Citatio.pl

Wpisy z tagiem "pasterz":

2020-12-22

Wielebnéj Krystyny, Dziwnéj

Żyła około roku Pańskiego 1224.

(Żywot jéj był napisany przez Jakóba z Witryaku Biskupa Achoeńskiego i Kardynała, naocznego świadka cudów które czyniła, a znajduje się w dziełach Dyonizyusza Kartuzyana i w Żywotach Świętych księdza Piotra Skargi, pod dniem 24 Lipca.)

Wielebna Krystyna, dla nadzwyczajnych szczegółów jakie w opisie jéj życia czytamy przezwana Dziwną, przyszła na świat około roku Pańskiego 1175 we Flandryi w małém miasteczku świętego Trudona z rodziców w ubogim stanie zostających. Po ich śmierci dwie jéj starsze siostry przeznaczyły ją do paszenia bydła w polu. Korzystając z samotności jakiéj tam zażywała, oddała się życiu bogomyślnemu i ostréj pokucie, tak że wkrótce do wysokiéj doszła świątobliwości.

Nie miała lat osiemnastu kiedy w ciężką chorobę zapadłszy umarła. Siostry, które ją bardzo kochały, rzewnie nad nią płakały, i na jaki mogły zdobyć się sprawiły jéj pogrzeb. Leżała na katafalku w kościele, kiedy w środku Mszy świętéj którą za jéj duszę odprawiał kapłan, wstała z trumny jak najzdrowsza, a gdy ludzie zgromadzeni uciekali, ona dostawszy się na schody wiodące na poddasze kościoła, tam się schowała. Gdy siostry i ludzie od strachu ochłonęli, sprowadzili ją z góry i zawiedli do domu, gdzie kilku kapłanów i wielu znajomych zeszło się zdziwionych i zaciekawionych tak nadzwyczajném zdarzeniem. Jeden z księży kazał jéj opowiedzieć co się z nią działo gdy umarła, aż do chwili gdy z trumny wstała. Na co Krystyna taką dała mu odpowiedź. „Jak tylko wyszłam z ciała, wzięli mnie słudzy światłości Aniołowie Boscy, i poprowadzili przez ciemne i straszliwe miejsce pełne dusz ludzkich, które tak srogie męki cierpiały, iż nietylko opisać, ale i wyobrazić sobie tego nie można. Ujrzałam tam i niektóre znajome mi osoby, i przejęta wielką litością, spytałam co to za miejsce, mniemając iż to jest piekło. Powiedziano mi iż to jest czyściec tych dusz które w pokucie zeszły, ale dostatecznie za grzechy swoje na tym świecie ukarane nie były. Ztamtąd zaprowadzili mnie do raju, i postawili przed tronem Boga; a ja widząc iż mnie Pan Bóg przyjmuje, niezmiernéj doznałam radości, sądząc iż tam już na wieki pozostanę. Lecz rzekł do mnie Pan Bóg: „Tak jest córko miła, będziesz tu ze mną, ale wprzód daję ci jeszcze dwie rzeczy do wyboru: albo w niebie już teraz pozostać, albo wrócić jeszcze do życia, abyś przez różne doznane w niém cierpienia wyzwalała z czysca te dusze, nad któremiś się dopiéro litowała, a pozostając jeszcze na ziemi, przykładem twoim drugich przywodziła do pokuty, i dopiéro potém z większą za moją łaską zasługą, tu napowrót przyjętą została.” Słysząc to, a przejęta wielką litością nad duszami w czyscu cierpiącemi, oświadczyłam że gotowa jestem powrócić do życia, i cierpieć za nich największe męki; poczém Pan Bóg rozkazał duszy mojéj połączyć się z ciałem. Niech tedy wszyscy wiedza pocom ja na ziemię na powrót posłana, i gdy widzieć będziecie dziwne moje sprawy, nie gorszcie się z tego, bo taka jest względem mnie, wola Boża.

Jakoż, od téj chwili, życie jéj było nie przerwaném pasmem rzeczy najnadzwyczajniejszych. Najprzód, tak jak zaraz po swojém zmartwychwstaniu pobiegła była na szczyt kościoła, tak odtąd ciągle takich miejsc szukała; wychodziła to na wieże, to na kościoły, to na najwyższe drzewa, i na nich zatopiona w bogomyślności, całe dnie bez pokarmu, i noce bez spoczynku przepędzała. Z początku, patrzano na to z podziwieniem, a pod wrażeniem tego co była wszystkiém o sobie opowiedziała zostawiono ją w pokoju. Lecz po niejakim czasie, przypisując to opętaniu, najprzód jéj tego zakazywano, a gdy nie słuchała, związano ją i do rodzaju więzienia wtrącono. Wiele tam i długo cierpiała, aż nocy pewnéj, chociaż silnie skrępowana była, uwolniła się od więzów i uciekła na puszczę. Tam przebyła dwa miesiące, mieszkając jak ptak po drzewach, a gdy jéj głód zaczął dokuczać, dziewicze jéj piersi wydawały rodzaj mleka, którém przez cały ten czas się żywiła. Wyszukana w tém miejscu znowu uwięzioną została, a po niejakim czasie krewni i znajomi uwolnili ją i zaprowadzili do miasta Luwaniu, do pewnego świątobliwego i uczonego kapłana, aby ten wziął ją pod swoje duchowne przewodnictwo. Znać że kapłan ten poznał w niéj Ducha Bożego, gdyż zaraz kazał Krystynie przystąpić do Komunii świętéj, i polecił aby jéj nie przeszkadzano w sposobie życia jaki prowadzi.

