Wpisy z tagiem "św Bernardyn ze Sieny":
Św. Dydaka Wyznawcy, z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego
Żył około roku Pańskiego 1463.
(Żywot jego był napisany przez Marka Biskupa Lizbońskiego.)
Święty Dydak urodził się z ubogich a bogobojnych rodziców, w małém miasteczku zwanóm Sannikolo w Hiszpanii, na początku XV wieku. Zaledwie lat młodzieńczych dorósł, a czując w sobie powołanie do życia bogomyślnego i pokutnego, postanowił udać się na puszczę. Pod tę porę, w okolicach jego rodzinnego miasta, wśród lasu, na zupełnie osamotnioném miejscu, przy małym kościołku świętego Mikołaja, mieszkał pewien świątobliwy kapłan, wiodący życie pustelnicze. Święty Dydak osiadł przy nim, poddając się jego przewodnictwu duchownemu, i już od téj pory ćwiczył się w wielkich umartwieniach ciała, a Pan Bóg coraz go wyższemi darami bogomyślności wzbogacał. Dnie całe spędzał na modlitwie i pracy ręcznej. Uprawiał ogród przy ich pustelni będący, który aż nadto wystarczał na ich skromne utrzymanie, a nawet pracą około roli, Dydak i ubogich wspierał. Prócz tego, trudnił się wyrabianiem z drzewa łyżek, talerzy i innych podobnych sprzętów domowych, z których zarobek szedł znowu na utrzymanie kościołka.
Rozczytując się w Żywotach Swiętych Pańskich, szczególną czcią się przejął ku świętemu Franciszkowi Serafickiemu, w którym uwielbiał najwięcéj jego zamiłowanie najwyższego ubóstwa. Zdawało mu się bowiem, że kto naśladuje w téj Ewangelicznej cnocie Zbawiciela, łatwiéj Go naśladować będzie i we wszystkiém inném, a oraz daje Mu najwyższy dowód miłości, gdy przez wzgląd na Niego, gardzi tém właśnie, za czém ludzie najzapamiętaléj się ubiegają.
To téż święty Dydak w ubogim zrodzony stanie, nietylko nie utyskiwał na swoję położenie jak to wielu nawet chrześcijan czyni, lecz serdecznie ciesząc się ze swego ubóstwa, gorące składał Panu Bogu dzięki, że go od kolebki uchronił od dostatków, któreby sercę jego łatwo w sidła swoje uwikłać mogły. Chcąc zaś na zawsze zapewnić sobie posiadanie téj perły Ewangelicznéj powziął zamiar wstąpienia do zakonu Braci-Mniejszych, przez Serafickiego Patryarchę ubogich świętego Franciszka założonego. A że wiedział, iż godni jego synowie, brzydzić się powinni pieniędzmi jako najgłówniejszym środkiem do pozbawienia ich ubóstwa, już wtedy, będąc jeszcze na świecie dał dowód jak je za rzecz marną poczytuje.
Zdarzyło się, że wracając ze wsi do swojej pustelni, znalazł na drodze worek ze znaczną sumą pieniędzy. Byłato chwila kiedy on zajęty myślą o świętym Franciszku, właśnie zastanawiał się nad tém, że ten polecał braciom swoim, aby się nawet pieniędzy nie dotykali. To téż święty Dydak tknąć ich nie chciał; przywołał pewnego poczciwego rolnika niedaleko ztamtąd mieszkającego, i wskazawszy mu skarb znaleziony, polecił aby wyszukał właściciela i oddał mu takowy, a jeśli tego nie będzie mógł uczynić, rozdał wszystko na ubogich.
Takowe uczczenie z jego strony woli świętego Franciszka chociaż do tego nie był jeszcze wcale obowiązanym, uzyskało mu i łaskę wstąpienia do jego Zakonu. Wkrótce po tém zdarzeniu, sługa Boży opuścił pustelnię, a otrzymawszy od swego ojca duchownego, owego kapłana z którym przemieszkiwał, pozwolenie i błogosławieństwo na zostanie zakonnikiem udał się do rodziców, aby i od nich to samo uzyskać. Wszakże ci robili mu w téj mierze trudności. Póki przebywał na swojéj puszczy, mieli zawsze nadzieję że niezadługo wróci do nich, i dla tego tamtemu rodzajowi życia mniéj byli przeciwni. Lecz gdy szło o jego wstąpienie do zakonu, w którym przez uroczyste śluby jużby nieodwołalnie od świata i od rodziny się odłączył, nie mogli, a raczej nie chcieli zdobyć się na złożenie téj ofiary Panu Bogu. Bylito jednak ludzie bogobojni: lecz tak dalece to każda miłość ludzka, a nawet miłość rodzicielska, jeśli rodzice dzieci swoich nie miłują tylko w Bogu i dla Boga, lecz głównie dla swojéj dogodności lub pociechy, jest w gruncie samolubną i nie zdobywa się na ofiarę, chociaż takowéj sam Pan Bóg się domaga. W takich téż razach, dzieci nie rodziców lecz Boga słuchać powinne; głosem Boga, powołułującym ich do wyłącznéj służby Swojéj, powodować się są obowiązane, a nie głosem rodziców, powstrzymujących ich od tego. Gdyż do tegoto właśnie stosują się te słowa Pana Jezusa: „Kto ojca albo matkę swoję, więcéj miłuje niźli Mnie, nie jest mnie godzien”. 1
Święty téż Dydak, który był zawsze doskonałym synem, i bardzo miłował rodziców, nie miłował ich jednak więcéj nad Jezusa: Jego więc woli nad ich wolę, dał w tym razie pierwszeństwo. Niemogąc od nich otrzymać pozwolenia na wstąpienie do zakonu, tajemnie opuścił dom rodzicielski, i udał się do ubogiego klasztorka Braci-Mniejszych Obserwantów, u nas Bernardynami zwanych, w wiosce Arydzaffa, niedaleko miasteczka Korduby położonéj, i tam na laika czyli braciszka, do zakonu przyjętym został. Po roku próby podczas któréj zajaśniał wszystkiemi cnotami doskonałego Brata Mniejszego, wykonał śluby uroczyste, i w krótkim czasie tak się odznaczył zachowaniem jak najściślejszém ostréj Reguły świętego Franciszka, że go powszechnie nazywano żywą Regułą Braci-Mniejszych. Obok wysokich darów bogomyślności, której poświęcał co mu tylko zbywało czasu od koniecznych obowiązków i większą część nocy, jaśniała w nim przedziwna roztropność, miłość w obchodzeniu się z drugiemi, i taka trafność w rozwiązywaniu zadań Teologicznych, że wszyscy przypisywali to w nim darom nadprzyrodzonego światła Ducha Świętego.
Wyspy tak zwane Kanaryjskie, należące do Hiszpanii, zaludnione jeszcze podówczas były znaczną liczbą pogan. Przełożeni zakonu w którym był święty Dydak, wysyłając tam kilku swoich kapłanów na misyą, jego przydali im za towarzysza, wprawdzie jako prostego braciszka tylko, lecz z tym zamiarem i poleceniem, aby jeśli na tychże wyspach będą mogli założyć nowy klasztor, Dydaka zrobili przełożonym: co téż i nastąpiło. Na jednéj z wysp tych zastali misyonarze i chrześcijan tam już zamieszkałych, i wielu pogan nawrócili. Założyli więc w tém miejscu swój klasztorek, i święty Dydak został jego Gwardyanem czyli Przełożonym.
Na tym urzędzie, dowiódł sługa Boży, prosty braciszek, jak dalece dary Ducha Świętego zastępują wszelkie inne ludzkie wykształcenie, do obowiązku przełożonego potrzebne. Okazał się on nietylko doskonałym przełożonym, W którym znaleźli podwładni mu zakonnicy, najtrafniejszego przewodnika duchownego, lecz oraz zarządzając tą małą kolonią misyjną, odznaczył się Dydak apostolską gorliwością, jakiéj właśnie po nim wyżsi przełożeni jego się spodziewali. Nietylko kapłanów, którzy mieszkali w tym klasztorze używał do misyi, lecz i sam miewał na nich nauki, pełne ducha Bożego, i najobfitsze owoce przynoszące. Widząc jak Pan Bóg błogosławi jego pracom, umyślił i daléj udać się z niemi. Wyspa Wielka Kanarya była zamieszkała przez samych pogan, a najnieprzyjaźniejszych chrześcijanom, tak że pojawienie się pomiędzy nimi misyonarza, na największe narażało go niebezpieczeństwo. Dla tego święty Dydak sam się tam udał. Lecz gdy okręt przybił z nim do brzegów téj dzikiej krainy, żeglarze tak się ulękli okrucieństwa barbarzyńców tam mieszkających, którzy na ich spotkanie zbiegli się grożąc im śmiercią, że wylądować nie śmieli, pomimo że Dydak chciał aby jego przynajmniéj na ziemię wysadzili.
