażeby ten tryumf świetniejszym uczynić, polecił aby ich okutych w kajdany, pozostawiono w ubraniu wielkich panów Perskich.
Trudno wyrazić jak wiele ucierpieli ci dwaj święci Męczennicy, w téj długiéj i trudzącéj podróży z Persyi do Rzymu, w ciągu któréj wywarły się na nich okrucieństwa siepaczy, barbarzyństwo dowódców, obelgi miotane przez żołdactwo, i grubijańskie obchodzenie się z nimi wielu więźniów pogańskich, należących do gminu najnieprzychylniejszego chrześcijanom. Wszakże pragnienie poniesienia cierpień z miłości Chrystusa, i nadzieja przelania krwi za Niego, słodziły im te już także z miłości ku Niemu poniesione męki. Trwały one długo, bo długą była ta podróż, w któréj wielu innych więźniów od trudu padło, a prawie cudem to było, że i naszych Świętych tenże los nie spotkał.
Skoro cesarz wszedł do Rzymu w tryumfie, przy którym za najświetniejsze ozdoby służyli mu święci Abdon i Senes, stawieni zaraz zostali przed wielkorządcą Waleryanem, jako najwięksi jacy dotąd byli, nieprzyjaciele bogów cesarskich. Gdy ich przed trybunał tego tyrana przywiedziono, wszystkich uderzył ich strój bogaty, lśniący się od kosztownych kamieni, a więcéj jeszcze ich pokorna, lecz poważna i świątobliwa postawa. Sam Waleryan nawet, chciał uchronić ich od mąk i śmierci: wszelkich więc używał środków aby ich od wiary i Chrystusa odwieść. A gdy to próżném się okazało, w téjże sali w któréj zasiadał, kazał ustawić ołtarz z posągiem Jowisza, i przedstawiał Świętym różne sposoby, aby pozornie tylko cześć mu oddali. Lecz oni zgodzić się na to nie chcieli. „Jesteśmy chrześcijanie, rzekli, i poczytujemy to sobie za najwyższy zaszczyt. W takiéj ostateczności w jakiéj się tu znajdujemy, gdzie idzie o wyznanie Chrystusa, nie godzi się nam używać pozorów, któreby w błąd wszystkich wprowadziły. Jednemu Bogu chrześcijańskiemu należy się pokłon. Wasi bożkowie, sąto bogi przez was urojone, nas Pan Bóg oświecił w téj mierze, i nigdy nie popełnimy téj bezbożności, abyśmy im cześć oddawali.” – „A czyż jestto bezbożnością, rzekł Wielkorządca, oddawać cześć słońcu, które czci jako Boga wasz naród i czcili wasi ojcowie?” – „Jestto bez wątpienia bezbożnością, odpowiedzieli Święci, bo nie godzi się czci jaka się należy Bogu, oddawać rzeczy która jest tylko Jego stworzeniem. Nasi ojcowie, i ci z naszego narodu którzy chrześcijanami nie zostali, są w podobnym jak i wy sami błędzie, i w tém naśladować ich nie możemy. Tośmy naszym ziomkom głosili, to samo tobie powtarzamy i od tego, wsparci łaską Chrystusową, nigdy nie odstąpimy.”
Waleryan, pomimo tego, nie przypuszczał aby się oni nie dali skłonić do jakiegokolwiek ustępstwa: a że bardzo mu chodziło o to aby ich uratować, udał się do cesarza, zdał mu w części tylko sprawę z tego co zaszło, i zrobił nadzieję, że byle ich zaprowadzić przed bożyszcze słońca, któremu i Persowie cześć oddają, mniéj oni będą robić trudności, i stanie się zadość woli cesarskiéj. Decyusz zgodził się na to: święci Abdon i Senes poprowadzeni zostali do świątyni słońca, a za nimi pociągnęła wielka rzesza ludu, zaciekawiona ich przepysznym strojem, i rozgłosem iż to byli jedni z najznakomitszych Persów.
Gdy weszli do świątyni, kazano im na znak czci i pokłonu zapalić kadzidło przed bożyszczem słońca; lecz oni w miejsce tego, z oburzeniem na bożyszcze plunęli. Lud zgromadzomy, zadrżał od złości i z krzykiem domagał się aby ich ukarano. Waleryan przeto, wydał niezwłocznie rozkaz aby świętych Męczenników zsieczono knutami, mającemi kule uwiązane u końców, i gdy już tak skatują że aż kości widać będzie, aby ich wydano dzikim zwierzętom w przygotowaném na to miejscu. Spełniono ten wyrok z największém barbarzyństwem: zbili ich tak okrutnie że tylko cudem te męki wytrzymali. Wśród tego obaj Święci głośno opiewali chwałę Bożą, dziękując Panu Jezusowi że im dał należeć do liczby tych, których za Niego męczą.
Kiedy w ten sposób napastwili się nad nimi kaci, wprowadzono ich pomiędzy dzikie zwierzęta, w przekonaniu iż te poduszczone widokiem świeżéj krwi lejącéj się z ich ran, w tejże chwili rzucą się na nich, i poszarpią w kawałki. Lud podług swego pogańskiego zwyczaju, spragniony tego rodzaju widowisk, zgromadził się był tłumnie. Wypuszczono od razu dwa lwy rozdrażnione, i cztery wygłodzone niedźwiedzie. Te z rykiem i wściekłością wyleciały ze swoich żelaznych klatek, i rzuciły się na Świętych. Lecz ledwie do nich się zbliżyły, straciwszy wrodzoną dzikość, u nóg się ich łasiły, jakby najbardziéj ułaskawione domowe zwierzęta. Obecny temu Wielkorządca, widząc jak silne zrobiło to na poganach wrażenie, wołał iż to są skutki czarów chrześcijańskich. Lecz lud nie podzielał jego zdania, i zewsząd wszczęły się okrzyki, że tylko Bóg chrześcijański, który jest Bogiem prawdziwym, mocen jest takie cuda czynić.
Waleryan przerażony tém wszystkiém, a obawiając się aby cesarz jemu nie przypisał winy, że zwlekając sprawę tych dwóch wielkich Świętych, takie wzruszenie wywołał w ludzie, nie mając pod ręką katów, kazał dwóm szermierzom wtedy tam obecnym, zarznąć świętych Męczenników, co téż spełniono niezwłocznie. Żeby zaś dowieść jeszcze lepiéj swojéj wierności cesarzowi i pogańskiéj religii, dla zniewagi ciał błogosławionych, kazał ich za nogi zawlec przed bożyszcze słońca, i tam bez grzebania porzucić. Zostawiono ich tak przez trzy dni całe, aż pewien Subdyakon nazwiskiem Kwiryn, uniósł te święte zwłoki potajemnie w nocy, i zamknąwszy w ołowianéj trumnie, przechował przez cały czas póki trwało prześladowanie chrześcijan w Rzymie. Odkryto je za Konstantyna Wielkiego, i z wielką czcią pochowano na cmentarzu Poncyańskim, przy drodze Portejskiéj, gdzie po dziś dzień jest kaplica w któréj znajdują się rzeźby tych dwóch świętych Męczenników, z wypisanemi ich nazwiskami. W roku Pańskim 828, gdy Papież Grzegorz IV, na żądanie króla francuzkiego posłał do Francyi różne relikwie, w ich liczbie były i ciała świętych Abdona i Senesa. Złożono je w opactwie świętego Medarda pod Lozanną, gdzie przez lat kilkaset, ze czcią je przechowywano, aż w wieku XVI wojska kacerzy Hugonotów napadłszy na klasztor, spaliły je wraz z kościołem.