Odtąd zadawała sobie pokuty wszelkie ludzkie pojęcie przechodzące, a wszystkie ofiarując za dusze będące w czyscu. I tak: rzucała się w piec w którym ogień się palił; w nim takich cierpień doznawała że w niebogłosy krzyczała, a wychodziła ztamtąd bez najmniejszéj szkody i upalenia. Niekiedy znowu, gdy piec miał za mały otwór aby weń wejść mogła, kładła w ogień ręce albo nogi krzycząc od bolu, lecz wyjmując potém téż członki niespalone. To znowu, wskakiwała w kocioł wrząeéj wody, a stojąc w nim części ciała nieobjęte wodą polewała ukropem jęcząc i krzycząc od bolu, a wciąż ofiarując to za dusze czyscowe, i znowu z takiéj strasznéj kąpieli, wychodziła jakby ochłodzona. Kiedy rzeka Moza pod tém miastem płynąca, zamarzła, weszła pod lód przez przeręble, sześć dni tak przebyła, i wyszła zdrowa, skoro jéj to kapłan nakazał. Co jeszeze dziwniejsze: rzucała się w koło młyńskie kiedy było rozpuszczone; koło to gruchotało wszystkie jéj członki, lecz wychodziła z pod niego takąż jaką była kiedy podeń się rzucała. W mieście wiele było psów bardzo zajadłych; Krystyna szła pomiędzy nie, a czołgając się na czworakach, pobudzała je na siebie tak, że wszystkie na nią ze wściekłością się rzucały. Zdawało się że ją poszarpią w kawałki: lecz i z tego rodzaju zadanéj sobie za dusze czyscowe pokuty, bez szwanku wracała.

Po niejakim czasie, znowu zaczęli ludzie przypuszczać że jest opętaną. Krewni chcąc ją powtórnie uwięzić posłali po nią człowieka, który niemogąc jéj dogonić gdy przed nim uchodziła, cisnął za nią wielkim kamieniem, którym złamał jéj nogę i wtedy ją pojmał. Krystyna z największą cierpliwością i bez najmniejszéj do swego pokrzywdziciela urazy, związana i do krewnych odstawiona, w ściślejszém jeszcze więzieniu osadzoną została. Prócz tego skrępowali ją całą rodzajem drewnianych dybów, od których wkrótce ciało jéj pogniło, a na posiłek dawali jéj tylko trochę chleba tak suchego, że go ugryźć nie mogła. Leez i tam przyszedł jéj Pan Bóg w pomoc. Z piersi jéj znowu wydobyło się owo cudowne mleko, któróm się karmiła na puszczy, a którém i rany swoje namazawszy wnet je zleczyła, i chleb maczając posilać się niém mogła.

Nakoniec, niewiadomo z jakich powodów, krewni ci którzy ją tak dręczyli, upamiętawszy się nietylko uwolnili ją z więzienia, lecz przejęci wielkim żalem za okrucieństwo z jakiém się z nią obchodzili, z płaczem prosili ją o przebaczenie. Krystyna rzuciła się w ich objęcia i serdecznie uściskała mówiąc, że najmniejszego do nich żalu mieć nie może, bo przecież wiedzieć powinni iż ją na to Pan Bóg powtórnie na ziemię zesłał, aby jak najwięcéj cierpiąc, najwięcéj dusz z czysca wybawiła.