Po powrocie do klasztoru, zawezwany został od przełożonych do Hiszpanii. Ztamtąd w roku Pańskim 1450 udał się z kilku kapłanami swojego zakonu do Rzymu, gdzie odprawiał się wielki Jubileusz, a oraz odbyć się miała kanonizacya świętego Bernardyna Seneńskiego, tegoż zakonu Reformatora. Zastał tam prócz innych zakonników z całego świata licznie zgromadzonych, Braci-Mniejszych świętego Franciszka Serafickiego około czterech tysięcy. Natłok nadzwyczajny braci w Araczeli, głównym klasztorze Rzymskim ojców Bernardynów, spowodował tam był wtedy chorobę, na którą wielu z nich ciężko zapadło. Święty Dydak, którego znana była szczególna miłość i troskliwość o chorych, chociaż cudzoziemiec i z obcego klasztoru przybyły, wyznaczony został na głównego Infirmiarza, to jest usługującego chorym. Doglądał ich dzień i noc, ostatnie oddawał im usługi, a przynosząc ulgę w cierpieniach ciała, głównie pamiętał o ich duszach. Pocieszał cierpiących braci, pobudzał do cierpliwości, przygotowywał do jak najpobożniejszego przyjmowania Sakramentów świętych, i na ostatnią godzinę przedziwnie usposabiał. Tak go téż wszyscy kochali, szanowali i wysoko poważali, że dla każdego chorego, już sama obecność tego świętego braciszka była najpożądańszą ulgą i największą pociechą. Bo téż w obchodzeniu się z nimi nie kładł granic w miłości. Zdarzyło się, że jeden z chorych miał całe ciało pokryte wrzodami, których wyciskanie nakazane przez lekarza, wielkie zadawało mu cierpienia. Święty Dydak, aby to bez bolu chorego czynić, wysysał ustami ropę z wrzodów. Gdy zaś obecny wtedy zakonnik dziwił się temu, Święty odrzekł mu z prostotą: „Mój ojcze, to jest najwłaściwszy lekarski środek, w cierpieniach tego rodzaju.”
Taką téż miłość jego dla chorych, nagradzał mu Pan Bóg i darem czynienia nad nimi cudów. Przez namaszczania ich olejem z lampy palącéj się przed obrazem Matki Bożéj, do któréj całe życie miał szczególne nabożeństwo, wielką liczbę śmiertelnie chorych uzdrowił, Miało to miejsce szczególnie, kiedy podczas jego pobytu w Rzymie, morowe powietrze grasowało w tém mieście, gdzie wielu niém dotkniętym, Dydak cudownie zdrowie przywrócił.
Podeszły już wiekiem, gdy mieszkał w klasztorze w Alkala w Hiszpanii, lekko zachorowawszy, zapowiedział braciom iż śmierć się jego zbliża. Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych z najżywszą skruchą, odziany w habit pokryty łatami, który mu od wielu lat już służył, trzymając krzyż w ręku i wymawiając z rzewną pobożnością te słowa hymnu kościelnego: „Słodkie drzewo, słodkie gwoździe, słodkie dźwigające brzemię, któreś godne było unosić na sobie Króla Niebieskiego,” oddał Bogu ducha dnia 12 Listopada roku Pańskiego 1463. Papież Sykstus V w poczet go Świętych zapisał.
Pożytek duchowny
Jak każdy Święty Pański, tak i święty Dydak którego żywot czytałeś, odznaczał się szczególną miłością i litością dla chorych. Czy w téj cnocie ćwiczysz się bo nie bez tego żebyś do niéi nie miał sposobności w jakimkolwiek zostajesz stanie? Pamiętaj: że kto chorym nie okazuje litości szczególnéj, ten dowodzi wielkiego w sobie braku miłości bliźniego.
Modlitwa (Kościelna)
Wszechmogący i wielki Boże, który przedziwném rozporządzeniem Twojém, to co słabém jest według świata, używasz na zawstydzenie tego co wzniosłém; spraw miłościwie za wstawieniem się błogosławionego Dydaka Wyznawcy Twojego, abyśmy w pokorze utwierdzeni, do wiecznéj chwały w Niebie być wyniesionymi zasłużyli sobie. Przez Pana naszego i t, d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 974–976.
Footnotes:
Mar. X. 12.
Św. Jana Kapistrana, Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego
Żył około roku Pańskiego 1456.
(Żywot jego napisany był przez Papieża Piusa II.)
Święty Jan rodem Włoch, przyszedł na świat przy końcu wieku XIV, w małéj wiosce zwanéj Kapistrana (Capistranna) w królestwie neapolitańskiém. Był synem zamożnego szlachcica, który z Niemiec przybywszy z księciem Andegaweńskim gdy ten obejmował tron neapolitański, osiadł w tém państwie. Dla słuchania wyższych nauk wysłany do Perużyi, tak się tam odznaczył i znakomitém wykształceniem, i wielkiemi zdolnościami i prawością charakteru, że młodym jeszcze będąc zajął jeden z pierwszych urzędów w tém mieście, a najbogatszy pan téj prowincji, przeznaczył mu swoję córkę za małżonkę, z którą się Jan zaręczył. Przytém posiadał on szczególne zaufanie króla neapolitańskiego Władysława, do którego podówczas Perużya należała; ten używał go w poselstwie od siebie i do innych miast, dla załatwienia ważniejszych spraw państwa.
Coraz téż świetniejszy otwierał się zawód Janowi, i zdawał się on na drodze do najwyższych godności i zaszczytów ziemskich. Lecz że Pan Bóg przeznaczał mu nie ziemskie, lecz niebieskie wielkie nagrody, wkrótce doznał nasz Święty zmiany w swoim losie. Perużanie zbuntowali się przeciw królowi neapolitańskiemu, a znając Jana jednym z najprzychylniejszych urzędników sprawie Władysława, uwięzili go i zamknęli w ciemnéj i wilgotnéj piwnicy, w któréj i głodem go morzyli i najdotkliwsze zadawali mu obelgi i przykrości. Donieśli wprawdzie o tém jego przyjaciele królowi: ten łatwo mógł, wchodząc w różne układy z Perużanami, uzyskać uwolnienie tego najwierniejszego swego sługi, lecz tego nie uczynił. Taka z jego strony niewdzięczność żywo dotknęła Jana, i dowiodła mu jak na ludzi i ich względy rachować nie warto; a Bóg który mu to zsyłał dla widoków swojego szczególnego nad nim miłosierdzia, rozbudził wtedy w sercu jego pragnienie opuszczenia świata, i skoro odzyska wolność, wstąpienia do Zakonu. Już więc wahał się tylko jakie zgromadzenie ma wybrać, i gorąco prosił Matkę Bożą, aby mu wyjednać raczyła u Pana Jezusa wyraźną jaką w téj mierze skazówkę. Tak upłynęło dni kilka, kiedy odmawiając pacierze o Matce Bożéj Officium Parvum zwane, ujrzał więzienie swoje napełnione światłością niebieską, a wśród niéj objawił mu się święty Franciszek Seraficki, polecając aby do jego zakonu Braci-mniejszych wstąpił. Co większa: po tém widzeniu głowa Jana została tak ostrzyżoną w koronę, jak ją ciż zakonnicy noszą,
Tymczasem, przyjaciele Jana widząc że król o jego uwolnienie nie stara się, sami weszli w układy z Perużanami, i za umówioną sumę pieniężną, wykupili go z więzienia. Święty wyszedłszy na wolność, zerwał zaręczyny uczynione z ową córką zamożnego pana, rozdał cały swój majątek na ubogich, i udał się do klasztoru Braci-mniejszych na górze Perużańskiéj położonego, prosząc aby go przyjęto. Miał wtedy lat trzydzieści. Przełożony uczynił zadość téj probie, lecz obawiając się czy jego powołanie nie jest tylko dziełem chwilowego zniechęcenia do świata który go zawodził, umyślił na różne wystawić go próby. Między innemi, przywdzianemu dziwacznie i z tablicą na piersiach, na któréj były wypisane różne jego grzechy, kazał mu wsiąść na osła i ulice miasta objechać. Spełnił to święty Jan jak najochotniéj, a za tak mężne przezwyciężenie wszelkich względów światowéj próżności na samym wstępie na drodze życia zakonnego, dał mu Pan Bóg tę łaskę że już wszelkie inne upokorzenia, których mu nie szczędzono w nowicyacie, były dla niego jakby niczém. Przyszło bowiem było i do tego, że go po dwakroć wypędzono z klasztoru, jako niezdatnego do żadnych obowiązków. Lecz i to nie zraziło sługę Bożego: po kilka dni siadywał pod furtą wraz z ubogimi żywiąc się tém co po nich stawało. Przyjęty nareszcie został ostatecznie, lecz i to z tak upokarzającemi warunkami, że poddając się im, dał już wtedy dowód najwyższego stopnia cnoty zaparcia się i pokory. Przed wykonaniem uroczystych ślubów, trzy dni i trzy noce spędził na modlitwie niebiorąc żadnego posiłku. Odtąd zaś już mu nikt z braci w umartwieniach ciała, wytrwałości na modlitwie, najdoskonalszém posłuszeństwie, i w miłości braterskiej, nie wyrównał. Pościł całe życie bez przerwy, raz tylko na dzień biorąc bardzo mało posiłku. Sypiał wszystkiego trzy godziny na gołéj ziemi, resztę nocy spędzał w kościele, modląc się, a najczęściéj przed obrazem Matki Bożéj. Zalewał się wtedy słodkiemi łzami, i prawie za każdą razą wpadał w zachwycenie, i taki rodzaj życia prowadził i wtedy nawet, gdy późniéj wielkiemi pracami apostolskiemi był obarczony.
