Wpisy z tagiem "wytrwałość":
Bł. Anioła z Akry, kapłana z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego Kapucynów
Żył około roku Pańskiego 1739.
(Żywot jego był spisany przez jednego z kapłanów tegoż zakonu.)
Błogosławiony Anioł od miejsca swego urodzenia zwany z Akry, przyszedł na świat roku Pańskiego 1669 w témże miasteczku, położoném w Królestwie Neapolitańskiém, z rodziców niezamożnych, a w cnoty chrześcijańskie bardzo bogatych. Jak każdy prawie święty tak i on od lat najmłodszych, wielce był do Matki Bożéj nabożny. Miał lat pięć, kiedy łącząc do tego już i umartwienia ciała, na posypanych ostrych kamykach na ziemi klękał, długo się modląc przed obrazem przenajświętszéj Maryi Panny, a wtedy widywano czasem jak z tego obrazu wychodziła światłość, która go ogarniała. Wychowany był bardzo starannie, gdyż go sami rodzice od dzieciństwa do stanu kapłańskiego przeznaczali.
Bardzo jeszcze był młody, kiedy do Akry przybył na misyą ojciec Antoni z Oliwady kapucyn wielkiéj świątobliwości. Na błogosławionym Aniele takie wrażenie zrobiły kazania jego, że odbywszy przed nim spowiedź z całego życia, postanowił wstąpić do tegoż zakonu. Zanim doszedł do lat do tego właściwych, wiódł życie bardzo od świata odosobnione, oddając się tylko naukom i modlitwie. Codzień długie godziny, a niekiedy i część nocy, przepędzał w kościele przed przenajświętszym Sakramentem. Doszedłszy lat ośmnastu wstąpił do nowicyatu ojców Kapucynów, lecz go ztamtąd wywiódł zły duch, przewidując jak świętym zakonnikiem on zostanie. Po niejakim czasie, żałując tego, wstąpił po raz drugi, i znowu wyszedł, ulegając jakiéjś chorobliwéj melancholii, którą piekło na niego zesłało.
Gdy wrócił do miasta rodzinnego, stryj chciał go ożenić, znaczny mu zapisując majątek, lecz Anioł za dar ten podziękował, a ciągle się modlił żeby mu Pan Bóg dał pójść za jego pierwotném powołaniem. Wysłuchanym téż został i postanowił po raz trzeci wstąpić do nowicyatu. Udając się do klasztoru w Montalte, gdzie przebywał podówczas prowincyał Kapucynów, nadszedł nad rzekę nadzwyczaj wezbraną, a nie zastał czółna ani przewoźników. Zakłopotany tém bardzo, zaczął się modlić, i oto stanął przed nim człowiek ogromnéj postawy, który go wziął na barki i na drugą stronę rzeki przeniósł. Anioł chciał mu zapłacić, lecz ten w tejże chwili zniknął. Późniéj objawił mu Pan Bóg że byłto tenże zły duch który go z nowicyatu wyprowadzał, a którego Pan Bóg tą razą zmusił aby mu do wstąpienia do klasztoru dopomógł.
Przyjęty po raz trzeci, jeszcze nie był wolny od pokus odwodzących go od zakonnego życia. Rozbudziły się w nim tęsknoty za światem, za świetnym związkiem jaki mu stryj nastręczał, a w przesadném świetle przedstawiała mu się ostrość Reguły kapucyńskiéj. Lecz Anioł znał się już na tych zasadzkach szatańskich, i uciekł się do gorącéj modlitwy. Pewnego razu, gdy pomimo tego zdało mu się iż téj pokusie ulegnie, idąc korytarzem padł na kolana przed wizerunkiem Pana Jezusa ukrzyżowanego i zawołał: „Panie patrz na moję nędzę, i przybądź mi na ratunek”, i w tejże chwili usłyszał wyraźny głos z krzyża do niego mówiący: „Naśladuj brata Bernarda z Korleonu kapucyna, a wytrwasz.” Dowiedziawszy się tedy iż ten wielki sługa Boży, miał zwyczaj codziennie biczować się odmawiając godzinki o Męce Pańskiéj, wziął się do tego samego i odtąd go już żadna pokusa od powołania zakonnego nie odwodziła.
Po upłynionym roku, przypuszczony został do wykonania ślubów uroczystych, przy których doznał nadzwyczajnéj pociechy wewnętrznéj, i uczuł jakby sznurem jakim ściśnione sobie biodra, a głowę jakby w płomieniach gorejącą, co oznaczało ten dar nieskazitelnéj czystości, przeciw któréj odtąd żadnych nie doznawał pokus, i te nadprzyrodzone oświecenia na umyśle, któremi go późniéj tak obficie Duch Święty obdarzał. Wyświęcony na kapłana, z całą gorliwością oddał się pracom apostolskim, do których go przełożeni przeznaczyli. Do ciągłéj modlitwy łącząc coraz większe umartwienia ciała, trapiąc je trudami, postami, krwawém biczowaniem się, czuwaniem, w krótkim czasie do najwyższéj doszedł doskonałości. Najprzód téż przełożonym klasztoru, a potém Prowincyałem jednéj i drugiéj prowincyi wybrany, tak na tych obowiązkach zajaśniał roztropnością i gorliwością, i z taką miłością o duchownych i doczesnych braci potrzebach pamiętał, tak szczególnie przestrzegał w nich wzajemnéj jedności i zgody, że go Aniołem pokoju przezwali i wszyscy bez wyjątku pragnęli, aby jak najdłużéj swój urząd piastował.
Zostawszy misyonarzem jak tylko kapłaństwo przyjął, już w tym zawodzie aż do śmierci to jest lat blizko pięćdziesiąt pracując, trudno wypowiedzieć ile doznał trudów, a z jak nadzwyczajnym pożytkiem dla dusz wiernych je ponosił. W początkach tego zawodu, pracowicie przygotowywał swoje kazania, i całe pisał. Chociaż miał dobrą pamięć, ile razy wszedł na aszalnicę, jakaś nieprzezwyciężona siła wstrzymywała go wśród kazania, tak że z wielkim wstydem niemogąc go skończyć schodzić musiał z ambony. Razu pewnego, gdy z tego powodu gorąco się modlił prosząc Pana Boga ażeby albo go wyleczył z tego rodzaju jakby choroby, albo skłonił jego przełożonych do uwolnienia go od obowiązku kaznodziejskiego, usłyszał głos wyraźnie do niego mówiący: „Nie lękaj się niczego, udzielę ci daru wymowy, i odtąd pracom twoim błogosławić będę.” – „Kto jesteś który tak do mnie przemawiasz?” zawołał Anioł zdziwiony, i wtedy poczuł że ziemia pod nim jakby podczas trzęsienia zadrżała i usłyszał znowu te słowa: „/Jam jest Którym jest/ 1 i rozkazuję ci abyś odtąd kazywał po prostu, w sposób zrozumiały dla każdego.” Błogosławiony Anioł zrozumiał wtedy, że ową niemożnością kazywania jakiéj doznawał dotąd, chciał go Pan Bóg ukarać za wykwintność w sposobie mówienia, i skłonić do miewania przystępniejszych dla prostego ludu kazań. Odtąd więc gotował się na nie tylko czytaniem Pisma Bożego i modlitwą. Mawiał kazania z największą łatwością, był tak biegłym w wykładzie najtrudniejszych miejsc Pisma Bożego, że najuczeńsi teologowie przyznawali mu w tém wyższość. Miał zaś zwyczaj przy końcu każdéj nauki, mówić coś o męce Pańskiéj, i tém wszystkich do łez i najżywszéj skruchy pobudzał.