Gdy na wolności się znalazła, znowu owe cudowne pokuty o których wyżéj się powiedziało, zadawała sobie. Mnóstwo się ludzi do niéj zbiegało. Wielu ciężkich grzeszników pobudzało to do skruchy, a wszystkich zachęcało do tém gorliwszego za dusze czyscowe nabożeństwa. Lecz wielu téż słabéj wiary gorszyło się tém, i ci przypisywali to opętaniu. Co widząc osoby pobożne, prosiły Pana Boga aby uskromił owe cuda w Krystynie, i aby się w jéj sprawach nie tak wysoko ręka Boska wznosiła, przez wzgląd na słabość wiary wielu tamecznych mieszkańców. Wysłuchał Pan Bóg tych modlitw, i odtąd życie Krystyny nie było już tak nadzwyczajném. Częściéj przebywała z ludźmi, chorym po ich mieszkaniach i szpitalach usługiwała, największą zaś miała litość nad umierającemi. Tych do ostatniéj chwili nie odstępowała, posiadając szczególny dar do pobożnego przygotowania na przyjęcie ostatnich Sakramentów świętych i na godzinę śmierci. Od téj usługi nie wyłączała nawet Żydów, których tam wielu mieszkało, mówiąc, iż Pan Jezus tak dalece do karania nie jest skwapliwym, że i wielu z tych nieszczęśliwych zaślepieńców, w ostatniéj ich godzinie oświecać i nawracać raczy. Lecz z drugiéj strony, z wielką gorliwością nakłaniała wiernych, aby do ostainiéj godziny pokuty nie odkładali. Opowiadała bowiem że w czyscu, do którego zaprowadzona była niegdyś, widziała miejsce przy samém już piekle będące, przeznaczone dla tych, którzy po ciężkich grzechach, dopiéro przy saméj śmierci jednają się z Bogiem. Mówiła przytém że to miejsce nie mniejsze ma męki od tych których doznają w piekle potępieńcy, z tą tylko różnicą, że mają nadzieję wybawienia, i że szatani jeszcze wściekléj się nad temi duszami niż nad potępionemi pastwią, gdyż wiedzą że przyjdzie czas, gdy nad niemi władzy mieć nie będą.

Chociaż krewni chętnie ją chcieli swoim kosztem utrzymywać, nigdy nie chciała żyć inaczéj jak z jałmużny: mówiąc iż to dla tego czyni, żeby tym którzy ją wspieraią dała sposobność dobrze czynienia, gdyż przydawała: „Nic skuteczniéj u Pana Boga nie uprasza miłosierdzia dla największych grzeszników, jak gdy oni czynią miłosierdzie nad bliźnim.” Zwykle téż żebrała u ludzi najgorszych, doznając ztąd bardzo często upokorzeń i najdotkliwszych obelg; a za to wielu takim wypraszała u Pana Boga najszczersze nawrócenie. Był w Luwaniu pewien mieszkaniec, znany powszechnie z bezbożności i najgorszych obyczajów, a przytém bardzo skąpy. Razu pewnego Krystyna niespodziewając się dostać od niego nic więcéj, poszła prosić o szklankę wody. Ten widząc kobietę nadzwyczaj wątłą i mizerną, kazał jéj dać wina. Krystyna napiła się trochę, a człowiek ten wkrótce zachorował i umarł pojednawszy się z Panem Bogiem i objawiając największą skruchę.

Zdarzało się także, że kiedy dostawała posiłek od osób które się cudzą krzywdą były zbogaciły, i gdy go pożywała w ich oczach, takich strasznych doznawała boleści i takie wtedy czyniła akty skruchy z powodu że się cudzą krzywdą żywi, iż nieprawych właścicieli pobudzała do żalu, i niektórzy z nich sami z siebie połowę mienia swojego oddawali tym od których je nieprawnie nabyli.

Na takich uczynkach prawdziwego apostolstwa, spędziła Krystyna lat około trzydziestu, a trudno policzyć ile dusz z czysca wybawiła, i ile żyjących wyrwała z ciężkich grzechów i pojednała z Bogiem. Na rok dopiéro przed śmiercią, większéj samotności szukała. W tym celu osiadła u zakonnic w klasztorze świętéj Katarzyny. Tam budowała wszystkie siostry swoim przykładem, pokorą, słodyczą w obcowaniu z drugiemi, ostrą pokutą któréj do śmierci nie zaniedbywała i łaską wysokiéj bogomyślności, którą ją Pan Bóg obdarzał. Zpomiędzy wszystkich zakonnic, najbliżéj żyła z jedną imieniem Beatryks. Nie miała łóżka, i zwykle tam było miejsce jéj spoczynku gdzie ją noc zastała. Razu pewnego prosiła Beatryksę aby, nikomu nie niemówiąc, przygotowała jéj łóżko, a gdy się w nie położyła, przyzwała kapłana i wszystkie ostatnie Sakramenta święte z uczuciem najwyższéj wiary i pobożności przyjęła. Potém obawiając się aby gdy rozejdzie się wieść że umiera, nie ściągnęło to do niéj wiele osób, które mając ją w wielkiéj czci o błogogławieństwo prosić będą, a lękając się aby ją to w próżną chwałę nie wbiło, prosiła Pana Boga, aby zaraz umarła: co téż i stało się.

Tymczasem Beatryks, pobiegła po wszystkie zakonnice i sprowadziła je do łóżka Krystyny, a widząc ją już nie żywą, przyskoczyła do niéj i zawołała: „Czyż godziło się Krystyno, nie pożegnawszy nas i nie pobłogosławiwszy, tak z tego świata odejść?” A potém pełna ufności w Bogu, nachyliwszy się do jéj twarzy przydała: „Tyś żyjąc, zawsze mi posłuszną była: zaklinam cię teraz przez Pana Jezusa, abyś mnie i teraz usłuchała: powróć na ziemię i pobłogosław siostry moje.” Na te słowa Krystyna ożyła, a zwracając się do Beatryksy rzekła: „Czemuś siostro droga, przeszkodziła pokojowi mojemu? Jużem do Chrystusa zaprowadzona była.” A potém widzac siostry wokoło siebie klęczące, przeżegnała je, Matce Bożéj poleciła, i już tą razą na zawsze oddała Bogu ducha, roku Pańskiego 1224. Ciało jéj spoczywa w tymże kościele swietéj Katarzyny, i po dziś dzień wielkiemi cudami słynie; dotąd jeszcze jednak, w poczet tych Świętych którym cześć publiczną odawać wolno, przez Stolicę Apostolską nie jest zaliczona.