Pożytek duchowny
Jak tych świętych Męczenników, których żywot czytałeś, nie śmiały tknąć się dzikie zwierzęta, oddając przez to cześć ich męstwu z jakiém za wiarę cierpieli, tak i wszelkiego rodzaju pokusy, te jakby dzikie zwierzęta przez piekło na nas wypuszczane, tracą srogość swoję, gdy w duszy na którą nacierają, żywą wiarę i wielką miłość Chrystusa znajdują. Staraj się aby wszelkie wysiłki złego ducha, znalazły cię taką świętą tarczą uzbrojonym.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! któryś świętym Twoim Abdonowi i Senesowi, obfitych łask udzielić raczył, aby chwały niebieskiéj dostąpili; daj nam sługom Twoim, grzechów naszych odpuszczenie, abyśmy przez zasługi tych błogosławionych Męczenników, od wszelkich przeciwności wyzwoleni byli. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 632–634.
Św. Władysława, Króla węgierskiego
Żył około roku Pańskiego 1095.
(Żywot jego, znajduje się u Bolandystów pod dniem dzisiejszym),
Święty Władysław, którego świątobliwość i cuda, więcéj jeszcze sławnym uczyniły, niż wojenne czyny i mądre rządy Państwem z czego podobnież słynie, był synem króla Węgierskiego Beli, a z ubocznéj linii potomkiem świętego Stefana, także króla, przezwanego Apostołem Węgier. Przyszedł na świat roku Pańskiego 1041, w Polsce, gdzie ojciec jego schronił się był przed srogiém prześladowaniem Piotra Germańskiego, którego Węgrzy na tron swój podówczas wynieśli. Lata dziecinne spędził pod okiem matki, królewny polskiéj. Pobożna ta pani, wychowała go jak najstaranniéj, zawczasu do cnót chrześcijańskich serce jego zaprawiając. Młodzieniec jeszcze w czasie pobytu swego na dworze polskim, stał się wzorem pobożności: wszystko zapowiadało w nim przyszłego Świętego.
Zmiany zaszłe w sprawach politycznych Węgier, przywołały rodzinę jego napówrót do tego kraju. Po śmierci króla Piotra, Andrzéj stryj naszego Świętego, a brat Beli, powołany na jego następcę, przyzwał do kraju z całą rodziną brata swojego, którego uczynił wielkim książęciem, co było najpierwszą po królewskiéj w państwie godnością. Przybywszy Władysław z ojcem do ojczyzny, jak był zbudowaniem dla Polaków gdy między nimi przebywał, tak i na dworze króla Węgierskiego zajaśniał wysoką świątobliwością. Miłosierny dla ubogich, przystępny i miły w obejściu dla każdego, nieposzlakowanéj w obyczajach skromności; najprzykładniejszy w wierném spełnianiu wszelkich obowiązków prawego katolika, chroniący się wszelkich zbytków, zajęty miłosiernemi uczynkami, albo pożyteczną pracą i czytaniem ksiąg świętych: takim się okazał młody ten książe, otoczony blaskiem najwyższych w kraju zaszczytów. Dwie szczególnie, a którym najpowszechniéj podpadają ludzie namiętności miał w obrzydzeniu: żądzę wyniesienia się i chciwość, czego szczególnie dowiódł w następującém zdarzeniu:
Panujący król Andrzéj, chciał zapewnić koronę po sobie synowi swojemu Salomonowi: a że w Węgrzech podówczas, tron był wybieralny, i zanosiło się iż na wypadek śmierci królewskiéj nie jego syna, lecz jego brata Belę, ojca naszego Świętego na tronby wybrano, Andrzéj różnemi sposobami chciał się pozbyć Beli, a nawet na życie jego nastawał. Ten zagrożony tym sposobem, zjednał sobie liczne stronnictwo, stanął na czele silnego wojska i stoczył z królem bitwę, w któréj ten ostatni i koronę i życie postradał. Chociaż to zapewniło tron ojcu świętego Władysława, on jednak jawnie i silnie potępiał postępek ojcowski. Mówił iż ojcu wypadało naśladować Dawida i uchodzić przed prześladowcą, ale nigdy na jego życie i berło nie targać się. Po śmierci téż ojca, gdy zanosiło się na to, iż albo jego, albo brata jego Gejzę na króla Węgrzy wybiorą, święty Władysław wszelkiego dokładał starania, aby Salomona na tron wynieść. Jakoż przyszło w istocie do tego, lecz monarcha ten dopuścił się tak okrutnych nadużyć, iż wkrótce z tronu złożonym i wygnanym został. Po nim nastąpił Gejza, brat starszy świętego Władysława, który po trzech latach panowania umarł. Wtedy Biskupi, panowie i Radni miejscy, zgromadziwszy się na sejm walny, jednogłośnie obrali Władysława, i pomimo oporu jaki długo stawiał, ubłagali go, aby rządy państwa przyjął.
Właściwszego wyboru zrobić nie mogli. Władysław pod każdym względem przodował w całym narodzie: wzrostem wyższy od wszystkich swoich poddanych, nadzwyczajnie silnéj budowy ciała, znosił łatwiéj niż ktokolwiek inny, najcięższe i najdłuższe trudy wojenne. Odwagi téż i męstwa dawał dowody niezrównane. W licznych bitwach jakie staczał, na czele wybranego hufca, sam rzucał się zwykle w największy ogień, biegłym przytém okazując się wodzem. Często dla oszczędzenia krwi ludzkiej, wyzywał nieprzyjacielskich dowódców do pojedynku z sobą, i z każdego z takowych zwycięzko wychodził 1. Obok tych wojowniczych zalet, był mądrym i najmiłościwszym monarchą. Otoczył się radą najpoważniejszych, ze wszystkich stanów narodu mężów. Stanowił najpotrzebniejsze i najzbawienniejsze prawa; poznosił wszelkie gdziekolwiek się pojawiały nadużycia, starając się ile możności i głównie o uszczęśliwienie najliczniejszéj, to jest najbiedniejszéj klasy swoich poddanych.