Swojemi pracami apostolskiemi objął nietylko Kalabryą, lecz i całe królestwo Neapolitańskie, z niesłychanym wszędzie dla garnącego się ludu na jego nauki pożytkiem. Po ukończonéj misyi odbywał uroczystą z ludem procesyą, i wieki krzyż umieszczał na głównym placu na pamiątkę odbytéj misyi. Gdy po ukończeniu takowéj w mieście Mędyczyno, przygotowano krzyż tak nadzwyczaj wielki i ciężki, że pięciu silnych ludzi podnieść go nawet z ziemi nie mogło, błogosławiony Anioł sam wziął go na barki i niósł na czele procesyi, co widząc lud cały wołał: „Cud, cud.” Nadciągnięto nad rzekę, a gdy wszyscy na most się wtłoczyli, Anioł z tymże krzyżem suchą nogą przez rzekę przebył, i w tejże chwili okazały się na niebie nad nim, trzy podobnegoż kształtu wielką światłością jaśniejące krzyże. Kilkakrotnie widziano go na kazalnicy w stanie zachwycenia, olśnionego światłością niebieską, i w powietrze na stóp kilka uniesionego.
Arcybiskup Kardynał Neapolitański, zawezwał go z kazaniami wielkopostnemi, do głównego kościoła w téj stolicy. Święty rozpoczął je ze zwykłą sobie przemawiając prostotą. Nie podobało się to wybrednym słuchaczom, którzy się do tego kościoła zgromadzali. Na drugie jego karanie przyszło ich bardzo mało, na trzecim prawie nikogo nie było. Widząc to kapłan zarządzający tym kościołem, przeprosił błogosławionego Anioła, i uwolnił od dalszych nauk. Pokorny sługa Boży, ani słowa niemówiąc, wziąwszy kij w rękę, wyszedł z Neapolu. Lecz ledwie się oddalił o milę, przysłał po niego Kardynał aby powrócił, i daléj swoje kazania miewał. Posłuszny błogosławiony Anioł, spełnił to polecenie Arcybiskupa, rad nawet temu, że jak był tego pewnym, nowe go upokorzenia spotkają. Gdy wstąpił na kazalnicę, ujrzał wielką liczbę słuchaczy, a to właśnie najbardziéj ubiegających się o kazania wytworne, gdyż spodziewano że go zastąpi jeden z najkwiecistszych w Neapolu kaznodziejów. Wciągu nauki widział jak go niechętnie słuchają, a szczególnie zauważał pewnego znakomitego literata, który prawie głośno szydził z jego kazania. Przy końcu tak się Anioł odezwał: „Proszę odmówić Ojcze nasz i Zdrować Marya, za duszę tego, który wychodząc z kościoła padnie nieżywy.” Owóż, słowa te mało kogo przeraziły a w większéj części obudziły śmiech i podejrzenie, że ten prostaczek, jak go nazywali, chce proroka udawać. Tymczasem, w chwili gdy ludzie tłumnie wychodzili, przy samych drzwiach padł tknięty apopleksyą tenże szyderca o którym wspomnieliśmy, i niezwłocznie skonał. Wypadek ten nadzwyczajne wywarł w całém mieście wrażenie. Odtąd kościół pomieść nie mógł słuchaczy zbierających się na kazania błogosławionego Anioła. Gdy schodził z kazalnicy taki tłum rzucał się na niego aby się otrzeć o jego habit, albo wziąść kawałek z płaszcza jego na relikwią, że go straż policyjna musiała otaczać, strzegąc aby go nie udusili. Lecz co dla niego było najpożądańszém, najwięksi grzesznicy się nawracali i do jego konfesyonału się garnęli.
Wielu różnemi cudami i w innych miejscowościach raczył Pan Bóg uświetnić tego wielkiego Apostoła Swojego. Widywano go w czasie kazań w stanie zachwycenia okrytego światłością cudowną, wychodzącą z wizerunku Pana Jezusa albo Matki Bożéj, do których zwracał się wtedy z modlitwą. Miał także ten dar cudowny, że przenosił się z miejsca na miejsce, z szybkością jakby błyskawicy, i współcześnie na różnych bywał obecny. Od chwili wyświęcenia na kapłaństwo już do śmierci, to jest przez lat przeszło czterdzieści, poświęcał się zawodowi misyonarskiemu. Każdego roku sześć miesięcy spędzał na misyach, a drugie sześć w klasztorze, oddając się najostrzejszéj pokucie i najwyższéj bogomyślności. W pracach jego apostolskich żadne trudności go nie powstrzymywały. Zdarzyło się razu pewnego, że podczas misyi, złamał był nogę; pomimo tego codzień miewał z kazalnicy na którą go wnosili, po trzy nauki.
Kilku osobom bliższe z nim mającym stosunki przepowiedział dzień swojéj śmierci. Gdy ten nadszedł, przyjął ostatnie Sakramenta święte, i ciągle się modlił. Przed samym skonaniem, okazał się mu zły duch, którego odegnał makiem krzyża świętego mówiąc: ”Milcz szatanie, nie samym chlebem tyje człowiek” 2. Zasnął błogo w Panu, wymawiając te słowa: „Przyjdź już przyjdź dobry Jezu”, dnia 30 Października roku 1739. Papież Leon XII wpisał go w poczet błogosławionych.
Pożytek duchowny
Dwa razy błogosławiony Anioł, ulęgając pokusie złego ducha, występował z zakonu, aż nareszcie uciekając się do modlitwy a szczególnie do rozmyślania męki Pańskiéj, wytrwał w swojém powołaniu. Używaj i ty tychże środków, gdy widzisz się niestałym w dobrych swoich przedsięwzięciach, a wyjednasz sobie łaskę wytrwałości.
Modlitwa (Kościelna)
Przedziwny w świętych Twoich wszechmogący Boże! któryś serce błogosławionego Anioła do Siebie przyciągnąć raczył, za jego zasługami i wstawieniem się spraw, abyśmy wszystkiém co ziemskie wzgardzając, w miłości wiekuistéj ojczyzny przez ciągłe rozmyślanie rzeczy niebieskich, utwierdzali się. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 929–931.
Św. Gorgoniusza i Doroteusza, Męczenników
Żyli około roku Pańskiego 304
(Żywot ich był napisany przez Metafrasta i Euzebiego z Cezarei, historyków kościelnych.)
Święci Gorgoniusz i Doroteusz żyli przy końcu trzeciego wieku, i ponieśli męczeństwo podczas jednego z największych prześladowań Kościoła, a które rozsrożyło się było w dziewiętnastym roku panowania cesarza Dyoklecyana, najzawziętszego i najokrutniejszego prześladowcy chrześcijan. Jak ciężkie wtedy były dla wiernych czasy, opisują to bardzo dokładnie wielu ówczesnych pisarzy, których pisma do dni naszych przetrwały. Jednym z takich drogich dla każdego chrześcijanina zabytków, jest niedawno wynalezione przez uczonego Kardynała Maii (zmarłego w Rzymie w roku 1865) pismo Konstantyna Dyakona i archiwistę Carogrodzkiego kościoła, w pierwszych wiekach chrześcijaństwa żyjącego, w którym on, jako naoczny tego świadek, opisuje i okrucieństwo prześladowców, i męstwo umierających za Chrystusa wyznawców. Zacząwszy od historyi cudownego założenia i rozszerzenia się wiary chrześcijańskiéj, przechodzi następnie do czasów gdzie rozpoczęło się było prześladowanie i taki czyni tego obraz.