Po wyświęceniu na kapłana, niezwłocznie przeznaczony został od przełożonych na kaznodzieję, i w tymto zawodzie już odtąd ciągle pracując, stał się jednym z najsławniejszych w Kościele Bożym Apostołem, ogarniając pracą swoją nietylko Włochy, lecz wielką część północnéj Europy. Mistrzem w naukach duchownych miał świętego Bernardyna Seneńskiego, który podówczas wprowadził był ścisłą reformę w klasztorach Braci-mniejszych, a którego on wysokie cnoty wiernie naśladował, a szczególnie w gorliwości rozszerzania czci przenajświętszego Imienia Jezus, i nabożeństwa do Matki Bożéj. Po śmierci tego Świętego, Jan jak we wszystkim tak w dalszym przeprowadzeniu reformy zakonnéj, czynnie i godnie go zastąpił.
Pokory był najgłębszéj, i z tego powodu niczém skłonić go nie można było, aby przyjął Biskupstwo Akwiletańskie, na które został powołany. Wielekroć zamianowany Legatem Papieskim, gdy zewsząd tłumy ludu zbiegały się do niego jakby do jakiego nowego Apostoła, owszem poczytując go za Anioła z Nieba zesłanego, nietylko obojętnie ale z przykrością patrzał na takie oznaki szczególnéj czci powszechnéj, i wtedy powtarzał zwykle te słowa Psalmu Pańskiego: „Nie nam Panie, nie nam, lecz Imieniowi Twojemu daj chwałę” 1. Jak nadzwyczajną ostrością życia jaśniał, tak podobnież zasłynął znakomitemi pismami które wydał, powstając na różne panujące podówczas pod względem obyczajów nadużycia i błędy przeciw wierze. Dwa razy sprawował urząd Wikaryusza Generalnego zakonu Braci-mniejszych, a przykładem własnym i wydanemi rozporządzeniami dokonał rozpoczętéj przez świętego Bernardyna Seneńskiego reformy, w téj gałęzi zakonu świętego Franciszka Serafickiego do któréj należał, którą u nas Bernardynami nazywają, i która pod jego zarządem zajaśniała całą pierwotną ścisłością Reguły Patryarchy Asyskiego.
Ożywiony niezmordowaną o zbawienie dusz gorliwością, wielki ten sługa Boży przebiegł całe Włochy z tak zbawiennym skutkiem, że niezliczona liczba osób pod wpływem jego świętéj wymowy, i uderzona licznemi cudami jaki wszędzie czynił, przez niego na drogę zbawienia zwrócona i na niéj ustaloną została. Papież Marcin V uczynił go był Inkwizytorem, do wytępienia jednéj z najprzewrotniejszych sekt heretyckich, tak nazwanych Fratycelów, którzy w owym wieku z wielką dusz zgubą szerzyli błędy swoje we Włoszech. A gdy gorliwość świętego Jana, połączona z wielką jego łagodnością, wytępiła do szczętu tę dotkliwą w Kościele plagę, tenże Papież zamianował go Generalnym Inkwizytorem, to jest: przewodniczącym w téj Kongregacyi Rzymskiéj, do któréj odnoszą się wszelkie sprawy o kacerstwo oskarżonych. Onto także po usilnéj pracy, w całém państwie kościelném zniósł lichwę, którą Żydzi obdzierali bez miłosierdzia najuboższą ludność. Następny Papież Eugeniusz IV powierzył mu wraz ze świętym Wawrzyńcem Justynianem, sprawę tak zwanych Jezuatów, których niewinność wykrył, obroniwszy ich od rzuconych na nich oszczerstw. Na Wschodzie wielkie także położył zasługi. Onto bowiem ułatwił połączenie się Ormian z Kościołem katolickim, a które nastąpiło na Soborze Florenckim, gdzie obecny Jan, którego dziełem było i to walne zgromadzenie, zajaśniał jak słońce. Zamianowany przez Mikołaja V generalnym Inkwizytorem przeciw Żydom i Saracenom w całych Włoszech, nawrócił w Rzymie najstarszego Rabina żydowskiego, wraz z czterdziestu najznakomitszymi jego współwyznawcami. Tenże Papież, na żądanie cesarza Fryderyka III, wysłał go do Niemiec jako swojego Nuncyusza, dla nawracania kacerzy i przywrócenia zgody pomiędzy panującymi książętami. W sześcioletniéj apostolskiéj wycieczce swojéj po téj części Europy, podczas któréj zachodził i w różne inne kraje a także i do Polski, szerzył wszędzie mąż Boży chwałę Imienia Jezusowego, a kazaniami i cudami jakie czynił ogromną liczbę heretyków jako to: Husytów, Adamitów, Tabarytów i innych przywrócił Kościołowi.
Wtedy przybył i do nas, zaproszony przez króla Kazimierza, a przyjęty w Krakowie przez Biskupa i kardynała Zbigniewa Oleśnickiego z największą uroczystością, kazywał tam na rynku codziennie przez dziewięć miesięcy, i założył klasztor swojéj reformy ojców Bernardynów na Stradomiu.
Podczas pobytu w Polsce, odebrał od Papieża, którego sam namówił był do ogłoszenia wojny krzyżowéj przeciw Turkom, polecenie aby do niéj skłonił Panów chrześcijańskich. Wtedy Jan przeleciał jak błyskawica całe Niemcy, Węgry, Czechy i inne prowincye, a kazaniami swojemi i odezwami, tak do téj świętéj wyprawy zapalił serca panujących książąt, że w krótkim czasie siedemdziesiąt tysięcy wojska chrześcijańskiego stanęło, gotowego do boju. Jegoto obecności w czasie stanowczéj bitwy z niewiernymi, wśród któréj z krzyżem w ręku obiegał szeregi zagrzewając je do walki, a ciągle wzywając głośno Imienia Jezusa i Maryi, zawdzięcza sprawa chrzęścijaństwa całego zwycięstwo, jakie podówczas odnieśli nasi nad Turkami pod Belgradem, gdzie dwa razy liczniejsze ich hufce poszły w rozsypkę i na głowę pobite zostały.
Wkrótce potém, święty Jan strudzony tylu pracami, wycieńczony ostrą pokutą, zapadł w śmiertelną chorobę, w klasztorze swoim w Wilaku w Węgrzech. Kilku panujących przybyło go odwiedzić; upominał ich aby bronili wiary chrześcijańskiéj, i oddał Bogu ducha dnia 23 Października roku Pańskiego 1456, mąż prawdziwie Apostolski, a jak się wyraża o nim Brewiarz, z serca Męczennik. Kanonizował go Papież Aleksander VIII.