Do tych świetnych przymiotów, stanowiących zalety wielkiego króla, łączył cnoty jeszcze szacowniejsze, a właściwe wielkim Świętym. Odznaczał się szczególném zamiłowaniem cnoty czystości i wstrzemięźliwości. Przy stole królewskim, zastawionym z odpowiednią wytwornością, jednę lub dwie tylko jadał potrawy, a przez większą część roku ścisłe zachowywał posty, raz tylko na dzień biorąc posiłek. W komnacie sypialnéj, nie tknął się nigdy łoża, a sypiał parę godzin na gołéj ziemi. Pod królewską szatą nosił zawsze włosiennicę. Miłosierdzia dla ubogich, daléj nad niego posunąć nie można było. Pałac jego, a szczególnie pokoje które zajmował, były przytułkiem wszelkiéj nędzy, i żaden żebrak nie odszedł od niego bez hojnego wsparcia. W całém państwie kazał wyszukiwać ubogie wdowy i sieroty, i tym los zapewniał.
Kościół, popierał całą powagą królewskiéj swojéj władzy, starając się od chwili wstąpienia na tron przydawać mu coraz większéj świetności w państwie nad którém panował. Pilnie przestrzegał aby wszystkie wyższe urzędy kościelne przez jak najgodniejszych ludzi piastowane były. Ubogie kościoły pouposażał, nowych bardzo wiele wystawił, równie i o klasztorach nie zapomniał. W mieście Waradynie wybudował wspaniały kościół pod wezwaniem przenajświętszéj Maryi Panny, i w nim wyznaczył miejsce na swój grobowiec. Pod rządami téż tak mądrego i świętego króla, wielkiéj pomyślności zażywał cały naród.
W całém państwie jeden tylko człowiek krzywo na to patrzał, a tym był książe Salo- mon, roszczący sobie prawo do korony. Dowiedziawszy się Władysław, iż on zamierza knuć na niego spiski, obawiając się aby nie przyszło do krwi rozlewu, posłał do niego z oświadczeniem, iż sam gotów odstąpić mu tronu, byle się Węgrzy na to zgodzili. Salomon nie przystał na to, a uszedłszy do króla Hunnów, i uzyskawszy od niego wojsko złożone z samych włóczęgów, uderzył na Węgry. Władysław zmuszony bronić swego królestwa, w pierwszéj z nim potyczce, pobił go na głowę i do ucieczki zmusił.
Odtąd w wewnętrznym zarządzie używał ten święty król spokoju, lecz z ościennemi narodami częste musiał toczyć wojny. Ciż sami Hunnowie, naród dziki a bitny, sądząc iż król tak pobożnym ćwiczeniom oddany jak Władysław, wielkim wojownikiem być nie może, z licznemi hufcami, do Węgier przyciągnęli, pewni przed czasem zwycięstwa. Władysław według swego zwyczaju, który zachowywał w każdéj prowadzonéj wojnie, nakazał trzydniowy post w całém państwie i publiczne nabożeństwa, ze szczególném polecaniem téj sprawy Matce przenajświętszéj, i wyruszył na czele wojska w pole. Przed pierwszém z nieprzyjacielem spotkaniem, ofiarował mu zgodę pod umiarkowanemi warunkami, a gdy ją król Hunnów odrzucił, rozpoczął wojnę, w któréj ile bitew stoczył, tyle, osobiście na czele swoich mężnie stając, odniósł zwycięztw. Wygnał Hunnów zniszczywszy ich hufce, pobił Czechów którzy korzystając z napadu tych barbarzyńców, targnęli się także na Węgrów; podobnież odparł Rusinów, i jako wynagrodzenie szkód wojennych, zdobył w posiadanie Dalmacyą i Kroacyą. Z podobném szczęściem walczył z Turkami i część Bulgaryi im odebrał.
Wsławiony tylu świetnemi zwycięztwy, zawezwany został od Papieża Urbana II, który w imieniu królów i książąt, wybierających się na wojnę krzyżową przez Piotra Pustelnika wzbudzoną, prosił go aby przyjął dowództwo téj wyprawy. Mężna i chrześcijańska dusza Władysława, rozradowała się z téj sposobności, w któréj mógłby już nie za swoje królestwo, lecz za Kościół i królestwo Boże krew własną wylać. Przyjął więc to dowództwo z wdzięcznością. Lecz Pan Bóg na ten raz, już po nim tylko dobrych chęci wymagał. W tymże czasie zesłał na niego ciężką chorobę, w któréj świętą śmiercią zszedł z tego świata roku Pańskiego 1095, mając lat pięćdziesiąt cztery, z których piętnaście na tronie węgierskim spędził. Ciało jego pochowane w Waradynie w kościele przenajświętszéj Panny przez niego zbudowanym, licznemi po śmierci zasłynęło cudami, w skutek czego, Papież Celestyn III, roku 1198, w poczet go Świętych zapisał.
Pożytek duchowny
Nie masz wątpliwości, że im kto na wyższém i świetniejszém na świecie znajduje się stanowisku, tém ma trudniejsze zbawienie, bo i cięższa czeka przed Bogiem odpowiedzialność po śmierci, i większe za życia uderzają na niego pokusy. Wszelako i w takich stanach, jak to widzisz z żywotu dzisiejszego, dochodzili wybrani Pańscy do wysokiéj świętości. Niech cię to oducza składać na stan w jakim się znajdujesz, trudności twego uświątobliwienia
Modlitwa (kościelna)
Boże któryś błogosławionego Władysława Wyznawcę Twojego, na królewską godność wyniesionego, łaską umartwionego życia obdarzyć raczył, daj nam za jego przykładem i pośrednictwem, umartwiając w nas złe żądze, zbawienia wiecznego dostąpić, Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 528–530.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 516–517
Podobnie jak święty Władysław jako król i opiekun kraju starał się wypełnić obowiązki, nałożone mu przez wysoką godność i posłannictwo – tak i my winniśmy się starać zadosyćuczynić obowiązkom naszym z całą sumiennością, choćby były jak najtrudniejsze. Albowiem Bóg, który cię powołał do jakiegokolwiek stanu, żąda od ciebie, abyś w miarę zdolności, sił i sumienia pracował dla chwały Boga i dla dobra bliźnich twoich. Na zbawienie twoje wpływu to mieć nie będzie, czy pełnisz te obowiązki w stanie wysokim, czy niskim, czy jesteś możnym tego świata, czy prostym robotnikiem, lecz od tego zbawienie twoje zależeć będzie, czy na tym stanowisku, na jakim cię Pan Bóg postawił, wiernie i sumiennie pełnisz obowiązki i zgadzasz się zawsze z wolą Bożą. Przez to staniesz się Bogu miłym i dasz dowody, że ci naprawdę chodzi o to, abyś był zbawiony.
Footnotes:
Tylko tego rodzaju pojedynki są godziwemi. Takim był Dawida z Goliatem.
Św. Marka i Marcelina, Braci Męczenników
Żyli około roku Pańskiego 286.
(Żywot ich był napisany przez Metafrasta).