„Lecz szatan z natury swojéj okrutny, nie mógł pozostać obojętnym widzem szerzącego się na ziemi Królestwa Bożego. Dla tego téż, przybrawszy sobie do pomocy pogańskich cesarzów, królów, konsulów, wielkorządców, najwyższych urzędników, dowódzców wojsk, a następnie ludy i narody wszelkiego języka i kraju ze Wschodu i Zachodu, Północy i Południa, wydał straszną wojnę wyznawcom Chrystusa.
„Wszakże nie z mniejszym zapałem gotowali się do odporu obrońcy wiary świętéj, których imiona wpisane były w księdze żywota u Boga, a którzy jak męstwem w znoszeniu mąk najstraszniejszych, przewyższali bezbożnych, tak górowali nad nimi przykładem cnót najszczytniejszych. Z wszelkiéj płci i wieku, z każdego stanu i zawodu, z różnej narodowości i z różnych części świata, zgromadzili się oni w szyk bojowy, jakby jedną ożywiony duszą. Byłato jakby przecudna i urozmaicona łąka, ubarwiona kwiatami niezliczonych kolorów: bylito młodzieńcy i dziewice, mężowie w sile wieku i starcy zgrzybiali. Wątłe niewiasty siły męzkiéj nabywały, a zapominając o naturze płci słabszéj, w gotowości na wszelkie poświęcenia, szły na wyścigi z największymi bohaterami. W świętéj téj armii, widzieć nawet mogłeś tłumy małych dzieci, objawiających rozum dojrzały, pomimo niedojrzałego ich wieku. Widziałeś tam pomieszanych w jednym szeregu sędziów i podsądnych, panów i ich niewolników, mężów znakomitych, i ludzi do gminu należących, magnatów i wyrobników, osoby z wszelkich narodowości, jaka tylko w świecie całym rozróżnia od siebie ludy. Słowem było to jak się wyraża Pismo Boże: Wojsko uszykowane porządnie, z wszelkiego narodu jaki jest pod niebem 1.
„A teraz patrzmy, jak straszną była już sama walka: Zapalano ognie na ołtarzach pogańskich przed posągami bożyszcz; wszystko co potrzebném było do uczczenia ich leżało przygotowane: kadzidło, kadzielnice, różne rodzaje ofiar i pokarmy poświęcone. Współcześnie wyroki cesarskie ogłaszano w całém mieście; dla zmuszenia wszystkich do wiary pogańskiéj, a zniszczenia religii chrześcijańskiéj, nakazano było każdemu tak cudzoziemcowi jak i miejscowemu mieszkańcowi, wyrzec się świętéj wiary, i nie Bogu Stwórcy, lecz jego stworzeniu oddać cześć najgłębszą! Kto temu rozkazowi nie uległ, miał ponieść wszelkiego rodzaju męki, a w końcu śmierć okrutną. Na głównych placach publicznych, wznosiły się trony i trybunały, z których zasiadający na nich urzędnicy cesarscy, polecali jak najśpieszniejsze wykonanie ich rozporządzeń. Otaczaji ich kaci i siepacze, za ich skinieniem rzucający się na nieposłusznych. Było tam także mnóstwo ludu, w którym jedni przychodzili składać bożkom ofiary, drudzy aby się przypatrzyć mękom, które zadawać będą chrześcijanom.
„Wymyślono niezliczone rodzaje narzędzi do męczenia, a były one tak straszne i barbarzyńskie że sam ich widok mógł przerazić każdego, zanim jeszcze wzięto go na tortury, Nakoniec w wyznaczonéj na to godzinie, wysłani urzędowni woźni, obiegali ulice, z wielkim krzykiem wzywając lud do składania ofiar szatanom, do wyrzeczenia się Chrystusa, i do przystępowania niezwłocznie do ołtarzy. Kto się zawahał, wnet był przed sędziów stawiony, i tam rozpoczynały się te badania przewrotne, po których wierni mieli do wyboru, albo nikczemnie wyrzec się wiary, albo mężnie przy niéj stojąc, ponieść najstraszniejsze męki, a po nich otrzymać koronę niebieską.” 2
Za takichto tedy czasów, żyli dwaj Święci których pamiątkę śmierci męczeńskiéj dziś obchodzi Kościół. Byli oni znakomitymi Panami Rzymskimi, a jako szambelani cesarza Dyoklecyana, do jego dworu należeli. W szczególnych u niego zostawali łaskach, chociaż oddawna byli chrześcijanami, z czém się przed nim kryli. Wpływem swoim większą część dworzan cesarskich nawrócili do wiary świętéj; a pomiędzy nimi pewnego znakomitego rodu młodzieńca, w przybocznéj gwardyi Dyoklecyana służącego, imieniem Piotr, największego ulubieńca Dyoklecyana. Gorgoniusz i Doroteusz także bardzo go kochali, gdyż byłto młodzieniec nieposzlakowanych obyczajów i wysokiéj pobożności, chociaż i on kryć się musiał ze swojém wyznaniem.
Kiedy Dyoklecyan wydał był prawa przeciw wyznawcom Chrystusa i gdy z wprowadzeniem ich w wykonanie, już w wielu miejscach, a szczególnie w Nikomedyi gdzie cesarz głównie przebywał, lała się strugami krew chrześcijańska, nie mógł Piotr powstrzymać się aby nie objawić swego z tego powodu oburzenia. Cesarz poznawszy przez to że i on jest chrześcijaninem, w niezmierną złość wpadłszy, nakazał mu aby publicznie złożył ofiarę bożkom; a gdy Piotr uczynić tego nie chciał, najokrutniejsze zadał mu męki. Najprzód zbite go tak srodze, że ciało opadłszy, kości poodkrywało. Na tak poranionego, leli ocet gorący z solą; potém palono go na węglach rozżarzonych, i święty ten Męczennik ciągle i głośno wyznając Chrystusa, w katuszach tak ciężkich życia dokonał.
Działo się to w obecności cesarza, przy którym byli podówczas Gorgoniusz i Doroteusz. Nie mogli i oni znieść tak strasznego w Dyoklecyanie barbarzyństwa, a patrząc na męstwo jakie okazał ich uczeń, i sami korony męczeńskiéj zapragnęli. Obaj więc zawołali do Dyoklecyana: „Cesarzu, tak okrutnie katujesz Piotra za to do czego i my się poczuwamy? Poczytujesz mu za winę to co my uważamy sobie za święty obowiązek. Wiarę którą on wyznał i my wyznajemy; jak on za nią umarł, tak i my na to gotowi. W niczém i nigdy nie przeniewierzył się on tobie, jak i my wiernie ci zawsze służyliśmy; a jeśli poczytałeś mu za zbrodnię to że wyznaje Chrystusa, oświadczamy ci że i my jesteśmy chrześcijanami, a brzydząc się twojemi bożyszczami, cześć oddajemy tylko Jezusowi Chrystusowi Bogu naszemu. Niech więc podzielamy los Piotra i obyśmy jak on umarli za wiarę.” Słysząc to cesarz, a nieposiadając się od złości że i najbliżsi jego dworzanie przestali być poganami, i Gorgoniusza i Doroteusza, wskazał na też męki jakie Piotr poniósł, spodziewając się że oni w nich nie wytrwają.