Pożytek duchowny

To coś czytał w żywocię wielebnéj Krystyny, o cierpieniach jakie dognają dusze w Czyscu zatrzymane, i o jéj gorliwości w niesieniu im ratunku, powinno cię pobudzić do wielkiego za dusze zmarłe nabożeństwa. Oblicz się szczególnie z sumieniem, czy pamiętasz o tych duszach, którym nieść ratunek po ich śmierci, jesteś z jakiegokolwiek powodu obowiązanym.

Modlitwa

Niech nas Panie przykład służebnicy Twojéj, wielebnéj Krystyny, którą szczególną nad duszami w czyscu zatrzymanemi litością obdarzyć raczyłeś, pobudzi za łaską Twoją do niesienia im, wedle możności naszéj, ratunku jakiego od nas oczekują. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1106–1109.

Tags: wiel Krystyna „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pasterz Czyściec pokuta jałmużna
2020-05-18

Św. Feliksa z Kantalicyo z Zakonu Braci-Mniejszych św. Franciszka Serafickiego, Kapucynów

Żył około roku Pańskiego 1587.

(Życie jego napisane jest z akt procesu jego beatyfikacyi, przez ojca Jana z Peruzyi, Kupucyna.)

Święty Feliks przyszedł na świat w małéj wiosce zwanéj Kantaliczio (Cantalicio) we Włoszech, w prowincyi Umbryjskiéj, roku Pańskiego 1513. Rodzice jego byli ubogimi wieśniakami, a tak ojciec jak i matka wielkiéj świątobliwości ludźmi. Mieli kilkoro dziatek, które wychowali najbogobojniéj. Z nieh szczególnie Feliks odznaczał się od dzieciństwa wielką pobożnością, i szczególną miłością Matki Bożéj. Przeznaczony do paszenia trzody w polu, dnie całe spędzał na pobożnych ćwiczeniach, i zwykle widzieć go tam można było klęczącego w postawie największego skupienia przed drzewem, na którém rysował sobie wizerunki Pana Jezusa ukrzyżowanego, albo przenajświętszéj Panny. Co dzień kilka razy odmawiał Koronkę, a niekiedy całe noce spędzał na modlitwie.

Gdy doszedł lat młodzieńczych, przyjął służbę parobka u jednego z gospodarzy swojéj rodzinnej wioski. Pierwszy do wszelkiéj pracy, nie zaniedbywał wcale swoich świętych ćwiczeń, a od czasu odbytéj pod tę porę w jego parafii Misyi przez ojców Kapucynów, regularnie do Sakramentów świętych w każdą niedzielę i święto przystępował. Przytém budował wszystkich swojém wzorowém postępowaniem, skromnością obyczajów i niezmordowaną pracowitością. Wkrótce téż udarował go Pan Bóg i łaską powołania do życia wyłączniéj Bogu poświęconego. Powziął zamiar wstąpienia do Zakonu, lecz przez czas pewien zwlekał to jeszcze, aż razu pewnego obalony o ziemię przez dzikie rozhukane woły, cudownie uszedłszy śmierci, postanowił już dłużej świętych swoich zamysłów nie odkładać. Jakoż, wstąpił do zakonu ojców Kapucynów odbywając nowicyat w ich ubogim klasztorku w miasteczku Askoli.

Było to wkrótce po wszczętéj reformie w zakonie świętego Franciszka Serafickiego, właśnie przez to świeżo powstałe podówczas Zgromadzenie, obowiązujące się do jak najściślejszego zachowania jego pierwotnéj Reguły. Zastał téż w klasztorze tym, wszystko, czego tylko wymagało jego żywe pragnienie prowadzenia życia jak najostrzejszego, najuboższego, i od stosunków ze światem odosobnionego. W roku nowicyatu, dotknięty uporczywie wracającą febrą, tak jednak odrazu zajaśniał wysoką świątobliwością, że pomimo zwątlonego zdrowia, ojcowie zakonni przypuścili go do uroczystych ślubów. Te jako prosty braciszek wykonał z najżywszą radością, całém sercem poświęcając się na służbę Bogu, i poruczając się szczególnéj Matki Bożéj opiece. Niezwłocznie potém odzyskał najczerstwiejsze zdrowie, którego już odtąd zawsze używał, co téż dozwoliło mu wieść życie nadzwyczaj umartwione, które Pan Bóg osładzał mu rzadkiemi darami wyższéj modlitwy, zachwytami w jakie często wpadał i objawieniami które miewał podczas modlitwy.