Święci Marek i Marcelin bracia bliźnięta, byli synami Trankwilina szlachetnego rodu Rzymianina, wielki majątek posiadającego. Matka ich podobnież ze znakomitéj rodziny pochodząca, miała imię Marcya. Oboje byli poganami, lecz synom swoim przydali za domowego nauczyciela chrześcijanina bardzo pobożnego, i ci nietylko już w religii chrześcijańskiéj byli wychowani, lecz w krótkim czasie stali się jednymi z najgorliwszych uczniów Chrystusowych. Chociaż pragnęli żyć w bezżeństwie, ulegając jednak woli rodziców, poślubili dwie dziewice pogańskie, spodziewając się pozyskać je Panu Jezusowi, o co starali się głównie, przedstawiając im na sobie wzór wYsokiéj pobożności.
Pomimo tego iż różne oddawali usługi chrześcijanom, i hojnemi wspierali ich jałmużnami, uszli byli przez pewien czas prześladowania, chociaż to już było za czasów okrutnego Dyoklecyana. Lecz w końcu przyszła i na nich koléj. Gdy w miarę jak wzmagało się prześladowanie wiernych, oni podwajali swojéj świętéj gorliwości, schwytani zostali i w ciemne więzienie wtrąceni. Odwaga i stałość, z jaką wyznawali Chrystusa Pana wobec Wielkorządcy miasta, rozbudziła gniew jego, i ten kazał ubiczować ich okrutnie. Święci znieśli te męki z męstwem, które w podziwienie wszystkich pogan wprawiło. Napróżno rodzina ich używała różnych środków, aby ich przywieść do poddania się wyrokom cesarskim, nakazującym oddawać cześć bożkom, i skłaniała do tego aby przynajmniéj dla pozoru, że nie przestali być poganami, uczestniczyli w niektórych obrzędach publicznych. Marceli i Marek ani słyszeć o tém nie chcieli, i stawieni przed sędzią odpowiedzieli wręcz że pogaństwo poczytują za obrzydliwy i bezbożny zabobon, i że nie masz innéj prawdziwéj wiary, prócz chrześcijańskiéj. Sędzia widząc iż przywieść ich do odstępstwa nie może, skazał obydwóch braci na ścięcie. Rodzice i krewni ich, wielkie w Rzymie wpływy mający, uzyskali u Wielkorządcy zwłokę trzydziesto-dniową w wykonaniu wyroku, spodziewając się przez ten czas skłonić Marka i Marcelina do oddania czci bożkom, a przez to do uratowania im życia. Aby rodzinie ułatwić do nich przystęp, z rozkazu samego cesarza, święci z więzienia przeniesieni zostali do domu jednego z pierwszych urzędników zwanego Nikostrates. Tam cięższe poniekąd niż same męczeństwo, czekały ich próby z rodzicami i krewnemi, którzy nie przestawali w sposób najbardziéj do serca przemawiający, namawiać ich aby się na śmierć niechybną nie wystawiali. Ojciec ich Trankwilin i matka Marcya, to znowu ich żony z małemi dziećmi, przychodzili do nich, i zalewając się łzami błagali, aby nad sobą i nad nimi mieli politowanie. Do tych przyłączali się najbliżsi ich przyjaciele i krewni, i trudno wypowiedzieć na jakie ciężkie walki najtkliwsze ich uczucia wystawione były. Trankwilin poważny starzec, wskazywał" im na swoje białe włosy, i zawodząc się od płaczu błagał, aby się nad nim zlitowali. Matka padała im do nóg, i na wpół omdlała, prosiła ich aby jéj życie odebrali, żeby na ich śmierć nie patrzała. W całym domu rozwodziły się krzyki i płacze ich dzieci i żon, które trzymając dziatki na ręku, zaklinały ich, aby nie osierocali i nie poświęcali tych niewinnych ofiar. Przejścia zaś tak bolesne nietylko często się ponawiały, lecz trwały niemal po całych dniach i nocach.
Marek i Marcelin opierali się dość silnie tak trudnym do zwalczenia pokusom: wylewali i oni łez nie mało, lecz przez długi czas mężny opór stawili, i co tylko im żywa wiara w życie przyszłe i w nagrody jakie tam czekają tych którzy do końca przy wyznaniu Chrystusa wytrwają, podać do ust mogła, tém odpowiadali na to co do nich rodzice, żony, dzieci, krewni lub przyjaciele mówili. Wszakże całe trzydzieści dni takich męczarni serca, znużyło już było świętych Męczenników. Męstwo ich chwiać się zaczęło. Zdawało się, że coraz czulszymi stają się na łzy i prośby, któremi ich ciągle oblegano. Sama ich powierzchowność objawiała jakiś smutek, milczenie w którém się już częściéj zamykali, łzy które obficie leli, wszystko to zdradzało, że w walce jaką toczą, może im zabraknąć męstwa. Na szczęście, spostrzegł to święty Sebastyan dowódca pierwszego oddziału gwardyi cesarskiéj, który ich codziennie widywał, a który i sam był potajemnie chrześcijaninem. W samę więc porę przybył im na pomoc, i jak to zwykł był robić z innymi chrześcijanami, gdy ich widział w męstwie zachwianych: „cóż to jest bracia moi, rzekł do nich, otoście już u kresu waszego chwalebnego zawodu, a zdaje się że płacz waszych dzieci i krewnych, jakby was cofał na téj drodze do nieba. Czyż łzy ich miałyby przygasić w sercach waszych płomień miłości Boga, i żywość waszéj wiary? Gdzież się podziało męstwo chrześcijańskie, któregoście na poniesionych mękach dowiedli? Czyż płacz niewiast i dzieci ma was pozbawić korony która już na głowie waszéj spoczywa? Czyż dla nierozstania się z ojcem i matką, z którymi prędzéj czy późnićj musicie się rozłączyć, wyrzeczecie się Boga, który i was i ich stworzył na to abyście w Nim na wieki żyli.” A potém zwracając się ku obecnym rodzicom, żonom i krewnym Świętych, przemówił do nich z takim zapałem o prawdziwości wiary chrześcijańskiéj, o najwyższém szczęściu oddania życia za Jezusa Chrystusa, i w tak żywém i poruszającém świetle, przedstawił im nagrody jakie w tamtém życiu czekają wytrwałych wyznawców Chrystusa, a z drugiéj strony straszne męki przeznaczone dla odstępców – nietylko utwierdził Marka i Marcelina w ich mężnéj wytrwałości, lecz prócz tego nawrócił do wiary świętéj Nikostrata, w którego domu to się działo, żonę jego nazwiskiem Zoę, a także i Trankwilina i Marcyą rodziców naszych Świętych, jako téż i ich żony.
Trudno wyobrazić sobie jak wielką i świętą radością przejęci zostali Marek i Marcelin, z pozyskania Panu Jezusowi tych najdroższych ich sercu osób, a przez co Pan Bóg nagradzał tu jeszcze na ziemi ich stałość w wierze. Święty Marek miał długą przemowę, w któréj zwracając się głównie do rodziców, do swojéj i brata swego żony, zachęcał ich do wytrwałości i upominał aby gotowymi byli na wszelkie próby, na jakie ich wiara, wśród trwającego prześladowania, narażoną być może. Wszyscy we łzach się rozpływali, lecz byłyto już tylko łzy żalu za grzechy popełnione gdy byli poganami i łzy wdzięczności Bogu że ich błędów pogańskich wyrwać raczył. Nikostrates nawet tak się okazał spragnionym zostania chrześcijaninem, że oświadczył, iż póty nic w usta nie weźmie, póki Chrztu świętego nie przyjmie, a więźniów swoich w tejże chwili na wolność wypuścił. Lecz Święci młodzieńcy, ze swojéj strony pragnąc pozyskać koronę męczeńską, nie chcieli korzystać z tego.