Kazał więc ich zbić tak, że całe ciało stało się jedną raną; potém zanurzyć we wrzącym occie osolonym, następnie piec wolnym ogniem na rusztach. Lecz widząc że te straszne męki ich stałości w wierze zachwiać nie mogły, kazał katom aby przez uduszenie śmierć im zadali. Ponieśli męczeństwo dnia 9 Września roku Pańskiego 304. Ciała ich pochowali chrześcijanie, a relikwie świętego Gorgoniusza późniéj przewiezione zostały do Rzymu i w kościele Watykańskim umieszczone.
Pożytek duchowny
Obaj święci Męczennicy których żywot dopiéro czytałeś, zostając na dworze cesarza pogańskiego, a więc wśród wielkiego zepsucia, tak żywą dochowali jednak w sercach swoich wiarę, że się dobrowolnie na okrutne męki za tęż wiarę wydali i mężnie w niéj wytrwali. Niech cię to oduczy, składać na położenie w jakiém się znajdujesz twoję opieszałość w służbie Bożéj: gdyż kto ma żywą wiarę, temu nic przeszkodzić nie może wiernie i gorliwie służyć Panu Bogn.
Modlitwa (Kościelna)
Święci Twoi Panie Męczennicy Gorgoniusz i Doroteusz, niech nas pośrednictwem swojém wspierać raczą, i zbawiennéj pociechy niech dadzą nam zaznać, przy obchodzie ich uroczystości. , Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 765–767.
Św. Hermany Kuzę (Cousin), Pasterki
Żyła około roku Pańskiego 1601.
(Żywot ten wyjęty jest z jéj Bulli kanonizacyjnej.)
Święta Hermana urodziła się w małéj wiosce Pibrak (Pibrac) w dyecezyi Tuluzkiéj, w południowéj Francyi położonéj. Ojcem jéj był ubogi rolnik nazwiskiem Wawrzyniec Kuzę (Cousin), a matka miała imię Maryanna. Hermana od urodzenia miała prawą rękę bezwładną, która była jakby uschniętą, a w dzieciństwie dotknięta chorobą szkrofuliczną, już z niéj nigdy wyleczoną nie została. Matka jéj bardzo pobożna kobieta, i w córeczce swojéj też uczucia zaszczepiała i rozwijała od lat najmłodszych. Uczyła ją cierpienia jakie Pan Bóg na nią zsyłał Jemu ofiarować, a zapatrując się na to co cierpiał Pan Jezus z miłości ku nam, i z miłości ku Niemu znosić nasze krzyże chętnie: lecz przedewszystkiém uczyła ją kochać Matkę Bożą i do Niéj we wszelkich potrzebach się uciekać. Jak téż od samego dzieciństwa, tak i przez całe życie, święta Hermana wielkie miała do przenajświętszéj Panny nabożeństwo.
Lecz niedługo zostawała pod czułą i tak potrzebną każdemu dziecku, a cóż dopiéro dotkniętemu kalectwem, opieką matki. Zaledwie miała lat kilka gdy ją straciła, a ojciec drugą żonę pojął, wdowę która miała kilkoro dzieci z pierwszego małżeństwa.
Macocha Hermany była to kobieta bardzo niedobra obchodziła się z nią najgorzéj; przeznaczyła ją do usług około swoich dzieci, które były nadzwyczaj kapryśne i ciągle na nią skarżyły, chociaż ze swéj strony starała się ona jak tylko mogła we wszystkiém im dogadzać, Ojciec człowiek słabego charakteru i zawojoWany przez żonę, pozwalał na wszystko, i nawet pod wpływem macoszynych uprzedzeń do Hermany, i sam stał się dla niéj bardzo ostrym. Święta dziewczynka znosiła te dotkliwe przykrości z przedziwną cierpliwością, i czasem tylko płakała skrycie na modlitwie, prosząc Pana Boga aby jéj dawał coraz większą łaskę do znoszenia jak najcierpliwiéj, a nawet chętnie dla Jego miłości, wszystkich upokorzeń jakie ją spotykały. Łaski téż takowéj nie szczędził jéj Pan Jezus. Nikt jéj nie słyszał uskarżającą się, nikt nawet zachmurzoną nie widział, i zdawało się patrząc na nią, że jest bardzo szczęśliwa z ostatniego miejsca jakie jéj pozostawiono w domu; i że ją z grona rodzinnego prawie zupełnie wykluczono. Służyła wszystkim z całego serca, i chociaż kaleczka i prawie ciągle chora, tak była czynną, pracowitą i zręczną, że obcy ludzie patrząc na nią mawiali, iż mała ta dziewczynka za dwie dobre sługi wystarcza.
Takie jéj postępowanie, nie tylko nie zjednało jéj serca niepoczciwéj macochy, lecz ją jeszcze gorzéj przeciw niéj rozdrażniało. Ciągle to na nią zrzędziła, to obelżywie ją łajała, a często i biła. W końcu aby o ile możności pozbyć się jéj z domu, gdy podrosła, przeznaczyła ją do pasania trzody w polu. Wysyłała ją tam na cały dzień od rana do wieczora, i to, według zwyczaju południowych krajów zimą i latem. Na całodzienny posiłek dawała jéj kawałek suchego chleba, który Hermana zabierała z sobą w pole; a na mieszkanie to jest na nocleg gdy wracała z pola, przeznaczyła jéj stary i zanieczyszczony chlewek, mający wszystkiego pięć stóp objętości, w którym i latem i zimą nocowywała. Ileż to razy zmoczona od deszczu, na który cały dzień wystawioną była, albo zziębnięta od mrozu i śniegu, nie mając odzienia ani obuwia do przemiany, wracała późno wieczorem Hermana z trzodą, a nie mogąc nawet pokazać się w chacie, szła na noc do swojéj nory wilgotnéj, w któréj na posłanie i okrycie miała tylko trochę słomy przegniłéj. I tak spędziła nie rok jeden, nie lat kilka, lecz całą swoję młodość: to jest całe swoje życie, bo bardzo młodą umarła.
Lecz wśród takich ucisków i krzywd jakie ją od ludzi spotkały, Pan Bóg, o ile jej odjął był wszelkich pociech doczesnych, o tyle obsypywał ją pociechami niebieskiemi. Całe jéj życie tak smutne w oczach ludzi, było jakby ciągłą gorącą modlitwą, wśród któréj przez większą część dnia i nocy nawet zatapiała się w wyższe stany bogomyślności, i wpadała w zachwycenia, w których tu już na ziemi zakosztowują dusze wybrane radości niebieskich.