Zaraz po ukończeniu nowicyatu, przeznaczony został na brata kwestarza do klasztoru Rzymskiego, i na tym pokornym obowiązku, spędził tam przeszło lat czterdzieści, nie tylko braci zakonnych, lecz miasto całe budując wysoką swoją świątobliwością.

Od pierwszych dni zawodu zakonnego do ostatniéj swojéj choroby, to jest przez lat przeszło czterdzieści, taki wiódł rodzaj życia: Odsłużywszy do jednéj z Mszy rannych, wychodził z sakwami na miasto po jałmużnę. Za pozwoleniem przełożonych, prócz tego co wypraszał dla klasztoru, żebrał jeszcze na ubogich i na szpitale, i jednych i drugich odwiedzał, chorych doglądał, strapionych pocieszał. Z czasem nawet przyszło do tego, iż przez jego ręce przechodziły najhojniejsze w całym Rzymie jałmużny, a niektóre z głównych zakładów dobroczynnych, jemu winne swój początek i bogate uposażenia. Szczególną litość okazywał nad choremi dziećmi, i Pan Bóg pomiędzy innemi łaskami, obdarzył go łaską uzdrawiania ich cudownie, przez przeżegnanie znakiem krzyża świętego, lub namaszczeniem oliwą nad którą się modlił w tym celu. Wróciwszy wieczorem do klasztoru, większą część nocy spędzał na modlitwie i na obsługiwaniu braci chorych. Sypiał tylko dwie godziny, i to, na gołéj ziemi lub rohoży słomianéj. Mięsa prawie nigdy nie jadał, i większą połowę roku pościł o chlebie i wodzie. Zimą i latem chodził bez obuwia, i prócz jednego habitu, pod którym nosił ostrą włosiennicę, żadnego zgoła innego nie używał odzienia. Każdéj nocy trzy razy biczował się do krwi.

Na modlitwie często wpadał w zachwycenie. Razu pewnego modląc się w nocy w kościele przed obrazem Matki Bożéj, ujrzał Ją schodzącą do niego z dzieciątkiem Jezus, które mu oddała na ręce, i dozwoliła przez czas długi zażywać ztąd niebieskiéj uciechy.

Pokory i słodyczy w obcowaniu z drugimi był niezrównanéj. To mu téż dawało przystęp do największych grzeszników, których niekiedy jedném słówkiem upomnienia pełnego miłości, nawracał. Było wówczas w Rzymie dwóch młodzieńców znakomitego rodu, rozpustne życie wiodących. Święty Feliks spotkawszy ich dnia pewnego na ulicy, upadł im do nóg i te tylko słowa wyrzekł ze łzami: „Moi bracia drodzy! miejcie litość nad duszami waszemi”, co takie na nich zrobiło wrażenie, że tegoż dnia poszli do spowiedzi i najszczerzéj się nawrócili.

W czasie jednego z karnawałów, usłyszał, że wielka liczba osób tłumnie udaje się na widowisko, mające przedstawiać bardzo obrażające skromność sceny. Wziąwszy na barki krzyż ogromnej wielkości, i w ręku trzymając trupią głowę, Święty udał się wraz z jednym z kaznodziejów klasztoru swojego, na spotkanie idących do teatru. Widok Feliksa w takiéj postaci, i przemówienie tego kapłana wstrzymało wszystkich, tak że widowisko wszeteczne wcale miejsca nie miało.

Znany w całym Rzymie z wysokiéj swojéj świątobliwości, poczytywany od ubogich za największego dobroczyńcę, chociaż sam żył z żebraniny, i klasztor wyżebraną przez siebie jałmużną utrzymywał, w wysokiém był poważaniu u najpierwszych dostojników Kościoła i u najzamożniejszych panów, którzy chcąc jak najlepszy robić użytek z datków swoich na ubogich przeznaczonych, powierzali takowe jego rozszafowywaniu, wiedząc iż jest opiekunem najtroskliwszym wszelkiego rodzaju cierpiących i ubogich w Rzymie. W roku ciężkiego głodu, którym dotknięci byli mieszkańcy tego miasta za życia świętego Felixa, te zakłady dobroczynne i ci ubodzy którymi się on opiekował, wcale niedostatku nie doznali.

Samo jego pojawienie się na ulicy, było jakby kazaniem, pobudzającém drugich do nabożeństwa i skromności, tak dalece w postaci jego i zachowaniu się z ludźmi, było coś budującego i zbawiennie na wszystkich wpływającego. Czterdzieści lat obiegając codziennie Rzym cały, jużto po kweście, już nawiedzając ubogich i szpitale, tak był na wzroku umartwionym, że nigdy oczów nie podniósł na niewiastę, i żadnéj w całém mieście z twarzy nie znał, Mawiał że: „zakonnik znajdując się za klasztorem, powinien ciągle mieć oczy spuszczone do ziemi, myśl podniesioną do Nieba, a w ręku Różaniec.” Za każdą udzieloną sobie jałmużnę odpowiadał: „/Deo-gratias/” to jest: „Bóg zapłać”, a czynił to z takiém namaszczeniem, i z takim wyrazem pobożnéj wdzięczności, że to dających mu wsparcie szczególną napełniało pociechą, i poczytywane było powszechnie za najpożądańsze błogosławieństwo od świętego zakonnika.