Tymczasem termin trzydziesto-dniowéj zwłoki, wyznaczony przez Chromazego Wielkorządcę, upływał. Wtedy sam Trankwilin udał się do niego aby mu zdać sprawę z tego co zaszło, poruczając się całkiem Bogu w przewidywaniu co go za to czeka. Lecz zastał już i Chromacego chrześcijaninem, który z tego powodu tylko co urząd swój złożył. Następcą jego był niejaki Fabian, człowiek okrutny i zawzięty wróg chrześcijan. Wznowił więc proces świętych Marka i Marcelina, i wskazał ich na przybicie gwoździami za ręce i nogi do słupa.
Gdy wyrok ten spełniono na publicznym placu, przybył tam i Fabian, a zbliżywszy się do rusztowania na którém rozpięto Świętych, zawołał: „Możecie jeszcze życie sobie uratować: wyrzeczcie się wiary waszéj, a każę was zdjąć i wolnymi puszczę. Nie przedłużajcie więc męki swojéj.” Lecz na to odpowiedzieli mu oni: „Nigdyśmy tak roskosznie nie biesiadowali jak teraz gdy chętnie te męki ponosimy dla Jezusa Chrystusa, z którego miłości tu przybici jesteśmy. Oby nam cierpieć dał tak długo, dopóki tém skazitelném ciałem przyodziani jesteśmy.” Tyran odszedł, i tak rozpiętych pozostawił. Przetrwali w téj męce cały dzień i noc następną, a niezachwiani w wierze i męstwie, nie tracąc ani na chwilę swobody ducha, głośno na przemian odmawiali Psalmy, a najczęściéj powtarzali poczynający się od tych słów: O jako dobra i jako wdzięczna rzecz mieszkać braciom wspólnie 1.
Nazajutrz Fabian dowiedziawszy się że jeszcze żyją, kazał przeszyć ich dzidami. Spełniono ten wyrok, a Święci wymawiając głośno przenajświętsze imiona Jezusa i Maryi, oddali Bogu ducha dnia 18 Czerwca roku Pańskiego 286. Ciała ich pochowano najprzód przy drodze Ardeatyńskiéj, za Grzegorza zaś VIII roku 1582, wraz z ciałem Świętego Trankwilina ich ojca także umęczonego, przeniesione one zostały do kościoła świętych Kosmy i Damiana.
Pożytek duchowny
Podziwiając tych świętych Męczenników męstwo, którego dowiedli nietylko w przeniesieniu wielkich męczarni, lecz oraz i w opieraniu się namowom rodziców i krewnych, którzy ich do zaparcia się Chrystnsa przywieść chcieli, postanów mężny stawić opór wszelkim wpływom odwodzącym cię od tego czego po tobie domaga się Pan Bóg, chociażby wpływy takowe pochodziły od najdroższych ci osób.
Modlitwa (kościelna)
Spraw prosimy, Wszechmogący Boże, abyśmy obchodząc pamiątkę męczeńskiéj śmierci świętych Marka i Marcelina, od wszelkich szkód grożących duszom naszym, za ich wstawieniem się, uwolnieni byli. Przez Pana na szego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 501–503.
Footnotes:
Psalm CXXXII. 1.
Św. Jerzego Męczennika
Żył około roku Pańskiego 303.
(Żywot jego napisany był przez Metafrasta.)
Święty Jerzy, którego Grecy nazywają wielkim meczennikiem, rodem z Kapadocyi, pochodził z rodziny znakomitéj z imienia i z gorliwości o wiarę świętą. Żył przy końcu trzeciego wieru. Młodym będąc, wstąpił do wojska, a odznaczywszy się męstwem i wyższemi zdolnościami, pozyskał wielkie łaski u cesarza Dyoklecyana, który mu dał znaczne dowództwo, trzymał go przy swoim boku, i miał zamiar jak najprędzéj wynieść do najpierwszych wojskowych stopni. Lecz pod tęż porę wybuchło prześladowanie chrześcijan, i od razu zapowiadało jak smutny los czeka wszystkich wiernych. Święty Jerzy, który miał wtedy lat dopiéro dwadzieścia, przewidywał iż mu przyjdzie oddać życie za wiarę. Gotował się na to modlitwą, postami i ćwiczeniem się we wszystkich cnotach chrześcijańskich, hojnemi jałmużnami nabywając sobie pośredników do Nieba, którzyby mu potrzebne do wytrwałości i męstwa, w próbach jakie go czekały, wyjednywali łaski. Jako przyboczny cesarza i nawet do rady jego należący, wiedział dobrze iż lada chwila przyjdzie kolej na niego, jako chrześcijanina, przedstawić dowody swojéj wiernosci wierze świętéj, i że kryć się z nią nie wypada mu wcale. Ofiarę życia uprzedził ofiarą wszystkiego co posiadał, aby na tamtę był tém lepiéj gotowym. Po śmierci rodziców, odziedziczywszy wielkie majętności, sprzedał takowe i wszystko rozdał ubogim, rozdzielając tak ogromną jałmużnę pomiędzy chrześcijan będących w rozsypce, z powodu srożącego się prześladowania; prócz tego wszystkich swoich niewolników obdarzył wolnością, nakłaniając ich aby wiarę świętą przyjmowali.