Oto jaki był tryb jéj życia zwykły: O świcie wyszedłszy w pole i rozmieściwszy trzódkę swoję na właściwych pastwiskach, zawieszała sobie u drzewa, albo jeśli na łące była u swojego kija pasterskiego, medalik przenajświętszéj Panny który miała jeszcze od matki, i przed nim długo się modliła. Jużto odmawiała Różaniec, lub inne modlitwy ustne, już samą myślą i sercem wznosiła się do Nieba, i wtedy często w długie zachwycenie wpadała. Jak tylko posłyszała że w kościołku wiejskim dzwonią na Mszę świętą, udawała się na nią, zostawiając wśród trzody kijek swój zatknięty, a po powrócie znachodziła bydełko tak się go pilnujące wiernie, jakby sama była przy niém nieodstępnie. Dopiéro około zachodu słońca brała swój nędzny posiłek: to jest zjadała trochę chleba przyniesionego z domu, i piła wodę ze źródła. Wieczorem wracała do damu, albo raczéj do swojego chlewka, i w nim znowu dwie albo trzy godziny tylko przespawszy, resztę nocy spędzała na rozmowie z Bogiem. W każdą niedzielę i święto spowiadała się i do Komunii świętéj przystępowała, a sam jéj widok wtedy pobudzał drugich do nabożenstwa.
Sama tak uboga, jeszcze umiała wspierać biednych. Bardzo często albo ujmowała sobie chleba, albo go cały dzień nie jadła wcale, aby so oddać biednemu.
W ciągu dnia zgromadzała małe dzieci paszące bydło w polu, i uczyła je katechizmu, którego doskonale wyuczona była i od matki, i z kazań których pilnie słuchała w kościele. Resztę czasu spędzała znowu na modlitwie, na któréj wielkie łaski i pociechy niebieskie odbierała. Zdarzyło się kilka razy, że gdy potok rozdzielający wioskę Pibrak od pola, wezbrał był tak że na drugą stronę nikt dostać się nie mógł, nasza Święta udając się do kościoła, przeżegnawszy się przebywała go idąc po wierzchu wody. Żaden wilk nie tknął nigdy jéj trzódki, a ta znowu tak jéj była posłuszną, że gdy ją pozostawiała samą, nie ruszałą się daléj nad miejsce które jéj laseczką swoją zakreśliła.
Razu pewnego, a było to wśród zimy, Hermana wychodząc z domu, zabrała była z kuchni kilka kawałków porzuconego tam bardzo suchego chleba. Miała zamiar sama poprzestać na tak lichym posiłku, aby chleb który dostała dla siebie, oddać pewnój ubogiéj kobiecie. Spostrzegłszy to macocha po jéj odejściu, wpadła w złość największą i z kijem w ręku pogoniła za nią, aby jéj te okruszyny odebrać i kijem ją obić. Dwóch wieśniaków spotkawszy ją i widząc w jakim celu śpieszy, udali się za nią aby obronić biedną dziewczynę, nad któréj losem wszyscy się litowali. Gdy ją dogonili a macocha kazała jéj pokazać co niesie w fartuszku, w miejscu kawałków chleba, znalazły się prześliczne i świeże kwiaty. Zdziwił ten cud świadków tego zdarzenia, którzy wróciwszy do wioski, rozpowiedzieli go wszystkim. Od téj pory nie tylko wszyscy poczytywali ją za Świętą, lecz i ojciec jéj nie pozwolił już żonie pastwić sję dłużéj nad nią. Chciał aby Hermana przestała paść trzodę, aby z inném rodzeństwem zajęła miejsce w domu i aby już nie mieszkała w chlewku smrodliwym. Lecz Święta tak się już była rozmiłowała w tych wszystkich swoich umartwieniach, i tyle w zamian za nie odebrała od Boga łask i pociech, że rzuciwszy się do nóg ojcu, uprosiła u niego aby w jéj spoobie życia żadnéj zmiany nie wprowadzano. Wawrzyniec uległ jéj usilnym prośbom.
Wkrótce potém, pewnego poranku, późniéj niż zwykle nie widząc wychodzącej z trzódką Hermany, poszedł do jéj chlewka, i znalazł ją bez życia, leżącą z rękoma na krzyż złożonemi i z przedziwnéj łagodności uśmiechem na ustach. Wziął ją był już Pan Bóg do Siebie. Umarła w miesiącu Czerwcu, roku Pańskiego 1601, mając lat dwadzieścia dwa.
Słynącą licznemi i wielkiemi cudami po śmierci, ojciec święty Pius IX, najprzód Błogosławioną oglosił, a w roku 1867 przy obchodzie ośmnastej setnicy męczeństwa świętego Piotra, uroczyście ją ukanonizował.
Pożytek duchowny
Przy kanonizacyi świętéj Hermany, tak przemówił Papież Pius IX: „Przez tryumf jaki odnosi w téj chwili ta pokorna pasterka, Pan Bóg chce nam dać naukę najpotrzebniejszą za naszych czasów. Jakoż, gdy wszyscy gonią za bogactwami, uciechami i wywyższeniem się, najpotrzebniejszém jest przedstawić do czci powszechnéj i jako wzór do naśladowania, życie uświęcone ubóstwem, cierpieniem i wzgardą świata.” — Weź ztąd potrzebną i dla siebie naukę.
Modlitwa (kościelna)
Boże! Który wywyższasz pokornych, a tak uświetnić raczyłeś miłość bliżniego i cierpliwość błogosławionéj dziewicy Hermany, daj nam za jéj wstawieniem się i zasługami, cierpliwie znosić nasze krzyże, i przez to dojść do doskonałego miłowania Ciebie. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 498–500.
Św. Hermana Biskupa Paryzkiego
Żył około roku Pańskiego 576.
(Żywot jego był napisany przez świętych Fortunata i Grzegorza Turoneńskiego Biskupów.)
Święty Herman, wielki swojego czasu cudotwórca, przyszedł na świat w Burgundyi, około roku Pańskiego 459. Ojciec jego Eleuter, a matka Euzebia, należeli do jednéj ze znakomitszych rodzin tego kraju. Lecz rodzice jego byli to ludzie bardzo zepsuci, a matka do tego stopnia wyrodna, że zasmucona tém iż wiele już miała dzieci przy małym majątku, gdy Hermana w łonie swojém nosiła, zadała sobie napój, przez który chciała dziecię swoje zabić zanim na świat przyjdzie. Cudem tylko Opatrzności Boskiéj nie stało się ono ofiarą tej zbrodni.
Herman którego wychowanie było bardzo niedbałe, oddany został do szkół w miasteczku Awalon, wraz z rówiennikiem i stryjecznym bratem swoim imieniem Stratydyasz. Czekał ich obydwóch znaczny spadek po bogatym stryju. Matka Stratydyasza powodowana chciwością, chcąc go jedynie swojemu synowi zapewnić, umyśliła Hermana otruć. Opatrzność i w tym wypadku czuwająca nad nim, dopuściła że sługa która miała mu zadać truciznę pomyliła się, i napój nią zaprawny podała Stratydyaszowi, który tylko co życiem tego nie przypłacił, i w skutek tego na całe życie trądem został dotknięty.