Pożytek duchowny
Świętemu Janowi Kapistranowi żywo się przedstawiła znikomość rzeczy ludzkich i dał mu się słyszeć głos Boga powołujący go do wyłącznéj swojéj służby, gdy był zamknięty w więzieniu. W samotności to bowiem najzbawienniejsze przychodzą nam myśli, i łatwiéj tam dosłyszeć co Pan Bóg do duszy naszéj przemawiać raczy. Jeśli chcesz bliżéj z Bogiem obcować, przynajmniéj niekiedy odsuń się od wrzawy świata.
Modlitwa (Kościelna)
Boże! któryś zasługami i nauką błogosławionego Jana, Kościoł Twój przedziwnie uświetnił, i przez niego nad wrogami chrześcijaństwa przez moc przenajświętszego mienia Jezus, wiernym zwycięstwo odnieść dał; spraw prosimy, abyśmy nieprzyjaciół naszych za jego pośrednictwem przemagając na ziemi, nagrody razem z nim dostąpili w Niebie. Przez Pana nastego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 906–908.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 848
Święty Jan Kapistran, ten były słynny prawnik i doktor, sędzia i ulubieniec królewski, wstąpiwszy do zakonu stał się wspaniałym wzorem chrześcijańskiej pokory. Wszyscy, w jakimkolwiek żyjemy stanie, powinniśmy brać przykład z tego wielkiego Świętego, albowiem
- Pokora czyni nas miłymi Bogu. Psalmista Pański mówi: „Któż jako Pan, Bóg nasz, który mieszka na wysokości, a na niskości patrzy na Niebie i na ziemi?” (Psalm 112, 5—6). Znaczy to, że Bóg jako najwyższy Pan i jedynie prawdziwy Bóg znajduje w pokorze szczególne upodobanie. Izajasz prorok pisze: „Bo tak mówi Wysoki i Wyniosły mieszkający w wieczności, a święte Imię Jego na wysokości i w świątyni mieszkający, a ze skruszonym i uniżonym duchem, aby ożywił ducha zniżonych, ażeby ożywił ducha skruszonych”. Prorok Daniel woła: „Wy Święci i w sercu pokorni, chwalcie Pana”, najmilsza bowiem jest Mu chwała z ust pokornych. Najświętsza Panna oświadcza wyraźnie, dlaczego Bóg Ją tak umiłował i wyszczególnił, mówiąc: „Pan raczył spojrzeć łaskawie na niegodną sługę swoją” (Łuk. 1, 48). Święta Magdalena de Pazzis na pytanie, dlaczego Bóg miłuje prostodusznych i pokornych, odpowiada tymi słowy: „Przyczyną tego jest pokora, bo ta przyciąga Boga jak magnes do duszy człowieka”. Powiedzmy przeto z Judytą (Jud. 8, 16): „A przeto ukorzmy dusze nasze i w duchu uniżonym służąc Mu, mówmy z płaczem Panu, aby według woli swojej uczynił z nami miłosierdzie swoje”.
- Pokora wyjednywa nam łaskę i przychylność Boską. Pismo św. powtarza kilkakrotnie, że Bóg czuje wstręt do dumnych, a łaskawy jest dla pokornych. Łaski Pańskie nazywa święty Jan zdrojami żywej wody. „Woda stacza się na dół, nie idzie pod górę, łaska Boża spływa w głębie serc pokornych, nie w dusze nadęte dumą i zarozumiałością. Doliny są o wiele żyźniejsze od gór”. Mówi to również już psalmista Pański, iż wyniosłości bywają często nagimi skałami, z których stacza się deszcz ożywczy, użyźniając doliny zasłonięte od mroźnych wiatrów. Historia uczy, że dumni i napuszeni są pozbawieni łask i wewnętrznego spokoju, pełni trosk i drażliwości, wystawieni na burze pokus i namiętności, a pokorni są bogaci w łaski, spokój, wesele, nadzieje i serdeczne pociechy, męstwo i rozliczne cnoty.
Footnotes:
Psalm. CXIII. 1.
Św. Goary, Kapłana i Pustelnika
Żył około roku Pańskiego 649.
(Żywot jego był napisany przez Waldeberta Dyakona jemu współczesnego.)
Święty Goary pochodził z jednéj z najznakomitszych rodzin Akwitanii. Urodził się około roku Pańskiego 585. Z młodości pobożnie wychowany, prędko do wysokiéj doskonałości doszedł. Młodzieńcem będąc na świecie żyjącym, tak był świątobliwym, że się stał godnym czynić różne cuda. Łaski takowéj udzielał mu Pan Bóg i dla tego, że on namowami i przykładem życia swego, wielu światowców na drogę pobożności sprowadzał, i grzeszników nawracał, a więc aby i cudami jaśniejąc tém łatwiejszy wpływ na drugich wywierał. To także zwróciło na niego uwagę Biskupa jego dyecezyi, który pomimo tego iż Goary wielce się od tego wypraszał, wyświęcił go na księdza, po ukończonym przez niego zawodzie nauk Teologicznych.
Przyobleczony godnością kapłańską, sługa Boży z tém większą gorliwością zabiegał o zbawienie bliźnich, a wielkie łaski jakiemi go Pan Bóg do pozyskiwania dusz ludzkich obdarzył, sprawiły że wielu grzeszników, odszczepieńców i pogan pozyskawszy Bogu, wielce się wsławił. Prace apostolskie cały mu czas pochłaniały, on upatrując w czém i szkodę dla własnéj duszy, i obawiając się pokus próżnéj chwały, postanowił udać się w strony gdzieby był nieznany, i osiąść na puszczy. Poszedł w lasy nad rzekę Ren, i tam osiadł nad jéj brzegiem w dyecezyi Trewirskiéj, w miejscu bardzo samotném. Za zezwoleniem Biskupa wystawił sobie obok chatki kapliczkę, pod wezwaniem świętego Feliksa, i pędził tam dni swoje opiewając chwałę Boga, ostrą pokutą trapiąc ciało, i niekiedy noce całe, na bogomyślności w zachwyceniach niebieskich, przebywając.
Po wielu jednak latach, natchnął go Pan Bóg myślą, pracowania znowu około sprawy zbawienia bliźnich. A że w dyecezyi w któréj była jego puszcza, wielu jeszcze znajdowało się pogan, od czasu do czasu Goary wychodził ze swojéj pustelni do nich. Kazywał gorliwie, wiele cudów czynił, i w krótkim czasie nadzwyczaj wielką liczbę niewiernych ochrzcił.
Sława jego daleko się rozeszła, i już nietylko tłumy ludzi schodziły się na kazania jego, gdy je miał po wsiach i miastach, lecz wielu przybywało do jego pustelni, słuchać nauk świętego samotnika, zasięgać jego rady, lub doznawać na chorych lub kalekach cudownych skutków jego modlitwy. A że Święty wielką był dla wszystkich przejęty miłością, więc zwykle obfity przygotowywał posiłek dla przybywających do jego chatki. Żeby zaś i w chwili w któréj się oni posilali nie tracić czasu, a obcując wtedy z nimi wpływać na nich zbawiennie, zwykle i sam z gośćmi swoimi zasiadał do skromnego stołu, i prócz chleba doczesnego, i słowem Bożém ich karmił. Z tego powodu, źli ludzie zazdroszczący mu sławy świątobliwości i nieodpowiadający swojemu powołaniu duchowni, oskarżyli go przed Rustykiem Biskupem Trewirskim, jako obłudnika ucztującego ze świeckiemi osobami, a fałszywemi cudami mamiącego łatwowierne dusze. W skutek tego, Biskup posłał po niego dwóch dworzan swoich. Gdy ci przybyli wieczorem do pustelni świętego Goary, ten według zwyczaju swojego przyjął ich najgościnniéj, wieczerzę przed nimi zastawił, a nazajutrz kiedy przed południem mieli puścić się napowrót w drogę, zasiadł z nimi do śniadania które im nagotował. Niekorzystnie uprzedzeni o nim posłowie Biskupi, wzięli mu to za złe mówiąc: – „Dziwi nas, że ty który uchodzisz za pustelnika ostry żywot wiodącego, w tak rannéj porze bierzesz się do posiłku. My nawet tego nie chcemy czynić, i bez śniadania puścimy się w drogę.” Co téż i uczynili: lecz zaledwie zbliżało się południe, ciż sami skrupulaci tak nadzwyczajnego głodu i osłabienia doznali, że omdlawszy kroku ruszyć daléj nie mogli, i zawstydzeni prosili Goarę aby ich jak może ratował. Byłoto wśród gęstego lasu jeszcze na puszczy; Święty ukląkł, i gdy się pomodlił ujrzał trzy łanie nadbiegające ku nim. Przeżegnał je, skinął na nie, a te przybliżyły się do podróżnych i nadstawiając wymiona, dały wydoić z siebie mleko, którym Goar dworzan biskupich posilił i daléj puścił się z nimi w drogę.