Ogołocony tym sposobem ze wszystkiego co ziemskie, Święty ten młodzieniec wyczekiwał walki, do któréj mu się niezwłocznie przedstawiło pole. Dyoklecyan zwołał był radę, na któréj kazał odczytać swoje rozporządzenia, mające na celu wytępienie wszystkich chrześcijan, a na któréjto radzie z urzędu swojego znajdował się Jerzy. Wszyscy przyklasnęli zamiarom cesarza, lecz jakież było ich zdziwienie, gdy nasz Święty prosząc o głos, w wyrazach pełnych uległości dla monarchy i oszczędzających innych członków rady, silnie powstał przeciw okrutnym tym postanowieniom, i najtrafniéj zbijał wszystko, co inni na ich poparcie wypowiedzieli. Ponieważ bardzo był wymownym i z wielkim zapałem bronił świętéj sprawy, słuchali go wszyscy z uwagą i uszanowaniem nawet, przyznając słuszność jego rozumowaniom. Dowodził jak najtrafniéj niesprawiedliwości i barbarzyństwa praw mających się stanowić; bronił chrześcijan od fałszywych zarzutów jakie im czyniono; wykazał złość i przewrotność oszczerców, którzy w nikczemnych osobistych widokach, w najniekorzystniejszém świetle przedstawiali ich cesarzowi, i w końcu błagał go i zaklinał, dla dobra jego własnéj sławy, aby odwołał wydane postanowienia, mające jedynie na celu ucisk i krzywdę niewinnych, a najwierniejszych mu poddanych. Mowa jego wielkie wywarła wrażenie na wszystkich i na samym cesarzu, który Magnencyuszowi Wielkorządcy jako najwyższemu urzędnikowi, kazał Jerzemu odpowiedzieć: „Z tego coś powiedział, rzekł Wielkorządca do niego, znać żeś ty sam jednym z przewodców sekty tak zwanych chrześcijan. Wyznaj więc to otwarcie, a monarcha nasz jako obrońca religii którą wyznaje całe jego państwo, nie omieszka pomścić bezbożnego twojego od niéj odstępstwa.” — „Jeśli idzie o wymierzenie kary za bezbożność, odparł Święty, czyż nie największą jest bezbożnością, przyznawać stworzeniom i bałwanom własności Bostwa? Jeden tylko jest Bóg prawdziwy, i Temu ja cześć oddaję i Jemu służę. Jestem bowiem chrześcijaninem, i to wyznaję, tém się chlubię i jeśli dano mi będzie wylać krew moję na chwałę Tego który mi dał życie, poczytam to za najwyższe szczęście.” — Na te słowa Dyoklecyan wpadł w złość największą, i obawiając się aby przemowa Jerzego nie pociągnęła do wiary chrześcijańskiéj tych, którzy podziwiali odwagę i stanowczość jego odpowiedzi, kazał niezwłocznie okuć go w kajdany i wtrącić do więzienia.
Tam z rozkazu cesarza zadawano mu męki najokrutniejsze: tłoczony był ogromnym kamieniem; potém uwiązanego do koła ostremi żelaznemi kolcami nabitego, z nim go toczyli. W czasie takich tortur, święty Męczennik okazywał wesołe oblicze, i słyszał głos z Nieba w te słowa go pokrzepiający: „Jerzy! nie lękaj się niczego, gdyż Ja jestem z tobą,” i stanął przed nim mąż poważny w szaty jaśniejące jak słońce odziany, który go uściskał i do męstwa zachęcał. Po zadaniu téj męki, kaci przystąpili do niego aby go od koła odwiązać, sądząc że już żyć przestał: aż oto piorun uderzył, i okazał się Anioł, który odwiązał Jerzego od koła, nie tylko żywego, lecz w tejże chwili od wszystkich ran jakie od kolców był odebrał, zleczonego. Na ten widok wielu pogan się nawróciło, a między nimi dwóch dowódców wojskowych: Anatoliusz i Protoleo, których wkrótce cesarz ściąć kazał.
Dyoklecyan dowiedziawszy się iż cud ten i na żonie jego Aleksandrze wielkie zrobił wrażenie, tém bardziéj na Jerzego rozwścieklony, kazał go zakopać w wapno niegaszone, i przez trzy dni nie wydobywać ztamtąd. Jerzy wstąpił do jamy wapiennéj, przeżegnawszy ją i mówiąc: „Wybaw mnie Panie z téj męki, aby nie urągali się poganie potęgi Twojéj, mówiąc: gdzież jest Bóg jego.” Trzeciego dnia Dyoklecyan chcąc aby nawet kości jego śladu nie pozostało, kazał je wydobyć z dołu wapiennego i rozrzucić po śmieciskach. Lecz nad wszelkie spodziewanie znałeziono go pod wapnem żywego i zdrowego. Wielu świadków tego cudu nawróciło się, Dyoklecyan zaś przypisując to czarom, kazał włożyć na nogi Jerzego obuwie wewnątrz kolcami wysłane, i w nich pędzić go w swoich oczach do więzienia, do którego Święty szedł jak najswobodniéj, żadnego w nogach bolu nie czując.
Natenczas za radą Wielkorządcy Magnencyusza, aby przeciw czarom Jerzego sprobować czarów pogańskich, cesarz przywołał najsławniejszego czarnoksiężnika pogańskiego, i opowiedziawszy mu co zaszło z Jerzym, rozkazał aby zadał Świętemu truciznę któraby go od razu zabiła. Ten dał mu jednę po drugiéj trzy najjadowitsze jakie być mogą trucizny, które Jerzy wypił, najmniejszéj niedoznawszy na zdrowiu szkody. Osłupiały takim cucem, już w oczach jego zaszłym, Dyoklecyan spytał Jerzego, jaką posiada czarodziejską tajemnicę, która mu tak nadzwyczajne rzeczy czynić daje. „Moc to Boża o! cesarzu, odrzekł mu Święty sprawia to co czarom przypisujesz. Bo Sam Chrystus przyrzekł sługom Swoim, iż truciznę pić będą, a ona im nie zaszkodzi: i co większa przyrzekł im, że nawet umarłych wskrzeszać będą.” — „Cóż ty na to mówisz?” rzekł wtedy cesarz do czarnoksiężnika. — „Jeśliby on, odpowiedział ten, i to jeszcze uczynił, tedy jużby w istocie przyznać trzeba, że Bóg jego prawdziwym jest Bogiem.” Cesarz kazał przynieść trupa i rozkuć z kajdan Jerzego, aby go wskrzesił. Święty ukląkł, pomodlił się, a umarły wstał i żywy przeszedł pomiędzy tłumem. Lud zaczął wołać: „Wielki i prawdziwy jest Bóg chrześcijański,” a czarnoksiężnik upadłszy do nóg Jerzemu, wyznał się chrześcijaninem. Dyoklecyan tylko oczów nie otwierał, i w przemowie do ludu dowodził, że czarnoksiężnik był w zmowie z Jerzym, i pierwszego wskazał na ścięcie, a Świętego na odprowadzenie go do więzienia.
Nazajutrz przywołał Jerzego do siebie, i tą razą pochlebnemi słowy chciał go przywieść do wyrzeczenia się wiary — „Oddaj publicznie cześć bogom moim, rzekł do niego, a wyniosę cię do najpierwszych godności cesarstwa.” — „Pójdźmy do świątyni” rzekł Święty, co usłyszawszy Dyoklecyan, udał się z nim do głównéj świątyni Apolina i jak najwięcéj ludu zwołać kazał, w nadziei, że Jerzy ulegając nakoniec jego woli, wyrzecze się wiary i pokłoni się bałwanowi. Stanął przed nim sługa Boży i uczyniwszy znak krzyża: „Czy jesteś ty w istocie Bogiem, zawołał do bożyszcza, kiedy każą mi cześć ci oddawać?” — „Nie jestem Bogiem, odezwał się głos z pośrodka bałwana wychodzący i od wszystkich słyszany, jeden jest tylko Bóg prawdziwy, którego ty wyznajesz.” — „Jakże odważasz się ty zły duchu przez Boga mojego na piekielne męki skazany, rzekł Jerzy, stać tu w obecności sługi Chrystusowego?” — i to mówiąc powtórnie przeżegnał bożyszcze, i podniosłszy ręce do Nieba, zaczął się modlić, a w tejże chwili posąg Apolina spadł z ołtarza i w drobne kawałki się potłukł, równie jak wszystkie inne bałwany w świątyni będące. Widząc to, lud zaczął znowu głośno wyznawać Boga chrześcijańskiego, wielu się pogan nawróciło, i sama cesarzowa Aleksandra upadła do nóg Świętego, wołając iż jest chrześcijanką.