Biedny Herman, widząc się tak okrutnie prześladowanym od najbliższéj swojéj rodziny, rozstał się z nią na zawsze, i udał się do dalekiego krewnego swojego Skupiliona człowieka wielkiéj świątobliwości, który i przykładném życiem i staraniami około niego, wynagrodził mu to wszystko co wycierpiał w domu. Żyli jakby dwaj święci zakonnicy, oddając się głównie różnym ćwiczeniom pobożnym i uczynkom miłosierdzia. Chociaż o pół mili oddaleni od kościoła, codziennie według ówczesnego zwyczaju obecni byli na pacierzach kanonicznych, publicznie tam odprawianych, i od tego nie powstrzymywała ich ani zimowa pora roku, ani największa niepogoda i chłody. Resztę dnia spędzali na czytaniu ksiąg świętych i nawiedzaniu ubogich, którym z największą miłością służyli wspierając ich wedle możności.
Biskup miasta Otę (Autun) święty Agrypin, dowiedziawszy się o wielkiéj świątobliwości młodego Hermana, nakłonił go do wstąpienia do stanu duchownego, a w lat trzy potém, pomimo oporu jaki stawiła w tém jego pokora, wyświęcił go na kapłana. W zawodzie kapłańskim, zajaśniawszy wszystkiemi cnotami temu stanowi właściwemi, został opatem klasztoru świętego Symforyana, na przedmieściu ówczesnego Paryża, będącego. Nowy Opat rządził braćmi swoimi z taką roztropnością, miłością i pilnością że wkrótce zgromadzenie to stało się wzorem najściślejszéj karności zakonnéj, która przed jego przełożeństwem była bardzo upadła. Sława świątobliwości Opata klasztoru świętego Symforyana, przyciągnęła do jego zgromadzenia wiele dusz wybranych; miłosierdzie jego dla ubogich zjednało mu serca mieszkańców całéj okolicy, a nauki jakie miewał do przybywających coraz tłumniéj aby je słuchać, najzbawienniejszy wpływ wywierały na wiernych, którzy z bardzo nawet odległych stron tam się zbiegali. Przytém już wtedy Pan Bóg obdarzył go był łaską przepowiadania przyszłości i czynienia cudów, co słowom jego i wpływowi jeszcze większą przydawało powagę.
Żadnego ubogiego nie odprawiał od furty klasztornéj bez wsparcia. Razu pewnego tak był wszystko rozdał biednym, że ani jeden bochenek chleba nie został w zapasie dla braci. Niektórzy z nich zaczęli na to szemrać. Święty udał się na modlitwę, i zaledwie ją skończył, a oto najniespodzianiéj, pewna pobożna pani przysłała klasztorowi kilka koszów chleba, i nazajutrz nadeszły wozy naładowane różnemi wiktuałami.
Lecz Pan Bóg chciał tego sługę Swego wyprobować i prześladowaniem złych ludzi. Ci do tego stopnia oczernili świętego Hermana przed Biskupem (którym podówczas nie był już święty Agrypin, który go znał dobrze i wielce poważał), że ten kazał go wtrącić do więzienia.
W kilka godzin po jego zamknięciu, drzwi więzienne cudownie otworzyły się, lecz Święty nie chciał wyjść bez pozwolenia Biskupa, który tym jego czynem zbudowany, poznał kim był Herman, i odtąd był dla niego z największém uwielbieniem. Pod tęż porę wszczął się jest pożar w zabudowaniach klasztornych, i groził zupełném zniszczeniem gmachu. Herman kilku kroplami wody święconéj ugasił go w jednéj chwili. Rozgłos tych i wielu innych cudów, tak rozniósł sławę jego świątobliwości po całym kraju, że gdy w roku Pańskim 554 umarł Biskup Paryzki, naszego Świętego na jego miejsce powołano. Długo się temu opierał, lecz w końcu musiał uledz woli króla Childeberta, który uczynił go swoim nadwornym jałmużnikiem, to jest kapelanem królewskim, i powierzył się jego przewodnictwu duchownemu.
Wysokie te godności nie zmieniły w niczém jego sposobu życia ubogiego i umartwionego, a tylko utwierdziły go w tém głębszej pokorze, i jego wielkiéj dla ubogich litości dozwalały tém hojniejsze sypać jałmużny, jako téż wspierać ich wpływem, jaki miał u dworu i u samego króla. Od rana do wieczora oddany sprawom tyczącym się zarządu jego dyecezyi, prawie całą noc spędzał na modlitwie, i zwykle w kościele przed przenajświętszym Sakramentem. Pościł niemal ciągle, a w najostrzejsze zimna nie ogrzewał swojego mieszkania. Posiadając całą ufność królewską, do spraw cywilnych nie wtrącał się wcale, zajęty jedynie pracą około uświątobliwienia swoich owieczek, i wspierania wszelkiego rodzaju nędzy. Król miał zwyczaj codzień dawać mu pieniądze dla ubogich. Razu jednego dostawszy bardzo wielką summę, gdy w ciągu dnia nie zdarzyła mu się sposobność użycia wszystkiego, resztę odniósł królowi. Lecz ten wspaniałomyślny monarcha, oddał mu to napowrót mówiąc: „iż może być pewnym, że znajdzie się w szkatule królewskiéj zasób niewyczerpany do czynienia jałmużny, ile mu się spodoba.”
Pod takim Królem i takim Biskupem, lud wielkiéj pomyślności zażywał, a Pan Bóg cudem głośnym podówczas w całym świecie, i jednego i drugiego hojność dla ubogich nagrodził i uświetnił. Childebert znajdując się w zamku swoim Celskim, w okolicach miasta Melun, zachorował śmiertelnie i już żadnéj nie było nadziei uratowania mu życia. Przybył do niego święty Biskup, całą noc spędził na modlitwie, a rano włożywszy na króla ręce, uzdrowił go najzupełniej. Childebert na pamiątkę tego cudu, zamek Celski z jego przyległościami zapisał katedrze Paryzkiéj, w akcie na to sporządzonym, opisując cud któremu życie zawdzięczał. Po wyprawie swojéj na Hiszpanią tenże monarcha, wybudował w Paryżu wspaniały kościoł, dziś będący właśnie nazwany kościołem świętego Hermana, i do niego przydał obszerne zabudowania dla zakonników, których tam umieścił pod przewodnictwem naszego Świętego. W krótkim czasie zapełnił on to zgromadzenie wielkiéj świątobliwości zakonnikami, których pierwszym opatem zrobił świętego Doroktoweusza. To dało początek sławnemu opactwu świętego Hermana pod Paryżem, z którego późniéj wyszło tak wielu znakomitych mężów kościelnych, tylu Kardynałów świątobliwych i uczonych Prałatów.
Lecz święty Herman stawiając na tak świetnéj stopie pod jego zarządem zostające zgromadzenie zakonne, również zbawiennych owoców swojéj biskupiéj gorliwości doczekał się i na duchowieństwie świeckiém. Seminaryum pod jego okiem będące, wydało mnóstwo kapłanów najzacniejszych, i nimi obdarzyło całą jego wielką dyecezyą. Używało takiéj sławy, że z obcych nawet i bardzo odległych Biskupstw, przysyłano do Seminaryum świętego Hermana młodych kleryków, którzy w tak doskonałéj szkole wyćwiczeni, po całym kraju roznosili ducha gorliwości i świątobliwości kapłańskiéj.