Przybywszy do Biskupa, nie omieszkali oni opowiedzieć mu cudownego zdarzenia którego świadkami byli, lecz Biskup najgorzéj przez otaczających go księży uprzedzony o świętym pustelniku, przypisał to czarom, a do niego groźnie się odezwał mówiąc: „Nie podobna jest aby człowiek taki jak ty oddający się biesiadom, obżarstwu i opilstwu, mógł cuda czynić; gdyż Pan Bóg tylko Świętych swoich, takiemi łaskami zdobi.” I to rzekłszy, kazał Goarze aby zdjął z siebie płaszcz ciężki, którym był przyodziany na podróż którą dopiéro co odbył, i stanął przed kapłanami, mającymi rozsądzać zarzuty czynione przeciw niemu, a szczególnie oskarżające go o fałszywe cuda. Święty zdjął płaszcz z ramion i chciał go gdziekolwiek zawiesić, a widząc promień słoneczny który przechodząc przez warstwy kurzu unoszącego się w powietrzu, wyglądał jakby sznur rozciągnięty, na niego płaszcz rzucił, który téż cudownie na nim obwisł. Lecz Biskup zaślepiony uprzedzeniem przeciw słudze Bożemu, i to czarom przypisywał, chociaż Goary tłómaczył się mu powtórnie, że czarnoksięstwu się nie oddaje, że się niém brzydzi, a jeśli na jego modlitwy Pan Bóg czyni jakie cuda, to tylko dla tego aby niemi stwierdzać prawdy Ewangelii którą on głosi poganom, i tém więcéj moc swoję okazać, w użyciu tak nędznego do tego narzędzia, za jakie się on poczytywał.
Gdy sprawa świętego Goary tak się toczyła, zdarzyło się że jeden ze sług Biskupa przyniósł do niego dziecię, które w téjże chwili znaleziono podrzucone przy kościele, nie mogąc dowiedzieć się czyjémby było. To podało Biskupowi myśl nowéj próby ze świętym Goarem. „Jeżeli w istocie nie zasługujesz na zarzuty jakie ci czynią, rzekł do niego, i jesteś niewinnym jak to utrzymujesz, a Panu Bogu dobrze służysz, odgadnijże przez Ducha Świętego kto są rodzice tego dziecięcia.” Święty z razu obawiał się kusić Pana Boga bez potrzeby, lecz gdy Biskup nalegał, a sędziowie oświadczyli że jeśli tego nie uczyni za czarnoksiężnika poczytanym będzie, udał się do modlitwy i w te słowa wezwał pomocy Boskiéj. „Jezu Chryste! któryś sam Siebie za zbawienie ludzi na śmierć wydał; wspomóż niegodnego sługę Twojego w téj niedoli i potrzebie mojéj, aby ludzie prawdę poznali i przekonali się że ja Tobie nieobłudnie służę.” I obróciwszy się do tego który dziecię trzymał zapytał: „Ile dni mieć może?” a ten mu odpowiedział: „Trzy.” A Goary: „Trójco Przenajświętsza! Ciebie wzywam ku pomocy, a ciebie dziecino w Imię téjże Trójcy Boskiéj zaklinam, wyjaw imię twoich rodziców.” Wtedy niemowlę przemówiło, i wyraźnie nazwało swoich rodziców. Usłyszawszy to Biskup, padł do nóg Świętego, przepraszając iż go niesłusznie posądzał, a inni kapłani toż samo czyniąc prosili go o błogosławieństwo, i ze czcią wielką na puszczę odprowadzili.
Dowiedziawszy się o tém wszystkiém król Franków Sygebert, sprowadził na dwór swój Goarę, aby mu to sam opowiedział. Lecz Święty nie chcąc rozgłaszać zdarzenia upokarzającego jego Biskupa, wzbraniał się od tego. Sam więc król opowiedział wszystko dworzanom, i postanowił wynieść Goarę na godność Biskupią. Sługa Boży nie chciał takowéj przyjąć, a gdy król nastawał, uprosił go aby mu dał dwadzieścia dni do namysłu, na co Sygebert przystał. Wróciwszy na puszczę nasz Święty gorąco błagał Boga, aby mu zesłał chorobę, któraby go niezdolnym do biskupstwa uczyniła. Wysłuchał go Pan Bóg i dotknął go cierpieniami, w skutek których przez lat siedem z chatki swojéj wyjść nie mógł. Po upływie tego czasu w którym z anielską cierpliwością znosił ciężkie boleści, gdy wyzdrowiał król a nalegał aby Biskupem został. Lecz Święty kazał mu powiedzieć że nie czas po temu, gdyż godzina Śmierci jego już nadchodziła, i że prosi, aby mu król przysłał Agrypina i Euzebiego, dwóch świątobliwych kapłanów, aby go na śmierć przygotowali. Gdy przybyli przyjął z rąk ich ostatnie Sakramenta święte, i spokojnie Bogu ducha oddał, dnia 6 Czerwca roku Pańskiego 649. Zwłoki jego pochowane zostały w kaplicy którą miał przy swojéj pustelni, a że grób jego Pan Bóg wielkiemi cudami uświetnić raczył, więc późniéj król Pepin wspaniały tam kościół wybudował.
Pożytek duchowny
Niech zawstydzenie, jakiego doznali ci którzy złośliwie przesądzali postępki świętego Goary, oduczy cię przeciwnego miłości chrześcijańskiéj przesądzania spraw twego bliźniego. Święty Bernardyn Seneński utrzymywał, iż jedną z głównych cech dusz mających się potępić, jest skłonność do złośliwego posądzania drugich.
Modlitwa
Boże któryś błogosławionego Goarę, pustelnika i wyznawcę Twojego, cudownie od oszczerstw ta niego miotanych uwolnić raczył daj nam za jego zasługami i pośrednictwem, jak w myśli tak i w mowie, miłości bliźniego nigdy nie obrażać. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 560–562.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 542–543
Chrystus Pan przepowiedział, że Kościół Jego wystawiony będzie na prześladowania. Spełniła się przepowiednia Jego, począwszy od biczowania Piotra w Jerozolimie i powtarza się dzisiaj, gdy nienawiść przeciw Rzymowi uchodzi za oznakę oświaty i wykształcenia. Najokropniejsze jednak ciosy i najboleśniejsze rany zadawały Kościołowi własne jego dzieci. Niejeden z dostojników kościelnych kaził swoją godność i swe imię gorszącym życiem; niejeden kapłan i zakonnik prowadzi gorszące życie. Mimo to słusznie powiedział pewien uczony: „Gdyby Kościół nie był dziełem same go Boga i nie zostawał pod Jego opieką, już dawno byłoby po katolicyzmie”. Boskim dziełem jest przeto Kościół, gdyż wyznawcy Jego są najliczniejsi, a działanie Jego błogie i obfite w zbawienne skutki.
Prawda, że mamy wielu katolików, którzy prześcignęli biskupa Rustikusa w złości, przewrotności i zepsuciu. Ale czyż to wina Kościoła? Przewrotność ich stąd pochodzi, że nie pełnią przepisów Kościoła i przykazań Boga, i nie dotrzymują ślubów i obietnic złożonych przy chrzcie świętym. Nie zbywa jednak na wzorowych katolikach, którzy przyświecają innym dobrym przykładem, uczęszczaniem do sakramentów św., pielgrzymkami, korzystaniem z łask Kościoła. Żadna wiara nie może się poszczycić tak licznym zastępem ludzi świątobliwych, jak my. Dowodzi to Boskiego początku i świętości wiary naszej.
Nie gorszmy się złymi katolikami. Kościół nikomu nie narzuca swych prawd i łask, ale kto się do niego szczerze zalicza, ten zawsze starać się o to powinien, aby był posłusznym i powolnym jego synem.
Bł. Szymona z Lipnicy, z Zakonu Braci-Mniejszych św. Franciszka Serafickiego
Żył około roku Pańskiego 1482.