Gdy na pokornych usługach klasztornych, długie już spędził lata, przełożeni chcieli go od nich zwolnić, lecz sługa Boży zawsze wypraszał sobie, aby do końca życia dozwolili mu służyć zakonowi bez wypoczynku. Na pewien czas przed śmiercią, przeznaczono go już tylko do dozierania chorych braci w klasztorze, chcąc aby na tym obowiązku znalazł trochę ulgi. Feliks i tu nowe zbierał przed Bogiem a obfite zasługi, dzień i noc doglądając zakonników będących w Infirmaryi, a często mniéj od niego zwątlonych na siłach.

Mając lat siedemdziesiąt dwa, z których przeszło czterdzieści spędził w Zakonie, przepowiedział dzień swojéj śmierci, i wkrótce potém zapadł w chorobę, w któréj dotkliwe boleści największą cierpliwością znosił, Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, wpadł w długie zachwycenie; podczas którego jak to oznajmił bratu będącemu przy nim, widział Matkę Bożą w gronie Aniołów, co go wielką pociechą napełniło. W kilka chwil potém, bez zwykłych znaków konania, usnął błogo w Panu dnia 18 Maja, roku 1587.

Zaraz po śmierci zasłynął wielu cudami, których ośmnaście, Papież Syxtus V podówczas na stolicy Apostolskiéj zasiadający własném świadectwem stwierdził. W poczet Świętych policzony został w roku Pańskim 1712, przez ojca świętego Klemensa XI.

Pożytek duchowny

Oliwa z lampy palącéj się przy grobie świętego Feliksa będącym w kościele ojców Kapucynów w Rzymie, posiada cudowną własność uzdrawiania chorych dzieci nią namaszczanych. Ztąd jest zwyczaj w całym Zakonie ojców Kapucynów, święcenia oliwy w dzień jego uroczystości, i namaszczania nią czoła dziatek, z wzywaniem dla nich pośrednictwa tego ich szczególnego Patrona. Poleć i ty jego opiece dziatki które cię bardziéj obchodzą, aby im i na duszy i na ciele jak najczerstwiejsze wyjednać raczył zdrowie.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś błogosławionego Feliksa wyznawcę Twojego, prostotą Ewangeliczną i niewinnością życia w Kościele Twoim uświetnił; spraw, abyśmy jego przykładami nauczeni, a pośrednictwem wsparci, do Jezusa Chrystusa którego on sam na ziemi na rękach piastował, szczęśliwie się dostali. Który z Tobą żyje i króluje i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 404–406.

Tags: św Feliks z Kanalicjo „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pasterz zgorszenie dzieci jałmużna
2020-05-17

Św. Paschalisa Bajlon z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1592.

(Żywot jego napisany przez współczesnego mu zakonnika, znajduje się u Bollandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święty Paschalis urodził się roku Pańskiego 1540 w Hiszpanii, w prowincyi Aragońskiéj, w małém miasteczku Torre-Hermoza. Ojciec jego nazywał się Bajlon. Z powodu iż Święty nasz, przyszedł na świat w sam dzień Wielkiéj Nocy, dano ma na żądanie rodziców imię Paschalisa, od wyrazu łacińskiego Pascha, Wielka Noc.

Skoro przyszedł do rozumu, zauważano w nim wielką pobożność. Ulubioną jego modlitwą, była modlitwa Pańska Ojcze nasz, którą często w dniu, małém jeszeze będąc dziecięciem, ukięknawszy i pochyliwszy się do ziemi z największém odmawiał skupieniem. Przebywając w kościele, zapominał o potrzebie brania posiłku, i nieraz matka musiała używać całéj swojéj powagi, aby przerwać jego pobożne ćwiczenia i skłonić go do wzięcia pokarmu.