Za życia jeszcze uczynił był tak wielką liczbę cudów, że święty Fortunat Biskup Pitkawski (Poitiers) podówczas żyjący, w życiu jego, które napisał, wylicza ich około dziewięciuset i przydaje że wiele opuścił. Słoma z siennika na którym sypiał, kawałki a nawet nitki z jego sukni, łzy jego zebrane, listy przez niego pisane, okazanie się jego we śnie, wszystko to były cudowne lekarstwa, przywracające zdrowie najcięższemi chorobami lub kalectwem dotkniętym. Gdy wychodził z kościoła, umieszczano na drodze jego długie szeregi chorych, których uzdrawiał w tejże chwili. W miasteczku Medon, gdzie wybuchło powietrze, kilkudziesięciu niém dotkniętych, uzdrowionych zostało chlebem przez niego poświęcanym.
Dożył już był lat ośmdziesięciu, gdy mając sobie objawiony dzień śmierci, kazał wypisać jej datę nad swojém łóżkiem, i sporządziwszy testament wyraził w nim prośbę aby go pochowano przy kościele wybudowanym przez króla Childeberta, który dla tego poźniéj kościołem świętego Hermana został nazwanym. Umarł pełen cnót i zasług dnia 28 Maja roku Pańskiego 576. Gdy ciało jego z wielką czcią niesiono do Opactwa, na przejścia około więzienia stało się ono tak ciężkiém iż go z miejsca poruszyć żadnym sposobem nie mogli, aż więźniów z rozkazu króla uwolniono.
Pożytek duchowny
Święty Herman obarczony ważnemi sprawami zarządu swojéj dyecezyi, po całodziennym trudzie, zwykle większą część nocy przepędzał na modlitwie w kościele. Podobnie wielu Świętych czyniło i czyni. Czy nie jesteś czasem z téj liczby dusz oziębłych, którym na wszystko czas wystarcza, a nigdy na to aby przez cokolwiek dłuższe modlitwy wypraszać sobie łaski potrzebne do zbawienia, a których Pan Bóg udziela tylko tym którzy o nie ciągle proszą.
Modlitwa
Boże! któryś błogosławionego Hermana wyznawcę Twojego i Biskupa, darem gorącéj modlitwy obdarzył, za jego pośrednictwem błagamy pokornie, racz nam udzielić ducha wytrwałéj modlitwy, i ucz nas wypraszać sobie przez nią najpotrzebniejsze łaski. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 434–436.
Św. Wilhelma Opata
Żył około roku Pańskiego 1203.
(Żywot jego był napisany przez jednego z jego uczniów, i znajduje się u Bolandystów pod dniem dzisiejszym.)
Święty Wilhelm z zamożnéj i szlacheckiéj rodziny pochodzący, urodził się w Paryżu około roku Pańskiego 1105. Wychowanym został w klasztorze świętego Hermana, pod okiem swojego stryja Hugona, który tam był Opatem. Młodym chłopaczkiem będąc, objawiał już w sobie wielką pobożność; bardzo przytém był pilnym w naukach i z przykładną dla starszych i nauczycieli uległością. Świątobliwy Opat widząc tak chwalebne w synowcu postępowanie, i niepospolite w nim ze wszech miar zalety, nakłonił go do wstąpienia, do stanu duchownego. Wilhelm i sam do tego wzdychał, a tylko dla głębokiéj pokory nie śmiał domagać się tego. Zaraz na wstępie nowego swojego zawodu, odznaczył się najprzykładniejszém życiem, a przyjąwszy święcenia na Subdyakona, został kanonikiem przy kolegiacie świętéj Genowefy de Monte, w któréj pod tę porę, skład duchowieństwa nie zupełnie odpowiadał swojemu powołaniu.
Świątobliwość nowozamianowanego kanonika, jego regularność w uczęszczaniu na pacierze do chóru, zamiłowanie samotności i oddawanie się nauce; wszystko to nietylko nie zjednało mu serca jego towarzyszy, lecz przeciwnie najgorzéj ich przeciw niemu usposobiło. Uważali go za reformatora, zamierzającego przywieść ich do karności od któréj odstąpili, i którego sam sposób życia już był uderzającém potępianiem ich postępowania, niezgodnego ze stanem w jakim zostawali. Przyszło do tego, iż wszelkich środków zaczęli używać, aby go z grona swojego wydalić. Jeden z nich udając iż ma powołanie do zakonu, chciał za sobą i Wilhelma pociągnąć, lecz ten nie dał się uwieść, a w postępowaniu swojém okazując się zawsze najprzykładniejszym, otrzymał z rąk Stefana Biskupa Paryzkiego święcenia kapłańskie, pomimo wszelkich przeszkód jakie stawili temu jego przeciwnicy.
Wszakże wkrótce potém potrafili oni pozbyć się świętego Wilhelma. Gdy na probostwo Epinejskie, o kilka mil od Paryża położone, którego kollacya należała do kolegiaty świętéj Genowefy, wypadło im mianować jednego zpomiędzy siebie, wyznaczyli na to Wilhelma, aby chociaż tym sposobem nie mieć go w swojém gronie.
Nie długo jednak korzystali ze swobody, jakiéj nabyli wydalając z kapituły najświątobliwszego jéj członka. Papież Eugeniusz III przybywszy do Paryża w roku 1147, i dowiedziawszy się o nadużyciach w Kolegiacie téj panujących, za zniesieniem się z królem, postanowił stanowczo zaradzić złemu. Upoważnił do tego Sugera, Opata klasztoru świętego Dyonizego, który w miejsce świeckich Prałatów obsadzonych przy téj Kolegiacie, sprowadził kanoników regularnych z opactwa świętego Wiktora, dawnym zapewniając do śmierci przyzwoite utrzymanie.
Święty Wilhelm nie wahał się ani chwili: zrzekł się donośnego swojego probostwa, i został Kanonikiem Regularnym, a w krótkim czasie odznaczywszy się wszystkiemi cnotami najdoskonalszego zakonnika, został Podprzeorem. Urząd ten poruczał mu przełożeństwo nad całém zgromadzeniem, wnet téż doznano błogosławionych skutków jakie zwykle sprowadza po sobie dla całego zakonu, świątobliwość przełożonego.
Rozgłos jego cnót wysokich, rozszedł się był i do obcych krajów. Absalon Biskup Rotszyldski w Danii, mając zamiar przywieść do pierwotnéj karności jeden z klasztorów Kanoników Regularnych w jego Dyecezyi będących, uznał że najwłaściwiéj będzie, aby tam Opatem zrobił świętego Wilhelma. W tym więc celu wysłał do niego jednego ze swoich Prałatów. Opat święty Genowefy, widząc że Wilhelm jeszcze pożyteczniejszym będzie w klasztorze w którym potrzeba było wprowadzać dopiéro reformę, niż w tym gdzie już ona istniała, przychylił się do żądania Biskupa Rotszyldskiego, i Święty udał się do Danii, wziąwszy z sobą trzech innych Kanoników Regularnych.
Lecz tam wielkie spotkały go trudności. Skoro został Opatem klasztoru Eschilskiego, wziął się gorliwie do zniesienia w nim wszelkich zwyczajów przeciwnych ścisłéj zakonnéj karności i pierwotnéj Regule. Lecz ostrość klimatu, nieznajomość języka krajowców wśród których przebywał, ubóstwo klasztoru i niechęć podwładnych, wszystko to wystawiło wytrwałość jego na ciężkie próby. Opuścili go téż wkrótce trzéj Kanonicy Regularni z nim przybyli z Francyi, nie mogąc znieść panującego tam zimna, a miejscowi zakonnicy stawili mu niepoczciwy a zacięty opór. Sam przykład nowozamianowanego Opata, raził ich dotkliwie, i wszelkich używali środków, aby się go pozbyć.