Tymczasem, kapłani pogańscy rzucili się na Męczennika, schwytali go i związali, a cesarz kazał go ściąć niezwłocznie, co nastąpiło dnia 7 Maja, roku Pańskiego 290. Żonę Dyoklecysna, Aleksandrę i wielu innych wtedy nawróconych, tenże sam los spotkał i wszyscy oni z męczeńską koroną poszli do Nieba.
Pożytek duchowny
Jak modlitwa świętego Jerzego skruszyła balwany pogańskie, tak każda modlitwa pokorna, wyjednać może łaski Boże, przez co skruszone zostają bałwany, którym w sercu swoim cześć oddaje grzesznik, gdy cokowiek nad Boga przekładając grzechu się dopuszcza. Proś tego wielkiego Męczennika i wielkiego cudotwórcę, którego dziś Kościoł święto obchodzi, aby ci wyjednał łaskę wyniszczenia w sercu twojém bożyszcz, którym namiętności twoje hołdują
Modlitwa (kościelna)
Boże! Który nas pocieszasz wspomnieniem zasług błogosławionego Jerzego Męczennika Twojego, i do pośrednictwa jego uciekać się dozwalasz, spraw miłościwie, abyśmy przez niego prosząc o Twoje dobrodziejstwa, z daru łaski Twojéj takowe otrzymali. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 372–375.
Św. Apoloniusza Męczennika
Żył około roku Pańskiego 189.
(Żywot jego wyjęty jest z dzieł świętego Euzebiusza i świętego Hieronima.)
Zmiany zaszłe w cesarstwie rzymskiém w roku 180, po śmierci cesarza Marka Aureliusza, przyniosły także wielką różnicę i w położeniu ówczesném chrześcijan. Za panowania tego monarchy, wierni prawie nieustającego doznawali prześladowania, bo nawet i wtedy, gdy odniosłszy zwycięstwo nad Germanami które i on sam przypisywał modlitwom curześcijan, pod karą śmierci zakazał był oskarżać wiernych o ich wyznanie. Pomimo bowiem tego, za jego rządów ucisk Kościoła nie ustawał, jużto pobudzany przez mędrków pogańskich, tém zawziętszych im skuteczniéj przez uczone pisma katolickie przekonywanych o błędach swoich, — jużto i przez zabobonne przywiązanie samego cesarza do obrzędów pogańskich, w skutek którego pozostawił on, w całéj ich surowości, wiele praw wydanych przez jego poprzedników a najuciążliwszych dla chrześcijan.
Cesarz Komod syn i następca Marka Aureliusza, nie odziedziczył wprawdzie po ojcu przymiotów naturalnych, jakie tamtemu przypisują, ale przynajmniéj nie odznaczał się tą zabobonną nienawiścią do chrześcijan, podbudzaną duchem pogańskiéj filozofii, z któréj Marek Aureliusz był znany. Za panowania więc Komoda, chrześcijanie żyli spokojni, co niemało przyczyniło się wtedy do rozezerzenia wiary Chrystusowéj. Wszędzie nabierało wzrostu ziarno Ewangeliczne, wszędzie prawda nad fałszem i bezbożnością pogańską brała górę, a nadewszystko miasto Rzym, w skutek starań i gorliwości świętego Eleutera Papieża, cieszyło się coraz większą liczbą nawracających się pogan. Codziennie widzieć tam można było całe rodziny i domy, i to najzamożniejszych i najznakomitszych mieszkańców, przyjmujące wiarę katolicką i w Sakramencie Chrztu świętego, odradzające się na życie wieczne.
Z liczby osób z wyższego stanu, które podówczas przeszły na łono Kościoła, jednym z najznakomitszych ludzi tak co do urodzenia, majątku i rozumu, jak i co do wysokiéj godności jaką piastował w téj stolicy świata, był święty Apoloniusz. Posiadał on urząd Senatora rzymskiego, pochodził ze starożytnego i wławionego w dziejach tego kraju rodu, a co większa osobistemi wysokiemi odznaczał się zaletami, a ztąd powszechnie a słusznie był wielce poważanym. Poczytywano go za najuczeńszego i najwymowniejszego członka świetnego grona Senatu, a biegłość w naukach i w filozofii, stawiała go w rzędzie najpierwszych jego wieku pisarzy. Częste rozprawy, jakie toczył o religii chrześgijańskiéj, tak z Papieżem świętym Eleuterem, jak i ze świętym Lucyanem, w czasach gdy chrześcijanie wszelkiéj zażywali swobody, skłoniły go do badania Pisma Bożego, które gdy przeczytał pilnie, odsłoniły mu się oczy i poznał prawdę. Opłakał lata spędzone w błędach pogaństwa, uznał całą ich szpetność, i odpowiadając łasce Bożéj silnie do serca jego kołaczącéj, poddał rozum prawdom objawionym i przyjął Chrzest święty.
Łatwo wystawić sobie, jak wielkiéj doznali chrześcijanie pociechy, widząc w gronie uczniów Chrystusowych, wtedy gdy ich jeszcze nie wielu było, a szczególnie ze stanu więcéj wykształconych ludzi, — senatora rzymskiego, tak wielce poważanego. Jakoż Kościół Chrystusów, najpożądańsze odniósł ztąd, i to niezwłocznie korzyści. Wysoki ten dostojnik a oraz i jeden z najuczeńszych ludzi swego czasu, zostawszy chrześcijaninem, stał się wzorem cnót najwyższych, żywym obrazem doskonałości Ewangelicznéj, a przez uczone pisma swoje, jednym z najznakomitszych obrońców nauki katoliekiéj.
Lecz nie mógł szatan, jak pisze święty Euzebiusz, patrzeć obojętnie, na spokój jakiego zażywał pod tę porę Kościoł, i na nawrócenie się wielkiéj liczby najznakomitszych pogan, pociągniętych do wiary świętéj, i przykładem świątobliwego życia Apoloniusza, i jego uczonemi rozprawami. Szukał więc zły duch wszelkich środków aby go zgubić. W tym celu pobudził pewnego niewolnika, imieniem Sewer, który nie zważając na istniejący jeszcze zakaz oskarżania chrześcijan za ich wyznanie, wystąpił ze skargą na senatora Apoloniusza, donosząc że on odstąpił wiary w bogi cesarskie, i został wyznawcą Chrystusa.