Rodzice jego byli bardzo ubodzy; gdy więc miał lat siedem oddali go w służbę, do pewnego mieszczanina bardzo zacnego człowieka, który młodego tego chłopaczka, i przykładem i słowy do cnoty i pobożności zachęcał. Przeznaczył go do paszenia trzody, z czego Paschalis był bardzo zadowolony, gdyż mu to zapewniało samotność, w któréj już wtedy bardzo sobie podobał, aby tém swobodniéj mógł się oddawać modlitwie i obcowaniu z Bogiem. Używał téż szczęścia tego z wielkiém weselem duszy. Całe dnie spędzał na bogomyślności, nie tracąc z oczów powierzonéj mu trzódki a gdy z innymi spotykał się pastuszkami, rozmawiał z nimi tylko o Bogu, i lepiéj od nich w religii oświecony, uczył ich prawd świętych. Sam będąc ubogim, wspierał jednak drugich ujmując sobie posiłku jaki mu przynoszono z domu, i rozdając go biedniejszym. Lubo nie pobierał żadnych nauk, sam w nadzwyczaj krótkim czasie, wyuczył się czytać i pisać. Odtąd zawsze z książką w ręku szedł w pole, a nigdy nic innego prócz duchownych dzieł nie czytywał, i spisywał sobie różne pobożne myśli i natchnienia, albo święte postanowienia jakie czynił, usiłując coraz wyżéj w doskonałości chrześcijańskiéj postępować.

Widząc tak wielkie w nim zalety, gospodarz u którego służył, człowiek bardzo zamożny a bezdzietny, chciał go za syna przysposobić. Lecz Paschalis, mając już wtedy około lat dwudziestu, postanowił oddać się Panu Bogu na wyłączną w zakonie służbę, i pomimo nalegań swojego pana, który mu pożądany dla wielu innych zawód doczesny zapewniał, udał się do klasztoru ojców Bernardynów, będącego w okolicach miasta Montfort, z zamiarem wstąpienia do niego. W drodze spotkał jednego ze swoich znajomych, który mu silnie to odradzał. Święty chcąc dowieść prawdziwości swojego powołania, pobudzony do tego przez szczególne Ducha Świętego natchnienie, rzekł do niego: „Oto Pan Bóg uczyni cud, aby cię przekonać że błądzisz odwodząc mnie od życia zakonnego”, i to mówiąc uderzył trzy razy w ziemię na któréj stali, a w téjże chwili wytrysnęły z niéj trzy źródła żywéj wody, dotąd płynące.

Przyjęty do zakonu, i wyjednawszy u przełożonych aby go nie przeznaczali na kapłana lecz na prostego braciszka, po odbytym najprzykładniéj nowicyacie, wykonał śluby uroczyste, i zaraz wybrany został na Infirmiarza, to jest doglądającego chorych. Usługiwał im i doglądał ich z największą miłością, a słowami pokrzepiał i na duszy, obudzając w ich sercu akty poddania się woli Bożéj i cierpliwego znoszenia choroby.

Prócz tego, przełożeni jemu zwierzyli rozdawanie ubogim jałmużny przy furcie. Spełniał święty Paschalis i ten obowiązek w duchu Bożym. W każdym biednym widział samego Chrystusa Pana, i obchodził się z nim nietylko z miłością, lecz nawet z uszanowaniem, jakie w nim obudzało ubóstwo, przypominające mu ubogiego z miłości ku nam Jezusa. Sam większą część roku ograniczał się na jednéj porcyi posiłku, a często poszcząc o chlebie i wodzie, pozostałe pokarmy oddawał biednym, których przez czas ten gdy byli przy furcie, uczył katechizmu i odmawiał z nimi pacierze, dając im najzbawienniejsze nauki.

Gdy jeszcze był pastuszkiem, zdarzyło się iż znajdując się w polu, a w myśli słuchając Mszy świętéj, w chwili gdy upadł na ziemię, aby oddać cześć Hostyi przenajświętszéj podczas podniesienia, taż Hostya ukazała mu się w powietrzu, trzymana przez Aniołów. Od téj pory szczególne miał do przenajświętszego Sakramentu nabożeństwo. Co mu tylko zbywało czasu od obowiązków klasztornych, spędzał go w kościele: tam często wpadał w zachwycenie, i niekiedy widziano go o stóp kilka w górę wzniesionego na powietrzu. Matkę Bożą czcił i kochał jak najlepszą matkę swoję niebieską, i do tajemnicy Jéj Niepokalanego Poczęcia mając wielkie nabożeństwo, pobudzał do niego i drugich. Obdarzył go był Pan Bóg, tak wysokim darem nietylko bystrego pojęcia w rzeczach tyczących się religii, lecz oraz i wyjaśniania najgłębszych tajemnic wiary, że najznakomitsi Teologowie udawali się do niego dla zasięgnięcia jego zdania, w najzawilszych kwestyach. Dwóch uczonych Jezuitów, rozmawiało z nim razu pewnego, a nie wiedząc iż jest tylko prostym braciszkiem, wzięli go za jednego z najuczeńszych Teologów jego zakonu. Żadnych nauk nie pobierając, napisał prześliczne małe książeczki o doskonałościach Boga, o Trójcy przenajświętszéj, o Wcieleniu Syna Bożego, o sposobie odbywania modlitwy wewnętrznéj, o trzech stopniach doskonałości chrześcijańskiéj, o łasce, o Aniołach, i kilka innych tego rodzaju, a w których wszystkie te tajemnice z przedziwną prostotą, namaszczeniem i przystępnie wykłada. Wysłany przez przełożonych do Francyi w ważnych sprawach tyczących się całego zakonu, wszystko najpomyślniéj załatwił. W podróży téj, wpadł był w ręce heretyków, wojnę podówczas prowadzących. Zrazu chcieli oni obejść się z nim okrutnie, mając w ręku braciszka zakonu który nienawidzili. Lecz jego pokora, łagodność, i mądre odpowiedzi jakie im dawał na czynione mu zapytania co do artykułów wiary, złość ich rozbroiły i wyswobodziły go z téj niewoli.