Wśród tego rodzaju trudności, przybyły mu i wewnętrzne utrapienia. Zły duch, przewidując ile on w klasztorzetym i kraju całym, uczyni dobrego, chcąc go do wszystkiego zniechęcić i uniezdolnić, wewnątrz srodze niepokoić go zaczął rozlicznemi a gwałtownemi pokusami. Lecz Święty nie ustąpił mu placu. Im większe wzmagały się przeszkody, tém on wytrwaléj pracował około dzieła rozpoczętego na chwałę Bożą, tylko podwajał modlitw i pokuty, poszcząc, czuwając po całych nocach, i trapiąc swoje ciało różnemi sposobami. Bóg téż miłosierny, wynagrodził wkrótce wytrwałość i cierpliwość tego wiernego sługi Swojego. Nie tylko słodyczą postępowania, roztropnością i wielką miłością, zjednał sobie Wilhelm wszystkich braci i przywiódł ich powoli do ścisłéj zakonności, lecz prócz tego wielką liczbę grzeszników ze świata pozyskał Panu Bogu, gdyż wielu z nich, słysząc o jego świątobliwości, zgłaszało się do niego po radę i prosiło o spowiedź. Co większa miał tę pociechę, że w częstych swoich wycieczkach apostolskich, jakie czynił z klasztoru dla głoszenia słowa Bożego niewiernym, nawrócił do wiary świętéj wszystkich pogan, jacy się jeszcze na brzegach morza Bałtyckiego znajdowali.
Dopomagał mu do tego i dar cudów, którego mu Pan Bóg udzielał, gdy już i sama jego wytrwałość w rozpoczęciu świętego dzieła, pomimo zewsząd napotykanych wielkich trudności, a wśród nich niezachwiany spokój jego duszy, były jakby ciągłym cudem. Posiadał przytém łaskę rzewnéj pobożności. Przy każdéj Mszy świętéj widziano go zalewającego się łzami, gdy błagał Boga o błogosławieństwa na swoje prace, i polecał Mu potrzeby własnéj duszy i swoich braci.
Wśród bezustannych i wielkich trudów, ciągle pościł ściśle, raz tylko na dzień jadając. Włosiennicę nosił zawsze na gołém ciele, sypiał nadzwyczaj mało, ścieląc na ziemi trochę słomy.
Na lat siedem przed śmiercią, został mu objawiony dzień i godzina, w któréj miał go Pan Bóg powołać do Siebie. Gdy już ta chwila zbliżała, się, cały ostatni post wielki spędził w ostrzejszéj jeszcze niż zwykle pokucie, i już prawie całe dnie i większą część nocy, poświęcał modlitwie. W Wielki-Czwartek odprawił Mszę świętą z tak wielką pobożnością, że obecni zakonnicy od płaczu wstrzymać się nie mogli. Sam rozdał jeszcze wszystkim Komunią świętą, i wielu ubogim nogi umywał. Po południu miał tenże obrządek odbyć z braćmi, gdy nagle zasłabłszy musiał się położyć. Dostał lekkiéj gorączki, i w sam dzień Zmartwychwstania Pańskiego, gdy na odśpiewywanéj przy nim Jutrzni przyszło do tych słów: Aby przyszedłszy namaścili Jezusa, zawołał iż czas jest aby mu udzielono ostatnie Olejem świętym namaszczenie. Po przyjęciu tego Sakramentu świętego, z oznakami najżywszéj wiary i miłości Boga, poszedł do Nieba po nagrodę długiéj i wiernéj służby swojéj Panu Jezusowi. Umarł dnia 6-go Kwietnia, roku 1203, mając lat dziewięćdziesiąt ośm.
Zaliczony został w poczet świętych przez Papieża Honoryusza III w roku 1224.
Pożytek duchowny
Świątobliwe życie błogosławionego Wilhelma ściągnęło na niego prześladowanie jego towarzyszów, nagannie postępujących. Zwykle bowiem tak bywa, iż kto chce żyć pobożnie, ściąga na siebie niezadowolenie osób słabéj wiary i podejrzanych obyczajów. Lecz kto tak jak ten Święty trwa wiernie na dobréj drodze, ten prędzéj lub późniéj zbawiennym przykładem i drugich pociągnie za sobą.
Modlitwa
Boże! Któryś przykładem świątobliwego życia błogosławionego Wilhelma, wielką liczbę dusz ku wiernéj Tobie służbie nakłonił; spraw prosimy, abyśmy postanowiwszy wiernie Ci służyć, przeszkodami nastręczanemi nam na téj drodze przez ludzi słabéj wiary, odwieść się od tego nigdy nie dali. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 270–272.
Św. Grzegorza Wielkiego Papieża i Doktora Kościoła
Żył około roku Pańskiego 604.
Pożytek duchowny
Podziwiając jak wielki ten Święty i wielki Papież, pomimo iż całe swoje życie podlegał najdotkliwszym chorobom, będącym bez wątpienia przeszkodą do czynnego życia, nadzwyczajnych jednak i wielkich spraw i tak wiele dokonał, naucz się przezwyciężać wszelkie do przeprowadzenia dobrych twoich zamiarów przeszkody; bo takowe, w każdej chwalebnéj sprawie napotkać się muszą.
Modlitwa (kościelna)
Boże! któryś duszy sługi Twojego Grzegorza, wiekuistéj szczęśliwości nagrody udzielił; spraw miłościwie, abyśmy brzemieniem grzechów naszych obciążeni, za jego za nami do Ciebie pośrednictwem, ulgi doznali. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 204–206.
Św. Romana Opata
Żył około roku Pańskiego 460.
Pożytek duchowny
Święty Roman, ustępując placu złemu duchowi, opuścił był miejsce, na które osiadł aby Boga chwalić: lecz usłuchawszy zbawiennego upomnienia, powrócił na nie, i wielkim Świętym został. Kto raz, poznawszy co do siebie wolę Bożą, stosownie do niéj obrał jaki zawód, powinien pamiętać, że im dla duszy jego jest on korzystniejszym, tém usilniéj szatan będzie się starał odwieść go od takowego.
Modlitwa
Boże! któryś błogosławionego Romana, w zawodzie jego utwierdzając, do wysokiéj doprowadził świątobliwości; daj nam za jego przykładem i pośrednictwem, raz zgodnie z wolą Twoją rozpocząwszy jaki zawód, trwać w nim statecznie, i obowiązki jego jak najwierniéj spełniać. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 150.
Św. Faustyna i Jowity braci Męczenników
Żyła około roku Pańskiego 120.
Pożytek duchowny
Wytrwałość świętych Męczenników, oprowadzanych po największych miastach Włoch, wielką liczbę pogan nawróciła, nic bowiem nad dobry przykład nie działa skuteczniéj na drugich. Miarkuj czy twojém postępowaniem, zamiast dawania dobrego przykładu bliźnim, przeciwnie, nie stajesz się często powodem ich zgorszenia?
Modlitwa (kościelna)
Boże! który nas doroczną świętych Męczenników Twoich Faustyna i Jowity uroczystością rozweselasz; daj miłościwie, abyśmy wielbiąc ich zasługi, przykładem ich pobudzali się do dobrego. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 119.