(Żywot jego wyjęty jest z kronik klasztora OO. Bernardynów Krakowskich, gdzie był zakonnikiem.)
Święty Szymon urodził się na początku wieku XV w Lipnicy, małém miasteczku przy paśmie gór Karpackich o mil dziesięć od Krakowa położoném. Rodzice jego bylito poczciwi i bogobojni mieszczanie, i według ówczesnego zwyczaju, po chrześcijańsku wychowali synka swego. Dom gdzie on się urodził, za panowania Władysława IV, na uczczenie jego pamięci przerobiony został na kaplicę.
Szymon od najmłodszych lat stroniąc od lekkomyślnych zabaw, o ile mógł przepędzał czas na modlitwie, a szczególnie przed wizerunkami przenajświętszéj Maryi Panny, do któréj miał wielkie nabożeństwo. Często widywać go można było w poblizkim kościołku, przed Jéj ołtarzem jak aniołka klęczącego. Gdy podrósł, rodzice oddali go do szkółki w Lipnicy, a że okazywał nadzwyczajne zdolności i wielką w naukach pilność, posłali go do Akademii krakowskiéj świeżo wtenczas założonéj. Tam znowu, tak się młodzieniec odznaczył, iż po ukończonym zawodzie naukowym, otrzymał stopień Doktora.
Wtedy przybył właśnie do Krakowa święty Jan Kapistran, który wraz ze świętym Bernardynem Seneńskim, zaprowadził w Zakonach świętego Franciszka Serafickiego pierwotną ścisłość reguły. Na kazania tego wielkiego Apostoła, które głosił na rynku, mając przy sobie tłómacza (który na polski język przekładał to co po łacinie mówił Jan święty), gromadnie schodziła się nietylko ludność miejska, lecz i uczniowie Wszechnicy. Po jedném z kazań jego, wstąpiło od razu do zakonu ojców Bernardynów, których zakładał w Krakowie Jan Kapistran, stu trzydziestu, a niektórzy piszą trzechset uczniów i profesorów Akademii Jagielońskiéj, w których liczbie był i święty Szymon.
Przyjąwszy habit świętego Patryarchy Asyskiego, starał się od tejże chwili wstępować w jego ślady. Pokora, ubóstwo, najwyższe, posłuszeństwo, nieskalana czystość: oto były cnoty w których z dnia do dnia, coraz wyżéj postępował. A widząc, iż niezbędnym do nabycia takowych i ustalenia się w nich środkiem, były: modlitwa wytrwała i ostrość życia, ćwiczył się pilnie w bogomyślności i pokutnych czynach. Na wszystkie obowiązki zakonne pierwszy, do chóru nikomu nie dał się wyprzedzić, a niekiedy większą część nocy przebywał na modlitwie. Wierny nabożeństwu do Matki Boskiéj, które przyniósł jeszcze ze świata, miał zwyczaj codziennie odmawiać Jéj pacierze zwane Officium Parvum i koronkę. Wigilie Jéj uroczystości i czterdzieści dni przed Jéj Wniebowzięciem suszył, a w dniach Jéj święta, zwykłą włosiennicę którą nosił, na ostrzejszą zamieniał. Często téż za to, w objawieniach pokazywała mu się Bogarodzica, niebieską pociechą serce jego napełniając. Dla ćwiczenia się w pokorze, wypraszał zawsze aby mu najniższe w klasztorze posługi przeznaczano: zwykle on sam kloaki czyścił; a że zmysł powonienia miał nadzwyczaj czuły, naumyślnie wchodził aż na dno, aby się w tém umartwiać. Gdy z posłuszeństwa przychodziło mu sprawować urząd przełożonego, poczytywał to za jeden z najcięższych, za grzechy swoje, dopuszczonych od Boga krzyżów, i wzdychał za chwilą gdzie od tego bywał uwolniony. Prócz zwykłych zakonnych postów, inne jeszcze ścisłe i częste zachowywał; krwawe dyscypliny kilka razy odbywał w tygodniu, które trwały tyle, ile mu potrzeba było na odmówienie przy nich siedmiu Psalmów pokutnych. Kolczastym żelaznym paskiem na gołém ciele zawsze był przepasany. Gdy go bracia zakonni upominali, iż zbyt surowo z ciałem swojém postępując, odpoczynku mu nie daje, on wskazawszy na grób odpowiedział: „tu ono odpocznie, a teraz niech zarabia na nagrody niebieskie.”
Obdarzony znakomitą wymową, na kazalnicy wiele pracował, i mnóstwo dusz Panu Bogu pozyskał. Sława jego jako wielkiego kaznodziei i świętego zakonnika, pobudziła zazdrośnych przeciwko niemu. Oskarżyli go do władzy Dyecezalnéj, jakoby wprowadzał nowości w kościele Bożym, mając zwyczaj po każdém kazaniu, polecać ludowi trzykrotne wezwanie Imienia Jezusowego. Zawezwano go do władzy dla wytłómaczenia się. „Wszakże, odpowiedział Święty, Apostół Paweł Imię to roznosić kazał pomiędzy narody i króle i syny Izraelskie. Jan Ewangelista więcéj niż dwieście razy wymienił je w swojéj Ewangelii, a święty Bernard napisał: «suchym będzie pokarm dla duszy, jeśli tém Imieniem nie będzie okraszony,» i nakoniec w Piśmie Bożém stoi: że «każdy któryby wzywał imienia Pańskiego, zbawion będzie»”. 1 Te słów kilka dostatecznemi były na jego obronę. Szymon odszedł z pochwałą od władzy za gorliwość swoję o sławę imienią Jezusowego, a z gorącą modlitwą w sercu i na ustach za tych, którzy z zawiści ku niemu, chcieli mu zaszkodzić.
Po wieloletnich pracach około pożytku dusz wiernych w jego ojczyznie, święty Szymon żywo zapragnął wylać krew za Chrystusa. Otrzymawszy na to pozwolenie swoich przełożonych, w tym celu udał się do Ziemi. Świętéj pomiędzy pogany. Wszakże, Pan Bóg przyjął jego ofiarę, lecz mu nie w ten sposób dał położyć życie za Siebie. Sługa Boży zwiedziwszy najprzód groby Apostołów w Rzymie, a potém miejsca święte w Palestynie, powrócił zdrowo do Krakowa, a z naocznego przypatrzenia się miejscom, gdzie syn Boży za nas mękę i śmierć podjął, wyniósł jeszcze żywsze do tych tajemnic nabożeństwo. Odtąd każde kazanie jego, owszem każda rozmowa, rozbudzała w słuchaczu serdeczne do męki i śmierci Zbawiciela nabożeństwo. Także od téj pory przymnożył jeszcze różnych umartwień zewnętrznych, a szczególniéj w wewnętrznych się ćwiczył. Zachowywał już tak ścisłe milczenie, iż tylko z koniecznéj potrzeby parę słów, i to jak najkrócéj mówił, nietylko z klasztoru ale i z celi ile możności się nie wydalając. Dla trapienia ciała, różne wynajdywał sposoby. I tak: kładł się w miejscu gdzie bracia habity czyścili, i tam od robactwa ponosił istne męczeństwo. A znowu była w zabudowaniach klasztornych sucha studnia, gdzie lęgły się roje komarów; niekiedy zdjąwszy habit, tam większą część nocy na ich kąsanie wystawiał się.
Zostawszy magistrem nowicyuszów, ćwiczył ich w cnotach zakonnych, miewając do nich najzbawienniejsze nauki, a na sobie samym przedstawiając wzór najwyższéj doskonałości. Upominał ich, aby w kaznodziejstwie nie szukali czego innego jak pożytku słuchaczów, a więc strzegli się wytworności mowy, która dla prostaczków niedostępnemi czyni prawdy ogłaszane. Spytany razu pewnego, jakim sposobem najwłaściwiéj jest przygotowywać się na ambonę odrzekł: „módl się, pracuj, rozpaczaj,” to jest: proś Pana Boga o potrzebne do tego łaski, czytaj odpowiednie do przedmiotu o którym masz mówić dzieła, i nieufaj własnym wysiłkom, lecz zakładaj całą skuteczność słów twoich na pomocy Bóżéj.