Wielkorządca Rzymu nazwiskiem Pereniusz, trzymając się litery prawa, najprzód kazał stracić nikczemnego oskarżyciela, a potém surowo napomniawszy świętego Apoloniusza, nakłaniał go wszelkimi sposobami, aby odstąpił wiary chrześcijańskiéj, zapowiadając że w przeciwnym razie cały majątek jego na rzecz skarbu rządowego zabrany zostanie, a jeśli to nie pomoże, życie nawet postrada. Widząc zaś iż Apoloniusz niezachwiany w wierze świętéj, przy niéj obstaje, zawezwał go do zdania sprawy ze swego postępku przed Senatem, jako członka tegoż najwyższego ciała, przez które powinien być sądzonym.
Święty Apoloniusz, który od czasu swojego nawrócenia oddawał się tylko naukom odnoszącym się do religii, tak dalece już wtedy w téj Boskiéj umiejętności był biegłym, iż święty Hieronim pisząc o nim, stawia go w rzędzie Doktorów Kościoła. Wielce się téż ucieszył, że nastręczy mu się sposobność wyświecenia przed całym Senatem nauki katolickiéj, kiedy przed nim zdawać będzie sprawę z pobudek jakie go do przyjęcia wiary chrześcijańskiéj przywiodły. Napisał tedy uczoną i znakomitą rozprawę, w któréj wyświecając Boskość i doskonałość religii objawionéj, zbijał wszelkie zarzuty jakie nrzeciw niéj czwvnili filozofowie pogańscy, wykazywał fałsz oszczerstw jakie na nią miotają aby od niéj odstręczyć ludzi łatwowiernych, a oraz wyświecał śmieszność, wszeteczeństwo i bezbożne brednie pogaństwa.
Nasz Święty odczytał tę rozprawę wobec całego Senatu z taką wymową i takim przez Ducha Świętego natchnionym zapałem, że umysły najbardziéj przeciw chrześcijańskim zasadom uprzedzone, i najzawzięciéj religii Chrystusowéj przeciwne, nie mogły oprzeć się wrażeniu jakie na nich wywarła, i powszechnym oklaskiem odpowiedzieli na nią. Lecz obecny temu Wielkorządca, nie tylko najzawziętszy wróg imienia chrześcijańskiego, lecz i z urzędu swojego szczególnie odpowiedzialny za obrót jaki wziąść miała sprawa błogosławionego Apoloniusza, oskarżonego o odstępstwo od religii Państwa, zapobiegł skutkom zbawiennego wrażenia jakie wywarła na słuchających mowa Świętego. Przypomniał Senatorom, że prawo nie dozwalało ułaskawiać chrześcijanina raz przez sąd powołanego, a obstającego przy swojéj wierze: do Świętego zaś zwróciwszy się, upominał go i błagał nawet, aby miał wzgląd na swoje życie, dodając że pozostawia mu tylko kilka godzin do namysłu.
Święty Apoloniusz, który równie jak i Wielkorządca znał barbarzyńskie to prawo i pamiętał o niém, odpowiedział iż dziwi go, że Pereniusz po wysłuchaniu jego mowy, wiedząc jakie są jego co do religii chrześcijańskiéj przekonania, ośmiela się jednak nakłaniać go do odstąpienia od niéj: że męczeństwo było oddawna przedmiotem jego najżywszego pragnienia, że nic zaszczytniejszego i szczęśliwszego spotkać go nie może, jak wylanie krwi za Boskie prawdy które dopióro co wykładał i bronił. W końcu prosił go i zaklinał, równie jak i wszystkich Senatorów, aby uznając niedorzeczność religii pogańskiéj, przyjęli wiarę chrześcijańską, w któréj jedynie dostąpić można zbawienia.
Podziwiali wszyscy tak Wielkorządca i cały Senat, męstwo i stałość Apoloniusza, lecz ulegając obawie ściągnienia na siebie przed ludem odpowiedzialności gdyby go oszczędzili, skazali go na ścięcie. Wyrok ten wykonano niezwłocznie, i świetny ten obrońca wiary Chrystusowéj otrzymał koronę męczeńską w dniu 18-m Kwietnia roku Pańskiego 189.
Relikwie błogosławionych zwłok jego z ubiegiem czasu rozdzielone i umieszczone zostały po różnych kościołach, a mianowicie ojców Karmelitów w mieście Eworu w Portugalii, ojców Jezuitów w Antwerpii, i w kościele świętego Franciszka Serafickiego w Bolonii.
Pożytek duchowny
Święci Męczennicy, gdy nawet chodziło o życie nie zapierali się wiary, i wystawiając się zwykle na straszne męki, śmiało i otwarcie ją wyznawali. My często dla uniknienia małéj ze strony niedowiarków spotkać nas mogącéj przykrości, lub tylko szyderstwa, powstrzymujemy się od czynów właściwych prawowiernemu katolikowi, słabéj przez to dowodząc i w nas samych wiary. Czy nie jesteś z téj liczby?
Modlitwa
Boże! Któryś błogosławionego Apoloniusza męczennika Twojego, wielkiém męstwem i stałością w wyznaniu wiary obdarzył, spraw prosimy za jego wstawieniem się, abyśmy dla żadnych względów ludzkich, od obowiązków prawowiernych dzieci Kościoła Twojego nie odstępowali. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 301–303.
Św. Grzegorza Wielkiego Papieża i Doktora Kościoła
Żył około roku Pańskiego 604.
Pożytek duchowny
Podziwiając jak wielki ten Święty i wielki Papież, pomimo iż całe swoje życie podlegał najdotkliwszym chorobom, będącym bez wątpienia przeszkodą do czynnego życia, nadzwyczajnych jednak i wielkich spraw i tak wiele dokonał, naucz się przezwyciężać wszelkie do przeprowadzenia dobrych twoich zamiarów przeszkody; bo takowe, w każdej chwalebnéj sprawie napotkać się muszą.
Modlitwa (kościelna)
Boże! któryś duszy sługi Twojego Grzegorza, wiekuistéj szczęśliwości nagrody udzielił; spraw miłościwie, abyśmy brzemieniem grzechów naszych obciążeni, za jego za nami do Ciebie pośrednictwem, ulgi doznali. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 204–206.
Św. Arkadiusza Męczennika
Żył około roku Pańskiego 250.
Pożytek duchowny
Widzisz jak straszne męki zadawano świętym Wyznawcom, z jaką stałością przenosili oni takowe z miłości Jezusa. Zkąd im ta siła nadludzka? Oto od tegóż Jezusa, który ich łaską Swoją wspierał. Proś więc i ty Pana Jezusa o potrzebne ci łaski do mężnego znoszenia wszelkich spotkać cię mogących cierpień, a Bóg ci tego nie odmówi. Lecz pomnij, że każdą łaskę ten tylko otrzymuje, kto o nią wytrwale a pokornie prosi.
Modlitwa
Panie! któryś wielkiego męczennika Twojego świętego Arkadyusza, okrutnie katowanego, łaską Twoją wspierając, przedziwną cierpliwością i mężną wytrwałością obdarzył, daj nam przez jego zasługi łaskę cierpliwego znoszenia wszelkich dolegliwości, jakiemi spodoba ci się próbować nas i oczyszczać. Który żyjesz i królujesz i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 37.