Słynął za życia jeszcze różnemi cudami. Razu pewnego w jedném z miast sąsiednich klasztorowi w którym przebywał, wybuchło morowe powietrze. Święty dowiedziawszy się iż z miejsca tego wielu pouchodziło, a chorzy bez pomocy żadnéj zostawali, uzyskawszy na to pozwolenie przełożonego, udał się tamże dla obsługiwania; zarażonych. Przebywał wśród nich dość długo, a nietylko sam zarazie nie podległ, lecz wielką liczbę już nią dotkniętych znakiem krzyża świętego uzdrowił, i naukami jakie przez ten czas miewał do ludu, poskromiwszy w nim złe obyczaje, odwrócił tę klęskę od miasta, ktorą właśnie Pan Bóg karał mieszkańców za ich grzechy, i nią chciał ich do pokuty przywieść. W procesie jego kanonizacyi i to zdarzenie, i wielka liczba innych cudownych uzdrowień przez niego dokonanych, została dowiedzioną.

Posiadał także dar przepowiadania przyszłości, którego szczególnie używał dla ostrzeżenia różnych osób o zbliżającéj się śmierci, aby się zawczasu do niéj przygotowały. Tak między innemi, znajdując się pewnego dnia u zamożnego mieszkańca Walencyi, gdzie posłany był jako towarzysz z kapłanem jego zakonu udającym się tam za interesem klasztornym, gdy odchodzili, nakłonił gospodarza domu aby co rychléj wyspowiadał się i sporządził testament, gdyż niezadług oumrze. Jakoż tejże nocy człowiek ten tknięty apopleksyą, umarł. Podobne wielkie dobrodziejstwo wyrządził nasz Święty, mnóstwu innych osób, jak o tém także świadczą akta jego kanonizacji.

Lecz o ile ten sługa Boży, opływał w dary i łaski niebieskie, o tyle zły duch wysilał złość swoję na jego duszę. Nacierali na niego niekiedy szatani, a za każdą razą modlitwą, przez którą w takich razach uciekał się do Matki Bożój, odparci, i żadnéj co do duszy nie mogąc mu zadać szkody, nad ciałem się jego pastwili. Zdarzało się iż go tak dotkliwie zbili, że całe ciało miał sińcami pokryte. Niekiedy znowu chcąc go w złudzenie wprowadzić, okazywali się mu przybierając na siebie postać Świętych Pańskich, a nawet i saméj Matki Bożéj, jakoby się mu objawiających. Lecz Paschalis umiał rozróżnić fałszywe od prawdziwych widzenia, i za każdą razą znakiem krzyża święgo złudzenia szatańskie odpędzał.

Mając lat pięćdziesiąt dwa, gdy mieszkał w klasztorze w mieście Willa-Reale w Walencyi, przepowiedział zbliżający się dzień śmierci swojéj. Wkrótce potém zapadłszy na lekką gorączkę, przyjął z najżywszéj pobożności uczuciami, wszystkie Sakramenta święte, i zasnął w Panu dnia 15 Maja roku Pańskiego 1592. Gdy w trumnie był położony, ujrzano podczas Mszy świętéj, przy ciele jego odprawianéj, że w chwili Podniesienia dwa razy otwierał i spuszczał powieki, na znak cudowny iż i po śmierci cześć oddaje przenajświętszemu Sakramentowi Ołtarza.

Gdy licznemi grób jego zasłynął cudami, kanonizowany został przez Papieża Aleksandra VIII roku Pańskiego 1680.

Pożytek duchowny

Święty Paschalis, który szczególne miał za życia do przenajświętszego Sakramentu ołtarza nabożeństwo, jest dla tego szczególnym daru tegoż nabożeństwa Patronem. Proś go przeto z całego serca, aby i tobie tę łaskę wyjednał, abyś Boga i najdroższego naszego Zbawcę, w Sakramencie Jego największéj ku ludziom miłości obecnego, czcił i wielbił w sposób szczególny.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Paschalisa Wyznawcę Twojego, prawdziwą ku przenajświętszéj tajemnicy Ciała i Krwi Twojéj, miłością przyozdobił; spraw łaskawie, abyśmy podobnyż jak on z téj Boskiéj uczty posiłek dla duszy naszéj zaczerpywać godnymi się stali. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 401–403.

Tags: św Paschalis Bajlon „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Wielkanoc pasterz edukacja Eucharystia zaraza śmierć
Pozostałe wpisy
Creative Commons License
citatio.pl by Citatio.pl is licensed under a Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 Unported License.