Z nowicyuszami obchodząc się z największą miłością, gdy jednak ich przyjmował, tak dalece probował ich powołania, iż nakazywał każdemu deptać gołą nogą węgle rozpalone: a jeśli który zawahał się, wnet go wydalał z zakonu. Zdarzyło się iż jednemu z nich, w którym wielkiego ducha widział, dozwolił nawet wejść na palące się węgle, po których ten długo chodząc, doznał, jak powiadał, takiego wrażenia jakby po miękkiéj murawie stąpał. Pod jego przewodnictwem w nowicyacie, kszałcili się święty Jan Duklan, święty Władysław z Gielniowa, i błogosławiony Rafał z Proszowic. Prócz tego wielu innych wielkich sług Bożych, zostawało pod jego kierunkiem duchowném, a między innymi błogosławiony Michał Giedrojć, błogosławiony Stanisław Kazimiérczyk błogosławiony Izajasz Boner, i kilku im podobnych.
Za jego czasów nawiedził Pan Bóg Polskę a mianowicie Kraków, ciężkiém morowém powietrzem, pospolicie dżumą zwaném. Gdy wszyscy nad tą klęską boleli, Szymon widząc jak ona pobudzała ludzi do skruchy i pokuty, nazywał ją Jubileuszem wybranych, którego w końcu i sam dostąpił. Gdy bowiem wśród powszechnego popłochu uciekających z miasta przed morem, nawet niektórzy pasterze trzody swojéj odstąpili, Szymon podwajając gorliwości, dzień i noc obsługiwał zapowietrzonych, udzielając im ostatnie Sakramenta i doglądając ich, a szczególnie biedniejszych, gdy wszelkiego dozoru pozbawieni byli. Wśród takowych usług, w czasie kazania w oktawę Nawiedzenia przenajświętszéj Maryi Panny, będąc na ambonie, uczuł na lewéj łopatce zbierający się wrzód morowy. Pomimo tego, dopóki mógł chodzić służył umierającym. Nakoniec musiał się i sam położyć, a szóstego dnia choroby opatrzony świętemi Sakramentami, usnął w Panu odmawiając tę modlitwę: „Przyjdź o! słodki Zbawicielu, wywiedź moję duszę z więzów ciała, a zaprowadź ją na niebieskie gody. Pragnę rozstać się ze światem, a połączyć się z Tobą o! Chryste Jezu.”
Umarł 18 Lipca roku Pańskiego 1482. W lat zaś blizko dwieście od jego Śmierci, po wyprowadzeniu sprawy o cudach dokonanych przy jego grobie i za jego przyczyną, Papież Aleksander VIII cześć publiczną oddawać mu dozwolił.
Pożytek duchowny
Błogosławione byłyto czasy, gdzie po jedném kazaniu, dusze wybrane setkami opuszczały niebezpieczne światowe manowce, a poświęcały się w zakonie Panu Bogu na służbę, i w których, jakto widziałeś z Żywota dopiéro przeczytanego, tak wielu Świętych współcześnie krainę naszę zdobiło. Gdy w tak różnych pod tym względem żyjemy czasach, módl się gorąco aby Pan Bóg wskrzesić raczył lepsze.
Modlitwa (Kościelna)
Wszechmogący wieczny Boże, któryś błogosławionego Szymona Wyznawcę Twojego, szczególnemi łaskami w głoszeniu Ewangelii obdarzyć raczył; spraw miłościwie, abyśmy dusze nasze tąż nauką którą on głosił karmiąc, a co Tobie miłém jest spełniając, drogą sprawiedliwości do niebieskiéj ojczyzny szczęśliwie dojść mogli. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 551–553.
Nauka moralna
Na podstawie wydania z 1937 r., s. 573
Święci Pańscy unikali świata i ludzi jak tylko mogli, bo milsze im było słodkie towarzystwo Pana Jezusa i Najświętszej Panny od wszystkich przyjemności i rozrywek światowych. Ale gdy bliźni potrzebował ich doczesnej lub duchownej pomocy, porzucali modlitwę, aby swą gorącą miłość ku Bogu okazać w czynnej miłości bliźniego. Ta też jest różnica między prawdziwą a udaną pobożnością. Prawdziwa pobożność zawsze i wszędzie szuka Boga i Jego chwały, fałszywa zaś najczęściej szuka siebie i swojej wygody, swojej próżności, swojego spokoju, swego zadowolenia.
Błogosławione to były czasy, gdzie po jednym kazaniu dusze wybrane opuszczały niebezpieczne światowe manowce, a poświęcały się w zakonie Panu Bogu na służbę, i w których, jak to widziałeś z żywotu dopiero przeczytanego, tak wielu Świętych współcześnie krainę naszą zdobiło. Gdy w tak różnych pod tym względem żyjemy czasach, módlmy się gorąco, aby Pan Bóg wskrzesić raczył lepsze.
Footnotes:
Joel II. 32.
Św. Bernardyna Seneńskiego, od którego zakon Ojców Bernardynów wziął swoje nazwisko
Żył około roku Pańskiego 1444.
(Żywot jego napisany był przez świętego Jana Kapistrana jego ucznia, i z tegoż zakonu kapłana.)
Święty Bernardyn, jeden z największych świeczników zakonu Braci-mniejszych świętego Franciszka Serafickiego, urodził się w małém miasteczku Massa, blizko Sienny we Włoszech położoném, roku Pańskiego 1380. Przyszedł na świat w samę uroczystość Narodzenia Matki Bożej, jakby na znak szczególnego nabożeństwa jakie miał do Niéj przez całe życie. Rodzice jego pochodzący ze znakomitéj rodziny Albizeskiów (Albiseschi), odumarli go w dziecinnych latach. Wychowany został przez ciotkę swoję Diannę, wielkiéj świątobliwości panią, która od lat najmłodszych wpoiła w serce jego miłość Boga i wielkie do przenajświętszéj Panny nabożeństwo. Dzieckiem jeszcze będąc, z upodobaniem przebywał w kościele, zajmował się przybieraniem ołtarzy, i z najpilniejszą uwagą przysłuchiwał się kazaniom, po których wróciwszy do domu, dokładną z nich zdawał sprawę i doskonale naśladował najlepszych kaznodziei, co zapowiadało w nim wysoki dar wymowy kościelnej, jakim późniéj zajaśniał. Codziennie widywano go klęczącego wieczorem przed cudownym obrazem Matki Bożéj, za miastem Sienna będącym. Skromnością obyczajów tak się odznaczał, że gdy już był młodzieńcem, nikt w obecności jego nie śmiał wymówić żadnego słowa cnotę czystości obrażającego, i zdarzało się że gdy lekkomyślni toczyli nieprzyzwoite rozmowy, za nadejściem Bernardyna, przerywali je mówiąc: „Milczmy, bo oto Bernardyn nadchodzi.”
Ukończywszy szkoły, obrał sobie w uniwersytecie wydział teologiczny, i w téj nauce tak wielki zrobił postęp, że świeckim jeszcze będąc, poczytywany był za jednego z najuczeńszych teologów. Przed wstąpieniem do Zakonu, wszedł do Bractwa przenajświętszéj Panny, założonego przy głównym szpitalu w Siennie, a do którego przyjmowano tylko osoby bardzo pobożne, i którego ustawy przepisywały nadzwyczaj ostry sposób życia, i wielkie dla ubogich chorych poświęcenie. Od téj już pory, rozpoczął święty Bernardyn ćwiczyć się w umartwieniach ciała: częste i ścisłe zachowywał posty, krwawe zadawał sobie biczowania, nosił włosiennicę, długie na modlitwie trawiąc godziny, dzień i noc z największą miłością obsługiwał chorych.
W roku 1400, straszne morowe powietrze wybuchło w Siennie. Szpital przy którym było bractwo do którego należał Bernardyn, przepełniony był zarażonemi, z których po ośmnastu na dzień umierało. To rozbudziło taki w obsługujących ten zakład popłoch, że gdy i z nich wielu padło, prawie wszyscy uciekli. Bernardyn nie tylko sam oddał się na usługi dotkniętych powietrzem i już ich ani na chwilę nie odstępował, lecz i dwunastu innych zachęcił przykładem swoim do podobnegoż poświęcenia, w skutek czego, gdy pilniejszy nastał około chorych dozór, i w zakładzie tym i w mieście całém wkrótce powietrze ustało. Chociaż nasz Święty dotknięty niém nie został, znużony atoli trudem jaki przez kilka miesięcy ponosił bez wypoczynku, zapadł na ciężką gorączkę, która go długo i bez nadziei życia w łóżku trzymała. Wyzdrowiał jednak zupełnie, a do sił przyszedłszy postanowił świat opuścić i wstąpić do Zakonu, — w czém go głównie utwierdziło widzenie w którém usłyszał głos z wizerunku Pana Jezusa ukrzyżowanego, w te słowa do niego przemawiający: „Bernardynie! widzisz mnie odartego z odzienia i do krzyża przybitego z miłości ku tobie: potrzeba więc abyś i ty, z miłości ku mnie, ogołocił się ze wszystkiego i wiódł życie ukrzyżowane.” Aby przeto odpowiedzieć tak miłościwemu wezwaniu, wstąpił do zakonu Braci - mniejszych, obierając sobie klasztor w którym wprowadzono reformę jak najściślejszą, według pierwotnego ducha synów ubogiego Patryarchy Franciszka Serafickiego.
Bernardyn, nie tylko od pierwszego dnia swojego nowicyatu, zajaśniał w Zakonie jak najwierniejszy naśladowca świętego Zakonodawcy Braci-mniejszych, lecz z czasem głównie przyczynił się do ustalenia téj reformy, od niego dopiéro właściwie swój wzrost i rozpowszechnienie biorącéj. Po wykonanych ślubach uroczystych, wyświęcony na kapłana, a jako już biegły teolog i nawet znany powszechnie z tego, na urząd kaznodziejski niezwłocznie wyniesiony został. Poddał się chętnie takowemu rozporządzeniu swoich przełożonych sługa Boży, lubo w zawodzie tym wielką miał trudność, z powodu nadzwyczaj niemiłego i ciągle silnie zachrypłego głosu. Uciekł się do przenajświętszéj Panny, któréj wszelkie łaski zawdzięczał, i prosił Ją, ponieważ wolą jest Bożą aby obowiązek kaznodziejski sprawował, żeby mu wyjednać raczyła zmianę głosu, lecz jeżeli to widokom Boga względem niego, to jest dobru jego własnéj duszy, nie sprzeciwia się. Matka Boża wysłuchała modlitwy tego wielkiego Swojego czciciela, który miał daru wymowy używać właśnie na głoszenie Jéj chwały, bo tém się głównie wsławił późniéj Bernardyn. Od téj chwili głos jego stał się nadzwyczaj dźwięczny i donośny, co niemało przyczyniało się do wielkich pożytków z jego prac apostolskich. Przytém bowiem, a także za przyczyną Matki Bożéj, obdarzył go Pan Bóg w wysokim stopniu, wszystkiemi przymiotami wielkiego kaznodziei.
Trudno téż wyrazić jak niezmierne pożytki przyniósł dla dusz wiernych, i jakie położył w Kościele zasługi, przez przeszło lat trzydzieści swojego kaznodziejskiego zawodu. Ogarnął nim całe Włochy, i we wszystkich znaczniejszych miastach miewał nauki, odbywał misye, dawał publiczne rekolekcye, wszędzie tysiące dusz pociągając do Boga, wyrywając z grzechów, nawracając z herezyi. Skoro czas pewien zabawił w jakiém mieście, w całéj ludności następowała najzbawienniejsza zmiana obyczajów: gry hazardowne, wówczas wszędzie zagęszczone, ustawały; niewiasty zarzucały zbytek w strojach, rozpustnicy szczerze się nawracali, najzaciętsze stronnictwa polityczne w wojnie z sobą zostające, broń składały i jednały się,
W kazaniach swoich i wielkiéj wartości pismach jakie pozostawił, przebija się przedewszystkiém szczególne jego nabożeństwo do przenajświętszego Imienia Jezus i do Matki Bożéj. Dotąd dzieła jego są najbogatszym skarbem pod tym względem, z którego czerpią wszyscy piszący o niezrównanych przywilejach przenajświętszéj Panny, a zwłaszcza o przywileju Jéj Niepokalanego Poczęcia i Wniebowzięcia, które to tajemnice, nasz Święty najgorliwiéj ogłaszał, uczenie wyświecał, i do ich czci wiernych najskuteczniéj zagrzewał.
Gorliwość jego nie ograniczała się na pracach około zbawienia dusz na świecie żyjących, nie pominął i braci swoich zakonnych. Zamianowany przez Papieża Eugeniusza IV Wikarym generalnym wszystkich klasztorów Braci-mniejszych we Włoszech, zajął się całém sercem rozszerzeniem reformy rozpoczętéj w klasztorze w Siennie, do którego był wstąpił. Jak dalece Pan Bóg pobłogosławił temu trudnemu jego zadaniu, miarkować można z tego, że gdy został zakonnikiem klasztorów ścisłéj téj reformy było we Włoszech tylko dwadzieścia, i w nich około dwóchset braci, a pod jego zarządem, doszła za jego życia jeszcze liczba takich klasztorów do blizko trzechset, i w nich było około sześciu tysięcy zakonników, od jego imienia Bernardynami nazwanych.
Wielu także cudami za życia jeszcze słynął. Razu pewnego, udając się z kazaniem do Mantuy, gdy potrzebował przeprawić się przez rzekę, a przewoźnicy wziąść go na prom nie chcieli, gdyż nie miał czém zapłacić, przepłynął na drugi brzeg rozesławszy na wodzie płaszcz swój, który nawet nie został przemoczony. Wielu chorych uzdrowił znakiem krzyża świętego, lub wezwaniem nad nimi Imienia Jezus, albo pomodliwszy się do Matki Bożéj. Gdy w czasie kazania, w którém mówiąc o wielkiéj chwale i przywilejach Bogarodzicielki, te słowa Pisma Bożego do Niéj stosował „/Ukazał się wielki znak na niebie/” 1, cały lud zgromadzony, ujrzał nad głową jego gwiazdę przedziwnéj jasności.
Ojciec święty Eugeniusz IV wyżéj wspomniony, chciał kilkakrotnie wynieść go na Biskupią godność: ofiarował mu z kolei biskupstwa Sieńskie, Feraryjskie i Urbińskie; pewnego razu nawet sam włożył mu Infułę na głowę. Lecz Święty Bernardyn rzuciwszy się do nóg Jego świątobliwości, ze łzami uprosił aby go pozostawił w jego stanie ubogiego zakonnika, w którym jak mu się zdawało, lepiéj służyć może Kościołowi, mając swobodę przenoszenia się z miejsca na miejsce ze swojemi pracami apostolskiemi.
Wśród niech zaskoczyła go śmierć święta, jak było świętém całe życie jego. Znajdował się w królestwie Neapolitańskiém, gdy w objawieniu okazał się mu święty Piotr Celestyn, i zapowiedział mu dzień zgonu. Przygotował się do téj chwili z najżywszą pobożnością, a oraz i z największym pokojem. Po przyjęciu Ostatnich Sakramentów świętych, prosił braci żeby go położyli na ziemi, aby mógł umierać podobnie jak jego święty ojciec Franciszek Seraficki. W gronie téż ich skonał spokojnie, w chwili gdy w chórze, zkąd dochodziły go głosy, śpiewano tę Antyfonę: „Ojcze…. oznajmiłem Imię Twe ludziom któreś mi dał… a teraz za nimi proszę… nie za świat, gdyż idę do Ciebie.” 2 Miał wieku lat sześćdziesiąt cztery, umarł 20 Maja, roku Pańskiego 1444.
Pan Bóg licznemi cudami, jakie zaszły przy jego grobie, świętość tego wielkiego sługi Swojego objawił, co skłoniło Papieża Mikołaja V do ogłoszenia jego kanonizacyi, w sześć lat po jego zejściu.
Pożytek duchowny
Naśladuj tego wielkiego Świętego w jego gorącém nabożeństwie do przenajświętszego Imienia Jezus i do Matki Bożéj, a przez to najłatwiéj uprosisz sobie łaski, abyś go naśladował i w cnotach jakiemi jaśniał, a szczególnie w cnocie czystości, z któréj tak on był znany, że jak to czytałeś dopiéro, sama jego obecność nakłaniała najlekkomyślniejszych do skromnego zachowania się. O! jak miłym stałbyś się Bogu, gdybyś i ty był takim.
Modlitwa (kościelna)
Panie Jezu Chryste! któryś błogosławionego Bernardyna wyznawcę Twojego, szczególną miłością przenajświętszego Imienia Twojego obdarzył; za jego zasługami i pośrednictwem prosimy, wlej w serca nasze ducha Twojéj miłości. Który żyjesz i królujesz i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 410–412.
